To musiał być wiatr.

By Worldisinlove

17.9K 1.3K 895

Louis Tomlinson nigdy nie wiedział, kto jest jego sąsiadem - zakładał, że to jakiś student, który wynajmował... More

Musiałeś się przesłyszeć.
Nie więcej niż bym mógł znieść.
Czasami trzeba pozwolić odejść.
Trucizna sączy się z rany.
Jakkolwiek ty mnie chcesz.
To byś zrobił z Olivią, Niallem...
Ja też cię czasem potrzebuję!
Podzielimy łóżko na pół?
Zabierz mnie do domu.
Informacja.

Jestem za ścianą.

1.4K 119 59
By Worldisinlove

Stwierdził, że te wszystkie spotkania, które odbyli w ciągu ostatnich trzech tygodni, łączyło jedno - niezręczność, jakiej nie umiał się pozbyć w stosunku do swojego sąsiada. Harry wydawał się za każdym razem lekko wycofany, oziębły i w jakiś sposób pokazywał, że nie lubił Louis, jakby miał mu coś za złe, chociaż przecież ich stosunki naprawdę ograniczały się do pracy. Sam nie wiedział, czy czasami nie wyolbrzymiał sytuacji, bo nigdy nie spotkał się z człowiekiem, który w jakiś sposób nie tolerował jego osoby, ale na pewno nie czuł się dobrze w jego towarzystwie. Styles pilnował każdego słowa, jakie wyszło z jego ust, gdy tylko rozmawiali (na temat pracy oczywiście, bo ile razy szatyn zapytał o coś osobistego, ten zbywał go tylko szybką odpowiedzią lub pytaniem o projekt). Nie zakładał, że staną się najlepszymi przyjaciółmi, ale miał nadzieję, że przynajmniej dostosują się do siebie, a na dobrą sprawę z każdym spotkaniem było w jakiś sposób coraz gorzej, bo Tomlinson odczuwał presję narzuconą przez projekt i samego bruneta, który oczekiwał pełnego profesjonalizmu. Razem nawet wytknął mu (nie jasno, ale jednak) ostatnią imprezę, jaką przygotował z powodu Olivii, bo wiedział, że ta sama nie będzie miała głowy, aby coś zorganizować. Do teraz czuł jakby oskarżający wzrok Harry'ego i ciepło na szyi, rozszerzające się teraz nawet na partie pleców o hałasy.

Przełknął nawet ciężko ślinę, myśląc o tym teraz, kiedy leżał na swoim łóżku w sypialni i nie miał pojęcia, co z tym zrobić. Nie chciał narzekać na ten temat Olivii, bo wiedział, że ta sama miała problem ze swoim podrywającym partnerem, więc każde wspomnienie o projekcie dawało jej białą gorączkę i prychnięcie, które znał jako - lepiej o tym nie rozmawiajmy, Tomlinson. Dlatego starał się nie rozwodzić za mocną nad tą sprawą, bo wszystko weszłoby na złe tory.

Z jednej strony cieszył się, że nie tylko jemu trafił się niepasujący partner, ale ciągle miał nadzieję, że Harry w jakiś sposób przełamie się i w końcu znajdzie na niego sposób, aby skończyć tę szopkę, ale najwyraźniej bardzo się mylił.

Obrócił się na drugi bok, poprawiając na sobie kołdrę, bo powoli do Londynu wchodziła zima. Próbował zasnąć od jakieś godziny, ale nic mu nie pomagało. Niestety. Cieszył się przynajmniej, że dostał jutro wolne z powodu nadgodzin, jakie wyrobił w ostatnim czasie, więc nie musiał się martwić pracą i swój humor w niej, bo nie wyobrażał sobie słuchania swojego szefa, kiedy sam marzył o śnie.

Kiedy przymykał oczy, usłyszał trzask i jakieś uderzenie, na co od razu się wyprostował. Przez chwilę myślał, że ktoś próbował włamać się do mieszkania, ale dźwięk pochodził zza jego łóżka, czyli ściany, jaką dzielił ze swoim sąsiadem. Nie mógł się mylić. Był tego tak pewny, że następny dźwięk wzmógł jego strach o sąsiada.

Odczekał chwilę, ale nic się nie wydarzyło. Dopiero, kiedy nakrywał się znowu materiałem, usłyszał coś na pograniczu szlochu, na co przeszedł go dreszcz. Pójście do nieznajomego było o wiele łatwiejsze kilka tygodni temu, niż teraz, kiedy miał świadomość, że Harry nie pajał do niego przyjaźnią. Przełknął ciężko śliną i kiedy szloch nie ustawał, wstał z łóżka, przeklinając pod nosem tak cienkie ściany.

