since i've found you || larry

By trxyeporn

21.6K 1.3K 2.4K

Louis budzi się porankiem w dzień, w którym miał zostać wolontariuszem programu Nakarm Bezdomnych, mając nadz... More

- 2 -
- 3 -
- 4 -
- 5 -
- 6 -
- epilogue -

- 1 -

4.7K 211 439
By trxyeporn

Zaczynamy nowe ff, tym razem trochę inne od reszty, które tłumaczyłam, ale równie fajne. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu! Mamy tu tylko 7 rozdziałów, ale każdy jest całkiem długi - jak już widzicie.
Myślę, że każdy będzie pojawiał się raz w tygodniu.
Po przeczytaniu, proszę, dajcie znać co sądzicie i jak Wam się na razie podoba!
Wszelkie błędy będą w miarę możliwości usuwane.
- p x

Kwiecień


Ciemne ulice miasta wydają się szydzić i śmiać z niego na każdym kroku, gdy idzie w żadnym konkretnym kierunku, gdy po prostu idzie przed siebie; gdzieś, gdzie będzie wystarczająco bezpiecznie, by mógł przetrwać noc. Jego stopy bolą, gdy dotyka nimi betonu. Bolą przez cały wieczór. Każdy kolejny krok sprawia, że czuje jak formują się na nich pęcherze, a jego ciało krzyczy ze zmęczenia.

Osuwa się po ścianie na drżących nogach i z uciskiem w piersi, a ciężar gorących łez mocno napiera na jego powieki, gdy zamyka oczy i opiera czoło o swoje kolana. Ludzie wokół niego śmieją się i przyklejają do siebie, gdy pijani, chwiejnie wychodzą z klubów nocnych i pubów. Dostaje od nich spojrzenia pełne litości, a twarze krzywią się od widoku łez, które gromadzą się w jego oczach i powoli spływają po policzkach, gdy wybija druga w nocy. Drzwi klubu otwierają się tuż obok niego. Grupa młodych, pełnych życia mężczyzn, wychodzi przez nie, a ich wesołe twarze oświetlone są światłem kolorowego neonu, wiszącego nad wyjściem. Jaskrawe kolory odzwierciedlają ich niesamowitą energię.

"Pośpiesz się!" jeden z nich rechocze spośród tłumu, z zapalonym papierosem wystającym z jego ust.

"Próbuję przygotować swoją część do zapłaty za przejazd tą taksówką," chłopak z tyłu odpowiada z roztargnieniem, przekopując portfel i wyciągając kilka zmiętych papierków.

"Pierdol swój przejazd taksówką. Zamówiliśmy Ubera. My płacimy," odpowiada ten sam chłopak. "Już przyjechał. Chodź, Lou albo zostawimy tu twoją pijaną dupę!" Chłopak stara się z powrotem włożyć pieniądze do portfela. Upuszcza kilka banknotów, a kiedy pochyla się, żeby je podnieść, zauważa zmęczoną postać, skuloną przy ceglanej ścianie. Na jego twarzy rozbłyskuje współczucie, zanim jego przyjaciele ponownie wołają go. Chłopak nie zwraca na nich uwagi, gdy podnosi pieniądze, które mu upadły, a następnie oferuje je nieznajomemu. Ten wystawia drżącą dłoń, by je przyjąć, a kąciki ust pijanego chłopca unoszą się w uśmiechu.

"Przykro mi, że tak wygląda twoja noc. Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej, huh?" szepcze, zanim spieszy się, by dogonić przyjaciół, siedzących już w czarnym SUVie, zaparkowanym przy chodniku.

Kiedy odjeżdżają, zostawiając za sobą głośne krzyki, wypuszczane przez okno o kończącej się właśnie imprezie, chłopak rozprostowuje pieniądze i liczy je. Nie wystarczy mu na ponowne wynajęcie jakiegoś pokoju, ale to zawsze coś. Z wdzięcznością wkłada pieniądze do kieszeni swojej bluzy z kapturem i wyciera twarz dłonią, by pozbyć się łez, które nadal świecą na jego bladej skórze. Nie wie, co powinien zrobić i zupełnie nie ma dokąd pójść, ale podnosi się z zimnego chodnika i idzie przed siebie, bo wie, że nie może spać w tym miejscu.

Październik

Louis zaciska oczy zaraz po tym, jak otwiera je w sobotni poranek, wściekły zarówno na jasne promienie słoneczne, padające na jego twarz, jak i na jego psa skomlącego tuż przy łóżku, ale żadna z tych rzeczy nie jest tak denerwująca, jak uporczywe wibracje jego telefonu, dobiegające gdzieś spod pościeli.

Na oślep zaczyna kopać w prześcieradłach w poszukiwaniu swojego telefonu, a szczeniak szczeka podekscytowany przy łóżku, gdy dostrzega, że jego właściciel już się obudził.

"Duke. Dlaczego mnie tak nienawidzisz? Idź dalej spać," Louis jęczy, zaciskając palce na telefonie. Dźwięk jego głosu sprawia, że pies jest jeszcze bardziej podekscytowany i szczeka, na próżno próbując wskoczyć na łóżko tymi swoimi krótkimi nóżkami, typowymi dla beagle'a.

Mężczyzna niechętnie otwiera oczy i pochyla się znad łóżka, by chwycić i podnieść psa jedną ręką. Krzywi się przez delikatny blask słońca, który wypala mu oczy i zamazuje widoczność po całej, długiej nocy spędzonej na wpatrywaniu się w komputer.

Zostaje zaatakowany przez ślinę i małe, szponiaste łapy szczeniaka, wbijające mu się w klatkę piersiową, gdy tylko opada na poduszkę wyczerpany. Radzenie sobie z niebywałą energią Duke'a o poranku jest niemalże wystarczające, by zapomniał o telefonie wciąż brzęczącym w jego ręce. Teoretycznie. Włącza tryb głośnomówiący, kładzie telefon na poduszce obok głowy i pozwala swojemu pieskowi dawać mu całą swoją miłość i okazywać przywiązanie, gdy z niezadowolonym jękiem wita swojego najlepszego przyjaciela. "Z, dlaczego mnie tak nienawidzisz?" pyta, zastanawiając się nad tym, dlaczego nie może wyspać się nawet w dni, które są na to przeznaczone. "Co chcesz?", pyta rozdrażniony. Duke odpowiada na jego pytanie kilkoma entuzjastycznymi szczeknięciami, które zaraz jednak zamieniają się w szereg żałosnych jęków. Louis przewraca oczami, doskonale wiedząc, czego chce jego pies, jednak nadal nie wie czego chce od niego Zayn.

"Och, przestań jęczeć, Lou. I tak już dawno temu powinieneś wstać," mówi, brzmiąc tak, jakby w ogóle nie spał. Nadwyręża swój słuch i po drugiej stronie słyszy dźwięki strzelaniny, wydobywające się z komputera, przed którym siedzi Zayn. I cóż, chłopak zdecydowanie nie poszedł jeszcze spać.

"Nie masz prawa mówić mi o wstawaniu, podczas gdy twój tyłek nawet nie widział łóżka od dwudziestu czterech godzin," odpowiada mu.

"Jest weekend, nie jestem śpiący, a ty, mój drogi przyjacielu, masz dzisiaj ten wolontariat w kościele Świętej Marii. Kazałeś mi przypomnieć ci o tym. Więc to robię," odpowiada jego partner biznesowy, a zarazem młodszy dyrektor i mruczy litanię pełną przekleństw, gdy jego postać w grze doznaje okropnego nieszczęścia.

Louis wzdycha z wielką ulgą, wdzięczny, że nie musi iść dzisiaj do biura. Louis jest głównym głównym twórcą gier w Mystery Van Studios, firmie, którą on i Zayn utworzyli z absolutnie niczego. Jednego dnia byli parą nastolatków, grających w gry wideo na strychu domu matki Zayna, a następnego otrzymywali już wysokie osiągnięcia naukowe w dziedzinie informatyki i projektowania graficznego oraz szukali inwestorów, którzy byliby w stanie zaryzykować i pomóc im założyć własną firmę. To nie tak, że Louis nie kocha swojej pracy, która pozwala mu realizować swoje marzenia i żyć na wysokim poziomie, ponieważ ją kocha. Po prostu nie za bardzo lubi spędzać całych dni w biurze, zwłaszcza, kiedy jest cholerna sobota. A pomaganie organizacjom charytatywnym wcale nie jest takie złe. Mogło być gorzej.

"Och, tak. Mam tam być o dwunastej, tak?" pyta.

"Skąd, do diabła, miałbym to wiedzieć? Nic mi o tym nie mówiłeś. Powiedziałeś tylko, żebym przypomniał ci o tej rzeczy dla bezdomnych w kościele. Wykonałem swoją robotę," mówi zły tym, że wciąż przegrywa, podczas gdy Duke narzeka głośno na brak jedzenia w jego misce i na fakt, że musi się wysikać, patrząc na Louisa swoimi wielkimi oczami, nadal trzymając głowę na jego klatce piersiowej. Louis zerka na godzinę i widzi, że jest kwadrans po dziewiątej. Najwyraźniej nie wyśpi się tak, jak planował, ale nie narzeka na stratę tego leniwego dnia, gdy będzie robić to, co słuszne. Wstawanie z łóżka jest do bani, ale raz w miesiącu poświęca się, co sprawia, że czuje się bardziej jak człowiek, a nie jak leniwy drań, który przez całe dnie zajmuje się tylko projektowaniem i graniem w gry.

"Dobra, dobra, już wstaje," mówi z głośnym westchnieniem. Otrzymuje kilka mokrych liźnięć w podbródek zaraz po wypowiedzeniu tych słów. Zayn nie jest tak podekscytowany jak jego szczeniak, ale mamrocze coś, prawdopodobnie o tym, że i tak się spóźni, mimo to, że ma jeszcze dwie godziny.

"Jasne. Zawsze docieram na czas," mamrocze i zanim Zayn zdąża odpowiedzieć śmiechem, rozłącza się. Okay, prawie zawsze dociera na czas. Nieważne.

