Wega. Zakończmy wojnę.

By WariatkowoAg

2.7K 270 302

Na wyspie, położonej wśród Nieprzebytych Wód, pozostawionej łaskawie przez same Gwiazdy, dwie dusze, nieświad... More

mapka
2. Rozdział 1.2
3. Rozdział 1.3
4. Rozdział 1.4
5. Rozdział 1.5
6. Rozdział 1.6
7. Rozdział 1.7
8. Rozdział 1.8
9. Rozdział 1.9
10. Rozdział 1.10
11. Rozdział 1.11
12. Rozdział 1.12
13 Rozdział 1.13
14. Rozdział 1.14
15. Rozdział 2
16. Rozdział 2.2
17. Rozdział 2.3
18. Rozdział 2.4
19. Rozdział 2.5
20. Rozdział 2.6
21. Rozdział 2.7

1. Rozdział 1

330 29 32
By WariatkowoAg

Rozdział 1


Chłopak uchylił się przed wymierzonym w niego megrezyjskim mieczem z zakrzywioną klingą. Świsnęło tuż przed jego twarzą.

– Psia mać! – zaklął. Szybko skupił wzrok na napastniku. Nie był mu winny, naparł na niego, nie czekając aż czarnoskóry mężczyzna zamachnie się po raz kolejny.

Padał cios za ciosem, jednak megrezyjczyk parował każdy z nich. Wojownika zirytowała ta monotonność. Podskoczył do niego i pociągnął go za beżową chustę zawiniętą wokół szyi, mężczyzna zachwiał się, a chłopak uderzył go głowicą w potylicę. Dało usłyszeć się urywany jęk i łomot padającego ciała na wybrukowaną drogę. Zdyszany brunet otarł wierzchem dłoni usta, przyglądając się przeciwnikowi. Jego uszy zewsząd atakowały krzyki, odgłosy szamotaniny i zderzających się ze sobą ostrzy. Zaraza jedna, zaskoczyli ich wkraczając do miasta, kiedy Gwiazdy jaśniały. Na szczęście wszyscy spali w ruinach, gdzie z drogi nie było widać ukrytego oddziału z wojska ochotniczego Phekda. Pobudka była szybka, tak samo szybki był atak. Nie mogli pozwolić nawet jednemu człowiekowi z Megrez przedostać się w głąb kraju. Taka była rola oddziału patrolującego tereny wokół tego miasta.

– Uważaj! – Ze wrzawy przedarł się krzyk starszego kolegi.

Chłopak od razu wzmożył czujność, rozglądając się po polu bitwy. Za późno. Jego lewe ramię dosięgło zakrzywione ostrze wroga. Odskoczył jak oparzony z grymasem bólu na twarzy. Złapał kontakt wzrokowy z napastnikiem, w mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość w dwóch susach. Szybkim ciosem zbił megrejczyka z pantałyku. Choć mężczyzna odbił go z łatwością, wiedział, że jego przeciwnik wcale nie był silny, za to zwinność go zaskoczyła. Korzystając z okazji chłopak wymierzył pięścią w twarz napastnika, który krzyknął, zatoczył się, po czym splunął krwią na bruk. Nie czekając aż się otrząśnie, kolejne dwa szybkie ciosy padły z dwóch różnych stron w mgnieniu oka. Nagle brunet wskoczył, celując obiema swoimi stopami w nogi przeciwnika. Rozległ się odgłos łamanych kości. Chłopak odturlał się błyskawicznie w obawie, że megrezyjczyk w odruchach waleczności zamachnie się jeszcze mieczem.

– No, no – zagwizdał wysoki chłopak, który wcześniej ostrzegł kolegę. – Nieźle – pochwalił, wyciągając do niego pomocną dłoń.

– Dzięki. – Skorzystał z pomocy, pewnie chwycił dłonią za nadgarstek szatyna. Kiedy stanął wyprostowany, musiał unieść wzrok, by spojrzeć mu w oczy, był o głowę wyższy.

– Przypomnij imię.

– Tay, sierżancie.

– Ach! Jaki ja sierżant?! Dowództwo na szybko dało władzę temu, kto wyglądał na najstarszego i tyle.

– Co nie zmienia faktu, że dowodzisz – zrobił pauzę, jednak zaryzykował – Firth.

Śmiech dowódcy oddziału ochotniczego przerwał szczęk stali o stal. Oboje gwałtownie odwrócili się, unosząc oręż w gotowości.

– Dziewczynki, poplotkujecie sobie później – sapnął niski chłopak, który powstrzymał cios wycelowany w Taya. – Paru psom trzeba skopać rzycie.

– Chad, język! – sierżant z przypadku znaglił młodocianego podwładnego, jednocześnie pomagając mu z natrętnym megrejczykiem, wbijając mu miecz w bebechy. – Matce doniosę.

– Powodzenia – stęknął, kiedy opadło na niego cielsko przeciwnika, z trudem przepchnął go w bok. – Jeśli dostaniesz się do samej Phekda.

– Cieszę się, że zdążyli ją ewakuować. – Wyszczerzył się Frith, od razu odbijając kolejny miecz.

Chad nie miał czasu odpocząć, momentalnie znalazł się dla niego kolejny przeciwnik, z którym już wymieniał ciosy. Tay, akurat mający chwilę, skoczył tuż za jednego z megrejczyków zajętego dowódcą i szybkim, płytkim cięciem rozciął dół kolanowy czarnoskórego. W jednym ruchu zrobił to samo drugiemu, który atakował młodego. Frith i Chad kiwnęli z wdzięcznością brunetowi. Po chwili cała trójka ruszyła z pomocą kolegom z oddziału.


