To musiał być wiatr.

By Worldisinlove

17.9K 1.3K 895

Louis Tomlinson nigdy nie wiedział, kto jest jego sąsiadem - zakładał, że to jakiś student, który wynajmował... More

Musiałeś się przesłyszeć.
Jestem za ścianą.
Nie więcej niż bym mógł znieść.
Czasami trzeba pozwolić odejść.
Trucizna sączy się z rany.
Jakkolwiek ty mnie chcesz.
To byś zrobił z Olivią, Niallem...
Ja też cię czasem potrzebuję!
Zabierz mnie do domu.
Informacja.

Podzielimy łóżko na pół?

1.3K 127 111
By Worldisinlove

Heeej! <3

Rozpoczęłam ferie, więc może skończymy opowiadanko w ciągu tych dwóch tygodni! Ale to już zależy od was <3

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, więc miłego czytania <3


Jechali jakieś trzy godziny, co i tak było dobrym czasem, patrząc na to, że przecież większość ludzi to właśnie dzisiaj opuszczało Londyn. Przynajmniej mogli oglądać, jak słońce wstawało nad horyzontem i ogrzewało delikatnie ich twarze, chociaż Louis musiał ubrać okulary przeciwsłoneczne, co tylko go wkurzało.

Harry siedział na miejscy pasażera, spędzając czas na ustawianiu radia na świąteczne piosenki, na które namówił go szatyn, bo jak powiedział: w tym samochodzie na święta słucha się tylko świątecznych piosenek, na co Harry odpowiedział: Louis, to nawet nie jest twój samochód. Ale i tak wygrał szatyn, przez co właśnie słuchali Snow is falling, kiedy dojeżdżali pod dom szatyna. Harry również zajmował się swoim telefonem, sprawdzając, którą drogą jechać, aby ominąć korki lub drzemał. Wtedy Louis patrzył na niego chwilami, uśmiechając się lekko, ale również z niepokojem, bo nie wiedział, jak Harry oraz jego własna rodzina zareaguje na takie święta. 

Nie chciał nikogo wystawiać na jakiś stres - najbardziej Harry'ego, ale przecież nikt nie powinien spędzać tego czasu sam. A jeśli miało to spowodować, że brunet w jakiś sposób poczuje się jak w  domu i pozwoli mu to na otworzenie się, to czy miał być zły? Na pewno nie zamierzał pozwolić na to, aby chłopak czuł się wykluczony lub znowu stał się zamknięty w sobie. Już to przerabiali i na pewno nie chciał przechodzić przez to ponownie... Przynajmniej nie teraz, kiedy miał naprawdę dobry humor i chciał spędzić ten czas ze swoimi bliskimi.

- Dojeżdżamy? - spytał nagle Harry, kiedy się przebudził i otworzył lekko sklejone oczy.

Louis spojrzał na niego, uśmiechając się lekko i pokiwał głową.

- Będziemy za jakieś trzy minuty. Obudziłeś się idealnie - odpowiedział wracając wzrokiem do drogi.

Przez chwilę w samochodzie panowała cisza, nie licząc radia oraz szelestów od strony Harry'ego, który w lusterku poprawiał włosy oraz przetarł twarz, aby nabrała trochę kolorów, chociaż na prawym policzku widniała odciśnięta dłoń.

- Myślisz, że naprawdę twoja rodzina nie będzie miała nic przeciwko, że tam będę? - spytał nagle Styles, opadając na fotel.

- Harry, u mnie w domu zawsze jest masa ludzi. Jedna osoba nic nie zmieni, a mi sprawi to przyjemność, że nie będę skazany na swoją mamę. - Wytłumaczył, uśmiechając się lekko.

- Ona wie... - Zaciął się przez chwilę brunet, na co szatyn podniósł brew. - Ona wie, że jesteś gejem?

Louis zarumienił się lekko, nie spodziewając się takiego tematu.

- Tak dokładnie nigdy się nie określałem. - Wzruszył ramionami. - Rzadko przyprowadzałem kogoś do domu... Ale wie, że spotykałem się również z dziewczynami i chłopakami. Więc w ten sposób na pewno jej nie zaskoczysz.

