The Phoenix Trilogy - Ogień F...

zosieku tarafından

22.5K 1.5K 320

ZANIM PRZECZYTASZ: Tłumaczę tę książkę, ale nie mam jeszcze zgody od autorki, ponieważ od dłuższego czasu nie... Daha Fazla

1. Prolog
2. Zakon Feniksa
3.
4. Zadanie
5. Sprawy Rodzinne
6. Tusz
7. Powrót Księcia Półkrwi
8. Założyciele
9. Testownie
10. Lekcje
11. Próby
12. Udręki
13. Łączenie
14. Uczta
15. Głód
16. Bergamotka I Akonit
17. Nie Pozwól, Aby Coś Się Zmieniło
18. Kiedy Zbłądziliśmy
19. Fundamenty
21. Wnioski
22. Objawienie
23. Myślodsiewnia
24. Rachunek
25.
26. Wyniki
27. Rozeznanie
28. Zmiany.
29. Zmiany
30. Dwa Kroki Do Przodu
31. Jeden Krok W Tył
32. Opór
33.Che farò senza Euridice
34. Rekonwalescencja
35.Ofiary
36. Ostatni Taniec
37. Wzajemność
Informacja!

20. Większe Dobro

531 39 4
zosieku tarafından

Drugi semestr był jak nowe życie. Sprawy między Hermioną i Ronem były dużo, dużo lepsze. Teraz, gdy byli parą tylko z nazwy, w końcu udało im się zachowywać tak, jakby byli nią na prawdę. Harry, na przykład, zauważył zmianę dynamiki między jego dwoma najlepszymi przyjaciółmi i chociaż przewrócił oczami i drażnił ich z ich oczywistego zadowolenia, w konsekwencji również wydawał się szczęśliwszy. Ginny mówiła o sytuacji Hermiony w jej zwykły bezpośredni sposób - pomyśl: „To musiały być jakieś przeprosiny". Hermiona była prawie pewna, że ​​Neville wydawał się trochę zdenerwowany, ale mogło to być pobożne życzenie.

Bez wątpienia zainspirowany pozornym sukcesem Rona i ponaglany przez coś, co Hermiona prywatnie nazwała „interwencją", Harry posłuchał rady swoich dwóch najlepszych przyjaciół: kupił bukiet kwiatów i od razu przeprosił Ginny za swoje zachowanie i przez cały czas od ataku na Hogsmeade. Ginny była wyraźnie uspokojona i zgodziła się na regularne „randki" z Harrym, gdzie spędzali razem czas, z dala od prasy i rozmów w pokoju wspólnym. Dała jasno do zrozumienia, że ​​spotykała się również z Draco, ale Hermiona odniosła wyraźne wrażenie, że Harry'emu trzymał się w ryzach.

Oprócz względnego spokoju na froncie przyjaźni Hermiona spędzała również przyzwoitą ilość czasu z Jocelyn. Wkrótce po śniadaniu wpadły na siebie na korytarzu. Jocelyn trzymała w dłoni kawałek pergaminu i miała grymas na twarzy.

- Wszystko w porządku? - zapytała Hermiona, wyciągając dłoń, by zwrócić uwagę młodszej dziewczyny.

Jocelyn drgnęła, zaskoczona. - Ja, tak, wszystko w porządku. - Wskazała na zmięty zwitek pergaminu. - Tylko kolejny list od Lucjusza. - Skrzywiła się.

- Chcesz o tym porozmawiać?

- Ja... - Jocelyn zamilkła, zerkając w dół na list, a potem z powrotem na Hermionę. - Nie tutaj - powiedziała, raczej bezceremonialnie wsuwając list do kieszeni.

- Chodź - powiedziała Hermiona - znajdziemy alkowę.

Znalazły opuszczony kącik do nauki pośród tych, które znajdowały się wzdłuż dziedzińca. Jocelyn ułożyła się wygodnie na drewnianej ławce, stawiając stopy i przyciągając nogi do piersi. Hermiona usiadła obok niej i oparła głowę o gotycką boazerię.

- Chcesz porozmawiać o liście? - zapytała.

Jocelyn skrzywiła się. - Sam list nie jest aż tak wielkim problemem; dotyczy głównie Draco. To tylko on. Lucjusz. W szkole zazwyczaj potrafię całkiem nieźle udawać, że nie istnieje, ale kiedy wysyła mi listy co tydzień, muszę sobie o nim przypomnieć.

