NIGHT HUNTER

VertSkamander tarafından

94.4K 4.9K 1.2K

Gdy dwudziesto-jedno letni Harry Potter zostaje szefem biura Aurorów wszyscy pukają się w głowę, lecz gdy jeg... Daha Fazla

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Epilog

Rozdział 21

2.6K 153 43
VertSkamander tarafından

Hermione Granger była zawzięta. Od zawsze słynęła ze swojego gryfońskiego uporu, odwagi i mądrości. Jej nie trzeba było powtarzać, ona działała od razu. Już za pierwszym razem, gdy Malfoy wspomniał o tym iż Delfini stworzyła horkruks'y od razu udała się do biblioteki w Hogwarcie aby w dziale ksiąg zakazanych przewertować wszystkie pozycje, które zawierały informacje o nich. Nie było jej to potrzebne - znała to wszystko niemal na pamięć, jednak Hermione nie lubiła bezczynności, musiała mieć poczucie, że coś robi. Tym bardziej w obecnej sytuacji nie chciała siedzieć i pogrążać się w dalszej żałobie. Dlatego dzisiaj znowu siedziała w bibliotece i kolejny raz wertowała tą samą księgę. Próbowała rozgryźć co córka Voldemorta mogła uważać za bezpieczne i bliskie jej sercu, aby oddać temu cząstkę swojej duszy.

– Jednym z horkruks'ów jest kruk - wyszeptała. Gorączkowo przeglądając wielką księgę. Niesforne loki opadały jej na twarz, gdyż ciągle wypadały z kucyka. Uznała, że musi obciąć pasma by jej nie przeszkadzały - kolejnym będzie naszyjnik, który zawsze nosi, a ostatni? - nie przeszkadzało jej, że mówi sama do siebie. Wręcz przeciwnie, na ogól pozwalało jej to na pełne skupienie i szybsze myślenie. Jej mózg pracował na najwyższych obrotach, jak zawsze gdy chciała rozwiązać jakąś bardzo ważną zagadkę, a ta była ważna. Zależało od niej nie tylko jej życie, ale wielu mogolskich kobiet, które cały czas były nie tylko więzione wbrew prawu, ale okrutnie katowane, zabijane w męczarniach. Miała świadomość, że gdyby nie ochrona jaką dał jej Draco Malfoy i ona siedziałaby teraz w ciemnej celi Azkabanu. Niebawem miała jednak zostać jego żoną i im dłużej o tym myślała tym bardziej znośny wydawał jej się ten fakt. To nie tak, że nadal nienawidziła Draco. Po prostu zawsze wykazywała wysoką empatię, emocje i przywiązanie. Dla niej ślub był czymś świętym. Miał na zawsze połączyć dwoje zakochanych ludzi, na dobre i na złe. Czy ona i pewny siebie arystokrata mogli żyć długo i szczęśliwie? Była niemal pewna, że nie. Przecież blondyn nigdy nie stronił od towarzystwa pięknych kobiet. Nawet wśród rekrutów znalazła się jego była miłość. No właśnie, była czy może jednak obecna? Przecież go pocałowała, co nie mogło być bez znaczenia. A może mogło? Ciemnowłosa kobieta zatrzasnęła w końcu księgę jakby tym samym chciała przegonić swoje natrętne myśli. Nie powinna skupiać się teraz na życiu uczuciowym Draco Malfoy'a. Obiecał jej bezpieczeństwo, nie dozgonną miłość i musiała się z tym pogodzić. Hermione zebrała wszystkie księgi, które przed chwilą studiowała, by odłożyć je sprawnie na ich miejsce. Po chwili szła już korytarzem do dormitorium swojej przyjaciółki. Obiecała sobie, że codziennie będzie odwiedzać Ginny i sprawdzać czy niczego jej nie potrzeba, bowiem rudowłosa uparła się, że wraca z nią do Hogwartu. Nie chciała zostawać w Norze, w której wszystko przypominało jej zmarłego brata, a żałoba gnieździła się w każdym kącie. Hermione to rozumiała, dlatego robiła wszystko by pomóc kobiecie, mimo że sama cierpiała niemniej. Ronald ją zranił, zniszczył niemal doszczętnie jednak ona nie była zero jedynkowa, pamiętała też ich dobry czas, dlatego jego śmierć była dla niej tak trudna. Prawdą było też, że ta kobieta miała złote serce, nie potrafiła inaczej. Troszczyła się o wszystkich i wszystko, żałowała tych, których żałować nie powinna. Była zbyt dobra. Zapukała do drzwi komnaty swojej przyjaciółki i ze zdziwieniem przyjęła obecność Blaise Zabiniego w progu. Otworzył drzwi spoglądając na nią z zainteresowaniem, zaś ona odwzajemniała mu się szokiem.