Harry przytaknął tylko, patrząc w okno, na co Louis spojrzał na niego. zatrzymując się w końcu pod swoim rodzinnym domem. Nie należał on do największych, ale również nie do najmniejszych, ponieważ musiał pomieścić prawie dziesięć osób. Jego rodzice - Jay i Dan mieli swoją oddzielną sypialnię z własną garderobą, chociaż połowę miejsca zajmowały zimowe ubrania wszystkich domowników, więc i tak ledwo się tam mieścili. Bliźniaczki miały pokój razem rozdzielony ścianką, aby miały trochę przestrzeni dla siebie, bo jak każde rodzeństwo kłóciły się czasami i wtedy lepiej, aby trzymały się z dala od siebie. Fizzy i Lottie miały swoje sypialnie oraz wspólną łazienkę. Pokój Louisa był najmniejszy, ale w najdalszym kącie domu, więc miał trochę prywatności i mały balkon, na którym w lecie spędzał najwięcej czasu, czytając książki i słuchając muzyki. Na dole mieściła się kuchnia, w której Jay robiła swoje najlepsze dania i obiady, potem jadalnia z połączonym salonem oraz wielka łazienka z wanną. Louis uwielbiał swój dom.

- Zawsze mieszkałem w bloku, więc wasz dom jest ogromny - odezwał się Styles, kiedy wysiedli z samochodu. 

- Kiedy masz duże rodzeństwo, każdy chce mieć swój kąt. - Wzruszył ramionami, otwierając bagażnik i wyciągnął walizki.

- To będzie straszne - wyszeptał Harry, odbierając swoje rzeczy.

- Będzie, jeśli będziesz się tak trząsł ze strachu - zaśmiał się cicho Louis, łapiąc odruchowo jego dłoń w swoją, aby dodać mu otuchy. - Weź oddech i pomyśl, że to po prostu kilka gorszych kopi mnie.

Harry spojrzał na niego i po chwili uśmiechnął się lekko, na co Louis poczuł się o wiele lepiej.

- Gorszych? Myślę, że polubię ich szybciej niż ciebie. - Droczył się, kręcąc głową, na co szatyn aż otworzył oczy. - Chodźmy, zanim oni wyjdą po nas.

I tak zrobili. Oczywiście nie pukali, tylko do razu weszli, a Louis zawołał głośno, że już są, po czym usłyszeli kilka kroków na górze, jakieś piski oraz dźwięk naczyń z kuchni.

Poczuł wzrok Styles na sobie, ale uśmiechnął się lekko, ściągając ubrania zimowe, ale kiedy chciał odłożyć szalik, poczuł na swojej nodze dłonie, które ściskały go mocno.

- Ernest! - zawołał, uśmiechając się szeroko o podniósł chłopczyka, całując od razu jego czerwone od zabawy policzki. - Ty mały, rozrabiako!

- W końcu jesteś! Byłem mężczyzną, jak mówiłeś cały rok! - mówił chłopiec, łapiąc chłopaka za ramiona, na co szatyn uśmiechnął się szerzej.

- Wspaniale. Mikołaj będzie miał mnóstwo prezentów dla ciebie - powiedział, drapiąc jego nosek i po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu. - A wiesz, gdzie jest mama?

- Właśnie idzie, moi mężczyźni - odpowiedziała za najmłodszego kobieta w czarnej sukience z dekoltem w serek, na który opadały brązowe, proste włosy. - Jak zawsze spóźniony! - powiedziała, kręcąc głową, kiedy szatyn ściągał ze swojego ciała chłopczyka.

- Bo przywiozłem gościa. - Uśmiechnął się, odsuwając się lekko, aby jego mama zobaczyła Stylesa, który lekko chował się za nim, chociaż był wyższy.

Kobieta wyglądała na lekko zdziwioną, ale po chwili pokręciła głową i wyciągnęła dłoń przed siebie.

- Miło mi cię poznać...

- Harry - odpowiedział od razu brunet dość głośno, na co od razu odchrząknął i powtórzył swoje imię już w normalnym tonie. - Harry Styles. Miło mi panią poznać.

Jay uśmiechnęła się lekko, po czym spojrzała na swojego syna, kiedy ściskała lekko dłoń gościa.

- Nic nie słyszałam o żadnym Harrym. Masz coś do powiedzenia, synu? - Podniosła brew, na co Louis wywrócił oczami.

- Niedawno się poznaliśmy, ale miał spędzać święta w mieszkaniu, więc zabrałem go ze sobą. Myślałem, że się ucieszysz - powiedział, naciskając na ostatnie słowo, na co kobieta przytaknęła.

