Coś więcej| Geralt x Jaskier

By Mooramo

60K 5.4K 3.7K

|Zakończone| ,,Teraz to ja uratuję ciebie,, U Jaskra zjawia się ranny Geralt, a bard jest zmotywowany, by zro... More

1/11
3/11
4/11
5/11
6/11
7/11
8/11
9/11
10/11
11/11

2/11

6.3K 583 324
By Mooramo


Obudził się, kiedy na zewnątrz słońce stało w zenicie. Kręgosłup pękał mu u podstaw, a szyja bolała jak po całym dniu w dybach. Przekonał się jak to jest zaznać takiego luksusu podczas niechlubnej biesiady w Oxenfurcie, gdy to w samych pantalonach wspiął się na dzwonnicę i rzucał obraźliwymi, rymującymi się komentarzami w przechodniów. Nigdy później nie próbował podejrzanych trunków, nawet jeśli stawiał je przystojny młodzieniec.

W nozdrzach czuł zapach obcego ciała, a na skórze ciepło, silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Otworzył oczy, by stwierdzić, że nadal siedzi na podłodze, obok swojego łóżka, u jego nóg leży miednica z wodą, a on zapomniał zmieniać Geraltowi okład na czole. Dobudził się klepnięciem w oba policzki. Było mu tak strasznie duszno.

Podniósł się, mimo pękającego bólu kręgosłupa i klęcząc nad mężczyzną, spojrzał w spokojne oblicze. Jego policzki pokrywał delikatny, prawie niewidoczny rumieniec. Ktoś inny nie zwróciłby uwagi, lecz on poświęcił godziny na obserwowaniu tej twarzy. Znał na pamięć każdą bliznę i kształt, uwypuklenie oraz wgłębienie. Żółć oczu, która innych przyprawiała o dreszcze, jego fascynowała. Próbował porównać ich odcień do jakiejkolwiek istniejącej materii, ale były tak specyficzne i niespotykane, unikatowe. Tylko naprawdę drogocenny kamień, ukryty w najgłębszych, najlepiej strzeżonych komnatach królowych Nimf, mógł posiadać barwę porównywalnie piękną z tęczówkami Geralta.

Oblicze, które budziło strach, jemu zapadło w pamięć od pierwszego spotkania w karczmie. I zastanawiał się czy to tylko jego wymysł, czy Wiedźmin naprawdę zrobił wyrwę w jego sercu stalowym mieczem i umieścił tam wspomnienie o sobie. Bo ile to już czasu poświęcił, aby zapomnieć o Rzeźniku z Blaviken? Nie pomagały miłosne przygody, żarliwe modlitwy do nieznanych słuchaczy i próby wmówienia sobie kłamstw.

Nigdy wcześniej nie był człowiekiem, który żywi się kłamstwami. Był otwarty i szczery, czasami aż zbytnio. A ten jeden raz, kiedy powinien, nie potrafił przyznać się do własnych uczuć na głos, ani nawet w ciszy czy w myślach. Zaprzeczał, a kłamstwa zalegały w nim jak odpady, zaśmiecając i czyniąc prawdę jeszcze trudniejszą do odnalezienia.

Kiedy zapalił świece i zobaczył zakrwawionego, rannego Geralta na skraju życia i śmierci, prawda powróciła. To ona napędzała go do walki i poświęcenia. Choć i tak nigdy nie uda mu się odpłacić Wiedźminowi za wszystkie razy, gdy ratował jego tyłek, to i tak chciał próbować być jego wart.

Świadomość, że to nic nie da, nie miała znaczenia. W końcu nigdy nie będzie NIĄ.

Geralt wyglądał spokojnie, oddychał głęboko, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w równych odstępach.

- Dzień dobry Geralt, jak się spało? - Powiedział cicho, jakby bał się go obudzić. - Mam nadzieję, że śnisz o czymś przyjemnym. - Uśmiechnął się. - Pewnie jesteś w Kaer Mohren, Vesemir katuje Ciri jakąś grubą księgą, a Yennefer masuje ci plecy. Przyda ci się po spotkaniu z czymś, co cię tak urządziło. Mam nadzieję, że szybko się obudzisz i mi opowiesz. - Ułożył, leżące na poduszce białe kosmyki. - I nie będę musiał wyciągać od ciebie każdego słowa. Lubię, kiedy opowiadasz. Masz przyjemny głos.

Przygryzł dolną wargę, bo czuł jak drży.

- Ma ładnie brzmiące, głębokie wibrato. Ciekawe czy potrafiłbyś coś zaśpiewać. Myślisz, że uda mi się cię kiedyś przekonać? - Pochylił się nad kamiennym obliczem. - Tylko się obudź. Wszystko będzie dobrze, tylko wróć.

Nie przeszło mu przez gardło "do mnie". Nawet wiedząc, że Geralt nie jest tego świadomy. Nie był tym, do kogo powinien wrócić. W życiuWiedźmina znalazły miejsce ważniejsze osoby - przyszywana córka, nauczyciel, ukochana. Dla nich musiał walczyć, zarówno on, jak i Geralt.

Z tą myślą ostatni raz pogładził szorstki policzek i wstał, by zaplanować dalsze działania.

Trochę obawiał się zostawić Wiedźmina samego, ale nie ufał także nikomu na tyle, by poprosić go o "popilnowanie" chorego. Ludzie z zasady nienawidzili odmieńców. Niektórzy nawet jemu przypisywali jakieś niestworzone rasy, bo przecież ktoś o tak błazeńskim zachowaniu i rozwiązłym podejściu do życia nie mógł być zwykłym, porządnym obywatelem, rzemieślnikiem, nawet człowiekiem. Ucieszył się, słysząc jak dama dworu w Tussaint nazwała go "Męską Nimfą". Choć mógł pomylić się podczas tłumaczenia ich dziwacznego akcentu i zamienić nimfę na dziwkę. "Męska dziwka" już nie brzmi tak dumnie. Z resztą, nie dbał o to co myślą o nim damy z Tussaint. Co druga puszczała się za błyskotki i wyższy stopień w hierarchii dworu królowej Anny Henrietty, której komnaty również zdążył dobrze poznać. Teraz nie miał wstępu za granicę Tussaint, ale nadal utrzymywał, że było warto.

Brakowało czasu na szukanie Cirilli, albo Triss, które mogły mu pomóc. Musiał działać. Do wieczora następnego dnia powinien załatwić sprawę. Dla pewności zdecydował się zajrzeć do Enid, by ta wpadła kilka razy i sprawdziła czy wszystko jest w porządku. Powiększał swój dług wobec Czarodziejki, a one nie robiły nic za darmo. Trudno, cena nie grała roli.

By poszło sprawniej, załatwił konia i zanim słońce zdążyło zmienić wyraźnie pozycję na nieboskłonie, mknął w stronę borów, które wskazała mu Enid. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie spotka po drodze bandytów, bo do obrony miał jedynie niewyparzony język i krótki scyzoryk, którego nie umiał używać, a trakt nocą nawet w okolicach Novigradu był niebezpieczny, co dopiero w Velen.

Na szczęście do wieczora zaczepiła go tylko staruszka, by zapytać czy nie wie, gdzie może dostać świeże ryby. Czy on wyglądał na człowieka znającego się na rybach? Mimo wszystko i tak było mu przykro, że nie potrafi pomóc. Gdyby tylko miał czas, pewnie pomógłby miłej pani znaleźć najświeższe i najtłuściejsze ryby w okolicy.

Gdy zaczęło się zmierzchać, trafił na gospodę i jak na odpowiedzialnego barda przystało, nie ryzykował dalszej podróży. Enid byłaby dumna.

W środku, jak to w wiejskiej karczmie, roznosił się odór niemytego chłopstwa i rozwodnionego wina z dzikich jeżyn. Większość bełkotała coś między sobą, albo podśpiewywała zbereźne pieśni biesiadne, kalecząc wrażliwe uszy Jaskra. Bard przyzwyczajony do tego typu miejsc, rozsiadł się przy barze i poprosił o pokój oraz strawę.

- Panicz w podróży?

Panicz? W pierwszej chwili Jaskier miał ochotę parsknąć piwem.

- Właściwie tak.

Barmanka o obfitych kształtach nachyliła się nad blatem, uwydatniając swoje pokaźnej wielkości krągłości. Wzrok Jaskra zawiesił się tam tylko na sekundkę. Piersi blondynki z jego snu bardziej przypadły mu do gustu, w biuście tej kobiety mógłby się zgubić.

- A dokąd panicz zmierza?

- Szukam dobrego zielarza. Kogoś kto może znać się na truciznach, jadach wszelkiego rodzaju.

- Zielarza już u nas nie ma, ostatni zniknął pół roku temu, po tym jak zapuścił się za daleko w stare bory. Podobno złapał go Dziad borowy, ale ja w to nie wierzę. Henry kochał naturę, jak to na zielarza przystało, muchy by nie skrzywdził, a Dziad takich ludzi nie krzywdzi. Pewnie zeżarło go jakieś cholerstwo. No kto normalny łazi sam po lasach?

- Słuszna uwaga. - Kiwnął na nią i napił się kolejny łyk piwa.

- A po co paniczowi zielarz? Chory może?

- Ja nie. Ale szukam pomocy dla przyjaciela.

- Na coś choruje?

- Można tak powiedzieć.

Kobieta zmarszczyła brwi i zmierzyła go wzrokiem Bazyliszka. Pewnie nie ufano tutaj niezbyt wygadanym podróżnym. Każdy, kto ma swoje tajemnice jest podejrzany o złe zamiary, szpiegostwo, albo co gorsza nieludzkie pochodzenie. Może już miała go za Elfa.

- A co to dokładnie znaczy? - Nie dała za wygraną, zgarniając z blatu jego pusty kufel i czyszcząc go zajadle płócienną ścierką.

- Pani wybaczy, jestem zmęczony. To był ciężki dzień. - Uśmiechnął się do niej najmilej jak potrafił i wstał z barowego siedziska.

- Pytam, bo być może będę mogła pomóc. - Powiedziała głośno, gdy odchodził.

Zatrzymał się i po przewróceniu oczami oraz szybkiej prośbie, by kobieta nie chciała w zamian tego o czym myślał, odwrócił się do niej z szelmowskim uśmiechem.

- Byłbym zobowiązany za każdą pomoc.

- Chciałabym tylko wiedzieć, co się dzieje z przyjacielem.

- Jest zatruty, prawdopodobnie jadem jakiegoś stworzenia. Choć nie mam pojęcia, co to mogło być. - Wyjaśnił zwięźle.

- Coś go zaatakowało?

- Prawdopodobnie.

- To i tak, że uszedł z życiem.

- Tak, na szczęście.

- Wyglądasz mi na miłego panicza. Nie dla każdego bym to zrobiła, ale dobrze ci z oczu patrzy, synu.

- Ja...dziękuję. - Nie tego się spodziewał. Raczej nieudolnych zalotów, wychwalania urody i obiecywania złotych gór. Jak groteskowo brzmiało to w ustach podstarzałych barmanek, które w jednej sukni potrafią przechodzić lata, a gór złota nie są w stanie sobie nawet wyobrazić.

- Około godzinę drogi stąd mieszka... znachor.

- Znachor?

- Coś jak lekarz, lub druid. Zajmuje się leczeniem okolicznego chłopstwa i korzysta z dosyć osobliwej metody. Ludzie wracają od niego bladzi, trochę zakręceni, ale zdrowi. - Dodała nadgorliwie. - Po kilku dniach dziwne swawole mijają, na policzki wraca rumieniec, a ludzie zdrowi jak ryby!

- I myśli pani, że ten znachor będzie w stanie mi pomóc?

- Ręki nie dam sobie uciąć, ale oprócz naszego znachora w okolicy nie słyszałam o żadnym zielarzu. Możesz go szukać nawet kilka dni, a okolica niebezpieczna. - Wykrzywiła usta, po czym zagwizdała. - Możesz go sprawdzić. Zapewniam cię, że to zaufany człowiek. Tylko odrobinę specyficzny.

- Specyficzni ludzie mi nie wadzą, droga pani. Otaczam się nimi. - Zamyślił się Jaskier.

- Gdyby nie to, że panicz pewnie z dobrego domu, to stawiałabym, żeś bawidamek. - Zaśmiała się. - Także wierzę na słowo.

Nie pomyliła się ani w jednym, ani drugim. Był jej wdzięczny. Obiecał powrót i opowiedzenie zakończenia swoich poszukiwań, po czym udał się do wynajętego pokoju. Kilka godzin snu na podłodze, nawet obok Geralta, nie pozwoliło mu wypocząć. Opadł na twardy materac i wpatrzony w sufit nasłuchiwał świerszczy zza otwartego okna oraz śmiechu i czkawki gości gospody na dolnym piętrze.

Postanowił, że odwiedzi posługującego się nowatorskimi metodami leczenia znachora, choć opowieści karczmarki budziły w nim lekkie obiekcje. Co jeśli to jakiś wariat, który szprycuje ciemnych ludzi halucynogennymi ziołami czy grzybkami, a oni wmawiają sobie magiczne ozdrowienie dla psychicznej satysfakcji?

No cóż, jeśli tego nie sprawdzi, nie dowie się i nie dostanie szansy na szybszy powrót do Geralta.

Geralt...

Jego przyjaciel był teraz sam. Zostawił go, lecz w dobrej wierze. Miał tylko nadzieję, że Enid wywiązała się ze swojej części umowy.

Jej wczorajsze insynuacje i zarzucanie mu choroby było nie na miejscu. Chrzanić Enid i jej dociekanie. Nigdy nie byli razem, nie byli również przyjaciółmi, nie miał obowiązku ani ochoty, by tłumaczyć się ze swoich uczuć. Z resztą i tak wiedział co sobie myśli, że to tylko chwilowa miłostka.

Tym razem się myliła. Uczucie do Wiedźmina budowało się w nim na solidnej podstawie z zaufania, długoletniej przyjaźni i wielu wspólnych przygód, podczas których sam, osobiście doprowadził do większości katastrof i przeszkadzał absolutnie we wszystkim. Geralt z jakiegoś powodu zawsze go bronił i mogło wydawać się to podejrzane, a samego Jaskra napawać nadzieją, ale wiedział, że to nieprawda. Geralt, mimo zewnętrznej gruboskórności i przypisywanej mu brutalności był dobry i prawy, miał swój kodeks moralny, bardziej ludzki niż niejeden pełnoprawny "człowiek". Tylko by to wszystko zauważyć trzeba poświęcić trochę czasu i cierpliwości, a ludzie nie chcą tego robić. Boją się, nie chcą tracić cennych chwil na odkrycie drugiego człowieka, wolą wydawać osądy i oceniać po pozorach. Prościej jest podążać za tym co przypisane, nie tracić czasu oraz reputacji na poznanie prawdy. Prawda jest niewygodna, czasem trudna, wymaga poświęceń i opuszczenia szeregów większości.

Akceptując odmieńca, sam stajesz się odmieńcem. Wielu nie wie, że czasem warto.

By szybciej zasnąć, wrócił wspomnieniami do jednej z wielu pięknych chwil.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie znam się na gwiazdach.

- Ale spójrz, te układają się w lutnię, a może to harfa...

- A co za różnica?

Jaskier złapał się za serce i podniósł do siadu. Wiedźmin opierał się o pień starego dębu i czyścił srebrny miecz z zaschniętej mazi. Płotka spokojnie skubała źdźbła traw i co jakiś czas potrząsała kasztanową grzywą.

- Co za różnica!? To tak jakbyś powiedział, że nie ma różnicy między aksamitem i jedwabiem, albo Chateo i Palavio.

- A jest? Nawet nie wiem co to znaczy. - Zamruczał pod nosem.

- Chociażby taka, że jedwab jest gładki, a aksamit delikatnie szorstki. A Chateo i Palavio to dwa najlepsze, lecz skrajnie różne w smaku wina w Tussaint, oczywiście te, których może próbować pospólstwo.

- Dowiedziałeś się o tym przed czy po wychędożeniu głowy państwa?

- Przed. Teraz mam zakaz nawet kupowania tamtejszych win. - Skrzywił się Jaskier.

- Ostatnio widziałem tam nagrodę za twoją głowę. Pokaźna suma.

- Chyba nie sprzedasz przyjaciela? - Zapytał bard, przysuwając się do szerokiego pnia, żeby podobnie jak Wiedźmin oprzeć na nim plecy.

- Byłbym ustawiony do końca życia.

- I nie musiałbyś zabijać potworów. - Dodał Jaskier.

- Zabijanie potworów to jedyne, co potrafię.

- No co ty, jasne, że nie!

- Tak? To czym miałbym się zająć? Może wstąpię do trupy cyrkowej i będę świecił oczami.

- Jest mnóstwo rzeczy, które potrafisz! - Jaskier zerwał się z miejsca i w kucki usiadł przed Wiedźminem. Geralt skrzywił się, od razu przesunął ciężkie buty.

- Wymień jedną.

- No... - Zaciął się. - Przecież wiesz.

- Nie wiem.

- Potrafisz grać w Gwinta! - Przypomniał sobie bard.

- Miałbym zajmować się graniem w Gwinta?

- Niektórzy z tego żyją.

- Nie jestem hazardzistą. - Burknął Geralt.

- To może rzemieślnictwo, wyrabianie broni, własna winnica?

- Umiem tylko używać broni i pić wino, to nie to samo.

- No to pomaganie ludziom. - Powiedział cicho młodszy mężczyzna. - Czy to koniecznie musi być zabijanie potworów?

- Do tego zostałem stworzony. - Geralt opuścił połyskujące w świetle ogniska źrenice. Odbicie ognia tworzyło w nich widok nie z tej ziemi.

- Urodziłeś się tak jak każdy człowiek, miałeś matkę i ojca. Nie zostałeś stworzony, nie jesteś efektem eksperymentu. Jesteś człowiekiem, Geralt. A droga, którą wybrałeś jest jedną z wielu.

- Hmmm... - Zamruczał chicho, ale widać, że słowa w jakiś cichy i prawie niezauważalny sposób trafiły do jego wnętrza. I choć starał się blokować odzew z zewnątrz i trwać w swojej zimnej posturze Rzeźnika, to nazwanie go człowiekiem miało większą siłę niż zaszczyty i honory, niż tytuły, nagrody i fałszywe lizusostwo dla własnych celów, które jak zwykle miały go wykorzystać. Ludzie widzieli w nim potwora, czasem popychadło, albo kogoś, kto odwali czarną robotę i będzie cieszył się z ochłapów rzuconych mu w zamian. Niektórzy byli zszokowani, że oczekuje zapłaty za wykonaną usługę, jakby zabicie Południcy było jego pierdolonym obowiązkiem.

Jaskier nie był taki. Oczywiście denerwował go swoim stylem bycia, niezamykającą się jadaczką, śpiewaniem, tworzeniem głupkowatej poezji, głównie na jego temat, wpadaniem w tarapaty na każdym kroku, nieumiejętnością utrzymania kutasa w spodniach, ale przy całej litanii cech, które tak bardzo go irytowały, było też kilka, które szanował i może nawet trochę podziwiał.

Jaskier był oddany i zaufany, budził powszechną sympatię, dlatego prościej było im wkręcić się w jakieś towarzystwo na przeszpiegi. To, że dużo gadał oszczędzało tego samego i jemu, choć ostatnimi czasy z trwogą zauważał u siebie potok kilku zdań pod rząd.

Ale przede wszystkim, Jaskier go akceptował. Oszczędził sobie oceniania przez profesję i wygląd. Nie przeszkadzało mu zimno, z jakim go traktował, a nie potrafił inaczej. Co jak co, ale to od wielu samotnych lat mu się nie zdarzyło.

- Urzekła mnie ta elokwentna wypowiedź. - Zachichotał Jaskier.

- Nie licz na inną.

- Wcale jej nie oczekuję. - Uśmiechnął się. - To co, oglądasz ze mną gwiazdy?

- Nie.

- Żałuj, są piękne.

- Gwiazdy jak gwiazdy.

- Kiedy wreszcie nauczysz się zauważać prawdziwe piękno, Geralt? - Rozmarzył się i westchnął Jaskier.

Brak odpowiedzi uznał za zakończenie rozmowy. I tak wiedział, że Geralt w głębi serca lubi oglądać gwiazdy. Może kiedyś uda mu się go namówić.

Continue Reading

You'll Also Like

4.5K 287 12
Jest to Ten Drabble Challenge z Percico. Wszystko dokładniej jest wyjaśnione w wstępie. Mam nadzieję, że wam się spodoba enjoy xx
23K 3.8K 23
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
16K 2.4K 21
Kkukkung96: Kiedy w końcu zrozumiesz, że przeznaczenie chciało inaczej?! Kkukkung96: Zacznij nareszcie zauważać wokół siebie osoby, którym naprawdę n...
63.1K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...