Coś więcej| Geralt x Jaskier

By Mooramo

60K 5.4K 3.7K

|Zakończone| ,,Teraz to ja uratuję ciebie,, U Jaskra zjawia się ranny Geralt, a bard jest zmotywowany, by zro... More

1/11
2/11
3/11
4/11
5/11
6/11
8/11
9/11
10/11
11/11

7/11

7.7K 586 1K
By Mooramo

Szczególne podziękowania dla PolishBlaze, Emildav6 i jessicarabbit098 ♥️😘

. . .

- Yennefer z Vengerbergu. - Odezwał się Leon, kiedy Jaskier opuścił spojrzenie na swoje buty.

Nie wytrzymał walki na dominację z fioletowymi tęczówkami, przeszytymi odrazą i kpiną, a może nawet czystą nienawiścią. Nigdy wcześniej nie okazywała mu tak jawnie swojej niechęci. Teraz, kiedy Geralt ponownie nie mógł stanąć w jego obronie i utemperować jej kipiącej wściekłości, znów czuł się jak mały, zagubiony chłopiec.

- Leon znikąd, a ty co tu robisz? - Odwróciła się w stronę Wampira. Zapach bzu i agrestu natychmiast uniósł się w powietrzu, kiedy poruszyła długimi pasmami włosów. W jej oczach tańczyła irytacja, ale i zainteresowanie. Jaskier nie spodziewał się, że będą się znali.

- Pomagałem wyleczyć twojego przyjaciela. Nie musiałaś się fatygować, jest w dobrym stanie.

- Nie jesteś osobą, która ma jakiekolwiek prawo, do mówienia mi co mogę, a czego nie mogę. - Rzuciła komentarzem, zamykając mu usta.

Chciała wrócić do poprzedniej konwersacji, ale Leon postąpił krok w przód.

- A ty masz prawo wchodzić tu jak do siebie i oskarżać Jaskra o takie obrzydliwe niedorzeczności?

Bard otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Wampir stanął po jego stronie i narażał się na gniew jednej z Czarodziejek, których tak bardzo nie szanował.

- Chyba się przesłyszałam. Nie przypominam sobie, żebym prosiła cię o opinię w tej sprawie, ani o leczenie Geralta. Mogłeś mu zaszkodzić, jad Turkana to wyjątkowo zdradliwa trucizna, która reaguje z...

- Z tkanką miękką i białymi płytkami krwi, dobrze o tym wiem. Lepiej niż ty moja droga. To ja leczę ludzi od setek lat.

- Z tym, że Geralt nie jest pierwszym lepszym chłopem z wysypką, zatruciem pokarmowym, albo kacem! Wszedłeś na niebezpieczne tereny, Wampirze, wtrącasz się w nie swoje sprawy i próbujesz zgrywać znawcę, ale pamiętaj, ile zawdzięczasz Loży czarodziejek. - Przymrużyła oczy i intensywnie wpatrywała się w ciemne oczy Wampira, jakby chciała mu telepatycznie przekazać pewne wspomnienia. Złe wspomnienia.

- Niczego wam nie zawdzięczam, to wy macie kompleks wielkości. Jeśli chcesz wiedzieć, to Jaskier wypruwał sobie wnętrzności, żeby przywrócić Wiedźmina do zdrowia. Podróżował sam, był atakowany, nagabywany, grożono mu, ale się nie poddał. Znalazł mnie, składniki, wybrnął z najtrudniejszych sytuacji. Zaufał temu, komu powinien. Jak widać, dobrze, że nie byłaś to ty. - Ostatnie słowa wypowiedział nadal spokojnie, ale przez lekko zaciśnięte zęby.

Ciri spojrzała na Jaskra, na jej twarzy malowało się zdziwienie, ale i podziw. Nigdy nie pomyślałby, że niepozorny bard jest w stanie zrobić coś tak heroicznego.

