From Yesterday • George Weasl...

By iirrelevante

3.4K 252 136

„Od chwili gdy ujrzałem cię po raz pierwszy, wiedziałem że to miłość. Musiałem jedynie to sobie uświadomić." ... More

Rozdział 1 - Dziurawy Kocioł
Rozdział 2 - Pasażer na gapę
Rozdział 4 - Chodzące kłopoty
Rozdział 5 - Syriusz Black
Rozdział 6 - Mecz quidditcha
Rozdział 7 - Korepetycje
Rozdział 8 - Pytania bez odpowiedzi
Rozdział 9 - Jeszcze więcej pytań
Rozdział 10 - Zakład
Rozdział 11 - Pijana Emily
Rozdział 12 - Karta z pamiętnika
Rozdział 13 - Morderca złapany
Rozdział 14 - Pani Callen
Rozdział 15 - Pole namiotowe
Rozdział 16 - Śmierciożercy
Rozdział 17 - Turniej Trójmagiczny
Rozdział 18 - To nie jest normalne"

Rozdział 3 - Upiorne początki

236 19 2
By iirrelevante

Następnego ranka Viviann z trudem wyczołgała się spod ciepłej pierzyny. Od razu poczuła chłód bijący od kamiennych murów Hogwartu. Opatuliła się rękoma i z pewnym ociąganiem podeszła do swojego kufra. Zeszłego wieczoru była tak zajęta rozmowami ze współlokatorkami na temat wakacji, że później, gdy w końcu postanowiły pójść spać, zupełnie nie miała siły na rozpakowywanie.

Dochodziła właśnie ósma, ale do lekcji pozostała jeszcze godzina, choć w pokoju nie było nikogo poza nią. Viviann uznała, że najwyżej nie pójdzie na śniadanie. W końcu nie chciała spóźnić się na zajęcia w pierwszym dniu szkoły. Zastanawiała się jedynie dlaczego żadna z dziewczyn jej nie obudziła, gdy wychodziły. Zawsze to robiły, jeżeli nadal spała, a tak najczęściej jednak było. Nawet Emily pozostawiła ją na pastwę wewnętrznego budzika, który na całe szczęście tego dnia zadziałał.

Szybko przebrała się w szkolną szatę i zrobiła coś z włosami, by nie sterczały na wszystkie strony, po czym spokojnie wyszła z dormitorium i zeszła do pokoju wspólnego Ravencalw, gdzie zastała Anthony'ego, siedzącego z nosem w książce.

— Pierwszy dzień dopiero się zaczął, a ty już masz jakieś zaległości? — zapytała zadziornie, podchodząc do chłopaka. Krukon uniósł głowę znad księgi.

— Dziś są nowe zajęcia — mruknął pod nosem. — Lepiej być przygotowanym.

Szatynka uniosła jedną brew do góry, ale chłopak wrócił już do lektury zatem ruszyła w stronę wyjścia. Lubiła się uczyć, a raczej zdobywać wiedzę, bo samej nauki nie cierpiała, jednak jeszcze nigdy nie poświęciła pierwszego poranka w szkole na czytanie podręcznika.

Przedostała się na dół zamku, gdzie znajdowała się Wielka Sala. Weszła do środka, od razu ruszając w kierunku stołu Ravencalw. W tłumie Krukonów wypatrzyła brązowe włosy Emily, więc natychmiast ukierunkowała swój tor w jej stronę.

— Hrabina przyszła — usłyszała wesoły głos Michaela. Dopiero teraz spostrzegła, że chłopak siedział naprzeciwko Clark i w przeciwieństwie do niej wyglądała na całkowicie zadowolonego.

— Hej, Michael — przywitała się, siadając obok przyjaciółki. — Dlaczego nie uczysz się razem z Anthonym?

— Kolejna — jęknął. — Właśnie tłumaczyłem to Emily. Pierwszy dzień szkoły nie jest dla nauki.

— Powiedziałeś mi to, a później zacząłeś opowiadać o tym jak to fajnie będzie na opiece nad magicznym stworzeniami, gdy będziemy musieli opiekować się jakimiś małymi smokami, albo innymi cudami — żachnęła się Emily, posyłając chłopakowi wyzywające spojrzenie, a ten tylko uśmiechnął się pod nosem.

