Naiwna // Remus Lupin

De BlondRedWolfie

2.7K 192 28

Byłam Puchonką, mądrą i odważną Puchonką. Dlaczego Hufflepuff? Spytajcie Tiary. Jednak mnie zastanawia inna... Mais

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
14.
15.
16.

13.

106 10 2
De BlondRedWolfie

Święta święta i po świętach. Pierwszy raz od dawna spędziłam je w świetnym towarzystwie. Spotykając się codziennie z Remusem, zauważyłam, że jest on ciągle w świetnym humorze, a w swoim gabinecie nasze zdjęcie postawił sobie na biurku. 

Akurat dzisiaj był wypad do Hogsmead i sama stwierdziłam, że wyjdę, bo czemu nie? W sumie mogę uzupełnić moje "zapasy". Z takimi planami skierowałam się na śniadanie. Nie byłam pierwsza, przy stole siedział już dyrektor, ciocia Minnie i Snape warczący na Remusa. Usiadłam między nimi.

- Hej, chłopcy. - posłałam im czarujący uśmiech, który Remus odwzajemnił, a Severus zignorował. Zabrałam się za nakładanie jedzenia. Już składałam sobie czwartą kanapkę, gdy tę chwilową ciszę przerwał Remus.

- Lizzy, em... Może poszlibyśmy do Hogsmead dziś, skoro wyjście jest, co? Jak za dawnych lat haha - zapytał zarumieniony, pewnie od chłodu. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy do rozmowy wtrącił się Snape:

- Teraz się, Lupin, na randki umawiasz z zajętą? Nie czas na takie wygłupy. Szczególnie nie na wygłupy, gdy Black jest na wolności, prawda, Lupin? - Remus spalił rumieńca, a ja jedynie prychnęłam rozdrażniona.

- Serio, Sev? Serio? Po pierwsze - jaka randka, a po drugie, przecież Black nie jest na wolności przez Remusa. - mina Severusa jednak nie świadczyła o zgodności zdań, więc jedynie zgodziłam się na wyjście z Remim i zabrałam się do jedzenia.

Czekał na mnie przy wyjściu z Wielkiej Sali otulony grubym szałem i w wyświechtanej kurtce. Na jego twarzy ujrzałam szeroki uśmiech i zarumienione policzki z zimna.

- Co, możemy iść? - zapytał, pokiwałam głową. - Miodowe Królestwo czy Trzy Miotły? - spojrzałam na niego unosząc brwi. - Tak myślałem, to do Trzech Mioteł.

I skierowaliśmy się w stronę bramy, gdzie czekała Minerva i Argus sprawdzając listę wychodzących. Podeszliśmy do nich.

-Lisabeth Pats i Remus Lupin pani profesor. - uśmiechnęłam się do McGonagall czarująco. Ta zaczęła sprawdzać listę.

- Nie ma was na liście... - Minerva spojrzała i zaczęła mówić swoim zwykłym głosem.

-To niemożliwe, pani profesor, jesteśmy na tej liście od 1973 roku. - zaczął Remus, a dopiero po tych słowach  ciotka spojrzała na nas i westchnęła głośno z krytym rozbawieniem.

- Nie jesteście za duzi na żarty?

- Nigdy nie jest się za dużym na żarty! - krzyknęli zza naszych pleców bliźniacy. Ciotka jednak nie zareagowała na nich i puściła nas dalej. Dopiero za bramą wybuchnęliśmy śmiechem.

- Że naprawdę się nie zorientowała... - parsknął Remus.

- Taaa, niemożliwe żeby nas na liście do Hogsmead nie było haha.

- Przecież jesteśmy już tam od dwudziestu lat haha - Remus znów parsknął i poszliśmy do Trzech Mioteł.

Już w lokalu zajęliśmy stolik, a Remus podszedł do Madame Rosmerty zamówić piwo kremowe. Usiadł z powrotem.

