To dla mnie Pestka! (Pestka #...

By Nat22ka

12.2K 651 418

Anastazja Brańska od zawsze wierzyła, że ciężka praca i upór to podstawowe składniki przepisu na sukces. Dlat... More

Bohaterowie
§ 1.
§ 2.
§ 3.
§ 4.
§ 5.
§ 6.
§ 7.
§ 8.
§ 9.
§ 10.
§ 11.
§ 12.
§ 13.
§ 14.
§ 15.
§ 17.
§ 18.
§ 19.
§ 20.
§ 21.
§ 22.
§ 23.
§ 24.
§ 25.
§ 26.
§ 27.
§ 28.
§ 29.
§ 30.

§ 16.

285 20 2
By Nat22ka

– Doszły mnie ciekawe plotki – oznajmiła bezceremonialnie Olka, kiedy następnego dnia mijałam recepcję w drodze do swojego biurka. – Teraz już rozumiem, czemu twoje zainteresowanie Michałem było takie mierne – dodała zaraz po tym, jak spojrzałam na nią pytająco.

Z początku dalej nie miałam pojęcia, o co jej chodziło, ale po chwili przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z Kaliną i Okońskim na temat mojego rzekomego zauroczenia Ksawerym. No dobra. Wcale nie takiego rzekomego, tylko faktycznego. Ale nikt o tym nie wiedział oprócz mnie samej i chciałam, aby tak pozostało, więc postanowiłam udawać głupią.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparłam lekceważąco. – Poza tym plotki nie są zbyt wiarygodnym źródłem informacji.

Ola posłała mi powątpiewające spojrzenie.

– A więc tylko sobie wyobraziłam, że wczoraj Michał biadolił przez co najmniej dziesięć minut, że dałaś mu kosza, bo wolisz informatyka zza ściany?

Serio? Nie podejrzewałam Okońskiego o bycie paplą i to w dodatku taką, która żali się koleżance z pracy, że inna go spławiła. Noż trochę godności.

– Powiedziałam mu jasno i wyraźnie, że nikogo nie wolę – próbowałam się tłumaczyć. – Po prostu nie mam teraz czasu na żaden związek.

– Aha, czyli Dziura wcale, a wcale nie zwrócił twojej uwagi? – zapytała podstępnie, a na mojej twarzy musiał pojawić się rumieniec, bo zaraz potem uśmiechnęła się triumfująco. – Tak właśnie myślałam.

Cholera, nie mogłam dopuścić do tego, aby te rewelacje rozniosły się dalej po kancelarii, bo jeszcze, nie daj Bóg, dotarłyby do mecenasa Dziurowicza. I jak ja bym mu niby wyjaśniła, że mam słabość do jego syna? W końcu w jego przeświadczeniu spotkaliśmy się tylko raz i to nie był żaden wybuch wielkiej namiętności. Chociaż, gdyby się dobrze nad tym zastanowić, to już wtedy coś we mnie drgnęło, tylko nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, bo byłam przekonana, że nie wpadnę więcej na Ksawerego w najbliższej przyszłości. Oj, jak bardzo się myliłam. A teraz przez to wszystko miałam niemały mętlik w głowie.

– Ale to nie tak – odparłam, zanim zorientowałam się, jak bardzo żałośnie to brzmi. – Po prostu razem pracujemy i tyle.

Olka nadal przyglądała mi się z ukosa.

– No tak, praca to dobra wymówka na wszystko, ale kto wie, co wy tam wyrabiacie w tym jego biurze, gdzie ostatnio coś chyba często przesiadujesz. – Uśmiechnęła się głupkowato, a ja przewróciłam oczami. – Ale spoko, w pełni cię rozumiem. Gdybym miała wybór, też poleciałabym na eksperta od spraw beznadziejnych. Ach, te jego bicepsy! Uważaj, żeby cię przypadkiem nie przygniótł, kiedy przyjdzie co do czego, bo ty taka drobniutka, a z niego to jednak kawał chłopa.

Wybałuszyłam na nią oczy, nie wierząc, że powiedziała to wszystko na poważnie, ale sekundę później wybuchnęła gromkim śmiechem i już wiedziałam, że najzwyczajniej w świecie się ze mnie nabijała. Kiedy to do mnie dotarło, również się zaśmiałam, chociaż po tym, co powiedziała, wizja pochylającego się nade mną Ksawerego zaczęła być niebezpiecznie realna i na moment zrobiło mi się naprawdę gorąco. Na szczęście udało mi się zepchnąć ją gdzieś w odmęty umysłu i skupić z powrotem na rozmowie.

– Ha, ha, bardzo zabawne. – Udałam obruszoną, ale w sumie ulżyło mi, że to tylko żarty.

– Dobra, a teraz tak na serio. – Olka przybrała poważny wyraz twarzy. – Faktycznie między wami coś ten tego?

Liczyłam na to, że odpuści sobie to pytanie, ale wyglądało na to, że jednak od niego nie ucieknę. W pierwszej chwili chciałam zaprzeczyć i stanowczo zaznaczyć, że nie życzę sobie, aby takie pogłoski krążyły po firmie, ale się zawahałam. Czy to naprawdę coś strasznego, jeśli przyznam się, że jakiś facet mi się podoba? Przecież to naturalne, że ludzie się zakochują i nie ma się czego wstydzić. Co prawda nie nazwałabym uczucia, którym darzyłam Ksawerego, od razu zakochaniem, ale na pewno była to sympatia i to nie taka czysto koleżeńska.

