Coś więcej| Geralt x Jaskier

By Mooramo

60K 5.4K 3.7K

|Zakończone| ,,Teraz to ja uratuję ciebie,, U Jaskra zjawia się ranny Geralt, a bard jest zmotywowany, by zro... More

1/11
2/11
3/11
4/11
5/11
6/11
7/11
9/11
10/11
11/11

8/11

4.2K 383 226
By Mooramo

- Szprotka brzmi idiotycznie.

- Nie słuchaj go, Szprotka. - Jaskier pochylił się w siodle i wykonał ruch, jakby chciał zasłonić koniowi uszy, ale ten poruszył grzywą, odtrącając jego chciwe ręce. Zachwiał się, bo przez nieuwagę i próbę uchronienia konia przed złośliwościami Geralta, wypuścił uprząż, a nagły ruch pozbawił go równowagi. - To tak jakbym powiedział, że Płotka to idiotyczne imię. Oczywiście tak nie myślę, nie miej mi tego za złe, Płotka. Użyłem twojego imienia tylko jako przykładu na udowodnienie niewychowania twego pana. - Zwrócił się do konia.

- Mogłeś nazwać go bardziej po twojemu.

- A jak to jest po mojemu? - Zdziwił się bard.

- No nie wiem. Imię boga muzyki czy coś w tym stylu.

Jaskier zastanowił się nad propozycją. Wybrał imię dla Szprotki bardziej ze względu na tęsknotę za Wiedźminem, do czego się nie przyznał, a chwilami miał taką ochotę. Geralt już raz udowodnił mu, że nie jest obojętny w ich relacji, lecz Jaskier do dziś dnia nie potrafił sobie tego przyswoić i uwierzyć w sensowność pocałunku, którym obdarzył go dwa tygodnie wcześniej.

Po ostatnim spotkaniu, Geralt stwierdził, że musi uporać się z kilkoma istotnymi zleceniami, ale wróci i wtedy wyruszą w poszukiwanie Dżina. Słowa dotrzymał i zawitał ponownie po dwóch tygodniach, a dziś mijał czwarty dzień ich wspólnej podróży.

Zdążyli dowiedzieć, się, że Dżina posiada niejaki Welfrun. Imię dość dziwne i nietuzinkowe, na dodatek jak się okazało, mężczyzna był właścicielem rozległych połaci ziem, kilku winnic oraz stadniny rycerskich koni. Nie łatwo będzie go urobić - tak stwierdził Geralt - i Dżina nie odda z pewnością, nie po dobroci. Ustalili, iż trzeba będzie go, albo ukraść, albo zawrzeć z posiadaczem majątku umowę. Na razie żadnych konkretnych planów nie mieli, a wiedźmina wyjątkowo rozbawiło określenie przez Jaskra ich wyprawy jako "na żywioł". Rozbawiło w sensie - drgnął mu kącik ust, w końcu to Geralt. Maska twardziela nie schodziła z jego twarzy, niezależnie od tego czy pamiętał o ich wspólnym pocałunku, czy wypierał go z pamięci.

Jaskier nie potrafił zapomnieć. Ujmujące ciepło rozpływało się po jego klatce piersiowej za każdym razem, gdy przypomniał sobie ten ułamek sekundy, który dzielili wspólnie. Od kiedy pamiętał, żadna życiowa sytuacja nie napawała go taką nadzieją na lepsze jutro jak moment, gdy ich wargi zetknęły się w jedno. Pamiętał chwile, kiedy nadzieja była jedynym co mu pozostało, ale zawsze w pewien sposób zdawała się ona utopijna. Teraz miał realną szansę, by człowiek, którego dzielił najszczerszym uczuciem, jakie potrafił sobie wyobrazić, odwzajemnił je. Lub porzucił, wybierając miłość do Yennefer. Może cierpienie trudno będzie znieść, ale wtedy będzie wiedział, by nie marzyć, nie śnić i próbować nie kochać.