– Przyszłam sprawdzić jak się czuje Ginny - wyjaśniła spokojnie obserwując ciemnoskórego mężczyznę.

– Przyszedłem w tym samym celu - wyznał on z nieukrywaną szczerością. W jego oczach kryła się troska. Szczerze martwił się o tę, w jego mniemaniu, kruchą istotę, którą była dla niego rudowłosa dziewczyna.

– Nie będę więc przeszkadzać. Dotrzymaj jej towarzystwa - kobieta odpowiedziała mu z życzliwym uśmiechem, po czym uniosła dłoń w geście pożegnania i wycofała się w korytarz, by za chwilę wejść bez pukania przez drzwi obok. Była to jej komnata. Jej i blondyna, którego zastała na środku pokoju. Draco Malfoy wyglądał jakby na nią czekał, a na jego twarzy odznaczało się zmęczenie, stres i coś czego nie potrafiła określić. Wyglądał jakby chciał powiedzieć coś ważnego. Wtedy kobieta nie wiedziała jeszcze jak ważne, a zarazem łamiące jej serce będzie to co usłyszy.

– Granger, musimy porozmawiać - usłyszała poważny głos swojego narzeczonego, nie wyrażał żadnych emocji. Był niemal tak oschły i zimny jak za najgorszych czasów.

– Słucham, Draco - mimo jego tonu, ona nie zmieniła swojego nastawienia, nadal była miła, życzliwa, bez skazy. Nienawidził jej za to. Nienawidził, że musiał powiedzieć wszystkie te słowa, które w najmniejszym stopniu nie były prawdą.

– Nie mogę się z Tobą ożenić. Przykro mi. Moim zamiarem nie było zranienie twoich uczuć, jednakże uświadomiłem sobie, że ja sam posiadam swoje, że jest ktoś kto nadal nimi włada. Wiem, że chodzi o twoje życie i być może postępuję bardzo egoistycznie myśląc w tym momencie o sobie, gdy tobie nie dałem wyboru, jednak... tak będzie dla Ciebie lepiej - sens jego słów dotarł do niej niemal od razu i miał rację, nie chodziło o niego, nie chodziło nawet o jej uczucia. Chodziło o coś cenniejszego, o jej życie.

– Cóż Draco. Rozumiem Cię. Ślub z przymusu może być niczym w porównaniu do prawdziwej miłości. Szanuję to. Dziękuję za twoją szczerość - mężczyzna miał ochotę wydrzeć się z frustracji, którą czuł. Właśnie łamał jej serce, a ona była mu wdzięczna za szczerość, której ni krzty było w jego słowach. Hermione ściągnęła rodowy pierścień Malfoy'ów i podeszła do niego by położyć go na komodzie obok. Spojrzała mu w oczy i uśmiechając się dodała - daj go tej, która będzie tą jedyną - powiedziała z pełną szczerością i ufnością. Prędko się odwróciła by nie zauważył, że już nie radzi sobie z emocjami. Wewnętrznie rozpadła się na tysiące kawałków, choć banalnie to brzmi, jej serce płakało. Niestety, pechowo dla siebie, on zauważył. Zauważył jej słone łzy, gdy chciała zniknąć za drzwiami komnaty. Złapał jej nadgarstek, lecz nie próbował odwracać jej ku sobie. Wiedział bowiem, że jest zbyt dumna, by pokazać mu teraz swoje emocje.