Louis rozciąga się, dokonując ostatniej próby obudzenia się porządnie, zanim bierze Duke'a na ręce i całuje go w czubek głowy. "Gotowy na spacer zanim będę musiał cię tu zostawić? Chcesz trochę pysznego jedzenia?" pyta, a Duke wyrywa się z jego ramion i zeskakuje na podłogę. Pies ucieka z sypialni, a jego pazury uderzają o panele, gdy Louis idzie za nim.

*


Z jego mieszkania do kościoła Świętej Marii jest niedaleko, więc udaje mu się pojawić minutę przed czasem, częściowo dlatego, że chce zrobić dobre, pierwsze wrażenie na ludziach, prowadzących tą akcję; a głównie dlatego, że chciał wysłać Zaynowi na Snapchacie swoje pełne zadowolenia zdjęcie z oznaczeniem na nim godziny.

Przy drzwiach wita go kobieta o długich, siwych włosach i kolorowych okularach na nosie, która chętnie chwyta jego dłoń, by wciągnąć go do środka i oprowadzić. Przedstawia się jako Pani Dobson, ale nalega, by nazywał ją Marianne. Jest przemiła i wygląda na naprawdę szczęśliwą faktem, że się pojawił, gdy prowadzi go do kuchni, gdzie znajduje się reszta wolontariuszy. Louis śmiało może powiedzieć jak wielkie jest jej serce, już od momentu, w którym zaczęła mówić o programie Nakarm Bezdomnych, który ona i kilka innych osób rozpoczęli w zeszłym roku. Mówi mu o problemie, jakim jest bezdomność i o tym, jak liczba takich osób rośnie z roku na rok. Jej oczy są pełne smutku i niesamowitej determinacji, związanej z pomocą, gdy wyjaśnia, że ten pożywny posiłek kilka razy w tygodniu jest dla nich czymś więcej, niż tylko życzliwą rzeczą, poprawiającą im dzień, że wielu bezdomnym najzwyczajniej pomaga przetrwać.

Nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Był wolontariuszem w wielu miejscach w mieście i współpracował z różnymi organizacjami charytatywnymi. Organizacjami, które pomagały dzieciom, osobom starszym i chorym. Pewnego dnia nawet zgłosił się na ochotnika do pomocy w schronisku dla zwierząt i właśnie tak skończył z Duke'em, ale nigdy wcześniej nie miał do czynienia z bezdomnymi.

"Co sprawiło, że ty i inni założyciele rozpoczęliście tak niesamowity program?" pyta, kiedy docierają do kuchni, gdzie widzi półki i lady zapełnione niewielką ilością jedzenia, które zostało dostarczone do nich w ciągu ostatniego tygodnia.

Marianne rozgląda się po pomieszczeniu pełnym wolontariuszy, chętnych poświęcić swój czas. Ściska dłoń Louisa, a dziwny dreszcz przebiega przez jego ramię. "Każdy potrzebuje czasem pomocy, niezależnie od tego, czy zdaje sobie z tego sprawę, czy nie, Louis. To niby tylko posiłek, ale równie dobrze jutro możemy potrzebować go Ty albo ja."

Jej słowa uderzają w niego i pozostają z nim, nieważne gdzie wędruje jego umysł, wraca do nich jak do małych szpilek utkwionych w mapie. Ta myśl prześladuje go, gdy myje warzywa, gdy kroi je na kanapki, gdy pomaga ustawiać długie, prostokątne stoły, a nawet gdy nic nie robi i po prostu patrzy na te małe rzeczy, które przygotowali dla tych biednych ludzi w tym mieście, którzy nie mają nawet pieniędzy na normalne wyżywienie, bo Marianne ma rację. Każdy z nich mógłby znaleźć się w tym miejscu.

Doskonale pamięta, jak będąc dzieckiem, zawsze żałował, że nie mieli więcej pieniędzy, by jego matka mogła pozwolić sobie na kupienie jemu i jego siostrom fajnych rzeczy albo na zamieszkanie w ładnym, dużym domu. Jego mama naprawdę walczyła, by ich utrzymać, gdy ojciec odszedł. Wszystkie te nocne i dodatkowe zmiany w jej licznych pracach, których Louis nie znosił jako dziecko, teraz dla niego, osoby już dorosłej, wyglądają jak błogosławieństwo, ponieważ jedna opuszczona zmiana czy kilka zaległych rachunków, z łatwością mogłyby być początkiem końca. Teraz to oni mogliby potrzebować tej pomocy.

Louis zaczął swój poranek chmurząc się, bo musiał obudzić się wcześniej, niż planował, ale to uczucie rozczarowania szybko znika, kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że jego pobyt tutaj i pomoc organizacji jest o wiele cenniejszy i ważniejszy, niż dodatkowa godzina snu. Uśmiecha się i dokłada wszelkich starań, by wesprzeć tak ważną dla Marianne sprawę, a kiedy drzwi o drugiej wreszcie się otwierają, jest bardziej niż gotowy, by służyć ludziom, którzy od rana czekali, by móc tu wejść.

Stoły do serwowania jedzenia ustawione są w dużą literę "L" na końcu sali, a za nimi, przy każdej potrawie, stoi wiele wolontariuszy. Louis samotnie zajmuje się krótszą częścią litery "L", gdzie znajdują się słodycze i desery, ale nie ma nic przeciwko byciu w innym miejscu, niż wszyscy inni, ponieważ bardzo lubi rozmawiać z ludźmi, którzy do niego podchodzą. Mężczyźni oraz kobiety w każdym wieku przychodzą na obiad i wszyscy zdecydowanie mają ukrytą swoją przeszłość w oczach, które teraz okazują wdzięczność. Może stwierdzić, że każdy z nich miał ciężki czas, ale wielu uśmiecha się i dziękuje Louisowi, gdy kroi im kawałek ciasta lub nakłada puddingu na talerz.

Duża część osób, które tu przychodzą, jest dość towarzyska i prowadzi szybkie rozmowy z każdym wolontariuszem, ale jest też kilka osób, które nie chcą nawiązywać żadnego kontaktu. Wślizgują się przez drzwi tak cicho jak bryza, niemo wskazując na to, co chcieliby zjeść, jednocześnie spuszczając wzrok, gdy przechodzą dalej niczym duchy. Louis uśmiecha się i wita ich wesoło, wyczuwając, że ci najbardziej potrzebują jego pozytywnej energii, mając nadzieję, że przynajmniej pokaże im, że dla niego nie są niewidzialni. Jakiś zakapturzony mężczyzna właśnie wszedł do środka i przeszedł już połowę stoisk bez zostania zauważonym przez co najmniej dziewięćdziesiąt pięć procent ludzi, znajdujących się tu.

Louis od razu go zauważa, nawet z pochyloną postawą i rękami przyciśniętymi ciasno do jego boków; ta technika ukrywania się nie jest dla niego zbyt skuteczna, ponieważ jest zdecydowanie wyższy od większości osób, przebywających w pomieszczeniu i ma tendencję do przyciągania uwagi. Mężczyzna uprzejmie kiwa głową, gdy przesuwa się wzdłuż stołów, przyjmując każde oferowane mu jedzenie. Podchodzi do stołu z deserami, przy którym stoi Louis i podsuwa swój talerz w pobliżu tortu czekoladowego, niemo prosząc o kawałek. Pomiędzy jego brwiami pojawia się zmarszczka, gdy nic takiego nie otrzymuje.

"Witaj," mówi z większym entuzjazmem, niż ten mężczyzna - lub chłopiec, przyznaje, gdy teraz lepiej go widzi - jest prawdopodobnie przyzwyczajony słyszeć, jeśli sposób, w jaki szybko podnosi wzrok może o tym świadczyć. Patrzy na Louisa ze zdziwieniem, a następnie zaskakuje go, gdy odpowiada mu cichym 'cześć', skierowanym głównie do jego butów, w które teraz się wpatruje. Ostatnio nie było bardzo zimno, ale temperatura zaczyna spadać. Na razie cienka bluza z kapturem tego chłopca i para podartych jeansów dają radę, ale to tylko kwestia czasu, kiedy pogoda się zmieni i zrobi się zimno, mroźnie i co wtedy? Ta myśl powoduje, że fala dyskomfortu przebiega przez jego klatkę piersiową.

Chłopiec ponownie zerka na Louisa, a żywy kolor jego oczu przypomina mu bujne lasy i wiosnę, eliminując wszelkie uczucie niepokoju.

"Um, chciałbyś może jakiś deser? Może ciasta?" Louis uśmiecha się delikatnie, by nie przestraszyć go tak, jak wcześniej.

Tym razem chłopak nie mówi nic i kiwa tylko głową. Louis może pracować z samym skinięciem głową.

"Okay, świetnie. Chcesz czekoladowy czy waniliowy? Wyglądasz mi na chłopaka, który lubi zjeść kawałek lub nawet dwa kawałki ciasta czekoladowego," mówi, uśmiechając się i próbując zażartować. Wygląda na to, że chłopak nie uważa tego za zabawne, ale nawiązują kontakt wzrokowy, co jest dla niego jakimś osiągnięciem, zważając na to, że nikt inny tego nie otrzymał. Nikt inny nawet nie próbował zmusić go do rozmowy.

Louis wkrótce zdaje sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nie dostanie od niego kolejnej odpowiedzi, gdy chłopak ponownie spuszcza swoje nieśmiałe spojrzenie na podłogę, więc kładzie świeżo ukrojony kawałek ciasta czekoladowego na puste miejsce na talerzu, wiedząc, że od samego początku go chciał.

Nie oczekuje, że cokolwiek ponownie powie. Musiał mocno zapracować, by zmusić go do powiedzenia 'cześć', więc nie oczekuje już niczego na pożegnanie. Louis mruga zaskoczony, niemalże nie słysząc tego cichego 'dziękuję', które otrzymuje w zamian. Nie ma okazji mu odpowiedzieć, że nie ma za co dziękować, bo chłopak odchodzi w kierunku jednego z pustych stolików, przy których mogli zjeść, z obiema rękami mocno ściskającymi talerz. Nowa grupa podopiecznych podchodzi do niego, ale Louis dyskretnie obserwuje kątem oka wysokiego chłopca. Obserwuje, jak odsuwa krzesło na tyle, by mógł usiąść przy stole. Jak rozgląda się szybko, by upewnić się, że nikt na niego nie patrzy, zanim podnosi widelec i próbuje ciasta.