Czarodziejka poruszając wyzywająco biodrami, zrobiła kilka kroków w jego stronę.

- Yen, nie daj się sprowokować, nie czas na to. - Chciała zatrzymać ją Ciri, ale ta nie reagowała. Jaskier nadal nie mógł otrząsnąć się z szoku, a każde słowo wypowiedziane przez Leona jeszcze bardziej miażdżyło go od środka. Wampir kłamał, nie zrobił tak wiele, nie był odważny, liczyło się tylko uratowanie Geralta. Mógł zrobić więcej, starać się bardziej, sprowadzić tu Yennefer i nie narażać więcej Geralta na długie czekanie, wątpliwą pomoc Enid, leczenie przez Wampira, który kilkanaście godzin wcześniej miał w oczach mord i zew krwi. Miała rację, ale z drugiej strony udało się. Życiu Wiedźmina nie zagrażało niebezpieczeństwo. Okrężną drogą, ale jednak dotarł do celu. Dlaczego nie mogła tego pojąć?

- Uważaj na słowa. - Wysyczała. - Nikt bardziej niż ja nie może zaszkodzić ci, jako istocie nieludzkiej.

- Sama nie jesteś człowiekiem. - Nie złamał się pod naporem ciemnej klątwy zawartej w jej słowach i czystej nienawiści w oczach. - Jesteśmy na takiej samej pozycji. Dobrze wiesz, że pociągnę cię za sobą na dno. Nie mam sentymentu do czarodziejek.

- Spróbuj, zobaczymy, kto ma większe plecy.

- Tym ci nie dorównam, to oczywiste. Musiałbym do jutra wejść do łóżka połowie Królewskiej rady.

Płomyki świec przygasły, a w pokoju zapanowała dziwna atmosfera. Zrobiło się chłodniej, powietrze przecinały fale delikatnego nasilania, magia aż wylewała się z ciała Yennefer. Fioletowe iskry zatańczyły między jej palcami.

- Twoje sztuczki mnie nie przestraszą. - Leon nie ugiął się, chociaż wiedział, że Yennefer może zrobić mu krzywdę, jeśli się uprze.

Nie miałaby tylko mocy, aby go zabić, bo Wampira wyższego, może zabić jedynie inny Wampir z tego gatunku. Czarodziejka umiała zgrabnie obchodzić takie przepisy, te pisane przez samą naturę również. Poważne okaleczenia i mieszanie w psychice to czasem kara większa niż sama śmierć.

- Nie nazywaj mojej magii sztuczkami, te mogą co najwyżej rozweselić, ja mam zupełnie inny zamiar. - Wysyczała cwaniackim tonem.

- Spróbuj, przekonamy się, czy magia pokona rozum.

Yennefer zacisnęła wargi w cieniutką linię, do momentu aż pobielały, nawet spod warstwy szminki.

- Proszę, przestańcie. - Jaskier pojawił się między ich zajadłymi postawami.
Nie obawiał się o magię i siłę jaką dysponowali. Jaki był sens tej kłótni? Geralt żył, nieważne kto przyczynił się do jego powrotu do zdrowia. Zarówno jemu, jak i Yennefer i Ciri zależało na tym samym człowieku, a Leon poświęcił swój czas, nerwy i zdrowie dla tej sprawy. Każdy z nich miał w niej swój udział. - Naprawdę musimy stawać przeciwko sobie z takiego powodu?

- Tu już nie chodzi o Wiedźmina. - Powiedział Leon.

- Absolutnie nie chodzi o Geralta. - Zawtórowała mu Yen.

- W takim razie proszę natychmiast opuścić mój dom i kontynuować swoje sprzeczki na zewnątrz! - Zareagował złością.

- Licz się ze słowami! - Pogroziła mu i już otwierała usta do dalszej reprymendy.