Przygryzłam lekko policzek od środka, zastanawiając się, jak odpowiednio ubrać w słowa to, co czułam. Ola wciąż przyglądała mi się wyczekująco, więc nie mogłam zwlekać w nieskończoność. Chociaż przedłużająca się cisza z mojej strony była chyba najbardziej wymowną odpowiedzią.

– No... – zaczęłam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć dalej. – Lubimy się. Chyba. I to na razie tyle.

Nigdy nie uchodziłam za wstydliwą, ale akurat mówienie o uczuciach nie było moją mocną stroną. I być może właśnie dlatego tak ciężko przychodziło mi nawiązywanie relacji międzyludzkich. Chociaż moja bezczelność też pewnie miała w tym swój udział.

Olka pokręciła głową z dezaprobatą.

– Mów, co chcesz, ale jestem skłonna się założyć, że nie minie miesiąc, a będziecie sobie spijać z dziubków, tylko żadne z was nie chce się do tego przyznać – odparła, a ja znów zrobiłam zdziwioną minę, bo niby skąd mogła wiedzieć, jak do całej tej sprawy odnosił się Ksawery. – Był tutaj wczoraj i pytał o ciebie – wyjaśniła. – Niby chciał pogadać o czymś dotyczącym sprawy, ale rozczarowanie w jego oczach na wieść, że wyszłaś, mówiło coś zgoła innego.

A to ci rewelacja. Wydawało mi się, że kiedy do mnie zadzwonił, spytał, czy jestem w kancelarii, ale po co miałby to robić, skoro wiedział, że nie? Nie chciał się przyznać, że zadał sobie więcej trudu, aby mnie namierzyć, czy chodziło o coś innego? Coś to było podejrzane.

Miałam dopytać, co właściwie Ola rozumiała pod pojęciem „coś zgoła innego", ale w tym momencie otworzyły się drzwi do kancelarii i do środka wszedł mecenas Dziurowicz z jak zwykle niezadowoloną miną wymalowaną na twarzy.

Na jego widok poczułam jednoczesną ulgę, że nie zdążyłam wrócić do rozmowy z blondynką, bo mój patron mógłby ją podsłuchać i potem musiałabym się pewnie nieźle tłumaczyć ze znajomości z Dziurą, a z drugiej dopadło mnie lekkie zdenerwowanie połączone z nutką ekscytacji, bo musiałam mu opowiedzieć o tym, czego dowiedziałam się od pielęgniarki Iwony. Wczoraj, po tym jak wróciłam do domu, odpuściłam sobie kolejne próby dobijania się do niego. Stwierdziłam, że lepiej będzie mu to przekazać osobiście, a kilkanaście godzin w tę czy we w tę nie zrobi już większej różnicy.

– Dzień dobry, panie mecenasie – oznajmiła Olka z uśmiechem na ustach, a ja tylko mruknęłam przywitanie pod nosem, bo wiedziałam, że jemu i tak nie zrobi to różnicy.

– Dzień dobry – mruknął w odpowiedzi, po czym przeniósł wzrok na mnie. – Panno Pestko, po ilości połączeń, jakie pani wczoraj do mnie wykonała, śmiem twierdzić, że mamy coś do omówienia. – Ton jego głosu, o dziwno, nie był zbytnio opryskliwy.

– Owszem – odparłam bez zbędnych docinków. – Zyskałam informacje, które zasadniczo zmieniają ogląd sytuacji.

– W takim razie zapraszam do gabinetu – oznajmił, po czym nie czekając na moją reakcję, ruszył w głąb kancelarii.

Wiedziałam, że gonienie go w moim przypadku to zbyteczny wysiłek – i tak nie byłabym w stanie dotrzymać mu kroku, ale też nie chciałam, aby na mnie za długo czekał, więc posłałam Olce wymowne spojrzenie i udałam się w ślad za nim.

– Nie myśl sobie, że tak łatwo ci odpuszczę! – zawołała za mną. – Jeszcze wrócimy do tej rozmowy!

Przewróciłam oczami, chociaż nie mogła tego zobaczyć. Miałam nadzieję, że zanim znów mnie dopadnie, będę miała chwilę na stworzenie jakiejś zgrabnej wymówki, pokazującej, że wcale nie lecę na Ksawerego tak bardzo jak w rzeczywistości.

Kiedy dotarłam do gabinetu patrona, drzwi były uchylone, więc weszłam do środka bez pukania. Dziurowicz opróżniał właśnie swoją aktówkę, wykładając jej zawartość na biurko. Gdy weszłam, skinął nieznacznie na krzesło po drugiej stronie mebla, więc posłusznie na nim usiadłam.

– Proszę od razu przejść do konkretów – zarządził, nawet na mnie nie spoglądając.

