Rozdział 6

246 27 11
                                    


Kolejny dzień w Nowym Jorku był bardzo pracowity. Z Marcusem zajęliśmy się ogarnianiem bieżących spraw oraz najnowszym projektem dla dużego klienta, który miał się w przyszłym tygodniu pojawić w firmie, by zatwierdzi ostatecznie przygotowany projekt, ten sam na którego dokumenty czekałam w Bostonie.

- Na dzisiaj już wystarczy Marcus. Padam, a jeszcze mam jedno spotkanie i to za pół godziny – zwróciłam się do mężczyzny zerkając na zegarek.

- Spotkanie służbowe? O tej godzinie? Ana od wczoraj siedzisz po kilkanaście godzin w pracy, odpocznij w końcu. Nikt nie chce, abyś jeszcze ty znalazła się w szpitalu, bo się przepracowujesz.

- On ma rację Ana, posłuchaj go. – usłyszałam znajomy głos.

- Trevor?

- Witajcie. Przepraszam, że wszedłem tak od razu, drzwi były uchylone, pukałem, ale byliście tak zajęci rozmową, że nie słyszeliście.

- Trevor? Trevor Anderson? Nie możliwe. To ty? Własnym oczom nie wierzę. Kopę lat stary. Co u ciebie? – zapytał zszokowany Marcus. Tylko skąd on znał Andersona?

- To wy się znacie? – zapytałam zaskoczona.

- Witaj Ana. Tak znamy się – odpowiedział Trevor witając się z Marcusem, a następnie podchodząc do mnie i całując mnie w policzek.

- To z naszym Trevorem masz spotkanie. No proszę jaka niespodzianka. Andrew, by się cieszył widząc cię – rzekł Marcus na co Trevor się spiął.

- Andrew? Mój Andrew? – zapytałam przyglądając się obu mężczyznom.

- To długa historia, wyjaśnię ci na kolacji. – odpowiedział Trevor.

- Miło było cię zobaczyć Trevor. Mam nadzieję, że nie uciekasz szybko z Nowego Jorku i wypijemy razem drinka – oznajmił Marcus.

- Jasne, z przyjemnością – odparł Anderson.

- Czekam w takim razie na telefon, a teraz uciekam. Udanej kolacji – pożegnał się Marcus i wyszedł.

- Pięknie wyglądasz. Miło cię widzieć – powiedział Trevor stając naprzeciwko mnie.

- Ciebie również. – odpowiedziałam po czym sięgnęłam po torebkę, zakluczyłam biuro i pojechaliśmy do restauracji.

Trevor

Andrew Peterson miał rację. Ana była wyjątkową kobietą. Kiedy opowiadał mi często o niej przez telefon nie do końca rozumiałem jego fascynacji tą kobietą. Jedyne o czym byłem przekonany, to fakt, że zawróciła mu ona totalnie w głowie. Chciałem przyjechać na ich ślub jednak nie mogłem. Moja firma w tym czasie realizowała ważny projekt w Dubaju i nie mogłem tak po prostu zostawić wszystkiego. Za dużo miałem do stracenia.

Czekała mnie z Aną poważna rozmowa i im szybciej ją odbędziemy tym lepiej. Zafascynowała mnie ona swoją osobowością i naszą znajomość traktowałem poważnie. Nie lubiłem kiedy miedzy dwojgiem ludzi wkradały się nieporozumienia czy niedopowiedzenia. Szczerość to podstawa. Jeśli Ana miała mi zaufać i dać szansę na to, by między nami rozkwitło coś więcej niż zwykła znajomość to tym bardziej musiałem z nią być szczery od samego początku.

- Nadal nie wierzę, że przyleciałeś do Nowego Jorku. Zaskoczyłeś mnie – powiedziała kobieta, gdy jedliśmy nasze dania w restauracji.

- Lubię zaskakiwać, ale tylko pozytywnie – uśmiechnąłem się, chociaż w środku czułem niepokój. Nadszedł czas, bym jej powiedział prawdę.

- Zauważyłam. Co tam jeszcze skrywasz? – spytała śmiejąc się, ale idealnie trafiła.

- Dlaczego akurat frezje? To nie są zbyt popularne kwiaty. – zapytałem podejmując trudny temat.

Burning Spark #3Where stories live. Discover now