Mafia

By LucyMialczek

59.9K 1.8K 252

Wydarzenia, z dalekiej przeszłości, ukształtowują przyszłość każdej osoby. Jedni spełniają swoje marzenia, in... More

Prolog
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
Epilog
Kontynuacja
Bohaterka
Kolejna Kontynuacja

IX

2K 71 5
By LucyMialczek

Minęłam próg komisariatu. W poczekalni siedziało kilka osób, które obdarowały podejrzanym wzrokiem, gdy tylko ich wyminęłam, z wymalowaną obojętnością na twarzy. Spokojnym krokiem podeszłam do recepcji, zdejmując okulary przeciwsłoneczne.

- Witam, komenda miejska Nowego Yorku. W czym mogę pomóc? - mężczyzna, który siedział za biurkiem, nawet nie musiał podnosić głowy, a wyrecytował stały wierszyk, którym powitał mnie w budynku. Cały czas coś zapisywał w papierach, jednocześnie pisząc na klawiaturze komputera.

- Jestem umówiona na rozmowę z Generalnym Inspektorem, Davidem Berdynem. - ciemnooki zlustrował, moją osobę, podejrzliwym wzrokiem. - Sprawa rodzinna. - uwierzył w moje kłamstwo i przytaknął głową, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku podejrzenia.

- Zapraszam. -  odsunął fotel od biurka i zaprowadził mnie na piętro, gdzie był gabinet bruneta.

- Kapitanie. Przyprowadziłem panią, która ma sprawę do ciebie. - wskazał na mnie, a mężczyzna machnął, abym weszła. Recepcjonista natomiast opuścił pomieszczenie i zostawił naszą dwójkę.

- Witaj Luna, co u ciebie słychać? - zaśmiał się donośnie i wesoło.

- Witaj Psie. - zdjęłam skórzaną kurtkę i odłożyłam ją na krzesło. Brunet natomiast wstał i powitał mnie uściskiem, zaraz po tym łapiąc moją prawą dłoń i całując jej wierzch. - Jak się sprawy miewają?

- Może najpierw usiądź, bo nie mam dobrych wieści. - zmarszczyłam brwi zaniepokojona, aby po chwili zająć miejsce przed jego biurkiem i mieć bruneta na doskonałym widoku. - Borys jest coraz bliżej twojego tropu. - przewróciłam oczami i oparłam głowę o prawą dłoń, a łokieć miałam ustawiony na podłokietniku.

- Jego trzeba albo wyeliminować, albo zdjąć ze sprawy. - byłam bardzo pewna wszelkich kroków, które dokona Generalny Inspektor. Jednak ominęłam ważny szczegół, który doprowadził do zdezorientowania.

- Znalazł twoje DNA. - moje oczy były wielkości spodka, a ze wzroku dało się wyczytać szok i niedowierzanie. Tętno przyspieszyło, a zdenerwowanie wywołało drżenie dłoni.

- Jakim, kurwa, cudem?! - gestem ręki dał sygnał, bym zeszła z tonu. Za drzwiami siedziała reszta policjantów, którzy mogli zainteresować się naszą rozmową i zaraz doprowadzić do wszczęcia alarmu.

- Znaleźli twój włos u Larssona, a wczoraj u Olivera. - zacisnęłam lewą dłoń w pięść. Moja twarz wydawała się nad wyraz spokojna, ale tak wcale nie było. W środku aż kipiałam ze złości. - Do tego niedopałek twojego blanta. Wymaz ze śliny daje wiele do życzenia. Jako dobre wieści, nie wykonali jeszcze szczegółowych danych, lecz nie wiemy czy właśnie nie robią tego teraz. A jak to się potwierdzi, będziesz w bazie danych. - chciałam się już odezwać, ale ten znów wskazał ręką, bym milczała i dokończył swoją wypowiedź. - Nie. Wybacz Luna, nie mogę sabotować misji. - skąd wiedział, że to chciałam powiedzieć? - Gdyby główne władze się dowiedziały, wtedy stracę pracę, a co gorsza, mogę mieć odsiadkę. Nie będziemy mieli dostępu do wszystkich śladów, tropów, czy informacji. Stracimy wszelki grunt pod nogami.

