Good lil boy ° Woosan

By hydrochloridum

45K 4K 6.1K

San jako sierota zostaje przygarnięty z ulicy przez organizację przestępczą, która robi z niego chłopca na po... More

prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
Epilog

15*

1.4K 101 208
By hydrochloridum

7 lat wcześniej

Seonghwa czuł się bardzo winny temu co zrobił. Przecież nie chciał kraść, nie powinien, nie tego go uczyli. Nie miał rodziców, ale został tyle razy zbity w sierocińcu za kradzież cukierków od innych chłopców, że zapamiętał swoją lekcję. Teraz było inaczej bo nie były to ani cukierki, ani dom dziecka, a prawdziwy sklep i kawałek chleba.

Ale miał już całe czternaście lat i obiecał Sanowi zająć się nim, szczególnie teraz kiedy tego potrzebował. Nie umiał przyznać, że sam chodzi głodny, poczuł na barkach odpowiedzialność za zaledwie rok młodszego chłopca i musiał zanieść mu ten przeklęty chleb. Czuł narastający strach gdy chowając zdobycz za kurtką mijał kasę bez patrzenia na sprzedawcę. Może nawet to uszłoby mu na sucho i nikt by nie zauważył gdyby był nieco mniej chudy i większy. Tak duży chleb za tak małą kurtką był mocno widoczny i mężczyzna stojący za ladą od razu zauważył, że coś jest nie tak.

- Hej, musisz za to zapłacić- rzucił ostrzegawczo,  a mały chłopiec spanikował. Rzucił się biegiem przed siebie, musiał tylko opuścić sklep, wtedy na pewno jakoś zdoła ukryć się pod osłoną nocy.
Mężczyzna zaczął go gonić. Uciekał tak szybko jak tylko mógł, mijał w pośpiechu regały aż w końcu dobiegł do wyjścia i w ostatniej chwili prześlizgnął się między drzwiami. Schował się na tyłach budynku i usiadł na ziemi próbując złapać oddech. Czuł się okropnie z tym co zrobił, ale to jedyna możliwość żeby przeżyć. To przecież tylko głupi kawałek chleba, pewnie nawet nie zrobi temu facetowi różnicy, a San był głodny i ten nie mógł go teraz zostawić.

Próbując złapać oddech usłyszał za plecami cichy śmiech.

- No proszę.

Odwrócił się szybko w kierunku głosu gdy zobaczył wysokiego mężczyznę ubranego w długi do kostek płaszcz. Uśmiechał się do niego przeraźliwie pokazując szereg białych zębów.

- Czego pan chce?

- Całkiem nieźle sobie poradziłeś. Ale czy na pewno na takie życie liczysz? Kraść żeby przeżyć? Jak masz na imię?

- Seonghwa.

- Mm Seonghwa, nie masz rodziców?

- Nie.

- I żyjesz tu sam?

- Mam jeszcze przyjaciela- nie był pewny czy robi dobrze mówiąc to mężczyźnie, ale właściwie co miał do stracenia?

- Seonghwa, nie chciałbyś może przyjść do mnie z przyjacielem kiedyś i powiedzmy... zrobić dla mnie kilka rzeczy? Dostaniesz za to jedzenie i nocleg.

- Pracować?

- Powiedzmy- położył mu dłoń na ramieniu prowokując do spaceru wzdłuż pustej uliczki.- Umiesz kraść jak widzę. I nawet nie dałeś się złapać. Trzeba będzie cię jeszcze wiele nauczyć, ale masz duży potencjał Seonghwa.

Nie mógł odmówić.

Nie był przekonany co do tej propozycji, co innego San. Bardzo podobała mu się wizja bycia gangsterem, dziecięca wyobraźnia działała na niego bardzo dobitnie. Choć to Seonghwa zwrócił ich uwagę to właśnie San zgodził się jako pierwszy podjąć własnemu zadaniu.