- Jestem i to bardzo. - Uśmiechnęła się, patrząc znowu na chłopaka. - Mam nadzieję, że jesteś przyzwyczajony do śpiewania i jedzenia naprawdę wielkich posiłków, bo obaj wyglądacie jak szkielety. Już do kuchni! - zawołała, łapiąc ich za ramiona i popchnęła lekko wgłąb domu, na co Styles spojrzał na szatyna, nie wiedząc, co robić. - Pójdę po resztę i zjemy wszyscy późne śniadanie. Louis! Zrób herbatę - zawołała, wchodząc już na schody na górę.

- Słyszałeś. Idziemy do kuchni - powiedział Louis, łapiąc delikatnie ramię chłopaka i poprowadził go do jasnej kuchni, w której znajdowała się masa ozdób świątecznych i pachniało pomarańczą oraz cynamonem.

- Piękny dom - mruknął Styles, rozglądając się dookoła.

- Przepraszam za mamę. Jeśli w którymś momencie będziesz chciał wyjść na chwilę, daj mi znać. Znajdziemy jakiś pretekst - powiedział Louis, podchodząc do kuchenki, aby nastawić wodę.

- Jest... dobrze. Chociaż chętnie przebrałbym się, bo twoja mama wyglądała...

- Elegancko? - spytał Louis, chcąc mu pomóc, na co chłopak przytaknął głową, podchodząc do niego, aby nie stać na środku kuchni. - Zobaczysz, dziewczynki przyjdą w jakichś sukienkach z bałwanami, Ernest zostanie w bluzce i w dżinsach, a starsze pewnie właśnie zmieniają ubrania, bo dowiedziały się, że kogoś przyprowadziłem. Naprawdę, nie musisz się stroić - powiedział, kręcąc głową, po czym przeczesał swoje włosy.

Harry spojrzał na niego lekko niepewnie, ale przecież miało być to tylko późne śniadanie, więc chyba nie powinien aż tak się stresować. Dlatego wziął głęboki oddech i przytaknął głową.

- W porządku. Dziękuję - powiedział cicho, opierając się lekko ramieniem o to Tomlinsona.

Louis wyciągał dzbanek, ale i tak położył delikatnie dłoń na jego biodrze i ścisnął je lekko.

- Dobrze sobie radzisz, Harry. Wystarczy, że pozbędziesz się tego grymasu z twarzy i zastąpisz go takim uśmiechem, a będzie po wszystkim - mówił, odkładając naczynie i szturchnął go biodrem.

Harry otworzył usta, aby zaprzeczyć na temat grymasu, ale w tej samej chwili usłyszeli piski oraz imię szatyna, na co odsunął się, aby dać rodzeństwu przywitać się z bratem. Obserwował, jak najmłodsze uczepiły się jego nóg, a te starsze uścisnęły go mocno, przez co ten udawał, że się dusi, na co brunet wywrócił oczami.

- Spokojnie, będziecie mnie mieć przez trzy dni - mówił starszy, śmiejąc się cicho, ale sam odwzajemniał uściski, składając na głowach dziewczyn kilka pocałunków, przez co Harry odwrócił wzrok, aby nie przeszkadzać w tak rodzinnym momencie.

- A ty? Kim jesteś? - spytała najmłodsza dziewczynka, który wydostała się z uścisku i podeszła do Stylesa, patrząc na niego swoimi wielkimi oczami, a rude włosy opadły na jej czoło.

- Um... Ja, ja jestem Harry - powiedział brunet, uśmiechając się zdenerwowany. - Twoje włosy za chwilę wpadną ci do oczu. - Dodał po chwili, kiedy dziewczynka kiwała głową.

- Harry? - spytała jedna ze starszych sióstr, kiedy w końcu wszyscy odsunęli się od Louisa. - Miło cię poznać. Musisz być pokręcony, jeśli chcesz spędzać z nami święta - powiedziała, kręcąc głową, ale w jej głosie był słyszalny.

- Coś w tym stylu - odpowiedział brunet, prostując się, ale nie odpowiedział w żaden sposób na spojrzenie Louisa. - Miło mi was w końcu poznać - mówił, wyciągając do wszystkich dłoń, ale zamiast tego Lottie pociągnęła go do uścisku, na co od razu spiął się, co musiała wyczuć, bo od razu się odsunęła, a jej twarz zarumieniła się z zawstydzenia.