Zjada prawie cały kawałek z jakąś nostalgią i swobodą utkwioną na jego twarzy, jakby deser oferował mu znacznie więcej, niż jedynie zaspokojenie głodu. Ten widok sprawia, że kąciki ust Louisa rozciągają się w uśmiechu i z jakiegoś powodu nie może oderwać od niego wzroku.

Chłopiec je niewielką część swojego posiłku. Używa serwetek leżących na stole, by owinąć kanapkę, frytki i kawałki owoców, których nie zjadł i ostrożnie umieszcza je w plecaku. Dosuwa krzesło do stołu i zabiera swój brudny talerz, po czym wyrzuca go do kosza na śmieci, ale zanim zdąża wyjść, zostaje zatrzymany przez Marianne.

Louis z zafascynowaniem patrzy, jak chłopak odwraca się i mocno obejmuje ramionami kobietę. Ta przytula go i mówi mu coś, co słyszy tylko on. Chłopiec kiwa głową z lekkim uśmiechem na to, co mu powiedziała, a potem wychodzi równie cicho, jak wtedy, kiedy wszedł tu pół godziny wcześniej.

Marianne odchodzi i rozmawia z wieloma podopiecznymi podczas ich krótkiego pobytu tutaj. Louis kontynuuje swoją pracę i obsługuje kilka ostatnich osób, które przychodzą, gdy popołudnie zmienia się w wieczór, ale cały czas ma oko na kobietę, by móc z nią porozmawiać. Ma swoją szansę, gdy ta podchodzi do niego, by powiedzieć mu, że nadszedł czas, by zacząć sprzątać.

"Świetnie się spisałeś, będąc tu z nami pierwszy raz. Wszyscy cię pokochali. Powiedzieli, że byłeś całkiem w porządku," śmieje się. "Zawsze jest świetnie, gdy wolontariusze rozmawiają z naszymi podopiecznymi i sprawiają, że czują się jak w domu. Byłeś w tym naprawdę naturalny," chwali go.

Louis nie uważał, że zrobił coś specjalnego. Właściwie witał każdą osobę zupełnie tak, jakby witał każdego innego nowego znajomego. Z niektórymi oczywiście trudniej było mu rozmawiać, ale Louis i tak uśmiecha się do Marianne, ciesząc się, że mógł ją uszczęśliwić.

"Właściwie to chciałem cię o coś zapytać," zaczyna. "O kogoś. Wysokiego chłopaka; miał na sobie czapkę i ciemną bluzę z kapturem. Przytuliłaś go, gdy wychodził..."

Wydaje się, że Marianne zastanawia się przez chwilę nad tym opisem, zanim rozpoznanie rozjaśnia jej twarz. "Och, masz na myśli Harry'ego," uśmiecha się czule. "Ten chłopak jest naprawdę słodki. Przychodzi tu dopiero od kilku miesięcy... Co chcesz o nim wiedzieć?"

"Um, cóż. Jest raczej cichy, prawda? Wiem, że jestem o wiele bardziej rozgadany niż każdy przeciętny człowiek, ale wydawało się, że prawie boi się ze mną rozmawiać; że boi się rozmawiać z każdym." To znaczy z wszystkimi oprócz Marianne. Nie, żeby miał coś przeciwko, po prostu chce wiedzieć, jak sobie z tym poradziła, podczas, gdy on praktycznie musiał ciągnąć go za język, by dostać proste 'cześć'.

"Jest trochę nieufny wobec nowych ludzi... ogólnie wobec ludzi i nie bez powodu. Bezdomni nie są traktowani dobrze poza miejscami, takimi jak to. Ludzie tacy, jak Harry przyzwyczajeni są do krzyku i bycia odrzucanymi. Są omijani i ignorowani przez większość społeczeństwa, więc tacy jak on zwykle ufają tylko kilku osobom i na szczęście, jestem jedną z osób, którym ufają."

Wszystko co powiedziała kobieta, wywołuje ból w jego sercu. Nie wyobraża sobie być odrzucanym przez społeczeństwo i być obserwowanym z góry przez to, że nie mógłby pozwolić sobie kupić nowych ubrań czy przez to, że nie ma gdzie się podziać. Ludzie, którzy ty dziś przyszli byli tacy sami, jak każda inna osoba idąca ulicą czy jadąca metrem, po prostu mieli problemy i gorszy czas. A to nie powinno być powodem do nienawidzenia ich.

"Wyglądał bardzo młodo. Był młodszy niż wszyscy inni, którzy tu przyszli. Czy- Czy nie można nic z tym zrobić?" pyta, pewien tego, że gdyby tylko kogoś poinformowali, na pewno udałoby się coś załatwić.

"Tak naprawdę to Harry jest w kontakcie z pomocą społeczną i znajduje się na liście osób oczekujących na mieszkanie w nagłych wypadkach." To niewiele zmienia w jego toku myślenia, ponieważ ten chłopak nadal nie ma gdzie mieszkać, ale zawsze coś. Nie czuje się już tak niespokojny, wiedząc, że wkrótce otrzyma pomoc.

"Jak długo będzie musiał czekać?"

Oczy Marianne wydają się jeszcze bardziej smutne, gdy to pytanie pada z jego ust. "Wiem tyle samo, ile wiesz ty, Louis. Jest na liście od miesięcy, ale nie potrzebuje go priorytetowo. Jest mężczyzną w wieku powyżej dwudziestu jeden lat, bez dzieci i nie jest chory. Nie znajduje się nawet na szczycie listy osób potrzebujących tego natychmiastowego zakwaterowania."

Louis mruga szybko, jakby Marianne mówiła do niego niezrozumiale, w jakimś wypaczonym, pokręconym języku. "A jaki to ma znaczenia? Czego od niego oczekują?" pyta. "Potrzebuje pomocy i nie ma dokąd iść."

"Niestety, tak samo jak pozostałe tysiące ludzi w Londynie, którzy są bezdomni. To przykre, ale jak widać, nie mamy tu idealnego systemu. Niektórzy ludzie po prostu spisani są na straty."

"Masz na myśli ludzi takich jak Harry."

"Tak, kochanie," Marianne ze smutkiem kiwa głową. "Wiele ludzi takich jak on."

*

Louis nie zamierzał pozwolić Harry'emu pochłonąć całych swoich myśli w następnych dniach, ale niestety dokładnie tak się dzieje. Mija bezdomnych na drodze do pracy, tak jak codziennie przez ostatnie sześć lat, ale wszystko widzi przez nowy pryzmat, zupełnie tak, jakby ciężka chusta została usunięta z jego oczu, aby odsłonić mroczny i samotny świat, w którym niektórzy ludzie żyją tylko dlatego, po prostu nie mają innego wyboru. Widzi ograniczonych ludzi i obrzydzenie wyryte na twarzach przechodniów, gdy przemierzają między tłumami z jakby zasłoniętymi uszami i oczami, udając, że nie słyszą, gdy ktoś prosi ich o jakieś drobniaki. Louis nie chciał i nie potrafił uwierzyć w to, że ludzie mogą być tak okrutni, że mogą krzyczeć i zmuszać kogoś do opuszczenia danego miejsca, tylko dlatego, że nie chcą, by jakiś bezdomny pojawiał się w pobliżu nich czy ich sklepu, ale teraz widzi to i robi mu się niedobre, zastanawiając się, jak długo byłby ślepy na to wszystko, gdyby nie ten wolontariat w kościele Świętej Marii, które nagle sprawiło, że zaczął przejmować się tym wszystkim.

Przypomina sobie wszystkie momenty swojego życia, w których miał jakąkolwiek styczność z osobą bezdomną i stwierdza, że nie ma ich wielu, poza sobotnim popołudniem. Przez większość swojego czasu jest tak pochłonięty pracą, swoją rodziną, że ledwo zauważa wyciągniętą rękę lub milczącą prośbę o pomoc od wycofanych oczu, które obserwują jego drogi strój i luksusowy telefon. Wcześniej już dawał ludziom na ulicy pieniądze, ale tylko wtedy, gdy czuje się winny, że tego nie robi; tylko wtedy, gdy po czwartej czy piątej żałosnej w tygodniu wycieczce do Starbucksa nie chce już słyszeć dźwięków monet, grzechoczących w jego tylnej kieszeni. Nigdy nie był dla nich niemiły i już kiedyś im pomagał. Teraz jednak zdaje sobie sprawę z tego, że niekoniecznie robił to z właściwych powodów.

Wchodzi po schodach, a następnie przez podwójne szklane drzwi wchodzi do budynku, w którym pracuje, zauważając, że w przeciwieństwie do niektórych innych budynków, które mijał, nigdy nie widział tu żadnego bezdomnego. Ta okolica nie była zbyt fajna, gdy on i Zayn kupowali to miejsce naprawdę tanio, by rozpocząć swoją działalność. Pamięta kilka osób, kręcących się na zewnątrz kilka lat wstecz, ale od tego czasu powstało wokół nich wiele nowych firm i teraz, okolica jest jedną z najbardziej postępowych i pożądanych miejsc do pracy. Louis nie umie zrozumieć tego, co się zmieniło i dlaczego.

Przechodzi przez hol, a następnie wjeżdża windą do głównej przestrzeni biurowej. Macha do pracowników swoich i Zayna, ciężko pracujących przy swoich stanowiskach, ale nie zatrzymuje się, by porozmawiać o postępach, jak każdego ranka. Dziś idzie prosto do biura Zayna, które znajduje się naprzeciwko jego własnego. Szklane drzwi są otwarte, więc Louis wchodzi do środka, co zrobiłby nawet, gdyby były zamknięte.

Zayn podnosi wzrok znad telefonu, gdy zauważa Louisa stojącego w drzwiach. "W końcu przyszedłeś," uśmiecha się, denerwująco jak zwykle, gdy Louis przyjdzie kilka minut po nim. "Mamy za chwilę spotkanie całego zespołu. Chcesz znowu zamówić każdemu śniadanie, by podnieść ich na duchu, zanim oznajmimy im termin? Byłoby miło zjeść pączka, zanim zmiażdżymy ludzkie nadzieje i marzenia o spokojnym życiu prywatnym w ten weekend."