Już tydzień po całym wydarzeniu zlecono mu dostarczenie narkotyków do starej fabryki farby, opuszczonej lata temu gdzie miał czekać na niego klient. Kto mógłby podejrzewać dziecko? W razie złapania przecież nie pójdzie do więzienia. A przede wszystkim kto przejąłby się jego śmiercią?

Zrobił wszystko tak jak mu kazano, przeniósł na umówione miejsce paczkę i spotkał tam mężczyznę, który w pośpiechu wcisnął mu pieniądze odchodząc. Dopiero przy opuszczaniu posesji zauważył go ochroniarz. Zwinny i drobny, przeciskając się różnymi szczelinami uciekł i wrócił do bazy dokładnie tą drogą, którą mu kazano. Czuł się wtedy wolny. Jakby mógł zdobyć cały świat, Choi San w końcu pochwalony, zauważony i przede wszystkim robiący coś co lubi. Ta adrenalina, strach, wyzwolenie skusiły go aż za bardzo.

Chłopcy dostali wtedy możliwość spania w garażu gdzie całymi nocami San przyglądał się drogim samochodom. Nawet nie śmiał ich dotykać.

Ale Seonghwie to nie pasowało. Czuł, że robią źle, że nie tędy droga. Przede wszystkim Seonghwa nie ufał mężczyznom z mafii. Obawiał się, że jedynie ich wykorzystają, a potem wyrzucą znowu na ulicę. Martwił się o Sana.

Lata mijał kiedy San coraz bardziej czuł się jakby robił właśnie to co do niego należy. Kradł, handlował narkotykami, czasem nawet wkręcał się na bankiety swoich szefów, był na każde ich zawołanie. W zamian dostawał jedzenie i ten marny blaszak, w którym spędził większość swojego przestępczego życia. 
Seonghwa jednak zawsze był wycofany. Myślał co zrobić by się od nich wyrwać i żyć samodzielnie. Nie wyobrażał sobie nawet zostać w tym miejscu na zawsze. Czasem kradł, ale nigdy nie pozwalał pokazać innym, że jest w tym dobry by tylko nie wpadli na pomysł dawania mu kolejnych szans na złamanie prawa.

I w końcu mu się to opłaciło. Podrobił los warty kilka milionów, nie sądził, że to w ogóle przejdze, ale los okazał się trafny.  Przyjęto go, szczęście pozwoliło mu wygrać i dostał pieniądze.

Nie mógł tego nikomu powiedzieć. Każdy grosz musiał oddawać swoim szefom, zabraliby wszystko, a to była jego szansa na wyjście z tego dołka. Postanowił zwierzyć się Sanowi którejś nocy.
Chłopiec leżał obok niego, wtulony w jego ciepły tors jak zwykli spać gdy robiło się zimno.

- Sannie- przerwał ciszę wypowiadając to głupie przezwisko.

- Hm?

- Muszę ci coś powiedzieć.

- To coś złego?- San od razu podniósł się do siadu patrząc na przyjaciela w mroku.

- Oczywiście, że nie. Wygrałem ogromną sumę pieniędzy- wyszeptał uradowany.- Sannie, mamy szansę odejść i żyć jak normalni ludzie. Stać nas na dom, na jedzenie, co tylko zechcesz! Może nawet kupimy psa jak zawsze chciałeś.

Mieli tylko siedemnaście lat. Mogli mieć marzenia.

Ale San nie wykazał aprobaty. Skrzywił się obdarowując przyjaciela pogardliwym spojrzeniem.

- Chcesz odejść? Zostawić ich zawiedzionych? Gdzie podział się twój honor!

- Jaki honor San, oni nas wykorzystują. Zabierają każdy grosz, w zamian siedzimy w tym nędznym garażu patrząc jak oni pławią się w pieniądzach. Jak możesz mówić o jakimkolwiek zawodzie. Nie przejmują się ani moim ani twoim życiem, pchają nas do najgorszych i najbardziej ryzykownych akcji.

- Nieprawda- zaprzeczył.- Nie zabijamy.

