paycheck ﻬ taekook (one shot)

By kiviaok

27.1K 1.9K 3.2K

Kiedy obrazy i dokumenty to za mało dla ambitnego fałszerza, podrabianie czeków wydaje się idealną odskocznią... More

paycheck

19.5K 1.2K 3.1K
By kiviaok

/bardzo ładnie proszę, by każdy przeczytał najpierw notatkę w poprzednim rozdziale albo chociaż opis książki, by później nie było, że przed czymś nie ostrzegałam, ani czegoś nie sprostowałam!/

● • ♥ • ●


● • ♥ • ●

Kiedy powielane latami czynności, skrupulatnie wykonywane zadania i precyzja na miarę najświetniejszych chirurgów świata za każdym razem przynoszą efekt wielce pożądany, człowiek na pewnym etapie przestaje odczuwać jakiekolwiek obawy. Mózg młodego, ale mimo to całkiem doświadczonego, geniusza, wbrew zdrowej logice, popada w samouwielbienie i wykształca tak silną i niezachwianą pewność siebie, że "porażka" już więcej nie jest brana pod uwagę. Właśnie dlatego na tym etapie pojawiają się problemy, a każde, choćby najmniejsze potknięcie, które wcześniej dało się przewidzieć, teraz skutkować będzie bolesnym upadkiem.

Oby nie na samo dno.

Taehyung zamrugał leniwie powiekami i poprawił zsuwające się z nosa okulary. Przeczesał palcami niechlujnie rozczochraną grzywkę i po raz dziesiąty w ciągu jednej minuty zerknął na zegarek. Kolejka w poczekalni przestronnego hallu przesuwała się w ślimaczym tempie i młody mężczyzna przez chwilę rozważał zabranie z ziemi swojego spranego plecaka z idiotycznym nadrukiem deskorolki, by następnie opuścić ten ociekający złotem przybytek, trzasnąć drzwiami i zrezygnować. Sam już tak naprawdę nie był pewien, dlaczego to w ogóle robi, ani dlaczego w tak prestiżowym miejscu, wypełnionym po brzegi milionerami w garniturach, każe się klientom tak długo czekać. Karygodne.

Kolejne skrzypnięcie drzwi, kolejny stukot szpilek od Louboutin, wywołujący na jego twarzy niezbyt urodziwy grymas.

– Zapraszam.

Brunet westchnął ciężko, widząc sztucznie uśmiechniętą pracownicę banku w progu jednego z pomieszczeń. Szok wywołany widokiem kogoś tak nieodpowiednio wyglądającego minął już zapewne dawno temu, w końcu siedział na tym niewygodnym fotelu dobre czterdzieści minut (a ponoć czas to pieniądz). Poprawił zaplątane frędzelki kaptura swojej ekstrawaganckiej bluzy w krowie łaty, wcisnął pod pachę teczkę pełną podrobionych rano na kolanie dokumentów, i myśląc o tym czy na obiad lepsza będzie pizza, czy może jednak kaczka po pekińsku, minął nizutką szatynkę uśmiechając się półgębkiem.

Przecież to nie pierwszy raz. Przecież zawsze się udawało. Czemu teraz miałoby być inaczej?
Może gdyby wiedział odpowiednio wcześniej, że szanowna pani bankier i szanowny pan Jeon, którego w ciągu kolejnych minut planował sprytnie okraść, mają ciągnący się od kilku miesięcy romans, teraz uciekałby stąd pędem, potykając się o własne nogi na marmurowych schodach.
Ale na niegroźne potknięcia już chyba za późno.

~~

          Gdyby kazano Taehyungowi wskazać przełomowy moment w swoim życiu, bez głębszego zastanowienia wskazałby na swój pierwszy egzamin podczas pierwszego roku studiów. To nie tak, że jego ego przewyższało wtedy iloraz inteligencji, wręcz przeciwnie. Taehyung zawsze wiedział, że jest pojętny, a to, czego nauczy się w teorii, później użyje w praktyce. Wiedział także, że na tle innych studentów jest niezaprzeczalnie wyjątkowy. Od kiedy tylko został przyjęty na sekcję malarstwa na jednej z lepszych na świecie Akademii Sztuk Pięknych, sumienna praca i chęć udowodnienia, że w pełni zasłużył na swoje miejsce, spędzały mu sen z powiek. Naturalnie, po każdych zajęciach praktycznych wracał do mieszkania z nutą żalu, przełkniętą podczas rozmów z profesorami, ale mimo wszystko był wdzięczny i dumny z samego siebie, że w ogóle ma możliwość słuchania na temat swoich mniejszych czy większych dzieł krytyki z ust tak szanowanych osobistości. Nie było łatwo raz za razem bronić swojego groteskowego stylu, ani tłumaczyć po tysiąc razy, że inaczej niż reszta interpretuje pewne zjawiska, przedmioty i metafory. Cała jego sztuka była, generalnie rzecz biorąc, jedną wielką metaforą, pełną ukrytych znaczeń i symboliki.

"Panie Kim, każdy malarz ma swój własny styl, ale każdy powinien także znać podstawy. Każdy powinien umieć choć w najmniejszym stopniu tworzyć dzieła różne, bez względu czy chodzi o martwą naturę, romantyczne pejzaże, tradycyjne malarstwo koreańskie, portrety, czy abstrakcję. Kształcimy naszych studentów wszechstronnie, a pan uparcie ignoruje polecenia i bazgra te swoje tajemnicze plamy wypchane po brzegi nikomu niezrozumiałą symboliką. Czy naprawdę tak bardzo chce się pan pożegnać z tą uczelnią z powodu zwykłej pychy? Mieliście państwo za zadanie namalować morze podczas sztormu, tymczasem pan pokazuje mi czerwone koło i kobietę owiniętą kotwicą. Doceniam otwarty umysł i nowatorskie rozwiązania, ale czasem trzeba po prostu dopasować się do reszty."

Taehyung nie potrafiłby policzyć, ile godzin przepłakał po tych godzących w jego kreatywność słowach. To bolało, to tak cholernie bolało, i choć myśl o oblaniu egzaminu i skreśleniu z listy studentów była prawdziwie wstrząsająca, Taehyung nie zamierzał "dopasowywać się do reszty". Może był zwyczajnie uparty, a może naiwny, myśląc, że szkoła wyższa wreszcie pozwoli mu na rozwinięcie skrzydeł w tym, w czym czuł się dobrze. Może Taehyung był tylko naiwnym nastolatkiem, kiedy ubzdurał sobie, że ktoś się przed nim ukłoni, poda puste płótno i pędzle z niemym "twórz zgodnie ze swoim sercem i duszą" na ustach. To był ten moment, tak, to styczniowe popołudnie, kiedy zamiast braw zebrał kolejne, pełne politowania i rezygnacji westchnienia, a mama zamiast płakać ze szczęścia, płakała późnym wieczorem z rozpaczy. To styczniowe popołudnie, kiedy profesor Lee pokręcił głową i odebrał mu tytuł studenta, było właśnie tym przełomowym momentem.

Ironicznie, ponieważ kilka lat później najpewniej dostałby od Lee dyplom z wyróżnieniem.


~~



          Pierwszą udaną replikę "Mona Lisy" Taehyung stworzył gdzieś w połowie czerwca. Zima tamtego roku była prawdopodobnie najbardziej ponurą w jego życiu i choć wiedział, że obrona swojej dumy i swojego stylu, za które zapłacił zwrotem indeksu, powinna pchnąć go w wir pracy nad malarstwem, które było mu najbliższe, to jednak sprawy potoczyły się zupełnie inaczej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Być może było to kwestią pewnego rodzaju rozgoryczenia, być może to za sprawą wciąż tym faktem zdołowanej rodzicielki, albo może to ta jedna butelka soju za dużo, kiedy wściekły Taehyung chwycił za pędzle po ponad miesiącu bezczynnego leżenia w łóżku i marnowania powietrza.

Taehyung chciał jedynie udowodnić przed samym sobą, że jego wydalenie z uczelni było po prostu błędem, że zasługiwał na miejsce w szeregach najlepszych w kraju, a to, że zwyczajnie nie miał ochoty na kopiowanie znanych dzieł i odtwarzanie zajęć plastyki z gimnazjum, nie było wystarczającym powodem, by zakwestionować jego zdolności. Dlatego też włączył na pełnym ekranie pierwszy lepszy obraz z grafiki Google po wpisaniu frazy "znane dzieła sztuki" (padło oczywiście na "Mona Lisę", co absolutnie go nie zaskoczyło). Mijały długie godziny i gdy po nieprzespanej nocy wreszcie odłożył pędzel, był efektem swojej pracy co najmniej zawiedziony. Może i zakończyłby tę głupią zabawę, gdyby wyszukiwarka pokazała mu "Krzyk" Muncha albo wedle jakie dzieło van Gogha, których styl w dużym stopniu podzielał, ale padło na tę nieszczęsną "Mona Lisę" i Taehyung naprawdę się załamał, dochodząc do wniosku, że prawdopodobnie Lee miał rację.

Jednak ta cała niedorzeczna sytuacja zmotywowała bezrobotnego, podupadającego na duchu artystę do maksimum. Luty zamienił się w marzec, a marzec równie szybko w kwiecień. Taehyung mógłby policzyć na palcach jednej ręki, ile razy w tym czasie opuścił mieszkanie (głównie z przymusu dokupienia farb), co wewnętrznie dość mocno go brzydziło. Mama nazwała go szaleńcem, gdy weszła pewnego wieczoru do jego pokoju i aż schowała nos w dekolt swojego pudrowego sweterka. Martwiła się, widząc jego przekrwione oczy, zapadnięte policzki i niemyte dniami, rozburzone włosy. Lecz za każdym razem, gdy przynosiła mu świeżo upieczone ciasto albo makaron z sosem, Taehyung zdawał się jej nie zauważać. Od kiedy po raz pierwszy podjął się odwzorowania "Mona Lisy", była to jedyna kobieta, jedyna w ogóle rzecz, jaka zakrzątała jego myśli. Taehyung doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że popadł w obsesję, ale liczył, że skończy się ona w momencie, w którym twór jego dłoni na płótnie nie będzie się różnić choćby najmniejszym szczegółem od oryginału wiszącego w Luwrze.

(Aż wreszcie przyszedł czerwiec i Taehyung popłakał się jak małe dziecko, gdy mama złapała się za głowę, pytając, jakim cudem obraz da Vinci znalazł się w ich salonie.)


~~


          – Oryginał? – Mężczyzna około czterdziestki zlustrował po raz kolejny niewielki prostokąt z ilustracją tygrysa w rękach Taehyunga, który ostatkiem sił powstrzymywał wybuch śmiechu. Nie sądził, że kiedykolwiek trafi na kogoś tak przygłupiego i naiwnego, gotowego zaoferować dzięsiątki tysięcy dolarów za kopię czegoś, co wisi w jednym z seulskich muzeów.

– A wyglądam na oszusta? – wyszeptał chłopak, na co biznesmen zmarszczył brwi i westchnął. Dobry Boże, był po prostu ewenementem i Taehyunga z jednej strony to przerażało, a z drugiej chyba nie dziwiło. Wielu jest przecież na świecie znawców i pasjonatów sztuki, jednak jeszcze więcej jest bogatych pozerów, którzy o malarstwie wiedzą tyle, że jest to coś, co wisząc na ścianie doda jego domostwu prestiżu wśród równie pustych, bogatych znajomych.
Mężczyzna kolejny raz zerknął na zapisany w telefonie obrazek i porównał go z tym trzymanym przez Tae w dłoniach. Śmiechu warte.

– Wygląda na autentyk, ale sam nie wiem...

– Bierzesz pan albo nie, nie po to udawałem pracownika muzeum i latami planowałem podmianę, by teraz ktoś kręcił nosem mając okazję kupić to dzieło sztuki za tak naprawdę marne grosze – prychnął, zakrywając obraz drugim płótnem.

– Pan... pan w-włamał się do muzeum?

– Nie, wysłali mi ten obraz kurierem! – sarknął, pocierając kciukami skronie. – Oczywiście, że się włamałem. To albo pan bierzesz, albo w tym momencie oddzwaniam do kolejnego potencjalnego nabywcy.

– Dobrze, już dobrze! Biorę! – westchnął gorączkowo, wyciągając z marynarki druczek, który pospiesznie podpisał. Taehyung uśmiechnął się półgębkiem i wystawił dłoń, lecz mężczyzna w ostatniej chwili się zawahał. – A czy... czy mógłbym najpierw załatwić jakiegoś, no nie wiem, znawcę, by ocenił autentyczność? Mimo wszystko, panie Kim, nie chciałbym wydać takiej kwoty na-

– Jaja sobie pan teraz ze mnie robi? Naprawdę pan chce, żebyśmy obaj zgnili w więzieniu?! Kradzież, paserstwo, kupno skradzionego dobra narodowego, niepowiadomienie o przestępstwie... Mam wymieniać dalej, za co mogą i mnie i pana przymknąć? Bo w tym momencie byłby pan współwinnym moich występków – Taehyung uniósł brew, widząc jak starszy od razu kręci głową i podsuwa czek w stronę zadowolonego ze swojej gry aktorskiej Kima.

Dwa, te same obrazy później, Taehyung zarobił na swoje pierwsze mieszkanie w całkiem przyzwoitej okolicy. Zabrał także mamę na wycieczkę do Paryża, gdzie większość czasu spędzili, oczywiście, w Luwrze. (Taehyung miał wrażenie, że Mona Lisa posłała mu zalotny uśmieszek, kiedy w końcu zobaczył ją na własne oczy. Być może pomyliła go z da Vinci.)


~~


          Taehyung nie od razu dał się wciągnąć w świat fałszerstw, w końcu, jak każdy, stresował się zrobić coś, za co mógłby trafić do więzienia czy płacić grzywny. Gdy sprzedawał swoje pierwsze, udane repliki bardziej popularnych dzieł, z góry informował o tym swoich klientów. Zresztą, nie sądził, by kiedykolwiek oszustwo co do autentyczności uszło mu na sucho i bez wzbudzania podejrzeń. Nie wystarczy przecież odwzorować obraz i umieścić na aukcji. Najpierw trzeba stworzyć pewnego rodzaju sieć kontaktów, wymyślić trzymające się kupy bajeczki, dlaczego dwudziestodwulatek w pogniecionej koszuli jest posiadaczem obrazu wartego grube miliony. Dlatego też jego pierwsze zarobki były wynikiem dobrej reklamy na Instagramie, a całkiem pokaźne grono chętnie kupowało jego podróbki. Nie były to wielkie kwoty, ale zawsze coś. Nawet kilka osób z uczelni rozpoznało go po tych kilku latach, pisząc z niemałym szokiem, jak bardzo są pod wrażeniem i jak bardzo się po nim tego nie spodziewali.

Czy było to jakkolwiek pochlebiające czy motywujące? Oczywiście, że nie. Taehyung bez przerwy pluł sobie w brodę i potajemnie nienawidził tego, jak okropnie się sprzedał. Nigdy bowiem nie sądził, że stanie się praktycznie mistrzem w dziedzinie, przez którą wyrzucili go z uczelni na bruk. Było mu wstyd, nie po to tak zacięcie bronił swojego stylu, swojego własnego "ja", by później kompletnie je zatracić. Być może dlatego po wizycie jedynego wartego uwagi kolegi z czasów studiów, zdecydował się usunąć instagramowe konto. Być może to właśnie Park Jimin był pierwszą nicią w jego potężnej sieci niecałe dwa lata później.

"Wiesz, znam takiego jednego, Tae... Jest bardziej głupi, niż bogaty, a facet praktycznie podciera się pieniędzmi. Wcisnąłem mu kiedyś "Babie lato", gdzie totalnie zniekształciłem proporcje, mówię ci, nawet laik by zobaczył, że coś nie gra. A twoje kopie? Taehyung, gdybym nie wiedział, że malowałeś to wczoraj w nocy, pewnie byłbym przekonany, że to oryginał..."


~~


          Obrazy były fajną zabawą i przez długi czas pełnoetatowym zajęciem. Taehyung po jakimś czasie nie wiedział co robić z pieniędzmi. Nigdy nie był materialistą, nie uważał, że przypływ gotówki musi wiązać się z diametralną zmianą stylu życia. Nadal kupował tanie T-shirty w sieciówkach, nadal zamawiał pizzę na wynos i korzystał ze zniżek na napoje, nadal wolał jeździć metrem niżeli taksówką. Pod takimi względami, praktycznie nic się nie zmieniło. Nie wzbudzał szczególnej uwagi sąsiadów, ani nie był tematem plotek koleżanek mamy. Ludzie brali go za przeciętnego szaraczka, myśląc, iż zapewne pracuje w jakiejś małej firmie, ewentualnie tworzy ilustracje do książek lub komiksów.