- Nie, to ty się licz ze słowami! Nie mam się za bohatera, zrobiłem to co należało zrobić. Geralt wyzdrowieje i czy ci się to podoba, czy nie, nie miałaś w tym bezpośredniego udziału. Nie wyżywaj się na mnie za to, że raz udało mi się zrobić coś dobrze bez twojej, ani jego pomocy. Nie oczekuję, że będziesz mi za to dziękować, ani że docenisz cokolwiek, co zrobiłem, żeby się udało, ale przynajmniej nie wprowadzaj tu swojego terroru! Nie jesteś w loży, ani na dworze Emhyra.

Yennefer zmarszczyła brwi i ponownie zacisnęła zęby. Przez całą wypowiedź Jaskra wyglądała jak zaklęta w rzeźbę, a wszystkie kolory odpłynęły z jej twarzy. Nie przejęła się, po prostu pierwszy raz od kiedy tylko się poznali, postanowiła dać spokój.

- Yen, Jaskier, obudził się. - Usłyszeli dobiegający spoza toczących się zajadłości głos Ciri.

Yennefer minęła Jaskra i przykucnęła obok łóżka.

- Geralt, poznajesz mnie? - Zapytała diametralnie odmiennym głosem. Spuściła z tonu, ciężko było poznać, że to ta sama czarodziejka.

- Yen, co ty tu robisz?

- Jak to co idioto? Przyjechałyśmy z Ciri, żeby ci pomóc i sprawdzić jak sobie radzisz z chorobą.

Białowłosa pogładziła go po policzku i uśmiechnęła się szczerze. Geralt po raz pierwszy od wielu dni wydawał się w końcu komunikować, uśmiechnął się delikatnie do przyszywanej córki i odwzajemnił uścisk dłoni Yennefer. Wyglądali jak rodzina, jak prawdziwa, szczęśliwa rodzina.

Jaskier do niej nie przynależał. Gdzieś w głębi serca czuł ukłucie, ale dużo bardziej chłonęło spokój tej chwili oraz widok żywego Geralta, który już niedługo stanie na nogi i ponownie ruszy w drogę. Zostawi Yen, Ciri, jego i jak zwykle wybierze samotność. W tej chwili liczyła się rodzina, w kolejnej wolność, dobry zarobek, sztuka, święty spokój. Każdy szukał swojego szczęścia.

Szczęście Jaskra i Geralta stanowiło przeciwne bieguny, choć miało w sobie pierwiastek ich więzi. Wcześniej Jaskrowi wydawało się, że pragnie Wiedźmina dla siebie, teraz już wiedział, że chodzi o coś z goła innego. Czasami człowiek nie potrafi szukać szczęścia w sobie, często bywa tak, że znajduje je w drugim człowieku. Potrzeby ukochanej osoby stawia się na pierwszym miejscu, jej radość staje się twoją radością, jej sukces twoim sukcesem. I choć sami tkwimy w miejscu, a nasze serce z każdym dniem bije coraz wolniej, to jedno spojrzenie na szczęście drogiej osoby sprawia, że wracamy do życia, nieważne, czy mamy w tym szczęściu swój udział.

Jaskier chyba właśnie się tego nauczył. Nie potraktował dłoni Leona na ramieniu jako pociesznie. Po co pocieszać kogoś, kto jest tak bezgranicznie szczęśliwy?

. . . 

4 miesiące później

- Pragnę zaznaczyć, że twoja konkluzja a propos ostatniego utworu jest błędna. Cały sens opierał się na walce z głupotą jako metaforą choroby, której tak samo nie widać, a próbujemy ją zwalczyć. - Powiedział Jaskier do Szprotki. Koń parsknął ponownie nie akceptując jego argumentów. - Co ty możesz wiedzieć jako koń? Nie umiesz wczuć się w sztukę, Szprotka, jesteś jak ci wszyscy ciemni ludzie, którzy niczym zbłąkani pijący próbują odnaleźć drogę do domu, gdzie żona z wałkiem do ciasta czeka z niemiłą niespodzianką. A właściwie, to masz żonę, Szprotka?

