Zawsze chodziło o ciebie [WYD...

By _verai_

1.6M 7.2K 9.4K

Co? © _verai_ 2020 Wszelkie prawa zastrzeżone More

Rozdział 1
Rozdział 3
Wydanie
Data Premiery
Historia siostry Maeve
Przedsprzedaż

Rozdział 2

51.8K 1.9K 2.1K
By _verai_

Potrzebuję całej paczki fajek po zakończeniu rozmowy z mamą, która spokojnym głosem oznajmia, że Shane mówił prawdę. I że porozmawiamy o tym w domu, ponieważ ledwo mnie słyszy, a jest zmęczona i idzie spać. Rozłącza się, a ja przez parę sekund wpatruję się w komórkę, nie potrafiąc przetworzyć tego, czego się dowiedziałam, bo mieszkanie pod jednym dachem z Shane'em Campbellem zdecydowanie nie wchodzi w grę. Wystarczy, że muszę go znosić w szkole i w niedzielne popołudnia, gdy czasami wpada na cotygodniowy obiad ze swoją matką. Robi to tylko po to, żeby mnie wkurzać. Uwielbia wyprowadzać mnie z równowagi.

Nasza wzajemna nienawiść zaczęła się w przedszkolu, kiedy pierwszy raz popłakałam się przez tego dupka. Wepchnął mnie w błoto, a ja w zamian za to kopnęłam go w tyłek tak mocno, że opiekunki się bały, czy mu czegoś nie połamałam. Mama śmiała się później, że mogłam startować do szkolnej drużyny futbolowej, bo takiej pary w nodze potrzebowałby obecny kopacz.

Potem było jeszcze gorzej. Przez to, że urodziliśmy się z Shane'em w tym samym miesiącu i mieszkaliśmy niedaleko, ciągle na siebie wpadaliśmy. Na placu zabaw, w sklepie, w szkole... I może nawet moglibyśmy w końcu zakopać topór wojenny, gdyby nie to, że w siódmej klasie podczas jednej z przerw ten sukinsyn dosłownie zdarł mi koszulkę z cycków. Niby się potknął, niby to był przypadek, ale jeśli chodzi o Campbella, nie wierzę w takie gówno. Zrobił to specjalnie. Miałam na sobie jedną z tych koszulek na rozciągliwych ramiączkach, które strzeliły, kiedy Shane machnął ręką, próbując się mnie złapać i nie upaść. A później bum, wszyscy zobaczyli mój stanik z Myszką Minnie i zaczęły się głupie śmiechy. Wstydziłam się mocno, bo przecież niewiele dwunastolatek lubi się przyznawać do noszenia biustonosza. Zwłaszcza takich, które nie muszą tego robić, skoro właściwie nie mają jeszcze ku temu powodów. Ostatecznie jednak dobrze, że go włożyłam, a nie świeciłam gołymi piersiami przed całą szkołą zebraną na przerwie. W takim wypadku na pewno zabiłabym Shane'a na miejscu.

No i to nie wszystko. Ten dupek nie przepuszcza okazji, by mnie wkurzyć. To rzuconą uwagą na szkolnym korytarzu, to wrednym uśmieszkiem na imprezie, to próbą ośmieszenia moich odpowiedzi na zajęciach. Mam go tak serdecznie dość, że kiedyś zrobiłam sobie tablicę do rzutek z jego zdjęciem. Korzystałam z niej tyle razy, że nie było widać, czyją podobiznę na niej zawiesiłam, nim musiałam ją wywalić.

– Tu jesteś. – Gdy wychodzę z łazienki, od razu czuję ramiona oplatające mnie w talii i melodyjny głos przy uchu. Uśmiecham się, a Jake całuje mnie w policzek. – Już myślałem, że nie dotrzesz.

Odwracam się w jego uścisku.

– Nie odpuściłabym pierwszej imprezy u Coopera w roku szkolnym – odpowiadam, obejmując go za kark. – Chyba mnie znasz.