- A byłbyś w stanie zabić człowieka San? Nie i tylko dlatego nie musimy tego jeszcze robić. Dojdzie i do tego i nigdy już nie będziesz wolny. Wieczny dłużnik.

- Jeśli chcesz odejść to beze mnie.

Seonghwa spojrzał na niego mokrymi oczami. Był gotowy się dla niego nawet rozpłakać, kochał Sana i nie wyobrażał sobie bez niego życia. Jednocześnie nie mógł dalej w tym tkwić. Patrzył na niego czekając aż powie, że tylko żartuje, ale nic takiego się nie stało.

- Co oni ci zrobili San?

- Mi? To ty nie chcesz okazać ani trochę wdzięczności. Wykorzystałeś ich dobroć, którą ci zaoferowali gdy umierałeś.

- Zrobiłem to żeby cię ratować San! Umierałeś z głodu, a ja nie mogłem wiecznie kraść chleb ze sklepów osiedlowych. Teraz znowu chcę dać ci szansę na lepsze życie.

- Nie chcę jej- rzucił oschle i nawet przez moment tego pożałował gdy zobaczył łzy na twarzy osoby, dzięki której żył.

Seonghwa nie mógł go jednak zatrzymać.

- Proszę zaśnij ze mną jeszcze po raz ostatni- poprosił kładąc się na plecach.

Słowa te ukłuły go w serce. Ostatni raz? Przecież zawsze trzymali się razem. Może powinien z nim odejść? Oczy Seonghwy w cieniu lśniły jak dwa kamienie. Serce mówiło mu żeby iść, ale głowa całkowicie co innego.

Zbliżył się do niego by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. Całował swojego przyjaciela wiedząc, że go tym krzywdzi, ale coś zmusiło go do tego czynu. Seonghwa smakował jak jego wspomnienia, jak żar palącego się sierocińca, jak przemoczony chleb, jak śnieg, ciepło obezwładniało jego ciało każdej nocy, dzięki niemu zasypiał.

I teraz miał być ten ostatni raz.

Chociaż tak mógł się mu odwdzięczyć. Położył się obok pozwalając by Park przytulił się do jego szyi delikatnie dmuchając na jasną skórę. Mokre łzy moczyły jego koszulkę. Faktycznie zrobiło mu się smutno, ale nie wyobrażał sobie wtedy odejść.

- Kocham cię San- szeptał mu do ucha, ale San obiecał sobie nie ulec.- Jeśli kiedyś będziesz potrzebować pomocy będę.

I nie kłamał, naprawdę go kochał. Całym sercem, wmawiał sobie, że to głupie zauroczenie, ale tak nie było. Zawsze był gotowy czekać aż wróci. Zawsze był by pomóc Sanowi gdy tego potrzebował. Zawsze.

Gdy San się obudził Seonghwy już nie było. Dowiedział się potem, że uciekł i nikt się tym nie przejął. Czuł się jakby ten pocałunek zburzył dosłownie wszystko co mieli. I nic nigdy nie mogło ich znów zespolić.

Po jego zniknięciu było tylko gorzej. Dostawał coraz cięższe zadania, a w zmian za nie większą presję. Brał udział w krwawych przesłuchaniach, w porwaniach, śledził dla nich ludzi, lokalizował innych bogatych przemytników. Jeździł czasem na wyrównywanie porachunków, ale zawsze by co najwyżej zabezpieczać tyły. Jeszcze nigdy nie kazali mu zabić.

Brakowało mu Seonghwy, ale czasem słyszał od starszych, że zaszył się w górach i żyje z tych pieniędzy. Nie otrzymał od niego więcej żadnej wiadomości.

Spotkali się raz i to całkiem przypadkiem. San wpadł na niego gdy uciekał przed policją. Seonghwa akurat przyjechał do miasta na przetarg.
Choi biegł ile sił w nogach, a Hwa w swoim szarym garniturze zaczytał się w gazetę.

- Hej uważaj jak... San?- Jego oczy rozjaśniły się gdy go zobaczył. Nieco starszy i z większą ilością blizn, ale ten sam. Przytulił go do siebie. Pachniał papierosami, jak zawsze.