- Nienawidzę go - powiedziała Hermiona, zaskakując samą siebie gwałtownością, z jaką wyszły te słowa. Oczami wyobraźni zobaczyła Lucjusza Malfoya w jego jadalni, stojącego obok, podczas gdy Bellatriks Lestrange wylewała swoje szaleństwo do ciała Hermiony; Pamiętała, że ​​widziała Jocelyn w drzwiach i jak młodo wyglądała w tej śmiesznej białej koszuli nocnej. Widziała ją także w trzewiach Ministerstwa Magii, ścigającego pięcioro nastolatków z zamiarem zabicia; widziała go w esach floresach, obrażającego pana Weasleya, gdy wsuwał pamiętnik Toma Riddle'a do kociołka Ginny.

- Tak - powiedziała Jocelyn - ja też.

Przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie odezwało. Jocelyn wetknęła palec w wystrzępiony szew buta i wykręciła nim. - Chcesz dowiedzieć się czegoś szalonego? - zapytała.

- Powiedz mi - powiedziała Hermiona.

- Tego dnia, kiedy Snape przyszedł i uratował mnie z domu mojej matki, poszliśmy razem na ulicę Pokątną. Minął zaledwie tydzień po tym, jak zabił Dumbledore'a i musiał iść w przebraniu. Użył Plurijuice - wiesz o tym?

Hermiona skinęła głową.

- To sprawiło, że wyglądał zupełnie jak ja, jakby był ze mną spokrewniony. Powiedział mi, żebym go nazywała - przerwała i przełknęła ślinę, zanim kontynuowała. - Powiedział mi, żebym do niego mówiła „tato". Zabrał mnie na zakupy. Kupił mi lody, książki i nowe ubrania, i oszukał idiotę w Ministerstwie, żeby dał mi nową różdżkę. To było...magiczne.

Użycie tego słowa przez Jocelyn mocno uderzyło Hermionę. Niewiele osób tutaj używało tego w ten sposób. Czystokrwiści nawet nie zrozumieliby, co to oznacza, ale dla tych, którzy dorastali bez magii, sam fakt ich codziennego życia wymagał teraz ciągłego zawieszania niewiary. Chciała przytulić Jocelyn, ale zamiast tego przechyliła głowę na bok i położyła ją na ramieniu Jocelyn.

- Tego jednego, idealnego dnia - powiedziała Jocelyn - zbudowałam całą pieprzoną fantazję o naszym wspólnym życiu. Wyobraziłam sobie, że po wojnie Snape będzie moim ojcem. Że jakoś mnie adoptuje. Zmarszczyła brwi, próbując rozproszyć intensywność swojego wyznania, żeby czuć tylko lekceważenie. - Całkiem szczerze - powiedziała - uwzględniłam każdy szczegół - wyobraziłam sobie, jak by to było mieszkać w jego kwaterze w Hogwarcie, nawet wyobraziłam sobie, jakie prezenty da mi na urodziny.

Współczucie Hermiony było tak wielkie, że mogła zasmakować pragnienia Jocelyn. Jej własne fantastyczne życie ze Snape'em było tak samo szczegółowe, choć inaczej skonstruowane. Wyobraziła sobie wspólne śniadania, czytanie z dzbankaliem do kawy; wyszukane przyjęcia obiadowe; Świąteczny obiad z rodziną na długie lata. Dużo seksu i inteligentnych rozmów.

- Wystarczająco źle było dowiedzieć się, że pieprzony Lucjusz Malfoy był moim ojcem, ale potem uświadomić sobie, że to nie może... nigdy... być ze Snape'em.

- Jocelyn - powiedziała Hermiona, wyciągając rękę i chwytając ją. - Tak się cieszę, że mam cię w swoim życiu.

Jocelyn zaśmiała się i skrzywiła się.

- Poważnie, - dodała Hermiona. - Kiedy skończę szkołę, będę musiała znaleźć sobie miejsce do życia i zawsze będzie tam dla ciebie miejsce. Jeśli chcesz spędzić wakacje gdzie indziej niż tutaj lub w Malfoy Manor , możesz zostać ze mną.

- Uważaj, - ostrzegła Jocelyn, - z taką ofertą możesz znaleźć mi stały dom.

- W każdym razie nie miałbym nic przeciwko.

W górze rozległ się dzwon wieży zegarowej.

- Cholera, - powiedziała Jocelyn, - Muszę iść na zajęcia.

- Powinniśmy robić to częściej.

- Poważnie? Chcesz słuchać, jak jęczę i jęczę?

- Poważnie.