Louis kiwa głową z wielkim westchnieniem, opierając się o futrynę drzwi. "Tak, jasne," zgadza się. "Zamówimy też obiad, zważając na to, że będziemy siedzieć tu do późna." Mózg Louisa jest tylko w połowie skoncentrowany na pracy. Odchrząkuje, zanim odzyskuje uwagę Zayna. "Hej, um, Z... kto jest pierwszą osobą, którą widzisz tu każdego poranka?"

"Na pewno nie ty," mruczy. Uśmiecha się do Louisa, by zobaczyć jak zareaguje, ale w odpowiedzi dostaje tylko jego zmarszczone czoło. "Nie jestem pewien tego, co dzieje się tu rano. Cały sens prowadzenia własnej firmy polega na tym, że przychodzimy tu, kiedy tylko chcemy. Dlaczego pytasz? Chcesz przyznać jakieś nagrody dla pracowników, którzy przychodzą tu najwcześniej?" uśmiecha się głupio, za co otrzymuje kolejne zmarszczenie czoła zamiast śmiechu.

"Nie. Nie chodzi o to. Po prostu-" Louis wzdycha, próbując odnaleźć sposób na wyduszenie tego z siebie, by nie zabrzmieć na szalonego. "Czy widziałeś jakichś ludzi na zewnątrz budynku? Jakby, nie wiem... bezdomnych ludzi?"

"Na tej ulicy? Nie, już wieki żadnych nie widziałem. Jestem pewien tego, że ochrona pozbywa się każdego, kto się tu włóczy, na długo zanim otworzymy budynek," Zayn mówi z niepokojem. Jest tak, jak Louis obawiał się, że będzie i to sprawia, że dostaje gęsiej skórki, gdy słyszy słowa przyjaciela; gdy potwierdza się to, że na pewno jest ktoś, kto korzysta z zadaszenia budynku, by przetrwać noc, a budzi się i jest wykopywany na ulicę, zanim Louis w ogóle wstanie z łóżka. Zastanawia się, czy którykolwiek z podopiecznych kościoła został wyrzucony z tych schodów, należących do niego. Boże, zaczyna się zastanawiać, czy kiedykolwiek Harry był tą osobą. Ma desperacką nadzieję, że nie.

"Lou, co się dzieje?" Zayn odkłada telefon, gdy zauważa, że coś naprawdę niepokoi jego przyjaciela. "Stało się coś na zewnątrz? Musimy do kogoś zadzwonić? Po policję?"

"Nie," odpowiada pospiesznie. Dzwonienie po gliniarzy to ostatnia rzecz, którą chciałby zrobić. "Nic, Z. Nic się nie stało. Byłem ciekawy tego, dlaczego nikogo takiego tu nie widzę. To zwykła obserwacja."

"Och." kiwa lekko głową, najwyraźniej zadowolony tym, że Louis ma się dobrze i nie traci rozumu. "W ciągu kilku lat ta okolica stała się dość elegancka, więc wszyscy starają się taką ją uchować. Większość bezdomnych, których widziałem, znajduje się dalej, w gorszych częściach miasta. Alejki, stare budynki i dzielnice, mosty; głównie tam. Szczerze mówiąc, nie sądzę, byśmy mieli się czym martwić, Lou." I właśnie tu Zayn się myli. Louis nie pamięta już, kiedy ostatni raz martwił się o coś innego niż czubek jego nosa.

"Tak, Z. Masz rację," mówi, chociaż czuje w sercu, że wcale tak nie jest. "Um, więc zamówię każdemu śniadanie," mówi z szerokim uśmiechem. Jest mały i dość fałszywy, ale ma nadzieje, że Zayn tego nie zauważy. "Do zobaczenia na spotkaniu," mówi, odsuwając się od drzwi, by pójść usiąść we własnym biurze, myśleć i udawać, że zamawia bajgle.

Jest później niż zwykle, gdy wychodzi z pracy. Wraca do swojego ogromnego mieszkania z oknami od podłogi do sufitu, które zawsze chciał, ilekroć wyobrażał sobie swój wymarzony dom. Chciał tego mieszkania bardziej niż czegokolwiek, a teraz nawet go nie sprząta. Płaci komuś za sprzątanie go. Płaci też komuś innemu za gotowanie posiłków w jego nowoczesnej kuchni, tylko dlatego, że jest zbyt leniwy, by to robić. Staje przy oknie i spogląda na miasto, zastanawiając się, ilu ludzi jest tam i wpatruje się w niego, pragnąc domu dziesięciokrotnie mniejszego od tego Louisa i pozbawionego jakichkolwiek przywilejów. Ciężko pracował na to wszystko, co teraz ma. Nie żałuje tego, że stać go na to, ale żałuje, że kiedyś nie był wdzięczny za życie, jakie miał, podczas gdy mogło ono wyglądać zupełnie inaczej. Nawet gdy był młody, a jego matka ciężko pracowała, żeby zapewnić im dach nad głową i ciepły posiłek, nigdy w pełni tego nie doceniał; aż do teraz.

*

Louis wysyła maila do Marianne w piątek rano, by poinformować ją, że w sobotę ponownie przyjdzie pomóc. Jej odpowiedź jest szybka i pełna entuzjazmu, gdy dziękuje Louisowi za jego poświęcenie, a także za pieniądze z darowizny, które przekazał organizacji poprzedniej nocy. Ten dziękuje jej za pozwolenie mu nauczyć się pewnych rzeczy i za to, że może pomóc oraz obiecuje, że pojawi się wcześnie rano.

W piątek całe biuro zostaje do późna w pracy, streszczając się i stresując, ponieważ ich projekt jest już opóźniony o prawie dwa tygodnie i w ciągu ośmiu dni muszą przedstawić inwestorowi gotowy produkt. Nawet on i Zayn stali się zombie, gdy całe dnie spędzając przed ekranami, próbując pomóc zespołowi w nadrobieniu zaległości. Prawdopodobnie dlatego Zayn unosi wysoko brew, gdy około wpół do jedenastej, Louis podnosi się z kanapy.

"Gdzie idziesz? Po kolejną kawę? Przynieś mi też jedną, proszę," mówi, kontynuując pracę.

"Z wielką chęcią, Z, ale nie idę po kawę. Idę do domu. Muszę wcześnie rano wstać," wyjaśnia, narzucając na ramiona kurtkę. Jest znacznie chłodniej niż w zeszłym tygodniu, a zwłaszcza w nocy.

"Wcześnie rano? Jedziesz spotkać się ze swoją mamą czy coś takiego?" pyta z jasnymi oczami, wyglądając tak, jakby miał zaraz wszystko rzucić, by pójść z przyjacielem. Uwielbia przebywać z rodziną Louisa prawie tak samo, jak oni uwielbiają spędzać czas z nim.

"Nie, nie tym razem. Jest późno. Muszę wyprowadzić Duke'a na spacer, a jutro idę do kościoła, by ponownie pomóc w tym programie dla bezdomnych. Obiecałem, że będę tam wcześnie."

"Znowu?" twarz Zayna krzywi się w dezorientacji. "Poszedłeś tam w zeszły weekend. Myślałem, że prowadzisz swoją działalność charytatywną tylko w jedną sobotę w miesiącu," śmieje się. "Co, chcesz bić rekordy?"

"Nie. Po prostu bardzo polubiłem bycie tam. Fajnie się bawiłem," wyjaśnia, wzruszając ramionami. "I chcę tam wrócić,"

"Więc o to chodziło ostatnim razem. Polubiłeś wolontariat," wnioskuje Zayn, a jego oczy ukazują zrozumienie, dlaczego Louis zadawał te dziwne pytania i recytował statystyki bezdomności jak z encyklopedii przez ostatni tydzień. "Cóż... fajnie. Cieszę się, że znalazłeś coś, co cię interesuje," mówi, brzmiąc zupełnie jak jego matka wczoraj, gdy powiedziała, że miło jest widzieć, że fascynuje go coś innego, niż jego praca. Zayn uśmiecha się do niego, gdy życzy mu dobrej nocy.

"Dzięki, Z. Zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?"

"Okay. Porozmawiamy później. Ale, hej, Lou," mówi, zatrzymując przyjaciela, zanim ten wchodzi do windy. "Nie powtarzajmy tego, co stało się ostatnim razem, kiedy naprawdę zaangażowałeś się w wolontariat."

Louis marszczy brwi, patrząc na swojego najlepszego przyjaciela. "Co masz na myśli, mówiąc to? O którym ostatnim razie mówisz?"

"O tym, kiedy zgłosiłeś się do pomocy w schronisku dla zwierząt i skończyłeś w domu z Duke'em w ramionach. Nie sądzę, że organizacja kościoła jest miejscem, w którym można przygarniać przybłędy. Szczególnie zabłąkanych ludzi."

Louis czuje, że jego twarz się rumieni, ponieważ Zayn wie, równie dobrze jak wszyscy, że Louis nigdy nie był za zwierzętami, dopóki nie spojrzał na Duke'a i nie zadecydował, że są sobie pisani. Zayn oczywiście właśnie sika ze swojego żartu, ale ten żart nie wziął się z niczego.

"Dobrze, tato. Obiecuje, że tym razem nie przyprowadzę żadnej przybłędy. Masz moje słowo," Louis przewraca oczami. "Śpij dobrze. Do zobaczenia później. Nie siedź tu całej nocy," mówi zanim wychodzi.

*

Tak, jak obiecał, wstaje, ubiera się, pije swoją kawę, a o dziewiątej jest już w drodze do kościoła Świętej Marii. Przybywa na miejsce około godziny później ku uciesze Marianne i pomaga jej w wyborze menu na ten dzień i przygotowaniu składników dla wolontariuszy. Kobieta postanawia jako główne danie postanawia podać spaghetti wraz z różnymi dodatkami, takimi jak pieczony chleb i warzywa. W tym tygodniu rzuca pomysł pieczenia różnego ciastek na deser, bo mają do tego odpowiednie składniki, ale potem Louis myśli o Harrym i o tym, jak bardzo wydawało mu się, że lubił czekoladowe ciasto bardziej niż cokolwiek, więc umiejętnie namawia Marianne, by upiekli też ciasto.