Koń pomachał ogonem i obrócił się, prawie uderzając go włosiem w twarz.

- Ta, ja też nie. Kobiety to nasi najwięksi wrogowie i słabości w jednym, nie przeżyłbym takiej codziennej skrajności.

Siedział wzdłuż szerokiego pnia zwalonego drzewa, które kilka dni wcześniej przewróciło się za jego domem. Nie mógł odżałować starego dębu, ale co poradzisz. Wszystko ma swój kres.

Często przyprowadzał tu Szprotkę, bo trawa obrastająca zagajnik była wyjątkowo soczysta i świeża, a Bernardowi nie przeszkadzało, że pożycza sobie towarzysza raz na jakiś czas. Przesiadywał wtedy z zajadającym zielone źdźbła koniem i opowiadał mu historie dni minionych. Enid twierdziła, że kompletnie psuje mu się w głowie, ale zbywał ją brzdąkaniem lutni i groźbą, że jeśli nie podobają jej się rozmowy z koniem, to zawsze może jej opowiadać swoje żale i niezwykle zajmujące historie. To ją uciszyło. Z resztą po tym jak wezwała Yennefer bez jego wiedzy stracił trochę zaufania, bo coś czuł, że zrobiła mu to na złość. Odebrał to jako zapłatę za doglądanie Geralta, a ona nie zaprzeczyła.

Słońce grzało przyjemnie i czuł się dziś wyjątkowo dobrze. Od czterech miesięcy nie słyszał żadnych wieści od Geralta i Yennefer. Tylko Ciri była u niego dwa tygodnie wcześniej, żeby wyciągnąć go siłą na festiwal dyni, gdzie objadali się ciastem i pili słodkie piwo do samego rana.

Wszystko wróciło na swoje miejsce. Został sam, za towarzysza mając jedynie nieodłączną lutnię i szum wiatru. Nie czuł już ani żalu do Geralta za to, że zniknął cztery miesiące wcześniej bez słowa pożegnania, ani gniewu na Yennefer, tylko kojącą nicość i zamknięty w niej spokój. Zapomniał jak trzy dni temu śniło mu się, że leży pośród błękitnych niezapominajek, a czyjeś ramiona obejmują go tkliwie i ze czcią. Mógł to być każdy, Jaskier żywił uczucia do dziesiątek osób. Kochał tylko jedną lecz nawet wyobrażenie nie mogło podarować mu tego zaszczytu. We śnie zobaczył jaśniejący pas mglistej smugi wysoko na niebie, a po obu jej stronach daleka ciemna przestrzeń upstrzona była gwiazdami. Oglądali je, tak jak sobie wymarzył i choć bez oporów mógł opowiadać co widzi w tworzących się w nich wzorach, milczał.

Zagrał kilka dźwięków nowej melodii, rozgrzewając palce do dalszego procesu twórczego. Ostatnimi czasy do głowy przychodziły mu tylko smutne melodie.

- Podoba ci się czy zbyt smutna? - Zapytał konia.

- Wiedziałem, że lubisz imitować moje zachowanie, ale rozmowa z koniem to mój osobisty sposób na samotność.

Jaskier zadrżał, słysząc za plecami głos. Kącik ust impulsywnie uniósł się ku górze i znów poczuł swoje obumierające serce. Palce zgubiły odpowiednie struny lutni. Nagle pojawił się stres związany ze spotkaniem go po tak długim czasie. Uda mu się przemóc i pokazać prawdziwe oblicze, czy powinien wrócić do swojej stałej maski?

Ciężkie kroki zbliżyły się, tak samo jak cztery podkute kopyta. Płotka ufnie podeszła do Szprotki, jakby oba konie znały się od lat. Chwilka zastanowienia, kilka głębszych oddechów i wypracowany do perfekcji uśmiech - tak zobaczył go Geralt, przysiadający się na pniu obok. Drzewo delikatnie zaskrzypiało pod jego ciężarem, jak zwykle nosił pełną zbroję, a na plecach tkwiły dwa miecze. Jaskier nie dał rady unieść jednego, teraz tym bardziej dziwiła go siła mięśni Wiedźmina.