Jocelyn spojrzała na nią krzywo, ale posłała jej powolny uśmiech, który usunął z poprzednich słów cały jad. - Jasne, bardzo chętnie.

I spotkały się. Raz lub dwa razy w tygodniu znajdowały kilka minut na wymknięcie się. Rozmawiały o różnych sprawach, ale co najważniejsze, rozmawiały o wojnie. Doświadczenie Jocelyn było tak różne od doświadczenia Hermiony, a słyszenie innej perspektywy bardzo pomogło Hermionie, podobnie jak same rozmowy. Podsumowując, jej odnowiony związek z Jocelyn był jedną z lepszych rzeczy w nowym roku.

Jednak najlepszą rzeczą w nowym semestrze był czas spędzony ze Snape'em. Kwiaty tojadu były tak rzadko używane w miksturach, że reakcje wrażliwych kwiatów na wiele możliwych dodatków do ich receptury były słabo poznane. Tak jak Hermiona była nieugięta, aby udowodnić każdy element arytmantyczny procesu ponad wszelką wątpliwość, Snape nalegał, aby przeprowadzili pełną analizę spektrograficzną interakcji każdego z potencjalnych stabilizatorów i dodatków.

Był to powolny proces, ale Hermiona uznała go za interesujący i pouczający. Była dobra w eliksirach, ale tylko dlatego, że dobrze przestrzegała zasad i pamiętała szeroki wachlarz istotnych faktoidów. Z drugiej strony obserwowanie, jak Snape domyśla się i obserwowanie jego szybkiego odruchu, gdy nie zgadł, dało jej prawdziwe poczucie możliwości tej dyscypliny. Wiedziała doskonale, że nigdy nie posiądzie jego umiejętności, ale widziała podobieństwa między jego pasją do eliksirów a jej pasją do numerologii. Snape też nigdy, przenigdy nie byłby w stanie obliczyć tak, jak ona potrafiła - chociaż potrafił śledzić większość tego, co robiła i wiedział wystarczająco dużo, by docenić jej chwile największego blasku. W sumie ich współpraca była prawdziwą przyjemnością.

Pewnej nocy, kiedy dwa składniki zareagowały dokładnie tak, jak oczekiwali, a trzeci zamienił się w bezużyteczny, pozbawiony magii bałagan, Hermiona wspięła się po schodach do swojego dormitorium i otworzyła ramieniem drzwi. Dopiero wtedy zauważyła, że ​​przerwała coś prywatnego. Jej dwie współlokatorki siedziały na łóżku Lavender z głowami zwróconymi w stronę drzwi i zaskoczonymi minami na zalanych łzami twarzach.

- Przepraszam!- zawołała uprzejmie Hermiona. - Nie zdawałem sobie sprawy! - Szybko się cofając, pogodziła się z kolejną godziną spędzoną w pokoju wspólnym, słuchając, jak Ron i Neville trajkotają o Quidditchu.

- Czekaj!

Dźwięk głosu Lavender zatrzymał Hermionę. Mogła sobie wyobrazić kilka sytuacji, w których którakolwiek z dziewczyn omawiałaby z nią poufne informacje. Rozdarta między szalejącą ciekawością a głęboką niechęcią do angażowania się, Hermiona spojrzała z powrotem do pokoju.

Parvati, zazwyczaj, wyglądała pięknie, nawet ze smugami łez na policzkach; Lawender to zupełnie inna sprawa. Jej oczy były spuchnięte, a policzki zaczerwienione i poplamione. Sądząc jednak z wyglądu, to ona była przede wszystkim zdenerwowana: Lavender siedziała sztywno wyprostowana, a Parvati pochylała się w jej stronę, jedną ręką obejmując ramiona blondynki w niewątpliwym geście pocieszenia.

Hermiona, ze swojej strony, stała jakby gotowa do odejścia - jedną nogą na korytarz. Była nieprzyjemnie świadoma napiętej ciszy i własnej niemiłej oceny wyglądu dziewcząt. Naprawdę nie chciała tam być, zdecydowała i otworzyła usta, żeby się usprawiedliwić, kiedy Lavender znowu się odezwała.

- Proszę, Hermiono - Jej głos lekko się załamał. - Muszę z tobą porozmawiac.

Ciężka niechęcią Hermiona puściła klamkę i weszła do pokoju. Z grymasem, który wskazywał na pocieszający wyraz twarzy, położyła się na skraju własnego łóżka i opuściła torbę na podłogę.