Drzwi otwierają się o drugiej, by wpuścić pierwszą grupę ludzi, którzy czekali na zewnątrz. Louis skanuje tłum, jednak nie widzi wśród niego Harry'ego. Lubi pomagać i rozmawiać z innymi podopiecznymi, którzy przychodzą, ponieważ większość z nich rozpoznaje go z zeszłego tygodnia

Minęła ponad godzina odkąd wszystko się zaczęło, a po Harrym nie ma śladu. Louis zaczyna się martwić, że może się nie pojawi; że zapomniał albo jeszcze gorzej, że coś mu się stało, ale właśnie w momencie, w którym Louis ma już stracić nadzieję, wysoka postura Harry'ego wślizguje się przez drzwi tak cicho, jak nigdy dotąd i bierze talerz po to, by ustawić się w kolejce.

Louis znów go obserwuje, wszystkie jego małe interakcje, gdy wskazuje, co chce i kiwa głową, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Jego wysiłku okazują się bezcelowe, gdy dociera do stołu z deserami, gdzie Louis czeka już na niego z ciepłym uśmiechem na powitanie.

"Cześć, Harry. Jak się dzisiaj miewasz?"

Harrym mruga kilka razy, patrząc na niego z rozchylonymi wargami, zaskoczony powitaniem go z taką życzliwością. Louis uznaje to za swoje zwycięstwo, gdy Harry odchrząkuje i faktycznie reaguje nieco podejrzliwie, "Um- C-cześć."

"Cóż, chciałbyś znowu ciasto czekoladowe?" pyta, wiedząc, że odpowiedź brzmi 'tak', zanim Harry kiwa głową. Louis kroi jeden, duży kawałek, a następnie drugi i szybko układa je obok siebie na pustej przestrzeni talerza Harry'ego. "Proszę. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Miłej reszty dnia," szczebiocze. Oczekuje, że Harry po cichu odejdzie tak, jak ostatnim razem. Chłopak odchodzi w stronę stołów, ale robi tylko kilka kroków, zanim znowu podchodzi do Louisa.

"Przepraszam," mówi najpierw, "Ale skąd znasz moje imię?" uśmiech Louisa znika, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że Harry może nie czuć się komfortowo z faktem, że wie, kim jest. Gdyby miał zwyczaj dzielić się szczegółami dotyczącymi siebie, prawdopodobnie zrobiłby to sam.

"W pewnym sensie zapytałem Marianne..." krzywi się. "Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Powinienem był się z tobą skontaktować albo sam zapytać. Przepraszam."

"Nie, jest w porządku," Harry zapewnia go. "Naprawdę nie mam wielu przyjaciół, więc nie spodziewałem się, że wiesz kim jestem."

Więc są przyjaciółmi, a przynajmniej są na drodze do zostania przyjaciółmi. Poza tym Harry nie nienawidzi go za szukanie jego danych osobowych za jego plecami. Dobrze wiedzieć.

"Cóż, skoro jesteśmy teraz przy dwóch kawałkach ciasta/znaniu swojego imienia, pewnie poczujesz się lepiej, wiedząc, kim jestem. Jestem Louis. Bardzo miło mi cię poznać," uśmiecha się, wystawiając rękę, aby mogli się prawidłowo przywitać. Harry wpatruje się w niego przez długi czas z jakimś niejasnym wyrazem twarzy, prawie tak, jakby próbował przypomnieć sobie coś, o czym już dawno zapomniał; a może bardziej próbował przypomnieć sobie kogoś. Louis zastanawia się, kogo mu przypomina, zanim Harry wyciąga rękę i ściska jego dłoń.

"Miło mi cię poznać," mówi z większą swobodą, ale wciąż patrzy na Louisa ze zmrużonymi oczami. "Jesteś- Jesteś pewien tego, że nie spotkaliśmy się wcześniej?" pyta, z każdą upływającą sekundą, wyglądając na coraz bardziej przekonanego, że naprawdę się spotkali.

"Uh-Cóż, zgaduje, że teoretycznie spotkałem cię tu w zeszłym tygodniu, gdy rozdawali kanapki," uśmiecha się. Bada każdy drobny szczegół twarzy Harry'ego, od ostro zarysowanej szczęki, po delikatny róż, widniejący na jego policzkach i nosie, spowodowany zimnem. Nie pamięta, żeby kiedykolwiek wcześniej spotkał te zielone i życzliwe oczy, ale gdzieś w środku pragnie, by było inaczej. "Nie sądzę, żebym wcześniej cię spotkał, ale skąd możemy wiedzieć, czy nie byliśmy najlepszymi kumplami lub sąsiadami w poprzednim życiu czy coś takiego?" żartuje sobie.

Harry nie odpowiada na to. Posyła Louisowi dziwny grymas, a atmosfera staje się dziwna. Nie ma okazji skomentować teorii Louisa, ponieważ nowa grupa podopiecznych zostaje wpuszczona do środka i zaczynają zbliżać się do stołów.

"Chyba muszę już iść," mówi, gdy do stanowiska zbliżają się inni ludzie i zerka na talerz pełny jedzenia, którego jeszcze nie tknął.

"Tak, jasne, Harry. Oczywiście. Idź. Smacznego. Do zobaczenia następnym razem," obiecuje Louis.

Harry kiwa głową i kontynuuje swoją drogę do pustego stolika. Louis patrzy jak odchodzi, dopóki kobieta o ciemnych włosach nie prosi o kawałek ciasta. Louis skupia swoją uwagę na tym, co powinien robić, witając nowych ludzi z uśmiechem, ale za każdym razem, gdy rozgląda się podstępnie po pomieszczeniu, zauważa, że Harry to obserwuje.

Jest późno, gdy Louis pomaga posprzątać, a Marianne przychodzi, by pogratulować mu kolejnego udanego dnia. Louis dziękuje jej za pozwolenie mu pomóc, ale przyznaje, że to, co robi, nie jest niczym wielkim.

"To nieprawda," zapewnia go Marianne. "Widziałam jak rozmawiałeś dziś z Harrym. Powiedziałam ci, że nie ufa zbyt wielu osobom. W przeszłości został zraniony i na początku ciężko do niego dotrzeć, więc cokolwiek robisz, robisz to dobrze," uśmiecha się.

*

Paski plecaka Harry'ego przyjemnie wbijają mu się w ramiona dzięki dodatkowej wadze, spowodowanej nowymi produktami żywnościowymi, które udało mu się spakować i zabrać ze sobą z kościoła. Jego skóra lekko swędzi od tego nacisku, ale nie ośmiela się narzekać, bo przynajmniej będzie miał coś do zaspokojenia potrzeby, gdy tylko będzie głodny.

Pamięta, kiedy po raz pierwszy dowiedział się o bezpłatnym obiedzie oferowanym przez program Marianne. W tamto sobotnie popołudnie był tak głodny, że aż poszedł do kościoła i zjadł cały talerz jedzenia, wręcz wylizując go. Wkrótce zdał sobie sprawę z tego, że zjedzenie całego talerza sprawiło, że nie zostało mu nic, czym mógłby się żywić przez następny tydzień. Przez kilka tygodni prawie umierał z głodu, po tym jak skończyły mu się pieniądze i możliwości, dopiero potem nauczył się gospodarować jedzenie.

Dziś ma kilka bułek, batoników musli i kilka kawałków owoców ze sklepu, który co tydzień wymienia towar i daje mu trochę w zamian za pomoc w uprzątaniu skrzyń. A dzięki Marianne i ludziom z kościoła, miał też sporo swojego spaghetti i trochę warzyw w pojemniku, a także cały kawałek ciasta czekoladowego, ponieważ ten chłopak, Louis, dał mu dodatkowy, chociaż nie powinien.

Louis jest miły dla wszystkich. Wie to, ponieważ obserwuje go,gdy Louis nie patrzy, po prostu starając się dowiedzieć, jaką jest osobą. Wydaje się, że ludzi pomagać programowi Marianne, ale nie tak, jak inni pracownicy, którzy w dużej mierze są studentami, chcącymi uzyskać dodatkowe punkty lub specjalne uznania za wyrobione godziny w pracy na rzecz wolontariatu. Louis wygląda dość młodo, ale nie na tyle młodo, by być uczniem, więc Harry zakłada, że jest tam, marnując swój wolny czas. To by wyjaśniało dlaczego tak chętnie nakłania go do rozmowy. To również wyjaśniałoby dlaczego zawsze się uśmiecha, nawet gdy godzinami stoi za stołem bez jakiejkolwiek chwili przerwy.

Harry nie wie skąd to się wzięło, ale jest prawie pewny tego, że widział już kiedyś Louisa; że słyszał jego znajomy głos; poczuł jak działa ten życzliwy uśmiech. Rozmowa z nim jest jak przebywanie w odległych zakamarkach jego głowy lub jak sen, którego szczegółów nie pamięta. Nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia na to, jak się czuje, więc po prostu ignoruje to i zrzuca winę na przerażająco dziwne déjà vu.

Nie spotyka wielu nowych ludzi. Trudno jest zaprzyjaźnić się z kimś, gdy nie masz pieniędzy na wyjście ani stałego miejsca, w którym mogliby cię odwiedzić. Louis wyglądał na smutnego, gdy powiedział mu, że nie ma zbyt wielu przyjaciół, ale taka jest prawda i to nie tak, że Harry nie lubi poznawać nowych ludzi, ponieważ lubi. To po prostu trudne, gdy większość ludzi nie chce mieć z nim nic wspólnego, a reszta postrzega go jako rywala w walce o najlepsze miejsce do spania i zdobywanie darmowego jedzenia. Przyjaźń to delikatne słowo, którego użyłby jedynie do opisania trzech relacji, które nawiązał w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, a do tych nielicznych osób należy Marianne z kościoła Świętej Marii, Liam, jeden z portierów hotelowych i Niall z kawiarni, do której Harry właśnie zmierza, by go zobaczyć. Jego krąg przyjaciół jest raczej mały, ale być może wkrótce trochę się poszerzy i obejmie jeszcze jedną osobę. Będzie musiał poczekać i zobaczyć, jak wszystko się potoczy.