— Dlaczego mnie nie obudziłaś? — Viviann wzięła do ręki widelec i zaczęła jeść prędko śniadanie. Z każdą upływającą minutą nieuchronnie zbliżała się pora lekcji.

— Emily, nie obudziłaś Vivi? — Michael odezwał się na nowo. — Jak ty możesz się pokazywać na oczy? Wstydź się.

— Obudziłam cię, Viviann — powiedziała Emily wolno i wyraźnie. Chociaż zwracała się w stronę szatynki to jej morderczy wzrok utkwiony był w Cornerze. — Mówiłaś, że za chwilę wstajesz i bym na Ciebie nie czekała.

Szatynka kiwnęła lekko głową. To było bardzo możliwe. Czasami zdarzało jej się nie pamiętać rozmów, które toczyła gdy jeszcze nie była dość przytomna. A raczej te "czasem" było jak "zawsze".

— Czyli... — zaczął Michael. Emily gwałtownie wstała z miejsca i pociągnęła do góry Viviann, której przez to widelec z hukiem upadł na podłogę.

— Chodź. Zaraz mamy numerologię. — Pociągnęła szatynkę w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Viviann przełknęła to co miała w buzi nim spróbowała się odezwać

— Ale...

— Później zwędzimy dla ciebie coś z kuchni — Emily przerwała jej nim dokończyła zdanie. Znała ją na tyle dobrze, że wiedziała co teraz chodziło jej po głowie. Viviann kiwnęła głową i pozwoliła zaciągnąć się Emily w stronę klas.

~*~

Następne dni były dla Viviann męczące. Musiała na nowo przyzwyczaić się do wstawania o siódmej rano oraz codziennej rutynie. Razem z Emily już zakopywała się pod stosami książek w bibliotece przygotowując się do wszystkiego co tylko możliwe.

Co prawda dziewczyny nie były w tym osamotnione. Można by rzecz, że biblioteka była szczególnie okupowana przez uczniów domu Roweny, bo to Krukoni stanowili większość ludzi, którzy zjawiali się tam już od września. Oczywiście nawet tam były pewne wyjątki. Przykładowo Michael stanowczo opierał się odwiedzenia tego miejsca, choć to on przed wszystkimi egzaminami zjawiał się tam jako pierwszy, wraz ze świtem.

— We wrześniu nie pracuję — mówił za każdym razem, gdy któryś z jego przyjaciół próbował go namówić na naukę. — Zresztą nie chcę przeszkadzać w tym mojej Emily.

Mimo, że te słowa zalatywały podrywem tak bardzo, jak to tylko możliwe i zwykły głupiec byłby w stanie to dostrzec, Clark jedynie przekręcała oczami i odbijała piłeczkę jakimś mądrym docinkiem, rozpoczynając bitwy słowne. Viviann zazwyczaj jedynie się przy tym śmiała, albo zwyczajnie przestawała zwracać na nich uwagę. Przez ostatnie lata zdążyła się już przyzwyczaić do tych "kłótni".

— Czy ten nasz nowy nauczyciel nie wydaje ci się trochę, no nie wiem, dziwny? — zapytała ją Emily, patrząc na pierwszoklasistów, którzy nerwowo spoglądali na starszych uczniów. Śniadanie właśnie dobiegało końca i większość uczniów spokojnie udawała się na lekcje w swoich klasach.

— Jeżeli znowu zamierzasz mnie przekonywać do porzucenia opieki nad magicznymi stworzeniami to od razu ci mówię, że nie ma takiej opcji — wypaliła natychmiast, przyjmując bojową minę. Jeśli będzie trzeba będzie się kłócić z Emily tak długo aż tamtą nie ulegnie.

— Nie mówię o Hagridzie. — Niebieskooka przekręciła oczami. — Choć jego pierwsze zajęcia wcale nie były takie złe, wbrew temu co mówią Ślizgoni, ale i tak z chęcią bym zrezygnowała. Chodzi mi o profesora Lupina, no wiesz tego od obrony przed czarną magią.

— Co z nim nie tak? — Viviann zmarszczyła brwi. Według niej profesor Lupin dobrze nauczał. Przynajmniej w porównaniu z poprzednim nauczycielem tego przedmiotu – Lockhartem. Wtedy to mogła się obawiać, że jest dziwny. — Nauczyciel jak nauczyciel.

— Wydaje mi się taki... inny.