- Seonghwa, co u ciebie?- Zmieszał się.

- Tęskniłem.

- Ja też.

Widząc go wtedy, ułożonego, wolnego, o normalnym życiu pożałował, że wtedy go nie posłuchał. Było jednak za późno, nie dostał już oferty takiej jak wtedy, nie mógł odejść. Był już poszukiwany i... to wszystko zaszło za daleko. Zbyt dużo przestępstw.

- Muszę już iść Seo, czekają na mnie.

Zasmuciło go to.

- Proszę odwiedź mnie kiedy tylko zechcesz. Gdybyś potrzebował pomocy mieszkam trzy kilometry od głównej drogi na północ, za wzniesieniem.

- Dziękuję- rzucił tylko zanim znowu odbiegł.

Tyle go widział. Nie mógł jednak wyzbyć się z serca miłości do tego chłopca  z głową w chmurach. Patrzył jak odbiega póki nie stracił go z oczu.

San coraz bardziej przesiąkał ulicznym życiem kryminalisty.
Choć właściwie wychował się na ulicach Seulu, od kiedy stracił Seonghwę było coraz gorzej. Z czasem upijał się, kradł bez wiedzy szefa, biedny i pozostawiony sam sobie nie miał nic. A w każdej chwili mógł stracić oparcie grupy, wystarczył do tego jeden błąd. Starał się zaprzyjaźnić z niektórymi członkami, którzy byli trochę bardziej do niego podobni. Czasem nawet faktycznie razem pili. Yeosang był całkiem trzeźwo myślący, ale odszedł.

Był też Chan i Hyunjin, ale ich zawsze się bał. Lewe ręce szefa, wyszkoleni i porywczy. Czasem z nimi rozmawiał, ale zazwyczaj tylko wydawali polecenia. I przede wszystkim nie bali się zabijać.

Raz Hyunjin przyłapał Sana na kradzieży. Może to wydawać się absurdalnie głupie, ale okradać swoich to największa zbrodnia jakiej można dokonać.

- Choi?

San wypuścił z rąk metalowe części samochodu, które głucho obiły się o posadzkę. Nie sądził, że ktokolwiek wejdzie do magazynu akurat teraz.

- Ja...

- Chcesz to ukraść?

- Nie, ja tylko...

- Chciałeś ukraść- znowu się odezwał, dużo bardziej złowrogo.- Chyba nie chcesz żeby góra się o tym dowiedziała.

- Nie.

- Więc teraz odłóż to na miejsce. A potem- zastanowił się.- Hm, potem przyniesiesz mi dwukrotną wartość tego złomu.

- Jak mam zarobić pieniądze? Gdzie? Zresztą szef każe mi wszystko oddawać, jeśli dowie się, że przemycam coś dla ciebie to...

- Więc wolisz żeby dowiedział się o twojej małej kradzieży? San, daliśmy ci dom, daliśmy bezpieczeństwo, a ty jak się odpłacasz? Okradasz nas.

- Ja jestem tylko głodny- mówił łamiącym się głosem.

- Więc teraz będziesz bardziej głodny marnując swoją siłę na pracę póki mi tego nie oddasz. Chyba, że chcesz by ktoś dowiedział się o naszej tajemnicy...

- Nie chcę- spuścił głowę.- Oddam.

San pracował wtedy tydzień po cichu u Hongjoonga pomagając mu naprawiać samochody. Pozwolił mu na to litując się nad jego losem. Chodził wystraszony do szpiku kości, ale czego by nie zrobił byłby skończony.

Obiecał sobie, że kiedyś się mu odpłaci.

Potem Mingi i Yunho, dwaj przemytnicy, pomagali im w handlu ludźmi przewożąc ich przez granicę. Byli bardzo weseli, zawsze żartowali i czasem dzielili się z Sanem winem. Ale to Yeosang znał ich bliżej i dlatego kiedy on odszedł, oni razem z nim.