- Musisz się podjąć takich kroków, by wszystko opóźniać. Jak skurwiel nas znajdzie... Obiecałeś, że sobie nie poradzi! - warknęłam, odruchowo zaciskając rękę na pistolecie, ukrytym za spodenkami.

- Po pierwsze, nie krzycz, bo zaraz cię sam tutaj odkryje. Ma dzisiaj zmianę. Po drugie, skąd miałem wiedzieć, że przyłoży się do pracy? Po trzecie i najważniejsze... - obydwoje się odwróciliśmy, gdy, do biura, wszedł młody policjant. Lekko się przestraszyłam, że chłopak mógł usłyszeć jakąkolwiek część rozmowy z ich szefem, ale wyraz twarzy miał zupełnie inny, niż myślałam. - Rodzice pukać nie nauczyli, czy wspomnienia zostały wymazane i nie pamiętasz jak się to robi?! - warknął brunet.

- Wybacz kapitanie, mamy ważne poszlaki i potrzebna jest Twoja pomoc.

- Nie zrozum źle, muszę uciekać.- zmuszona, do opuszczenia pomieszczenia, wstałam i założyłam kurtkę.

- Dokończymy rozmowę kiedy indziej. - uścisnęłam Davida w dłoń i ruszyłam do wyjścia z komisariatu.

Schodząc po schodach słyszałam jak mój telefon niemiłosiernie wydzwaniał. Starałam się go odnaleźć w torebce, nie patrząc jak i gdzie idę. Wtedy też wpadłam na kogoś, odbijając się od twardego torsu. Zapewne musiał to być policjant, ponieważ dużo dokumentów nagle wyleciało w powietrze, a my runęliśmy na ziemię.

- Przepraszam... - rzuciłam i spojrzałam na Młodszego Aspiranta, a on na mnie. W strachu i obawie, że mnie rozpozna, chciałam już łapać za pistolet. Ale tak nie zrobiłam, gdy tylko na lewe oko opadło pasemko peruki.

- To ja panią przepraszam. - najpierw pomógł mi wstać, podając jednocześnie torebkę, aby za chwilę zabrać się do zbierania papierów. Uznałam, że mimo wścibskości i wulgaryzmu miał w sobie dużo kultury i dżentelmeństwa. Wyminęłam go i ruszyłam do samochodu, w którym ostatecznie znalazłam telefon, w bocznej kieszonce torebki. Spojrzałam na ekran, gdzie ukazywały się cztery nieodebrane połączenia od informatyka. Na konsoli samochodu wykręciłam do niego numer i wyruszyłam na ulicę Nowego Yorku.

- Dzień dobry szefowo. Jak tam poszło spotkanie? - zdjęłam blond perukę i poprawiłam różowe włosy.

- Byłoby dobrze, gdyby nie przerwał nam jakiś jego podwładny i ktoś nie zaczął mi wydzwaniać jak najęty. - nerwowo oblizałam usta i mocniej zacisnęłam palce na kierownicy.

- Bardzo przepraszam. Mamy jakieś dodatkowe informacje?

- Znaleźli moje włosy, z których wyszły już wyniki badań DNA. W dodatku jest jeszcze wymaz ze śliny. Prawdopodobnie mogą go już wykonywać w tym momencie. Albo go już wykonali. - warknęłam, wbijając sobie paznokcie w dłoń.

- Mam coś zrobić szefowo? - zatrzymałam się na światłach i pomyślałam chwilę z nadzieją, że znajdę jakiś dobry plan. Jednak moją uwagę przykuła dwójka młodych ludzi, którzy wsadzali małą walizkę do bagażnika samochodu, a obok nich stała dziewczynka o ciemnych włosach. Do klatki piersiowej mocno przytulała swojego pluszaka. Cała trójka wydawała się szczęśliwa, ale po drobnej istotce było widać, że jest zestresowana i wstydliwa. Uśmiechnęłam się na ten widok. - Szefowo? - nie reagowałam na żadne wołania. Zbyt mocno łapałam ich chwilę. Aż w końcu zatraciłam się w swoim wspomnieniu.