Kąciki jego ust się unoszą, przez co cała twarz Jake'a nabiera jakiejś chłopięcej niewinności, chociaż do tego mu zdecydowanie daleko. Jake bywa nerwowy i ma wybuchowy charakter, kiedy coś nie idzie po jego myśli. Ale dla mnie, odkąd się spotykamy, zawsze bywa słodki i łagodny.

– Pewnie – mówi, po czym wskazuje na kuchnię. – Coś do picia?

Przytakuję, więc ruszamy w tamtym kierunku. Po chwili Jake podaje mi piwo, jednak kręcę głową.

– Prowadzę – przypominam.

– Zdążysz wytrzeźwieć, daj spokój.

– Nie.

Przewraca oczami, a później wyjmuje z lodówki puszkę coli. Tę przyjmuję.

– Gdzie Chris? – pytam, opierając się o blat kuchenny i rozglądając po tłumie bawiących się ludzi. – Jeszcze nie dotarł?

– Gra na tyłach w beer-ponga – rzuca Jake. – Wziął coś od Coopera i ma za dużo energii. Nie chcesz go teraz widzieć.

Parskam cicho, popijając napój. Przyjaciel Jake'a uwielbia sobie pofolgować, a Cooper, gospodarz, zawsze załatwia najlepszy towar. Nigdy chyba nie widziałam go bez tego charakterystycznie zamglonego wzroku. Facet zawsze jest na haju. Lubi się jednak dzielić dobrami, ponieważ kasy mu nie brakuje, a Chris zwykle z tego korzysta. On i połowa szkoły.

– Pewnie nie. Chcę za to zatańczyć – oznajmiam, odkładając puszkę. Następnie łapię dłoń Jake'a. – Chodź.

Mieszamy się z tłumem, który faluje w rytm głośnej muzyki. Przysuwam się do swojego chłopaka, a on łapie mnie nisko w talii i zaciska palce, kiedy rozpoczynamy taniec. Poruszamy się swobodnie jeszcze bardziej zmniejszając dzielącą nas odległość. Niebieskie oczy Jake'a są skupione wyłącznie na mnie, gdy uśmiecham się i poruszam biodrami przy jego biodrach, a potem daję sobie pozwolenie na lepszą zabawę.

Rozlegają się jakieś entuzjastyczne okrzyki, czyli pewnie ktoś wygrał kolejną rozgrywkę w beer-ponga, słychać także piski i plusk wody w basenie, ale nie zwracam na to uwagi, tylko tańczę z Jakiem do kolejnego kawałka. Ciało przy ciele. Oddech mi przyspiesza, czuję buzującą w żyłach energię, więc poruszam się bez żadnych zahamowań, a dłonie mojego chłopaka przesuwają się teraz w dół pleców. Zostaję przyciśnięta mocniej do twardego ciała.

Zarzucam chłopakowi ręce na szyję, a wtedy całuje mnie gwałtownie i wsuwa język między moje wargi. Smakuje piwem i czymś słodkim, mdławym, na co mimowolnie się krzywię. Nie podoba mi się, że znowu jarał, dlatego się od niego odrywam. Jake przysuwa za to usta do mojego ucha.

– Może wpadniemy na chwilę na górę?

– Nie dzisiaj – odpieram.

Potem przekręcam się w jego ramionach i przez moment tańczę z plecami przyciśniętymi do umięśnionego torsu. Dopiero po kilku krokach orientuję się, że mój chłopak powoli prowadzi nas w stronę schodów, choć teoretycznie wciąż poruszamy się do szybkiej piosenki.

Sprytnie.

Zatrzymuję się i odwracam.

– Jake...

Uśmiecha się niewinnie.

– Tak?

Przewracam oczami, a on chce przyciągnąć mnie do siebie ponownie, tyle że muzyka nieznacznie cichnie. Wtedy rozlega się głos DJ-a:

– Szary chevrolet aveo ponoć robi jakiś hałas na zewnątrz – rzuca do mikrofonu mężczyzna. – Czyje to autko?

Ludzie rozglądają się dokoła, a ja klnę pod nosem i odrywam się od Jake'a.