Ale Taehyung nie lubił statycznego życia, co prawda kochał sztukę, kochał malować, tworzyć, ale w tej rutynie brakowało adrenaliny. Sprzedawanie podróbek obrazów przygłupim bogaczom już więcej nie wiązało się z przyjemnym dreszczykiem i skokiem ciśnienia. Teraz to wszystko było zwyczajną pracą, pozbawioną początkowego strachu i ekscytacji. Taehyung porównałby to do nakładania kanapek na tacki w Subwayu albo do nalewania kawy klientom śniadaniowych restauracji. Ot, żmudna praca, by zarobić na chleb i opłacić rachunki. Dlatego kiedy pewnego wieczoru Jimin zażartował, że skoro tak dobrze podrabia obrazy, to może równie szybko nauczyłby się podrabiać dokumenty. Taehyung też się zaśmiał, ale po jakichś pięciu miesiącach, gdy sprzedał grupce gnojków z liceum fałszywe dowody i prawa jazdy. (Ojciec jednego z nich rok później zamówił u Taehyunga dwa paszporty na dwa różne nazwiska.)


~~


          – Serio, Taehyung, kiedy ostatni raz się z kimś przespałeś? – zapytał pewnej niedzieli Jimin, siedząc przy kuchennej wysepce z kubkiem imbirowej herbaty. Taehyung nie wiedział, jak to się stało, że teraz wizyty równolatka były czymś na porządku dziennym, ani kiedy ich znajomość przekształciła się w całkiem ciepłą i (zazwyczaj) uroczą przyjaźń.

– Nie pamiętam – odchrząknął, zbyt zajęty estetycznym nakładaniem japchae na talerzach. – Nie mam czasu na związki i randkowanie, wiesz przecież.

– Pytałem o seks, nie randki. Nie wiem, jesteś ostatnio trochę spięty, ciągle praca i praca. Pożyj trochę, zabaw się – zasugerował Park, podpierając głowę na otwartej dłoni. – Pamiętasz Minę? Przedstawiłem ci ją na wernisażu Minseoka. Spodobałeś się jej, jak chcesz, mogę dać jej twój numer.

– Nah.

– "Nah" Mina, czy "nah" kobieta? – zaśmiał się Jimin, widząc jak Taehyung z rezygnacją kręci głową.

– Jak znajdziesz jakiegoś malarza, który jest hetero, to daj znać, będę bić brawo – sarknął, kładąc na blacie makaron z warzywami.

– Dziewczyny są fajne. Mają delikatne ciało, delikatny dotyk, miękkie cycki. Nie wiem, przy nich czuję się męsko i choć wiem, że nad ranem ich nie będzie, to... chociaż na te kilka godzin... bije od nich takie ciepło, że uśmiecham się jak głupi.

– Podoba mi się twoje podejście.

– To jakie jest twoje?

Taehyung przełknął makaron i zamyślił się na chwilę.

– To nie tak, że nie lubię kobiet. Są seksowne, naprawdę seksowne. Powiedziałbym wręcz, że kobiety są najpiękniejszymi istotami na świecie. Ale... nie wiem, po prostu z żadną nie chciałem czegoś więcej, niż przyjaźń. Nie umiałbym zadbać o kobietę tak, jak należy.

– Czyli o facetów nie trzeba dbać, twoim zdaniem? – zaśmiał się Park, widząc jak policzki Kima zaczynają się lekko czerwienić.

– Moim zdaniem, problem leży we mnie. To mną trzeba się zająć. Całe życie miałem tylko mamę, wiesz? Nie lubili mnie w szkole i brakowało mi bliskości. Z kimkolwiek, jakiejkolwiek. Po prostu... chciałbym czuć w nocy czyjeś silne ramiona wokół mojej talii, chciałbym czuć się bezpiecznie. Chciałbym kogoś, przy kim czułbym się mały, jakbym był jego oczkiem w głowie. Kobieta by mi tego nie dała, i to w porządku, bo również nie byłbym dla niej wyśnionym kochankiem. Nie chcę udawać, nie chcę do końca życia nosić maski.

– Wiesz, że to tak nie działa, prawda? Nie każda dziewczyna marzy o umięśnionym właścicielu firmy, który będzie ją nosił na rękach. Tak samo jak nie każdy facet marzy o filigranowej laleczce z wielkimi oczami i jeszcze większymi cyckami.

– A ja marzę o facecie, który mnie pokocha i o mnie zadba, bo w mojej głowie właśnie tak to działa.

Jimin uśmiechnął się ciepło i westchnął, skubiąc pałeczkami makaron.

– Po prostu przyznaj, że podniecają cię kutasy – mruknął ostatecznie, na co Taehyung mało nie zakrztusił się sokiem jabłkowym. Pokręcił głową i spojrzał na przyjaciela z radosnymi iskierkami w oczach.

– Tak, Jimin. Po prostu podniecają mnie kutasy.

– To teraz wróćmy do początku. Kiedy ostatni raz się z kimś przespałeś?

– Jimin... – jęknął brunet, prawie uderzając czołem o blat.

– Boże, pierwszy lepszy gejowski klub i miałbyś chętnych na pęczki!

– Brzydzi mnie to – powiedział z wyraźnym grymasem na twarzy i nagłą powagą, jednak widząc skołowaną minę Parka, postanowił uściślić. – Sypianie z nieznajomymi. Pieprzenie się w klubowych toaletach. Partnerzy na jedną noc. Nieważne, jak bardzo miałbym ochotę na seks, ani jak bardzo ten ktoś byłby przystojny. Nazwij mnie staroświeckim, nazwij mnie cnotką, ale to po prostu nie w moim stylu. Nie pokazuję ani nie daję swojego ciała osobom, które na drugi dzień zapomną o moim istnieniu. Wiem, jak to jest być zwyczajnie użytym i wykorzystanym i nigdy więcej nie-

– Hej, Tae, spokojnie – wyszeptał Jimin, łapiąc drżącą dłoń przyjaciela. Po policzkach Taehyunga spłynęły łzy. – Przepraszam, okej? Ja tylko żartowałem, broń Boże do niczego cię nie zmuszam, ani nie namawiam. Naprawdę to szanuję i jestem pełen podziwu, jak ty  szanujesz samego siebie. Mam nadzieję, że osoba, która cię skrzywdziła, będzie smażyć się w piekle.

Taehyung skinął głową i kolejną rzeczą, jaką zarejestrował, były ramiona Jimina zamykające go w ciepłym uścisku.


~~


          – Jest pan pewien, że pan Jeon wypisał ten czek? – drobna szatynka zmarszczyła brwi, wpisując dane do komputera.

– Sam się przecież nie wypisał – prychnął, czego szybko pożałował, widząc nietęgą minę bankierki. Prawdopodobnie swoją niekulturalną odzywką wzbudził jeszcze większe podejrzenia, niż dotychczas. To nie był pierwszy czek, który podrobił, a mimo to pracownica banku uparcie drążyła, zagryzała wargi i lustrowała jego posturę co kilka sekund. – Jest jakiś problem, czy o co chodzi?

– Obawiam się, że będę musiała osobiście zadzwonić do pana Jeona, by potwierdził transakcję, panie Han – mruknęła, poprawiając na nosie okulary, gdy kolejny raz rzuciła okiem na dowód Taehyunga z fałszywymi danymi.

– A mógłbym chociaż znać powód? To niedorzeczne, jak traktują państwo-

– Właśnie z szacunku do naszych klientów wolimy zawsze się upewnić, gdy mamy chociaż najmniejsze podejrzenia co do autentyczności jakichkolwiek dokumentów, czy też przelewów. To nie zajmie długo, proszę poczekać. Skoro pan Jeon faktycznie podpisał czek, to nie powinien się pan tak denerwować – zagruchała, usmiechając się sztucznie, a Taehyung marzył o tym, by podłoga pod nim się rozstąpiła i go zwyczajnie wessała. Skinął jedynie głową, obserwując jak kobieta znika w innym pomieszczeniu. Teoretycznie miał teraz chwilę na ucieczkę, jednak fakt, że po raz pierwszy coś poszło niezgodnie z planem, kompletnie go sparaliżował. Taehyung czuł, jak oblewają go zimne poty, jak jego dłonie zaczynają się trząść, a kiedy szatynka wróciła na swoje miejsce, przysiągłby, że właśnie balansuje na granicy zawału.

– Jungkook... to znaczy, pan Jeon, powiedział, że nie przypomina sobie zlecenia takiej transakcji, dlatego zaproponował, że przyjedzie tu osobiście, aby się upewnić. Powinien być tu w ciągu dwudziestu minut, jeśli jednak wizja czekania wydaje się panu problematyczna, będę musiała odrzucić czek i zgłosić sprawę o ponowne rozpatrzenie i-

– Nie, nie! W porządku, poczekam – wydusił zestresowany, bo szczerze mówiąc sam już nie wiedział, jakie rozwiązanie byłoby w tej patowej sytuacji najlepsze. Prawdopodobnie żadne.

– Świetnie. W takim razie, może napije się pan kawy?

– Wystarczy woda.


~~


          Taehyung mniej więcej wiedział, jak wygląda Jeon Jungkook. W końcu zawsze sprawdzał dokładnie wszystkie możliwe informacje na temat osób, które zamierzał okraść. Może i nie znalazł czegoś lepszego od kilku zdjęć z archiwum firmy, na których mężczyzna odbierał jakieś nagrody, czy podawał ręce nowym partnerom tuż po podpisywaniu wielomilionowych kontraktów. Jungkook był znany. Był cholernie znaną osobistością w Korei, nie tylko dlatego, że jeszcze przed trzydziestką dorobił się takiego majątku i z małej firmy odziedziczonej po ojcu stworzył międzynarodowe imperium. Fora internetowe i portale plotkarskie wypełnione były artykułami o jego hojności, o jego współpracy z UNICEF, a także informacjami, jakoby posiadał w domu co najmniej osiem zaadoptowanych futrzaków, w co Taehyung nie chciał wierzyć. W jego oczach Jungkook był zwyczajnym filantropem, tak samo jak reszta bogaczy i sław. Ilu z nich ma tak naprawdę dobre serce? Ciężko ocenić, chociaż Taehyung szczerze liczył, że Jungkook okaże mu swoje miłosierdzie i nie wezwie policji. Nie musi przecież potwierdzać transakcji, nie musi dawać mu pieniędzy, niech po prostu zamknie tę sprawę, popatrzy na niego krzywo i odejdzie w blasku chwały.

– Dzień dobry. – Taehyung odwrócił się z takim impetem, że mało nie złamał sobie karku. Wyczekiwany przez wszystkich biznesmen wreszcie pojawił się w pomieszczeniu, a Taehyung miał ochotę głośno się zaśmiać, widząc jak na widok piekielnie przystojnego mężczyzny kobieta zaczyna się rumienić i kręcić na palcu pęk włosów. Teraz wszystko zaczynało mieć sens.

– Pan Jeon! Dzień dobry, to jest właśnie pan Han, a tutaj czek, który miał pan sprawdzić – mówiła entuzjastycznie, a Taehyung zastanawiał się, jak bardzo kobieta się powstrzymuje, by na niego zwyczajnie nie skoczyć.

– Pan Han... mhm – mruknął Jungkook, przyglądając się Taehyungowi. Brunet czuł się zupełnie tak, jakby ktoś wcisnął go w skaner, prześwietlając wszystkie kości i wnętrzności. Bał się popatrzeć na mężczyznę, bał się, że poruszy się choćby o milimetr, a w banku włączy się alarm. Jungkook mógł go zrujnować w ułamku sekundy, a mimo to nadal stał w tej niezręcznęj ciszy z dłońmi wciśniętymi w kieszenie marynarki. – Mógłbym zobaczyć czek? – zwrócił się po chwili do kobiety, na co ta energicznie pokiwała głową i z uśmiechem na ustach podała mu ten niechlubny papierek. Jungkook zmarszczył brwi z widocznym zdziwieniem i Taehyung miał ochotę przybić sobie piątkę, bo jak widać, nawet Jungkook miał problem ze stwierdzeniem, czy podpis faktycznie należy do niego i pewnie zachodził w głowę, czy nie wypełnił czegoś po pijaku w jakimś pubie.

– Odrzucamy czy akceptujemy, panie Jeon? – powiedziała zaintrygowana, kiedy Jungkook niespodziewanie obrócił się w stronę delikwenta i spojrzał mu prosto w oczy. Taehyung miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi, bo w rękach tego nieludzko przystojnego mężczyzny spoczywały jego losy. Jungkook otworzył usta, najpewniej z zamiarem zdemaskowania jego niewystarczająco sprytnego przekrętu, lecz nim zdążył cokolwiek powiedzieć, broda Taehyunga zadrżała, a w kącikach jego oczu nagromadziły się łzy. Jungkook był skołowany, dało się to wyczuć i Taehyung modlił się, by wszystkie te artykuły o dobrodusznym biznesmenie nie okazały się zwyczajnym stekiem bzdur.

– Proszę... – wyszeptał pod nosem, tak cicho, że nawet sam tego nie usłyszał, a co dopiero stojący nieco dalej mężczyzna. Jednak Jungkook musiał odczytać poprawnie z jego ruchu warg, bo nie minęła minuta, a głośno westchnął i machnął ręką.

– Akceptujemy. Proszę wypłacić panu Han podaną kwotę, a ja pozwolę sobie zostać tutaj aż do zakończenia transakcji. Będziemy musieli później porozmawiać – powiedział w stronę chłopaka, który już dłużej nie umiał wstrzymywać łez. Ulga. Obezwładniająca ulga. Właśnie to czuł Taehyung, kiedy zdziwiona tą całą sytuacją bankierka skinęła głową i wróciła do swoich obowiązków.


~~


          Taehyung przygryzł dolną wargę, trzymając przy klatce piersiowej walizkę pieniędzy. Jungkook nie odrywał od niego wzroku, paląc pod gmachem banku mentolowego papierosa. Od kiedy wyszli z budynku, nie zamienili ze sobą słowa i Taehyung równie dobrze mógłby uznać, że kasa należy do niego i pora się zwijać, byleby nie denerwować swoją osobą tego anioła w ludzkim ciele. Jednak sumienie gryzło go tak potwornie, że niczym wierny pies krok w krok podążał za Jungkookiem, który sprawiał wrażenie, jakby był co najmniej rozbawiony.

– Więc? – odezwał się wreszcie, wyrzucając żarzącego się papierosa do popielniczki.

– Oddaję – wypalił Taehyung, unosząc w powietrze walizkę, na co Jungkook głośno prychnął. Taehyung postawił ją więc pod stopami mężczyzny i skrzyżował na piersi ramiona, które zaczął z nerwów lekko pocierać. – Okej, więc jeśli to by było na tyle, to będę się zbierał. Nie jadłem obiadu i mam ochotę na pizzę, a tu za rogiem jest Domino's – bełkotał, czerwieniąc się przy tym jak zawstydzona dziewczynka. To była, bez dwóch zdań, najbardziej niezręczna chwila w jego życiu.

– Wiesz, ja właśnie jechałem coś zjeść, ale zadzwonili z banku w sprawie czeku, którego na tysiąc procent nie podpisałem, i... pewnie już wiesz, co było dalej – odparł sarkastycznie, a Taehyung miał ochotę rozbić sobie swój pusty łeb o pierwszą lepszą ścianę.

– To niech pan zje ze mną pizzę – powiedział, gryząc się w język zdecydowanie za późno. Jungkook zaśmiał się perliście na te słowa i podniósł z ziemi walizkę, którą wepchnął Taehyungowi z powrotem w ręce.

– Trochę się dzisiaj wzbogaciłeś, także rozumiem, że stawiasz – odpowiedział, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. – I nie jestem aż taki stary, wystarczy Jungkook. Ewentualnie hyung.

– Okej. Hyung. To... to chodź – mruknął po cichu, powolnym krokiem ruszając w stronę pizzerii. Jungkook po raz kolejny pokręcił głową i aż otarł łzę rozbawienia z policzka. To było lepsze niż komedia i nawet jeśli brzydziły go jakiekolwiek przestępstwa, tak teraz nie żałował, że przymknął oko. Przynajmniej trochę się rozerwie. – Jaką lubisz? Pizzę, w sensie. – Jungkook na to pytanie powtórnie wybuchnął śmiechem, a policzki Taehyunga już chyba nie mogłyby być bardziej purpurowe.

– Hawajską.

– O fuj, za hawajską nie płacę. Musisz wybrać inną.