- Hermiono! - powiedziała dramatycznie Parvati, rzucając się do przodu i kładąc dłoń na kolanie Hermiony. - Musisz przysiąc, że nie piśniesz ani słowem z tego, co tu powiemy!

Hermiona oparła się pokusie przewrócenia oczami. Sytuacja była tak nieoczekiwana, że ​​całkowicie zbłądziła.

To musiało być coś o Ronie. Na pewno.

Lavender nawet mnie nie lubi.

Jednak ewidentne napięcie innych dziewcząt zaczynało ją dopadać i ogarnęła ją nieoczekiwana fala niepokoju.

- Przysięgam - obiecała, mając to na myśli.

Parvati rozluźniła swój śmiertelny uścisk na nodze Hermiony i zwróciła swoją uwagę z powrotem na swoją najlepszą przyjaciółkę. Obie młode kobiety sprawiały wrażenie, jakby ulżyła im gotowość Hermiony do milczenia, ale żadna z nich nic nie powiedziała.

Hermiona zdecydowała, że ​​Parvati nieco przesadza ze swoją rolą zagorzałego obrońcy i nieustraszonego sojusznika.

- Więc - zaryzykowała Hermiona po trzydziestu nieskończenie długich sekundach. - O czym chciałaś ze mną porozmawiać?

Parvati zatrzymała się i poklepała Lavender po dłoni, by spojrzeć na Hermionę z wyrzutem, ale zanim Parvati mogła cokolwiek powiedzieć, Lavender stłumiła ją jednym spojrzeniem. W końcu przemówiła Lavender.

- Jestem w ciąży - oznajmiła szorstko. Jej twarz zmarszczyła się, ale wyzywająco skrzyżowała ramiona na piersi.

Hermiona otworzyła usta, ale nic nie wyszło. Jej pierwszą myślą było: To nie może być wina Rona , a zaraz po niej nastąpiło: Jak Lavender mogła być tak głupia?

- Zanim zapytasz - warknęła Lavender. - Nie jestem tak głupia, żeby spieprzyć Zaklęcie Bariery, ani tak głupia, że ​​zapomniałam to zrobić.

- Okej - odpowiedziała powoli Hermiona, wciąż niepewna, co powiedzieć. Co to ma wspólnego ze mną? jakby nie wiedziała, zapytała: - Kto jest ojcem?

- Naprawdę, Hermiono! - wykrzyknęła Parvati, spoglądając na Hermionę, jakby była trollem.

- W tym problem - odpowiedziała Lavender, wyglądając na opuszczoną. - Nie wiem.

Hermiona zamrugała w szoku. Po raz pierwszy naprawdę było jej żal Lavender. - Nie pamiętasz? - zapytała przerażona.

Lavender pokręciła głową. Hermiona katalogowała możliwości.

- Jest zaklęcie - zaproponowała - które sprawdza, czy ktoś został Obliviatowany... - Przerwała. Biedna Lawender.

- Czy możesz? - zapytała Lavender.

Hermiona skinęła głową. Kiedy Lavender skinęła głową, krzywiąc się nieszczęśliwie, Hermiona wyjęła różdżkę. Samo zaklęcie nie było szczególnie skomplikowane, chociaż ruch różdżki był skomplikowany. Fakt, że należał do tych, których nauczyła się w oczekiwaniu na rok w ucieczce, tylko podkreślał, jak niewielka była odległość między wojną a pokojem. To, że wojna się skończyła, nie oznaczało, że złe rzeczy przestały się dziać.

Biedna, biedna Lavender.

Przyłożywszy czubek różdżki do skroni Lavender, Hermiona rzuciła diagnostykę niewerbalnie. Nad blond głową Lavender pojawiła się mglista aureola różnych kolorów. W przeważającej części jarzył się przesuwającym się kalejdoskopem jasnych tonów, ale w jednym miejscu - tuż za lewym uchem i nad lewym uchem - nie było nic poza plamą mętnej bieli.

- I jak? - zapytała ostro Lavender.

- Wynik pozytywny - odpowiedziała Hermiona. Czuła się okropnie.

- Pozytywny, czyli dobrze? - zapytała z nadzieją Parvati.

- Nie. - Hermiona skrzywiła się ze współczucia. - Pozytywny, ponieważ została Obliviatowana.

- Chyba nie możesz powiedzieć, co zostało wymazane? - zapytała Lavender. Uniosła brodę pod buntowniczym kątem i chociaż jej głos drżał, udało jej się powstrzymać groźny przypływ łez.