- Nie za wiele się tu zmieniło, prawda? - zapytałam go. Pokręcił głową z uśmiechem.

- Brakuje tylko dawnych przyjaciół. - mruknął. Nie tylko przyjaciół tu brakuje. Brakuje mi miłości. Brakuje mi kogoś, z kim mogłabym na starość usiąść przed kominkiem z herbatą i ciastkami. Kogoś, z kim dzieliła wszystkie smutki i radości. Kogoś, kto by ze mną bawił wnuki, rozpieszczał je i opowiadał historyjki. Brakuje mi kogoś kto mnie kocha. Brakuje mi Petera.

Tak pogrążyłam się w rozmyślaniach, że nie zauważyłam, że Remus coś do mnie mówi. Zorientowałam się dopiero, gdy pomachał mi dłonią przed twarzą.

- Wszystko okej? - zapytał z troską w głosie. Spojrzałam na niego.

- Tak, tak. Wszystko super. Trochę tylko popłynęłam z myślami haha.

- O czym myślałaś? - zapytał dalej z troską. Nie odpowiedziałam, ale znał odpowiedź. - Skoro jest w twoim sercu, znaczy, że żyje w tobie. Jest obecny i czuwa. Tak samo jak James, Lily, Dorcas, Marlena. Są w naszej głowie, sercu i pamięci. I zawsze będą. - chwycił mnie za dłoń, która oplótł swoimi dłońmi. Spojrzałam mu w oczy i... Przepadłam. Zawsze myślałam, że ma zielone oczy, jednak... Są złote, miodowe, z zielonkawymi plamkami sprawiającymi, że wydają się całkowicie zielone na pierwszy rzut oka. Jego oczy były zmęczone, zatroskane. Jednak teraz widać było w nich blask rozjaśniający tęczówkę. Były przepiękne.

Oderwałam wzrok. To było zbyt dziwne uczucie, żebym mogła utrzymać kontakt wzrokowy. Zbyt... Intymne? Nie wiem. Czułam coś takiego po raz pierwszy.
Szybko upilam łyk piwa kremowego, żeby ta cisza, która teraz nastała, nie była aż tak dziwna.

- Rozmawiałeś z Harrym? - zapytałam, na co kiwnął głową.

- Tak, chciał się nauczyć patronusa. Sam widzi, że dementorzy źle na niego działają i prosił o pomoc.

- Rozmawiałeś z nim o Jamesie i Lily? - zapytałam. Pokręcił głową.

- Nie, jeszcze nie, ale wiem, że niedługo o to zapyta.

- To zrozumiałe - mruknęłam.

- Zamierzasz mu powiedzieć o sobie? - zapytał Remus, na co spuściłam wzrok.

- Kiedyś będę musiała, ale czy w najbliższym czasie? To nie wiem. Ostatnio już nic nie wiem. - schowałam twarz w dłoniach. Poklepał mnie po ramieniu.

- Będzie dobrze, zaufaj mi. Ufasz mi, prawda, Lizzy?

- Ufam Ci, jesteś jedyną osobą, której ufam bezgranicznie. - uśmiechnął się lekko. Zeszliśmy w końcu na inne tematy już nie związane z przeszłością. Cały czas, miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje, jednak nie mogłam znaleźć tej pary oczu, która śledzi naszą rozmowę. W końcu to uczucie przeszło.

Wyszliśmy od Trzech Mioteł i skierowaliśmy się już w stronę zamku. Miałam plan siedzieć dzisiaj przy kominku i coś poczytać, ewentualnie pogapić się w ogień. Remus zaproponował, że dotrzyma mi towarzystwa do końca dnia, więc te kilka godzin przesiedzieliśmy gapiąc się w kominek i rozmawiając. Był to wspaniały dzień dwunastego lutego jak i niestety koniec ferii zimowych.