Jungkook, po tych słowach, już po prostu musiał oprzeć się o tablicę z nazwą przystanku i złapać za brzuch. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak szczerze i gromko się śmiał.


~~


          Jungkook powoli przeżuwał dość spory kawałek mięsnej pizzy, patrząc jak Taehyung wesoło pałaszuje już trzeci kawałek. Być może pochłanianie jedzenia jak utylizator było jego sposobem na radzenie sobie ze stresem, a być może nie jadł przez ostatni miesiąc. Mimo wszystko, Jungkook obstawiał pierwszą możliwość.

– Więc, Minjae, jak naprawdę masz na imię? Bo zgaduję, że dowód też podrobiłeś? – zapytał nagle, na co Taehyung cały się spiął. Do tej pory jakoś zręcznie unikali tego niewygodnego tematu, ale przecież nie mogli krążyć wokół siebie i droczyć w nieskończoność. Taehyung, na tym etapie, nie miał siły na kolejne kłamstwa. Jungkook był za dobry, gdyby chciał zgłosić go na policję, zrobiłby to już po wejściu do banku.

– Tae. Taehyung.

– Mhm, słodko – mruknął, na co młodszy po raz kolejny się zawstydził i zatkał usta czwartym już kawałkiem pizzy. – Więc, Tae, powiesz mi, dlaczego mnie okradłeś?

– Teoretycznie cię nie okradłem. Próbowałem, ale koniec końców to była twoja decyzja. Pieniądze wypłacili pod twoim nadzorem, a dodatkowo chciałem ci je zwrócić. Nie chciałeś. Wolałeś pizzę, to nie wiem, o co chodzi – bąknął, czując, jakby jego brzuch miał za chwilę eksplodować, gdy wlał w siebie jeszcze pół kubka coli.

– To inaczej. Dlaczego więc próbowałeś mnie okraść? Potrzebujesz pieniędzy? Twoja rodzina ma problemy finansowe? – dopytywał, na co chłopak jedynie pokręcił głową.

– Po prostu taką mam pracę.

– Jesteś profesjonalnym złodziejem?

– Złodziejem bym siebie nie nazwał. Jestem malarzem. I fałszerzem – uściślił, wzruszając delikatnie ramionami.

– Malarzem?

– Tak, malarzem. Wywalili mnie z Akademii Sztuk Pięknych dobre kilka lat temu, bo nie odpowiadał im mój styl. Ale za sprzedawanie moich specyficznych dzieł na deptaku nie zarobiłbym na życie, więc musiałem sobie jakoś radzić, nie? Więc zacząłem od obrazów, wciskam ludziom idealne kopie, mówiąc, że to oryginały, a oni to łykają. Później za-

– Poczekaj. I ludzie faktycznie się nabierają? – Taehyung skinął głową, a Jungkook prychnął, polewając kolejny kawałek pizzy sosem. – Czyli, dajmy na to, pokazujesz im "Damę z łasiczką"-

– Gronostajem.

–  Okej, wielka mi różnica – westchnął, wywracając oczami. – To pokazujesz im "Damę z gronostajem", wmawiasz, że autentyk, a oni płacą grube pieniądze, bez żadnego upewnienia się?

– Dokładnie tak to wygląda. Czasem chcą konsultacji z ekspertem, ale wtedy robię awanturę, że tym sposobem wsadzą nas do paki. Działa, za każdym razem. Nie odpowiadam za ludzką głupotę i nieznajomość realiów świata sztuki. Poczekaj, pokażę ci. – Taehyung wyjął z kieszeni telefon, w którym chwilę poszperał, a następnie pokazał Jungkookowi zdjęcie dwóch zestawionych ze sobą obrazów. – Która "Mona Lisa" jest prawdziwa?

Jungkook przejął od niego telefon i zacisnął wargi, dobre kilka minut powiększając każdy fragment zdjęcia. Ostatecznie i tak pokręcił głową i westchnął.

– Nie mam pojęcia, są identyczne.

– Po lewej oryginał, po prawej moja replika – odparł z dumą, widząc widoczny podziw na twarzy mężczyzny. – Dlatego, jak widzisz, dla laika jest niemożliwym, by doszukać się błędu, a i pewnie eksperci mieliby problem.

– Nie wątpię, po prostu... mimo wszystko, trzeba być wyjątkowo naiwnym, by sądzić, że taki młody, z pozoru niewinny chłopak, obrabowuje najsłynniejsze muzea i galerie świata, przemyca światowe dziedzictwo ludzkiego dorobku do Korei, a później sprzedaje w rogu ciemnej uliczki za, jak mniemam, nieco zaniżone wartości.

– Jak już mówiłem, nie odpowiadam za ludzką głupotę. Jest popyt, jest podaż. Jedni muszą być głąbami, żebym inni mogli się wzbogacać. Takie realia świata.

– Czyli jestem głąbem, na którym chciałeś się jeszcze bardziej wzbogacić? – zapytał Jungkook, jednak nie było w tym kąśliwości, a jedynie nutka rozbawienia. Dopiero wtedy Taehyung zorientował się, jak bardzo otworzył się przed biznesmenem, i jak to wszystko musiało zabrzmieć.

– Nie jesteś głąbem, Jungkook. Podrobione czeki to inna sprawa – wymamrotał, nerwowo sącząc resztki coli, nawet jeśli jego brzuch już błagał o litość.

– Dlaczego akurat ja, hm?

– Ponoć jesteś jednym z najbogatszych biznesmenów w Azji, pewnie nawet byś nie zauważył, że cokolwiek ubyło z twojego konta. A poza tym... widziałem artykuł o pieskach, których rzekomo masz osiem, i, no nie wiem, zwróciło to moją uwagę – wyznał szczerze, nie potrafiąc utrzymać z mężczyzną kontaktu wzrokowego na dłużej, niż kilka sekund. Jungkook go zawstydzał i wyjątkowo onieśmielał, a fakt, że nie zadzwonił na policję i jeszcze potrafił z nim żartować przy pizzy, sprawiał, że cała ta sytuacja wydawała się jedną wielką abstrakcją. Jungkook był zbyt dobry, zbyt nierealny.

– I chciałeś okraść ojca ośmiu piesków? Straszne. Karygodne. Niewybaczalne  – westchnął rozbawiony, na co oczy Taehyunga wręcz zabłysły.

– Naprawdę masz aż osiem piesków?!

– Tak, osiem. Niedługo więcej, bo gdy przygarnąłem Lunę, nie wiedziałem, że jest w ciąży – obwieścił dumnie, a Taehyung aż zasłonił usta dłonią.

– Masz zdjęcia?

– Owszem, cały folder moich czworonożnych pociech.

– Pokażesz? – zapytał z nadzieją, na co mężczyzna podrapał się po karku i ciepło uśmiechnął.

– Pod warunkiem, że pokażesz mi swoje obrazy. Nie repliki. Twój oryginalny styl. – Taehyung przez chwilę się zawahał i wytarł spocone z nadmiaru emocji dłonie o spodnie.

– Nie wiem... to naprawdę... specyficzne prace. Wszyscy je krytykowali i-

– Wszyscy już dawno zgłosiliby na policji przestępstwo, gdyby ktoś próbował ich tak bezczelnie okraść, a tymczasem jesteśmy w Domino's, a nie na komisariacie – zauważył, na co chłopak spuścił lekko głowę i westchnął. Nie istniał już żaden argument, dzięki któremu mógłby dopiąć swego.

– Prawdopodobnie masz rację. Tylko... musiałbyś do mnie wpaść? Nie mam zdjęć na telefonie – mruknął, zastanawiając się, czy Jungkook przypadkiem nie pomyśli sobie za dużo.

– Nie ma sprawy. Mam czas do dwudziestej – odparł bez zastanowienia, bacznie obserwując jak Taehyung próbuje zakryć swoje płonące policzki w dłoniach.

– Randka?

– W sensie ja i ty? – Jungkook uniósł brwi, na co Kim prędko pokręcił głową.

– W sensie ty i pani z banku dzisiaj o dwudziestej – wypalił, wiedząc, że właśnie przekroczył pewną granicę. Wyszedł na wścibskiego gnojka, który coś sobie ubzdurał. Ale chyba trafił w sedno, widząc jak Jungkook odwraca wzrok i chyba po raz pierwszy role się odwracają. Jungkook się zarumienił, a Taehyung chciał to uwiecznić.

– To nie tak.

– Tylko ze sobą sypiacie, tak? – drążył, nawet jeśli jego mózg krzyczał, by wreszcie ugryzł się w język i przymknął. Jungkook otrząsnął się zdecydowanie zbyt późno i jedynie pstryknął zaskoczonego bruneta w nos.

– Nie twoja sprawa, złodziejaszku.

– Przepraszam – wyszeptał, linczując w myślach swoje wścibstwo i bezpośredniość. To nie tak, że był tą informacją rozgoryczony, po prostu bankierka była okropną zołzą, która nie pasowała do obrazka kochanego Jungkooka, bawiącego się ze swoją psią gromadką w wolnym czasie. – A kiedy pokażesz mi psiaki? – ocknął się nagle, gdy Jungkook powolnie zbierał śmieci i resztki po jedzeniu ze stolika.

– Jutro masz czas?

– Mam – odpowiedział, przełykając z trudem ślinę.

– W takim razie dzisiaj jedziemy do ciebie, jutro do mnie. Pasuje? – zapytał z lekkim uśmiechem, na co Tae pokiwał głową jeszcze zanim zdążył tę propozycję przetworzyć. Pominął fakt, że umawiali się na przegląd zdjęć, nie zaś swoim domów, bo przecież tylko ktoś niezdrowy na umyśle odmówiłby możliwości poznania słynnych piesków jeszcze słynniejszego Jeon Jungkooka.

~~

          – Widzę, że faktycznie nie kłamałeś, mówiąc, że wciskasz tym ludziom obrazy za kupę szmalu – powiedział z podziwem mężczyzna, gdy tylko przekroczył próg mieszkania Taehyunga. Może nie znajdowało się ono w jakimś apartamentowcu w sercu Gangnam, ale wnętrze rzeczywiście sprawiało wrażenie urządzonego przez znakomitego projektanta przy użyciu mebli na wymiar z materiałów z najwyższej półki.

– Wiem, nie widać po mnie, że jestem bogaty – odparł z uśmiechem, wskazując palcem na swój sprany plecak i kilka rozmiarów za dużą bluzę.

– Powiedzmy. Gdybym zobaczył cię na ulicy, pomyślałbym pewnie, że jesteś licealistą słuchającym Green Day, który w wolnym czasie pali skręty z kolegami w skateparku – zażartował, na co młodszy prychnął i pokręcił głową. – A gdybyś powiedział mi, że masz, ile? Dwadzieścia cztery lata? – Taehyung skinął głową, prowadząc Jungkooka do swojego studia. – I że jesteś malarzem, który okrada najbogatszych ludzi w tym kraju, chyba bym cię wykpił i dał ci na lizaka.

– Dałeś mi sto dwadzieścia milionów wonów na pizzę, więc nie powinno mnie za bardzo obchodzić, co o mnie myślisz – mruknął pod nosem, odsłaniając zasłony w najbardziej oświetlonym pokoju. Usłyszał, jak Jungkook śmieje się po cichu za jego plecami, ale postanowił to zignorować. – Okej, więc tutaj tworzę i przechowuję wszystkie moje prace – powiedział po chwili, jednak Jeon już zajęty był oglądaniem obrazów trzymanych w sporym kartonie.  – Och. Nie... nie oglądaj tego, to z czasów studiów.

Jungkook uniósł brwi i spojrzał na Taehyunga tak, jakby właśnie o to przez cały czas mu chodziło.

– Ten. Ten mi się bardzo podoba – powiedział po chwili, a młodszy z ciekawości uklęknął tuż koło niego, obserwując jak Jungkook wyciąga z kartonu konkretne dzieło.

– Chcesz spróbować to zinterpretować? – odchrząknął, nie wiedząc czemu jego dłonie tak obficie się pocą. Nigdy wcześniej, a tym bardziej przed felernym egzaminem, nie wstydził się pokazywać swoich dzieł. Nie obchodziła go ocena innych, jeśli nie byli to profesorowie z uczelni. Dlaczego więc tym razem czuł, jak coś ściska go w gardle, gdy mężczyzna, którego poznał kilka godzin wcześniej, i który był dla niego tylko i wyłącznie anielsko dobry oraz cierpliwy, przeglądał kawałki jego duszy, coś z czego kiedyś był tak niezmiernie dumny?

– Pewnie jestem w błędzie, ale... chodzi o jakąś katastrofę na morzu? Na to wskazywałaby kotwica. Kobieta, która jest nią owinięta, widocznie cierpi, prawdopodobnie balansuje na krawędzi życia i śmierci. Zupełnie jakby wypadła za burtę i w panice zaplątała się w nią niczym ryba w sieć. Nie ma niebieskiego, jest za to czerwona plama. Hm, krew? Krew ofiar jakiejś katastrofy. Powiedziałbym, że zginęło tak wiele osób, że woda po prostu stała się szkarłatna, ale równie dobrze symbolizować może cierpienie i śmierć jednostki. Sztorm? Awaria statku? Albo jakiś atak piratów?

Taehyung skinął głową i uśmiechnął się ciepło, a Jungkook momentalnie odwdzięczył się tym samym.

– Zgadłem?

– Tak. Chodziło o sztorm, wszystko zinterpretowałeś poprawnie, a nawet mój profesor, rzekomy znawca, nie potrafił. Dostałem za ten obraz niezłą burę, bo chyba jako jedyny nie namalowałem wzburzonych fal i tonących statków – wyjaśnił, zastanawiając się, czy Jungkook posiada choć jedną, najmniejszą wadę. Wyglądał nienagannie, miał złote serce, zarówno dla ludzi, jak i zwierząt, poczucie humoru i jako jeden z nielicznych skomplementował jego sztukę, na dodatek ją rozumiejąc. To, że był bogaty, ambitny i ponadprzeciętnie inteligentny można było łatwo wywnioskować już wcześniej, w końcu nie dorobiłby się majątku i nie rozwinął firmy, gdyby był zwyczajnym leniem bez krzty kreatywności i życiowej zaradności.

– Sprzedałbyś mi ten obraz? – zapytał, na co Taehyung popatrzył na niego ze zdziwieniem.

– Naprawdę chciałbyś dzieło jakiegoś nieznanego malarza, który trudni się podrabianiem wszystkiego, czego się tylko da? – zaśmiał się, ale Jungkook jedynie wzruszył ramionami.

– Jesteś niezwykły, wiesz? A żeby być niezwykłym, wcale nie trzeba być znanym. Umiesz podrobić Muncha,  da Vinci, van Gogha i całą masę wybitnych, więc twój talent to suma talentów ich wszystkich plus twój własny styl, coś innego i niepowtarzalnego. Świat sztuki powinien przed tobą klękać, Taehyung, bo to co robisz, jest po prostu wybitne.

Brunet miał wrażenie, że po tych słowach serce po prostu wyskoczy mu z piersi. Nie zarejestrował nawet momentu, w którym kurtyna łez nieco zniekształciła mu widok.

– Dziękuję – wydukał, pospiesznie zrywając się z podłogi. Wygrzebał z półki płócienną torbę i folię i unikając wzroku mężczyzny, starannie owinął i zabezpieczył obraz. – Um, w takim razie proszę – powiedział, wystawiając zawiniątko w stronę zadowolonego jego decyzją mężczyzny.

– Sto dwadzieścia milionów wonów wystarczy, czy może życzy pan sobie więcej za to dzieło sztuki? – zapytał żartobliwie, posyłając młodszemu zawadiacki uśmiech. Taehyung parsknął śmiechem i pokręcił głową.

– Po znajomości jestem w stanie zejść troszkę z ceny, także niech już będzie sto dwadzieścia milionów – odparł, podając szczerzącemu się Jungkookowi dłoń. – Interesy z panem to czysta przyjemność.

~~

          Jimin dobre dwadzieścia minut pokładał się ze śmiechu, kiedy Taehyung opowiedział mu całą sytuację z banku i tego, jak potoczyła się reszta jego dnia.  Przyjaciel uznał, że nie zna większego szczęściarza, i to, że zamiast w areszcie, siedzi w swoim ciepłym mieszkanku, to istny cud. Taehyung rumienił się jak dziewica za każdym razem, gdy Jimin znacząco poruszał brwiami, mówiąc, że chyba wreszcie trafił na swojego księcia z bajki. Rzucał wtedy w rozbawionego Parka poduszkami, gorączkowo wszystkiemu zaprzeczając, nawet jeśli Jungkook faktycznie zdawał się spaść mu z Nieba.