– Dobrze, chociaż na wstępie muszę zaznaczyć, że to, co powiem, zmienia zgoła nasze spojrzenie na doktora Iwańskiego – odparłam, mając nadzieję, że ta wzmianka zwróci jego uwagę na mnie. Niestety rzucił mi tylko jedno, zdawkowe spojrzenie, mówiące, że mam niepotrzebnie nie marnować jego czasu.

Wzięłam więc głęboki wdech i zaczęłam przytaczać moją wczorajszą rozmowę z pielęgniarką. Prawnik w międzyczasie usadowił się wygodnie na swoim obrotowym fotelu, otworzył jedną z teczek i zaczął przeglądać znajdujące się w niej dokumenty. Dopiero kiedy dotarłam do momentu, w którym pani Iwona przyznała, że skłamała policji, a Iwański przeprowadził na Idze jakiś zabieg i oboje przebywali w klinice co najmniej do dwudziestej pierwszej, patron podniósł na mnie wzrok i w pełni skupił się na moim sprawozdaniu. Bardzo starał się, aby wyraz jego twarzy pozostał niezruszony, ale nie umknął mi cień rozczarowania, jaki przez nią przemknął. Najwyraźniej naprawdę wierzył w niewinność doktorka. No niestety – ludziom nigdy nie powinno się w pełni ufać. A już na pewno nie takim, którzy są podejrzani o poważne przestępstwo.

– No i co pan na to? – spytałam, kiedy już skończyłam swoją opowieść.

Nie odezwał się od razu, jakby potrzebował chwili na przetrawienie tych rewelacji. W sumie mogło tak być, skoro idealny wizerunek naszego klienta, do którego miał wyraźną słabość, nagle legł w gruzach. Co prawda Iwański już wcześniej próbował mydlić nam oczy, ale teraz to naprawdę była poważna sprawa. I nie mogliśmy tego tak po prostu zostawić. A przynajmniej ja nie mogłam.

– Cóż, mogłem się tego spodziewać – odparł z westchnieniem, jakby naprawdę dopuszczał taką ewentualność, chociaż miałam wrażenie, że próbował tym tylko zamaskować swoje zdziwienie. Do tej pory to tylko ja podawałam w wątpliwość niewinność chirurga. Teraz Dziurowicz także musiał przyjąć do wiadomości, że wcale nie było tak różowo, jak miał nadzieję, że będzie.

– I co z tym zrobimy?

Pytanie zawisło między nami. Ja oczywiście proponowałabym jak najszybszą konfrontację z Iwańskim, ale tym razem nie chciałam niczego narzucać. Miałam wrażenie, że póki co, tylko ja tak naprawdę angażowałam się w tę sprawę. Patron zrzucał na mnie większość rozmów ze świadkami, a sam właściwie nie wykazał żadnej inicjatywy. I chociaż cieszyłam się, że postanowił mi zaufać, to nie byłam w stanie sama poprowadzić całej sprawy. To on tutaj miał wieloletnie doświadczenie i powinien w końcu z niego skorzystać.

– Trzeba oczywiście rozmówić się z Janem – oznajmił po dłuższej chwili milczenia. – To doprawdy nieodpowiedzialne z jego strony, aby ukrywać tak kluczowe fakty.

Cóż mogłam na to powiedzieć? Naprawdę dziwili mnie ludzie, którzy sądzili, że są mądrzejsi od swoich obrońców i uda im się ich przechytrzyć. Skoro byli tacy hop do przodu, to niech sami reprezentują się w sądzie, a nie zawracają dupę tym chcącym pomagać osobom, którzy chętnie tę pomoc przyjmą.

– Najważniejsze, że dotarliśmy do nich, zanim zaczął się proces – próbowałam spojrzeć na sytuację z jakiejś pozytywnej strony.

– Który nie wiadomo, czy w ogóle się odbędzie – przypomniał mi Dziurowicz. – Wciąż nie ma aktu oskarżenia.

– No ale jeśli policja dokopie się do tego co my, to chyba szybko się pojawi.

Patron rzucił mi krytyczne spojrzenie, jakby chciał powiedzieć „nie kracz, kobieto!", ale zupełnie się nim nie przejęłam, bo tak naprawdę prawdopodobieństwo, że organy ścigania wejdą w posiadanie tych informacji, było znikome. No chyba że pielęgniarka nie zniesie dłużej wyrzutów sumienia i wszystko im wyśpiewa. Liczyłam jednak na to, że nie narazi się dobrowolnie na karę za składanie fałszywych zeznań.

– Tak czy inaczej, zatelefonuję do Jana z prośbą o jak najszybsze spotkanie – oznajmił mój patron, przeszukując kieszenie marynarki zapewne w celu namierzenia komórki. – Musimy się dowiedzieć, co się tam tak naprawdę stało.

No, chyba pierwszy raz w pełni się w czymś zgadzaliśmy. Aż uśmiechnęłam się pod nosem. Może ta nasza współpraca nie będzie wcale taka zła, jak się na początku zapowiadało. Co prawda wciąż mieliśmy wobec siebie pewien dystans, ale czułam, że z biegiem czasu będziemy w stanie znaleźć wspólny front. Na tyle, na ile byłoby to możliwe przy ponad trzydziestoletniej różnicy wieku.