- Ja...

- Może przygotujecie stół? A my skończymy robić herbatę. - Przerwał jej Louis, podchodząc do bruneta. - Już zmykać!

- Ale ja też chcę się poprzytulać! - zawołała jedna z bliźniaczek.

- Obiecuję przytulańce, jak tylko odpoczniemy po jeździe. A teraz sio - zwołał szatyn, uśmiechając się szeroko, po czym naprawdę wygonił rodzeństwo do jadalni. - W porządku? - spytał cicho, Harry'ego.

- Zróbmy herbatę - odpowiedział tylko, obracając się do blatu, na co starszy westchnął, ale kiwnął głową.

***

Śniadanie minęło w miłej atmosferze, bo Jay i Dan ciągle musiały odpowiadać na pytania, kiedy będą mogli otworzyć prezenty i czy naprawdę muszą czekać na tort Louisa do obiadu. Szatyn czuł na sobie zaniepokojony wzrok Stylesa na wieść o urodzinach, ale ścisnął delikatnie jego dłoń pod stołem i powiedział, że naprawdę muszą czekać, bo inaczej Mikołaj odbierze prezenty w nocy, na co jego rodzice podziękowali mu niemo.

Fizzy i Lottie co jakiś czas zagadywały Harry'ego, ale robiły to na tyle delikatnie, że chłopak czuł się komfortowo i sam zadawał im pytania o szkołę, czy plany na sylwestra, co im całkowicie wystarczało. Louis miał całkowitą rację w tym, że zielonooki naprawdę nie będzie musiał robić zbyt wiele.

Najgorszy moment przyszedł, kiedy bliźniaki chciały iść do szatyna, aby usiąść mu na kolanach, ale były już na tyle duże, że nie mogły zmieścić się tam we dwójkę, dlatego Ernest spojrzał prosząco na Stylesa, który siedział obok jego brata.

- Ernest, pobawisz się z bratem przy choince - zaczęła mówić mama szatyna, ale Harry przerwał jej, odsuwając się od stołu.

- Nie, może usiąść na moim miejscu. I tak muszę skorzystać z toalety - powiedział, wstając, po czym podniósł chłopca i posadził go na swoim miejscu i przybliżył do stołu.

- Ciągle prosto, pierwsze drzwi po prawej, Harry - poinstruowała go Jay, uśmiechając się miękko i wróciła do zbierania talerzy.

- Dziękuję - szepnął, po czym odszedł, chociaż Louis ciągle posyłał mu lekko zaniepokojone spojrzenia.

Jednak jego uwaga została przykuta po chwili przez Doris, która zaczęła bawić się jego swetrem i opowiadała o swoim przedszkolu oraz koleżankach, których szatyn nie miał okazji pomóc.

- Możecie iść po prezenty, dzieciaki - powiedział w którymś momencie Dan, na co najmłodsi od razu zeszli z krzeseł i pobiegli do salonu, aby znaleźć swoje prezenty pod wielką choinką.

Louis westchnął cicho z ulgi, bo dzieciaki naprawdę urosły od ostatniej chwili, kiedy się widzieli i trzymacie ich na zmianę na kolanach powoli stało się uciążliwe.

Wstał z krzesła i w końcu rozejrzał się dookoła, orientując się, że Styles nie wrócił jeszcze z łazienki, na co westchnął cicho, po czym ruszył do łazienki.

- Harry? - spytał cicho, pukając do drzwi, za którymi usłyszał szmer i przekręcenie kluczyka, więc odsunął się od drewna.

- Przepraszam, że tak długo, ale musiałem wziąć leki - odpowiedział równie cicho chłopak, zaczesując swoje włosy do tyłu, po czym spojrzał na szatyna. - Nie chciałem nikogo niepokoić.

Louis spojrzał na niego, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno wszystko z nim w porządku, ale przecież to tylko leki, które brunet brał pewnie od zawsze i nie powinien być aż tak przewrażliwiony.

- Nic się nie stało. - Pokręcił głową, uśmiechając się uspokojony. - Dzieciaki oglądają prezenty...

- Nic dla nich nie mam. - Zauważył brunet, niepokojąc się.