– To twoje? – pyta.

Nie odpowiadam, tylko biegnę już na zewnątrz, szukając kluczyków w torebce. Moje trampki uderzają pewnie o chodnik, a kiedy zatrzaskuję za sobą drzwi domu i muzyka staje się przytłumiona, dźwięk moich kroków słychać jeszcze wyraźniej. Zwalniam, gdy orientuję się, że oprócz tego niemal panuje cisza. Żadnego alarmu, a przecież powinien się włączyć, skoro niby moje auto robi hałas, tak?

Przystaję, rozglądając się ze zmarszczonymi brwiami. Okay, nic się nie dzieje, czyli ktoś zrobił sobie ze mnie jaja. Super. Na wszelki wypadek ruszam jednak chodnikiem w kierunku zaparkowanego samochodu, a potem podskakuję z przerażenia, bo za moimi plecami rozlega się niski głos:

– Miiinnieee?

Odwracam się i odruchowo uderzam w szczękę stojącą za mną osobę. Moje serce wali z przerażenia, ponieważ naprawdę się wystraszyłam. Później przyspiesza z wściekłości, gdy słyszę ciche przekleństwo Shane'a, który łapie się za twarz.

Już wiem, komu zawdzięczam ten jakże zabawny żart.

– Cholera, ty naprawdę chcesz mnie zabić, Minnie.

– Czy ty jesteś nienormalny?! – krzyczę.– Gnębienie mnie sprawia ci jakąś chorą satysfakcję, Campbell?

Rozciera szczękę, po czym uśmiecha się szeroko. Nienawidzę tego uśmiechu.

– Ogromną. Powinnaś widzieć swoją minę.

Słyszę trzask drzwi wyjściowych, dlatego spoglądam w tamtym kierunku i dostrzegam Jake'a, który zbiega po schodkach. Podchodzi do mnie, mierząc Shane'a nieprzyjemnym spojrzeniem.

– Co się dzieje? – pyta.

Wymijam Campbella, a potem pozwalam swojemu chłopakowi otoczyć się ramieniem. Serce nadal bije mi szybciej ze strachu, bo jestem cholernym tchórzem i boję się wszystkiego. Kiedyś prawie dostałam zawału, gdy wracałam w nocy do domu i zobaczyłam cień na chodniku.

To był mój cień.

– Nic. Chodźmy do środka – mówię cicho.

Jake patrzy jeszcze ponad moim ramieniem na Shane'a, który rusza bez słowa chodnikiem w stronę zaparkowanych samochodów, nie oglądając się na nas więcej. W końcu dopiął swego, więc po co miałby to robić?

– Powiedział ci znowu coś głupiego? – chce wiedzieć Jake. – Bo jeśli tak...

Kręcę głową i łapię jego dłoń.

– Nie. Olej go.

Uśmiecha się lekko, po czym całuje mnie, przyciągając do siebie pewnym ruchem. Obejmuję go i nie powstrzymuję, kiedy pogłębia pieszczotę. Odwzajemniam ją, dopóki nie rozlega się głośny klakson.

– Łapy precz od mojej laski! – krzyczy Eve z tylnego miejsca na motocyklu, którego silnik ryczy na całą dzielnicę.

Jake zaczyna się śmiać, ja także chichoczę, gdy Dean wjeżdża między samochodami na chodnik, a następnie parkuje na podjeździe. Eve zeskakuje wtedy z maszyny i rzuca mi się na szyję, aż muszę odsunąć się od swojego faceta. Widzę, że ma na głowie koronę i już coś wypiła, bo czuję od niej alkohol.

Ciekawi mnie, jaką niespodziankę przygotował dla niej Dean.

– Chodź, muszę zatańczyć – rzuca przyjaciółka, ciągnąc mnie w stronę domu. – Sorry, Jake, ale to moje urodziny, więc mam pierwszeństwo u każdego.

Śmieję się, jednak daję się zaprowadzić z powrotem na imprezę.