Hermiona potrząsnęła głową. - Tak mi przykro - powiedziała, opadając z powrotem na łóżko i mocno ściskając dłonie. - Przeszkolona wiedźma może to stwierdzić, ale nawet wtedy jest to mało prawdopodobne.

Parvati położyła jedną z dłoni Lavender na jej kolanach i pogłaskała ją. - Nie sądzę, żeby był jakiś inny moment w twoim życiu, o którym wiesz, że zostałeś Obliviatowana?

- Gdybym nawet wiedziała, nie pamiętałbym, prawda?

W głosie Lavender było coś, co skręciło w sercu Hermiony.

- To jednak wszystko zmienia - zaproponowała, chwytając się wszystkiego, co mogłoby rzucić lepsze światło na wyniki diagnostyczne. - Przynajmniej teraz - jeśli chcesz - możesz to zakończyć.

Aborcja nie była legalną opcją w świecie czarodziejów, chyba że dziecko było wynikiem gwałtu lub kazirodztwa. Brak kobiecych praw reprodukcyjnych przeszkadzał Hermionie, kiedy po raz pierwszy odkryła tę sytuację, ale ponieważ, jak słusznie zauważyła pani Pomfrey, kontrola urodzeń była bezpłatna i niezwykle prosta, nauczyła się żyć zgodnie z logiką.

Parvati prychnęła, słysząc ten komentarz. - To nie jest takie proste, Hermiono!

- Nigdy nie powiedziałam, że to będzie łatwe! Jednak bez względu na to, co zdecydujesz, Lavender, musisz porozmawiać z panią Pomfrey.

- Nie! - Lavender pochyliła się i zakryła dłonie Hermiony własnymi. - Nie możemy nikomu powiedzieć! Obiecałaś!

Hermiona spojrzała na dłoń Lavender. Jej długie paznokcie były pomalowane na błękit nieba, a na każdym delikatnie narysowany motyl trzepotał skrzydłami.

- Masz zamiar je zatrzymać? - Hermiona starała się, aby jej głos był neutralny i wolny od osądów. Nie odniosła pełnego sukcesu.

- Oczywiście, że nie! Czy możesz sobie wyobrazić, jak wyglądałoby moje życie? - Głos Lavender podniósł się nieco. - Nie miałbym szans na praktykę wróżbiarstwa! Musiałbym rzucić szkołę! Nie wyobrażam sobie nawet powiedzieć McGonagall - ona by mnie zabiła! Opiekować się dzieckiem jakiegoś mężczyzny, który mnie zgwałcił? Oczywiście Nie zatrzymam go!

W pewnym sensie dziwne było myślenie, że Lavender zaplanowała karierę. Hermiona nie mogła powstrzymać się od wyobrażenia sobie, że utknęła w tej samej sytuacji. Nie mogła powstrzymać wyobrażenia sobie aktu gwałtu. Zrobiło jej się niedobrze.

- Adopcja?

- Nie ma mowy. Nie chcę tego dziecka.

- W takim razie co zamierzasz zrobić? Musisz komuś powiedzieć. - Hermiona zwróciła się do Parvati, prosząc o wsparcie, ale język ciała i wyraz twarzy drugiej dziewczyny jasno wskazywały, że jest zdecydowanie po stronie Lavender. - Jeśli nie powiesz pani Pomfrey - nalegała Hermiona - nie będziesz mieć dostępu do eliksiru!

- Aby uzyskać legalny dostęp do Eliksiru, musiałbym złożyć formalną skargę - odpowiedziała zaciekle Lavender. - Doszłoby do oficjalnego śledztwa. Byłoby w gazetach. Moi rodzice się dowiedzą. Lavender pokręciła głową. - Nie ma mowy, żebym zrobiła to oficjalnie.

- Ale

- Ale co? Zostałam Obliviatowana, Granger! Nikt nigdy się nie dowie, kto to zrobił. Cały czarodziejski świat poznałby wszystkie plugawe szczegóły dotyczące tego, jak straciłam dziewictwo i nawet nie mogę sobie teho przypomnieć! Nie. Nie ma mowy.

Hermiona bez słowa wpatrywała się w Lavender. Oczywiście byłoby to okropne, ale jeśli Lavender nie byłaby przygotowana na dziecko, tak naprawdę nie miała innego wyjścia.