– Nikt nie może się dowiedzieć, że nasze zaręczyny zostały zerwane póki Potter nie zdecyduje kto się z tobą ożeni - zamknęła oczy cicho łkając, gdy wbijał gwóźdź do jej trumny. Czuła się jak śmieć, którego można wyrzucić. Lalka, którą rodzice oddają, gdy dziecko się nią znudzi. Była jak towar, w dodatku wadliwy, gdyż on właśnie się go pozbywał. Chcąc świętego spokoju kiwnęła głową. Puścił więc jej dłoń i pozwolił jej odejść. Na korytarzu wpadła wprost w ramiona Teodora Notta, który niczym książę z bajki czekał z ramieniem by mogła się na nim wypłakać.

*

Był wściekły, nie potrafił usiedzieć w miejscu, chodził więc po komnacie od okna do drzwi. Nie potrafił pojąć, zrozumieć w choć małym stopniu, jak jego rodzina mogła kontrolować jego życie nawet zza grobów. Dlatego gdy dnia wczorajszego przyszła do niego Lily Cavendish mówiąc swoje nieśmiertelne „musimy porozmawiać" wiedział, że będzie to kolejna trudna rozmowa, nie spodziewał się jednak, że tak tragiczna w skutkach.

Wściekły uderzył w ścianę z nadzieją, że ból fizyczny pozwoli mu choć na chwilę skupić się właśnie na nim. Chciał wyrzucić sprzed oczu obraz jej załamanego oblicza. Łez, które spadały z czekoladowych tęczówek przez niego. Wypadł z dormitorium niczym szalejąc huragan. Niemal wpadł na swojego przełożonego, na którego machnął jedynie ręką i ruszył dalej korytarzami, które winny być puste - nie były. Odejmował punkty każdemu kto choćby za blisko stanął. Był w tym momencie tym typem profesora, którego każdy unikał. Był gorszy niż Snape. Wyszedł głównym wejściem, krocząc przez błonia, aż do bram, by tuż za nimi teleportować się do domu rodzinnego swojej matki. To właśnie w posiadłości Blacków zawisł portret Narcyzy. Kobieta z obrazu wyglądała jak w dniu swojej śmierci. Włosy ciasno związane miała w wysokiego koka, zaś na sobie szkarłatną suknię, którą w tym dniu wybrał dla niej mąż-zabójca.

– Jak mogłaś? - stanął przed obrazem matki cisnąc w nią błyskawice ze stalowo-szarych tęczówek.

– Nie dałeś mi wyboru synu - usłyszał głos matki tak prawdziwy, realny jakby stała tuż obok niego.

– Nie dałem Ci wyboru?! Czy ty siebie słyszysz? - niemal krzyknął sfrustrowany, przetarł dłońmi zmęczoną twarz, nie mógł pojąć nonsensu, który kierował jego rodzicielką - spodziewałbym się tego po ojcu, lecz nie po tobie.

– Jeszcze mi za to podziękujesz - Narcyza była spokojna i dostojna jak zawsze, jakby jej mąż wcale brutalnie nie odebrał jej żywota, przez co obecnie zakuta była w złotą ramę na starym płótnie.

– Ojcu może pójdę podziękować za Astorię? A tobie dzięki o pani z Lily. Komu jeszcze za co powinienem podziękować? - ironia wylewała się z niego niczym kipiąca woda z garnka. Był wściekły, że kolejny raz jego los nie jest w jego rękach. To nie on mógł decydować z kim i jak chce żyć. To nie on mógł decydować o tym kogo pokocha, o ile w ogóle.