– Zabujałeś się, Taehyung – westchnął ostatecznie Chim, a Taehyung po raz kolejny wywrócił oczami i wznowił odtwarzanie jednego z odcinków "Zabójstwa Versace".

– Nie da się zabujać w jeden dzień.

– Oczywiście, że się da. I właśnie ty jesteś idealnym przykładem – mruknął, szturchając przyjaciela łokciem w bok. Taehyung zgarnął ze stołu miskę popcornu, którym miał ochotę zatkać usta Jimina już do końca wieczoru.

– Nie jestem. Poza tym, i tak nie miałbym u niego szans. Nawet nie będę sobie robił nadziei.

Jimin uniósł brew i głośno prychnął.

– Miałbyś szansę u każdego, Tae.

– U każdego z wyjątkiem Jeon Jungkooka.

– Niby czemu?

– Po pierwsze, chciałem go okraść, a po drugie, pieprzy tę francę z banku – bąknął, bawiąc się kulkami popcornu. Okej, być może Jungkook trochę go zauroczył, ale tylko ślepiec nie uległby wdziękom mężczyzny, nie rozpływałby się w jego ciepłym uśmiechu, nie skręcał wewnętrznie na myśl, że przygarnia pokrzywdzone przez los pupile. Taehyung wcale nie dziwił się pracownicy banku, że na widok Jungkooka aż zaciskała uda i wbijała paznokcie w blat. Ale dziwił się biznesmenowi, że spotykał się z kimś tak okropnym od wewnątrz. Może Jungkook wcale nie był tak idealny i czasami myślał nie tą główką, którą należy.

– Wiesz, z tego co opowiadałeś, to nie wydawał się jakoś specjalnie poruszony faktem, że chciałeś oskubać go ze stu dwadziestu milionów. Co więcej! Po prostu ci je, kurwa, dał. Chwalił twoje obrazy, dał swój numer, zaprosił do siebie, żebyś poznał jego owiane w Korei legendą pieski, ogólnie rzecz biorąc był podejrzanie miły i uroczy. Nie wiem, co jeszcze musiałby zrobić, żebyś przejrzał na oczy, że też mu się, do cholery, spodobałeś – wyrzucił z siebie, a Taehyung zakrył twarz kocem i jęknął.

– Co nie zmienia faktu, że tak jakby jest zajęty. Prawdopodobnie nawet nie interesują go faceci.

– To, że z nią sypia, nie znaczy, że są razem. Taehyung, Jungkook ma prawie trzydzieści lat, jest gorącym singlem, to normalne, że ma kogoś, by czasem sobie ulżyć, co wcale nie musi wiązać się z miłością. Może nie spotkał jeszcze tej jedynej czy jedynego, i może właśnie to ty byłeś mu pisany. Nic nie dzieje się bez przyczyny, ktoś tam na górze sprytnie to wszystko zaplanował. Po prostu poczekaj i obserwuj, za jakiś czas zobaczysz, że mam rację – powiedział, kończąc tym samym dyskusję.

Taehyung nie wierzył ani w Boga, ani w przeznaczenie, ale w tym momencie mocno chciał uwierzyć Jiminowi. Nawet jeśli to wszystko było tak niemożliwe pokręcone.

~~

          – To głupie... – wyszeptał pod nosem, przeglądając się w lustrze. Już od ponad dwóch godzin nie mógł się zdecydować, co na siebie założyć i szczerze nienawidził się z tego powodu. Miał tylko jechać pobawić się z pieskami, a stroił się jak na swój debiutancki wernisaż. Stroił się dla Jungkooka, nawet jeśli tak bardzo nie umiał tego przyznać. Było mu wstyd za to, jak wyglądał dnia poprzedniego i nie chciał, by biznesmen miał go za jakiegoś zaniedbanego niechluja. Może przesadził ze stylizacją fryzury, może niepotrzebnie wysmarował twarz korektorem tam, gdzie ubzdurał sobie, że pojawiły się niedoskonałości.

Włożył zwykłą seledynową koszulę w czarne jeansy i stęknął, dochodząc do wniosku, że niczego lepszego już nie wymyśli. To nie tak, że nie potrafił się ubrać, albo że nie umiał zestawiać ze sobą części garderoby. Taehyung po prostu nigdy nie czuł potrzeby wydawania pieniędzy na drogie marki, czego teraz zaczynał żałować. W końcu było go stać na coś lepszego niż H&M.

Spojrzał na zegarek i przygryzł wargę, mając ochotę uderzyć się z otwartej dłoni w czoło. Dochodziła godzina spotkania, a on nawet nie zapytał Jungkooka o adres. Jego myśli przerwał jednak dzwonek do drzwi i malarz, choć kochał Jimina i jego wizyty, to w tym momencie skory był do skopania mu tyłka.

– Mówiłem ci, że jadę dziś do-

Przerwał, widząc w progu uśmiechniętego Jungkooka z wciśniętymi w kieszenie dłońmi.

– Do mnie? – dokończył za niego, a Taehyung spłonął w rumieńcu. – Hej.

– C-co ty tutaj robisz? – zapytał skołowany, gdy widok mężczyzny na chwilę go zamroził, przez co zapomniał, że chyba wypadałoby również się przywitać.

– Umawialiśmy się na osiemnastą, tak?

Taehyung zacisnął dłoń na klamce i westchnął.

– Myślałem, że na osiemnastą u ciebie.

– I dlatego nadal nie wyszedłeś? – zaśmiał się uroczo, a Taehyung czuł się jak skończony idiota. Jungkook potrafił zawstydzić go jednym spojrzeniem czy prostym zdaniem, a Taehyung nie był z natury aż tak nieśmiały. Nigdy nie miał problemów ze składaniem zdań, ani z kontrolowaniem wypieków na twarzy. Najwidoczniej aż do wczoraj.

– Przepraszam. Nie wiedziałem, że zamierzałeś po mnie przyjechać. Dobrze, że się nie minęliśmy – mruknął, zgarniając kurtkę z wieszaka. – Idziemy?

– Oczywiście – zacmokał Jungkook, a Taehyung zastanowił się, czy starszy w ogóle potrafi się nie uśmiechać, czy taki wesolutki już po prostu się urodził. – Miałbyś później ochotę skoczyć na jakąś kolację, czy wolisz, żebym sam coś ugotował?

Taehyung, na tym etapie, doskonale wiedział, że zwyczajnie przepadł. Jungkook umiał gotować. Jungkook po niego przyjechał i tak jakby zaprosił na kolację. Gdyby jeszcze przyszedł do niego z kwiatami, malarza najprawdopodobniej można by było już zbierać z podłogi.

– Um, chyba wolę dać ci pole do popisu – wydusił z trudem, rozpoznając zaparkowany samochód Jeona niedaleko bloku.

– Okej. – Jungkook wyciągnął z kieszeni kluczyki i jeszcze zanim otworzył młodszemu drzwi, zlustrował jego sylwetkę z góry na dół. – Ach, ale się dzisiaj wystroiłeś.

– Po prostu wczoraj miałem gorszy dzień – szepnął, nie do końca wiedząc, jak czuje się z faktem, że Jungkook zauważył jego starania.

– Do obu wersji mógłbym się przyzwyczaić.

– Och.

Tak, to wszystko było niemożliwie pokręcone, a Park Jimin chyba faktycznie miał rację.

~~

          Stwierdzenie, że Taehyungowi zaparło dech w piersiach, byłoby co najmniej niedomówieniem. Pod chłopakiem po prostu ugięły się kolana, kiedy zobaczył pilnie strzeżone osiedle najdroższych apartamentowców w kraju, a chwilę później wystrój całego "gniazdka" biznesmena. Taehyung może i był bogaty, ale Jungkook bił go w kwestii zarobków na głowę. Nie miał jednak wystarczająco dużo czasu na podziwianie, kiedy po kilku sekundach stado czworonogów ruszyło w ich stronę, radośnie merdając ogonami. Taehyung właśnie tak wyobrażał sobie raj. Piękny apartament, przystojny mężczyzna o wielkim sercu i pocieszne zwierzaki ucieszone widokiem właściciela z gościem.

– Hej! Tylko go nie zjedzcie! – krzyknął rozweselony Guk, starając się każdemu z osobna poświęcić trochę uwagi. Taehyungowi jednak nie przeszkadzały obskakujące i obwąchujące go zwierzaki, wręcz przeciwnie.

– To byłaby piękna śmierć, weź przestań – zaśmiał się, podając mężczyźnie swoją kurtkę z niemałym trudem. – Luna? – Taehyung wskazał palcem na wesoło dreptającą suczkę z wyraźnie zaznaczonym brzuszkiem. Jungkook skinął głową i prędko zaczął wymieniać imiona reszty członków tej przeuroczej bandy. Kim sumiennie robił w myślach notatki, starając się przywitać z każdym po kolei, a fakt, że większość z nich była wyszkolona na tyle, że rozumiała komendy typu "podaj łapę" albo "daj głos", już totalnie zmiękczył mu serce.

– Jestem pełen podziwu, że dajesz radę zajmować się taką liczbą dzieciaków.

– To znaczy, wiadomo, kiedy jestem do późna w pracy, albo na wyjeździe służbowym, wysyłają tu kogoś z portierni, by je wyprowadził i nakarmił, inaczej pewnie padłbym z wycieńczenia. Ale i tak nie jest łatwo. Wyglądają jak aniołki, ale to prawdziwe szatany, które tylko ganiałyby za piłkami albo nadstawiały się brzuchem do góry na głaskanie.

– Zgaduję, że pewnie i tak nie żałujesz?

– Nie oddałbym ich nikomu za żadne skarby świata. Nic nie daje takiej satysfakcji, jak adopcja zwierzaka, który wpierw tak smutny, nieufny i pokrzywdzony, po jakimś czasie zaczyna wesoło skakać, normalnie jeść i kochać cię za to, że po prostu jesteś i również go kochasz – westchnął nostalgicznie, na co Taehyung klepnął go w ramię.

– Jeśli chcesz, żebym się popłakał, to jesteś na dobrej drodze, Guk. – Mężczyzna uśmiechnął się na ten komentarz i zdrobnienie, pogłaskał spory brzuszek Luny i odchrząknął.

– Tak chyba musi wyglądać bycie rodzicem. Rozumiesz, o co mi chodzi? Że kochasz bezwarunkowo jakąś istotę, nawet jeśli ona ciągle dokazuje i przyprawia cię o bóle głowy kilka razy dziennie.

– Pewnie tak. Dzieci są fajne, ale nadal wolę pieski – odparł z zadziornym uśmiechem, podnosząc na ręce małą włochatą kulkę, prawdopodobnie mieszankę pomeraniana z inną rasą.

– Ja też – westchnął, obserwując jak Taehyung słodko marszczy nos, gdy zwierzak z uporem próbował polizać go po twarzy. – Yeontan chyba polubił cię aż za bardzo.

– Pewnie pachnę ładniej niż jego śmierdzący tatuś.

– Hej! Wypraszam sobie! Obrażasz mnie w moim własnym domu – fuknął, i choć wiedział, że Taehyung tylko się z nim droczy, kontrolnie powąchał się pod pachami, mając nadzieję, że brunet jest zbyt zajęty pieszczeniem Tanniego, by to zauważyć.

Taehyung jednak kątem oka dostrzegł panikującego biznesmena i cicho zachichotał.

– To co, może skoczymy z nimi na spacer?

– Pewnie, mam tylko nadzieję, że nie grzmotniesz o ziemię, kiedy po kilku sekundach będziesz plątał się w smyczach.

~~

          Jungkook położył na stole dwa spore talerze z pięknie pachnącymi stekami, ozdobionymi gałązkami jakichś bliżej nieokreślonych ziół. Taehyung kulturalnie podziękował, wciąż odczuwając lekki wstyd za to, że gdy mężczyzna gotował, Taehyung wlepiał się w niego jak w obrazek, zamiast poświęcać uwagę krążącym przy jego nogach psiakom.

– Wygląda super, dziękuję. I smacznego – powiedział z uroczym uśmiechem, który starszy od razu odwzajemnił.

– Mam nadzieję, że nie schrzaniłem. Smacznego tobie też.

Taehyung już po chwili zajadał się ze smakiem, mlaskając i wzdychając przy każdym kawałku tak, jakby właśnie jadł najlepszy posiłek w swoim życiu, nawet jeśli, prawdę powiedziawszy, nie było to nic specjalnego. Jungkook przybił sobie w duchu piątkę i kiedy na talerzach zostały same resztki, wyskoczył na chwilę po wino. Wino, ogólnie jakikolwiek alkohol, nigdy nie był przyjacielem Kima, a jedynie generatorem głupich i nieprzemyślanych decyzji. Taehyung za bardzo polubił Jungkooka, by teraz to wszystko spieprzyć, ale oczywiście nim zdążył zaprotestować, mężczyzna już nalewał wino do lampek.

– Półsłodkie. Jak nie będzie smakować, to przyniosę inne – zaoferował, a skołowany Taehyung zacisnął palce na brudnej chusteczce.

– Nie trzeba, to jest w porządku.

– Nawet nie spróbowałeś.

– No i co?

Jungkook pokręcił głową i opadł na krzesło, a następnie podparł głowę na otwartej dłoni i spojrzał badawczo na swojego gościa.

– Opowiesz mi coś o sobie?

– Na przykład?

– Cokolwiek. Pierwsze rzeczy, jakie przyjdą ci do głowy. Ulubiony film, kolor, malarz. Czy masz rodzeństwo, czy jesteś stąd. Obojętnie, o wszystkim chętnie posłucham – zachęcał, na co młodszy ponownie lekko się zawstydził i upił kilka łyków wina.

– Hm... jestem malarzem, więc kocham wszystkie kolory, bo każdy z nich tworzy coś wyjątkowego. Ostatnio wciągnąłem się z Jiminem w "Zabójstwo Versace" na Net-

– Jimin to twój... chłopak? – chrząknął, a po jego minie Taehyung łatwo zgadł, że pewnie momentalnie tego pożałował. Podobnie jak Taehyung dzień wcześniej, gdy wypalił o randce z pracownicą banku.

– Nie, nie – odparł, prędko kręcąc głową, i mógłby się założyć, że twarz Jungkooka lekko się rozpromieniła. – Jimin to mój przyjaciel. Jedyny przyjaciel, więc automatycznie także najlepszy. Studiowaliśmy razem dopóki nie uwaliłem egzaminu i to śmieszne, bo wtedy jakoś specjalnie dużo ze sobą nie gadaliśmy, nigdzie nie wychodziliśmy. Odezwał się po tych paru latach, kiedy wpadł na profil z moimi pracami na Instagramie i dopiero wtedy zbliżyliśmy się do siebie. Polubiłbyś go.

– To jemu o mnie opowiadałeś? – zapytał z przekąsem, a Taehyung mało nie strącił ze stołu lampki wina.

– C-co?

– Kiedy szedłeś otworzyć mi drzwi...

– Ach, ach – zakłopotał się, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. – Tak, to Jiminowi o tobie opowiadałem. Powiedział, że spadłeś mi z Nieba, bo nie wsadziłeś mnie do paki i jeszcze byłeś dla mnie taki... kochany.

– A ty jak uważasz? Spadłem ci z Nieba?

– Przestań...

– Tylko się droczę. Kontynuuj.

Taehyung upił kolejny łyk alkoholu i zamyślił się na chwilę.

– Przeprowadziłem się z mamą z Daegu do Seulu kiedy miałem siedem lat. Nie znam swojego ojca, moja mama prawdopodobnie sama nie wie, kto nim jest. Była szaloną młodą kobietą i nigdy jej nie oceniałem, kocham ją za wszystko co dla mnie zrobiła i fakt, że wychowała mnie sama, w miłości, bez wsparcia dziadków, mając lekko ponad dwadzieścia lat... Nie wiem, oddałbym życie za tę kobietę, jest niesamowita – wyjawił, pesząc się na myśl, że opowiada tak osobiste sprawy ledwo poznanemu mężczyźnie. Jednak Jungkook nie wydawał się być kimś, kto spojrzy na niego krzywo i wykpi albo jego, albo jego mamę. Dlatego nie zdziwiło go to, że Jungkook lekko potarł jego nadgarstek i skinął głową ze zrozumieniem.

– Odwaliła kawał dobrej roboty, wychowując kogoś takiego, jak ty. – Tae uśmiechnął się wdzięcznie za te słowa i róż ponownie zawitał na jego policzkach.

– A poza tym lubię chałwę, van Gogha, jesień i romantyczne historie – zakończył, czując jak stres, co prawda w wolnym tempie, ale ulatuje. – To teraz twoja kolej.

Jungkook zacisnął wargi i zmarszczył nos, i jeszcze nim zaczął, uzupełnił pustą lampkę Taehyunga winem.