— Daj spokój, Emily. — Westchnęła. — Zawsze szukasz jakiś podejrzanych wątków. Pozwól żeby sam wyrobił o sobie zdanie, a nie odwrotnie.

— Tak... — odezwała się, ale jej głos był niepewny. — Może rzeczywiście przesadzam.

Viviann była pewna, że tak właśnie było. Rzadko zdarzało się by podejrzenia co do złych zamiarów wszystkich wokół się sprawdzały. Ale zawsze dobrze było mieć się na baczności.

— Widziałaś moją książkę? — Zapytała grzebiąc w torbie między podręcznikami, piórami i kawałkami pergaminów. — Tę co wypożyczyłam z biblioteki.

— Jesteśmy w tej szkole tydzień, a ty już wypożyczyłaś książkę? — Emily uniosła do góry brew, jakby to było coś zaskakującego. Ona sama nie była lepsza. Może jeszcze nic nie wypożyczyła ale pochłaniała książki jedna po drugiej.

— Chyba zostawiłam ją w Wielkiej Sali. — Viviann zignorowała uwagę przyjaciółki. — Zajmiesz mi miejsce, prawda?

— A z kim innym miałabym siedzieć?

— No wiesz... myślałam, że ty i Michael...

— Nawet nie waż się kończyć tego zdania — Emily przerwała jej stanowczo, zasłaniając uszy dłońmi i przyspieszając kroku. Viviann tylko się zaśmiała, po czym szybko ruszyła w drogę powrotną do Wielkiej Sali.

~*~

— Ach, tutaj jesteś. — Viviann zabrała książkę że stołu dokładnie w chwili, gdy zegar oznajmił, że wybiła godzina dziewiąta, co wiązało się z tym, że rozpoczęły się zajęcia. Callen zaklęła pod nosem i szybko wybiegła z opuszczonego pomieszczenia. Miała jedynie parę minut by znaleźć się w klasie.

W biegu chowała zagubioną książkę do torby. Nie miała czasu do stracenia. Może i profesor Lupin wyglądał na miłego, jednak była pewna, że miał również "złą" stronę, której nie chciała poznać.

Nagle na jej drodze pojawiła się przeszkoda, w którą uderzyła. Zachwiała się, a książka o mało co nie wypadła jej z ręki. Udało jej się jednak utrzymać równowagę.

Uniosła lekko głowę by napotkać wzrok dwóch identycznych chłopaków. Oboje mieli rude włosy i piegowate twarze, co od razu zapaliło małą lampkę w głowie Krukonkę. Viviann znała ich, o ile mogła tak powiedzieć jedynie po widywaniu na szkolnych korytarzach i wiadomościach z plotek. Ale kto nie znał Freda i George'a – najzabawniejszych uczniów w Hogwarcie?

— Czy my się już nie spotkaliśmy? — Głos jednego z nich wyrwał Callen z zamyślenia. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy z ciszy, która była między ich trójką, aż do teraz.

— Tak, pewnie masz rację — powiedziała bez namysłu. Poprawiła torbę na ramieniu, chowając w końcu do niej książkę. Gdy to robiła uświadomiłam sobie, że z każdą mijającą sekundą była coraz bardziej spóźniona. Uniosła głowę i spostrzegła, że jedyną drogę poza tą którą tu przyszła, blokowali jej bliźniacy Weasley.

— Jestem pewny, że już cię gdzieś widziałem — jeden z bliźniaków ponownie się odezwał, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. — No nie, Fred?

Drugi z braci pokiwał głową, ale Viviann nie bardzo przykładała do tego wagę. W myślach opracowała plan jak szybko spławić chłopców by nie wyjść przy tym na niegrzeczna. Nie chciała paść ofiarą oj żartów.

— Możliwe lecz aktualnie nie mam czasu na rozmowę — powiedziała, uważając by jej głos zabrzmiał przekonująco i stanowczo. Była już okropnie spóźniona. — Śpieszę się.

— Dokąd? — zapytał szybko chłopak, który mówił już wcześniej, a Viviann zakodowała go jako George'a. Krukonka nie wiedziała czy ich rozmowy zawsze wyglądały tak, że tylko jeden z nich mówił, ale nie miała teraz czasu aby się nad tym zastanawiać. Jej wzrok biegał dookoła, próbując znaleźć coś co by jej pomogło wydostać się z dłużącej się rozmowy. — Może wskażemy ci drogę?