– Synu, ja po prostu wiem, że Lily Cavendish jest dla ciebie stworzona. To miłość twojego życia Draco, uwierz w to, a upieczesz dwie pieczenie na jednym ruszcie - na Narcyzie nie robiła wrażenia złość jej jedynego dziecka.

– Co to znaczy? - nic nie rozumiał, mężczyzna zaczął podejrzewać, że znalazł się w gorszym bagnie niż przypuszcza.

– Zostałeś przysiężony miłości swojego życia - Narcyza rozpromieniła się choć nadal pozostała w niej duma, godna arystokratki. W tym momencie Draco zrozumiał. Przysiężenie to jedno, klątwa miłości drugie.

– Gówno prawda - odpowiedział z ironicznym półuśmiechem na ustach. Wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza różdżkę i jednym zaklęciem rozciął płótno obrazu matki. Narcyza nie zdążyła uciec. Na zawsze została zamknięta w złotej ramie - wybacz matko, nie mogłem pozwolić byś nawet zza grobu komplikowała moje i tak już trudne życie - dodał wzruszając ramionami bez krzty przykrości i odszedł. Mężczyzna zrozumiał zamiar swojej matki, która pewna była, iż nie myli się co do uczuć jednego syna. On sam miał jednak wątpliwość co do ich prawdziwości. Był pewien, że jeśli spełni wolę matki i postąpi jak przysiężenie mówi, to nie wypełni drugiej klątwy, ważniejszej niż cokolwiek innego. Bowiem czuł, wiedział, że nie Lily Cavendish jest miłością jego życia. Nie wiedział jeszcze czy ma jakąkolwiek miłość w życiu.

*

Rzuciła się na swoje duże łóżko w ich sypialni ciesząc się, że nie ma tu jej byłego narzeczonego. Kątem oka zauważyła, że nie zabrał pierścionka, który mu oddała. Nadal leżał w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. W szmaragdowym oczku odbił się promień słońca, co niemal wprowadziło ją w zachwyt. Kobieta nie rozumiała do końca swojego zachowania. Starała się wytłumaczyć je sobie bólem związanym z byciem niewartą, niegodną i niewystarczającą. Czuła się oddana jak niepotrzebna rzecz, przerzucona z rąk do rąk. Nie miała wpływu, żadnej kontroli nad swoim życiem i to nie tak, że bardzo chciała wyjść za Draco Malfoy'a, po prostu przywyka do tej myśli. Oswoiła się z nią, a teraz jej poczucie bezpieczeństwa zostało zburzone jak domek z kart. Musiała wyjść za niemal obcego człowieka, którego powinna poznać jak najszybciej. Do egzaminu z Malfoy'em dziewczyna czuła się prawie gotowa, jednak Teodora Notta znała jedynie z imienia i nazwiska.

Teodor był wysokim, przystojnym brunetem o niebieskich oczach, choć jego były po prostu niebieskie, nie stalowo-szare, jak tęczówki Malfoy'a. Teodor wydawał się też prostszy w obsłudze, był dobrze wychowany, spokojny i uchodził raczej za indywidualistę. Na próżno szukać w nim wyniosłego furiata czy pewnego siebie arystokraty, choć niepewny też nie był. Teodor Nott na pewno znał swoją wartość, jednak jej nie przeceniał. No i oczywiście pochodził z czytsokrwistego rodu. Położyła się na wznak, gdy drzwi otworzyły się dość gwałtownie i do pomieszczenia powrócił jej współlokator. Ciemnowłosa kobieta nie podniosła na niego wzroku, starała się kompletnie zignorować przybycie arystokraty, który rozejrzał się po pokoju jakby szukał w nim znaczących zmian, których nie było. Widać było po mężczyźnie, że miota się sam ze sobą. Chciał coś powiedzieć, jednak szybko z tego zrezygnował. W tym momencie wszystkie słowa były takie nieodpowiednie. Szatynka nie ruszała się ze swojego miejsca uporczywie wpatrując się w białe sklepienie. Tylko ona wiedziała iż skupia uwagę na pęknięciach zdobiących sufit i liczy je jedno po drugim. Niestety jej ciche cierpienie przerwało pukanie do drzwi. Malfoy niespiesznie do nich podszedł i otwarł je niemal na oścież. W przejściu ukazał się jego przełożony wraz z nowym narzeczonym jego byłej, jakkolwiek frustrująco to brzmi.

