4. Walka z Buggy'm i jej następstwa

53 3 4
                                    

Luffy padł na stół, pełny po opróżnieniu wszystkich zapasów jakiegoś biednego mieszkańca miasteczka. Obok niego Zoro kończył którąś z kolei flaszkę. Natomiast Nami stała trochę dalej, patrząc na nich z mieszaniną zdziwienia i zmieszania.

– Nie mam pojęcia, jak możecie tyle jeść. Gdzie wam się to mieści?!

Zoro zaśmiał się jedynie, a Luffy spojrzał na nią zdziwiony.

– Hmm? Przecież nie zjadłem aż tak dużo – powiedział nieco urażony, na co dziewczyna rzuciła mu poddenerwowane spojrzenie.

– Dobra, omówmy nasz plan. Zabieram całe złoto Buggy'ego, wy możecie sobie z nim zawalczyć, jak tak bardzo chcecie. Przynajmniej odwrócicie jego uwagę – powiedziała pewnie, na co Luffy uniósł kciuk w górę a Zoro kiwnął głową.

– Tak, wolę walczyć niż skradać się i niezauważenie kraść. To nie jest zabawne, shishishi.

– Świetnie, więc wy pójdziecie prosto do niego, kiedy ja się schowam i poczekam na odpowiednią okazję.

– Okaay~

Luffy zanucił, wstając od stołu i przeciągając się. Zoro poprawił swoje miecze, a Nami uśmiechnęła na myśl o czekającym na nią skarbie.

Takim sposobem Nami przypieczętowała swój los jako przyszły członek Słomkowych Kapeluszy nawet o tym nie wiedząc.

Luffy z jeszcze większą determinacja ruszył pokonać tego całego Broggy'ego. Nie wydawał się być silnym. Co prawda Luffy wyczuwał od niego pewną skrywaną siłę, może nawet to było haki, jeśli sposób, w jaki czuł się obserwowany mógł coś powiedzieć, ale nie tak mocne jak to, które miał na przykład jego dziadek bądź nawet Ace.

Dlatego Luffy nie przejmował się nim, idąc zadowolony pustą ulicą. Zdawało mu się, że czuje coś takiego też od kogoś innego prócz piratów, jednak postanowił to zignorować. Na dodatek, że ta osoba znajdowała się koło jakiegoś zwierzęcia. A choć Luffy bardzo kochał wszystkie zwierzęta i zoany, te pierwsze zawsze od niego uciekały. Dziadek tłumaczył to jego aurą lub czymś takim. Podobno miał dość przerażająca aurę drapieżnika, więc zwierzęta wolały go unikać, nawet jeśli nie miał żadnych złych zamiarów.

Do bani.

Luffy razem oraz reszta jego małej ekipy szybko trafili do kryjówki piratów. To znaczy Luffy trafił, bo Zoro się gdzieś zapodział, a Nami ukryła, by zdobyć skarb. Cóż, to nie tak, że potrzebował ich, by skopać tyłek kapitanowi, jednak fajnie było walczyć razem z Zoro.

– Oi, Bubby! – zawołał w stronę grupy piratów, którzy dopiero teraz go zauważyli.

– Kogo nazywasz Bubby, draniu?! To Buggy! Najwspanialszy, najbardziej krzykliwy pirat na tym morzu! – kapitan wywyższał się, krzycząc coś jeszcze, jednak Luffy nie słuchał go za bardzo, po prostu grzebiąc w swoim ludzkim uchu i czekając aż skończy.

– Moja nawigatorka chce twój skarb, więc będziemy o niego walczyć – powiedział prosto, wykręcając ręce w jakiejś skróconej wersji rozgrzewki. – No i słyszałem, że masz mapę do Grand Line, a ja właśnie tam się udaję.

– Do Grand Line? Taki dzieciak jak ty nie przetrwa tam nawet minuty! – zakpił Bambi, zatrzymując się wzrokiem na jego słomkowym kapeluszu. – Znów ten drań Shanks zostawia mi jakieś gówno, które muszę posprzątać – burknął do siebie, co oczywiście Luffy usłyszał, mając swój super wyczulony słuch i w ogóle.

– Oh, znasz Shanksa? – spytał, jakby usłyszał tylko tę część wypowiedzi.

– No jasne, że tak! Ten idiota zniszczył moją mapę do skarbu...! – Klaun zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się, po co w ogóle o tym wspomina, skoro chłopaka najwyraźniej w ogóle nie obchodzi to, jaką mękę musiał przeżyć. Cóż, niedawno mówił o tym burmistrzowi przy kuflu sake, omawiając przy okazji koszty ich ostatniej Buggy Ball, której użył do odstraszenia jakichś głupich młodzików, którzy tak jak ten tutaj myśleli, że są gotowi na Grand Line. No i chcieli okraść ludzi, mieszkających na jego terytorium, więc ich los został z góry przesądzony.

cat hybrid adventure  /one piece ffWhere stories live. Discover now