Londyn.

1K 38 3
                                    

29 sierpnia 1996r.

 Słońce przebijało się przez zasłony w moim pokoju, a raczej dzielonym z Ginny. Przymrużyłam lekko oczy, kiedy światło zaczęło mnie razić. Zeszłam z łóżka podchodząc do szafy z moimi ubraniami. Nie było ich zbyt dużo zwracając uwagę na ubogi majątek mojej rodziny. Nie miałam im tego za złe, lecz tak jak wiadomo nie dogadywaliśmy się z niektórymi rzeczami.

- Dziewczęta, chodźcie! - usłyszałam głos dochodzący z dołu.

Spojrzałam na rudowłosą dziewczynę jeszcze smacznie sobie śpiącą i nie świadomą tego co się zaraz stanie. Wzięłam wiadro, które stało na korytarzu i nalałam do niego lodowatej wody. Podeszłam po cichu do łóżka Ginny i...

Wylałam.

Z prędkością światła zjawiłam się na dole, kiedy z góry było słychać głośny wrzask. Molly spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem, na co uśmiechnęłam się delikatnie. Usłyszałam kroki osoby schodzącej na dół. Tak jak przypuszczałam to była cała przemoknięta Ginny z twarzą czerwieńszą od krwi, jeżeli taka w ogóle jest możliwa.

- Żądam. Wyniesienia. Tej. Ślizgonki. Z. Naszego. Domu! - krzyknęła podkreślając każdy wyraz bardzo dokładnie i powoli.

Molly i Artur w tym samym momencie zawiesili swój wzrok na mnie, natomiast ja siedziałam sobie spokojnie popijając kawę. Podniosłam wzrok na nich i słodko się uśmiechnęłam.

- Spała - powiedziałam tak delikatnie i lekko, że rudowłosa jeszcze mocniej poczerwieniała.

- Przykro mi Ginny. Valeria zostanie z nami, aż nie będzie pełnoletnią czarownicą, więc musicie się dogadać - powiedział wuj Artur, który właśnie czytał proroka. - Wiedzieliście, że list gończy został wysłany na starego Nott'a? - usłyszawszy pytanie zesztywniałam w sekundę.

Były trzy dni przed rozpoczęciem się roku szkolnego, a ja nie dokańczając śniadania wzięłam swoją różdżkę I wybiegłam z domu, który swoją drogą już ledwo się trzymał. Za sobą jeszcze słyszałam krzyki ciotki Molly, ale nie zwracając na to uwagi deportowałam się na Dwór Nott'ów. Biegłam przez dwór, aż dotarłam do drzwi. Zapukałam trzy razy i po chwili otworzyła mi Pani Nott. Spojrzała na mnie, a ja ją przytuliłam chcąc dodać choć trochę otuchy. Tuż za nią staną Theodor z głową spuszczoną w dół. Posłałam mamie Theodora przepraszające spojrzenie i wtuliłam się w chłopaka, który ścisną mnie tak mocno, że powoli traciłam powietrze w płucach.

- Tak mi przykro - wyszeptałam tak, aby tylko on usłyszał.

- Damy radę - powiedział i uśmiechnął się smutno.

Kiedy poszedł w stronę salonu wraz z matką została trzynastoletnia Oktawia, której policzki jak i oczy były już czerwone od płaczu. Zanim zdążyłam zrobić krok dziewczyna wbiegła we mnie I wtuliła się najmocniej, jak umiała.

Byłam dla niej jak siostra. Znam się z Nott'em od pierwszego roku i kiedy pierwszy raz odwiedziłam go w domu od razu wszyscy mnie polubili, a najbardziej właśnie Oktawia. Oni byli dla mnie bardziej, jak rodzina niż Weasley'owie.

Ruszyłam razem z dziewczyną do salonu, w którym już siedzieli Theodor i Pani Rose. Usiadłyśmy we dwie na kanapie I wpatrywaliśmy się w ogień w kominku.

- Jak u ciebie Val? - spytał młody Nott.

- A jak ma być? Już od dawna chcą się mnie pozbyć. Czekają tylko, aż będę pełnoletnia - odpowiedziałam prychając poirytowania pod nosem.

- Weasley'owie? Przecież oni słyną z gościny i dobra - wtrąciła się Pani Rose ze zdziwioną miną.

- Niby tak, ale jak przyszło im wychowywać ślizgonkę jakoś ich nastawienie się zmieniło - dopowiedziałam.

Uninvited WitchWhere stories live. Discover now