Życie jest pełne niespodziane...

By Zoka789

4.9K 296 79

,,Życie jest pełne niespodzianek. Tych dobrych i tych złych. Złe się dzieją tylko wtedy, gdy ma się stać coś... More

Prolog
Rozdział 1 - Dwa lata temu
Rozdział 2 ~ 'Coś niedobrego się święci...'
Rozdział 3 ~ "Nie jesteś moją matką!"
Rozdział 4 ~ „To dobrze, że już po wszystkim"
Rozdział 5 ~ „Wezwijcie karetkę!"
Rozdział 6 ~ Kocham Cię Babciu
Rozdział 7 ~ „Moim usprawiedliwieniem jest to, że cię kocham"
Rozdział 8 ~ ,,Nie udawaj teraz dobrego męża!"
Rozdział 9 - „Jak ja mogłam tak pomyśleć?"
Rozdział 10 ~ ,,Tak się cieszę, że będziemy mieli w końcu fajny dom!"
Rozdział 11 ~ „Dzień Dobry, nazywam się Anna Błasiak"
Rozdział 12 ~ ,,Moich podejrzeń się nawet nie da nazwać chorobą..."
Rozdział 13 ~ "To wspaniała wiadomość"
Rozdział 14 ~ ,,Ja sądzę, że Praga nas polubi"
Rozdział 15 ~ " Co?! Przecież to nasze mieszkanie!"
Rozdział 16 ~ ,,Nigdy byśmy nie zapomnieli mamo!"
Rozdział 17 ~ "To co? Mamy wybrane?"
Rozdział 18 ~ ,,To nic groźnego, takie rzeczy się zdarzają w ciąży"
Rozdział 19 ~ 'No to się porobiło'
Rozdział 20 ~ ,,To w góry czy na Mazury? W sumie najważniejsze,że z wami!"
Rozdział 21 ~ "Kolejny dowód na to jaką mamy wspaniałą rodzinę i przyjaciół!"
Rozdział 22 ~ ,,Ja Ciebie nie chcę Krzysiu denerwować, ale..ała!
Rozdział 23 ~ ,,Przepraszam, my szukamy Zofii Jaskowskiej"
Rozdział 24 - „On...On nie żyje"
Rozdział 25 ~ ,,Życie toczy się dalej"
Rozdział 26 ~ „Zawsze trzeba mieć jakiś plan awaryjny."
Rozdział 27 ~ ,,Na to co było,nie patrz już..."
Rozdział 29 ~ ,,Coś się kończy, coś się zaczyna"
Epilog

Rozdział 28 ~ ,,Przecież się nie rozpłynęła!"

73 5 0
By Zoka789


Tego samego dnia, popołudniu

*Krzysiek*

Po udanym spacerze brzegiem morza, który wzbogacony był o wspólne śpiewanie radiowego hitu (który swoją drogą ma naprawdę świetny przekaz), postanowiliśmy udać się do pobliskiej knajpki? Knajpki,nie...kafejki. To określenie lepiej pasuje. Tak więc postanowiliśmy się udać do pobliskiej kafejki na lunch. Niby nie byliśmy aż tak bardzo głodni, ale później zamierzaliśmy iść do muzeum (dokładnie do muzeum ,,Chata rybacka" ), a tam pewnie trochę nam zejdzie, może nie dwie godziny, ale tak z pół, bo jest podobno jeszcze jakaś czasowa wystawa *+ jesteśmy przecież z dziećmi, więc woleliśmy się posilić przed zwiedzaniem.

-Dzieci trzymajcie się blisko nas bo teraz idziemy na lunch. Okej?-spytała przeciągle moja żona o zdanie naszych pociech. Tosiek szedł przed nami, trzymał za rączkę Gaję i po prostu nie chcieliśmy psuć tego wspaniałego widoku szczęśliwej rodzinki, ale ze względów bezpieczeństwa, wolałem wziąść Gaję na ręce. Nie tyle zbliżaliśmy się do ruchliwego molo, co po prostu to obce miasto i sami rozumiecie.