Sądziłam, że skoro już omówiliśmy najistotniejsze kwestie, Dziurowicz wyprosi mnie z gabinetu, ale ku mojemu zaskoczeniu nic takiego nie nastąpiło. To naprawdę musiało coś znaczyć. Czyżby mój patron jednak zaczynał mnie lubić?

Przyglądałam się, jak wyciąga swój telefon i próbuje coś na nim wyklikać, kiedy nagle drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem, a w progu stanął wściekły jak jeszcze nigdy Jan Iwański.

– Jakim prawem nachodzicie moją żonę i doprowadzacie ją do histerii?!

No, to telefon nie będzie potrzebny. W sumie to dobrze się złożyło, zaoszczędzimy trochę czasu. O ile oczywiście doktorek się uspokoi, zrozumie wreszcie, że został pokonany i nie ma innego wyboru, jak opowiedzieć nam wszystko po kolei jak na spowiedzi.

Spojrzałam na Dziurowicza, który nawet nie drgnął na dźwięk tych wrzasków. Spokojnie odłożył komórkę na biurko, po czym przeniósł wzrok na naszego klienta, który właśnie trzasnął drzwiami i ruszył w naszym kierunku w piorunami w oczach.

– Ciebie też miło widzieć, Janku – oznajmił prawnik, zupełnie nie przejmując się jego wybuchem. – Właśnie miałem do ciebie zdzwonić.

Opanowanie Dziurowicza tylko jeszcze bardziej rozeźliło Iwańskiego. Chirurg z hukiem odsunął krzesło, stojące obok tego, które zajmowałam ja, i usiadł na nim, po czym uderzył pięścią w biurko. Aż się wzdrygnęłam.

– Pytam się, po jaką cholerę, rozmawialiście z Karoliną? – syknął przez zaciśnięte zęby, nie spuszczając z mojego opiekuna wściekłego spojrzenia.

Nie byłabym sobą, gdybym nie miała ochoty mu odszczekać, ale tym razem się powstrzymałam, bo miałam przeczucie, że tylko pogorszyłabym sprawę. Nie żebym się bała gniewu Iwańskiego, ale uznałam, że nie powinnam się wtrącać. To była potyczka między nim i Dziurowiczem. Co prawda to ja dotarłam do informacji, które spowodowały, że Karolina w końcu pękła, ale uznałam, że nie ma to większego znaczenia. Doktorek był w stanie zamordować wzrokiem każdego, kto stanie mu na drodze, i jeśli mogłam tego uniknąć, to nie zamierzałam się dobrowolnie narażać na jego złość.

– Jest jednym z kluczowych świadków – odparł nadal niewzruszony mecenas. – Musieliśmy upewnić się, że jej zeznania są zgodne z prawdą. A jak się okazało, wcale nie były.

Lekarz jeszcze mocniej zacisnął szczękę. Skoro już teraz był podminowany, to ciekawe, co się stanie, gdy dowie się, że wiemy o operacji Igi. Chyba rozniesie cały ten gabinet w drobny pył.

– Nie płacę wam za to, żebyście dochodzili prawdy. – Jego głos wciąż ociekał jadem. – Macie mnie tylko ochronić przed wyrokiem skazującym!

– Co może nie dojść do skutku, jeśli dalej będziesz nas okłamywał! – Dziurowicz w końcu też podniósł głos. – Pomyślałeś co by było, gdyby policja dowiedziała się o twoim fałszywym alibi, a my nie? Odsiadkę miałbyś gwarantowaną!

– Karolina nigdy by na mnie nie doniosła! Ufam jej! – Doktorek wciąż obstawał przy swoim.

– Tak samo jak pielęgniarce, która przygotowała Igę Sztern do zabiegu w dniu jej zaginięcia?

Iwański w sekundzie pobladł. Zupełnie się tego nie spodziewał. Ja zresztą też nie. Wyglądało jednak na to, że zawsze opanowanego mecenasa Dziurowicza też czasami mogą ponieść emocje.

Na moment zaległa kompletna, pełna napięcia cisza. Mężczyźni mierzyli się uważnym wzrokiem, a ja przyglądałam się temu wszystkiemu z boku, czekając z niecierpliwością, jak sytuacja dalej się rozwinie. Teraz chirurg nie miał już drogi ucieczki.

– Skąd o tym wiecie? – spytał, mrużąc oczy.

– Panna Pestka przeprowadziła wczoraj z tą kobietą ciekawą rozmowę – przyznał mój patron. – Najwyraźniej twoje groźby nie uciszyły jej wyrzutów sumienia.

Doktorek przeniósł swój złowieszczy wzrok na mnie. Nigdy nie byłam zbytnio strachliwa, więc wytrzymałam jego spojrzenie, chociaż nie było to łatwe. Zapewne widział we mnie wrzód na dupie, który niweczy jego misternie ułożony plan, ale nie miałam zamiaru dać się stłamsić. Ja tylko wykonywałam swoją robotę – robiłam wszystko, abyśmy na sali sądowej nie obudzili się z ręką w nocniku.

