Good lil boy ° Woosan

By hydrochloridum

45K 4K 6.1K

San jako sierota zostaje przygarnięty z ulicy przez organizację przestępczą, która robi z niego chłopca na po... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15*
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
Epilog

prolog

3.5K 149 222
By hydrochloridum

San zapiął skórzaną kurtkę pod samą szyję i zawiązał apaszkę na twarzy. Musiał pozostać nierozpoznany.
Przejrzał się w do połowy zbitym lustrze i uśmiechnął się. Jego obraz rozszepiony na dziesiątki kawałków uniemożliwił mu dobrą ocenę sytuacji, ale z pewnością nie wyglądał źle. Uśmiechnął się ścierając kciukiem z kącika ust resztki ostatniego posiłku.

- Co ty robisz lalusiu?- Wyższy od niego mężczyzna zaśmiał się nisko uderzając go w potylicę.- Ciężko po tobie poznać kim jesteś, kompletnie tu nie pasujesz. Chociaż może właśnie dlatego jesteś taki cenny.

Puścił tą uwagę w niepamięć skupiając się na poprawianiu włosów. Wiedział, że nie ma to najmniejszego znaczenia co do tego jak będzie wyglądać ich zadanie dzisiejszego wieczoru. Oparł się luźno o zniszczone siedzenie  i uśmiechnął się sam do zniekształconego odbicia. Sekundę później obrotowe krzesło zaskrzypiało i niemal upadł tracąc równowagę gdy zatoczyło zgrabny obrót.

Ten sam chłopak zaśmiał się kpiąco i zaczął nakładać skórzane rękawiczki.

- Plan jest prosty, San?

Chłopiec zwrócił się w stronę całej grupy, która nagle pojawiła się w pomieszczeniu.

- Tak?

- Zostajesz przy wejściu i pilnujesz sytuacji. Pamiętasz opis jakiego szukamy?

- Szczupły blondyn, długie palce, paznokcie pomalowane na złoto. Dam znać jeśli wyjdzie.

- Dokładnie tak,  pilnuj wejść. Oczy dookoła głowy. Policja nie weźmie cię za nikogo podejrzanego pod klubem, musisz tylko w czas nas powiadomić gdyby było trzeba. Potem Taeyang...

W odpowiedzi drugi tylko skinął głową.

San  nienawidził gdy kogoś zabijali, nie chciał tego robić. Nie uważał by utrata życia za zwykłe porachunki była czymś odpowiednim. Od kiedy dorastał wmawiał sobie, że robią dobrze albo, że tak już musi być i czy weźmie w tym udział czy nie nic to nie zmieni. Dopiero z czasem zaczął myśleć, że przekraczają granicę. Kochał takie życie, ale nie lubił w nim zabijać.

- Będziecie strzelać i dzisiaj?

- Sannie, nie zadaj pytań, trzymaj się swojego planu.

I tymi słowami zamknął mu buzię. Nie było miejsca na dyskusje, San nauczył się tu jedynie tego by czasem zbyt wiele nie mówić.

I jak otworzyć butelkę wina mając do dyspozycji jedynie scyzoryk.

Gdy wysiedli z samochodu o ciemnych szybach poczuł jakby zimny wiatr doskwierał mu dużo bardziej niż zazwyczaj. Wiedział, że jest chłopcem na zawołanie, ale taka była jego rola. Był wdzięczny, że mógł się tu odnaleźć i przede wszystkim nie umiał żyć inaczej.
Od jakiegoś czasu myślał o tym czy odejść, ale było kilka powodów dla których praktycznie nie miało to sensu. Po pierwsze- zabiją go. Wie zbyt wiele by mógł od tak biegać na wolności, odejście równało się ze śmiercią i nikt wtedy nie patrzył na moralność. Po drugie nie miał gdzie się podziać, gdzie iść, nie miał wyboru.

I dlatego kierował się z całą resztą do kasyna Andromeda. To miała być akcja jak zwykle, bardzo prosta, bardzo schematyczna i przede wszystkim miała zakończyć się jak zwykle. San został na zewnątrz niepozornie opierając się o murek i wypatrując czegokolwiek co mogłoby być niepokojącym znakiem. Podrzucał klucze do samochodu w dłoni i czekał na koniec.
Było dość zimno, włożył ręce do kieszeni i natrafił na zgniecioną paczkę papierosów. Wyjął ją i przyjrzał się dokładnie. Nie miał zapalniczki więc mógł jedynie pomarzyć o zapaleniu. Od jakiegoś czasu jednak nawet to nie sprawiało mu radości. Lubił to co robili, lubił być ponad prawem, ale miał dość bycia tylko pionkiem.

Spojrzał na wielki księżyc, który zdobił wtedy rozgwieżdżone niebo. Było bardzo urokliwie, może nawet takiej nocy siedziałby z rodzicami przy kolacji, a może oglądaliby razem jakiś film? Zaśmiał się z tej wizji. To niemożliwe, jego rodzina go nie chciała, nawet nie wie czy żyją i kim są. Jedyną rodziną była dla niego ulica.

Strzelił stawami w kłykciach i skrzywił się patrząc na to jak jego dłonie pokryte są w całości brzydkimi bliznami. Jedna została mu po czołganiu się pod siatką zbrojoną, inna od pobitego szkła, wtedy kiedy musiał rozbić okno by uciec ze starej fabryki farby. I prawie zapomniał, ta wielka szrama zajmująca niemal całą powierzchnię skóry, o której nie chciał pamiętać najbardziej. Zakpił sam z siebie.
Co za żałosne zachowanie. Zawsze przecież kochał to co robił, kochał adrenalinę, kochał ludzi dzięki którym żyje.