– Nie uwierzysz, co dał mi Dean... – zaczyna Eve, obejmując mnie ramieniem.

– Oprócz orgazmu? – pytam kpiąco.

– Tak, oprócz. Zaraz ci opowiem...

*

Miałam plan, by wstać wcześniej i złapać mamę rano przed pracą, bo teraz jeździ na pierwsze zmiany, ale powrót o piątej nie bardzo w tym pomógł. Mama śpi, a nie chcę jej budzić, dlatego postanawiam poczekać, aż będzie wstawać. Tymczasem biorę po prostu prysznic, zmywam makijaż i rzucam się na swoje mięciutkie łóżko, starając się nie myśleć o tej głupiej sprawie z wprowadzką Campbellów. Całkiem dobrze się bawiłam, kiedy o tym zapomniałam, bo w towarzystwie Eve nie da się nudzić. Najpierw opowiedziała mi, że Dean podarował jej wielkiego wypełnionego słodyczami jednorożca i wykupił dla nich weekend za miastem. Potem weszłyśmy już na imprezę, którą Eve przejęła bez najmniejszego problemu. Co chwilę wznoszono toasty na jej cześć i zaciągano do kolejnych tańców albo gier, w które wrabiała też mnie. Było świetnie.

Tak świetnie, że jestem wykończona i zasypiam bardzo szybko, zapominając o planowanej rozmowie. Otwieram oczy dopiero późnym popołudniem, kiedy budzi mnie dzwonek do drzwi.

Cholera.

Zrywam się półprzytomna z łóżka, przecieram twarz i wciągam jakieś spodenki na tyłek, ponieważ zasnęłam w samej koszulce, a potem wlokę się w kierunku drzwi. Gdy dostrzegam stojącego na schodach Shane'a, senność od razu mija. Zamiast niej pojawiają się irytacja oraz czujność. Przy nim zawsze muszę być gotowa na wszystko.

– Czego chcesz? – warczę, przeczesując splątane włosy palcami. Czarne fale całkowicie się wyprostowały po drzemce.

Shane wskazuje na dwie walizki, które postawił na ganku.

– Pokażesz mi drogę do mojego pokoju, Minnie?

Zatrzaskuję mu drzwi przed nosem, na co rozlega się krzyk mamy:

– Otwieraj te drzwi, Maeve, bo mamy ciężkie torby, a nie będę szukać kluczy!

Zgrzytam zębami, po czym naciskam klamkę i patrzę na zadowolonego z siebie Shane'a. Skupiłam się na nim i nie widziałam, że za jego plecami stoją moja matka z Joane. Szlag, przespałam cały dzień, skoro najwyraźniej zdążyły skończyć zmianę i pojechać do hotelu, w którym Campbellowie tymczasowo się zatrzymali, po rzeczy. Wspaniale.

– Możesz pomóc – odzywa się Shane, kiedy odsuwam się, by mógł wejść.

Nadal nie dowierzam, że to się dzieje. Gdyby nie fakt, że wczoraj nie piłam, mogłabym się założyć, że mam omamy przez alkohol. A może najarałam się oparami? Albo zwyczajnie wariuję?

– W twoich snach – odpieram chłodno.

Krzyżuję ręce na piersiach i obserwuję, jak chłopak ustawia walizki w małym przedpokoju. Jego matka, wysoka brunetka o miłym uśmiechu, którego jej syn mógłby się od niej nauczyć, trzyma tylko niewielką torebkę. Nie mają w końcu wielu rzeczy, stracili w pożarze niemal wszystko, co było w domu. Jej nawet współczuję.

– Cześć, Mae – wita się ze mną.

– Hej, Jo – odpowiadam.

Potem patrzę na mamę, która niesie jeszcze jedną torbę. Zamyka za sobą drzwi i spogląda na mnie z uśmiechem.

– Hej, młoda. Wyspałaś się?

O nie, nie zwiedzie mnie ta słodka minka.