- Może mogliby dowiedzieć się, kto to był - odpowiedziała bez większego przekonania. - Położne! - dodała z większą pewnością siebie. - Będą mogły ustalić datę poczęcia, a stamtąd aurorzy mogą wyśledzić twoje ruchy! Jeśli złapią kogokolwiek, to dostanie dwadzieścia lat w Azkabanie - przynajmniej!

Lavender opadła z powrotem na swoje łóżko. - Nie znajdą go - powiedziała stanowczo. Podnosząc głowę, spojrzała Hermionie prosto w oczy. - Chcesz wiedzieć, co się stało?

- Tak - odpowiedziała Hermiona, mocniej niż zamierzała. W jakiś sposób wplątała się w tę szaloną sytuację i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zasługuje na poznanie całej historii.

Lavender wyprostowała się i odchyliła głowę do tyłu, by przez dłuższą chwilę wpatrywać się w sufit. Wzięła głęboki oddech.

- W Nowy Rok Parvati, Padma i ja planowałyśmy spotkać się na mugolskiej imprezie tanecznej w Londynie. Nie miałam zgody rodziców na wyjazd, ale ponieważ nawet nie zawracają sobie głowy czekaniem i świętowaniem, przyprawiłam ich wieczorną herbatę niskopoziomową miksturą nasenną i wymknęłam się z domu na własną rękę. Rzecz w tym, że nigdy się nie zjawiłam.

- Parvati po prostu założyła, że ​​nie udało mi się uciec. - Lavender wzruszyła ramionami. - Następną rzeczą, którą pamiętam, jest obudzenie się następnego ranka we własnym łóżku: byłam naga i posiniaczona.

- Co zrobiłaś? - zapytała przerażona Hermiona.

- Nic - odpowiedziała bez ogródek Lavender. - Wzięłam prysznic i ćwiczyłam zaklęcia pierwszej pomocy, które Ginny kazała nam uczyć w GD.

- Ale

Lavender przerwała jej uniesioną ręką. - Nie rozumiesz, Hermiono. Nie spotkałaś moich rodziców: zabiliby mnie. Nie wiem, jak sprawy mają się z mugolami, ale moja rodzina jest na tyle czystej krwi, że uznają to za porażkę.

Hermiona niespokojnie przełknęła swoje protesty, nagle hiper-świadoma odznaki „szlamowej dumy" migoczącej na klapach jej szkolnej szaty. Miała całkiem niezłe wyobrażenie o tym, co zrobiliby jej rodzice, gdyby poszła do nich i powiedziała im, że była wykorzystywana seksualnie: jej matka płakałaby, pocieszała ją i recytowała feministyczne teorie nie wiktymizacji, cały czas opowiadając jej, jak była cenna i piękna; jej ojciec wyglądałby ponuro i gładził jej plecy. Oboje wspieraliby ją w każdy możliwy sposób. Z pewnością by jej nie winili, chociaż miała nadzieję, że nie tylko dlatego, że byli mugolami.

Parvati skinęła świętoszkowato głową, jakby chciała potwierdzić analizę sytuacji Lavender.

- Przepraszam - powiedziała w końcu Hermiona.

-Dzięki. - Lavender lekko przekrzywiła głowę w uznaniu przeprosin Hermiony i pomimo jej spuchniętej od łez twarzy i czerwonych, opuchniętych oczu, wyglądała trochę bardziej jak jej normalne ja. - Ponieważ nie mogę zdobyć Eliksirów środkami prawnymi, - powiedziała, - Będę musiała zdobyć go w inny sposób: zawsze jest Zaułek Nokturnu.

- Lavender! - zawołała Hermiona w uniesienu. - Nie możesz tam iść! Jeśli nie zostanie zrobiony poprawnie, Mikstura może cię zabić! Proces warzenia zawiera skomplikowane arytmetyczne składniki, które dostosowują eliksir do twojej określonej wagi i magicznego podpisu! może skończyć się zabiciem siebie wraz z niechcianym płodem!

- Jaki mam inny wybór? - zapytała agresywnie Lavender. - Z pewnością nie posiadam umiejętności arytmetyki i eliksirów, by zrobić to samej! Myślę, że to ryzyko, które będę musiał po prostu podjąć!

Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze. Do tego momentu została zgrabnie manewrowana i ta wiedza ją zaskoczyła.

- To nielegalne! - zaprotestowała.

- Jest to czynność nielegalna z technicznego punktu widzenia, po prostu nie jest to autoryzowana metoda uzyskania rozwiązania - odparł Lavender. - Czy naprawdę ufasz, że Ministerstwo zdecyduje, kiedy kobiety uzyskają dostęp do Mikstury?