- No wiesz, czym więcej samotności, tym większą tolerancję się nabywa. Szprotka może nie odpowiada, ale za to świetnie słucha. - Uśmiechnął się Jaskier.

- Szprotka, aż tak? - Zdziwił się.

Wyglądał już na zupełnie zdrowego, jedyną pamiątką po tamtym spotkaniu była dodatkowa szrama biegnąca od połowy grdyki, w bok, przez żuchwę, aż do policzka. Ale w porównaniu do tego jak zastał go w nocy cztery miesiące temu, zatrutego i ledwo żywego, teraz wydawał się okazem zdrowia. Blizny nie szpeciły oblicza Wiedźmina, każda była historią i dowodem ciężkiej walki, z której mało kto wyszedłby żyw.

- Tęskniłem... za Płotką. - Zawstydził się. - To dlatego.

- Tak bardzo brakowało ci jej towarzystwa, że znalazłeś zastępstwo? - Zapytał Geralt, patrząc na konie, które postanowiły jeść akurat tę samą kępkę trawy i delikatnie odpychały się, żeby dostać najlepsze źdźbła.

- Nikt jej nie zastąpi, to tylko potrzeba serca mnie popchnęła do nazwania tak mojego towarzysza. Chyba to nie problem?

- Hmm... - Wzruszył ramionami Geralt.

Przez kilka minut siedzieli w ciszy. Mimo, że nie wiedzieli się tak długo, nic nie krępowało tej chwili, było tak jak zawsze, jak dawniej, jak podczas wspólnych przygód, kiedy to obecność odgrywała główną rolę.

- Jak podróż? Masz jakieś nowe ekscytujące opowieści, które będę mógł zawrzeć w nowej balladzie i wyśpiewać ją, sławiąc twoje dobre imię? - Zapytał śmiało Jaskier.

- Nie potrzebuję, żeby ktoś sławił moje dobre imię na wiejskich festynach, ani gdziekolwiek indziej. - Wymruczał Geralt.

- To ja ci tu robię darmową rozgłośnię i zwabiam potencjalnych klientów, niczym wytrawny rybak na złotą nić, a ty nawet nie chcesz podzielić się materiałem, z którego będę tkał swoje dzieła? - Pobudził się Jaskier i opuścił nogi na ziemię, tak że zwisały, nie dosięgając ziemi, obok długich, stabilnie przyciśniętych do podłoża kończyn Wiedźmina.

- Jak zwykle przeceniasz wartość tych bzdur. - Stwierdził, zdejmując z pleców oba miecze. - Ale mogę coś opowiedzieć, o ile obiecasz, że nie zaśpiewasz o tym na żadnym festynie, ani w karczmie.

- Geralt! Toż to złoty interes, poza tym moja ostatnia ballada o groszu wzbudziła taką sensację na dożynkach, że nie mogłem odpędzić się od kobiet. Jedna dała mi pióro i poprosiła o podpis na biuście!

- Głupota ludzka nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

- No przyznaj, że wpadała w ucho. Grosza daj wiedźminowi....

- Błagam, nie zaczynaj. - Westchnął. - lepiej powiedz mi czy była tu ostatnio Yennefer.

Jaskier zamilkł, przerywając nucenie, a cały błogi nastrój rozbił się, niczym szklana karafka na wino.

- Nie. Ostatni raz widziałem ją wtedy, kiedy ciebie. Znowu się zgubiła? - Spytał odrobinę rozdrażniony. - Mam wrażenie, że pół życia spędzasz na jej szukaniu.

- Wiem, gdzie jest, chciałem tylko wiedzieć czy była tutaj.