– Janku, nie wiem, co próbujesz ukryć, ale musisz nam o tym powiedzieć, cokolwiek to jest. – Prawnik wrócił do łagodniejszego tonu wypowiedzi. – Nie możemy cię skutecznie bronić, jeśli dowiadujemy się wszystkiego od osób trzecich. Skoro niedoświadczona aplikantka dotarła do tych informacji, to policja tym bardziej może to zrobić. Jeśli nie chcesz spędzić reszty życia za kratkami, radziłbym w końcu powiedzieć, co się tak naprawdę wydarzyło.

Nie spodobało mi się, że zostałam określona mianem niedoświadczonej, ale nie miałam czasu się tym przejmować. Liczyło się tylko to, że byliśmy o krok od poznania prawdy. Albo przynajmniej części z niej. Chciałam zapamiętać każdy detal, bo to one zazwyczaj okazują się kluczowe.

Iwański jeszcze przez chwilę bił się z myślami, ale ostatecznie skapitulował. Westchnął ciężko, po czym rozsiadł się wygodniej na krześle, jakby przygotowywał się do snucia długiej opowieści.

– Część z tego, co już powiedziałem, faktycznie miało miejsce – zaczął. – Iga przyszła do kliniki około szesnastej. Była zdenerwowana i źle się czuła. Zabrałem ją do swojego gabinetu i próbowałem ustalić, co się dzieje. Najpierw przekonywała mnie, że to nic takiego, że po prostu potrzebuje się gdzieś zaszyć na kilka dni i prosiła, abym pozwolił jej zostać w klinice. Zwykle nie dopytywałem, jeśli nie chciała o czymś mówić, ale tym razem nie mogłem odpuścić. Próbowała mi wmówić, że miała wrażenie, że ktoś ją śledził. Zapewne jakiś psychofan. Już raz miała z jednym takim typkiem problem. Nie do końca jej wierzyłem, ale widziałem desperację w jej oczach, więc się zgodziłem. Tyle że chwilę później przeszył ją ból i o mało co nie zemdlała. Nadal próbowała mnie przekonywać, że nic się nie dzieje, ale w końcu się poddała i przyznała, że ma w żołądku jakieś osiemset gram kokainy.

Mimo iż już od jakiegoś czasu podejrzewałam powiązanie Igi z narkobiznesem, nie sądziłam, że jej rola mogła się sprowadzać do zwykłej mrówki, która naraża własne życie za psie pieniądze. No właśnie, po co jej coś takiego, skoro jako aktorka miała na koncie pewnie całkiem niezłą sumkę? Sądziłam, że na takie ryzyko porywali się tylko prawdziwi desperaci, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, a Sztern raczej się do nich nie zaliczała.

Miałam właśnie zapytać Iwańskiego o powód, dla którego Iga zdecydowała się na taki krok, ale doktorek postanowił kontynuować swoją opowieść.

– Kiedy tylko w pełni dotarło do mnie to, co powiedziała, chciałem jak najszybciej zawieść ją do szpitala. Skoro źle się czuła, podejrzewałem, że jedna z kapsułek mogła się rozszczelnić. Iga jednak stanowczo zaprotestowała, co było zrozumiałe, bo nie chciała wylądować za kratkami. Twierdziła, że nic jej nie będzie, ale miałem inne zdanie, więc zasugerowałem, że to ja wyciągnę z niej to paskudztwo. Pokłóciliśmy się, ale ostatecznie zgodziła się, abym przeprowadził zabieg. Poprosiła jednak, abym zorganizował to wszystko tak, aby nikt nic nie podejrzewał. Zaprowadziłem ją więc do pomieszczenia, gdzie mogła się przygotować, poszedłem do Iwony z informacją, że ma się zająć pacjentką, a sam wyszedłem z kliniki głównym wejściem, tak aby jak najwięcej osób widziało, że opuściłem budynek, po czym wróciłem tylnymi drzwiami, przy których nie ma kamer. Ta maskarada mogła wydawać się trochę na wyrost, ale chciałem mieć alibi na wszelki wypadek. Kiedy Iga była już gotowa do operacji, wyprosiłem pielęgniarkę, bo nie chciałem wplątywać jej w to bardziej, niż było konieczne. Niełatwo było przeprowadzić samemu zabieg, ale jakimś cudem się udało. Wyciągnąłem z niej około czterdzieści kapsułek, a potem pozszywałem. Wszystko wydawało się przebiegać bez komplikacji. Przed zakończeniem zmiany Iwona zajrzała na salę, gdzie leżała Iga, ale szybko ją spławiłem, więc chyba niczego się nie domyśliła. Wie tylko, że przeprowadziłem jakiś zabieg. Nic więcej. Po jej wyjściu zostałem, aby monitorować Igę. Nim się zorientowałem, było po dwudziestej trzeciej i uzmysłowiłem sobie, że przegapiłem kolację z żoną. Nie chciałem zostawiać Igi samej, ale wiedziałem też, że Karolina się wścieknie, jeśli nie wrócę na noc, więc wyszedłem przed północą. Iga spała. Następnego dnia przyjechałem do kliniki z samego rana, a Igi już nie było. Nie zostało nic, ani jej ubrania, ani torebka, zupełnie nic. Jakby w ogóle jej tam nie było. Tylko niewielkie ślady krwi przy tylnym wyjściu. Szwy musiały puścić. Na początku próbowałem zachować spokój, sądząc, że sama postanowiła wyjść, aby nie sprowadzać na mnie więcej kłopotów. Zacząłem niepokoić się dopiero po tym, jak nie odebrała kilkunastu moich telefonów. Nie miałem czasu dopytać jej o szczegóły przed operacją, ale mamrotała coś, że ktoś ją za to zabije. Nie wziąłem tego wtedy na poważnie, ale kiedy zniknęła, zacząłem podejrzewać, że ktoś jednak mógł zrobić jej krzywdę. Wolałem dmuchać na zimne, więc kazałem Iwonie trzymać gębę na kłódkę, a Karolinie w razie konieczności mówić, że spędziliśmy ten wieczór razem. Naprawdę nie przypuszczałem, że zrobi się z tego taka afera. Miałem nadzieję, że Iga szybko się znajdzie, nie wspomni o moim udziale i sprawa będzie zamknięta. Chciałem jej pomóc, martwię się, co się z nią stało, ale nie mam zamiaru iść siedzieć za jej źle podjęte decyzje.