- To nic. Już i tak sporo dostały - zaśmiał się starszy. - Chodźmy pod choinkę. Moja mama robi najlepsze pierniczki... - mówił, obracając się do salonu, ale zatrzymała go dłoń na jego ramieniu, więc spojrzał jeszcze raz na bruneta.

- Cieszę się, że mnie tu zabrałeś - przyznał cicho, na co Louis poczuł ciepło i ścisnął jego dłoń na swoim ramieniu, czując, że Harry naprawdę miał to na myśli.

- Poczekaj, aż moja mama zacznie przesłuchanie. A teraz pod choinkę - zaśmiał się, łapiąc go za dłoń i poprowadził do salonu.

***

Kilka następnych godzin spędzili w salonie na kanapie lub na dywanie, bawiąc się to nowymi zabawkami dzieciaków, to rozmawiając o świętach o tym, co przydarzyło się szatynowi od ostatniego pobytu w domu, aż zaczęli oglądać świąteczne bajki.

Widać było zainteresowanie Harrym, bo siostry Louisa ciągle siedziały obok niego, a Dan również zadał mu kilka pytań, ale z jakiegoś powodu Louis wiedział, że jego rodzina starała się być delikatna, jakby naprawdę wiedzieli, że brunet nie lubi być zbytnio dotykany, czy rozpraszany przez dużą ilość osób i nie mógł poczuć się dumniejszy i spokojniejszy niż właśnie w tym momencie, oglądając bruneta obok swojej rodziny.

Oczywiście w międzyczasie musiał zdmuchnąć świeczki na torcie, z czego nie był zadowolony, narzekając jak stary był, ale Ernest i Doris szybko powiedziały mu, że oni za niedługo kończą sześć lat i co oni mają powiedzieć, przez co rozśmieszyli wszystkich.

Dostał kilka prezentów, ale skorzystał na razie tylko z tego, który był puszystym kocem, bo wolała je otworzyć w mieszkaniu lub w pokoju, bo inaczej dzieciaki za chwilę porwałyby papier na strzępy i jego mama chyba by go zabiła, a naprawdę chciał wrócić do Londynu.

Ta miała do niego jednak całkowicie inne plany, ponieważ kiedy każdy dostał swój kawałek tortu, pociągnęła go ze sobą, aby pomógł jej z napojami, bo tort był naprawdę słodki.

- Więc Harry, tak? - spytała cicho, nastawiając wodę na kawę i spojrzała na swojego syna z lekkim uśmiechem, który mówił, że wie, co się tutaj dzieje.

Louis chciał powiedzieć, że tak naprawdę nie miała o niczym pojęcia, ale jednak wolał nie wyprowadzać ją z błędu, bo nie chciał jeszcze się spowiadać.

- Mamo, to tylko Harry. Nie jesteśmy jeszcze razem - odpowiedział, wzdychając i oparł się o blat kuchenny biodrem.

- Ale ja nic nie mówię. Chodzi mi o to, że naprawdę cieszę się, że kogoś przywiozłeś - odpowiedziała spokojnie, zaczynając wyciągać soki z lodówki, bo doskonale wiedziała, jakie były ulubione jej dzieci. - Jest spokojny, wygląda na uczynnego, ale jednak... - zacięła się, patrząc to na sok, to na Louisa. - Jest lekko przygaszony. I Lottie mówiła, że chyba nie lubi być dotykany. Czy coś się stało przed świętami?

Spojrzał na swoją mamę, a potem odnotował w pamięci, aby mieć oko na swoje rodzeństwo.

- Harry po prostu nie jest przyzwyczajony do bliskości, to wszystko. Ma tylko mamę, więc jego święta zawsze były ciche... Musi się przyzwyczaić - odpowiedział, uśmiechając się lekko, mając tak naprawdę nadzieję, że jego mama naprawdę przestanie pytać.

Jay podeszła do niego i położyła dłoń na jego policzku, na co spiął się nieznacznie, ale po chwili rozluźnił, wtulając się w jej palce. Wiedział, że ta kobieta tak naprawdę znała go o wiele lepiej niż on sam siebie, ale po prostu musiała dać mu czas, aby mogli porozmawiać o tym od początku do końaa i naprawdę wierzył w to, że zrozumie i spędzą te święta w taki sposób, aby Harry poczuł się tutaj jak w domu.