Ta myśl ledwo przeszła przez jego umysł, gdy mężczyzna w szarym garniturze wpada na niego z urażonym grymasem, a jego podbródek unosi się wysoko, gdy do telefonu narzeka na pieprzonych żebrakach na ulicach. Harry potyka się nieco od siły, z jaką w niego uderzył, ale na szczęście odzyskuje równowagę, zanim zdążył przewrócić się i zmiażdżyć wszystko w swoim plecaku.

Ignoruje to, bo takie rzeczy przytrafiają mu się każdego dnia. Zawsze znajdzie się ktoś, kto kręci nosem i bez powodu patrzy z góry na takich ludzi jak on, poza tym, że mają mniej w swoim życiu niż inni. Przeklinali na niego i krzyczeli, a dwa razy nawet użyto wobec niego przemocy, z powodu sytuacji, która nie była jego winą i pozostawiła go bez pieniędzy i miejsca do spania.

Jednak nie każdy jest taki zły. Niektórzy ludzie nie nienawidzą go tylko dlatego, że oddycha tym samym powietrzem co oni. Niektórzy są mili i dobrzy, oferując mu swoje drobniaki, a czasami nawet tylko uśmiech, gdy ma gorszy dzień. Czasami czuje się cholernie źle, ale tacy ludzie; ludzie tacy jak Louis, prawie sprawiają, że czuje się ponownie jak stary Harry. Harry, który dostawał od rodziny całą miłość. Ten, który zawsze był szczęśliwy i dużo się śmiał. Ten, który nigdy nie sądził, że znajdzie się w takiej sytuacji; że to niemożliwe. Ci mili ludzie, na których może polegać, pomagają mu przetrwać każdego dnia. Bez nich Harry nie jest pewien tego, gdzie by się znalazł. Nie chce o tym myśleć.

Harry skręca za rogiem Belvedere, by zobaczyć jedną z tych osób. Idzie, dopóki nie znajduje się pod kawiarnią, umieszczoną między sklepem z butami, a bankiem z ochroniarzem, który nigdy nie patrzy mu w oczy, gdy niepotrzebnie przypomina mu, że ten budynek jest tylko dla klientów. Dzisiaj nie mówi nic, gdy przechodzi obok niego, ale czuje, jak oczy mężczyzny wypalają mu dziurę w tyle głowy. Ignoruje jego wzrok jak za każdym razem i podchodzi do drzwi kawiarni, by zajrzeć do środka.

Uśmiecha się, gdy zauważa blond włosy Niall schowane za ladą, gdzie robi gigantyczne cappuccino.

Przyszedł tu raz, by kupić drożdżówkę z truskawkami, ale szybko zmienił zdanie, gdy przeczytał menu i zdał sobie sprawę z tego, że nie ma wystarczającej ilości pieniędzy. Niall pracował wtedy z dwoma innymi pracownikami, którzy byli odwróceni plecami, gdy ten zaakceptował jego skromną kwotę i zapakował bułkę, dając mu jeszcze jedną dodatkową. Powiedział wtedy Harry'emu, by dał mu znać, gdy będzie czegoś potrzebować, więc przekopał plecak i podał mu swoją pustą butelkę, która poprzedniego dnia była jeszcze zapełniona jakąś wodą z fontanny w pobliżu miejsca, w którym spał. Niall zapełnił ją bez żadnych pytań i robił to każdego dnia, ale tylko wtedy, gdy ruch nie był zbyt wielki, by nikt nie zauważył i tylko wtedy, gdy nie ma jego szefa, by nie widział jak pomaga bezdomnemu.

A ponieważ Niall jest niesamowity, dał Harry'emu harmonogram swoich zmian, z dniami i godzinami, w których zwykle pracuje i od tamtego momentu Harry przychodzi tu za każdym razem by się przywitać albo po wodę, gdy zaczyna brakować mu tej czystej. Dziś to miejsce jest dość puste, z wyjątkiem pary, pijącej kawę przy jednym ze stolików i jednego ze współpracowników Nialla, który nawet nie podnosi wzroku znad telefonu, gdy wchodzi Harry.

"Cześć, kolego! Nie widziałem cię cały tydzień. Gdzie się ukrywałeś?"

"Byłem w pobliżu," wzrusza ramionami, a ciężar plecaka przypomina mu o tym, że miał całkiem dobry tydzień. "Jak się masz? Coś nowego?" Niall przewraca oczami.

"W pobliżu? Zdecydowanie nic nowego. Nadal tak samo nudno. Ludzie przychodzą, zamawiają, a później na szczęście wychodzą. Ty jesteś najbardziej ekscytującą częścią tych kilku godzin. Przynajmniej jesteś miły," mówi pod nosem ze śmiertelnym spojrzeniem na parę, która musiała być niesamowicie niemiła, skoro Niall tak bardzo ich nienawidził. Jednak pokazuje to tylko przez chwilę, zanim powraca wzrokiem do Harry'ego z lekkim uśmiechem. "Tak czy siak. Pieprzyć ich. Jak ci mija dzień?"

"Całkiem dobrze. Jest sobota, więc oczywiście poszedłem do kościoła. Wziąłem ze sobą trochę jedzenia. Mam nawet kawałek ciasta," mówi z uśmiechem, myśląc o tym, w jakie kłopoty mógłby wpaść Louis, gdyby ktoś zauważył, że rozdaje dodatkowe porcje bez jakiegokolwiek pozwolenia. Chodził do tego kościoła od miesięcy i jeszcze nigdy nie widział, żeby ktokolwiek zrobił coś takiego. Zastanawia się co sprawiło, że Louis był tak dobroduszny, ale przede wszystkim jak dowiedział się, że ciasto czekoladowe jest jego absolutnie ulubionym deserem na całym świecie. A może to tylko jakiś szczęśliwy zbieg okoliczności.

"To dobrze. Cieszę się, że wszystko u ciebie w porządku. Chcesz, żebym napełnił ci butelkę, skoro nikogo nie ma?" Harry kiwa głową na tę hojną ofertę ze strony przyjaciela. Niall napełnia jego butelkę wodą, a następnie oddaje mu ją wraz z torbą z dwoma rogalikami, bułką i jagodową babeczką z wystawy. Harry unosi brwi, widząc ilość jedzenia, jaką Niall właśnie wciskał mu bez żadnych kosztów. "Leżą tu za długo. Szef i tak kazałby mi je zaraz wyrzucić," kłamie.

Zwykle Harry nie ma problemu z przyjmowaniem oferowanego jedzenia, zwłaszcza wtedy, kiedy naprawdę go potrzebuje, ale dzisiaj ma go mnóstwo. "Dziękuję, Ni, ale to za dużo. Nie mogę tego przyjąć," mówi. Próbuje oddać mu torebkę z jedzeniem, ale Niall nawet nie chce go wziąć.

"Harry, proszę. Wyświadczasz mi przysługę, dobrze? Po prostu to weź," mówi wystarczająco cicho, by para, siedząca przy stoliku i jego współpracownik, nadal pochłonięty swoim telefonem, nie słyszeli jego słów.

Niall męczy go swoim spojrzeniem, aż w końcu Harry czuje się zmuszony do zrobienia tego, o co został poproszony. Wzdycha i przyjmuje oferowane mu jedzenie, mając nadzieję, że jego przyjaciel nie wpadnie w kłopoty przez to, że próbuje mu pomóc. Ostatnią rzeczą, której potrzebuje jest spieprzenie czyjegoś życia.

"Dziękuję," szepcze do Nialla, który był dla niego za dobry już od dnia, w którym się poznali. Szczerze nie wie, co by bez niego zrobił.

Kilka minut później kawiarnia zaczyna robić się coraz bardziej ruchliwa, gdy przychodzą klienci. Poza Niallem pracuje tam tylko jedna osoba, więc Harry odsuwa się w cień, pozwalając mu wykonywać swoją pracę bez żadnych problemów. Niall pochłonięty jest przyjmowaniem zamówień, gdy Harry kładzie trochę pieniędzy w pobliżu kasy, a później wychodzi. Na pewno nie wystarczy to na pokrycie kosztów za rzeczy, które dostał, ale to sprawia, że Harry czuje się odrobinę lepiej, gdy Niall zasadniczo dla niego kradnie. Jego przyjaciel podnosi wzrok znad miejsca, w którym pracuje, gdy Harry dociera do drzwi i mówi mu, żeby na siebie uważał. Ten skinieniem głowy obiecuje, że będzie to robił, zanim wychodzi z kawiarni.

Jest jeszcze stosunkowo wcześnie i nie ma już nic, co powinien zrobić, więc idzie w kierunku, w którym przyszedł.

W ciągu dnia o wiele łatwiej jest zlewać się z tłumem, ze wszystkimi spacerującymi albo z rodzinami zachwycającymi się miastem. Jest tu wiele ładnych parków i ogrodów, do których często może się udać i czuć się swobodnie, jeśli tylko jest cicho i trzyma się z daleka od każdego. Większość ludzi w ogóle nie dba o to, że tam jest, tak długo, jak nie mają do czynienia, więc zazwyczaj spędza czas siedząc i czytając na trawie, wdychając świeży zapach kwiatów.

Ostatnio nie mógł tego robić ze względu na zmieniającą się pogodę, ale nadal lubi siedzieć na ławkach lub na skraju fontann, by móc obserwować ludzi, spędzających tam czas. Jego dzień jest pełen takich prostych zajęć, które zajmą mu czas. Istnieją dziesiątki miejsc publicznych i tysiące porozrzucanych książek, które zajmują myśli Harry'ego, ale pora nocna to całkiem inna historia.