Zapadła ciężka cisza. Iwański chyba zakończył swoją relację, a Dziurowicz i ja potrzebowaliśmy chwili na przetrawienie wszystkich tych informacji.

Na dobrą sprawę – w swoich przypuszczeniach miałam po części rację. Zabieg, który przeprowadził doktorek, nie miał nic wspólnego z poprawą urody, ale miał na celu uratowanie życia pacjentki. Nie wszystko mi się jednak do końca zgadzało. Wydawało się, że chirurg tym razem mówił prawdę, ale mógł jednak coś zataić. Czy to naprawdę możliwe, żeby ledwo przytomna kobieta sama wyszła z budynku w środku nocy? A potem zapadała się pod ziemię? Czy ktoś jej jednak pomógł? Ale jakim cudem wszedł do kliniki i po co miałby porywać aktorkę? Po raz kolejny poznanie części odpowiedzi zrodziło kolejne pytania.

Miałam właśnie odezwać się po raz pierwszy podczas tego spotkania i wypytać o te wciąż niejasne kwestie, ale mój patron mnie uprzedził.

– Musisz powiedzieć o tym policji – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu, wpatrując się nieustępliwie w Iwańskiego.

– Zwariowałeś?! – Doktorek zerwał się z krzesła, a ja chciałam mu wtórować takim samym oburzeniem. – Nie zaprzepaszczę całej swojej kariery tylko dlatego, że jakaś idiotka wplątała mnie w szmuglowanie koki, po czym zniknęła bez śladu, przez co cała wina spadnie na mnie!

Mnie pomysł zgłoszenia się do organów ścigania wydawał się równie absurdalny, ale z nieco innych powodów. Iwański bał się o swoją skórę i to było zrozumiałe. Ja jednak nie chciałam, abyśmy stracili przewagę, którą dzięki temu mogliśmy zyskać w sądzie. Może i było to odrobinę bezduszne, ale tak naprawdę naszym zadaniem było bronienie klienta, a nie szukanie zaginionej. Śledztwo, które prowadziłam, było konieczne, bo chirurg robił nas w konia. Teraz, kiedy znaliśmy już prawdę, mogliśmy to sobie odpuścić. Chociaż z drugiej strony, wciąż przydałby się nam alternatywny sprawca, który mógł okazać się tym faktycznym.

– Więc naprawdę chcesz poświęcić zdrowie, a może nawet życie tej kobiety na rzecz swojej reputacji? – spytał Dziurowicz z pogardą. – Sądziłem, że jesteś porządnym człowiekiem, ale najwyraźniej się myliłem.

Ta uwaga chyba ubodła trochę Iwańskiego, ale nie dał tego za bardzo po sobie poznać. Wciąż zgrywał pewnego siebie dupka, który ma gdzieś dobro innych, nawet jeśli przez moment twierdził, że na kimś mu zależało.

– Każdy dba o siebie – odburknął. – To był jej wybór, żeby się w to wpakować, więc niech teraz ponosi tego konsekwencje. Ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego.

– To dlaczego w ogóle jej pomogłeś? – drążył prawnik.

– Bo nie chciałem mieć jej na sumieniu.

– I tak będziesz ją miał, jeśli nie znajdzie się żywa. Będziesz musiał żyć ze świadomością, że mogłeś ją uratować, ale nie starczyło ci na to odwagi.

Mierzyli się przez chwilę wzrokiem. Iwański musiał zdawać sobie sprawę z tego, że Dziurowicz miał rację, ale to i tak nie skłoniło go do zmiany zdania. Obawa o swój los robiła z ludzi tchórzy. Doskonale to rozumiałam, chociaż nie spodziewałam się, że doktorek potraktuje Igę tak, jakby zupełnie nic dla niego nie znaczyła, skoro podobno byli w bardzo bliskich stosunkach.

Atmosfera gęstniała z sekundy na sekundę, więc postanowiłam włączyć się do rozmowy i nieco zmienić jej tory. Swoje moralne rozterki panowie mogli kontynuować później. Teraz należało uzupełnić luki w całej tej historii.