***

Dwa dni później Święto Zakochanych. Cała Wielka Sala udekorowana była na czerwono i różowo. Na każdym kroku było widać zakochane pary, które niestety nie mogły spędzić razem całego dnia, ponieważ był to dzień lekcyjny.

Zasiadłam do stołu nauczycielskiego, gdzie siedzialo już kilka osób. Przywitałam się z profesor Sinistrą i Pomoną oraz pocałowałam w policzek siedzącego miejsce dalej Snape'a z wielkim uśmiechem.

- Hejo, Severusie. Wszystkiego najlepszego z okazji Święta Zakochanych! Gdzie twoja druga połówka? - wykrzyczałam radośnie. Jak zawsze twarz Snape'a wyrażała tę przepiękną mieszankę uczuć: chęć mordu i zażenowanie moją osobą.

- Miewa się dobrze moja ukochana, jest ciągle w tym samym miejscu. - warknął.

- Kociołek to rodzaj męski, więc raczej ukochany. No chyba, że chodziło Ci o komórkę na składniki. Zmienia to postać rzeczy. - uśmiechnęłam się do niego, on jedynie warknął niezadowolony. Chwilę później miejsce obok mnie zajął Remus, którego również powitałam buziakiem w policzek.

- Cześć! - wykrzyknęłam. Remus zaśmiał się cicho.

- Moje uszy... Cześć, Lizzy. - uśmiechnął się do mnie.

- Jaki plan lekcji masz na Walentynki? - zapytałam.

- Hmm... Pewnie im odpuszczę, bo nie będą wiedzieli nic a nic, tym bardziej większość nie będzie uważać. A ty?

- Tak samo, nie ma sensu nic robić dziś haha. - odparłam i zajęłam się moim śniadaniem. Po skończonym posiłku poszłam jeszcze do swojego gabinetu umyć zęby i po książki na lekcje. Skierowałam się do swojej sali i czekałam na grupę dwugodzinną moich ukochanych Gryffonów, czyli braci Weasley.

Lekcja pierwsza się zaczęła. Widać było to rozkojarzenie uczniów na kilometr. Westchnęłam i wyszłam zza katedry.

- Widzę, że dziś brak mózgów do pracy, co więc chcecie robić oprócz migdalenia się po kątach, tak nie robimy na lekcjach panno Davon i panie Strigard - uśmiechnęłam się do dwójki puchnonów siedzących na tyłach. Oboje spalili buraka, a ja kontynuowałam swoje. - historia Walentynek czarodziejskich, mugolskich czy po prostu pogadamy? - wszyscy zgodnie wrzasnęli, że gadamy.

- A o czym chcecie pogadać? - zapytałam. Wtedy wstali obaj bliźniacy Weasley. Fred odchrząknął.

- Pani profesor Pats, z racji tego jakże doniosłego święta jakim są Walentynki, chcielibyśmy pani złożyć życzenia na nowej drodze życia w miłości. Ofiarujemy również pani ten wspaniały kosz łakoci i wielki bukiet czerwonych róż. Dołączamy też rozgrzewającą Ognistą na te zimowe wieczory. - podeszli do katedry i Fred podał mi róże, a George kosz słodyczy. Byłam szczerze zdziwiona i zastanawiałam się, czy nie kryje się pod tym jakiś podstęp.

- I wyście sami te babeczki piekli? Już nawet nie pytam, kto wam alkohol sprzedał. - zrobili miny aniołków.

- Babeczki to nasz przepis, pani profesor - uśmiechnął się George, robiąc przy tym niewinną minę.

- A czym są naszpikowane te babeczki? - zaśmiałam się.

- Naszą miłością do pani - wyszczerzył się Fred.

- To ja chyba wolę ich nie jeść chłopcy. Ale dziękuję haha.

Weasleyowie wyszczerzyli się i usiedli na swoje miejsce. Przez resztę lekcji z nimi głównie były rozmowy o walentynkach oraz co robić, a czego nie dziewczynie.