- Nie, nie było jej. - Odparł zdziwiony Jaskier.

- Dobrze, wolałbym, żeby się tu nie pokazywała. - Oznajmił pełnym rozsądku tonem.

- Dlaczego? - Zdziwił się bard.

Doskonale znał odpowiedź i swoje uczucia względem Czarownicy, ale Geralt zdawał się nigdy nie dostrzegać jak niekomfortowo czuje się jej towarzystwie.

- Po tym jak zachowała się ostatnim razem, zakazałem jej z tobą rozmawiać.

- Z-zakazałeś?

- Na początku prosiłem, ale zachowywała się jakby coś ją opętało. Miałem tego dość. - Wyglądał, jakby z trudem przyznawał się do negatywnych uczuć względem Yen, jakby coś go blokowało.

- To źle mi z tym, że przeze mnie się pokłóciliście. - Powiedział zgodnie z prawdą.

- Daj spokój, kłótnie to byłaby nasza codzienność, gdybyśmy tę codzienność znieśli.

Po co być z kimś kogo trudno znieść, przy kim czuje się tylko złość i irytację - to powiedziałby, gdyby Geralt nie był zaślepiony urodą i aurą czarodziejki.

- Jaskier. - Zaczął Geralt ostrożnie. - Chciałem ci podziękować.

Bard struchlał, lutnia prawie wysunęła się z jego dłoni. Odłożył ją na bok, czekając czy Wiedźmin powie coś jeszcze. Od kiedy tylko poznali się w karczmie, Geralt nigdy nie powiedział dziękuję. Nie żeby miał jakoś specjalnie dużo okazji, bo Jaskier nie był bohaterem. Lecz nawet mimo nadarzającej się okazji usta Zabójcy potworów milczały, ukrywając wdzięczność. Jego zuchwałość bywała wręcz brawurowa, jakby uważał, iż przepraszanie nie przystoi komuś jego uosobieniu. Jaskier długo marzył o chwili uznania, a kiedy ona wreszcie nadeszła, nie miał pojęcia jak zareagować. Zagubił się.

- Pamiętam jak przez mgłę kilka urywków.

Przerażony Jaskier poruszył się na swoim miejscu i odetchnął głębiej, bo policzki paliło mu buchające z wnętrza gorąco. A co jeśli jakimś sposobem pamiętał akurat, to o czym nawet sam Jaskier próbował zapomnieć. Czyż wtedy pojawiałby się tutaj, by zobaczyć go ponownie?

- Podobno sam wyruszyłeś szukać lekarstwa i zielarza. - Powiedział, odwracając się w stronę zdenerwowanego do granic możliwości barda.

- Nie była to jakaś wyczerpująca i niebezpieczna podróż, zielarze są dość powszechni na naszych terenach. Nie musiałem długo szukać. - Wyjaśnił szybko i chaotycznie.

- Ale byłeś ranny.

-Jak to ja, potrafię zranić się nawet podczas gry na lutni.

- Nie musisz nic udawać, Jaskier. - Westchnął Wiedźmin. - Chcę żebyś tym razem ty opowiedział mi swoją przygodę.

- Chyba... - Zamyślił się. - Zaczynam rozumieć, czemu nie jesteś chętny do takich opowieści. To chciałeś mi uświadomić? Udało się. - Jaskier wstał.

- Co? Wcale nie. - Geralt natychmiast podniósł się miejsca. - Dlaczego tak mówisz?

- Moje przygody nie były tak heroiczne jak twoje, chciałem tylko pomóc. Udało się jedynie cudem. Dajmy temu spokój, dobrze?

- Od kiedy to Jaskier, którego znam obawia się pochwał i wdzięczności? - Zapytał Wiedźmin, stojąc blisko, górując nad nikłym Jaskrem niczym olbrzym.

- Chyba zmieniły się moje priorytety. Sławić siebie to nie to samo, co przyjaciela. Czuję się jak idiota, gdy ktoś o to pyta.