– Mam starszego brata, ale mieszka od paru lat w Kanadzie, więc nieczęsto się widujemy. Odziedziczyłem firmę po tacie, ale to już pewnie wiesz. Kocham zwierzęta, w szczególności psy, ale to też już doskonale wiesz. Jestem z Busan i podobnie jak ty przeprowadziłem się do Seulu za młodu. Raczej nie oglądam telewizji, nie mam na to za bardzo czasu, ale miałem prawdziwą obsesję na punkcie tego niemieckiego serialu "Dark".  Hm, w liceum nazywali mnie królikiem przez moje zęby i sposób, w jaki marszczę nos, gdy się śmieję. Miałem tak okropny trądzik, że pierwszy raz odważyłem się zagadać do dziewczyny dopiero w trakcie studiów, kiedy wreszcie pozbyłem się tego świństwa z twarzy. Nie lubię słodyczy, ale lubię... słodkie rzeczy. I słodkich ludzi. Wiem, niemęsko – zaśmiał się, robiąc krótką przerwę na napicie się wina. – Moim marzeniem jest wspiąć się na Everest i otworzyć schronisko, ale to raczej jak już będę na emeryturze. Ach, i nie spotykam się z panią z banku – dodał żartobliwie, a Taehyung aż zakrył dłonią twarz.

– Przepraszam za tamto.

– Nic nie szkodzi, w sumie to dobrze zgadłeś. Sypialiśmy ze sobą przez jakiś czas i tak, to z nią się wczoraj widziałem, ale żeby wszystko wyjaśnić i w końcu to zakończyć. Nie czułem... nie czułem tego samego co ona. Um, chyba... chyba to tyle. Mówię ci to dlatego, żeby nie było żadnych nieporozumień.

Taehyung pokiwał głową i aż przygryzł wargę, bo balansował na krawędzi piszczenia ze szczęścia. Jimin, po raz kolejny, miał rację. Spojrzał szybko na zegarek i otworzył szeroko oczy, widząc, że już dawno minęła północ.

– Będę się zbierał, obiecałem odwiedzić rano mamę i... wiesz. Późno już – mruknął, a Jungkook chyba pierwszy raz opuścił kąciki ust w dół. Spojrzał na kieliszek i miał ochotę uderzyć się z otwartej dłoni w czoło. Teoretycznie nie wypił aż tak dużo, ale w życiu nie wsiadłby do auta choćby po najmniejszej kropli, jeszcze odpowiadając za czyjeś bezpieczeństwo. – Dziękuję za kolację. Było naprawdę miło.

– Czekaj, Tae, bo... bo ja nie będę mógł cię odwieźć z powrotem – powiedział z wyraźną irytacją, kiedy Taehyung już zasuwał za sobą krzesło.

– Żaden problem! Przecież zamówię taksówkę.

– Możesz też zostać u mnie na noc.

O nie.

Jungkook był przystojny. Jungkook był seksowny, wszechstronnie uzdolniony, mądry, zabawny i kochany. Jungkook był pełnym pakietem i obrazkiem idealnego mężczyzny i nieważne, jak bardzo kręcił Taehyunga, bo w tym momencie na chwilę cały ten czar prysł. Wiedział, że przesadza, i że po takich kolacjach przy winie, pełnych rozmarzonych spojrzeń, ludzie najczęściej lądują w łóżku, ale to jedno zdanie uruchomiło mechanizm obronny Taehyunga, który dręczył go już od tak dawna, i z którym nie potrafił walczyć.

– Słucham? – zapytał z wyrzutem, marszcząc brwi. Jungkook musiał wyczuć i zauważyć jego nagłą zmianę postawy, bo Taehyung momentalnie spoważniał nie do poznania.

– Powiedziałem coś nie tak?

– Czyli to o to przez cały czas ci chodziło? Czarowanie mnie przez cały wieczór, kolacja z winem, tylko po to, by na koniec zaciągnąć mnie do łóżka?

– C-co?

– Nie udawaj, Jungkook. Jeśli myślałeś, że się z tobą prześpię, to mocno się przeliczyłeś. Nie wiem, za kogo mnie wziąłeś, ale ja ciebie z pewnością za kogoś innego. Chyba obaj się przeliczyliśmy – prychnął, gorączkowo narzucając na ramiona kurtkę, mając nadzieję, że nie pęknie. Nie teraz. Wypłacze się w domu.

— Taehyung, ja wcale nie to miałem na-

— Daruj sobie — rzucił kąśliwie, zakładając buty w pośpiechu.

— Daj mi wyjaśnić! — próbował dalej, nie wiedząc, czy powinien Taehyunga jakoś zatrzymać, zablokować mu przejście, czy może po prostu liczyć na cud. — Nie wyciągaj pochopnych wniosków, Tae-

— Po prostu daj mi spokój, nie jestem panią z banku. Cześć.

~~

          Taehyung, wpadając do swojego mieszkania, spodziewał się wybuchnąć płaczem. Sądził, że w trakcie nocy wyleje z siebie hektolitry łez, którymi przesiąkną jego poduszki. Ale tak się nie stało, bo smutek prędko został zastąpiony złością. Wszyscy byli dokładnie tacy sami, myślał, wyciągając z szafy czyste płótno i tubki niedawno kupionych farb. Jungkook był zbyt nierealny, to oczywiste, że coś musiało ten sielankowy obrazek zepsuć, i może to i lepiej, że chociaż na samym starcie. Prawdę mówiąc, po chwili bezsensownego kreślenia na płótnie krzywych kresek i plam, miał ochotę się zaśmiać. To nie była randka, znali się dwa dni, a Taehyung przeżywał to tak, jakby co najmniej świat mu się zawalił. Prawdopodobnie nie miał racji i nad ranem świadomość, że przesadził, że pozwolił tym niedorzecznym emocjom na przejęcie kontroli, po prostu w niego uderzy. Nawet nie dał biznesmenowi szansy się wytłumaczyć, zbyt zaćmiony bolesnymi kadrami z przeszłości, które w tamtej chwili odebrały mu zdrowy rozsądek. Taehyung doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w tej jednej kwestii jest zwyczajnie popsuty, a lata, które przeminęły, niczego na dobrą sprawę nie naprawiły.

Telefon na szafce zawibrował i malarz z przyzwyczajenia zerknął na ekran.

Od: J. Jungkook
Taehyung, dotarłeś bezpiecznie do domu? - 01:35

– Nie udawaj, że cię to obchodzi – burknął pod nosem, nawet jeśli coś ścisnęło go w sercu. Może udawał, a może faktycznie się martwił. Może nadal chciał ciągnąć, że nie chodziło o seks i teraz zgrywał kochanego, by się wybielić. Może Jungkook rzeczywiście miał na myśli co innego, ale Taehyung prędko pokręcił głową, nie dopuszczając do siebie takiej możliwości. Nie można mieć złudnej nadziei.

Od: J. Jungkook
Wiem, że to mogło zabrzmieć dwuznacznie, ale naprawdę nie miałem złych zamiarów. Uwierz mi, proszę. Nie jestem taki, za jakiego mnie teraz masz. - 01:37

– Mhm.

Od: J.Jungkook
Mogę zabrać Cię jutro na kawę? Chcę tylko porozmawiać. Odezwij się rano, proszę. I dobrej nocy. - 01:38

Taehyung zazgrzytał zębami i wyłączył telefon. Nie chciał tak łatwo ulegać, nie chciał być taki naiwny, nawet jeśli powoli zaczynały gryźć go wyrzuty sumienia i dopadać wątpliwości.

~~

          – Co tam u mamy? – zapytał Jimin, kiedy późnym popołudniem wyraźnie zasmucony Taehyung wprosił się do jego mieszkania. Park domyślił się, że zły humor przyjaciela nie ma nic wspólnego ani z pracą, ani z wizytą u mamy, ale nie chciał od razu zasypywać go toną pytań, co też takiego Jungkook odwalił. Bo gdyby wieczór minął im przyjemnie, Taehyung tryskałby teraz szczęściem, z ekscytacją o wszystkim opowiadał i przede wszystkim zaprosił go do siebie, nie na odwrót.

– W porządku. Dostała nową pracę, bo przedszkole, w którym wcześniej pracowała, musieli zamknąć. Denerwuje mnie fakt, że nie chce przyjąć ode mnie pieniędzy. Wie, że zarabiam kokosy, a mimo to i tak chciała mi dzisiaj oddać za zakupy – mruknął, biorąc od Jimina butelkę owocowego piwa.

– Pewnie duma jej nie pozwala. W sensie, wiesz, to twoje pieniądze, na które sam zapracowałeś. Rodzice już tacy są.

– No dobra, ale ona inwestowała we mnie przez dwadzieścia lat, dlatego nie rozumiem czemu nie chce, bym się jej odwdzięczył.

– Miłość rodziców jest bezinteresowna. Nie wychowują cię z myślą, że kiedyś oddasz im tyle samo, ile oni włożyli w ciebie, w twoją edukację, na twoje ubrania czy zabawki. Najlepszym podziękowaniem za to wszystko nie jest dawanie im kasy, a zwykłe odwiedziny, rozmowy i pokazywanie, na jakiego cudownego wyrosłeś człowieka, syna, z którego może być dumna.

Jimin podważył kapsel butelki, a następnie podał otwieracz wciąż ponuremu przyjacielowi.

– A teraz mów, co się stało, i dlaczego wyglądasz tak, jakbyś nie spał całą noc.

– Bo nie spałem.

– Jungkook aż tak cię wymęczył? – Park poruszył znacząco brwiami, oczywiście żartując, jednak prędko tego pożałował, kiedy Taehyung spuścił głowę i pociągnął nosem.

– Nie, ale chyba na to właśnie liczył – wyszeptał, kiedy Jimin od razu usiadł koło niego na kanapie i objął go ramieniem.

– Na seks?

Taehyung skinął głową i przetarł wierzchem dłoni policzki.

– Zaczął się narzucać?

– Nie, tylko... Wypiliśmy trochę i nie mógł mnie odwieźć, a kiedy powiedziałem, że przecież wrócę taksą, to zaproponował, żebym został na noc u niego – wyjaśnił, widząc jak Jimin wypuszcza powietrze z płuc, raczej spodziewając się usłyszeć coś gorszego. – Naskoczyłem na niego, że pewnie o to przez cały czas mu chodziło, wpadłem w jakiś szał, a on, tak teraz myślę, wyglądał na naprawdę skołowanego i zaskoczonego moją reakcją.

– Bo może to zdanie wcale kryło żadnego podtekstu, hm?

Taehyung wzruszył ramionami i oparł głowę na klatce piersiowej przyjaciela.

– Przesadziłem, prawda?

– Komuś innemu pewnie odpowiedziałbym, że tak, ale wiem, jak podchodzisz do tych spraw i jaki jesteś uwrażliwiony przez to, co stało się kiedyś. Ale nawet jeśli rozumiem twoją reakcję, to uważam też, że powinieneś się z nim spotkać i o tym pogadać. Z tego co mówiłeś... Jungkook raczej nie wydaje się być czarującym skurwielem.

– I zerwał przedwczoraj z zołzą z banku...

– I zerwał przedwczoraj z zołzowatą bankierką! Kilka godzin po tym, jak cię poznał! Widzisz, mówiłem, że jesteście sobie pisani. A teraz pokaż, że masz jaja i do niego napisz.

– To jutro, dzisiaj chcę posiedzieć z tobą – mruknął, na co równolatek uśmiechnął się promiennie i włączył telewizor.

– Gotowy na finałowy odcinek?

– Urodziłem się gotowy, Chim.

~~

          Taehyung nie był pijany. Być może lekko wstawiony, kiedy chwiejnym krokiem wspinał się na czwarte piętro w swoim bloku. Jedno piwo zamieniło się w trzy, a Kim nie dość, że po prostu miał słabą głowę, to jeszcze ostatni posiłek jaki zjadł, to śniadanie z mamą o jedenastej.

I o mały włos nie wpadł w ścianę, kiedy zauważył na szczycie schodów jego klatki schodowej siedzącego Jungkooka z wetkniętymi w uszy słuchawkami. Taehyung zamrugał kilkukrotnie, myśląc, że nie wypił aż tak dużo, by mieć halucynacje. Jungkook momentalnie go zauważył i zerwał się z betonu, otrzepując płaszcz. Schował prędko AirPodsy i odchrząknął, obserwując jak Taehyung marszczy na jego widok brwi.

– Hej. Nie odpisywałeś, więc stwierdziłem, że przyjadę.

– Długo... długo tutaj siedzisz?

– Nie. Pół godziny. Może godzinę. Ewentualnie dwie z haczykiem.

Malarz przygryzł wargę, wiedząc, że pewnie wygląda teraz beznadziejnie, a czerwień na jego policzkach to efekt połączenia ze sobą wypitych wcześniej procentów oraz zawstydzenia.

– To możemy porozmawiać?

Taehyung skinął głową, jeszcze zanim zdążył to dwa razy przemyśleć. Wygrzebał z plecaka klucze i modląc się, by się nie potknąć, minął Jungkooka i otworzył drzwi.

– Um, a to dla ciebie – mruknął po chwili biznesmen, kiedy już znaleźli się w środku. Wystawił przed siebie ładnie ozdobioną torbę i podrapał się po karku.

Młodszy niepewnie przyjął od niego prezent i od razu zajrzał do środka. Coś ścisnęło go w gardle, gdy zobaczył kilka związanych wstążką opakowań chałwy o różnych smakach i zestaw farb, bodajże najdroższych ze wszystkich dostępnych na rynku.

– A-ale czemu? – zapytał, przenosząc wzrok na ściągającego buty Jungkooka.

– Chciałem, żeby zrobiło ci się miło.

Taehyung westchnął i położył torebkę na szafce, a później wskazał zapraszająco na salon.

– Napijesz się czegoś?

– Nie trzeba, dziękuję – odchrząknął, widząc jak lekko podchmielony i skonsternowany Taehyung siada tuż obok niego i skubie skórki przy paznokciach. – Więc, odnośnie wczo-

Mężczyzna nie miał szansy dokończyć, ponieważ Kim niespodziewanie obrócił się przodem do niego i z całych sił go przytulił.

– Och – westchnął jedynie, a czując, jak Tae zaczyna się odsuwać, prędko owinął ramiona wokół jego talii i wtulił go w siebie jeszcze mocniej.

– Przepraszam, Jungkookie.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i oparł czoło o głowę młodszego.

– Nie musisz.

– Muszę. Nigdy nie przeprosiłem cię za to, że chciałem cię okraść. I za to, jak wczoraj zareagowałem. Przepraszam. Za jedno i drugie – wyszeptał, kiedy biznesmen zaczął delikatnie głaskać go po plecach.

– Martwiłem się, że nie będziesz chciał już więcej ze mną rozmawiać. Naprawdę głupio to zabrzmiało i nie dziwię się, że mogłeś to tak odebrać. Bardzo... bardzo cię polubiłem i cieszę się, że mnie nie skreśliłeś – przyznał, wbijając nos w lekko pokręcone włosy Kima.

Trzeźwy Taehyung na pewno nie powiedziałby tego, co chwilę później opuściło jego usta, ale pijany miał już na tyle odwagi, by to zrobić.

– A lubisz mnie na tyle, żeby, na przykład, zaprosić na randkę?

Jungkook zaśmiał się cicho i ostrożnie złapał jego twarz w obie dłonie. Przejechał kciukami po zarumienionych policzkach, ignorując nieco drażniący nozdrza zapach alkoholu.

– Lubię chyba nawet bardziej, i to zależy, czy byś się zgodził.

– Załóżmy, że bym się zgodził – zachichotał, błądząc wzrokiem po wszystkich detalach twarzy starszego, zaczynając od bystrych oczu, przez słodki nos, kończąc wędrówkę na różowych wargach i malutkim pieprzyku tuż pod nimi.

– Mhm. W takim razie, Kim Taehyung, pójdziesz ze mną na randkę?

– Pójdę z miłą chęcią.

~~

          Związek z Jungkookiem był, bez dwóch zdań, najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła się Kimowi w życiu. Razem spędzili ze sobą resztę jesieni i całą zimę i Taehyung na palcach jednej ręki mógłby policzyć dni, podczas których był smutny czy przybity (i wszystkie związane były z nieobecnością biznesmena, gdy parę razy musiał jechać gdzieś dalej w celach służbowych). Brunet bardzo często lubił wracać pamięcią do ich pierwszych randek, do wspólnie spędzonych wieczorów, wypadów na świąteczne zakupy, czy chwil, w których zbyt zagapiony w telefon przechodził na czerwonym świetle przez pasy. Dzień bez kilkunastu słodkich SMS-ów od Jungkooka był bowiem dniem straconym. Jednak najchętniej Taehyung wracał pamięcią do ich pierwszego pocałunku, bo tamta chwila była tak niezdarnie komiczna, że później przez długi czas wywoływała na ich twarzach uśmiechy oraz zawstydzone rumieńce.