— Nie wiem jak jest z waszą orientacją w terenie — zaczęła szorstko; już nie zważała na uprzejmości, jedyne czego chciała to pójść w końcu na lekcje, by nie dostać szlabanu — ale moja ma się bardzo dobrze, więc może z łaski swojej, przesuniecie się w końcu i dacie mi przejść, bym mogła pójść na zajęcia.

Spojrzała prosto w brązowe oczy George'a (a przynajmniej myślała, że to George). Dziewczyna zignorowała dziwny błysk, który pojawił się w jego oczach na zaledwie ułamek sekundy. Po chwili, która dla Viviann trwała co najmniej kwadrans, a w rzeczywistości paręnaście sekund, chłopak uśmiechnął się szeroko, czym zbił Callen z pantałyku.

— Nie ma sprawy — odparł i grzecznie odszedł bliżej ściany korytarza, zabierając ze sobą swojego brata. Viviann była poważnie zdziwiona, że tak szybko poszło, jednak nie miała czasu nad rozmyślaniem o tej sytuacji.

— Dziękuję — powiedziała i szybkim krokiem ruszyła korytarzem w kierunku sali od obrony przed czarną magią. Kiedy dotarła do klasy z westchnieniem usiadła w ławce obok Emily.

— Matko co to była za droga. — Westchnęła ponownie. Dziwiła się, że profesora Lupina jeszcze nie było. Być może świąt był dziś dla niej łaskawy i profesor spóźni się tak jak ona?

— Dziewczyno przyszłaś tylko pięć minut po dzwonku. — Emily uniosła do góry brew. — Myślałam, że dłużej ci zejdzie. Biegłaś? Bo sapiesz jak osioł goniący za marchewką.

Szatynka machnęła jedynie ręką, by dziewczyna nie pytała za wiele. Dobrze wiedziała, jak bardzo Emily nie lubiła bliźniaków Weasley i nie chciała, jak na razie, psuć jej dobrego humoru.

~*~

— To upiór zwany boginem, który lubi ciemne, zamknięte przestrzenie — rzekł profesor Lupin. Znajdowali się w (do tej pory) pustej klasie, gdzie w wielkiej, dębowej szafie podobno znajdowało się coś z czym mieli się dziś zmierzyć. — Szafy, miejsca pod łóżkami, szafki pod zlewami... Ten wprowadził się tu wczoraj, a ja poprosiłem dyrektora, żeby go zostawiono w spokoju. Postawmy więc sobie pierwsze, podstawowe pytanie: czym jest bogin?

— Bogin to widmo, które potrafi przybierać każdą postać, jaką w danym momencie uważa za najbardziej przerażającą dla otoczenia — powiedziała Emily nim ktokolwiek zdążył się odezwać.

— Sam nie mógłbym tego lepiej zdefiniować — pochwalił ją profesor Lupin. Jeden kącik ust brunetki uniósł się lekko do góry. — Bogin siedzący sobie gdzieś w ciemności nie ma żadnej widzialnej postaci. Jeszcze nie wie, co najbardziej przestraszy osobę znajdującą się na zewnątrz. Nikt nie wie, jak bogin wygląda, kiedy jest sam, ale kiedy wychodzi, natychmiast staje się czymś, czego najbardziej się boimy. A to oznacza, że w tej chwili mamy nad nim dużą przewagę. Domyślasz się dlaczego, Michael?

Krukon odwrócił się gwałtownie od okna i spojrzał w kierunku Lupina.

— Ponieważ jest tu tyle osób, więc bogin nie wie, w jakiej postaci powinien się pokazać — odparł.

— Tak jest — powiedział profesor i wszystkie oczy na nowo zwróciły się w jego kierunku. Emily uniosła do góry brew obserwując chłopaka. Odwróciła wzrok, dopiero gdy Michael mrugnął w jej stronę, uśmiechając się zadziornie. — Kiedy ma się do czynienia z boginem, zawsze dobrze jest mieć towarzystwo. To go wyprowadza z równowagi. — Zaklęcie, którym obezwładniamy bogina, jest bardzo proste, ale wymaga pewnej siły wyobraźni, bo tym, co go naprawdę wykańcza, jest śmiech. Wystarczy tylko wyobrazić sobie jakiś kształt, który uważacie za zabawny. A teraz przećwiczymy zaklęcie bez różdżek. Proszę powtórzyć za mną... riddikulus!