Nocą naprawdę ciężko mu funkcjonować. Po zachodzie słońca nie może zostać w jednym miejscu na zbyt długo. Większość miejsc po prostu mu na to nie pozwala. Ludzie myślą, że spanie na dworze w tak wielkim mieście jest proste, ale Harry został poproszony o opuszczenie pustych ulic i zaułków obok fantazyjnych budynków więcej razy, niż jest w stanie zliczyć. Raz nawet powiedziano mu, że może zostać aresztowany za to, że się włóczy, podczas gdy on jedynie usiadł na kilka minut, by odpocząć po wielu godzinach chodzenia, więc dopóki jest w znanych, publicznych miejscach, robi wszystko, by się tam nie zatrzymywać.

Trudno jest znaleźć bezpieczne miejsce, gdy nikt go nie chce. Dlatego tak bardzo kocha swojego przyjaciela Liama. Nigdy nie czuł się tak, jakby mu przeszkadzał.

Liama poznał przez przypadek prawie trzy miesiące temu. Pewnej nocy usiadł na krawężniku, by odpocząć po kilku godzinnym marszu, podczas którego próbował znaleźć sobie jakieś miejsce do spania. Ochroniarz tego dużego hotelu, przez którym usiadł, kazał mu stamtąd odejść i na szczęście Harry'ego, tamtej nocy pracował jako concierge w recepcji i usłyszał całe to zamieszanie. Gdy ochroniarz odszedł, on opuścił swoje miejsce pracy, by pójść wzdłuż ulicy za Harrym, prosząc go, by zaczekał. Harry od razu przyspieszył, myśląc, że zaraz zostanie opieprzony, ale Liam podbiegł do niego i gdy w końcu go dogonił, położył ostrożnie rękę na jego ramieniu. Przeprosił za ostre słowa ochroniarza i zaproponował wpuszczenie go do środka, by mógł przez jakiś czas odpocząć na kanapie z tyłu holu, gdzie goście od tej porze nie mogli już wchodzić. Może było coś w życzliwych oczach Liama albo fakcie, że jego przeprosiny były tak szczere, że Harry poczuł się tak, jakby mógł mu zaufać i od razu przyjął jego ofertę bez jakiegokolwiek namysłu. Westchnął, gdy tylko usiadł, a kręgosłup zatopił się w miękkim oparciu kanapy. Nie miał zamiaru zasnąć kilka minut później. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że zamknął oczy, dopóki Liam nie obudził go ostrożnie następnego poranka i poinformował go, że niestety jego zmiana się już skończyła.

Harry wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy, ale tej nocy spotkał jednego z najlepszych ludzi w tym mieście. Tylko kilka razy spał na tej hotelowej kanapie; tylko wtedy, gdy naprawdę nie ma już gdzie pójść i wtedy, gdy wie, że Liam pracuje. Dziś jest sobota, więc Liam nie będzie mieć swojej nocnej zmiany. Jest jeszcze dość wcześnie, ale wie, że jest na zmianie dziennej, więc postanawia tam pójść i przywitać się.

Liam uśmiecha się, gdy zauważa go wchodzącego do holu przez duże, szklane drzwi. "Haz! Jak się masz, stary?" pyta, gdy jest już wystarczająco blisko. Ten wstaje i pochyla się nad ladą, by go przytulić.

"W porządku. Właściwie to przyszedłem zobaczyć co u ciebie," uśmiecha się do niego. "Zadania domowe?" pyta, wskazując ręką na znajome morze podręczników do matematyki, które zwykle towarzyszą jego przyjacielowi w pracy. Setki razy pytał do czego tak ciężko się uczy, a jego odpowiedzi zmieniały się za każdym razem. Raz chce zostać księgowym, a następnym razem już badaczem rynkowym. Na razie wie tylko, że naprawdę lubi liczby i jest dobry w liczeniu, więc teoretycznie może mieć każdą pracę, jaką tylko zapragnie, gdy już otrzyma swój dyplom magistra. Harry wie, że pewnego dnia chłopak na pewno zrobi coś... świetnego.

"Mam projekt do zrobienia na poniedziałek. Ze statystyki," mamrocze. "Nienawidzę statystyki."

Harry przewraca oczami, gdy Liam upuszcza ołówek z głośnym westchnieniem.

"Kłamca. Ty i twój wielki mózg uwielbiacie statystykę. Prawdopodobnie jesteś po prostu zmęczony pracowaniem przez cały dzień."

"Tak, masz rację. Mój mózg jest całkiem spory," szczerzy się.

"To wyjaśniałoby twoją niezwykle dużą głowę. Dzięki za wyjaśnienie tego, stary."

Liam śmieje się z jego żartu, a następnie zamyka książki, by móc z nim porozmawiać. "Co ostatnio porabiałeś?"

"Nic takiego," wzrusza ramionami.

"Wszystko w porządku? Na przykład nocami i tak dalej?" oczy Liama wyrażają zaniepokojenie, gdy zadaje te pytania. Harry cieszy się, że ma tak wielu ludzi, którym zależy na nim j na jego samopoczuciu.

"Tak, Li. W porządku. Jak na razie miałem naprawdę dobry tydzień," mówi.

Liam kiwa głową, ale zmarszczki na czole nie znikają. "Przepraszam, że nie pracuje dzisiaj w nocy. Chciałbym tu być."

W ciągu ostatnich kilku miesięcy Liam zrobił dla niego tak wiele. Zdecydowanie nie ma za co przepraszać. "Hej, nie martw się o mnie, Li. Dam sobie radę."

"Wiem," wzdycha. "Ale dzisiaj w nocy ma być zimno. Chcę tylko, żebyś był bezpieczny."

"I będę," obiecuje. "Będę bezpieczny. Najbezpieczniejszy." uśmiecha się.

Liam czule przewraca oczami. "Cóż, przepraszam, że nie mogę dziś zaoferować ci hotelowej kanapy. Zaprosiłbym cię do siebie, gdybym był pewien tego, że się zgodzisz," mówi z nadzieją w głosie. Ta niestety ucieka, gdy Harry grzecznie odmawia, jak zawsze, powodując, że Liam wzdycha przygnębiony. Harry uważa, że ten ma dość swoich zmartwień związanych ze szkołą i dziewczyną. A on zatrzymujący się u niego jest ostatnią rzeczą, której chłopak potrzebuje. "Tak myślałem," mamrocze, narzekając na to, że jest uparty, a jego dziewczyna nawet nie zwróciłaby uwagi na to, że ktoś u niego był. "Mogę coś dla ciebie zrobić? Potrzebujesz czegoś?" pyta, bo tylko tyle może.

Na szczęście jest właśnie w jednym z tych rzadkich momentów, kiedy ma wszystko, czego potrzebuje, by przez jakiś czas było w porządku. Nic nie przychodzi mu do głowy, ale jego wzrok spada na telefon, leżący na biurku obok jednej z książek Liama, a dziwna mieszanka poczucia winy i tęsknoty wypełnia jego serce.

"Um, miałbyś coś przeciwko, jeśli użyłbym twojego telefonu? Zrobię to szybko," mówi mu Harry.

Chłopak marszczy brwi, wyraźnie zaskoczony obietnicą Harry'ego. "Haz, mówiłem ci to już milion razy. Możesz używać go kiedy tylko chcesz. Nie spiesz się," mówi mu, podając telefon. "Ja, uh, pójdę po coś do biura. Wrócę za minutę."

Harry kiwa głową i patrzy jak Liam wstaje i udaje, że jest zajęty, by tylko dać Harry'emu jakieś złudzenie prywatności.

Czeka, aż Liam odejdzie, a potem wybiera tak dobrze znany mu numer, że prawdopodobnie byłby w stanie wyrecytować go przez sen. Dzwoni kilka razy, zanim w końcu ktoś odbiera.

"Harry!" jego starsza siostra krzyczy podekscytowana hotelowym numerem, pojawiającym się na jej ekranie. "Nie odzywałeś się od tygodni, kretynie," mówi oskarżycielsko. Od razu mu wybacza, bo jej głos staje się cichszy, delikatniejszy. "Och, Haz, tęsknię za tobą. Jak się masz? Jak ci idzie? Dalej wszystko w porządku?"

"Er-Na które z tych pytań mam najpierw odpowiedzieć, Gems? Wyrzuciłaś je z siebie jedno za drugim," śmieje się.

"To znaczy, że musisz odpowiedzieć na nie wszystkie na raz. Chcę usłyszeć wszystko o- Tak, w porządku. Okay. Rozmawiam z moim bratem. Okay, też cię kocham. Do zobaczenia," mówi do kogoś Gemma. Prawdopodobnie do swojego męża. Harry uśmiecha się szczęśliwy na myśl, że ona i David mają się dobrze. Przynajmniej ktoś z jego rodziny potrafił ogarnąć i poukładać swoje życie. "To David. Trochę się spóźnia, ale mówi ci cześć," Gemma informuje go radośnie.

"A jak się miewa David?" pyta.

Gemma śmieje się z jego pytania. "Mówimy o Davidzie. Mężczyźnie znanym z bycia najbardziej wyluzowaną, najszczęśliwszą osobą na świecie. Ma się dobrze. Przestań zwlekać. Mów co u ciebie," kobieta domaga się.

Uśmiech Harry'ego słabnie, gdy odchrząkuje. Kocha rozmawiać z siostrą bardziej niż cokolwiek innego, ale kłamstwa, które są związane z tymi rozmowami, zawsze są dla niego trudne. "W porządku, Gems. Dobrze sobie radzę."

"Wow. Wygadany jak zawsze," mruczy i Harry wyobraża sobie jak przewraca oczami, jak zawsze. "Chce szczegółów, braciszku, jak twoja praca? Nadal ją lubisz, mimo to, że ten dupek tam pracuje?"

Harry znów odchrząkuje. "Tak. W pracy jest- jest świetnie. Prawie nie widzę Aidena, bo to miejsce jest wielkie, więc to dobrze." Kłamstwo wypływa z jego ust boleśnie niczym ciernie, pozostawiając na jego języku małe rany, przesiąknięte wstydem. Nie pracuje w biurze od sześciu miesięcy; nie od tej nocy, kiedy Aiden z nim zerwał.

"Dzięki bogu," kobieta mówi z ulgą, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że jej brat nie musi widywać swojego byłego. "Widzę, że dalej jesteś w hotelu. Nadal szukasz swojego miejsca czy może chcesz zostać tam na dłużej?"