– Hermione powinnaś się spakować i przenieść do dormitorium Teodora. Zacznijcie przygotowania do egzaminu, macie jedynie półtora tygodnia - Harry starał się być nad wyraz delikatny w tej beznadziejnej sytuacji.

– Masz rację Harry, jedynie półtora tygodnia, na poznanie dwudziestu jeden lat dotychczasowego życia - powiedziała głosem wypranym z emocji. Nadal liczyła drobne pęknięcia, rozpoczęła tę procedurę od początku, bowiem wtargnięcie mężczyzn przerwało jej tę czynność - cóż Teodorze, czekają nas ciekawe noce - dodała po krótkiej chwili ciszy.

– Hermione, obiecuję Ci, że będziesz bezpieczna. Nie porzucę Cię - Teodor choć nie wiedział jak powinien się zachować, czy podejść do kobiety, usiąść przy niej, może pocieszyć... to starał się dać jej pewność, która została jej wyszarpnięta niespodziewanie. Mężczyzna chciał oddać jej bezpieczeństwo, z którego została obdarta. Na te słowa, ona cicho prychnęła, zaś blond arystokrata, o którym niemal wszyscy zapomnieli, a przecież nadal był w tym samym pomieszczeniu, fuknął niczym obrażony kot. Raz za razem zaciskał dłonie w pięści i rozprostowywał palce.

– Już to słyszałam - odpowiedziała sarkazmem, choć nie powinna oceniać go przez pryzmat krzywd, których zaznała od innych osób, lecz było to silniejsze od niej - spakuję się i niebawem przyjdę - dodała kobieta, gdy dwaj przybysze nadal stali w tym samym miejscu.

– Teodor złożył wieczystą przysięgę. Ożeni się z tobą i nie w myśl mi zdjąć przysięgę choćby nie wiem co - dodał Harry jakby jego słowa miały być dla niej pocieszeniem. Nie były. Wprowadziły ją w jeszcze większe poczucie beznadziejności. Malfoy bowiem chociaż do czasu po prostu chciał w jakimś stopniu wziąć z nią ślub. Teodor został zmuszony przysięgą jak mniemała. Gdy nie usłyszeli żadnej odpowiedzi z ust brązowowłosej opiekunki domu Gryffindoru, opuścili komnatę utwierdzając ją, że klamka zapadła. Dosłownie i w przenośni, gdyż drzwi właśnie się za nimi zamknęły, gdy ona podniosła się z łóżka i wyjęła spod niego kufer do którego zaczęła pakować swoje rzeczy. Robiła to bez użycia magii jakby sama siebie karała i przedłużała tę niewygodną chwilę. Być może mimo tego co usłyszała od blondyna nadal wolała zostać tutaj niż iść w obce ręce. Nie minęło dobrze kilka minut, a ponownie usłyszeli pukanie do drzwi, na które i tym razem kobieta niespecjalnie zwróciła uwagę, a przynajmniej nie wykazała zamiaru otwarcia wrót, toteż ponownie ta odpowiedzialność spadła na blondyna, który niespiesznie kierował się w ich stronę. Zamarł z kamiennym wyrazem twarzy, gdy przed sobą ujrzał Lily.

