Rozdział 5

165 16 2
                                    

- Powinnaś zamieszkać gdzieś indziej i to w trybie natychmiastowym - zdecydowanym tonem oznajmiła Santana.

Siedziałyśmy w kuchni mojej ciotki, popijając zieloną herbatę. W naszych głowach wciąż tkwił obraz wydarzeń sprzed godziny. Wiedziałyśmy tylko tyle, ile usłyszałyśmy. Adrenalina nieco opadła, ale ja nadal czułam się źle, bałam się o swoje życie jak nigdy. Ktoś chciał mnie zabić i do tego znał wszystkie moje dane.

Przede wszystkim jedna rzecz mnie w tym wszystkim niepokoi, nie wiem dlaczego ktoś miałby zrobić tak okropną rzecz wobec mnie. Od godziny próbowałam przeszukać cały mój mózg w poszukiwaniu chociaż najmniejszej wskazówki, która mogłaby mi pomóc w odnalezieniu prawdy. Starałam przypomnieć sobie wszystkie ważne wydarzenia, które mogły przyczynić się do powstania mojego wroga. Może zrobiłam coś w dzieciństwie? Może zabrałam zabawkę, któremuś z moich podwórkowych przyjaciół? Albo zepsułam komuś babkę z piasku? Nie, to trochę błahy powód, przynajmniej jak na planowanie zabójstwa. Poszukajmy gdzieś indziej. Może w szkole? Popchnęłam kogoś przy grze w piłkę? Zbiłam kogoś w zbijaku? No, nie. Nie mam dobrych pomysłów na to jak mogłam kogoś tak mocno krzywdzić, że ten chcę się na mnie zemścić.

Pogrążyłam się w głębokim zamyśleniu. Doszłam do wniosku, że moja przyjaciółka ma rację, po tym co usłyszałam, nie mogłam zostać w domu mojej ciotki ani chwili dłużej, ale nie miałam też innego miejsca, gdzie mogłam się podziać.

Policja przeszukiwała całe moje poprzednie mieszkanie w związku z zabójstwem Abigail, a i tak jest na nie kupiec, który może wprowadzić się w każdej chwili, ponieważ ja nie mogę ani chwili wytrzymać tam ze świadomością, ze jedna z zamieszkałych tam osób nie żyje.

Przeprowadziłyśmy się tam kilka miesięcy temu, na początku twierdziłam, że to nie jest wspaniały pomysł, brakowało mi pieniędzy, ale ciotka nalegała, że przyda mi się trochę samodzielności. Ostatecznie przekonali mnie rodzice Abi, mówiąc, że to oni będą opłacać czynsz oraz rachunki i nie mam się czym przejmować, bo i tak oni będą za nie płacić, ale boją się zostawiać swoją jedyną córkę samą.

Są strasznie bogaci, pamiętam, że kiedy Abi i ja miałyśmy po kilka lat, ona zostawała w domu sama z opiekunką albo kimś z rodziny na całe tygodnie, a oni jeździli po całym świecie w sprawach służbowych. Nigdy nie dowiedziałam się kim naprawdę są, zawsze wszyscy wymijali ten temat.

Widać teraz też są zajęci. Kiedy ostatni raz ich widziałam, pojawili się w mieście tylko na dwie godziny, aby móc uczestniczyć w pogrzebie córki. Pamiętam, że próbowali utrzymać kamienny wyraz twarzy, nawet prawie im się to udało, jednak jak widać oni nie mają zamiast serc kamieni, najwyżej lód, który czasem może się roztopić, dlatego w połowie uroczystości z ich oczu wyleciały pojedyncze łzy, ale po pogrzebie znowu ich twarze zamieniły się w posągi bez cienia uczuć. Przyjmowali kondolencje nie roniąc przy tym żadnej łzy, nie miałam ochoty nawet do nich podejść, przed pogrzebem usłyszałam jak rozmawiają z moją ciotką, winiąc mnie o śmierć ich jedynego dziecka, twierdzili, że to ja powinnam umrzeć, nikt by wtedy nie cierpiał, bo nie mam rodziców.

Te słowa bardzo mnie zabolały i mam nadzieję, że już nigdy nie spotkam się z tymi okropnymi ludźmi. Na samą myśl o nich jest mi niedobrze.

- Nie mam gdzie się podziać, mieszkanie przeszukują policjanci - westchnęłam mieszając herbatę, która pewnie już dawno wystygła.

- Coś znajdziemy - Santana nagle wstała od stołu i wyszła z pomieszczenia, przechyliłam się próbując śledzić jej kolejne kroki. W końcu po minucie jednak ponownie pojawiła się w zasięgu mojego wzroku z jej prywatnym laptopem z rękach. Zauważyłam, że zaczęła już coś wpisywać, zanim z powrotem zajęła swoje poprzednie miejsce obok mnie.

Zmrok [Michael Clifford]Where stories live. Discover now