Żyłam przez kilka lat z kryminalistą. Miłością zaślepiona robiłam rzeczy, o które nikt nie mógłby mnie nawet podejrzewać. Ważyłam na kuchennym blacie działki. Ważyłam i sztukowałam przesypując zwykle - biały proszek, do samarek. Kiedy on przychodził był zadowolony, że wszystko zawsze było gotowe. Cieszył się. A ja? Myślałam, że robię dobrze. Chciałam tylko jednego – tego, żeby ON był szczęśliwy. Grzęzłam w bagnie co raz bardziej. Czułam, jak błoto i muł wciągają mnie pod powierzchnię. Teraz już wiem, że traciłam siebie. Z każdą jego prośbą. Z każdym ważnym zadaniem. Z każdym jego klientem. Wiedziałam dużo, znacznie więcej niż powinnam. Ufał mi, a ja ufałam jemu, że jestem bezpieczna. Ślepo wierzyłam, że przy nim nie stanie mi się krzywda. Wierzyłam, że jestem najważniejsza. A on… Bez najmniejszych skrupułów to wykorzystywał. Niejeden raz widziałam co robią z takimi, jak ja. W tym przypadku kara to pojęcie względne. On, razem ze swoimi przerośniętymi panami zsyłał na takie osoby wszystkie plagi tego świata. Ból był nie do zniesienia. Widok mroził krew w żyłach… A ja? Przyglądałam się temu w ciszy. Nie zadawałam pytań. Sama łączyłam kropeczki i niczym puzzle, układałam wszystko w jedną, spójną całość. Miewałam senne koszmary. Budziłam się często z myślami, że to co mi się śni – dzieje się aktualnie ze mną. Widziałam swoją pociętą twarz i sączącą się krew. Była tak bardzo poharatana, że niemal była nie do zidentyfikowania. Słyszałam trzask moich pękających kości i wszystko to było tak realne, że budząc się strach paraliżował mnie od wewnątrz. Paraliżował i niszczył. Toczyłam wewnętrzną walkę. Walkę dobra ze złem. Gdybym wtedy wiedziała, jakie spustoszenie zasieje w mojej głowie i duszy, nigdy bym się z nim nie spotkała. (...) Na imię mi Katina, mam dwadzieścia pięć lat i jestem współuzależniona od swojego oprawcy.
1 part