Hermionie kręciło się w głowie, ale w jakiejś ukrytej części jej umysłu już zaczęła wymieniać szczegóły, które musiałaby uzyskać od Lavender, obliczenia, które musiałaby przeprowadzić, zapasy, które musiałaby zdobyć.

Zapasy.

Jasne, mogłaby wykonać obliczenia i prawdopodobnie mogłaby zrobić eliksir. Ale to nie rozwiązało problemu, skąd mogłaby pobrać korzeń Tansy. Nie mogła dokładnie poprosić Snape'a o wysoce restrykcyjny środek poronny z tylko jednym znanym zastosowaniem.

- Lavender - powiedziała ostrożnie. - Nie wiesz, o co prosisz.

- Właściwie to - odpowiedziała Lavender, jej usta wykrzywiły się, gdy starała się nie płakać. - Posłuchaj, wiem, że tak naprawdę nigdy nie byłyśmy przyjaciółmi...

Dziewczyna ma dar do niedomówień, pomyślała kpiąco Hermiona.

-... Ale proszę cię o pomoc. Nie mogę mieć tego dziecka, nie w takich okolicznościach, nie wtedy, kiedy nie wiem, jak to się stało ani nawet kim była ta druga osoba. I nie mogę stawić czoła opinii publicznej i wystawić się upokorzenie. Po prostu nie mogę. Chcę kiedyś mieć dzieci, ale nie teraz, nie tak. - Lavender zatrzymała się, by otrzeć policzki wierzchem dłoni.

Każdy instynkt legilimentacyjny, jaki posiadała Hermiona, krzyczał, że Lavender mówi prawdę.

- Jesteś najlepszą uczennicą w szkole, Hermiono. Wiem, że potrafiłabyś idealnie przygotować Eliksir, po prostu to wiem. Jeśli w tych okolicznościach nie czujesz się na siłach, cóż, to inna sprawa.

- Lavender, ja...

Być może po raz kolejny tego wieczoru Lavender zatrzymała Hermionę, zanim mogła mówić.

- Mam zamiar pozbyć się tego dziecka, Hermiono. I nie powiem władzom. Myślę, że jesteś najbezpieczniejszą opcją, ale jeśli nie możesz mi pomóc, znajdę inny sposób. Nie jestem gotowa pozwolić, by to zniszczyło moje życie. Nie teraz, nigdy.

Hermiona poczuła się całkowicie przytłoczona. W jej oczach pojawiły się łzy, bolała ją klatka piersiowa.

- Posłuchaj - powiedziała, kiedy udało jej się odzyskać głos. - Pomyślę o tym. Pomyślę o tym naprawdę poważnie.

- Dziękuję. - Lavender skinęła jej krótko głową.

Hermiona również skinęła głową.

- Tylko pamiętaj - dodała Parvati, ale Lavender chwyciła ją za nadgarstek, żeby zwrócić jej uwagę, a potem potrząsnęła głową. Parvati zamilkła.

Teraz, kiedy rozmowa dobiegła końca, w pokoju było dziwnie i niezręcznie. Gdy Lavender i Parvati odwróciły się, Hermiona podciągnęła nogi na łóżko i użyła różdżki, by zasłonić zasłony. Przez długą chwilę wpatrywała się w baldachim bez ruchu. Potem przeciągnęła torbę na łóżko i wyciągnęła pióro i pergamin.

Zawsze starała się myśleć z długopisem w dłoni.

Hermionie nie udało się przedrzeć przez gęste zarośla etycznych rozważań, zanim zasnęła i chociaż spała, jej sny były niespokojne. Wyostrzone, pokręcone wspomnienia zlały się w koszmar: Hermiona była Bellatriks Lestrange, idącą ulicą Pokątną z bezróżdżkowymi mugolakami ściskającymi jej szaty i błagającymi o pomoc. Gdy ta scena rozwinęła się przed nią, Hermiona była nieszczęśliwa i przerażona - przerażona zdesperowanymi twarzami i chwytającymi ją rękami; przerażona, że ​​najdelikatniejsza oznaka współczucia spowodowałaby zdmuchnięcie przykrywki, przegraną grę, usunięcie jej własnej różdżki, jeśli nie śmierć. Była obezwładniona strachem, rozdarta między Większym Dobrem a horrorem własnych działań.

Nie mogła być Hermioną, musiała być Bellatriks. Próbowała unieść różdżkę, aby pozbyć się zagrożenia dla swojego przebrania, ale nie mogła. Była zbyt samolubna, zbyt wystraszona. Zawodziła.