-No dobra. Mały to ja nie jestem - Tosiek powtarza nam to przy każdej podobnej okazji, chcąc zadeklarować swoją samodzielność. My doskonale o niej wiemy, ale to przecież zupełnie normalne,że chcemy dbać o jego bezpieczeństwo.

- Noo. Poczekajcie chwilkę to sprawdzę dokładną lokalizację tej kafejki - przystanęliśmy przy barierce molo i wyjąłem z kieszeni telefon. Po odblokowaniu telefonu wszedłem w ikonkę internetu i wpisałem odpowiednią frazę. Emilka w tym czasie zaczęła pokazywać naszym dzieciom, a głównie Gai, mewy szybujące nad spokojnym morzem.

-I co?-spytał syn po chwili. Miałem już potrzebne informacje i postanowiłem podzielić się nimi z rodziną. Wziąłem Gaję na ręce z powodów takich, o których mówiłem i zacząłem:

-Kafejka znajduje się na ulicy Portowej 23** Z tego co widziałem jest naprawdę bogate i obszerne menu i wydaje mi się,że każdy znajdzie tam coś wedle swojego gustu. Ceny też przystępne- przemówiłem z uśmiechem.

- To tacie należą się brawa za wynalezienie takiej oferty- zaśmiała się Emilka a my po niej na jej żartobliwy komentarz. Nie mogłem się powstrzymać żeby pocałować żonę, której widocznie też się to spodobało. Po chwili jednak oderwaliśmy się od siebie

- Wszyscy są? Wszystko mają?

-Tak!

- To idziemy.

No i tak ruszyliśmy w kierunku kafejki, w profilu szczęśliwej rodzinki, ale to nie było tylko wyobrażenie, to były realia. I bardzo się z tego faktu cieszyliśmy.

Pół godziny później

*Emilka*

Kończymy właśnie posiłek w klimatycznej nadmorskiej kafejce, wbrew naszym przypuszczeniom, ta ulica Portowa nie była wcale tak daleko od morza i molo + jedzenie było naprawdę pyszne, do tego gościnna obsługa i lokal, więc cały lunch przebiegł naprawdę w miłej atmosferze. Wszyscy zamówiliśmy naleśniki z sosem jagodowym, bo dzieciaki nie były przekonane do morskich przysmaków. No trudno. Kiedyś może spróbują, ale wiem,że jak byłam jeszcze dzieckiem, to owoce morza były dla mnie naprawdę niesmaczne i nawet za wizję kupna nowej lalki z dodatkami nie byłam w stanie ich zjeść. W sumie to dość zabawne wspomnienia z mojego dzieciństwa.

Ale może teraz zaprzestanę retrospekcjom, trzeba wracać do rzeczywistości. Po posiłku zaczęliśmy się zbierać do muzeum ,,Chata Rybacka". Chcieliśmy zobaczyć w Jastarnii też jakieś zabytki, nie tylko te nowoczesne rzeczy, a tu są tylko dwa muzea o podobnej tematyce - rybactwo i w ogóle. Wybraliśmy więc jedno również z uwagi na wystawę czasową. Krzysiek sprawdził na stronie internetowej cennik, godziny otwarcia itp. Na szczęście bilety nie były wcale drogie a wystawa na zdjęciach w Internecie zachęcała.

-Najedzeni?-spytał Krzysiek, kiedy wyszliśmy już z restauracji.

-Tak!

- To chyba macie siłę na zwiedzanie ?

- Mamy!

- To idziemy

Tym to sposobem, całą czwórką, z uśmiechami na buzi, ruszyliśmy w kierunku naszego celu- muzeum. Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że to będzie dla nas nowe doświadczenie, bo nikt z nas nigdy nie miał okazji zwiedzić muzeum rybackiego.

10 minut później

*Krzysiek*

Właśnie jesteśmy w mniej więcej połowie drogi do muzeum. Wszyscy jesteśmy naprawdę ciekawi wystawy i ekspozycji bo nigdy nie byliśmy w czymś podobnym.