– Ma pan jakieś podejrzenia co do tego, kto mógł porwać Igę lub pomóc jej opuścić budynek kliniki?

Iwański przeniósł na mnie swoje zaskoczone spojrzenie, jakby zupełnie zapomniał, że wciąż też tu byłam i wszystkiemu się przysłuchiwałam. Był w takim wzburzeniu, iż miałam wrażenie, że zaraz się na mnie wydrze, że mam się nie wtrącać w nie swoje sprawy, ale po chwili dotarło chyba do niego, że w tej chwili wcale nie byłam jego wrogiem. Sprzymierzeńcem może też nie do końca, ale wyraźnie podchodziłam do sytuacji z większym dystansem niż Dziurowicz, co było w sumie dość zaskakujące, bo do tej pory to prawnik był większą oazą spokoju.

– Nie mam zielonego pojęcia – odparł już nieco bardziej opanowany. – Jak już mówiłem, nie było czasu, aby wypytać ją o szczegóły. Chciałem jak najszybciej przeprowadzić operację, aby nie narażać jej dłużej, niż było to konieczne. Miałem nadzieję, że porozmawiamy następnego dnia, kiedy już dojdzie do siebie, ale nie mieliśmy na to szansy.

– A więc nie wie pan zapewne też, czemu w ogóle zdecydowała się na przemyt. I to w takiej niebezpiecznej dla życia formie? – spytałam, chociaż nie liczyłam na to, że odpowiedź będzie inna, niż się spodziewałam.

– Niestety nie. – Doktorek pokręcił przecząco głową.

Okej, była to dość istotna kwestia, która być może wyjaśni również powód zniknięcia Igi, ale wyglądało na to, że chirurg rzeczywiście nic na ten temat nie wiedział. Być może miało to jakiś związek z jej przeszłością, ale mogłam sobie tylko gdybać. Jedyna nadzieja w tym, że Ksaweremu uda się coś ustalić.

– Dobrze, wspomniał pan, że Iga mówiła coś o tym, że ktoś ją zabije – kontynuowałam przesłuchanie. – Wymieniła może jakieś imię, ksywkę, nazwisko, cokolwiek, co mogłoby nas naprowadzić na osobę, dla której pracowała? Ktoś w końcu chyba musiał zlecić jej tę fuchę.

Iwański zamyślił się na chwilę, jakby próbował sobie dokładnie przypomnieć wydarzenia sprzed dwóch tygodni. Byłam trochę zdziwiona tym, że nagle tak ochoczo nam o wszystkim mówił, ale może doszukiwałam się niepotrzebnie drugiego dna, a facet po prostu zrozumiał, że teraz już może sobie pomóc tylko przez wyznanie całej prawdy. Naprawdę chciałam w to wierzyć, chociaż wcześniejsze doświadczenia sugerowały, aby wciąż stosować wobec niego zasadę ograniczonego zaufania.

– Nie, nie padło żadne imię – odparł po chwili. – Ale na pewno używała rodzaju męskiego. Mówiła „on mnie zabije".

To wcale nie musiało potwierdzać mojej teorii, ale na pewno jej nie wykluczało. Myśl, która nasuwała się sama, to przypuszczenie, że zleceniodawcą Sztern był jej brat. Było to jedyne powiązanie aktorki z narkobiznesem, jakie do tej pory udało nam się ustalić, ale oczywiście niewykluczone, że pracowała dla kogoś innego. Być może wyjście Kaktusa z paki było zwykłym zbiegiem okoliczności, a Iga zajmowała się przemytem już o wiele wcześniej.

– Robiła to już kiedyś? – drążyłam dalej.

– A skąd mam niby wiedzieć? – Iwański znów podniósł głos. – Gdybym wiedział, już dawno wybiłbym jej to z głowy.

– Czyli jednak trochę się pan nią przejmuje. – Spojrzałam na niego uważnie.

– Oczywiście, że się przejmuję, ale to nie znaczy, że jestem gotowy się dla niej poświęcić. Gdyby do mnie nie przyszła, nie czułbym się w obowiązku jej pomóc. Jeśli chciała ryzykować swoje życie, to proszę bardzo, ale nie pozwolę jej zrujnować mojego.

Odnosiłam wrażenie, że ten człowiek sam nie wiedział, jak właściwie powinien postąpić. Zgrywał karierowicza, który dbał tylko w własny tyłek, ale w jego oczach mogłam dostrzec, że mimo wszystko Iga naprawdę była mu bliska. Targały nim te same wyrzuty sumienia, z którymi zmagała się pielęgniarka. Z jednej strony chciał zrobić coś, aby uratować aktorkę, ale z drugiej własne dobro okazało się ważniejsze.

Kątem oka zauważyłam, że mój patron chciał się wtrącić, zapewne po to, aby po raz kolejny podjąć próbę nakłonienia naszego klienta do zgłoszenia się na policję, ale nie dałam mu dojść do słowa. Naprawdę nie chciałam, żeby znów niemal rzucili się sobie do gardeł.

– A co się stało z towarem?

– Schowałem go do szafki przy łóżku, na którym leżała Iga – odparł spokojnie. – Wiedziałem, że nikt tam nie zajrzy. Ale on też zniknął. Dlatego w pierwszej chwili myślałem, że Iga po prostu go zabrała i się ulotniła.