Taehyung kroił wtedy na blacie ciasto, które co chwilę podjadał, a Jungkook chyba myślał, że genialnym pomysłem będzie zaskoczenie młodszego od tyłu. Dlatego też bez ostrzeżenia złapał go w talii i wykręcił głowę pod jakimś dziwnym kątem, nie dość, że omal nie trafiając w umazane bitą śmietaną usta swojego prawie-już-chłopaka, to jeszcze po chwili klnąc z bólu, gdy coś strzyknęło mu w karku, a wypuszczony z rąk Taehyunga talerz spadł mu na stopę i roztrzaskał się w drobny mak.

Jednak kiedy po kilku minutach sprzątania i przepraszania się nawzajem spróbowali jeszcze raz, Taehyung po raz pierwszy w życiu miał motylki w brzuchu. Jungkook całował go powoli i czule, gładząc jednocześnie opuszkami palców wrażliwą szyję, szepcząc, że dla takiej chwili warto było się wygłupić i skręcić kark.

~~

          – Tae... – mruknął, siedząc na fotelu niedaleko stanowiska pracy w studiu bruneta. Jungkook uwielbiał obserwować ukochanego przy pracy, uwielbiał podziwiać jego skupioną twarz i precyzyjne ruchy, a finalnie skończone projekty. Taehyung nie wiedział, jak to się stało, że od kiedy poznał Jungkooka, nie podrobił ani jednego czeku, obrazu, ani dokumentu. Wróciła zagubiona latami wena i tożsamość, gdy znów mógł tworzyć w zgodzie ze swoim sercem.

Chociaż nie, Taehyung wiedział doskonale i powód tej nagłej zmiany właśnie siedział koło niego, mrugając leniwie zmęczonymi powiekami. To Jungkook w niego wierzył, to Jungkook go motywował, chwalił, a także wywieszał u siebie w apartamencie jego mniej lub bardziej udane dzieła. Jungkook był niezaprzeczalnie jego fanem numer jeden, co plasowało go wyżej, niż mamę, a zepchnięcie jej z podium to prawdziwy wyczyn.

– Nie musisz tu ze mną siedzieć, wiesz?

– Dokończysz jutro, a teraz chodź spać – powiedział sennym głosem, przeciągając się na fotelu. Często zostawał u bruneta na noc, co działało także w drugą stronę. Jungkook okazał się równie wielkim pieszczochem, co Taehyung, dlatego zasypianie w swoich ramionach po ciągnących się w nieskończoność sesjach motylich pocałunków i czułych dotyków, stało się czymś całkowicie naturalnym.

Jungkook nigdy nie naciskał na coś więcej i prawdopodobnie było to wynikiem nieporozumienia sprzed kilku miesięcy. Biznesmen nie był głupi i czuł, że Taehyung czegoś mu nie mówi, a za tamtym wybuchem kryło się coś więcej, niżeli zwykłe oburzenie. Zależało mu na Taehyungu i ostatnią rzeczą, jaką chciał, było zrażenie go do siebie, zranienie czy wywarcie nieprzyjemnej presji. Taehyung, jak widać, potrzebował czasu, by całkowicie się przed nim otworzyć i stuprocentowo mu zaufać, a Jungkook z czystym sercem to akceptował, po cichu licząc, że ta chwila nadejdzie lada dzień.

– Ech. – Taehyung spojrzał z rezygnacją na swojego mężczyznę i odłożył pędzel, co wywołało na buzi starszego radosny uśmiech. – To leć do łóżka, trochę tu ogarnę i zaraz do ciebie przyjdę.

– I to ja rozumiem.

~~

          Gorący oddech Jungkooka na jego szyi mało nie parzył jego skóry, a szorstkie dłonie pieściły jego odkryty brzuch. Było duszno, tak strasznie duszno, kiedy wzdychał i wyginał się w łuk za sprawą dotyku mężczyzny. Jungkook nieczęsto miał okazję pieścić go w tak intymny sposób, a mimo to zdawał się znać jego ciało nawet lepiej, niż on sam je znał.

Zjechał z pocałunkami trochę niżej, sunąc wilgotnymi wargami po jego ramionach i obojczykach, kiedy jedna dłoń przeniosła się na jego klatkę piersiową, druga natomiast wsunęła się pod miękkie udo.

– G-guk... – stęknął, gdy Jungkook potarł kciukiem o jego sutek, a palce drugiej ręki pięły się po gładkiej skórze, tuż pod krótkie spodenki od piżamy. Taehyung nie miał pod nimi żadnej bielizny i ta świadomość sprawiła, że aż musiał zacisnąć usta, by nie jęknąć.

Jego krocze przez przypadek otarło się o ukryty za materiałem wzwód bruneta, na co ten aż cały zadrżał. Jungkook pomyślał, że to dobry znak, więc uśmiechnął się przelotnie i przeniósł wargi na lewy sutek, prawy wciąż ugniatając palcami. Taehyung wyglądał przepięknie, gdy rozburzone loki opadały mu na czoło, klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, a zaciśnięte powieki potwierdzały, jak mu w tym momencie z nim, przy nim i dzięki niemu dobrze.

Jungkook był napalony. Był tak kurewsko napalony widokiem swojego zapierającego dech w piersiach chłopaka, że jego penis po prostu błagał już o litość. Ręce rwały się, by dotknąć każdy centymetr tego zgrabnego ciała, a usta chaotycznie wędrowały z jedno miejsca do następnego. Musiał jednak uważać, nigdy nie był z Taehyungiem bliżej, niż teraz, i to nie tak, że chciał przetestować, jak daleko może się posunąć. On po prostu nie chciał przegiąć i spieprzyć tego, co tak długo budował od zera - zaufania.

– Skarbie – wydyszał mu więc w skroń, powoli przesuwając dłoń w stronę krocza młodszego. Jego uwadze nie umknęło natychmiastowe spięcie wszystkich mięśni tego piękna leżącego pod nim. – Mogę? – zapytał, na co Taehyung uchylił powieki i przełknął ślinę. Nastąpiła cisza i Jungkook już wiedział, jak brzmi odpowiedź. – Okej. – Czarnowłosy cofnął rękę i ucałował bruneta w policzek.

– Przepraszam, Guk.

– Przestań.

– Nie bądź zły – wydusił, a Jungkook znał go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że Taehyung ostatkiem sił powstrzymuje się od płaczu. Podparł się więc na łokciu i odgarnął włosy z czoła Kima, a obrazek jaki zastał mało nie złamał mu serca. Taehyung wyglądał jak wystraszony szczeniak i Jungkookiem od razu zawładnęła panika.

– Jak możesz myśleć, że byłbym w stanie złościć się o coś takiego?

– B-bo to nie p-pierwszy raz, wiesz przecież – zapłakał, obracając głowę w bok, jednak Jungkook w tej samej chwili złapał go delikatnie za brodę i zwrócił ponownie w swoją stronę.

– Powiedz mi, co się dzieje.

Lecz Taehyung tylko schował twarz w dłoniach i zapłakał jeszcze głośniej.

– Aż tak zraziłem cię do siebie wtedy, kiedy pierwszy raz do mnie przyjechałeś i palnąłem głupotę?

– Nie. – Taehyung pokręcił głową i wypuścił z trudem powietrze z płuc. – Tu w ogóle nie chodzi o ciebie, Boże, Gukkie.

Jungkook zmarszczył brwi i westchnął.

– Przez długi czas myślałem, że... nie wiem, że może nie kręcę cię w ten sposób, ale przecież widzę, że umiem cię podniecić, a tobie uruchamia się za każdym razem jakaś niepotrzebna blokada i wiem, że chodzi o coś więcej. Wstydzisz się? Boisz się, że będę cię oceniał, albo że cię po tym zostawię, czy coś takiego?

– Nie, wiem, że byś czegoś takiego nie zrobił – wyszeptał, czując jak od płaczu zaczynają piec go policzki oraz gardło.

– To dobrze – westchnął, próbując odsłonić twarz artysty. – Powiesz mi, o co więc tak naprawdę chodzi? Mały, no mów do mnie – miauknął, celowo używając tego zaczepnego określenia, o które młodszy zawsze się burzył, a które w głębi duszy lubił.

Taehyung wziął głębszy oddech i skinął głową, bo czując na sobie czułe spojrzenie zatroskanego mężczyzny, nie widział sensu, by dłużej to wszystko w sobie trzymać.

– Kiedy... kiedy oblałem egzamin, znajomi z roku zorganizowali coś na zasadzie imprezy pożegnalnej i... i poszedłem na nią, nawet jeśli nienawidzę imprez, a ci ludzie nawet mnie nie lubili i połowa nie znała mojego imienia. W-wiem, że chcieli mieć tylko pretekst do schlania się w trupa i tyle. Nie jestem raczej osobą, która zapija smutki, ale wtedy byłem naprawdę przybity i też wypiłem chyba trochę za dużo. To był dom jakiejś dziewczyny, na początku faktycznie było całkiem spokojnie, ale koło północy zaczęli się złazić ludzie, bo informacja o melanżu się rozniosła – opowiadał, co rusz sprawdzając, czy Jungkook go słucha, nawet jeśli było to tak bezsensowne. – Piłem z dziewczynami shoty i nagle zaczepił mnie jakiś chłopak. Widać było, że dużo starszy, prawdopodobnie studia miał już dawno za sobą, a my byliśmy tylko bandą pierwszoroczniaków. To znaczy, ja już w praktyce nie. Byłem wystarczająco narąbany, by pozwolić mu na flirtowanie ze mną, gładzenie mojego uda i szeptanie sprośnych rzeczy do ucha. Zbiliśmy jeszcze jeden toast, potańczyliśmy, i musiał urwać mi się film, bo kolejną rzeczą, jaką pamiętam, były jego usta na mojej szyi w jednej z sypialni i... – przerwał, zaciskając powieki.

Jungkook otarł łzy z jego policzków i musnął go w środek czoła.

– Już prawie, dasz radę. Wyrzuć to z siebie i będzie ci lepiej.

– Zaczął dobierać się do mojego paska i kiedy spodnie zsunęły mi się do kostek, momentalnie wytrzeźwiałem. Szarpałem się z n-nim, prosiłem, żeby dał mi spokój, ale on się tylko śmiał. Mówił, że niepotrzebnie narobiłem mu ochoty i puści mnie dopiero wtedy, jak go zadowolę. Był silnym, większym ode mnie facetem, a choć mój umysł był już trzeźwy, to ciało nadal zdawało się dryfować gdzieś obok mnie. Zacząłem płakać i nie wiem, czy to choć trochę zmiękczyło serce temu potworowi, bo ostatecznie kazał mi przed nim k-klęknąć i m-mu obciągnąć. Wymiotowałem później całą noc i nawet jeśli pieprzył mnie w usta tak, że chciałem umrzeć, to i tak lepsze chyba było to, niż jakby miał m-mnie zgwałcić, bo nawet nie miał gumek, a co dopiero jakiegoś nawilżenia, nie mówiąc już o tym, że o rozciąganiu czy delikatnym traktowaniu mógłbym sobie jedynie pomarzyć – wydusił z trudem, widząc jak Jungkook zaciska szczęki i walczy z tym, by samemu nie pęknąć. Jungkook chciał być teraz dla niego silny, chciał być jego oparciem, nawet jeśli zaciskał pięść na prześcieradle.

– Po raz pierwszy w życiu mam ochotę kogoś zabić – syknął, oplatając Taehyunga ramionami. Był wkurwiony, ale był też dumny, że Taehyung pozbył się wreszcie tego balastu i zaufał mu na tyle, by opowiedzieć o czymś tak wstydliwym i nieludzkim. – Nikt później nie zauważył, że coś z tobą nie tak?

Taehyung pokręcił głową i wziął od Jungkooka chusteczkę, którą zgarnął mu ze stolika.

– Myśleli pewnie, że najebałem się jak szpadel i dlatego wymiotowałem, miałem przekrwione oczy i ogólnie wyglądałem jak siedem nieszczęść. Tylko... tylko Jimin mnie zagadał, gdy wreszcie byłem w stanie stamtąd uciec. Kłamałem, że nic się nie stało i widać po nim było, że tak średnio mi wierzy, ale wtedy się nie przyjaźniliśmy, więc tylko skinął głową i odszedł. Może ta sytuacja pchnęła go do tego, żeby napisać do mnie dwa lata później co tam słychać.

– A teraz... teraz Jimin wie, co się stało? – zapytał, co rusz głaszcząc napuchniętą od płaczu buzię Kima.

– Jimin wie tylko tyle, że ktoś kiedyś mnie skrzywdził. Gdyby poznał prawdę, to chyba by się załamał i zaczął obwiniać, że pozwolił mi wtedy odejść, zamiast pomóc. Nigdy o tym nikomu nie mówiłem, jesteś pierwszym. Pierwszym i ostatnim.

Tym, czego Taehyung się nie spodziewał, to obraz Jungkooka, który już dłużej nie mógł tego wytrzymać i zaczął płakać. Jasne, mężczyzna miał wielkie, kochane serce i przeogromne pokłady miłości, współczucia i wrażliwości dla każdej istoty, ale Tae jeszcze nie widział go ze łzami w oczach, a co dopiero aż tak poruszonego jego bolesną historią.

– Gukkie, no coś ty, nie płacz – wyszeptał, tuląc czarnowłosego do swojej piersi.

– Jest mi tak źle, bo nic nie mogę na to poradzić i aż mnie skręca na myśl, jakie musiało być to dla ciebie piekło. Gdybym wiedział kto to, to bym go zapierdolił gołymi rękoma.

– Shh, jesteś najlepszym lekarstwem, Guk. Myślałem, że nie da się mnie już naprawić, ale spotkałem ciebie i to wszystko powoli puszcza, wiesz? Zwłaszcza teraz, kiedy to z siebie wyplułem. Jakbym co najmniej pozbył się jakiegoś zatruwającego mnie latami pasożyta.

Jungkook pociągnął nosem i zostawił na szczęce młodszego kilka pocałunków.

– Chciałbym cię już zawsze uszczęśliwiać.

– Uszczęśliwiasz mnie najbardziej na świecie. – Uśmiechnął się brunet, przeczesując jego hebanowe pasma włosów. – Dziękuję.

– Nigdy cię nie skrzywdzę.

– Wiem.

– Bo cię kocham.

– Wie... C-co?

Jungkook podniósł głowę z jego klatki piersiowej, kiedy poczuł jak serce Taehyunga przyspiesza na te słowa bicia. Spojrzał w jego szczenięce oczy i uśmiechnął się ciepło.

– Kocham cię, Taehyung.

I brunet już wiedział, że jego mur obronny właśnie został zburzony, kiedy przyciągnął swojego Jungkooka do pocałunku.

– A ja kocham ciebie, Jungkookie, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.

~~

          Malarz zacisnął dłoń na nadgarstku Jungkooka, kiedy kilka dni później pojechali do niewielkiej wioski pod Seulem i drobnej budowy pokojówka wpuściła ich do środka potężnej rezydencji państwa Jeon. Jungkook cały poprzedni dzień spędził na przekonywaniu młodszego, że przecież nie ma szans, by rodzice go nie polubili. Co więcej, sam miał już obiad z panią Kim za sobą i po prostu uważał, że tak będzie fair.

– Przecież sami chcieli, żebym cię w końcu przedstawił, bo od paru miesięcy byłeś jedynym tematem, o jakim im paplałem. Spokojnie – wyszeptał, składając szybkiego całusa na jego policzku.

Taehyung wypuścił ze świstem powietrze z płuc i spojrzał raz jeszcze na trzymany w rękach obraz, perfekcyjną kopię "Słoneczników" van Gogha, którą wygrzebał nad ranem z pudła całej reszty starych falsyfikatów. Matka Jungkooka była ponoć miłośniczką sztuki i fakt ten sprawiał, że nie stresował się aż tak cholernie, jak powinien. Wierzył, że odnajdą wspólny język i swoją pasją oraz talentem kupi sobie już na starcie jej względy.

– Jungkookie! – usłyszeli nagle radosny pisk z korytarza i Taehyung uśmiechnął się nienaturalnie szeroko, widząc elegancko ubraną kobietę, niemal biegnącą w ich stronę. – Cześć, synku – zamruczała, całując go kilka razy w oba policzki.

