Hereditatem |d.m

By WrittenBySilene

47.2K 2.7K 396

Hereditatem (łac.) - dziedzictwo Silene jest dziedziczką założycieli Hogwartu, której zadaniem jest pomoc w o... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49

Rozdział 40

92 4 3
By WrittenBySilene

- Ani kroku dalej - wycedziła rudowłosa dziewczyna.

Miałam parszywe szczęście. Desperacko potrzebowałam wejść do Pokoju Życzeń, kiedy na mojej drodze stanęła dziewczyna Pottera - Ginny Weasley. Towarzyszył jej Neville. Na Merlina...

- Czy wy... - zmrużyłam oczy patrząc na nich. Ta cała sytuacja była komiczna.

- Co... Nie! - powiedzieli niemal jednocześnie, odsuwając się od siebie.

Neville opuścił różdżkę.

- Daj spokój Ginny - powiedział.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- To zdrajczyni, Neville - splunęła. - A ty jej jeszcze bronisz?

Przewróciłam oczami. Kiedy Gryfoni w końcu nauczą się używać mózgu.

- Nie widziałaś jej w Wielkiej Sali - zwrócił się do niej. - Tylko ona sprzeciwiła się Carrowom, oczywiście dopóki Snape jej nie zabrał.

Zmarszczyłam brwi. Czyli on też tam musiał być.

- Jak się czują? - spytałam nagle. - No wiesz, dzieciaki.

Odwrócił wzrok w moją stronę.

- Odpuścili - odparł. - Przynajmniej na razie. Nieźle ich wystraszyłaś - uśmiechnęłam się pod nosem. Chociaż raz zrobiłam coś dobrego dla tej szkoły - Nadawałabyś się do GD.

- Co? - powiedziałyśmy równocześnie z Weasley.

Spojrzał na nią marszcząc brwi. Raz, że ta organizacja przestała istnieć jakieś dwa lata wcześniej a po drugie chyba raczej nie chcieli mieć kogoś takiego jak ja jako sojuszniczkę.

- To Ślizgonka - powiedziała oburzona. - Prędzej czy później nas zdradzi.

- Może - wzruszył ramionami. - Ale i tak robi więcej niż my wszyscy razem wzięci - przeniósł wzrok z powrotem na mnie. - To jak?

To było miłe z jego strony, jednak wiedziałam że większość nie będzie tak entuzjastycznie nastawiona. Jak wspomniała rudowłosa, byłam Ślizgonką, dodatkowo trzymałam się blisko ze śmierciożercami. Dla nich szanse, że wydam ich nowym szkolnym władzom były zbyt wielkie.

- Dzięki, ale nie. - odparłam. - Wolę trzymać się sama - dodałam po chwili, co było prawdą tylko po części.

- Musi być jakiś sposób, żeby ci się odwdzięczyć - uśmiechnął się lekko. - Trzeba mieć prawdziwe jaja żeby postawić się tym idiotom.

Parsknęłam śmiechem.

- Doskonale sobie radzę - powiedziałam. - Ale jak będziecie potrzebowali eliksirów... to wiecie gdzie mnie szukać - odwróciłam się, zbierając się do powrotu.

Wtedy przypomniała mi się sytuacja z zeszłego roku szkolnego.

- Czekaj! - zawołałam, odwracając się w połowie kroku. Weasley weszła już do środka, ale Longbottom zamarł w oczekiwaniu na moją reakcję. - Potrafisz wyczarować Patronusa?

- Tak - odparł, a ja westchnęłam z ulgą.

Podeszłam do niego, a on zamknął drzwi do Pokoju Życzeń żeby dźwięk stamtąd się nie niósł.

- Nauczysz mnie? - poprosiłam.

Czułam się niezręcznie, kiedy w ten sposób przyznawałam przed Gryfonem, że nie potrafię tak popularnego zaklęcia. Zwłaszcza w czasach, w których na ulicach było mnóstwo dementorów a Ministerstwo Magii nie kontrolowało ich tak jak kiedyś tylko dawało im praktycznie wolną rękę. Spodziewałam się, że chłopak mnie wyśmieje jednak było inaczej. Rozpromienił się widząc, że nie traktowałam go jak wroga.

- Jasne - odpowiedział i wręczył mi galeona. Zmarszczyłam zaskoczona brwi. - Jutro wieczorem, na błoniach. Daj znać przez niego jeśli coś się stanie.