Spojrzałam znad książki, gdy moja główna opiekunka, w ośrodku, kucnęła przed łóżkiem. Posłała mi swój uroczy uśmiech i pogładziła po ramieniu.

- Gotowa? - zaczęła panna Kim. Zaprzeczyłam głową, zamknęłam książkę, wcześniej zaznaczając stronę, na której skończyłam i spojrzałam się w jej oczy.

- Nie jestem gotowa, nie pożegnałam się ze wszystkimi. - z lekkim uśmiechem i zmieszaniem w oczach, zmierzyła mnie wzrokiem.

- To o kim zapomniałaś, Anastasio? - zarzuciła, mój blond, kosmyk włosów za ucho.

- Z panią. - szybko objęłam ją w szyi i mocno przytuliłam. Opiekunka musiała złapać równowagę, gdyż była w pozycji kucającej, aby po chwili przytulić mnie do siebie. - Dziękuję za te półtora roku. Dała mi pani nową nadzieję.

- Och Anastasio. Ja tobie również dziękuję. Dałaś mi tyle uśmiechu, gdy były ciężkie chwile. Będzie mi, bardzo, ciebie brakować. - wzięłam książkę do ręki, a kobieta złapała za moją walizkę i zeszła ze mną do holu, gdzie czekał na mnie już mężczyzna, z jakimś młodym szatynem. - Anastasio, to twoja nowa rodzina. - starszy szatyn wziął od panny Kim walizkę i posłał jej uśmiech.

- Dziękuję, że udało się zrobić, dla mnie, wyjątek. - jego głos był nie za niski, ale też nie za wysoki. Bardzo przyjemny dla ucha. Z jego synem, wymienialiśmy się wzrokami, aż w końcu chłopak posłał mi swój uśmiech, ukazując szereg białych zębów, przeplecionych aparatem.

- Ja jestem jednego zdania. Każdy ma prawo adoptować dzieci. Nawet jeśli nie jest się z nikim w związku małżeńskim albo narzeczeństwem. No Anastasio. - kucnęła i ostatni raz mnie uściskała. - Miło było. Odwiedź mnie tutaj czasem. - kiwnęłam jej głową i cmoknęłam w policzek.

- Dziękuję za wszystko. - puściłam kobietę i złapałam za rękę ojczyma, który pokierował naszą dwójkę do samochodu. Chłopak otworzył tylne drzwi, a jego ojciec wrzucił moją walizkę do bagażnika. Szczęśliwa, usiadłam na tylnym siedzeniu, zaś panowie usiedli z przodu. Obydwoje odwrócili się do mnie z wielkimi uśmiechami i podali tabliczkę, białej, czekolady, którą bardzo uwielbiałam. Prawdopodobnie panna Kim zdążyła opowiedzieć co uwielbiam a czego nienawidzę.

- Witamy w rodzinie. - uśmiechnęłam się szeroko i otworzyłam słodkość, częstując moich kompanów.

Za sobą usłyszałam klakson. Spojrzałam na światło i okazało się, że jest zielone. Szybko ruszyłam i wcisnęłam światła postojowe, przepraszając kierowcę za mną.

- Szefowo... - gdy tylko usłyszałam głos Tima, podskoczyłam na swoim siedzeniu.

- Jezus Maria! - pisnęłam wystraszona. - Nie wolno tak doprowadzać do zawału człowieka! - wrzasnęłam i zatrzymałam się na najbliższym parkingu. Przetarłam twarz i starałam się uspokoić serce, które musiało osiągnąć sto osiemdziesiąt uderzeń na minutę. - O co pytałeś? - zapytałam się po chwili, na co chłopak się zaśmiał.