~ * ~


W sypialni panienki Muscida panowała leniwa, poranna atmosfera. Blask Gwiazd przedzierał się między ciemnymi zasłonami, zasłoniętymi w taki sposób, aby o poranku żaden promień nie dosięgnął łoża. W pomieszczeniu unosiło się rześkie i świeże powietrze dzięki uchylonym przez całą noc drzwiom tarasowym. Był początek ciepłego sezonu – ulubionego okresu panienki. Wtedy mogła nosić lekkie suknie, mogła jeździć na wycieczki konne bez obawy o zimne wiatry i deszcze. A te ciepłe i delikatne deszczyki wręcz uwielbiała. Mogła trenować na zewnętrznym placu do wieczora, nie obawiając się chłodu. Zauważyła również, że podczas ciepłego sezonu ojciec łatwiej jej ulegał.

Drzwi do komnaty otworzyły się, stanęła w nich kobieta uczesana w prosty kok i spojrzała na śpiącą panienkę; którą ledwo można było zauważyć w dużym łóżku, między górą poduch i poduszek, pod cieniutkim nakryciem. Jedynym co było można dostrzec to parę zakręconych, rudych kosmyków. A panienka Alicja Muscida pod tą plątaniną pościeli czuła się bardzo dobrze, a na twarzy miała leciutki uśmiech.

– Panienko...

Śpiąca dziewczyna słyszała głos z oddali, usilnie chcący przedrzeć się do jej świadomości. Nie miała zamiaru pozostawiać tego błogiego stanu, w jakim teraz się znajdowała, pragnęła, by głos zostawił ją w spokoju, żeby zamilkł. Zmarszczyła lekko brwi, próbując zakopać się jeszcze głębiej w miękkim łóżku.

– Niech panienka się wreszcie zbudzi. Niedługo słońce będzie górować, a panienka...

To był głos osobistej służki, Lisvety, która zuchwale pozwoliła sobie na przerwanie snu córki władcy. Alicja otworzyła leniwie oczy i bardzo powoli przetarła je ręką. Kobieta z rozmachem odsłoniła ciężkie, ciemnobordowe zasłony, wpuszczając ciekawski Blask Gwiazd do pokoju. Dziewczyna w łóżku gwałtownie zamknęła powieki i na powrót zakopała się w stercie pościeli.

– Litości, nie po oczach! – wrzasnęła, zakrywając twarz poduszką.

– Za chwilę przybędą panienki przyjaciele, a panienka paraduje w koszuli nocnej – powiedziała, nie zwracając uwagi na protesty.

– Ech... Już wstaję i tak z tobą nie wygram – wymamrotała pod nosem.

Usiadła na brzegu łoża, powoli spuszczając nogi. W chwili, kiedy jej stopa zetknęła się z drewnianą podłogą, odruchowo ją cofnęła. Chłodna... Przezwyciężyła chęć powrotu, stanowczo zsunęła się z łóżka i pewnie stanęła na podłodze. Lisaveta w tym czasie otworzyła na oścież oba skrzydła drzwi prowadzących na taras, wpuszczając do środka poranne powietrze. Młoda dziewczyna poczuła na twarzy przyjemnie chłodny powiew. Przymknęła oczy i ruszyła w stronę tarasu. Wyszła na zewnątrz, stanęła tuż przy marmurowej balustradzie. Oparła o nią ręce, stanęła na palcach, napinając wszystkie mięśnie. Zamknęła oczy, głęboko wdychając, jeszcze chłodny luft. Wsłuchiwała się w stłumione odgłosy młotów, uderzających raz po raz, dochodzących z hut płatnerza i kuźni należących do jej rodziny. Uchyliła powieki rozluźniając swoje ciało i skupiła wzrok na mieście, znajdującym się pod posiadłością. Obserwowała drobne postacie mieszczan, krzątających się i załatwiających poranne sprawy. Zauważyła na brukowanej drodze uszkodzoną furmankę, miała zdemontowane koło, zapewne poszła w nim szprycha. Mężczyzna krążący przy wozie, sądząc po stroju, był handlarzem z Alcor. Ponaglał swojego pachołka, który turlał nowe koło do wymiany. Przyglądała się temu z niemałym rozbawieniem i z dozą rozczulenia.

– Przeziębi się panienka. – Kobieta stała w drzwiach tarasu.

Alicja przewróciła oczami. Lisaveta czasem bywała nadopiekuńcza. Weszła do środka, minęła służkę, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem. Sięgnęła po peniuar zawieszony na oparciu krzesła. Uśmiechnęła się pod nosem, odwróciła lekko głowę i powiedziała przez ramię:

– Lis, jeżeli goście się pojawią, niech zaczekają w jadalni. Ja zażyję kąpieli.

– Ależ Panienko, lada moment będą u bram – próbowała protestować.

– Poczekają – powiedziała twardo. – Zaparz im herbaty.

Lisaveta z całych sił powstrzymała westchnięcie, przymykając powieki. Znała to dziecko od urodzenia i doskonale wiedziała, że lepiej dla wszystkich nie sprzeciwiać jej się z samego rana, bo jeszcze ktoś by później ucierpiał.

– Jak panienka sobie życzy. – Zgięła się w półukłonie i wyszła z komnaty.

~ * ~

Continue Reading

You'll Also Like

10.6K 1.2K 18
Cztery nacje, które żyją ukryte w cieniu ludzi od wieków: Wampiry, Wilkołaki, Syreny i Czarodzieje. Wszyscy kryją się za woalem normalności. Ale jest...
50.5K 3.7K 58
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
62.7K 4.1K 57
Hejka drodzy czytelnicy Wszyscy wiecie o wydarzenie Leslie. O tym,że Leslie nie jest córką markiza Sperado i stała się adaptowaną córką jako Leslie S...
192K 15.7K 126
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...