Odszedł z powrotem do Pokoju Życzeń, zostawiając mnie na środku korytarza ze złotą monetą w dłoni. Również postanowiłam nie marnować czasu i podeszłam do portretu, który miał mnie zaprowadzić do wejścia przy lochach.

~

Zaspałam. Poprzedniego wieczoru wzięłam pół fiolki eliksiru, jednak to i tak była dwukrotność rekomendowanej dawki. Zerwałam się z łóżka i zaczęłam gorączkowo ubierać szkolne szaty. Wbiegłam do łazienki żeby umyć zęby, po czym zaspana wybiegłam na Wielkie Schody.

Po drodze do sali transmutacji nie spotkałam nikogo, w końcu wszyscy byli na lekcjach. Przeklinałam pod nosem, bo w ciągu tych wszystkich lat edukacji nigdy mi się to nie przydarzyło. Teraz wypadło akurat na opiekunkę Gryfonów. Poczułam ucisk w okolicach żołądka, który rozpaczliwie domagał się jedzenie. Jednak na to po pierwsze, nie było czasu a po drugie, śniadanie już dawno się skończyło.

Wpadłam do prawie pustej sali transmutacji, co po paru tygodniach przestało mnie już dziwić. Byłam przygotowana na porządną reprymendę, jednak profesorka jedynie spojrzała znad sterty pergaminów i zignorowała moje późne przybycie. Miała ważniejsze sprawy do ogarnięcia niż jakaś nieogarnięta, spóźniona Ślizgonka.

Zobaczyłam, że wszyscy siedzieli parami a jedyną osobą bez nikogo obok był Malfoy. Swoją drogą, był on też jednym z nielicznych Ślizgonów na sali.

- Hej - powiedziałam cicho, kładąc torbę z książkami przy biurku.

Odpowiedział mi tym samym, po czym spojrzałam na listę przed nami. Były tam wszystkie nowe zaklęcia, które poznaliśmy w trakcie tego roku szkolnego.

- Co robimy? - spytałam.

- Niby mamy ćwiczyć zaklęcia, ale McGonagall zależy tylko na tym żebyśmy nie przeszkadzali jej - odparł i uśmiechnął się pod nosem. Gdy spojrzał na mnie zmarszczył brwi - A tobie co się stało?

- Zaspałam - powiedziałam sięgają po różdżkę i zamieniając dzban w uroczo wyglądającego szczura.

- Co ty gadasz? - udał wielce zszokowanego.

- To się nie zdarza, wiem.

Zapadła cisza. Na zmianę rzucaliśmy zaklęcia zamieniając martwe przedmioty w kręgowce o różnym stopniu rozwinięcia w budowie. Uświadomiłam sobie, że poza jakimiś błahymi tematami w otoczeniu Ślizgonów nie rozmawialiśmy sam na sam od momentu, kiedy nazwałam go zdrajcą. To dlatego w powietrzu unosiło się napięcie.

- Draco - powiedziałam, odkładając na chwilę różdżkę

Mruknął w odpowiedzi, dając znać w ten sposób, że słucha.

Przepraszam - wypaliłam. - Przepraszam, że nazwałam ciebie zdrajcą - chwyciłam różdżkę i zaczęłam nerwowo obracać ją między palcami. - Ja po prostu nie wiem już komu ufać i... - zawahałam się - ktoś mnie wtedy wydał tylko jeszcze nie wiem kto. Ale to nie byłeś ty. Wierzę ci.

Zapadła cisza, blondyn skupił wzrok na filiżance i do połowy zamienił ją w wróbla, przez co miała ona skrzydła.

- W porządku - powiedział. Zmarszczyłam brwi. Poszło zbyt gładko - Czy serio uważasz, że jestem tchórzem? - spytał po chwili.

Nic nie odpowiedziałam. Chodziło mu oczywiście o to, jak nazwałam go w Wielkiej Sali, kiedy po prostu patrzył się na to jak Crabbe torturuje jakiegoś młodszego chłopaka. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak to oskarżenie było durne. Może ja mogłam do nich podskakiwać, bo chronił mnie swego rodzaju immunitet u Czarnego Pana, ale on? Nie mógł sobie na to pozwolić. Dodatkowo, normalnie też bym na to nie pozwoliła, jednak eliksir robił swoje.

- Nie - powiedziałam cicho. - Ale... - zaczęłam patrząc w jego stronę. - Ale czy serio mamy patrzeć na to co oni robią z tą szkołą? Czy serio chcesz aby to tak wyglądało?

Zatrzymał się w połowie ruchu różdżką i opuścił ją na blat.

- Nie - odpowiedział.

Tyle dobrego. Malfoy nigdy nie miał w sobie tej tolerancji do mugolaków co ja, ale dobrze było usłyszeć że jego niechęć ograniczała się tylko do słów. Może i był śmierciożercą, ale nie sadystą. On po prostu nie miał wyboru. Zabraliśmy się do dalszej pracy, jednak poczułam jakby chociaż część muru zbudowanego między nami podczas lata upadła.

- Tęskniłem - powiedział nagle.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Czyli nie byłam jedyna.

- Ja też.

- Masz może czas żeby wieczorem posiedzieć w Pokoju Życzeń? - spytał. - Oczywiście... w czysto przyjacielskiej formie. Bez jakichś zobowiązań, tak jak to robiliśmy kiedyś - dodał szybko.

- Może jutro. Dzisiaj mam dużo roboty - skłamałam. I tak nie robiłam nic na zajęcia przez co moje oceny wyglądały nie najlepiej.

- Wszystko okej?

- Tak, tylko wiesz jak jest z owutemami.

- Nie, chodzi mi o to że strasznie się trzęsiesz.

Wtedy zauważyłam jak mocno drżą mi dłonie. Musiałam szybko, coś wymyślić jednak zalała mnie panika. Nie wzięłam rano eliksiru i mój organizm odzwyczaił się od radzenia sobie z jakimkolwiek dyskomfortem samemu. Próbowałam to zamaskować przez zaciśnięcie ich w pieści.

- Ehm... To po prostu hipoglikemia. Nie zdążyłam na śniadanie bo przecież zaspałam. Wiesz jak to jest.

Draco zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem. Nagle stałam się zbyt ożywiona, co często się działo kiedy kłamałam.

- Jasne, ale... - zmarszczył brwi, zawieszając wzrok na moich dłoniach. - Wszystko w porządku?

- W jak najlepszym. Zjem coś i będzie w porządku - skłamałam, znowu.

Z całej sytuacji uratował mnie dzwonek. Podniosłam torbę i chwyciłam za różdżkę.

- Jeszcze raz, przepraszam - powiedziałam, obserwując reakcję blondyna.

Skinął jedynie głową i zabrał się do pakowania swoich rzeczy, a ja wyszłam na korytarz.

- Ja pierdolę... - mruknęłam pod nosem.

Po zatrzaśnięciu drzwi ruszyłam, mijając kolejne stopnie schodów w kierunku Pokoju Życzeń. Po drodze wpadłam na paru uczniów, jednak byli to jacyś maksymalnie trzecioroczni, którzy unikali konfrontacji ze mną. Ba, bali się spojrzeć na mnie jakbym była jakimś bazyliszkiem.

Kiedy wpadłam do Pokoju Życzeń (który tym razem bardzo podobnie do salonu w moim domu) podeszłam do stolika na kawę, gdzie pojawiły się dwie fiolki ze znajomą błękitną cieczą o perłowym połysku. Nie musiałam go nawet warzyć, pojawił się na moje życzenie.

Schowałam jedną z nich w kieszeni szaty. Tak na wszelki wypadek jeśli znowu nie miałabym jak się tutaj dostać. Drugą zaś odkorkowałam i wypiłam za jednym razem, co oznaczało że wzięłam dawkę cztery razy większą niż powinnam. Mniejsze już na mnie nie działały, a to cholerstwo było tak przyjemne.

Opadłam na poduszki i poczułam to uczucie błogiego spokoju ogarniające moje ciało. Dodatkowo czułam jak serce miarowo mi zwalnia, a ja w tym wszystkim zachowałam świadomość. Chociaż przez te parędziesiąt minut trwania ścisłego działania eliksiru mogłam nie przejmować się kompletnie niczym.






Continue Reading

You'll Also Like

16.6K 1.5K 54
Czasem jedno, przypadkowe i niezbyt miłe spotkanie potrafi kompletnie zmienić całe życie, przewartościowując je dokumentnie. Doskonale przekona się o...
110K 10.9K 70
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
41.1K 2.2K 62
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
25.5K 1K 26
„ink brought us together"