- Pytałem, czy mam coś zrobić z DNA, które ma policja. - wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na ekran.

- Nie. - mruknęłam. - Dzisiaj zróbcie sobie wolne.

- Szefowa jest pewna? - zastanowiłam się jeszcze chwilę i spojrzałam na budynek, który był po mojej prawej. Bardzo kojarzył mi się z blokiem, w którym mieszkała główna opiekunka w sierocińcu. I wtedy wpadłam na genialny pomysł. - Na pewno?

- Tak na pewno. Dużo zrobiliście... Tak czy siak! Zadzwonię później. - prędko rozłączyłam się, wysiadłam z samochodu i udałam się pod ciemnobrązowy budynek. Spojrzałam na domofon, a pod numerkami mieszkań były wypisane wszystkie nazwiska zameldowanych. Znalazłam odpowiednie nazwisko i zadzwoniłam pod dany numer.

- Kim Ilusion, w czym mogę pomóc? - odezwał się kobiecy, lekko przytłumiony głos, a ja ze stresu przymknęłam na chwilę oczy i pomyślałam czy aby na pewno robię dobrze. - Halo? - wzięłam głęboki oddech i w końcu się odezwałam.

- Witam panno Kim. Anastasia Rouge z tej strony. Ponad dziesięć lat temu była pani moją główną opiekunką w Domu Dziecka, niedaleko Manhattanu. - kobieta zamilkła, aby po chwili drzwi bramy się otworzyły.

- Piętro drugie. - ostrożnie weszłam do bloku, a po schodach udałam się pod mieszkanie numer dwanaście. Zatrzymałam się pod nim i ostrożnie zapukałam. Drzwi otworzyła mi siwa kobieta, która, w starczym wieku, była już przy kości. Ubrana w czarną, długą, prostą sukienkę, a prawą ręką podpierała się o kule. - Anastasia. - kobieta głośno się zaśmiała i przytuliła mnie na powitanie. - Kochanie, jak ty wyrosłaś. - obydwie uśmiałyśmy się z widoku naszych, zaszklonych, oczu.

- Witam panno Kim. - uścisnęłam staruszkę, która po chwili mnie przepuściła. Od razu zobaczyłam mieszkanie, które było urządzone, niby w nowoczesnym stylu, ale jednak widoczny też był wkład babcinej ręki.

- Kawy czy herbaty się napijesz? - odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam, powstrzymując potok łez.

- Nie trzeba, naprawdę. Niech się pani nie przemęcza. - udałyśmy się do salonu i usiadłyśmy przy małym, okrągłym stoliku. W tle leciały wiadomości, prosto z telewizora, który stał niedaleko okna.

- Byłaś taka mała, taka niewinna. A teraz? Dorosła panna! Pewnie nie jeden kawaler za tobą szaleje i lata z wywalonym językiem. - uśmiałam się, nie kryjąc drobnych rumieńców.

- Pani nic się nie zmieniła. Cały czas dużo pozytywnych emocji. I taką panią zapamiętałam. - kobieta ścisnęła mi dłonie, w geście podziękowania.

- To opowiadaj, jak się u ciebie miewa? Jak z twoją rodziną? - tak jak mój uśmiech się pojawił na ustach, tak nagle zniknął. Spuściłam wzrok na swoje paznokcie, którymi zaczęłam zdzierać skórkę wokół paznokci. - Coś nie tak?

- Ciężko mi o tym rozmawiać. Tragiczny wypadek się stał... No i obydwoje nie żyją. Od trzech lat. - staruszka ponownie złapała mnie za dłoń i lekko ją uścisnęła.

- Dziecino, każdy w swoim życiu przeżywa tragedię, z której jest ciężko wyleczyć złamane serce, ale ty jesteś silna. Widzę to w tobie, odkąd trafiłaś do naszego ośrodka. - uśmiechnęła się do mnie pocieszająco i delikatnie poklepała mnie po kolanie.

- A u pani co słychać? - panna Kim głośno się zaśmiała i uniosła ręce do góry.