Szliśmy właśnie dość ruchliwą ulicą w centrum, wśród stoisk z różnymi pamiątkami i zabawkami, i nie powiem, panował tutaj tłok. Z tego powodu przestrzegliśmy dzieci,żeby się pilnowały.

-Gaja chodź na rączki-uśmiechnąłem się do córki i kucnąłem by wziąść ją na ręce.

-Nie! Nie,tata, ja chcę u Tośka - Gaja zaczęła mi się wyrywać, a moja żona spojrzała na mnie z dezaprobatą.

- Ale słońce, tutaj jest bardzo dużo ludzi, a jak będziesz u mnie na rączkach to będziesz lepiej widzieć

- Krzysiek weź ją po prostu na ręce i tyle - Emilka chyba nie była zadowolona z mojej metody wychowawczej.

- Nie chcę na ręce. Tosiek złap mnie za rączkę i będę gzecna- Gaja zrobiła słodkie oczka, a my w końcu stwierdziliśmy,że Tosiek jest przecież już odpowiedzialny i roztropny no i oprócz tego - to może głupio i dziwnie zabrzmi, ale sam już powoli przygotowuje się do roli ojca. Nim się obejrzymy, za paręnaście lat będziemy dziadkami. A z doświadczenia wiemy,że te paręnaście lat naprawdę szybko minie.

-No dobrze, ale w muzeum będziesz na rączkach u taty, bo tam nie można dotykać wszystkiego i nie można biegać- Emilka powiedziała stanowczo do Gai a ta posłusznie się zgodziła. Wiemy, że nie możemy dawać za dużo luzu naszym dzieciom i muszą się one nas słuchać,bo w końcu jesteśmy naprawdę odpowiedzialnymi rodzicami ale to w końcu urlop i wszyscy chcemy odpocząć od codziennej rutyny.

-Tosiek, będziesz pilnował Gai?-zapytałem syna a ten przytaknął. Złapał za rękę siostrę i szli przed nami, żebyśmy mieli na nich widok. Ja objąłem ramieniem Emilkę i szliśmy tuż za nimi. Podziwialiśmy wesołą atmosferę panującą wśród przechodniów i kolorowych stoisk.

-Jak czuję tą atmosferę to sama się uśmiecham. Ten przedłużony weekend wyjdzie nam na dobre - uśmiechnęła się Emilia, z pogodą wymalowaną na twarzy. Mogłem śmiało stwierdzić, że cała nasza czwórka miała ten sam nastrój.

- Noo,dokładnie kochanie. A właśnie, ciekawie co tam u naszego Piotrusia i u mojej mamy. Wiem,że moja matka dzwoniła do Ciebie niedawno, ale trochę się stęskniłem za naszym kochanym miśkiem

- No, jak byliśmy na plaży, to dzwoniła. U małego w porządku i właśnie! Muszę zadzwonić po muzeum do Janiny, żeby jej przypomnieć o jutrzejszej wizycie kontrolnej z Piotrusiem u lekarza.

-Faktycznie. A może zrób to teraz?

- No może i masz rację, tylko jak skończy się ta ruchliwa ulica. Zawołaj dzieciaki bo to albo one się oddaliły, albo my zwolniliśmy - Emilka przystanęła na chwilę z boku by wyciągnąć z torby swój telefon.

- Tosiek! Gaja! -zawołałem. Kurczę, ta ruchliwa ulica miała swoje plusy- miłą atmosferę panującą między ludźmi ale też minusy - na przykład takie, że nie widziałem swoich dzieci, bo grupka turystów z przewodnikiem właśnie weszła przed nas. -Dzieciaki! Emilka, nie widzę dzieci!

- Nie no, niemożliwe. A mówiłam żebyś wziął Gaję na ręce, Krzysiek - Emilka zaniepokoiła się -Potem zadzwonię do tej Janiny. Tosiek! Gaja!