Cóż, ta wersja nadal wydawała się dość prawdopodobna. Zarówno Iwański, jak i policja twierdzili, że nie było żadnych śladów włamania. Może Sztern naraziła się narkotykowej mafii i dlatego postanowiła pozostać w ukryciu, pozwalając, aby cały kraj żył jej rzekomym porwaniem. Mogło być też tak, że obudziła się w nocy czy nad ranem, bo ktoś dobijał się do drzwi, więc postanowiła je otworzyć i wtedy ją uprowadzili. Albo porywacze mieli jakieś supermoce otwierające drzwi bez kodu. W zasadzie każdy wariant wydawał się możliwy. Istotniejsze było jednak to, kto był tym ewentualnym porywaczem i dlaczego dopuścił się tego czynu. Chodziło o samą Igę czy narkotyki? A może o jedno i drugie?

– Czy ktoś jeszcze o tym wszystkim wie? – spytał zaskakująco spokojnie Dziurowicz.

– Nie – odparł pewnie doktorek. – Karolinie wspomniałem tylko, że musiałem zostać do późna w klinice, aby przeprowadzić zabieg, ale nie wdawałem się w szczegóły. Iwona widziała nieco więcej, ale nie sądzę, aby domyśliła się prawdy.

– Nie zmienia to jednak faktu, że podejrzewa pana o najgorsze – oznajmiłam, zanim zdałam sobie sprawę, że mogłam tym stwierdzeniem ściągnąć na pielęgniarkę nieprzyjemności ze strony Iwańskiego. – Co prawda przejęła się pana groźbą, ale zżerają ją wyrzuty sumienia – dodałam, kiedy chirurg spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.

– Jeśli to przez ciebie, coś jej odbije i postanowi wyśpiewać wszystko policji, to... – syknął, celując we mnie palcem, ale mój patron przerwał mu w połowie zdania.

- Nie doszłoby do tego, gdybyś od samego początku był z nami szczery – oznajmił ostro Dziurowicz. – Naprawdę, Janie, co ty sobie, do cholery, myślałeś? Sądziłem, że darzysz mnie na tyle dużym zaufaniem, żeby niczego przede mną nie ukrywać. Jestem doprawdy rozczarowany twoją skrajnie nieodpowiedzialną postawą.

Uuu, zabrzmiało to naprawdę poważnie. Iwański też musiał to poczuć, bo zgarbił się, jakby dostał burę od ojca. Wielki pan chirurg jednak nie zawsze był takim macho, na jakiego się kreował. Szybko jednak odzyskał rezon i znów zmierzył nas poirytowanym wzrokiem.

– Teraz już wiecie, więc zróbcie tak, aby nie obróciło się to przeciwko mnie – zarządził, zakładając ręce na piersi.

Mecenas chyba chciał coś jeszcze dodać, ale ostatecznie zrezygnował. Widocznie uznał, że nie ma sensu strzępić sobie języka, skoro do Iwańskiego i tak nic nie docierało. A w ogólnym rozrachunku przecież wcale nie było aż tak bardzo źle. Wciąż nie dotarliśmy do sedna sprawy, ale przynajmniej wzbogaciliśmy się o kluczowe informacje, które przy dobrych układach pozwolą nam ustalić całkiem niezłą linię obrony. Albo przynajmniej nie dać się zaskoczyć w czasie procesu sądowego.

Dziurowicz westchnął ciężko, zapewne nie do końca zadowolony z obecnego obrotu sytuacji. Zaraz potem jednak zaproponował, abyśmy teraz wspólnie zastanowili się nad dalszymi działaniami i odpowiednim przygotowaniem Iwańskiego do przesłuchania na ewentualność, gdyby policja jednak dotarła do sprawy z przemytem narkotyków. W tym samym momencie mój telefon oznajmił, że dostałam SMS. Mężczyźni chwilowo nie zwracali na mnie uwagi, więc wyciągnęłam z torebki smartfon, na którego ekranie pojawiło się imię Ksawerego. Moje serce zabiło szybciej, a potem niemal zaczęło galopować z podekscytowania, kiedy odczytałam treść wiadomości.

„Namierzyłem Kaktusa". 

********************************************** 

A więc tak, wiadomo już, co Iwański ma za uszami :P Mam nadzieję, że ta historia nie wydaje się zbyt naciągana. A nawet jeśli, to trudno. W końcu to tylko fikcja literacka ;) 

Dzięki za komentarze i gwiazdki. Następny rozdział jak zawsze za tydzień. 

Pozdrawiam i do napisania :) 

Continue Reading

You'll Also Like

1.3K 175 25
Tłumaczenie własne - druga część serii Drużyna Marzeń Kirsten Ashley
3.5K 172 24
Opis odleciał!!! Występują wulgaryzmy.
4.4K 924 64
Wielowątkowa opowieść o losach ludzi, których ścieżki życiowe zbiegły się w pewnym odległym zakątku Ameryki Południowej, w latach trzydziestych XX wi...
1K 202 30
Drużyna Marzeń cz. 4, tłumaczenie własne