- Jak widać. Wiecznie sama! Jak byłam singielką, tak i jestem dalej! - nie dowierzałam z jej poczuciem humoru. Ma swoje lata, a uśmiech na twarzy był taki dziecinny i zaraźliwy. - A ty kochana Anastasio? Znalazłaś partnera? - zaśmiałam się cicho i zaprzeczyłam głową.

- Mam ważniejsze sprawy na głowie, w tym momencie, niż szukanie miłości. - zapadła chwilowa cisza. Zaczęłam stukać palcami o swoją nogę, a lekkie zdenerwowanie wzięło nade mną górę. Bardzo długo się zastanawiałam czy mogę jej powierzyć sekret, który mnie tyle lat męczy. Czy kobieta będzie w stanie milczeć, bym mogła dokonać egzekucji na człowieku, który zniszczył mi życie? W końcu wzięłam głęboki, uspokajający oddech i przemówiłam. - Panno Kim. Jedynie, ze wszystkich ludzi, których znam i znałam, to mogę pani zaufać. - kobieta spojrzała na mnie pytająco.

- Coś się dzieje? - głośno westchnęłam i zdjęłam swój naszyjnik, otwierając wisiorek na zdjęciu.

- Nie jestem Anastasia Rouge. - podałam jej pamiątkę rodzinną, a kobieta patrzyła z lekkim zaskoczeniem, ale i zdziwieniem. - Tak naprawdę mam na imię Luna Trens. Jestem z tej rodziny, która została zamordowana. - musiała być w ciężkim szoku, gdy wpatrywała się w zdjęcie. Żadnych emocji nie wyrażała. - Policjant, który mnie znalazł, zmienił mi wszystkie dane, aby mafia mnie nie odnalazła. Jak to ujął, bał się, że będą chcieli mnie odnaleźć i dokończyć pracę, by później nie musieli się martwić, że będę pragnąć zemsty. - kobieta przyglądała się dziecku na zdjęciu i mi. Nie mogła uwierzyć w całą tę prawdę, ale po chwili się uśmiechnęła.

- Powiem ci jedno, moja droga. Podejrzewałam, że nie jesteś Anastasia. - zaśmiałam się cicho. - O twojej rodzinie było bardzo głośno, na całą Amerykę. Ale gdy się pojawiłaś u nas, nie chciałam się pytać czy jesteś na pewno od nich, bo wiedziałam, że każde dziecko, które trafia do sierocińca, ma tragiczną przeszłość. Ale dziękuję, że potwierdziłaś moje słowa i odważyłaś się powiedzieć prawdę. Bardzo doceniam ten gest...

- Jest jeszcze jedna rzecz. - Kim ponownie zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie pytająco. Bardzo powoli zdjęłam kurtkę i zza spodni wyjęłam pistolet. Zszokowana mierzyła mnie, niedowierzającym, wzrokiem. - Jestem szefem mafii. - ciągle spoglądała to na mnie, to na moją broń. - Mówię to, bo jest pani jedyną zaufaną mi osobą, odkąd trafiłam do sierocińca. - siwowłosa dalej patrzyła zszokowana, ale też zobaczyłam lekki niepokój. Cicho wciągnęłam powietrze, przez usta, i odłożyłam pistolet na swoje miejsce.

- Zabijasz niewinnych? - zaprzeczyłam głową. - Zabijasz policjantów? Strażaków? Żołnierzy?

- Nic z tych rzeczy! - przetarłam twarz dłońmi, by po chwili położyć łokcie na stoliku. - Zabijam tylko wrogą mafię. Szukam Ojca Chrzestnego. - kobieta zmarszczyła brwi.

- Kim jest Ojciec Chrzestny? - nastawiłam palce u rąk, by po chwili, ponownie, położyć je na stoliku, splatając ze sobą palce.