Po chwili udało nam się przecisnąć przez grupę zorganizowaną i ujrzeliśmy Tośka. Rozglądał się nerwowo, podbiegliśmy do niego.

-Tosiek ! Czemu odeszliście od nas? A gdzie jest Gaja ? - mnie i żonę zaczęły oblewać zimne poty z powodu, że nigdzie nie widzieliśmy naszej córki. - Tosiek, miałeś jej pilnować!- może niepotrzebnie nakrzyczałem tak na syna ale nie wiedzieliśmy gdzie nasza córka.

-Tato, Emilka...-Tosiek zaczął zestresowanym głosem- Ja...Ja się momentalnie zapatrzyłem na sklepik po drugiej stronie ulicy, a Gaja...Gaja mi się wyrwała i gdzieś pobiegła. Ja...Ja naprawdę nie wiem gdzie ! Przepraszam - w oczach Tośka zaczęły pojawiać się łzy. Przytuliliśmy syna żeby się o to nie obwiniał. Najważniejsze teraz było znaleźć Gaję.

-Już spokojnie..Musimy teraz znaleźć Gaję. Słuchajcie. Nie możemy się rozdzielać bo Tosiek nie ma telefonu ze sobą więc najpierw poszukamy w tamtą stronę, a potem się cofniemy

-Dobra.

Ruszyliśmy szybko w pierwszym wskazanym przeze mnie kierunku, a każdy z nas był przerażony. Jednak nie można chwalić dnia przed zachodem słońca.

-Gdzie ona może być?

-Przecież się nie rozpłynęła!

-Naprawdę przepraszam!

- No już dobrze synu. Najważniejsze teraz ją znaleźć!

Pytaliśmy przechodniów czy ktoś nie widział Gai ale za każdym razem słyszeliśmy tą samą odpowiedź ,,nie". Byliśmy już po prostu na skraju załamania. Kiedy zmieniliśmy kierunek poszukiwań, Emilka trochę się źle poczuła. Z tego powodu zaprzestaliśmy na chwilę czynnościom i usiedliśmy na pobliskiej ławce.

-Kochanie, spokojnie. Gaja się znajdzie. Będziemy robić wszystko żeby się znalazła- zacząłem wspierać żonę choć mi samemu łatwo nie było.

- Ja, po prostu dostałam zadyszki. - Emilka przemknęła momentalnie powieki i wzięła głęboki wdech. Usiedliśmy po obydwu stronach kobiety i przytuliliśmy ją w geście wsparcia. Złożyłem na jej policzku pocałunek. To w końcu matka i jest bardzo związana emocjonalnie z dzieckiem. Nie mówię,że ja nie, ale moją rolą jest po części też wspieranie żony i zapewnienie bezpieczeństwa rodzinie.

-Już,spokojnie skarbie. Już lepiej?-spytałem ze słyszalną w głosie troską.

-Ta...Tak..-przytaknęła Emilia, a ja z torby plażowej wyjąłem butelkę wody którą odkręciłem i podałem żonie. Kobieta wypiła parę łyków i jej stan już się poprawił.

-Możemy iść dalej szukać?-zapytał Tosiek- Posłuchajcie bo to może nam pomóc. Tu w pobliżu jest takie stoisko, bo gdy szłem przed wami z Gają to je mijaliśmy. Tam były jakieś zabawki i Gaja się wtedy wyrywała bo chciała je zobaczyć. Może tam?

-Synu, ty to jesteś wspaniały!- Tosiek jako jedyny z nas zaczął tutaj racjonalnie myśleć. My byliśmy w za dużym stresie.

-Bez przesady bo to głównie przezemnie Gaja się zgubiła.

- Nie myśl tak - powiedziała opiekuńczo Emilka - Chodźmy lepiej tam poszukać, a jak nie tam, to...-w oczach Emilki znów pojawiły się łzy.