Odwracam się na pięcie, chcąc odejść, jednak ogarniam, że nie powinnam być taką suką dla Jo. Ona jest naprawdę w porządku. To nie jej wina, że ma syna dupka. Dlatego próbuję wspiąć się na wyżyny dorosłości.

– Napijesz się czegoś, Jo? – pytam.

– Może być coś chłodnego – odpowiada z wdzięcznością. – Dzięki.

– Dla mnie też – odzywa się Shane. – Coś z kawałkami twojego serc... to znaczy lodu, proszę.

Nie zwracam na niego uwagi, tylko uśmiecham do kobiety i kieruję do kuchni. Słyszę, jak mama wskazuje Shane'owi drogę na piętro, do pokoju Seleny, która wyprowadziła się od nas w zeszłym roku do swojego chłopaka, a Joane prowadzi w stronę starego gabinetu ojca, który przerobiła na pokój gościnny tuż przy swojej sypialni.

Związuję włosy i przemywam twarz chłodną wodą, by rozbudzić się już całkowicie, a potem chwytam sok z lodówki i nalewam go do dwóch szklanek. Jedna dla Jo, druga dla mamy, żeby nie było. Ten dupek prędzej uschnie z pragnienia, niż coś ode mnie dostanie.

Po chwili odwracam się do drzwi, gdy wchodzi przez nie mama. Odkładam więc szklanki i mrużę oczy, patrząc na nią wyczekująco.

– Chyba czas pogadać o tym, co to ma w ogóle znaczyć – stwierdzam.

Wzdycha.

– To tylko kilka tygodni, Maeve. Najwyżej dwa miesiące. Nie dramatyzuj.

Sapię z niedowierzania.

– Jak mam nie dramatyzować, skoro sprowadzasz pod nasz dach mojego największego wroga? I to bez ostrzeżenia! Kiedy to w ogóle zaproponowałaś?

– Przedwczoraj. Tak wyszło w rozmowie. I chciałam ci o tym powiedzieć, ale ciągle nie miałaś czasu.

– Trzeba było wspomnieć, że chodzi o zniszczenie mi życia! Wtedy znalazłabym chwilę, mamo.

Parska pod nosem.

– Przestań. Przecież Shane nie jest aż taki okropny.

Zaciskam wargi.

– Już w przedszkolu podstawiał mi nogę i śmiał się, gdy wylądowałam w błocie – zaczynam.

– To było dawno temu – odpiera mama.

– A w szkole? Jak mnie ośmieszył w pierwszy dzień? – wyliczam dalej.

Mama się krzywi.

– Przecież przypadkiem. Potknął się. Nie zdarł ci koszulki specjalnie. – Prycham. Jasne. – Poza tym to też było dawno temu i wszyscy o tym zapomnieli – dodaje.

– Ja nie zapomniałam – mówię z irytacją. – Wszyscy śmiali się z mojego stanika z Minnie. To nie było fajne, mamo. Do dzisiaj czasami tak na mnie wołają, on też to, cholera, robi! Poza tym chcesz coś świeższego? Proszę. Wczorajsza impreza. Wskoczył mi przed maskę, a potem próbował oskarżać, że chciałam go zabić!

– Nie zdziwiłoby mnie, gdyby to była prawda – mamrocze mama.

– Po czyjej ty jesteś stronie?!

Wzdycha.

– Słuchaj, Mae. Joane i tak czuje się wystarczająco głupio, dobra? Ale to nie ich wina, że stracili mieszkanie w pożarze. Remont zajmie wieki, a nie stać ich na tak długi pobyt w hotelu, bo mają problemy z wypłatą ubezpieczenia i...

Macham ręką.

– Wiem – przerywam. – Już to mówiłaś. Więc niech Jo się do nas wprowadzi, a Shane jedzie do ojca.

– Jego ojciec mieszka w Australii.

Uśmiecham się szeroko.

– Wiem. Właśnie o to chodzi.

Mama kręci głową.

– To tylko przejściowe rozwiązanie, dopóki Campbellowie nie dostaną tej kasy z ubezpieczalni i czegoś na razie nie wynajmą. Ale będzie im ciężko, Mae. Dlatego...