- Ojciec Chrzestny to jest głowa mafii. Wydaje wszelkie polecenia, jeśli chodzi o morderstwa, zajmuje się prawie wszystkim. Werbuje nowych członków, sprawdza, zna ich akta, prowadzi wszelkie biznesy... Taką głową jestem ja. A także Achilles Wilson. - kobieta spuściła głowę i wyglądała jakby główkowała nad czymś.

- Achilles Wilson. Pamiętam takiego jednego. W dziewięćdziesiątym czwartym umawiałam się z mężczyzną o tym imieniu... Pierwszy raz się spotkaliśmy w jednym z klubów, niedaleko Statuy Wolności. Chłopak był przystojny, na pierwszy rzut oka uczciwy i bardzo dobrze wychowany. Od razu się w sobie zakochaliśmy. Po trzech miesiącach związaliśmy się i przedstawiłam go całej swojej rodzinie. Bez wyjątku wszystkich oczarował. Ale w dziewiędziesiątym szóstym poznałam tragiczną prawdę. I to przypadkowo odkryłam. Najpierw odnalazłam bronie w bagażniku jego samochodu. Kilka dni później rozmawiał z jednym ze swoich kolegów i planowali jakiś zamach. Piętnastego maja zrobiło się głośno o wybuchu magazynu z bronią, w jednej bazie wojskowej. Wielu niestety zmarło w tym. - z szuflady szafy wyciągnęła jakąś gazetę, a na pierwszej stronie widniał napis

Zamach czy Przypadek?

Dnia piętnasstego maja, dwadzieścia minut po siódmej rano, doszło do wielkiej eksplozji magazynu żołnierskiego, w którym skrywały się tony ładunków wybuchowych, wraz z brońsmi. Ilość ofiar jest gigantyczna. Dokładna liczba nieznana.

- Matko... - mruknęłam, gdy przeczytałam pierwszą małą kolumnę. Bardzo się zdziwiłam całą treścią, ale jednocześnie odnalazłam swój obiekt zabójstwa.

- Serce mi pękło, gdy się dowiedziałam, że to on zaplanował wszystko. Załamałam się psychicznie, do takiego stopnia, że uczęszczałam do lekarza psychiatrycznego. A gdy został osadzony w kryminale, spotkałam się z nim. Powiedziałam, że nie chcę być z seryjnym zabójcą i potworem. Zakończyłam wszelkie kontakty i ostatni raz się wtedy z nim widziałam. - złapałam staruszkę za dłoń.

- Jest pani wspaniała. Niestety ta miłość nie mogła mieć szczęśliwego zakończenia. - swoim kciukiem pogładziłam wierzch zmarszczonej dłoni swojej byłej opiekunki.

- Na szczęście udało mi się wrócić do życia, ale to była bardzo długa droga. - zaśmiała się smutno. - Oj bardzo.

- Panno Kim, w razie czego to niech pani dzwoni do mnie. - wyrwałam kawałek gazety i złapałam za długopis, który leżał niedaleko mnie i na skrawku zapisałam swój numer telefonu. - I proszę. Niech to zostanie między nami, o czym rozmawiałyśmy. - kobieta kiwnęła głową i schowała numer, do swojego portfela.

Continue Reading

You'll Also Like

Nieznajomy 3 By destroyed

Mystery / Thriller

101K 3.6K 23
Czy to koniec cierpienia Corneli? Czy będzie mogła wreszcie zacząć żyć normalnie, osiągnąć w życiu cele, które sobie postawiła będąc nastolatką? A m...
1M 34.2K 73
#2 𝓒𝓪𝓶𝓹 𝓢𝓮𝓻𝓲𝓮𝓼 ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogło...
201K 6.9K 37
Sandra przestała wierzyć w miłość. Załamała się po śmierci przyjaciela. Nie znała słowa "kochać". Życie Sandry staje do góry nogami, gdy pisze do nie...
Zagubiona By an_nie_x

Mystery / Thriller

119K 3.4K 73
Allyson to zwyczajna szesnastolatka z niczym niewyróżniającym się życiem. Jednak wszystko się zmienia za sprawą porwania. Czy dziewczyna poradzi sobi...