Może nie miał domu i ludzi, którzy zasypywaliby go czułością, ale po co to komu kiedy może mieć na kolanach przed sobą cały świat.
Spojrzał po raz ostatni na księżyc, miał wrażenie, że się do niego uśmiecha.

- Co? Patrzysz na moje marne życie?

Mógł przesiąc, że poczuł na plecach powiew wiatru.

- Jestem gdzie jestem, tu moje miejsce...- szepnął bez wyrazu nie wiedząc czy naprawdę ma co do tego rację.

Nagle cała sytuacja wydała mu się bardzo klimatyczna. Słychać było jedynie stłumione dźwięki muzyki i wieczorny wiatr. Neonowe napisy rzucały przyjemne, kolorowe światła, które odbijały się nostalgicznie od kałuż po deszczu. Choi wziął głęboki wdech i pozwolił by na jego usta wpłynął delikatny uśmiech. W powietrzu czuć było zapach dymu i grzechu.

Długo nic się nie działo, zazwyczaj do tego czasu ktoś zawsze dawał mu znak, ewentualnie uciekał przed policją. Zamyślił się i wtedy usłyszał strzał.

.¤+¤.

Jung Wooyoung niemal nigdy nie wychodził poza dom kiedy tylko nie musiał. Wolał chować się we własnym mieszkaniu i spędzać wieczory samotnie. Kiedy w końcu Jongho wyciągnął go gdzieś poza cztery ściany czuł się niesamowicie nieswojo. Po pierwsze nie lubił tłumów, po drugie nie lubił hazardu. Jongho za to uwielbiał ryzykować i był pewny, że wygra każde pieniądze. Nigdy to się oczywiście nie stało, ale tym razem miało być inaczej. Zupełnie jak za każdym poprzednim. Wooyoung jednak wziął sobie za honor pilnowanie przyjaciela, nie mógł pozwolić mu upić się w ciągu tygodnia kiedy mają zajęcia. Dlatego nie pił, nie brał udziału w żadnej grze, nie zaczepiał nikogo. Był jedynie duchem całego zgromadzenia i patrzył jak zafascynowani grą ludzie przepuszczają cale pieniądze.

Zamówił jedynie wodę i nie ufając temu miejscu ani odrobinę nie tracił jej z oczu.

- Jongho, kiedy wracamy? Jest już po północy, ja mam jutro zajęcia.

- Mhm, jeszcze minutkę.

Chłopak westchnął i przewrócił oczami. Minutka według chłopaka ciągnęła się tak od najmniej pół godziny.

- Idę się przewietrzyć.

Znudzony zobaczył jedynie kątem oka jak zajęty marnowaniem pieniędzy brunet macha głową chociaż wiedział, że zapewnie nie zarejestrował ani jednego słowa. Dopił ostatni łyk wody i skierował się do wyjścia krętym korytarzem. Wszędzie unosił się dym tytoniowy, kręciło się tu masa bogatych ludzi, a to Wooyounga bardzo peszyło. Był bardzo delikatnym, spokojnym chłopcem i powien teraz oglądać w domu komedie romantyczną myśląc cały czas o Jinx, która szczerze mówiąc zostawiła go jeszcze w podstawówce.

Wooyoung raczej nie był otwartym typem człowieka. I zdecydowanie dużo myślał.

- Przepraszam- szepnął kiedy ktoś stanął na jego drodze. Był bardzo niski, nie miał szans go przesunąć.- Przepraszam?

Westchnął gdy znowu zastał brak reakcji. Przecisnął się więc między zgrupowaniem i wyszedł na zewnątrz. Wziął duży wdech zimnego powietrza. Tu było cicho i spokojnie, dużo lepiej niż tam. Obiecał sobie, że już nigdy nie da namówić się przyjacielowi na podobne wyjście.
Właściwie dotrzymał słowa.

Gdy Jongho namawiał go by tu przyszli pytał dokładnie trzy razy czy to bezpieczne, trzy razy dostał odpowiedź twierdzącą. Nie miał szans usłyszeć strzału, muzyka i kilka warstw ścian skutecznie to zagłuszyło. Westchnął na myśl, że musi znowu iść i go pilnować. Ostatnia myśl jaka go do tego przekonała to możliwość, że Jongho zgodzi się wrócić do domu zanim przepuści całą wypłatę.

Zawrócił niczego nieświadomy.

Idąc tak z coraz większą niechęcią  poczuł jak wpada w niego bardzo chudy i nieco wyższy chłopak. Przyzwyczaił się do tego, że przez wzrost mało kto go zauważa. Spojrzał pod nogi, młodzieniec wyraźnie się spieszył.

- Wszystko w porządku? Wyglądasz niepokojąco...

Tajemniczy nieznajomy nie odpowiedział. Wstał w jednej sekundzie otrzepując z siebie kurz i ścisnął go za nadgarstek.

- Nadasz się- rzucił tylko kaszląc po czym pociągnął za sobą bezbronnego chłopca w stronę wyjścia.


Witam was bardzo serdecznie w woosanie.
Od dawna chciałam napisać coś w tym shipem, ale nie miałam żadnego pomysłu, a ten wpadł tak nagle i szybko, że to musi być dobry trop.
Mam nadzieje, że zostaniecie dłużej no i kocham każdego kto to czyta 🖤

Continue Reading

You'll Also Like

21.8K 3.7K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
9K 1.1K 39
Wooyoung od zawsze myślał, że będzie podążał śladami swoich rodziców. Nie sądził, że w wieku 18 lat przyjdzie mu opuścić rodzinny dom i rozpocząć zup...
370K 24.2K 178
zakończone ✓ Wooyoung to chłopak grający w siatkówkę, który nigdy nie zagada do Sana, bo mimo, że chłopak mu się podoba to gra w piłkę nożną. A kapit...
21.9K 1.4K 38
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...