– Hej, mamo. A to jest właśnie Tae – powiedział od razu, a rodzicielka momentalnie przeniosła spojrzenie na spiętego Taehyunga.

– Dzień dobry, miło mi panią poznać.

– Cześć, Taehyung – odpowiedziała ze szczerym uśmiechem, niespodziewanie także i jemu wlepiając kilka całusów. Chłopak musiał mieć wtedy naprawdę ciekawą minę, bo kątem oka dostrzegł chichrającego się Jungkooka. – Jeju, jesteś jeszcze przystojniejszy, niż na zdjęciach, które podesłał mi ostatnio Kukson.

– D-dziękuję...

– Mówił też, że jesteś malarzem?

– Ach, tak. Jungkook wspominał, że lubi pani van Gogha, więc przyniosłem drobny prezent – odchrząknął podając kobiecie płótno.

– O mój Boże...

– Namalowałem to dawno temu, to nic wielkiego.

Kobieta zasłoniła dłonią usta i westchnęła. Długą chwilę tak zwyczajnie wgapiała się w obraz, analizując jego każdy detal.

– Nigdy nie widziałam równie dobrej kopii, przysięgam. Przecież to wygląda jak oryginał, każdy fragment, każda drobnostka, których wielu nie zauważa. O Boże. Złote ręce. Dziękuję.

Taehyung spłonął w rumieńcach, na co Jungkook delikatnie dźgnął go w żebro z miną w stylu "a nie mówiłem?".

– Junwoo! – krzyknęła nagle tak głośno, że Taehyung ze strachu aż podskoczył.

– Junwoo to tato – wyjaśnił mu na ucho biznesmen, patrząc jak kobieta szybkim krokiem rusza w stronę gabinetu mężczyzny.

– Kochanie, nie uwierzysz, jakie piękne "Słoneczniki" van Gogha namalował nam chłopak Kookiego! – pokrzykiwała, na co Taehyung miał ochotę schować się z zawstydzenia pod marynarką starszego. – Możesz wywalić ten szajs Minhyuna z naszej sypialni, bo mówię ci, spadną ci kapcie, jak zobaczysz to cudo!

– A Minhyun to kolega taty, też malarz – wytłumaczył Jungkook, ciągnąc swojego chłopaka do jadalni. – I też namalował rodzicom "Słoneczniki" z okazji rocznicy ślubu kilka lat temu – zaśmiał się, widząc jak Taehyung spuszcza głowę i przygryza wargi, by powstrzymać kwitnący uśmiech.

– Twoja mama chyba mnie polubiła.

– Chyba raczej już pokochała.

~~

          – Wpadłem dzisiaj na Jungkooka – mruknął nagle Jimin, kiedy razem z przyjacielem siedzieli w jego studiu i dla pobudzenia kreatywności rzucali co chwilę hasłami, rysując swoje pierwsze skojarzenia.

– Tak?

– Mhm.

– Gdzie?

Jimin odłożył na chwilę ołówek i przygryzł dolną wargę.

– Dongdaemun.

– Pewnie był na zakupach – odparł Taehyung i uśmiechnął się lekko, kończąc szkicowanie konturów twarzy profesora Lee. To był, jak dotąd, najgłupszy pomysł, na jaki wpadli, i Kim długi czas sprzeczał się, że to niesprawiedliwe. W końcu w porównaniu do Jimina, widział ostatni raz wykładowcę dobre pięć lat temu.

– Bo był. Nie chcę być wścibski, czy coś, ale nie planujecie może jakiegoś romantycznego wieczoru? – odchrząknął, widząc jak Taehyung przenosi z kartki wzrok na niego i marszczy brwi.

– A co?

– Bo kupił pełno... romantycznych rzeczy.

Taehyung głośno prychnął, a rysunek zepchnięty został momentalnie na bok.

– Co to znaczy "romantyczne rzeczy"?

– Świeczki. Wiesz, te takie porządne, które faktycznie pachną, gdy się je zapali. Wino. Też porządne, choć w sumie wątpię, że Jungkook pije jakieś popłuczyny beczki. No i... i miał torebkę z logo tego znanego jubilera – wyjawił, żując własne wargi. Taehyung nerwowo drapał się po udzie, intensywnie nad czymś myśląc, po czym w jednej chwili spłonął w rumieńcach.

– Umówiliśmy się dzisiaj u niego... Jezu, chyba nie myślisz, że chce mi się oświadczyć, prawda? – spanikował, bo cholera jasna, kochał Jungkooka całym sercem i chciał spędzić z nim resztę życia, ale minęło dopiero pół roku i szczerze wątpił, że mężczyzna zrobi to tak prędko. O ile w ogóle.

– Nie wiem. Wiem za to, że facet jest zabujany w tobie po uszy i wcale bym się nie zdziwił, gdybyś jutro przyleciał do mnie z pierścionkiem na łapie. Znaczy... bo byś się zgodził, co nie?

– Jeśli najpierw nie trafiłbym na oiom z powodu zawału serca, to oczywiście, że bym się zgodził.

Jimin zachichotał na te słowa i wrócił do rysowania.

– Mam nadzieję, że nie będziesz smutny, jeśli to tylko fałszywy alarm.

– Nie będę. Zamierzam kochać Jungkooka do końca życia i nie potrzebuję do tego żadnego pierścionka, ani papierów.

~~

          Jungkook skubał nerwowo skórki przy paznokciach i tupał nogą, a wyczekujące spojrzenie ojca wcale nie pomagało mu w wyrzuceniu tego, co ciążyło mu na sercu.

– Guk, powiesz mi wreszcie, o co chodzi? – Mężczyzna zdjął z nosa okulary i oparł się łokciami o blat biurka w swoim gabinecie.

– Czy kiedykolwiek żałowałeś, że wziąłeś ślub? Nie chodzi mi teraz o mamę, tylko o sam fakt. Bycia w małżeństwie, um, rozumiesz.

Junwoo zmarszczył delikatnie brwi i spojrzał na syna jeszcze uważniej.

– Jak każde małżeństwo, Guk, mieliśmy z mamą swoje wzloty i upadki, ale ja nigdy nie żałowałem swojej decyzji i mam nadzieję, że ona również.

– Mhm.

– Dlaczego mnie o to pytasz?

Czarnowłosy podrapał się po karku i chwilę po tym rozłożył w powietrzu ręce.

– Bo chcę się oświadczyć Taehyungowi – wydusił, czując jak krew spływa do jego policzków.

– Po pół roku bycia razem?

– No i właśnie to jest jedyna rzecz, jaka mnie powstrzymuje. Kocham go, uszczęśliwia mnie i już nie wyobrażam sobie życia z kimś innym. Zawsze, jak się dzięki mnie uśmiecha, to czuję się taki dumny, jakbym był najlepszym facetem na świecie. Nie znam się na sztuce i nigdy za nią jakoś specjalnie nie przepadałem, a każdy jego obraz chciałbym powiesić nad łóżkiem. Kocha moje psiaki, a one pokochały jego. Wiesz, jak ważne one dla mnie są i zawsze chciałem kogoś, komu nie będzie ich liczba czy sierść przeszkadzać. Jego mama chyba mnie lubi i wy też mówiliście, że to bardzo fajny i wartościowy mężczyzna.

– Jungkook, jeśli przyszedłeś do mnie po jakąś zgodę, to-

– Nie, nie chcę od ciebie żadnej zgody. Znaczy, jasne, bardzo szanuję wasze zdanie i zależy mi na tym, byście akceptowali moje wybory, ale... po prostu przyszedłem się poradzić i zobaczyć, co o tym myślisz.

– Widzę, jak bardzo go kochasz, i założę się, że w głębi duszy doskonale wiesz, co zrobić. Ja też oświadczyłem się twojej mamie bardzo szybko, a mimo to wszystko dobrze się ułożyło. Oczywiście, wtedy też były inne czasy i ludzie się pobierali nie mając nawet dwudziestu lat na karku, bo taka była norma. Ale masz już trzydzieści lat i sam wiesz, co będzie dla ciebie najlepsze. Jesteś na tyle dojrzały, by wiedzieć, z czym to się będzie wiązało. Ja chcę ci tylko powiedzieć, że nieważne, co postanowisz, bo ja i mama będziemy wspierać cię w każdej decyzji.

Jungkook przełknął ślinę i spuścił wzrok, dziękując w myślach za to, jakich cudownych ma rodziców.

– A jeśli się nie zgodzi? Przecież ja się załamię.

– Nah, mój syn tak łatwo się nie poddaje. Wtedy po prostu poczekasz i spróbujesz jeszcze raz kiedy indziej. Jak z egzaminem na prawko, pamiętasz? – rzucił zaczepnie, na co młodszy wywrócił oczami. – Po prostu słuchaj serca i wszystko będzie dobrze. Wiem, że tego nie potrzebujesz, ale mimo wszystko... macie moje błogosławieństwo.

~~

          Taehyung nie chciał wyobrażać sobie nie wiadomo czego po rozmowie z Jiminem, nawet jeśli gdzieś tam po cichu faktycznie liczył na taki finał wieczoru. Podejrzenia bruneta rosły z każdą chwilą, bowiem biznesmen rzeczywiście poukładał na szafkach w salonie całą masę świeczek, zamknął pupile w specjalnie pod nie dostosowanych pomieszczeniach, a jakby tego było mało, to jeszcze puścił składankę romantycznych kawałków na stereo i ugotował kolację. Chodził przez cały czas dziwnie spięty i roztargniony, kilka razy przewracając lampkę wina, upuszczając widelec, czy kręcąc się na krześle tak, jakby miał owsiki.

A jednak Taehyung nadal nie chciał wierzyć, że to wszystko przez jakiś pierścionek.

Jungkook był tak okropnie zdenerwowany i Taehyung już dłużej nie mógł patrzeć na jego wewnętrzne katusze, dlatego postanowił przejąć sprawy w swoje ręce. Nieważne czy starszy rzeczywiście chciał mu się dzisiaj oświadczyć, czy razem z Jiminem tylko to sobie ubzdurali, bo Taehyung też podjął pewną decyzję i nie chcąc marnować ani chwili, wsunął się na kolana ukochanego i siadł na nich okrakiem.

Zaskoczony Jungkook sapnął, gdy brunet posłał mu znaczący uśmiech i złączył ich wargi, chyba po raz pierwszy z taką desperacją. Całował swojego mężczyznę tak żarliwie, jakby za chwilę miał zniknąć, nawet jeśli trzymające go w biodrach dłonie wręcz krzyczały, że nie ma innego miejsca, w którym wolałby teraz być.

– Tae... – westchnął, gdy młodszy zaczął okładać pocałunkami jego linię szczęki i w pośpiechu odpinać guziki koszuli. Malarz nie miał już żadnych wątpliwości i jęknął cicho, gdy poczuł na swoich pośladkach ścisk silnych dłoni, a Jungkook patrzył na niego jak zaczarowany, z każdą chwilą oddychając coraz szybciej.

Koszula biznesmena została zrzucona na podłogę, a kilka sekund później dołączyła do niej koszulka Kima. Było parno i pierwsze strużki potu zaczęły odznaczać się na czole odpływającego mężczyzny, gdy Taehyung z uwielbieniem dotykał jego perfekcyjnie wyrzeźbionych mięśni. Biodra poruszały się leniwie i zmysłowo w rytm spokojnej piosenki i brunet poczuł mocny ścisk w podbrzuszu, kiedy Jungkook tak bezwstydnie jęknął, odchylając głowę do tyłu. To zmotywowało młodszego do nieco szybszego i mocniejszego ocierania się o jego krocze, obawiając się, że może nawet trochę przesadził. Jungkook zaciskał palce na jego talii i prawdopodobnie nie wierzył, że to dzieje się naprawdę.

– Chodźmy do sypialni – wyszeptał, zagryzając płatek jego ucha, a Jungkook aż zacisnął szczęki i zadrżał. Nie uprawiał seksu już ponad pół roku, to normalne, że był teraz tak nakręcony przez najkrótszy dotyk czy tę zbyt śmiałą jak na niego propozycję. Zwłaszcza, że Taehyung był w jego oczach najpiękniejszy i najseksowniejszy i nawet wolał nie myśleć o tym, co może się za chwilę zdarzyć, bo chyba spuściłby się w spodnie jak wiecznie napalony nastolatek w okresie dojrzewania. – Chcę się z tobą kochać, Gukkie – wymruczał, a Jungkook poczuł się tak, jakbyś ktoś oblał go na pobudkę wiadrem wody. Otworzył szeroko oczy i nim jego umysł zdążył to wszystko przetrawić, niósł już bruneta na rękach, modląc się, by pieprznąć w jakiś mebel, ani nie potknąć się o psi gryzak, bowiem ponownie atakował jego usta serią lubieżnych pocałunków.

Był kompletnie nową wersją siebie i Jungkook pokochał ją momentalnie tak samo mocno, jak wszystkie inne. Zresztą, w Taehyungu nie dało się czegokolwiek po prostu nie kochać.

– Kocham cię – powiedział na głos swoją najświeższą myśl, kiedy wreszcie opadli na łóżko, a wywinięte na drugą stronę spodnie zwisały niedbale z jego ramy. Uwadze Taehyunga nie umknęły i tutaj poustawiane świeczki, jednak nie miał czasu dłużej się nad tym roztkliwiać, gdy gorące usta przylgnęły do wewnętrznej strony jednego z ud.

– B-boże... – stęknął, czując jak wargi mężczyzny suną coraz wyżej, w niektórych miejscach zostawiając lekko czerwone ślady. Nikt nigdy nie pieścił go w taki sposób, a od czasu koszmarnej imprezy jego życie seksualne zwyczajnie nie istniało. Taehyung już nie pamiętał, jak przyjemny jest seks, a już szczególnie z kimś, kto szanował jego ciało i duszę. Jednak Jungkook wcale mu o tym nie przypominał, Jungkook po prostu uczył go od nowa, że wcale nie musi być szybko, boleśnie i wulgarnie, bo nie tak powinien wyglądać seks, a przynajmniej w jego rozumowaniu. – Dotknij mnie, proszę – wysapał, czując, że Jungkook nadal podchodzi do tego z rezerwą, jakby w obawie, że zrobi coś źle i młodszy ponownie się zrazi i w sobie zamknie.

Czarnowłosy cmoknął niewielką plamkę, którą dopiero co zostawił na biodrze ukochanego, a następnie z pewną dozą niepewności zsunął jego bieliznę. Pochylił się nad ciężko oddychającym Kimem i wpił się w jego rozchylone wargi, a palce owinęły się wokół jego spragnionego dotyku członka.

– Mój piękny – wydyszał zaborczo, kiedy Taehyung wiercił się pod nim z rozkoszy. Ciągnął za gumkę w bokserkach Jungkooka, niemo prosząc o więcej.

Tae nie do końca rozumiał, co w niego wstąpiło, bo gdy czasami myślał o tym, jak wyglądać będzie jego pierwszy raz z Jeonem, pewien był, że zrobi się sztywny jak kłoda, zarumieni i Jungkook będzie musiał trudzić się w nieskończoność, by nieco go rozluźnić. A tymczasem odważnie sięgał po pocałunki, ciągnął go za włosy i niecierpliwie kręcił biodrami. Nawet mówienie o tym, czego w danym momencie chce, nie sprawiało mu aż takiej trudności.

– Przynieś żel – polecił po cichu, dając mu tym samym do zrozumienia, że jest gotowy na więcej. Członek Jungkooka widocznie drgnął, bo marzył o tej chwili od tak dawna, i świadomość, że to Taehyung nim teraz kierował, że to on ustalał zasady, była cholernie podniecająca. Nie musiał się obawiać, że zrobi coś za szybko lub nie tak, bo jeszcze zanim miał szansę cokolwiek zrobić, Taehyung już sam się tego domagał.

Skinął więc głową i przeturlał się na drugą stronę łóżka. Wyciągnął z szafki potrzebne rzeczy i kiedy rzucił je obok poduszek, coś ścisnęło go w klatce piersiowej. Taehyung leżał przed nim z rozłożonymi nogami, wyzbyty jakiegokolwiek wstydu czy obaw, i było to równie piękne, jak jego mieniące się w słabym świetle ciało. Gładka skóra w odcieniu słodkiego karmelu, rozburzone loki w kolorze czekolady i kontrastujące z nimi napuchnięte od pocałunków wargi. Patrzył na niego z iskierkami podniecenia w migdałowych oczach i uśmiechał się tak, jakby ta chwila z Jungkookiem była po prostu najszczęśliwszą w jego życiu.