- Chcę wiedzieć, co się stało. Chcę sobie wytłumaczyć niektóre sprawy i je zrozumieć.

- Jakie sprawy? Może wyjaśnię ci je i nie będzie potrzeby odbywać tej rozmowy.

- Nie wiem czy będziesz w stanie odpowiedzieć na niektóre pytania.

- Spróbuję. - Obiecał Jaskier.

- Dlaczego przez cztery miesiące myślałem o tobie więcej niż kiedykolwiek wcześniej?

Jaskier przez moment myślał, że się przesłyszał, potem, że Gerlat żartuje, ale przecież on nigdy nie żartował. Odchrząknął i otworzył szerzej oczy.

- Może przez to, że byłem pierwszą osobą jaką zobaczyłeś po przebudzeniu.

- Pierwsza była nieznana mi czarodziejka.

- To Enid.

- Wyrzuciła mi, że jestem mutantem i nie powinienem zawracać ci głowy swoimi problemami.

- Cała kochana Enid, nie przejmuj się nią. - Powiedział Jaskier wpatrując się pod ich nogi. Stali za blisko.

- Ty też tak uważasz? - Zapytał Wiedźmin.

- Nie, nie uważam tak. - Zaprzeczył od razu, patrząc w jego twarz.

- Nadal nie znam odpowiedzi na moje pytanie. - Wrócił do zawstydzającego wątku Geralt.

- Nie mam pojęcia, a ty masz jakąś teorię, Geralt?

- Mam, ale nie wiem czy jest prawdziwa. - Odrzekł i wtedy Jaskier był już na sto procent pewny, że śni.
Wiedźmin bowiem zbliżył się jeszcze bardziej. Jego żółte oczy wypatrywały w niebieskich tęczówkach Jaskra pozwolenia na nieodgadnione prośby. - Czuję, że coś mnie blokuje. Przywiązanie do kogoś innego, ale w głębi mam wrażenie, że nie jest ono prawdziwe.

- Jak to?

- To powoli staje się nie do zniesienia.

- I... - Jaskier ciężko przełknął drżący oddech. - Zamierzasz coś w tym zrobić?

- Muszę coś sprawdzić. Potrzebuję ponownie twojej pomocy.

- Co mam robić? - Szepnął bard.

- Nic, po prostu się nie ruszaj.

Wspomnienie, gdy sam pocałował Wiedźmina rozpłynęło się i przestało mieć znaczenie. Krótki pocałunek, który zainicjował Geralt sprawił, że ledwo utrzymał się na nogach. Zamknął oczy i próbował opanować swoje serce, które nigdy nie było bardziej żywe niż w tym momencie. Jego ręka sama dotknęła pancerza Geralta w okolicy klatki piersiowej. Albo mu się wydawało, albo i wiedźmińskie serce wybijało nierówny, mocny rytm. Ich wargi spotkały się i uciekły od pocałunku równie niespodziewanie.

Twarz Geralta wydawała się troszkę łagodniejsza, jego rysy zelżały i gdyby nie ułańska fantazja, która nie raz zwiodła Jaskra na manowce, przysiągłby, że widzi cień uśmiechu na bladych wargach.

Jego myśli szalały, a szczęście po raz pierwszy od dawna przypisał sobie.

- Co powiesz na kolejną, wspólną misję, Jaskier?

. . .

*Art w mediach nie należy do mnie

Continue Reading

You'll Also Like

134K 9.9K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
31.3K 2K 5
Kilka krótkich opowiadań, bardziej powiązanych z serialem, niż książkami (i, na Anioła, wszystko, tylko nie z filmem), czyli pełno niezręcznej dziewi...
61.6K 4.5K 87
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...
46.5K 4.1K 15
Larry AU fanfiction; mpreg; short story ❝- Chcę mieć dzieci... - Nie, nie chcesz.❞ Albo Gdzie Harry pragnie zostać oj...