"Um... Dalej szukam," bardziej czeka, ale jego nazwisko znajduje się na końcu listy osób, które mają je dostać, więc te słowa tak po prostu wypływają z niego. "Wciąż próbuję ogarnąć rzeczy związane z pracą i takie tam, ale wkrótce znajdę odpowiednie miejsce i się przeprowadzę."

Jego starsza siostra wydaje się być usatysfakcjonowana tą odpowiedzią, gdy mruczy cicho do słuchawki. "I nadal jesteś pewien tego, że nic nie potrzebujesz, Haz? Wiesz, że możesz powiedzieć tylko słowo, a ja zaraz będę obok. Jeśli potrzebujesz pieniędzy albo po prostu mnie, żebym przyszła i kopnęła Aidena w jaja," śmieje się. "Wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić, tak jak ja wiem, że mogę liczyć na ciebie. Mama by tego chciała. Żebyśmy mogli na sobie polegać."

Harry zamyka oczy, wiedząc, że jego siostra ma rację.

Często zastanawia się nad tym, co pomyślałaby jego matka, gdyby mogła zobaczyć w jakim miejscu się znalazł. Wie, że byłaby na niego zła; zła o to, że nie zwrócił się do Gemmy, gdy tylko potrzebował pomocy, ale jeszcze bardziej byłaby zła, gdyby zniszczył idealne życie siostry dźwiganym przez siebie ciężarem. Wiele razy myślał nad tym, by powiedzieć jej w końcu o tym, że Aiden nie tylko z nim zerwał, ale także go zwolnił i wyrzucił z domu. Minęło sporo czasu zanim w ogóle zdał sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się stało, ale powaga tej sytuacji szybko go dorwała i sprowadziła na ziemię, gdy musiał sprzedać swój telefon, a później wydał ostatnie pieniądze na kanapkę po tym, jak głodował przez kilka dni.

"Mama byłaby z ciebie taka dumna, z tego, że nie pozwoliłeś, by ten idiota cię zniszczył i za to, że jesteś taki silny," mówi Gemma, która uważa, że jego życie jest skomplikowane jedynie przez to, że rzucił go facet. Chłopak spogląda na swoje wyblakłe ubrania i brudne dłonie. Gemma nie ma pojęcia jak daleko to wszystko zaszło.

Czuje, jak gorące łzy napływają mu do oczu i ściskają gardło, gdy Liam wraca po zrobieniu tego zadania, które sobie wymyślił. Gemma nadal jest na linii, wspominając dobre chwile z ich matką, zanim ta zachorowała, ale nie mówi wiele, zanim Harry jej przerywa.

"Gems. P-przepraszam, że ci przerywam, ale muszę już kończyć."

Liam marszczy na to brwi i próbuje pokazać mu, że może rozmawiać z nią tyle, ile chce, ale Harry odrzuca tę ofertę.

"Och. Już?" pyta, wzdychając smutno. "Okay. Dobrze. Wiem, że jesteś właśnie zapracowaną pszczółką," drażni się.

Liam pewnie pozwoliłby mu rozmawiać z siostrą przez całą jego zmianę, gdyby tylko Harry wyrażał takie chęci i cóż, naprawdę chciał z nią rozmawiać, ale robienie tego było dla niego bolesne i przypominało mu o zbyt wielu rzeczach. Dzwoni do Gemmy wtedy, gdy tylko ma okazję, ale zawsze szybko kończy, czując się wyczerpanym kłamstwami i samotnym bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.

"Tak, muszę już iść. Przepraszam," kłamie ponownie. "Ale cieszę się, że mogliśmy porozmawiać. Tęsknię za tobą."

"Ja też za tobą tęsknię," dziewczyna mówi. "I właśnie dlatego powinieneś wsadzić dupę do pociągu i przyjechać tu albo przynajmniej pozwolić mi odwiedzić siebie," karci go, ale nie ma w tym żadnej złości. Chce tylko zobaczyć swojego młodszego brata, ale ten nie może pozwolić na to, by zobaczyła go takiego. Po prostu nie może.

"Obiecuję, że pozwolę ci mnie odwiedzić, gdy tylko będę już mieć swoje mieszkanie. Będziesz mogła przyjechać na jakiś czas i wyprowadzać mnie z równowagi, jak za starych czasów, gdy byliśmy dziećmi," mówi, uśmiechając się, podczas gdy Gemma śmieje się i obiecuje, że na pewno to zrobi.

"Pa. Kocham Cię, Haz. Odezwij się wkrótce? Nie czekaj z tym tak długo, jak tym razem."

"Okay. Obiecuję, że nie będę. Też cię kocham. Cześć," mówi, zanim się rozłącza.

Liam wysila się nad swoimi podręcznikami, udając, że nie interesuje go to, co dzieje się wokół niego, kiedy uśmiecha się do Harry'ego.

"Już?"

"Tak. Dzięki, że pozwoliłeś mi to zrobić, Li. Naprawdę."

"Nie masz za co, Harry. Nie dziękuj mi. Cieszę się, że mogłeś porozmawiać ze swoją siostrą," zapewnia go. Po chwili przerwy jego oczy stają się smutne. "Um, wiem, że mówiłeś to już wcześniej, ale... co jeśli ponownie zadzwoni?"

"Po prostu powiedz jej, że nie ma mnie w pobliżu albo w pracy. Tak jak zawsze."

Chłopak wygląda tak, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć. Wiele razy namawiał Harry'ego, by wyjawił swojej siostrze prawdę, by powiedział jej, co tak naprawdę się dzieje, ale nigdy nie doszło do skutku. Wygląda na to, że nauczył się już nie poruszać tego tematu, więc kiwa głową w milczeniu, obiecując zrobić to, o co prosił go przyjaciel.

Kilka minut później Liam ściska go na pożegnanie, gdy Harry decyduje zostawić go w spokoju, by mógł pracować i się uczyć. Jak zawsze przytula go mocno i każe mu na siebie uważać. Harry obiecuje, że będzie to robić, po czym macha mu na pożegnanie i idzie przed siebie ulicą, nie wiedząc, gdzie się udać.

Chodzi tak długo, aż jego stopy i plecy zaczynają boleć od tego marszu. Idzie do kilku swoich ulubionych miejsc do spania, ale nie ma szczęścia i tym razem nie znajduje sobie żadnego pustego miejsca, by mógł odpocząć. Opuszczone budynki zawsze są jakąś opcją, ale nigdy z nich nie skorzystał. Po pierwsze; dlatego, że nawet te najbardziej zaniedbane i obskurne są już zajęte przez ludzi, którzy byli tam pierwsi, a po drugie; dlatego, że wszystkie miejsca przyciągają uwagę osób, które naprawdę potrzebują osób i wie, że miejsce pełne starych igieł i małych, plastikowych torebek, nie jest miejscem, w którym powinien się zatrzymywać.

Kończy przy swojej ostateczności; pod jednym z mostów w centrum miasta, który każdego wieczora przyciąga tłum ludzi przez grube kolumny i brak policjantów, zmuszających do opuszczenia tego miejsca.

Jak na porę tego dnia, jest tu o dziwo cicho i spokojnie, gdy tylko kilka osób rozmawia ze sobą, a delikatne fale wody uderzają o beton. Harry ściąga swój plecak pierwszy raz od wielu godzin i wyjmuje koc, który w nim trzyma. Kładzie głowę na plecaku, robiąc sobie z niego poduszkę i uważając, by nie zgnieść jego zawartości, gdy naciąga na ramiona cienki koc. Znowu jest głodny, ale nie ma odwagi wyciągnąć jedzenia, obawiając się, że ktoś to zobaczy i uzna, że potrzebuje go bardziej. To nie byłby pierwszy raz.

Dziś jest o wiele chłodniej, niż poprzedniego wieczora. Ma na sobie płaszcz, dzianinową czapkę i grubą parę skarpet na stopach, ale nadal czuje chłód otaczający go z każdej strony. Otula się kocem tak mocno, jak jest to możliwe, zastanawiając się, co będzie za miesiąc albo za dwa, gdy przyjdzie mróz. Na pewno będzie musiał się grubiej ubierać. Jeśli dobrze by się rozejrzał to pewnie znalazłby gdzieś jakiś grubszy koc.

Leży w ciszy wystarczająco długo, by jego myśli oderwały się od zimnego, twardego betonu pod jego ciałem i popłynęły do jego siostry i ich wcześniejszej rozmowy, która nadal ściska mu mocno gardło.

Zastanawia się, czy jego matma byłaby z niego dumna, nawet jeśli nie żyje tak, jak zawsze chciała, by żył. Tuż przed śmiercią powiedziała jemu i Gemmie, że jest z nich naprawdę dumna. Wtedy, gdy miał u swojego boku Aidena i oboje właśnie dostali pracę w firmie jego ojca. Wtedy może jego mama miała powód do dumy. Teraz jego największym osiągnięciem jest zdobycie darmowego posiłku i dodatkowego kawałka ciasta. Jednak radzi sobie i dalej żyje. Przez większość czasu ma wystarczającą ilość jedzenia i wody i całkiem dobrze radzi sobie z poruszaniem po mieście tak, by nikt go nie zauważył. Nie do końca jego życie wygląda tak, jak kiedyś sobie je wyobrażał; że będzie mieszkać w jednym z tych wielkich apartamentów na ostatnim piętrze, oświetlonych właśnie na szczycie jednego ze szklanych budynków w oddali, ale to co ma jest najlepszym, na co może sobie właśnie pozwolić. Pociesza się tym, gdy odpływa, mając nadzieję, że gdziekolwiek jest jego matka, kobieta wie, że ją kocha; wie, że za nią tęskni, a przede wszystkim wie, że się stara.

Continue Reading

You'll Also Like

137K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
88.9K 3.1K 48
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
19.5K 3.4K 21
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
1.6K 74 5
Odbył sie właśnie finałowy odcinek Twoje Pięć Minut 2, gdzie Karol Friz Wiśniewski ogłosił zwycięzców programu - Oliwer oraz Julita. Oliwier wraz z B...