Rozdział 34. Nagrana rozmowa.

1.7K 235 7
                                    

MAISIE

Jęczę z ulgą, gdy wchodzę do windy, którą wjeżdżam na nasze piętro. Chwilę później przekraczam próg mieszkania i od razu mogę stwierdzić, że w środku panuje ciężka atmosfera. Wchodzę głębiej do salonu i zauważam Cody'ego z kapturem na głowie, leżącego na kanapie z padem w dłoniach.

– Jak było na rehabilitacji? – pytam, odkładając ciężką torbę na fotel.

Cody wzruszam ramionami i burczy:

– Normalnie.

Unoszę brwi, zszokowana jest szorstkością. Wydawało mi się, że udało nam się poprawić jego podły humor wyjściem na lodowisko dwa dni temu. A tu proszę, na nowo jest oschłym gburem.

Rozglądam się wokół i przysiadam w jego nogach. Nigdzie nie ma Goldie, co jest dziwne, gdyż suczka praktycznie nie opuszcza jego boku.

– Coś się stało? – dopytuję. Sięgam po jego dłoń, chcąc go zapewnić, że ma we mnie oparcie i zawsze może mi się wygadać.

Cody wzdycha głośno, odrzuca pada i unosi dłonie, aby potrzeć nimi twarz.

– Dwóch chłopaków przyczepiło się do mnie na uczelni – wyjaśnia. – Pieprzyli jakieś głupoty i pytali mnie, ile lasek zamierzam jeszcze tak perfidnie wykorzystać. No i... porysowali mi samochód. Dobrze, że dziś jechaliśmy moim, bo chyba bym sobie nie darował, gdyby zniszczyli auto Huntera.

Otwieram szeroko oczy, słysząc jego słowa. Cholera jasna, porysowali mu auto? Czy naprawdę tak to ma teraz wyglądać? Cody ma uciekać przez paparazzi, innymi ludźmi, który go napastują i nigdzie się nie pokazywać? Tak nie może być, tu musi się skończyć!

– Co im odpowiedziałeś?

– Nic – mamrocze, patrząc na mnie zbolałym wzrokiem. – Nie wdaję się w żadne dyskusje, tak jak polecił agent. Choć aż mnie rwało, żeby mu przypieprzyć, zacisnąłem zęby i odszedłem.

Kiwam głową, po czym układam się obok niego i wtulam się w jego miękką bluzę. Cody otacza mnie ramionami i wciska nos w moje włosy.

– Ciebie nikt nie zaczepia? – pyta, a jego głos jest trochę przytłumiony. – Nie obrażają cię, że i tak się ze mną trzymasz? Bo jeżeli tak, to ja...

– Spokojnie, skarbie – mruczę, ściskając go mocniej. – Nikt mnie nie zaczepia, nikt nie porusza tego tematu. W tym artykule to ty najbardziej oberwałeś, nie ja. Ludzie chyba sądzą, że ja z tobą po tym zerwałam.

– To niech tak myślą. Lepiej będzie, jak na razie nie będziemy się nigdzie pokazywać razem.

Marszczę brwi i podnoszę się na łokciu. Wbijam w niego zdziwione spojrzenie i szarpię za sznurki jego bluzy, aby na mnie spojrzał.

– Co ty wygadujesz za głupoty? – Podnoszę głos.

– Maise, ja nie chcę, żeby ktoś cię zranił... – mamrocze, uciekając spojrzeniem w bok. – Cała moja rodzina jest narażona przez ten jebany artykuł. Mogą mnie osądzać do woli, ale nie pozwolę, aby to przeszło na któregoś z was.

Podciągam się wyżej i ujmuję jego policzki w dłonie. Próbuje się wyrwać, jednak nie pozwalam na to, mocno go trzymając.

Boli mnie serce, gdy widzę, jak bardzo on się miota. Ta sytuacja przygniata go coraz bardziej, a on nie potrafi sobie z tym poradzić. Wszyscy ludzie wokół tylko na niego napierają i nie dają wytchnienia. Sądziłam, że po naszym wyjściu na lodowisko, wszystko wróci na dawne tory, a to pomogło tylko na chwilę. Cody nadal jest spięty i to nie minie, dopóki cała sprawa nie zostanie wyjaśniona.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now