-Wtedy będziemy musieli pójść na policję- bardzo tego nie chciałem, po prostu nie dopuszczałem do siebie myśli że nie znajdziemy swojej córki, ale policja to byłoby najrozsądniejsze wyjście z tej sytuacji o czym doskonale wiedzieliśmy ze swojej pracy.

-Lepiej nie marnujmy czasu, tylko chodźmy!

Tosiek szedł przed nami bo w końcu wiedział gdzie dokładnie znajduje się to stoisko z zabawkami. Było po drugiej stronie ulicy.

*Emilka*

Nie przypuszczałam, że spotka nas taka niemiła niespodzianka. Nikt nie przypuszczał. Po prostu nie byliśmy w stanie racjonalnie myśleć, impuls kazał nam szukać wszędzie Gai, nawet gdybyśmy mieli za to zapłacić swoim zdrowiem.

- Tosiek, To jest to stoisko?-spytał Krzysiek, gdy byliśmy już po drugiej stronie ulicy.

-Tak.

-Dobra. Posłuchajcie, musimy przeprosić tych ludzi w kolejce i spytać się właściciela sklepiku czy może widział Gaję- zdecydował mój mąż starając się zachować zimną krew, ale doskonale wiedziałam,że w środku po prostu jest w załamce, tak samo jak ja i Tosiek.

- No okej. Przepraszamy państwa bardzo ale musimy załatwić bardzo ważną dla nas sprawę- zaczęłam kierować słowa wśród ludzi czekających w kolejce ale na szczęście nie spotkało się to z jakimś oburzeniem z ich strony. Podeszliśmy więc szybko do właściciela sklepiku i nagle.. Gaja! Gaja! Nasz skarb się znalazł!

- Gaja słońce, tak się martwiliśmy! - wykrzyczeliśmy wszyscy troje roniąc łzy szczęścia. Podbiegliśmy do córki siedzącej na plastikowym krzesełku obok asortymentu sklepiku. Boże, to cud, że się znalazła. Gdyby Tosiek nie powiedział o tym sklepiku, być może nadal byśmy jej szukali.

-Proszę pana, to pan ją znalazł?-zapytał mój mąż młodego mężczyzny stojącego za kasą kiedy już wszyscy wyściskaliśmy Gaję.

-Tak. Chwileczkę, tylko obsłużę klientów i za chwilkę wszystko państwu opowiem- odpowiedział mężczyzna i wrócił do swojego zajęcia. Tak bardzo się cieszyliśmy.

- Gaja, słońce, pod żadnym pozorem nie można się oddalać od rodziców. Nie można. Kategorycznie. - zaczęłam przestrzegać córeczkę ale to jeszcze małe dziecko i zupełnie nie możemy być na nią źli, na Tośka też nie. Najważniejsze było wtedy to,że cała historia skończyła się dobrze.

-Pseplasam, ja chciałam zobaczyć tą laleczkę- Gaja wskazała palcem na zabawkę leżąca na wielkiej ławie.

-Mimo to nie powinnaś się oddalać. Ale rodzicom i braciszkowi strachu napędziłaś - Krzysiek ucałował małą A po chwili zrobiłam to ja. Nasz syn za to kucnął obok siostry i złapał ją za rączkę.

-To też trochę moja wina. Naprawdę nie chciałem by to się wydarzyło.

-Wiemy. No już,spokojnie.

Po paru minutach podszedł do nas właściciel stoiska z zabawkami bo chciał nam opowiedzieć co się dokładnie wydarzyło.

-Dziękujemy,że pan się nią zaopiekował bo inaczej nie wiadomo jakby to się mogło skończyć. Od córki już wiemy,że przyszła tu ponieważ zaciekawiła się lalką z pana sklepiku

-Tak. Państwa córka przyszła do mojego sklepiku i zaczęła oglądać cały asortyment, no A głównie właśnie była zaciekawiona tą lalką. Zdziwił mnie fakt, że nie ma przy niej rodziców. Spytałem się więc dziewczynki , gdzie są jej rodzice,a ona powiedziała że nie wie,że się zgubiła. Byłem bezradny i chciałem już dzwonić na policji ale nagle z kieszeni wypadła dziewczynce jakaś przypinka. Podniosłem ją i było napisane przedszkole Wrocław, adres i numer telefonu. Spytałem się państwa córki czy chodzi do tego przedszkola na co przytaknęła. Chciałem już dzwonić do tego przedszkola żeby powiadomili państwa że córka jest cała i zdrowa i żeby państwo przyszli ją odebrać i nagle się państwo całe szczęście zjawili.