– Ta, masz miękkie serce i pozwalasz im z nami zamieszkać – burczę pod nosem. – Super. Świetnie. Ale jeśli Shane będzie próbował wejść do mojego pokoju, zadźgam go, potnę i wyślę w plasterkach do Australii, żeby zjadły go pająki, jasne?

– Milusio – słyszę kpiący głos zza pleców i się spinam. – Wiedziałem, że od razu się dogadamy, współlokatorko.

Patrzę na mamę błagalnie.

Proszę, zmień jeszcze zdanie.

Uśmiecha się z pobłażaniem i potrząsa ponownie głową. Jakaś część mnie nawet rozumie, że chce pomóc przyjaciółce i jej synowi. To jednak nie znaczy, że tak po prostu się z tym pogodzę.

Odwracam się na pięcie i mierzę Shane'a wzrokiem.

– Zasada numer jeden: mam cię nie widzieć, rozumiesz? Nie istniejesz. A jeśli ruszysz jakąś moją rzecz, zginiesz, i to w pieprzonych mękach, Campbell.

Wybucha śmiechem, a wtedy odzywa się mama:

– Musisz jej wybaczyć, Shane, ostatnio jest nieco nerwowa. Ale znam moją córkę i wiem, że ma dobre serce oraz lubi pomagać jak ja, dlatego możesz się tu czuć bezpiecznie.

Prycham, a Shane unosi kącik ust.

– Dzięki, Erin.

Erin. Już jest z nią po imieniu, wspaniale. A raczej mówi do niej zdrobnieniem, ponieważ mama ma tak naprawdę na imię Eireen. Tyle że po przeprowadzce do Ameryki postawiła na coś bardziej z tych stron i ludzie zwracają się do niej jedynie w ten sposób. Chociaż jej typowo irlandzka uroda i tak zdradza korzenie. To po niej mam tyle cholernych piegów.

– Zamówię coś na kolację – odzywa się mama. – Może...

Przerywa jej wibracja telefonu, który zostawiłam rano na blacie. Łapię go i uśmiecham się, gdy widzę imię Jake'a na ekranie.

– Zamówić też dla niego? – woła mama, kiedy ruszam w kierunku drzwi kuchennych.

– Nie, wychodzimy dzisiaj – odpowiadam, po czym naciskam klamkę i odbieram. – Hej, Jake.

– Nadal się prowadza z tym kretynem, co? – słyszę głos Shane'a.

– Taak – mówi przeciągle mama. – Też go nie lubisz?

No ekstra. Jeszcze może niech założą kółko przeciwników mojego faceta.

– Poczekaj sekundę, muszę wyjść – rzucam do słuchawki, odwracając się przez ramię. – Coś mi się zalęgło w domu i strasznie hałasuje.

Shane uśmiecha się kpiąco, a mama chichocze.

– Co takiego? – pyta Jake. – Jakieś robaki? Gryzonie?

– Jeden – mamroczę. – Duży, napakowany i arogancki. Ale nie martw się, pozbędę się go jak najszybciej.

Jake się śmieje.

– Nie jestem pewny, o czym mówisz, ale słyszę po twoim głosie, że ktoś będzie miał kłopoty.

Zamykam za sobą drzwi, zbiegam po schodach i siadam na ostatnim.

– O tak. I to ogromne.

Continue Reading

You'll Also Like

96.3K 2.4K 32
Aurora Davies 16-latnia dziewczyna która mieszka ze swoją matką w Londynie, która się nią nie zajmuje. Aż pewnego dnia Grace- Matka dziewczyny- oddaj...
1.1K 142 10
Serafina nienawidzi Coltona od dzieciaka. To jej wróg numer jeden od zawsze i na zawsze. Błędów nawet z dzieciństwa się nie wybacza, a jeśli chłopak...
1.3M 47.7K 41
Gdzie dwoje największych wrogów zmuszonych jest do zamieszkania razem. To nie skończy się dobrze. Tak. To wszystko to schemat.
568K 15.8K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...