- Po prostu chcę dla ciebie jak najlepiej, słońce. Jeśli jesteś szczęśliwy, to ja też... - wyszeptała lekko melancholijnym tonem, na co szatyn otworzył oczy i spojrzał w te należące do matki i przełknął cicho ślinę.

- Nie musisz się martwić. Wszystko jest dobrze i myślę, że w przyszłości będzie jeszcze lepiej - odpowiedział pewnie, chwytając jej dłoń i pocałował jej ciepły policzek. - Wesołych świąt, mamo.

- Sto lat, kochanie.

***

- Uwielbiam Grincha - powiedział do Harry'ego, kiedy w końcu po obiedzie usiedli na kanapie, aby odpocząć.

Co roku siadali właśnie w tym miejscu, oglądając filmy, patrząc, jak za oknem robi się ciemno i widać oświetlone budynki sąsiadów. Louis sam nie wiedział, ale a tamtej chwili poczuł się tak spokojny, jak jeszcze nigdy, kiedy czuł ciepło kominka, który rozpalił Dan, ciało swojej siostry po lewej, a po prawej Harry'ego, który chyba przez jakieś pięć minut próbował ułożyć się wygodnie pod nowym kocem szatyna.

- Wolę Kevina - odpowiedział cicho Harry, opierając policzek o kanapę, aby patrzeć w ekran, na którym zaczynał pokazywać się obraz.- Bajki są dla dzieci.

- Jestem starszy - odpowiedział, dźgając lekko jego bok, na co ten spojrzał na niego, podnosząc brew.

- Widzę.

- Droczysz się. - Zauważył, uśmiechając się, po czym spojrzał na niego i w końcu objął go delikatnie ramieniem, kiedy Dan zgasił światła. - To w porządku? - spytał cicho, masując ramię młodszego.

- Trochę za gorąco, ale poradzę sobie - odpowiedział po chwili, patrząc znowu swoimi zielonymi oczami na telewizor. - Nie złożyłem ci życzeń...

- Nie musisz tego robić. To tylko urodziny. - Przerwał mu, na co Styles spojrzał na niego z miną, która mówiła jego niezadowolenia.

- Ale i święta, a sam mówiłeś, że to ważny czas dla ciebie...

- No dobrze, dobrze, już składaj te życzenia - zaśmiał się cicho, kręcąc głową.

Harry zgromił go spojrzeniem i pokręcił głową.

- Oglądaj film, Louis. - Westchnął, nie patrząc już na niego, ale ułożył delikatnie głowę na jego ramieniu, więc szatyn zrobił to, o co poprosił go brunet.

Siedzieli tak lekko wtuleni w siebie, ale nie robili nic więcej oprócz picia herbaty i czasami wymieniania kilku komentarzy z innymi domownikami. Kiedy zrobiło się późno, dzieciaki poszły spać, a do drzwi zaczęli pukać sąsiedzi, którzy przeważnie zbierali się w domu Tomlinsonów około dwudziestej pierwszej.

Louis nie chciał wystawiać Harry'ego na stres poznawania ludzi, których już pewnie nigdy nie zobaczy, więc złapał go delikatnie za ramię i wyprowadził z salonu, wiedząc, że za chwilę zrobi się tutaj tłoczno.

- Jesteś zmęczony? - spytał, zabierając jeszcze butelkę wody z kuchni, aby rano nie musieli narzekać.

- Trochę - odpowiedział Harry, patrząc na niego. - To był ciężki dzień... I noc.

Louis spojrzał na niego i przytaknął.

- Dan wziął nasze bagaże do mojego pokoju, więc możemy już tam iść. Mam ochotę na gorący prysznic - odpowiedział, pokazując na schody.

- Tak, ja też. Czuję, jak śmierdzę - szepnął Harry, uśmiechając się lekko, aż jego dołeczki ukazały się na policzkach, przez co Louis sam uśmiechnął się szerzej.

Zaprowadził ich korytarzem na koniec domu i otworzył chłopakowi czarne drzwi do pokoju.

Nie był duży, ale miał dwuosobowe łóżko, szafę, na której naklejone były naklejki z jego ulubionego serialu, kiedy był jeszcze nastolatkiem oraz biurko z lampką. Na ścianach znajdowały się zdjęcia ze znajomymi, z którymi już rzadko rozmawiał, ale starał się nie stracić kontaktu, ale było też kilka z Olivią oraz Niallem i jego narzeczoną.