-Naprawdę panu bardzo dziękujemy.

-Drobnostka.

-W ramach podziękowań możemy kupić Gai tą lalkę, a to będzie parę złotych więcej dla Pana- Krzysiek wyskoczył z tą inicjatywą a ja stwierdziłam że to dobry pomysł. Przecież tu się nie toczy o pieniądze ale w jakiś sposób byliśmy temu facetowi wdzięczni.

- Nie trzeba. To była bezinteresowna pomoc, chyba każdy by tak postąpił - mężczyzna był skromny.

-Córce i tak się ta lalka spodobała. Może ty Tosiek coś dla siebie wybierzesz? Bo ja bym się zdecydowała na jakiś breloczek do kluczy - uśmiechnęłam się i zaczęłam przeglądać różne rodzaje breloczków

-Ja? No może ten nakręcany samochodzik- zdecydował się Tosiek - A ty tato?

- Ja? Ojj nie wiem czy znajdę tu coś dla siebie- zaśmiał się Krzysiek- Ale ten magnes może? Będziemy mieli pamiątkę z Jastarnii

- No dokładnie. To ile płacimy za te wszystkie rzeczy ?

-Już chwilkę, podliczę. To będzie razem 42 złote- uśmiechnął się mężczyzna- Zapakować?

-Poprosimy.

Krzysiek wyjął z portfela kartę i przyłożył do terminalu. Trochę się z nim spierałam,że ja zapłacę, ale wiecie,to były tylko taka sprzeczka małżeńska, która zakończyła się namiętnym pocałunkiem :))

- To dziękujemy jeszcze raz i do widzenia! Miłego dnia życzymy!

- To ja dziękuję! Wzajemnie !

Ruszyliśmy w dalszą drogę do muzeum bo to przecież jest nasz obecny cel. Już nie myśleliśmy o tym przykrym zdarzeniu, bo na szczęście wszystko się dobrze skończyło.

- No, Najważniejsze że nikt nie ucierpiał. Gaja, proszę, na następny raz nie odłączaj się od nas. Chyba nie chcesz się znów zgubić - pouczył Krzysiek

- Nie,pseplasam

-no już dobrze. To co? Idziemy do tego muzeum? - spytałam

-Właśnie, muzeum. No idziemy,idziemy.-przytaknęła resztą.

Na szczęście resztę dnia spędziliśmy spokojnie, rodzinnie i żadna niemiła niespodzianka nie weszła nam w drogę.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Hej, tu Jula!

Dzisiejszy rozdział z pewnością dostarczył wam dreszczyku emocji, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło 💜

Liczymy na gwiazdki i komentarze, które niezwykle motywują do dalszego pisania!💙

°●To The Next●°

*Właściwie nawet nie wiem czy jest tam jakaś wystawa czasowa, więc fakt jest wymyślony na potrzeby książki 🙂

**Adres jest przypadkowy

Continue Reading

You'll Also Like

964K 22K 49
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that.
483K 14.6K 98
Theresa Murphy, singer-songwriter and rising film star, best friends with Conan Gray and Olivia Rodrigo. Charles Leclerc, Formula 1 driver for Ferrar...
620K 18.7K 75
Hiraeth - A homesickness for a home to which you cannot return, a home which maybe never was; the nostalgia, the yearning, the grief for the lost pla...
186K 5K 43
" She is my wife, stay away from her!" " Keep trying she will remain mine. " " Show me your scars, I want to see how many times you needed...