Zabrzmiał dzwon kończący ich drugą lekcje. Wszyscy wyszli, a jak zwykle zostali jeszcze na chwilę bliźniacy.

- Co jest w tych babeczkach, co? Haha - zapytałam.

- Tylko trochę magii, pani profesor. Pomyśleliśmy, że chciałaby pani obdarować profesora Snape'a i profesora Lupina. - odpowiedział George. Uniosłam brwi.

- Wszystkie babeczki są takie same czy różne efekty dają? - zapytałam. Uśmiechnęli się diabelsko. Już wiedziałam że efekty są różne na większości babeczek.

- Są to wasze przepisy, chłopcy? - zapytałam i obaj się uśmiechnęli znów.

- Rozkręcamy własny biznes, pani psor.

- Mamy kilka pomysłów i nawet klientów.

- O proszę, no to powodzenia w biznesie haha. Będę zaglądać w nowe oferty - puściłam im oczko. - a teraz zmykajcie, zaraz się przerwa kończy.

- Dobrze, pani profesor Pats! - krzyknął Fred.

- No chyba, że mamy zacząć mówić "pani profesor Lupin"... - dodał George.

- Te te, nie przesadzajcie. A teraz won! - zaśmiałam się.

- Do widzenia! - krzyknęli razem i wyszli z sali, a ja czekałam na kolejną lekcję.

***
Kolejna pełnia była nie najlepsza pod względem kondycji i opanowania Remusa. Wyszedł cały poobijany i poobdzierany z Wrzeszczącej Chaty. Sama Chata też nie wyglądała najlepiej. Niestety tym razem Remus nie był w stanie w jakikolwiek sposób zapanować nad swoją chorobą, a tym bardziej ja też nie potrafiłam go ogarnąć. Moje próby spełzły na wielu zadrapaniach i małej powierzchniowo, choć głębokiej ranie na brzuchu, przez którą byłam unieruchomiona przez kilka dni. Remus nic nie wiedział o ranie, ponieważ był nieprzytomny w czasie, gdy rana się goiła, niestety, a jak się obudził po niej  został mały tylko ślad. Teraz ciągle, gdy mam czas, chodzę do niego do skrzydła szpitalnego, żeby mu towarzyszyć.

Tak było i tym razem. Miałam dwa okienka z rzędu, więc pomyślałam, że przejdę się do przyjaciela.
Wchodząc do skrzydła ujrzałam, że już nie leży a siedzi, więc podeszłam bliżej i usiadłam obok.

- Hej Remi, jak się czujesz? - zapytałam, miałam nadzieję, że już jest dobrze. Na szczęście moje nadzieje się spełniły.

- Już jest okej. Jutro wracam do pracy haha.

- To dobrze - przytuliłam go lekko, ale syknął z bólu. Odsunęłam się.

- Przepraszam. - mruknęłam. Akurat przyszła Poppy, żeby zmienić mu opatrunek. Uśmiechnęłam się do niej, co odwzajemniła i zagadała.

- Cześć, Lizzy. Jak tam brzuch, już się zagoiło?

- Tak tak, już jest dobrze, ale mała blizna pozostała haha. Jednak nie przeszkadza.

- O, to dobrze, cieszę się, jednak teraz musisz wyjść, żeby w razie jak ktoś tu wparuje nie widziała jak zmieniam Remusowi opatrunek. - pokiwałam w zrozumieniu głową.

- Przecież może zostać, mi to nie przeszkadza - wzruszył ramionami Remus. Poppy zaśmiała się cicho.

- Tu chodzi o wasz wspólny wizerunek, pani Lupin. Nikt nie musi wiedzieć, że panna Pats widziała pana nagiego haha.- Remus zaczerwienił się i kiwnął głową.

- To ja pójdę. Mam. Niedługo lekcje, przyjdę później. - Remus pokiwał głową. Wyszłam ze skrzydła szpitalnego i skierowałam się do mojej sali idąc na lekcje pierwszaków ze Slytherinu i Ravenclawu. Nie mogłam się doczekać spotkania z Remusem.