Harry wszedł pierwszy, po czym rozejrzał się, zostawiając wzrok najdłużej na łóżku, na co Louis zmarszczył brwi, ale po chwili zrozumiał, o czym mógł myśleć młodszy.

- Podzielimy łóżko na pół? - spytał, zamykając za sobą drzwi, po czym spojrzał na chłopaka.

- Spaliśmy już razem... Nie przeszkadza mi to - odpowiedział, kręcąc głową i obrócił się do Louisa. - Chyba, że ty...

- Nie! - odpowiedział od razu, czując, jak jego twarz czerwieni się lekko. - Nie przeszkadza...

Przez chwilę stali w ciszy, patrząc na siebie, ale Harry w końcu odwrócił wzrok, patrząc na ich torby, które znajdowały się obok łóżka.

- Pokażesz mi, gdzie jest łazienka? Naprawdę potrzebuję prysznica.

I Louis to zrobił, pokazując mu, gdzie znajdzie wszystkie potrzebne rzeczy, po czym wrócił do pokoju i opadł na swoje łóżko, zakrywając twarz dłońmi, kiedy tylko przebrał się w spodnie od pidżamy oraz podkoszulek, bo nie miał siły na prysznic, a przecież brał go dzisiaj rano.

Przecież wiedział, że będą musieli spać razem, a jednak z jakiegoś powodu myśl, że spędzi całą noc z Harrym, powodowała, że trudno mu było myśleć o czymś innym. Sam nie wiedział do końca, co czuł do bruneta i w jaki sposób chciał to poprowadzić dalej, ale nie chciał naciskać na niego w żaden sposób, bo tak naprawdę nie miał nawet pewności, czy Styles kiedykolwiek dzielił się z intymnością z kimkolwiek... Nawet nie mógł stwierdzić, czy chłopak był do końca gejem, a może nigdy się nad tym nie zastanawiał? Czy kiedykolwiek się całował?

Louis poczuł, jak jego serce przyspieszało na myśl o tym, że mógłby pocałować Harry'ego.

Harry'ego, który jeszcze kilka tygodni temu był tylko frustrującym sąsiadem, który nie dał się dotknąć, a teraz mieli spędzić razem noc...

- Chyba się znowu zamyślałeś - odezwał się chłopak, kiedy bezszelestnie pojawił się w pokoju.

Szatyn podniósł się do siadu i spojrzał na chłopaka ubranego w dresy i czarny podkoszulek; jego włosy były mokre i wydawały się dłuższe przez to, że były proste.

- To był po prostu długi dzień. Pójdę tylko umyć zęby i wracam. Wybierz stronę, po której śpisz.

I zniknął szybko, aby nie zaczerwienić się jeszcze bardziej, jakby Harry mógł odgadnąć, o czym myślał. Było to niedorzeczne i szczeniackie, ale Louis po prostu musiał chwilę pobyć sam, aby to wszystko sobie poukładać. Tak, naprawdę tego potrzebował.

Więc kiedy wrócił już do pokoju z mniej czerwonymi policzkami, zagasił od razu światło, widząc Stylesa pod kołdrą po prawej stronie i sam wszedł pod kołdrę od lewej, układając się twarzą do bruneta.

- Wszystko w porządku, Harry? - spytał cicho, patrząc w zielone oczy, kiedy jego własne przyzwyczaiły się do ciemności.

- Tak, jest w porządku... Po prostu poprzednią noc ciągle myślałem, że będę się tutaj czuł tak okropnie, a było naprawdę dobrze, Louis - odpowiedział cicho, a jego głos brzmiał na lekko zduszony.

Szatyn zdołał wypuścić tylko ciche och, zanim nie ułożył dłoni na policzku bruneta.

- Cieszę się, że nie musiałeś się do niczego zmuszać - odpowiedział szczerze, czując ulgę.

- Było kilka momentów, kiedy czułem się przytłoczony, ale byłeś obok i to mnie uspokajało. Dziękuję.

Chyba pierwszy raz tak szczerze rozmawiali o tym, jakie Harry napotyka problemy w czasie zwykłego dnia, ale szatyn nie mógł poczuć większej dumy, słysząc to, że Harry chciał to robić, bo on był przy nim. Nigdy nie przyznałby tego, że mógłby się stać kimś tak ważnym.

- Nie musisz, to tylko przyjemność - wyszeptał, uśmiechając się lekko i przybliżył się do bruneta, czując lepiej jego własne ciepło.