Próbować nie kochać, też coś. Można też próbować nie oddychać, nie łaknąć pokarmu, napitku, zatrzymać swoje serce, ale jak?

Na razie jeszcze starał się o tym nie myśleć i cieszyć się podróżą u boku przyjaciela. Bo jeśli uczucie do Czarodziejki okaże się szczere, nie pozostanie im nic innego, jak rozstać się i odejść w swoje strony. Żaden z nich nie potrafiłby udawać, że nic między nimi się nie wydarzyło, nawet teraz przychodziło im to z trudem. Impuls, który zadziałał wtedy, teraz paradoksalnie odsuwał ich od siebie jako towarzyszy podróży. Zwykły śmiertelny strach, Geralt również musiał to czuć. Nie mieli szans, by to przeskoczyć.

W stronę dworu Welfruna poruszali się powoli, prawie, że w tempie ślimaka. Obaj dobrze wiedzieli co robią, przedłużali i odwlekali chwilę jak tylko byli w stanie, a każda kolejna godzina dokładała następną iskierkę w błyszczącej już duszy Jaskra.

- Myślisz, że uda się w jakiś sposób dostać dżina? - Pominął dalsze dysputy na temat imienia dla konia, który i tak był i pozostanie Szprotką.

- Zależy od właściciela. Jeśli to żądny dóbr skurwiel, to nie odda go nawet za cenę absolutnego zniszczenia. Chciwy władzy, to samo. Głupi, tym gorzej. Głupcy są najbardziej zatwardziali.

- To dlatego jesteś taki uparty, Geralt!

- Niepotrzebne ci zęby?

- Myślę, że jeszcze mogą mi się przydać. Lubię swoje zęby.

- Bo zaraz mogą mieć bliskie spotkanie z moją pięścią.

- Na błyskotliwe riposty reagujesz agresją. To takie prostackie, Geralt.

- Wchodzenie z tobą w dyskusje nie ma krzty sensu.

- A wiesz dlaczego?! Bo nigdy nie próbowałeś. A po prawdziwe jestem wyśmienitym towarzyszem rozmów. Potrafię wpasować się w każdy temat, wypowiedzieć się w sprawie polityki, obyczajowych prawd, miłości, sztuki, nawet z rolnictwem dałbym radę. Trzymałem kiedyś pług, co prawda nie umiałem dobrze wbić go w ziemię, aczkolwiek...

- Możemy porozmawiać o wampirach. - Przerwał mu wywód.

- Wampirach? - Zdziwił się Jaskier, z początku nie rozumiejąc skąd ten pomysł.

- Podobno są świetnymi medykami. - Odwrócił się, by bard nie mógł oglądać jego zmarszczonych brwi i ewidentnej złości wypisanej na twarzy.

- Chodzi ci o Leona?

- Regisa, ale skoro o nim wspomniałeś.

Jaskier zachichotał w duchu, jak mała dziewczynka. Geralt nie mógł być bardziej oczywisty. Skoro tak bardzo chciał posłuchać o relacji i przygodzie z tajemniczym Leonem, to czemu nie zapytał wprost? Bo to Geralt z Rivii, ot tajemnica rozwikłana.

- Świetnie zna się na ziołach, właściwie tylko dzięki niemu udało się stworzyć antidotum.

- Nadal nie znam historii twojej rany. - Widać, że miał gdzieś medyczne umiejętności Leona, a ślad po szponach Wampira poznałby wszędzie.

- Opowiadałem ci już o tym...

- Chcę usłyszeć jeszcze raz, dokładnie. Bez kręcenia.

Jaskier jak na złość pokręcił nosem.

- Wszystko co zdarzyło się w krypcie było winą ludzi, którzy chcieli rozjuszyć go za pomocą ziół. Sam przyznasz, że istnieją substancje, które działają na zmysły stworzeń, jak czerwona płachta na byka i nie mów, że nie, bo nawet twoje eliksiry mają coś podobnego w swoim działaniu!

- Dlaczego go tak bronisz?

- Chcę jedynie bronić prawdy. Nie pozwolę oczerniać kogoś, kto zrobił dla mnie tak wiele. Nieważne czy to Yen, czy ty.

- Mówiąc tak wiele masz na myśli rozpłatanie ci ramienia i najście w domu kilka godzin po ataku?

- Uratowanie twojego życia. Szybko zapominasz o takich sprawach, o ile nie zrobi tego Yennefer.

To skutecznie zamknęło usta Wiedźmina. Może niepotrzebnie o tym wspominał. Każde słowo przeciwko Czarodziejce działało na jego niekorzyść.

- Wybacz, ja... - Zaczął bard.

- Cicho.

- Chcę ci tylko powiedzieć...

- Ucisz się. - Warknął Geralt i zatrzymał Płotkę.

Jaskier zrobił to samo, spoglądając na skupionego Wiedźmina. Dopiero po chwili dosłyszał szelest listowia. Jego oddech drżał. Pomiędzy wysokimi, chudymi pniami pojawiła się sylwetka, wolno poruszającą się w stronę traktu. Wiedźmin mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i ponownie się rozluźnił, co uspokoiło i Jaskra.

Na ścieżkę, szeleszcząc podniszczonym i trzewikami, weszła starsza, przygarbiona kobieta. Wypłowiałe włosy ścisnęła klamerką w ciasny kok, na ramiona miała zarzucony długi, wystrzępiony płaszcz, trzymała sporej wielkości wiklinowy kosz, a w środku kilka butelek, przykrytych kawałkiem jasnego materiału.

- O jak dobrze. - Odezwała się ochrypłym głosem i z trudem wygramoliła z płytkiego rowu na ścieżkę. Jaskier już miał schodzić ze Szprotki, żeby pomóc jej uporać się z przejściem przez maleńki wąwóz, ale kobieta poradziła sobie zatrzymując się obok ich koni. - Chyba z nieba mi tu spadliście.

- O co chodzi? - Zapytał Geralt.

Raczej nie oczekiwała na nich w środku lasu.

- Mam strasznie ciężki kosz. Już myślałam, że nie dotrę do traktu. - Westchnęła.

Jaskier nie czekał ani chwili dłużej. Zsiadł z konia i podbiegł do staruszki. Wiedźmin wyostrzył zmysły, spoglądając na ufność barda. Stara, czy nie - nie znali jej. A samotna osoba w środku lasu zawsze budziła podejrzenie. Nie czuł od niej magii, ale stare Wiedźmy potrafiły sprawnie ukrywać ślady czarodziejskiej cząstki.

- Z przyjemnością odstąpię pani swojego wierzchowca. Pomożemy również dotrzeć do osady. - Zdecydował za ich dwójkę.

Geralt był jaki był, ale staruszce pomocy nie odmówi i Jaskier doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nie wahał się zaproponować asystę.

- Chłopcze, ja na konia nie wsiądę. Nie te lata. Ale będę rada, jeśli zechcecie towarzyszyć mi podczas spaceru.

Jaskier z zapałem pokiwał głową i odebrał od kobiety kosz pełen brzęczących butelek. Z początku Geralt jechał obok nich na Płotce, ale z czasem poczęło robić mu się głupio, dlatego zsiadł i podobnie jak oni, szedł spacerem obok. Z tym, że nic się nie odzywał, podczas pogawędki pozostałej dwójki. Słuchał tylko jak narzekają na pogodę w ostatnich dniach, rozprawiają na temat zdrowotnych właściwości mniszka lekarskiego albo wymieniają się poglądami odnośnie najskuteczniejszego sposobu wyciskania soku z jeżyn, którego kobieta miała przy sobie cały kosz. Co dziwne na każdy temat Jaskier miał coś sensownego do powiedzenia, co znaczyło, że nie kłamał o swojej wielobranżowości wypowiedzi.