Poprawiałam akurat sprawdziany owutemowców na temat pierwszej wojny czarodziejów i charakterystykę postaci Śmierciożercy, gdy ktoś zapukał do drzwi. Krzyknęłam "proszę", a w drzwiach ukazał się Remus.

- Hej, nie przeszkadzam? - zapytał.

- Coś ty, właź.

Remus wszedł do mojego gabinetu i zamknął drzwi. Przysiadł się na krześle obok mnie.

- Co tam robisz?

- Poprawiam sprawdziany. - kiwnął głową i nastała cisza. Było słychać tylko skrobanie mojego pióra i szelest odwracanego pergaminu. Odezwał się kilkanaście minut później.

- Czemu Poppy pytała cię o brzuch, coś się stało? - zapytał. Machnęłam ręką.

- Nie, nic, wszystko jest okej haha. - odłożyłam kolejny pergamin i spojrzałam na Remusa.

- Skoro to nic takiego, to czemu nie chcesz powiedzieć? - jego ton głosu przybrał na ostrości.

- Ej, spokojnie, nic mi nie jest haha, to tylko zadrapanie.

- Co cię zadrapało? - westchnęłam tylko. - Odpowiedz. - znów westchnęłam.

- Ty podczas pełni, ale nic mi nie jest, już się wszystko zrosło. Także spokojnie. - schował twarz w dłoniach.

- Już nie będziesz mi towarzyszyć podczas pełni. - oznajmił, a w jego głosie było słychać narastającą złość. Zmarszczyłam brwi.

- Dlaczego nie? Przecież nic mi się nie stało, Remusie.

- Nie będziesz i tyle, nie dyskutuj ze mną.  - warknął. Teraz to i ja się zdenerwowałam.

- Nie będziesz mi mówił, co mam robić a czego nie!

- Właśnie, że w tej sprawie będę. Mogłem cię zabić!

- Przesadzasz, chce Ci pomóc. - podniosłam ton, a Remus dorównał mi.

- Chcąc pomóc mi, zabijesz siebie!

- Uspokój się w końcu! Będę z tobą czy tego chcesz czy nie!

- Ale ja ciebie przy sobie nie chce! Nie rozumiesz!? Nie chcę cię przy sobie podczas pełni, nie jesteś mi potrzebna!

Zamilkłam. Byłam w szoku. Położyłam mu dłoń na ramieniu, ale ją strącił. W jego złotych oczach była widoczna furia.
Chwycilam go mocno za rękę, tak, aby nie potrafił jej wyrwać.

- Remusie... Chcę być przy tobie. Ty jedyny mi zostałeś, nie mam poza tobą nikogo tak bliskiego. Nie obchodzi mnie to, czy mnie zranisz nie będąc sobą. Bo ja cie kocham i nic tego nie zmieni, ani likantropia, ani cokolwiek innego. Jesteś moim przyjacielem i nic ani nikt tego nie zmieni, kocham cię, tak?

Spuścił wzrok i przygarnął mnie całą do siebie. Objął i wtulił się w moją szyję.

- Ja ciebie też kocham, Lizzy...

Continue lendo

Você também vai gostar

599K 12.7K 43
i should've known that i'm not a princess, this ain't a fairytale mattheo riddle x fem oc social media x real life lowercase intended started: 08.27...
233K 10.8K 32
Desperate for money to pay off your debts, you sign up for a program that allows you to sell your blood to vampires. At first, everything is fine, an...
591K 9.1K 87
A text story set place in the golden trio era! You are the it girl of Slytherin, the glue holding your deranged friend group together, the girl no...
211K 4.4K 47
"You brush past me in the hallway And you don't think I can see ya, do ya? I've been watchin' you for ages And I spend my time tryin' not to feel it"...