Leżeli chwilę w ciszy, słuchając tylko swoich oddechów, ale szatyn z jakiegoś powodu wiedział, że Harry właśnie tego teraz potrzebował - ciszy i spokoju, aby poukładać sobie rzeczy w głowie. A on mógł mu to wszystko dać, jeśli znaczyłoby to, że poczuje się jeszcze lepiej.

- Mogę cię przytulić? - usłyszał pytanie, na co otworzył oczy.

- Jeśli potrzebujesz, mogę...

- Nie - przerwał mu od razu. - Ja chcę. Louis, ja nigdy nie... Nie spałem z nikim całej nocy, nigdy nie... Nie miałem nad czymś kontroli. I ja nie chcę traktować cię jak rzecz, przysięgam, po prostu chcę wiedzieć, że robię coś dla ciebie.

- Harry - wyszeptał miękko, łapiąc jego dłoń, która leżała pomiędzy nimi. - Nawet nie wiesz, ile już robisz dla mnie. Jeśli chcesz być bliżej, zrób to.

To trwało kilka sekund, zanim Louis czuł ramiona wokół siebie, a część jego klatki piersiowej znajdowała się na tej bruneta, na co uśmiechnął się lekko i położył twarz przy tej chłopaka.

- Mogę ci zadać pytanie? - spytał, patrząc w szyję chłopaka, ale zauważył, że ten kiwnął głową, chyba nie chcąc na razie się odzywać, będąc myślami przy tym, że odważył się poprosić pierwszy raz o bliskość. - Czy ty... Miałeś kiedyś kogoś?

Poczuł, jak serce Harry'ego jakby zabiło mocniej lub to po prostu jego mocniejszy oddech, na co szatyn od razu pożałował swojego pytania i już się spodziewał, że brunet puści go i odwróci w drugą stronę, ale ten wziął jeszcze jeden oddech, aby chyba wziąć się w garść.

- Cóż, gdy się choruje, zapomina się o tym, że można kogoś mieć... Nikt mi nie pokazał chociaż części tego, co ty. Czy to źle? - spytał nagle, na co Louis podniósł się na łokciu i spojrzał w zielone oczy, czując prawie żółć w ustach.

- Harry! Nie waż się tak mówić. Rozumiem, że bałeś się życia z kimś, kiedy chorujesz, ale to na pewno cię nie skreśla... Nie skreślam cię, jeśli tego się boisz.

- A jeśli boję się, że ja... Ja nie... Nigdy... Wtedy w samochodzie powiedziałeś, że się nie określasz, a jeśli ja nie...

Louis chyba pierwszy raz usłyszał, jak Harry Styles gubił się w swoich włosach i na pewno nie czuł z tego dumy, a lekki wstyd, że do tego doprowadził, bo doskonale wiedział, o czym mówił.

- Powiedziałeś, że chcesz spróbować. I spróbujemy, a jeśli po drodze stwierdzisz, że... nie podobam ci się w ten sposób, zaakceptuję to. Przysięgam. Nie martw się o to - odpowiedział stanowczo.

- Nie chcę cię stracić, bo ja nie będę mógł...

Słyszał w jego głosie, że jeszcze chwila i skończy się to kolejnym załamaniem, dlatego wziął jego dłoń w swoje i przyłożył do ust.

- Harry Stylesie. Jeśli cię w sobie nie rozkocham, tak jak ty robisz to w tej chwili, to naprawdę... Straciłem szansę na niebo.

***

I jak wam się podobało? Mam nadzieję, że zostawicie jakiś komentarz po sobie, bo jestem ciekawa, czy spodobał wam się ten rozdział <3

Worldisinlove!

Ps. Piosenka: Alec Benjamin - If I kill someone for you.

Continue Reading

You'll Also Like

737K 27.1K 102
The story is about the little girl who has 7 older brothers, honestly, 7 overprotective brothers!! It's a series by the way!!! 😂💜 my first fanfic...
1M 64.7K 119
Kira Kokoa was a completely normal girl... At least that's what she wants you to believe. A brilliant mind-reader that's been masquerading as quirkle...
906K 20.8K 49
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that.
34.7M 958K 104
"I have been watching you for a while now, my love" he whispered darkly in my ear. "Why are you doing this to me" I squeaked, earning a low chu...