- A dokąd to w ogóle podróżujecie? Niespotykany z was duet, wojownik i śpiewak.

- Jestem bardem droga pani, a mój przyjaciel to Wiedźmin. - Przyznał się bez oporu. Geralt miał ochotę zatkać mu jadaczkę. Będąc w amoku gadania, mógł zdradzić wszystko. - Podróżujemy w poszukiwaniu tajemniczej istoty.

- A cóż to za istota? - Zapytała szczerze zaintrygowana.

- Zwykł gryf, mam na niego zlecenie. - Odezwał się po raz pierwszy Geralt, kiedy Jaskier otwierał już usta.

- Gryf. - Odrzekła. - Nie było ich tutaj od lat.

- Ostatnio mają migracje, przenoszą się na północ.

Jaskier przysłuchiwał się rozmowie, szybko jednak gubiąc wątek, gdy obok ścieżki dostrzegł obsypany konwaliami skrawek trawy. Odszedł, żeby zerwać mały bukiecik, wyglądający jak puchaty obłoczek bieli.

- Po co ci to? - Zapytał Geralt, kiedy razem ze staruszką zatrzymali się nad nim.

- Kocham konwalie, są jak maleńkie dzwoneczki. Czasem, kiedy wyciszysz się na świat, usłyszysz ich dźwięk.

- Kwiatki nie wydają dźwięków, masz urojenia. - Mruknął Geralt i zabierając kosz z butelkami ruszył dalej.

Jaskier spojrzał smutno za jego plecami. Czasami miał zaskakujące pomysły i odpływał w swoich porównaniach oraz nietuzinkowej wizji świata, ale urojeń nie miał. Nie lubił, gdy Geralt wmawiał mu dziwaczność, bo choć zdawał sobie z niej sprawę, w ustach Wiedźmina brzmiało to jak obelga. Geralt niczego nie cenił sobie bardziej jak zdrowego rozsądku, a Jaskrowi daleko było do człowieka szczycącego się rozsądkiem.

- Twój przyjaciel ma jakiś problem. - Bardziej stwierdziła, niż zapytała.

- To ja jestem jego problemem. Ale już niedługo.

Dotarli do chaty staruszki, która jak się okazało nie leżała w osadzie, a niedaleko rzeki. Miała nawet swoje własne, krótkie molo. Zmierzchało się, dlatego kobieta zaproponowała im nocleg i sowitą porcję strawy, do tego dorzucając kufel piwa z dodatkiem jej popisowego soku z jeżyn. Jaskier zgodził się bez zastanowienia, tylko Geralt miał opór. Stwierdził, że będzie dzisiaj spał pod gołym niebem i urządził sobie obóz nad rzeką. Staruszka wywróżyła, że wiedźmina topielce przepędzą zaraz przed północą. Może i będzie w stanie je zabijać przez pierwszą godzinę, potem robią się męczące.

Jaskier przez cały wieczór wyglądał przez okno chaty, gdzie w oddali widział sylwetkę Geralta. Nie wiedział, czy i ten spogląda w stronę okna, byli za daleko od siebie. Żałował, że tych ostatnich dni nie mogą spędzić razem, napawać się swoim towarzystwem. W głębi serca, czuł, że są ostatnimi i nie było mu łatwo pogodzić się z tą prawdą. Geralt od niego uciekał, wymykał mu się między palcami jak krople deszczu. Świadomość bezradności w tej sytuacji, nie pomagała mu oswoić się ze zbliżającym rozstaniem. Staruszka podstawiła mu pod nos drugi kufel piwa, tym razem z większą ilością soku niż trunku. Podziękował jej smutnym uśmiechem.

- Znałam kilku Wiedźminów. - Stwierdziła, siadając na przeciwko.

- Doprawdy?

