11. Just coffee

241 29 3
                                    

Budzę się około 10:00. Na wpół przytomna wstaję i wyciągam z szafy jakieś dresy, koszulkę i bieliznę. Idę do łazienki, po czym biorę prysznic, myję zęby, suszę włosy i rozczesuję je.

Tak naprawdę wcale nie obchodzi mnie, co się dzieje ze Stylesm. Czy jest w mieszkaniu, czy śpi, czy przeleciał tamtą laskę, czy żyje. Nic a nic.

„Kogo oszukujesz, idiotko", mówi mi podświadomość.

Jem śniadanie i tak sobie (nie) myślę o Stylesie, aż w końcu się poddaję i idę do jego sypialni. Nie pukam. Uchylam tylko lekko drzwi. Leży, posapując cicho. Patrzę na jego spokojną twarz z jakąś głupią nawinością, że niczego nie zrobił z tamtą laską, że wciąż mu zależy na mnie i tylko na mnie. Łatwowierna.

Zamykam drzwi jego pokoju i idę do kuchni, by skończyć śniadanie. Dopijam ostatni łyk mocnej kawy i chowam naczynia do zmywarki, po czym udaję się do swojego pokoju, żeby pracować. Chwytam ołówek i po prostu wnikam całą sobą w świat linii, kresek i geometrycznych konstrukcji.

Z małymi przerwami pracuję do 13:30, po czym stwierdzam, że czas zacząć się szykować do "randki" z Krisem. Wybieram jakąś koszulę i dżinsy, a następnie udaję się do łazienki.

Wychodzę z niej po pół godziny, a wtedy nagle drzwi się otwierają, a z pokoju wychodzi Harold "jestem na kacu" Styles. Ma na sobie jedynie szare dresy i jakąś koszulkę.

- Łazienka wolna? - pyta.

- Tak.

Wchodzi do pomieszczenia, a ja siadam przy kuchennej wyspie. Przeraża mnie cisza panująca w tym mieszkaniu. Przytłacza mnie. W mojej głowie kłębią się setki pytań o poprzedni wieczór. Przygryzam wargę, wsłuchując się w szum wody.

Z łazienki wychodzi piętnaście minut później. Jego włosy są mokre i w nieładzie. Podchodzi do lodówki i wyciąga z niej butelkę wody mineralnej, po czym siada tuż obok mnie. Poruszam się niespokojnie na krześle.

- Carter... - zaczyna jako pierwszy, a ja już wiem, co chce mi powiedzieć.

- Milcz - warczę.

- Zjebałem...

- O, to, to ja wiem! - parskam z emfazą. - Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę.

- Żałuję.

- Szczerze? Mam to gdzieś. Dobra była? - pytam z wściekłością.

Krew buzuje mi w żyłach, agresja wzbiera.

- Przestań, błagam.

- No pytam. Dobra? Potrafiła ci ulżyć?

- Carter, to boli...

- Pieprz się. Zresztą już to zrobiłeś. Pieprz się do kwadratu.

- Carter, na tobie mi zależy. Nie przestało - mówi płaczliwym głosem. - Nawaliłem, wiem. Chcę to naprawić, ale nie wiem...

- Nie „nawaliłem", tylko „zawaliłem". Tu już nie ma czego naprawiać - sarkam, po czym decyduję się zadać ostateczny cios: - Miałeś rację. Jesteś draniem. Tę dziewczynę zapewne też zdradzałeś, a potem przepraszałeś. Ja nie jestem głupia.

- Carter, przestań! - podnosi głos, ścierając z policzków... łzy?

„Co?"

Naszą rozmowę przerywa dzwonek do drzwi. Wstaję i otwieram. Kris.

- Cześć - wita się.

- Cześć - odpowiadam, po czym pospiesznie wciągam na nogi buty i chwytam ramoneskę.

AmnesiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz