E.R.O.D.A

By lvjkax

32.3K 2.9K 11.7K

Czasami siedzi nam głęboko w głowie uczucie pożądania wolności, którego nie możemy się pozbyć. Chcemy wyrwać... More

two
three
four
five
six
seven
eight
nine
ten
epilogue

one

5.8K 289 1.9K
By lvjkax

Louis P.O.V

Poczułem przyjemny zapach kawy wkradający się przez uchylone okno. To jedyna rzecz, która zawsze stawiała mnie prosto na nogi. Zapach mocnej, parzonej kawy z kawiarenki z dołu.

Otworzyłem oczy i znów ujrzałem to samo. Mnóstwo pastelowych kwiatów na suficie, które namalował poprzedni właściciel. Kiedy się tu wprowadziłem, pomyślałem, że musiał być jakimś pieprzonym artystą i kwiaty okropnie mnie denerwowały, ale teraz nie potrafię wyobrazić sobie budzenia się przy innym widoku.

Głowa bolała mnie jak szalona przez ilość kawy jaką wlałem w siebie wczorajszego wieczoru. Wiem, że to nie zdrowe, ale praca jak zwykle zabrała mi resztki mojego snu. Nikt nie mówił, że pisanie tekstów jest łatwe, ale nikt nie mówił, że jest aż tak ciężkie kiedy brakuje ci motywacji. Co najbardziej mnie denerwuję to fakt, że moje piosenki coraz częściej są odrzucane przez producentów.

„Za dużo depresyjnych smutków. Napisz coś pozytywnego, wesołego. Ludzie chcą być szczęśliwi, a nie chcemy dołować ich twoją muzyką."

Gówno prawda. Ludzie uwielbiają być smutni. Chcą pisać na instagramie smutne cytaty z moich piosenek i to liczy się dla nich najbardziej. Dlatego nie używałem żadnych portali społecznościowych, bo patrzenie na smutnych ludzi pogarsza tylko to co siedzi w mojej głowie, a mój bajzel i tak był zajebiście duży.

Przeciągnąłem się i założyłem na nogi moje ukochane miękkie kapcie. Jedyna dobra rzecz jaka najprawdopodobniej mnie dzisiaj spotka.

Wyszedłem na balkon, a ciepły wiatr otulił całe moje ciało. Jedyna rzecz, za którą siebie kocham to moja decyzja o zamieszkaniu we Włoszech. Widok z mojego mieszkania sprawiał, że potrafiłem się uśmiechnąć, patrząc na piękne morze. Mimo, że jestem z dala od rodziny to lubię to miejsce. Wiadomo, tęsknie za nimi okropnie każdego dnia, są wszystkim co mam, ale odwiedzam ich tak często jak tylko mogę.

Telefon zaczął wibrować na moim stoliku, a ja chciałem zabić osobę, która dzwoniła, bo przerwała mi moje poranne przemyślenia.

Chwyciłem małe urządzenie i gdy zobaczyłem, że to Zayn od razu odebrałem.

- Louis?! - krzyknął cholernie głośno, a moje bębenki chyba tego nie przeżyły. - Żyjesz stary? Nie odbierasz telefonu od dwóch dni.

- Niestety jeszcze się jakoś trzymam.

- Ciężkie dni?

- Mhm, dużo myślałem.

- To cię kiedyś zabije Lou. Musisz dosłownie wyłączyć na chwilę mózg, kochanie.

Nie miałem zamiaru odpowiadać, bo z tego i tak wyszłaby ta sama rozmowa co zawsze. Poskarżyłbym się, że to nie jest takie proste i trochę bym się nad sobą poużalał, a Zayn znowu miałby mnie za pieprzoną ofiarę i jeszcze zepsułbym mu humor. Bo tak jest zawsze. Nie potrafię nikogo uszczęśliwiać. Potrafię tylko wprawiać kogoś w zły nastrój i jestem okropnie ciekawy dlaczego moi przyjaciele w ogóle mnie jeszcze znoszą.

- Wpadniemy do ciebie z chłopakami wieczorem? Co ty na to? Tylko nasza czwórka. Rozerwiesz się trochę.

- Chciałem dzisiaj trochę popracować.

- Nie pierdol Tommo. Znamy się od dziecka i jestem pewien, że dopiero co wstałeś i zaraz pójdziesz po kawę, a potem prześpisz cały dzień. Prędzej znajdziesz dzisiaj miłość swojego życia, niż cokolwiek napiszesz.

- Muszę dokończyć album do końca tego roku, Zayn. Zostało mi pięć miesięcy, a napisałem dwie piosenki. Simon chcę zacząć nagrywać w połowie stycznia, a ja jestem dosłownie w dupie.

- Wiem. - powiedział smutny, a ja poczułem się winny, bo to przeze mnie posmutniał. Zawsze ich tylko dołuje zamiast sprawiać, że będą szczęśliwsi. Nienawidziłem siebie, a moja okropna energia ich przesiąkała, przez co tym bardziej nie mogłem na siebie patrzeć i ze sobą żyć. Czasami żałuję, że zaproponowałem im przeprowadzkę ze mną tutaj. Może teraz byłoby im lepiej w innym miejscu, beze mnie, a są tutaj i ja tylko ich dołuje przez to jaką porażką jestem. - Lou wpadniemy i coś wymyślimy, obiecuję. Nasza czwórka nigdy się nie poddaję, racja?

- Zawsze razem?

- Zawsze razem. - uśmiechnąłem się i zakończyłem połączenie, bo Zayn dobrze wiedział co dla mnie jest najlepsze. Czasami miałem wrażenie, że on zna mnie lepiej niż ja sam.

Złapałem za swój notes i ubrałem na siebie porozrzucane ubrania. Muszę tu ogarnąć zanim chłopaki przyjadą, jednak najpierw muszę napić się kawy. Zdecydowanie duży kubek kawy dobrze mi zrobi.

Wieczorem...

Zayn miał racje. Spędziłem cały dzień w łóżku i czuję się trochę jak gnida, a trochę mnie to cieszy, bo potrzebowałem odpoczynku. Jednak nie wiem czy można nazwać odpoczynkiem nadmierne rozmyślanie nad wszystkim. To czasami wykańcza bardziej niż dwudziesto kilometrowy maraton.

Wziąłem szybki prysznic, bo nie jestem fanem długich kąpieli i narzuciłem na siebie moje dresy i moją ulubioną koszulkę. Czasami po prostu jest ta jedna rzecz, do której jesteście okropnie przywiązani. W moim przypadku to stara koszulka.

Spojrzałem w lustro i ujrzałem jeden wielki bałagan. Dresy miały małą dziurkę, a moja ulubienica była upieprzona czymś co najprawdopodobniej nie chciało zejść po kilku próbach prania. Moje włosy były jeszcze wilgotne i rozwalone na wszystkie strony, a zarost na mojej twarzy był większy niż zawsze. Boże. Wyglądam jak wrak człowieka.

Chciałem coś zmienić, może chociaż przebrać tą brudną koszulkę i zostawić ją do spania, ale usłyszałem dzwonek do drzwi i stwierdziłem, że to i tak bez znaczenia. Lepiej wyglądać nie będę.

Otworzyłem drzwi i ujrzałem trójkę moich przyjaciół, którzy od razu rzucili się na mnie jakbyśmy nie widzieli się dwa lata.

- Dzień doberek. Przyniosłem jedzenie! - Niall krzyknął uradowany, a ja tylko się uśmiechnąłem. On naprawdę uwielbia jeść.

- Nic nowego grubasie. - rzucił Zayn, a Liam pacnął go w głowę.

- Przestań. To niegrzeczne. - powiedział i pocałował go w policzek. Byli zdecydowanie za słodcy. Fuj.

- Jakbyście kiedykolwiek przejmowali się byciem grzecznym, wy dupki. - powiedziałem, a Zayn zrzucił swoją bluzę i powiesił ją na wieszaku. Stanął przede mną i zmierzył mnie wzrokiem. Sprawdzał mnie i dobrze to wiedziałem. Potrafił popatrzeć na mnie i wiedzieć co mi jest, a ja byłem za to okropnie wdzięczny, bo nie potrafię sam na własną rękę zwalać się komuś na głowę ze swoimi durnymi przemyśleniami. To nie tak, że nie chciałem pomocy. Po prostu nie lubię o nią prosić.

- Wyglądasz okropnie, Lou. - przytulił mnie, a ja schowałem swój uśmiech w zagłębieniu jego szyi. Wiedziałem, że to nie pierwszy raz kiedy jest mną zawiedzony, ale ja nie radzę sobie z własnymi emocjami. Mam dwadzieścia trzy lata, a czuję się jak dojrzewający trzynastolatek.

- Przepraszam. - powiedziałem cicho, kiedy Niall i Liam kłócili się w kuchni o to, który kolor talerzy wybrać. Idioci.

- Nie przepraszaj mnie za to, że jest ci źle. To w porządku. Każdemu się czasem zdarza. - popatrzył prosto w moje oczy i położył ręce na moich ramionach, a ja poczułem się dobrze i pewnie. Zawsze miałem w nim oparcie.

- Nie przestaję być smutny od dobrych pięciu lat, Zayn. Czasami mam wrażenie, że totalnie zapomniałem co to jest szczęście.

- Tego się nie zapomina. Po prostu musisz to odnaleźć.

- To nie takie łatwe, Z. Ja naprawdę się staram.

- Wiem, słońce. - przytulił mnie jeszcze raz i lekko głaskał moje plecy, a ja powoli się rozpadałem. - Nie możesz pisać?

- Zero. Nie potrafię pisać wesołych piosenek o ćwierkających ptaszkach i krainie wypchanej cukierkami kiedy w środku czuję jedno wielkie, czarne nic. To nie jest możliwe.

- Więc pisz o tym co czujesz. Ludzie to pokochają, ważne żebyś był sobą.

- Simon powiedział, że następny album ma być chociaż trochę wesoły.

- Simon, kto? Pieprzyć tego gnoja. Jedyne co robi to układa sobie swoich ludzi jak pionki.

- Ty to wiesz i ja to wiem i oboje mamy gówno do gadania. - rzuciłem i poklepałem jego ramię, pokazując żebyśmy poszli do kuchni.

- Niall powtarzam po raz ostatni. Jeśli wyłożysz pieprzone spaghetti na czerwony talerz to wyjdzie z tego jeden wielki bajzel.

- Ale te czerwone mają na sobie małe biedronki, Liam!

- Weźmy te zielone.

- Czerwone. - Niall nadal się kłócił, a ja spojrzałem na Zayna, który wyglądał tak samo zdezorientowanie jak ja. Oni naprawdę kłócili się o kolor talerzy. Już naprawdę nic mnie nie zdziwi.

- Stop! Po prostu nałóżcie na jaki lubicie i tyle. Niall weź z biedronkami, a ty Liam możesz wziąć zielone. To nie jest takie ciężkie, naprawdę. - chłopcy popatrzyli na mnie i wzruszyli ramionami. Topór wojenny zakopany...

Jedliśmy, śmiejąc się z głupiego programu w telewizji, a ja czułem się naprawdę w porządku. Takie głupie odmóżdżanie chociaż na chwilę dawało mi dużo nawet jeśli chłopcy nie zdawali sobie z tego sprawy. Są dla mnie jak rodzina i może nie chcę się do tego przyznać ale znaczą dla mnie okropnie dużo.

Zayn wyłączył telewizor, a umazany od sosu Niall próbował wyrwać mu pilot.

- Oglądałem to! - krzyknął, a ja się zaśmiałem, bo to takie w stylu Niall kłócić się o głupi odcinek Garfielda. - Louis powiedz mu coś.

- Zayn, mówię ci coś.

- Jesteście okropni. Oboje. - powiedział Liam i pokazał palcem na mnie i na mulata, a my tylko wybuchliśmy śmiechem, kiedy Niall wydął wargi i schował się za broniącym go chłopakiem.

- Wyłączyłem telewizor, ponieważ mamy ważne ogłoszenie. Prawda chłopaki? - Zayn zwrócił się do pozostałej dwójki, a ja zamarzłem w miejscu. Nienawidziłem niespodzianek tak okropnie, bo to taki nagły cios i nigdy nie wiem jak się zachować.

Liam wyciągnął z kieszeni swojej bluzy kopertę i podał mi ją do ręki. Była cała niebieska, a na samej górze był znaczek ryby i napis „Eroda." Mimo jasnego koloru kartki, poczułem jak przechodzą mnie ciarki.

- Eroda? - popatrzyłem na Zayna, który już szykował się, aby wszystko mi wytłumaczyć.

- Wyspa.

- Kupiliście jebaną wyspę?! - krzyknąłem chyba zbyt głośno, bo po chwili usłyszałem jak pani Marilyn z dołu walnęła miotłą w sufit. - Przepraszam! - krzyknąłem jeszcze raz.

- Czy wyglądam jakbym srał pieniędzmi? - zapytał tym razem Liam, a ja zerknąłem na niego. Nie wyglądał.

- To coś jak wakacje. - powiedział Niall i uśmiechnął się dumnie.

- Chłopaki...Mam wakacje tutaj. Na codzień. To miłe, ale nie możecie robić mi takich prezentów.

- To nie prezent, Lou. To szansa. - Zayn zabrał głos, a ja nie niczego nie rozumiałem. Szansa? Na co? - Dostałem to od mojego dobrego przyjaciela, który tam mieszka. Powiedział mi, że jeśli kiedykolwiek potrzebowałbym ucieczki od codziennego życia to ma dla mnie dwa bilety. Mogę wykorzystać je kiedy chcę. Jeden na przyjazd i jeden na powrót. Zakwaterowanie na trzy miesiąca masz za darmo.

- Masz popieprzonych przyjaciół. - zaśmiałem się i przejechałem palcem po kopercie. - Czemu mi to dajesz? Nie chcesz tego wykorzystać?

- Nie oszukujmy się Louis, jest z tobą coraz gorzej i nawet Niall to zauważył, a wszyscy dobrze wiemy, że on łapie wszystko z opóźnieniem.

- Hej! - oburzył się chłopak.

- To twoja szansa. Wyjedź, zostaw wszystko i zaczerpnij nowego klimatu.

- Zrobiłem to samo, wyprowadzając się tutaj. Nic się nie zmieniło.

- Przeczytaj to co jest w kopercie, Lou. - odezwał się Liam i wstał z kanapy, podając rękę Zaynowi. - Przemyśl wszystko i daj nam znać co o tym myślisz.

- Idziecie już? - zapytałem smutny. Nie chciałem zostawać dzisiaj sam. Nie dzisiaj.

- Zayn obiecał mi kąpiel w morzu, a Niall ma króliki do nakarmienia.

- Króliki? Co do kurwy, Niall?

- Kupiłem kilka i zrobiłem im domek w moim ogródku! Musisz wpaść i je zobaczyć. Lubią marchewki tak samo jak ty. - powiedział i cała trójka wybuchła śmiechem, tylko ja siedziałem naburmuszony.

- Będziecie wypominać mi to do końca życia?

- Nigdy nie znudzi mi się wypominanie ci twojego słabego podrywu na marchewki. Mina tej dziewczyny była bezcenna i żałuję, że tego nie nagrałem. - powiedział Liam i złapał się za brzuch, który bolał go od śmiechu. Zabawne, serio.

Pożegnaliśmy się wszyscy, a Niall i Liam zeszli już na dół, zostawiając mnie i Zayna samego. Wiedziałem, że mówi im o tym co jest ze mną i nie miałem mu tego za złe. Przyjaźniliśmy się w czwórkę i Niall jak i Liam zasługiwali na to, aby wiedzieć co u mnie, jednak to Zayn był osobą, przed którą nie miałem żadnych tajemnic i nie bałem się z nim rozmawiać.

- Lou, to nie był żart. Eroda naprawdę może być twoim nowym startem, a mogę się założyć, że myślisz, że to tylko jakaś głupia wyspa.

- Nie myślę tak...

- Wiem, że myślisz. - uśmiechnął się do mnie i złapał moją twarz w swoje ogromne ręce. - Proszę chociaż przeczytaj to co jest w kopercie.

- Przeczytam.

- Obiecujesz?

- Na małego paluszka. - powiedziałem i złączyliśmy nasze małe palce razem. To była moja ukochana rzecz i taka obietnica była nie do przełamania. Znaczyła dla mnie więcej niż słowa spisane na kartkach. Może to dziecinne, ale taki właśnie jestem.

- Przeczytaj to na spokojnie i daj mi znać. Trzymaj się, Boobear. - zaśmiał się i pocałował moje czoło, po czym roztargał trochę moje włosy. - I wyrzuć tą cholerną koszulkę! Plama od keczupu nie zeszła za pierwszym razem, więc nie zejdzie też za dziesiątym! - krzyknął wychodząc za drzwi, a ja tylko pokazałem mu środkowego palca i wystawiłem język, na co on się zaśmiał.

Popatrzyłem na plamę i przejechałem po niej palcem. A więc keczup?

Rozłożyłem się na kanapie w pokoju i sięgnąłem po niebieską kopertę. Może to była bomba, a Zayn próbuję skończyć moje żałosne życie?

Otworzyłem ją powoli i nic nie wybuchło, więc chyba będę musiał się jeszcze trochę pomęczyć. Papier był dość stary i wszystko było utrzymane w jednym klimacie. Spodobało mi się, więc od razu rozłożyłem kartkę i zacząłem czytać.

Eroda. Wyspa jak żadna inna.

Potrzebujesz wyrwać się od codziennego zgiełku w twojej głowie? Twoje myśli zagłuszają twój spokój? A co gdyby odpłynąć w rejs po morzu używając jedynie swojego głosu? Eroda nie jest zwyczajną wyspą. Tutaj możesz wyłączyć myślenie na dłużej niż dwie godziny. Dlaczego? To miejsce nie istnieje. Nie czujesz się przytłoczony, bo nie masz czasu kiedy wszystko jest tutaj takie piękne. Wyłącz swoje myślenie i odwiedź nas, aby przekonać się, że istnieję miejsce twoich marzeń.

P.S. Uważaj na niego. Nikt nie chcę, aby stała ci się krzywda.

Okej to jest cholernie przerażające i potrzebowałem zapalić większe światło w pokoju, aby przeczytać to jeszcze raz.

Odpłynąć w rejs statkiem używając własnego głosu? Uważać na niego? Uważać na kogo?!

Ta cała sprawa była cholernie podejrzana i dziwna. Dodatkowo tekst, że ta wyspa nie istnieje. Super żarty Zayn, uśmiałem się jak nigdy.

Rzuciłem kartkę na bok i położyłem się na łóżku. Obietnica spokoju była czymś na co nie mogłem sobie pozwolić. Ludzie, którzy nie zmagają się z własnymi myślami, nie wiedzą jaki to ból być ranionym przez własne słowa. Na początku to przychodzi delikatnie, kiedy ktoś powie ci jakiś żart na twój temat, a ty śmiejesz się, jednak potem zaczynasz myśleć czy to prawda, czy naprawdę taki jesteś. I tak staczasz się, myśląc nad wszystkim jak jebany filozof, a twoja głowa pulsuję i nie potrafisz się nad niczym skupić. To brzmi głupio. „To tylko myśli, po prostu przestań i tyle". Ale to są aż myśli, które z dnia na dzień zabijały mnie coraz bardziej. Nie chciałem czuć i naprawdę chciałbym chwilę oddechu.

Poczułem jak ogromne łzy spływają po moim polikach, a ja zwinąłem się w małą kulkę, próbując nie rozlecieć się na kawałki. Nigdy nie byłem i nie będę wystarczająco dobry dla kogokolwiek i to tak strasznie mnie rozrywa. Nie chcę być problemem, a jestem ciągle większym, próbując poskładać się w jedną kupę. To takie błędne koło, w którym kręcę się od dobrych kilku lat.

Złapałem się za włosy i pociągnąłem je lekko, aby poczuć coś innego niż ból psychiczny. Wstałem z kanapy i wyciągnąłem tabletki z szuflady, łykając dwie na raz. Popatrzyłem w lustro, a łzy wylały się ze mnie jeszcze bardziej.

Wyglądałem jak śmierć i byłem przerażony swoim stanem.

Zerknąłem na odrzuconą na stół kartkę i niebieską kopertę. Może jednak obietnica spokoju wydawała się dobrym rozwiązaniem?

Cokolwiek spotka mnie na tej wyspie, muszę tam pojechać. Muszę stąd uciec i nawet jeśli tam umrę to przynajmniej spróbuje, racja? Nic nie będzie gorsze od tego co czuję w tym momencie, a jeśli Zayn mówił, że to moja szansa, to dobrze. Zaufam mu i jeśli zginę to przynajmniej będę miał wreszcie spokój.

Continue Reading

You'll Also Like

7.4K 362 18
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
16.8K 725 22
Jimin już dawno temu stracił pokłady wiary w siebie. Czuje się bezwartościowy, co potęgują słowa słyszane od ludzi z jego szkoły. Bolesnym elementem...
32.3K 2.9K 11
Czasami siedzi nam głęboko w głowie uczucie pożądania wolności, którego nie możemy się pozbyć. Chcemy wyrwać się i na chwilę zniknąć, przestać czuć...
13.6K 1K 27
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...