- Wszyscy są tacy sami. Uciekają od istotnych decyzji, odpowiedzialności. Udają, że nie czują potrzeby przywiązania, bo po prawdzie jest im to na rękę.

Jaskier zakrztusił się łykiem trunku. Mówiła o nim, jakby wiedział co właśnie za bitwa toczy się w obu ich głowach. Uśmiechnęła się do niego półgębkiem.

- Szukacie czegoś i bynajmniej nie jest to Gryf.

- Niech mi pani nie mówi, że jest pani Wampirem wyższym, bo oszaleję.

Czyżby zarówno on jak i Wiedźmin byli tak prości do rozgryzienia?

- Wampirem? Bój się Melitele. To przeklęte kreatury, które po cichu żerują na ludziach.

- Poznałem Wampira, który im pomagał.

- Jednocześnie się na nich żywiąc, nie wierz w ich dobre, niebijące serce. Ja znałam kobietę, która karmiła się na dzieciach z sierocińca, który prowadziła.

- Wampir, którego znałem jest mi przyjacielem. - Nie mógł pozwolić na obrażanie Leona i to osobie, która oceniała istoty po gatunku.

Mało jest rzeczy, których nienawidził bardziej niż etykietowania. Sam zemdlał po wyjawieniu sekretu na temat pochodzenia Leona, ale to tylko pierwszy szok i jego nieuzasadnione tchórzostwo. To była lekcja.

- Jesteś niezwykle dobrą lecz naiwną duszą, Jaskier. - Starowinka spojrzała na niego pobłażliwie. - Obserwuję i widzę, nawet to, co starasz się ukryć. To co on stara się ukryć. - Skinęła w stronę okna.

- Skoro tak łatwo to ujrzeć, to może nie staramy się tego ukryć. - Nie chciał być niemiły, ale zmęczenie odbierało mu resztki taktu.

Sok wydawał się za słodki, a w środku czuł jedynie mdłości i tęsknotę za noclegiem z Geraltem pod gołym niebem. Może jednak źle postąpił wybierając towarzystwo kobiety. Potrzeba, by zamienić z nim kilka zdań i przeprosić za to, że nie ma go obok była zbyt silna. Chciał wstać.

- Zaczekaj.

Naznaczona czasem dłoń, której przyjrzał się podczas podróży, ba, trzymał ją i czuł pod palcami starcze zmarszczki, widział plamy i cieniutką jak papier skórę, teraz przywodziła na myśl dłoń młodej kobiety. Tylko przez krótką chwilę, ułuda szybko zaniknęła.

- Opowiedz mi o tym co cię dręczy, Jaskier. Nie tylko w tej chwili, o tym co dręczyło cię od zawsze. - Powiedziała, ściskając jego dłoń.

- Podobno pani to widzi.

- Może nadszedł czas, byś i ty to zobaczył.

- Czy to w czymś mi pomoże?

- Prawda pokonuje każdą magię oraz klątwę. Musisz ją sobie tylko uświadomić i przetrwać.

- Nie rozumiem.

- Ile jesteś gotów zrobić dla swojego przyjaciela?

Jaskier przypomniał sobie ostatnią podróż, strach, ból, rany. Przeszedł tak wiele, żeby ocalić mu życie, ale najwyraźniej nie było to wystarczające. Sam nie wiedział, czy znajdzie w sobie siłę na kolejną walkę. Jeśli nie spróbuje, nigdy nie spojrzy we własne oblicze bez obrzydzenia dla tchórzostwa.

- Wszystko.

W tej chwili był już pewien, że sok z jeżyn nie był jedynie słodyczą.

Był próbą.

Continue Reading

You'll Also Like

62.8K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
23.1K 1.5K 39
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
23.7K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
46.5K 4.1K 15
Larry AU fanfiction; mpreg; short story ❝- Chcę mieć dzieci... - Nie, nie chcesz.❞ Albo Gdzie Harry pragnie zostać oj...