San miał już tego dość.
Bał się, że niedługo zmuszą go do zabijania, że dziura po Yeosangu jest za duża, że brakuje im strzelców i jest już za duży na kradzieże i handel. Nie chciał zabijać.

W nocy przed planowaną akcją w kasynie, które zmieniło jego życie dużo rozmyślał. Wspominał o Seonghwie, o tym czym byli. Przyjaciółmi, ale San zawsze w głowie miał jego słowa. Mówił, że go kocha. Choi nie miał pojęcia dlaczego go wtedy pocałował. Nie zrobił tego dla siebie, a dla niego.
Hwa zawsze był słaby w wyrażaniu uczuć, a jednak ryzykował dla niego życie. I to wielokrotnie. Wspominał o tym ile złego zrobił. Faktycznie kochał takie beztroskie życie, ale czasem patrząc na ludzi kupujących od niego narkotyki, którzy popadali w ruinę, zabijali się, a on namawiał ich na więcej zastanawiał się czy tak ma wyglądać jego życie.

A co dalej? Co jeśli będzie za bardzo ranny?
Pamiętał przecież dobrze akcję podczas której broniąc tyły zaatakował go pies policyjny. Rozszarpał mu udo i gdyby nie Taeyang pewnie by się wykrwawił. Ten chłopak był dla niego wiecznie wredny, ale jednocześnie jako jedyny faktycznie się do niego odzywał, nawet jeśli go wyśmiewał.
Sana każdy traktował jak dziecko. Wychował się tu, ale przecież już dorósł. Miał potencjał i chciał piąć się wyżej, chciał planować akcje, wnosić swoje inicjatywy.

Niestety nie był bogaty, nie miał znanego nazwiska, nie posiadał zaplecza ludzi, którzy by go poparli.

Seonghwy już przecież nie było.

I tamtej nocy coś w sercu bardzo go ruszyło. Co jeśli Park miał rację i nie może żyć tak wiecznie? Musi coś zmienić.
Nawet jeśli odejście nie będzie łatwe, w końcu nie ma pieniędzy, nie ma gdzie się podziać, nie ma wsparcia. Seonghwa? Nie miał odwagi wrócić do niego błagając o litość. Nie mógł przyznać mu teraz racji. Na to było za późno.

Musiał się urwać. Zrobić to inteligentnie jak Hongjoong czy Yeosang. Nie miał pieniędzy jak oni, ale może się uda.
Tak, Park miał rację. Wykorzystali go.
Obiecał sobie, że to ostatnia akcja. Zrobi to, a potem odejdzie. Dlaczego mieliby go zatrzymać? Dla taniej siły roboczej? Możliwe, ale co może stracić buntując się im? Przecież go nie zabiją.

Dlatego musiał coś zmienić.

Nie wiedział tylko, że wydarzy się tam coś co zmieni wszystko.
I cały jego plan legnie w gruzach.

Coś co będzie żyło w jego umyśle już zawsze. Ale to miało zostać jego sekretem aż do śmierci.

*

Wyszło dłuższe niż myślałam XD

Więc oto specjalny rozdział świąteczny. Mam nadzieję, że nie skomplikowałam tylko wszystkiego bardziej i mniej więcej układa wam się to w głowie.
Oczywiście nie mogłam wyjawić wam zbyt wiele co do wydarzeń w kasynie XD To jeszcze przed nami.

Wesołych Świąt i do następnego^^

Continue Reading

You'll Also Like

21.9K 1.5K 25
|•We are different•| |•My jesteśmy różni•| ____________________ •Dwie osoby, które mają inne poglądy na świat... •Czy możliwe jest, że chociaż się z...
3.9K 720 25
Pogrążona w ciemności i beznadziei wschodnia część kraju od ponad tysiąca lat czeka na swojego wybawcę, który odda im wolność i pokój. Starania te do...
370K 24.2K 178
zakończone ✓ Wooyoung to chłopak grający w siatkówkę, który nigdy nie zagada do Sana, bo mimo, że chłopak mu się podoba to gra w piłkę nożną. A kapit...