– Cześć kochanie! - dziewczyna była nad wyraz uradowana, jakby osiągnęła coś bardzo ważnego. Duma biła od niej z odległości, choć ciężko było stwierdzić czy to jej arystokratyczna wyniosłość czy poczucie wygranej. Hermione z dziwną nostalgią przyjęła jej obecność, zrozumiała, że to o niej Malfoy mówił jako o kobiecie, którą kocha. Czuła podświadomie, że tamten pocałunek miał znaczenie, a serce, które kiedyś ją pokochało, choć z rysą i skazą, to do niej wróciło.

– Co tu robisz Lily? - Malfoy przytulił kobietę do siebie całując ją lekko w policzek, za co mentalnie strzelił sobie w twarz. Bowiem to nie tak, że chciał zranić tę małą gryfonkę znajdującą się tuż za nim. Po prostu wiedział, że tak będzie lepiej. Być może uwierzył w słowa swojej matki, których tak bardzo nie chciał do siebie dopuścić, a może uznał, że Teodor będzie w stanie naprawdę ją pokochać za jakiś czas i stworzą prawdziwe, szczęśliwe małżeństwo, o którym ona tak marzyła.

– Myślałam, że już jej nie ma. Przyszłam się przywitać po drodze do Blaise, miałam z nim porozmawiać o szkoleniu - odpowiedziała pogodnie. Nie było w tym fałszu, naprawdę taką miała intencję. Spojrzała na dziewczynę, która nadal w skupieniu pakowała swoje rzeczy i po chwili opuściła pokój, dodając do swojego partnera, że zobaczą się później. Arystokrata zamknął drzwi za kobietą i odwrócił się w stronę Hermione, chciał skomentować skrupulatność z jaką pakowała rzeczy, chciał by odezwała się do niego choćby słowem, by nakrzyczała... byle nie była taka obojętna. W istocie nie wiedział, że w środku nadal walczyła z emocjami. Gdy wydawało jej się, że ma wszystko, a wręcz była tego pewna, w końcu jest Hermione Granger jej skrupulatność i odpowiedzialność nie pozwoliłyby jej zapomnieć choćby o gumce do włosów. Zamknęła kufer na dwie sprzączki i postawiła go pod swoimi nogami. Z klatki wypuściła sowę, by puste mieszkanie zwierzaka lewitować za sobą. Wzięła kufer i ruszyła do wyjścia.

– Naprawdę życzę ci szczęścia Draco - zatrzymała się przy nim spoglądając na niego z troską w czekoladowym spojrzeniu, ta troska powolnie go zabijała. Była tak szczera i niewinna mimo, że potraktował ją jak drań, że naprawdę miał ochotę krzyczeć z frustracji.

– Tobie również Granger, może on naprawdę cię pokocha - odpowiedział, nachylił się ku niej ostatni raz całując ją w czoło. Był to tak czuły i opiekuńczy gest, że niemal uroniła słone łzy. Odwróciła się jednak bez okazania emocji i zniknęła za jego sypialnią. Nie było już ICH.

**

ZARAZ 22! *_* Jaram się jakby nie wiadomo co to było... ALE to naprawdę mój ulubiony rozdział. Dam go wam gdy pod tym wybije 100 wyświetleń.

Dziękuję za poprzednie wyświetlenia, komentarze i gwiazdki - to motywujące. Ja dopracowuję rozdział 24 i idę do 25 - chyba ostatniego :) 

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

7.2K 270 22
Jak zachowa się król elfów, Thranduil jeśli nagle w jego życiu pojawi się piękna niewiasta. Jest to inna opowieść o miłości w świecie Hobbita. UWAGA...
7.6K 387 96
Co, gdyby w życiu Severusa po latach pojawił się ktoś inny? Ktoś tak samo poraniony jak on? Severus podczas wakacji, będąc na Spinner's End, spotyka...
492K 29.7K 46
Anaisse Di Breu nigdy nie pomyślałaby, że miasto, w którym się wychowała, może skrywać jeszcze przed nią jakiekolwiek tajemnice. Bella Clairiere, mał...
17.9K 1.5K 17
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...