Mężczyzna wychylił się po czuły pocałunek, głaszcząc przypadkowe fragmenty jego ciała z umiłowaniem, bo nawet jeśli ściany jego sypialni tonęły w zbieranych miesiącami dziełach sztuki, to jednak żadne z nich nie mogło równać się z eterycznym pięknem ich autora.

– Skarbie?

– Huh – sapnął, obserwując jak starszy rozgrzewa na palcach żel.

– Na pewno chcesz to zrobić? Bo jeśli-

– Na pewno, Guk.

Jungkook nie był głupi, wiedział, że od kiedy Taehyung ostatni raz uprawiał z kimś seks, minęły długie lata. Dlatego też rozciągał go powoli i delikatnie, i nawet jeśli młodszy po kilku minutach dyszał, że jest gotowy, Jungkook i tak postanowił przeciągnąć tę chwilę do maksimum. Był zawzięty i zdeterminowany, by zrobić wszystko tak, aby brunet odczuwał jak najmniejszy dyskomfort i nie żałował swojej decyzji.

Splótł palce ich dłoni i po raz kolejny upewnił się, czy oby na pewno wszystko w porządku. Taehyung mocno ścisnął jego dłoń i syknął, odruchowo zarzucając głowę do tyłu, gdy mężczyzna wsuwał się w niego z ogromną dozą samokontroli. Jego usta momentalnie dopadły odsłoniętą szyję ukochanego, licząc, że ta drobna pieszczota choć na chwilę odwróci jego uwagę od początkowego bólu.

– Bardzo boli? – wyszeptał w jego skórę, gładząc opuszkami palców jego talię. Taehyung oddychał ciężko, rozluźniając mięśnie, i pokręcił głową.

– Nie aż t-tak, jak myślałem – odpowiedział z trudem, delikatnie wypychając biodra do przodu. – Nie przestawaj, jak będzie bolało to przecież powiem.

Jungkook mruknął w jego skórę niewyraźne "okej" i odczekał chwilę, pozwalając Kimowi na przyzwyczajenie się do jego rozmiaru. Poruszał się w nim leniwie, nie odrywając wzroku od jego pięknej twarzy, chcąc wyłapać każdą zmianę, każdą reakcję. Czas płynął i zmarszczki z jego czoła wreszcie zniknęły, a zaciśnięte wargi rozchyliły się, by wypuścić pierwszy jęk przyjemności.

Taehyung złapał się kurczowo jego ramion, bełkocząc pod nosem coś, czego Jungkook nie był w stanie zrozumieć.

– D-dobrze, tak jest mi dobrze – wydyszał w końcu, lecz Jungkook wiedział, że stać go na więcej. To był ich pierwszy raz i nie chciał kombinować, ani co pięć sekund zmieniać pozycji, przecież, jak dobrze pójdzie, będą mieć całą wieczność na próbowanie wszystkiego. Jednak mimo to, Jungkook był aż zanadto ambitny i zawzięty, by nie dać młodszemu jeszcze większej przyjemności, na którą zasługiwał.

Zarzucił więc jego zgrabne łydki na swoje ramiona i nowy kąt pozwolił mu na wsunięcie się jeszcze głębiej. Ciałem Taehyunga zawładnęły w tym momencie dreszcze i nie był wstanie kontrolować swoich rozkosznych odgłosów, gdy mężczyzna trafił w jego najwrażliwszy punkt.

– T-tam, o mój Boże, właśnie t-tam, Guk! – zaskomlał, wżynając paznokcie w jego łopatki. Drżał pod jego umięśnionym ciałem i za sprawą władczego chwytu na jego udach, a sapnięcia mieszały się z jękami w tej dusznej sypialni.

– Następnym razem postawię tu lustro, żebyś mógł się zobaczyć – wydyszał mężczyzna, wsuwając się w niego coraz szybciej, a Taehyung aż złapał swój pulsujący członek i zacisnął na nim palce. – Kurwa mać, jestem największym szczęściarzem, mając tak pięknego chłopaka.

– J-jungkook, błagam, p-przestań – wyjęczał, chaotycznie pompując swoją długość, na co czarnowłosy uśmiechnął się półgębkiem i prawie kompletnie wysunął, by zagłębić się w młodszym z jeszcze większym impetem.

– Aniołka kręci, kiedy mówię do niego w taki sposób? – mruknął, lekko wbijając zęby w oparte na nim łydki. Taehyung zakwilił na te słowa i zacisnął wolną pięść na prześcieradle. Jungkook uznał to więc za "tak" i ani myślał przerywać, nawet jeśli sam był już na krawędzi i widok zamroczonego chłopaka, skręcającego się z przyjemności za jego sprawą, wcale nie pomagał, a wręcz nakręcał go jeszcze bardziej. Nie mówiąc o tym, że samo bycie w nim i czucie jego ciasnego ciepła było prawdziwym spełnieniem marzeń. – Popatrz tylko, jak się rumienisz.

– B-błagam...

– Nie masz pojęcia, ile razy wyobrażałem sobie tę chwilę i jaki momentalnie robiłem się twardy. A to i tak nijak ma się do rzeczywistości. Jest mi z tobą tak dobrze, że chyba zaraz umrę – mówił, kiedy coraz głośniejsze jęki sprawiały, że zwyczajnie nie umiał się zamknąć.

– Dochodzę, G-guk – wymamrotał, a mężczyzna prędko strzepnął palce bruneta z jego członka, by zastąpić je swoją dłonią. Wystarczyło kilka mocniejszych pchnięć i Taehyung splamił swój brzuch, błądząc dłońmi w gąszczu rozczochranych i posklejanych od potu włosów starszego. – Ach, ach – wzdychał, a nagromadzone w kącikach oczu łzy spłynęły po polikach za sprawą tej odbierającej zmysły przyjemności.

To było wszechogarniające i Taehyung miał ochotę wykrzyczeć to na głos. Wykrzyczeć, jak bardzo kocha Jungkooka i jak cholernie jest mu za wszystko wdzięczny. Za to, że tak cierpliwie czekał i nigdy nie naciskał, za zrozumienie, za każdy czuły dotyk oraz pocałunek. Za każdy komplement i chwile, w których wywoływał na jego twarzy szeroki uśmiech. Za wspieranie go w każdej możliwej dziedzinie, za okazanie mu litości wtedy w banku, i za zadbanie o niego najlepiej na świecie. Taehyung przez ostatnie pięć lat był popsuty i skrzywdzony, sądząc, że pewnie już nigdy nikomu nie zaufa na tyle, by pokazać swoje nagie ciało i pozwolić robić z nim tak intymne rzeczy. Ale drogi jego i Jungkooka skrzyżowały się pewnego popołudnia i Taehyung przestał wierzyć w przypadki. Tak ogromne szczęście pod postacią dobrodusznego biznesmena nie mogło być przecież jego wynikiem.

– Kocham cię – wyszeptał lekko zamroczony, a Jungkookowi puściły na te słowa wszystkie hamulce. Dochodził w nim z jego imieniem na ustach, a Taehyung wiedział, że nie mógł lepiej trafić.

Bo czy może być coś lepszego niż odnalezienie bezpiecznego domu pełnego miłości po latach bezcelowej tułaczki?

– Dziękuję, że mi zaufałeś, Tae – powiedział ochrypniętym głosem, całując delikatnie jego skroń.

– Dziękuję, że mnie naprawiłeś, Guk.

~~

          Taehyung omal nie skończył zawałem, gdy ubrany w czystą piżamę wyszedł z łazienki, susząc ręcznikiem głowę, a Jungkook tak po prostu klęczał przy łóżku. Malarz od razu przypomniał sobie rozmowę z Jiminem i dziwne zachowanie mężczyzny przez cały wieczór i świadomość, że może jednak się nie pomylił co do jego zamiarów, momentalnie w niego uderzyła.

Taehyung przetarł piąstkami oczy i dokładnie zlustrował milczącego, przygryzającego z nerwów wargi ukochanego.

– Gukkie...

– Tae, wiem, że jesteśmy razem dopiero pół roku, ale-

– Jungkookie, czemu jesteś nagi? – przerwał mu, bo nawet jeśli w ogóle mu to przeszkadzało, a nawet trochę bawiło, to jednak chciał zyskać trochę czasu na dokładne przetworzenie powagi sytuacji. Być może niepotrzebnie wtrącił taką głupotę, bo mężczyzna i tak był już wystarczająco zestresowany, a teraz na dodatek zaczął się niespokojnie kręcić i czerwienić.

– Zapomniałem, gdzie położyłem pierścionek i szukałem go tak długo, że nie miałem czasu się ubrać – wybełkotał, dopiero po chwili orientując się, jak bardzo spalił i zniszczył niespodziankę.

Serce Taehyunga podeszło mu do gardła i aż zacisnął palce na wilgotnym ręczniku.

– Kurwa. To nie miało tak wyglądać. Boże, jestem taki żałosny, przepraszam – zaczął dukać i powoli zbierać się z ziemi, ale Taehyung był szybszy i od razu przybliżył się do niego, kładąc dłoń na jego gorącym ze wstydu policzku.

– Nie jesteś żałosny, przestań.

– Jestem. Nawet nie umiem się porządnie oświadczyć.

– Chcesz... chcesz mi się oświadczyć? – strugał głupa, bo nawet jeśli wiedział doskonale, to i tak do końca to do niego nie docierało.

– Tak. Znaczy, jeśli chcesz. Bo jak nie, to mogę tego nie robić – palnął, czym wywołał na twarzy młodszego szeroki uśmiech pełen rozczulenia.

– Zrób to.

Jungkook wziął głęboki oddech i skinął głową, otwierając niewielkie pudełeczko. Uniósł głowę i spojrzał w oczy swojej miłości, delikatnie sięgając po jego dłoń, którą mocno ścisnął.

– Okej. Więc, Tae, nie będę wygłaszał przemowy o tym, jak bardzo cię kocham, bo bardziej liczą się gesty, niż słowa. A ja mam nadzieję, że moje w stosunku do ciebie były wystarczająco jednoznaczne, byś wiedział, że nie widzę poza tobą świata i to byłby zaszczyt, gdybyś zgodził się zostać moim mężem. Jezu, możesz przestać płakać? Nie mogę się teraz skupić i nie wiem czy są to szczęśliwe łzy, czy aż tak okropnie schrzaniłem sprawę – sapnął, a Taehyung tylko pokręcił głową i pociągnął nosem.

– Szczęśliwe, Guk. To są bardzo szczęśliwe łzy i nie wiem, czym się tak stresowałeś. Oczywiście, że za ciebie wyjdę – wyszeptał, patrząc jak wszystkie obawy w jednej chwili z niego ulatują, zastąpione tak wdzięcznym i szerokim uśmiechem, jakiego Taehyung jeszcze nigdy nie widział.

– O Boże.

– Skarbie, spokojnie – wymruczał, kiedy dłoń Jungkooka drżała tak bardzo, że aż nie był w stanie poprawnie wsunąć na jego palec diamentowy pierścionek.

– Będę płakać.

– Nie szkodzi, zobacz. Ja też już ryczę.

Jungkook przetarł kąciki oczu i pokręcił głową, gdy wreszcie wstał z klęczek i bez uprzedzenia podrzucił bruneta na ręce, ciesząc się jak małe dziecko.

To był pierwszy dzień ich nowego początku, pierwszy z wielu ich wspólnego życia.

– Jesteś moim narzeczonym – powiedział do Kima, jakby nie było to już wystarczająco jasne.

– A ty moim.

– Aż się podnieciłem – sapnął, wpijając się w wargi malarza, gdy ten zachichotał na to szczere wyznanie. – Będziemy się kochać jeszcze raz?

– Jungkook, psy nie robiły wieczornej kupy, trzeba z nimi wyjść.

Mężczyzna głośno prychnął i oparł czoło na jego ramieniu.

– To był najskuteczniejszy boner-killer w moim życiu.

~~

          Jungkook klął w myślach, biegnąc w stronę galerii z bukietem kwiatów tak szybko, jakby od tego zależało jego życie.

Taehyung miał dzisiaj swój pierwszy wernisaż w jednym z najbardziej prestiżowych miejsc w kraju, a on był już ponad godzinę spóźniony. Może i na co dzień bardzo lubił swoją pracę, ale teraz po prostu jej nienawidził. Jasne, powiedział Taehyungowi, że spotkanie z nowymi partnerami firmy może się przedłużyć i niestety nie da się go przełożyć, i jego mąż bez przerwy powtarzał, że to w porządku. Ale i tak miał wyrzuty sumienia, zwłaszcza, że ludzi zjechało się tyle, że nawet nie miał gdzie zaparkować i musiał zostawić auto dwie przecznice dalej, co dodatkowo zabrało mu cenny czas.

Wystawa jego prac miała trwać przez cały miesiąc i Jungkook równie dobrze mógłby wszystkie jego dzieła obejrzeć kiedy indziej, w jakiś spokojniejszy dzień tygodnia niż pieprzony piątek w wieczór otwarcia. Jednak tutaj chodziło o coś więcej. To było wielkie i przełomowe wydarzenie w karierze jego ukochanego, a Jungkook nie wyrobił się na czas, by trzymać jego rękę od samego początku.

Wleciał do wielkiego gmachu, co chwilę pytając kogoś z obsługi, jak trafić do odpowiedniej sali i kiedy wreszcie ją znalazł, wparował do środka bez dłuższego zastanowienia.

Białe ściany ozdobione były pracami jego męża, których Taehyung nie chciał mu nigdy pokazać, mówiąc, że woli zrobić mu niespodziankę. I nieważne, jak bardzo chciał je wszystkie zobaczyć i podziwiać, bo teraz jego priorytetem było znalezienie bruneta i przepraszanie go na kolanach.

Jego uwagę zwróciło zbiorowisko osób w końcowej części sali i znajomy głos, mówiący do mikrofonu, że tak oto dotarli do jego największego dzieła. Świetnie, Jungkook przegapił drobną wycieczkę, jaką zagwarantował gościom wystawy Taehyung, opowiadając o każdym z obrazów. Nawet jeśli wiedział, że mąż z miłą chęcią oprowadzi go później jeszcze raz.

Stanął tuż za grupką wzdychających miłośników jego stylu i uniósł wzrok, ciesząc się, że chociaż posłucha o pracy, którą Taehyung najbardziej przed nim ukrywał, i która ponoć była jak dotąd najbardziej znaczącą w jego życiu.

I wtedy Jungkook zobaczył ich.

Zobaczył to wielkie płótno i jego serce na moment zaprzestało bicia. Taehyung namalował ich, nawet jeśli zrobił to w swoim specyficznym stylu, rozmazując kontury ich nagich, tulących się sylwetek, a twarze pozostawały niewyraźne. Otoczeni byli zgrają dziesięciu psiaków, trzymając podrośnięte szczeniaki Luny blisko siebie.

"Euforia" - mówił tytuł obrazu i Jungkook nie zarejestrował momentu, w którym łzy spłynęły po jego policzkach, a ludzie zaczęli odwracać się w jego stronę.

– Widzę, że moja euforia wreszcie do nas dołączyła – powiedział do mikrofonu Taehyung, uśmiechając się ciepło w jego stronę. Kilka osób zrobiło przejście, by poruszony mężczyzna wreszcie zebrał się w sobie i podszedł do męża, drżącymi z przejęcia dłońmi wręczając mu kwiaty i zdawał się zapomnieć o obecności gapiów, gdy z całych sił przytulił bruneta.

– Przepraszam.

– Gukkie, nic nie szkodzi, zaraz oprowadzę cię jeszcze raz – wyszeptał, głaszcząc go delikatnie po policzku.

– Chcę ten obraz nad naszym łóżkiem. Kocham cię.

Taehyung uśmiechnął się lekko, gdy kilka osób na tę słodką scenę zaklaskało.

– A ja kocham ciebie, moja euforio – westchnął, myśląc o tym, że podrobienie czeku Jungkooka było najlepszą rzeczą, jaką zrobił w całym swoim życiu. – Kocham cię całym sercem.



● • ♥ • ●
THE END
● • ♥ • ●






Dziękuję za czytanie i zostawcie coś po sobie 🥰

Continue Reading

You'll Also Like

487K 22.6K 121
[zakończone] Taehyung i Jungkook dodają na instagram zdjęcia ukazując ich piękną przyjaźń. Hmm... chwila ... ale czy to na pewno tylko przyjaźń ? •...
139K 15.5K 50
bo ilekroć spoglądał na swoje rany, do głowy przychodziło mu jedno imię; jeon jeongguk. czyli gdzie prześladowany w szkole taehyung, zwraca się o pom...
2.7K 287 11
jeongguk kochał yoongiego, a yoongi kochał jeongguka. przyjaźń od zawsze. przyjaźń na zawsze. ale czasem miłość nie wystarcza, a słowo przepraszam je...