Harry by poniósł klęskę i wszystko to przez nią.

Nie mogła znaleźć drogi do celu, nie mogła wymyślić właściwej rzeczy.

Trzymali ją teraz bez różdżki - mugolaków jak ona, ale brudnych i wywłaszczonych. Bolały ją ich ręce. Zamierzali ją rozdzielić.

Dlaczego nie mogli zobaczyć, że próbowała im pomóc? Nie widzieli, że odsuniecie ich z drogi i mijanie ich na ulicy zraniło ją o wiele bardziej niż ich?

Musiała iść dalej; musiała pomóc Harry'emu.

Ale nadal nie mogła się ruszyć. Zamierzali ją rozerwać na strzępy.

Obudziła się z jękiem, jej serce waliło, ciało śliskie od potu, a jej ręka z różdżką była tak skręcona w prześcieradło, że nie mogła jej poruszyć.

Wyciągając rękę z westchnieniem, Hermiona poczuła ulgę, że przypomniała sobie o założeniu Zaklęć Wyciszających, zanim poszła spać. Radzenie sobie z jej koszmarami było wystarczająco trudne, ale radzenie sobie z Parvati i Lavender w następstwie było gorsze. Kiedy jej ramię zostało uwolnione, Hermiona odsunęła zasłony łóżka z jednej strony, tylko na tyle, aby mogła odwrócić głowę i spojrzeć przez okno w szare światło przed świtem. Szukając zegarka, potwierdziła, że ​​zostało jeszcze około dwudziestu minut, zanim musi wstać.

Spędziła je rozważając swój dylemat. Złamanie prawa dla Większego Dobra to jedno, złamanie prawa, by uratować - często głupią, prawie zawsze irytującą - młodą kobietę to zupełnie co innego. Gdyby to Ginny, przyznała Hermiona, nie trudziłaby się, próbując usprawiedliwić te działania: po prostu by to zrobiła.

Czy do tego sprowadza się moralność osobista? Kogo zaliczasz do swoich przyjaciół?

Ta myśl sprawiła, że ​​Hermiona poczuła się mniej niż pod wrażeniem. Postanowiła po prostu wstać i skorzystać z łazienki, zanim którakolwiek z pozostałych się obudzi; w ten sposób mogłaby zejść na śniadanie i uniknąć konieczności rozmowy z nimi. Jej plan prawie się powiódł.

Kiedy Hermiona skręciła ostatnie kosmyki włosów i przypięła je w ciasny kok, który uformowała z tyłu głowy, Lavender otworzyła drzwi za pomocą Alohomory i podbiegła do muszli klozetowej. Nie zwracając uwagi na Hermionę, Lavender opadła na kolana i wyrzuciła zawartość żołądka.

Po zaledwie sekundzie zszokowanego bezruchu Hermiona pochyliła się i odciągnęła włosy drugiej dziewczyny na bok. Wyczarowując mokrą myjkę, wytarła twarz Lavender.

- Dzięki - wymamrotała Lavender, gdy tylko złapała oddech. Nie spojrzała Hermionie w oczy.

Hermiona przykucnęła z powrotem na piętach i oparła plecy w powietrzu. Wzięła głęboki wdech przez nos i powoli go wypuściła.

- Lavender - powiedziała. - Zrobię to.

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

3K 123 19
" Ż𝒆𝒃𝒚 𝒓𝒂𝒛 𝒘𝒚𝒈𝒓𝒂ć 𝒎𝒖𝒔𝒊𝒔𝒛 𝒔𝒕𝒐 𝒓𝒂𝒛𝒚 𝒑𝒓𝒛𝒆𝒈𝒓𝒂ć " Zbiór krótkich historii o skoczkach narciarskich. ...
11.1K 1K 42
Czasami, gdy przypadkowo się o czymś dowiemy, dopiero wtedy ta rzecz, stanie się dla nas tak jasna, że można uważać się za ślepego - Opowiadanie o Łu...
18.1K 1.2K 27
ZANIM PRZECZYTASZ: Tłumaczę tę książkę, ale nie mam jeszcze zgody od autorki, ponieważ od dłuższego czasu nie jest aktywna. IMFORMACJE: Autorka- Gra...
7.9K 481 45
"Nasze złote asy"- są to preferencje z udziałem naszych polskich siatkarzy. W rolach głównych: -Norbert Huber, -Tomasz Fornal, -Marcin Janusz, -Barto...