Riddikulus! — ryknęła zgodnie klasa.

— Bardzo dobrze — powiedział profesor Lupin. — Niestety, to jest ta łatwa część zadania. Przejdźmy do trudniejszej. Samo słowo nie wystarczy. Potrzebuję ochotnika. Może tak, Michael?

Znów wszystkie oczy zwróciły się w kierunku chłopaka. Krukon wyglądał jakby miał zamiar się wykłócać, jednak jego wzrok spotkał się z oczami Emily, a Viviann mogła się tylko domyślać, że dziewczyna rzuciła mu nieme wyzwanie. Uśmiechnął się szarmancko i odepchnął od ściany, podchodząc do profesora.

— Co mam robić? — odezwał się, a w jego głosie można było usłyszeć znudzenie.

Lupin wytłumaczył na czym ma polegać to ćwiczenie: mieli wyobrazić sobie coś co ich najbardziej przeraża, by później zamienić to na coś radosnego, co wzbudzi ich śmiech.

Viviann myślała gorączkowo, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Ciemna postać z pociągu przemknęła jej przez głowę, jednak teraz, po upływie czasu, nie czuła takiego strachu, jak wcześniej. Na pewno bała się czegoś innego.

Gdy wszyscy byli gotowi, profesor nakazał im się cofnąć, by dać przestrzeni dla Michaela, który stał przed szafą z dość niepewnym wyrazem twarzy, jednak starał się zachować spokój.

Profesor policzył do trzech po czym gwałtownie otworzył szafę, z której wydobyło się przeraźliwe szczeknięcie. Z jej wnętrza wyczołgała się postać trytona. Miał rybi ogon zamiast nóg, a jego skóra była zielonkawa, podobnie jak włosy. Co najbardziej zadziwiło Viviann było to jak szybko potrafił poruszać się na lądzie, Z zastraszającą prędkością czołgał się w stronę Michaela, który cofnął się o kilka kroków, przełykając ślinę.

Riddikulus — wydukał tępo, mierząc w stworzenie różdżką.

Tryton nagle się zatrzymał. Rozległ się trzask i chwilę później zamiast ogona miał nogi, a od pasa w górę rybia głowę.

Wszyscy się zaśmiali, a profesor zaczął wywoływać kolejne osoby. Kolejno pojawiały się nowe strachy; zakrwawione oko, jadowity wąż, ciało bez głowy i jeszcze parę innych. Viviann zacierała ręce nie mogąc się doczekać swojej kolei.

— Emily twoja kolej! — zawołał Lupin, gdy mumia nagle zaplątała się we własne bandaże.

Brunetka przełknęła ślinę tak głośno, że Viviann to usłyszała. Spojrzała na nią. Emily była blada jak ściana, jednak posłusznie poszła na środek klasy. Kątem oka Viviann widziała, jak Michael patrzy na brunetkę z nieukrywanym zainteresowaniem.

Znowu rozległ się trzask i tam gdzie stała mumia, pojawiła się czarna, oślizgła dłoń wystająca spod poszarpanej peleryny. Viviann wciągnęła cicho powietrze. Widziała jak Emily blednie jeszcze bardziej.

— Riddikulus! — krzyknęła głośno, z mocą o jaką Viviann by jej nie podejrzewała w takiej chwili. Trzask i dłoń wystając spod peleryny zmieniła się w latawiec, który zaczął latać po klasie. Uczniowie zachichotali.

Emily wróciła na miejsce, a następna osoba poszła by wykończyć bogina.

— Wszystko gra? — zapytała Viviann, obserwując jak na twarzy brunetki na nowo pojawiają się kolory.

— Tak.. — mruknęła, ale zdawało się, jakby myślami była teraz gdzieś indziej.

Viviann poczuła wzrok na karku. Spojrzała w tamtą stronę i zauważyła, jak Michael oraz Anthony patrzą się na nią niecierpliwie. Dziewczyna wzruszyła ramionami. Ciężko było stwierdzić jak się czuje Emily...

Continue Reading

You'll Also Like

231K 8.4K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
85.7K 3K 47
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
24.8K 1.3K 45
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
48.7K 1.8K 42
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...