Ubrał na siebie szlafrok, chociaż od jakiegoś tygodnia spał w dresach i koszulce, ale chciał wyjść na przyzwoitego. Znowu ubrał na stopy buty i wyszedł z mieszkania, nie bojąc się o jego zamknięcie.

Zapukał delikatnie o drzwi, przecierając wciąż oczy od światła. Doskonale wiedział, że to nie był zbyt mądry pomysł, ale jednak... Musiał wstać i tutaj podejść. Sam nie wiedział dlaczego, ale co miał do stracenia? Harry już i tak go nie lubił, więc jeśli po dzisiejszej nocy postawi warunek, że będą mogli kontynuować projekt tylko przez pocztę, to będzie mógł się zgodzić.

Westchnął po jakichś dwóch minutach, w ciągu których szukał w sobie odwagi i zapukał ponownie - a raczej spróbował, bo drzwi otworzyły się w momencie, aby wyciągnął po to dłoń.

- Tak? - spytał Harry ochrypłym głosem, znowu chowając się w ciemności mieszkania.

- Wszystko w porządku? Usłyszałem hałas - powiedział, przestępując z nogi na nogę i spojrzał na twarz sąsiada, szukając... czegokolwiek.

- Żyję, dzięki. Nie musiałeś wstawać. - Westchnął chłopak, odwracając lekko twarz od światła, ale Louisowi to nie umknęło.

Przez chwilę stali w ciszy, bo co miał powiedzieć szatyn? Nie byli przyjaciółmi - byli tylko sąsiadami i dodatkowo Styles chyba go nie lubił. To nie dawało za dużego pola manewru, jeśli miałby być szczery.

- Harry... Jeśli byś czegoś potrzebował, jestem za ścianą - powiedział, pokazując kciukiem na swoje drzwi.

- Trudno zapomnieć - wyszeptał, ale niestety Louis zdążył to usłyszeć. Jednak Harry kontynuował, więc nie zdążył na to odpowiedzieć. - Nic się nie dzieję. Dziękuję, że przyszedłeś, ale wracajmy do łóżek.

- Płaczesz. - Wyrwało mu się, zanim mógł to przemyśleć, bo wiedział, że Styles próbował najszybciej zakończyć rozmowę, kiedy on naprawdę potrzebował wytłumaczenia tych dźwięków.

- Jak wiele osób na tej planecie - odpowiedział ostro, a Louis zauważył, jak jego dłoń zacisnęła się mocniej na drzwiach. - Ale to chyba nie dotyczy ciebie.

- Nie, to twoja sprawa, ale jeśli potrzebujesz kogoś, kto mógłby wysłuchać, jestem tutaj. Nawet jako nieznajomy. Tak czasami jest łatwiej.

- Gdybyś chociaż cokolwiek o tym wiedział, Louis.

I na tym skończyła się ta noc. Szatyn jak najszybciej wrócił do swojego mieszkania i nie wyobrażał sobie, aby mógł zrobić coś tak głupiego ponownie. Następnym razem, kiedy usłyszy z mieszkania obok jakikolwiek hałas, włoży sobie do uszu zatyczki i zaśnie tak twardo, że zaśpi nawet na budzik do pracy (oby jednak nie tak mocno).

***

Od: H.Styles.

Nie będę mógł spotkać się w tym tygodniu. Wysyłam w załączniku to, co udało mi się zrobić do dzisiaj, aby prace ciągle szły na przód. Gdybyś miał jakieś pytania, napisz mi maila.

Louis patrzył na wiadomość od jakichś dwóch minut i nie wiedział, co miał z nią zrobić. W jego umyśle pojawiło się pytanie, czy czasami nie przesadził, kiedy dwie noce temu wszedł na korytarz, ponownie pukając do drzwi sąsiada, chociaż ten już wcześniej dawał mu jasno do zrozumienia, że nie chciał go wiedzieć. Może Harry stwierdził, że ma go dość i wolał zrobić sobie przerwę? Dlaczego tak nagle odwołał ich spotkania w tym tygodniu?

Miał nadzieję, że brunet po prostu ma jakieś plany w te wszystkie popołudnia, a nie świadomie odsuwał się od niego, aby pokazać, że nikt nie będzie się wtrącać w jego życie.

- Ile kosztują pana myśli? - spytał Niall, podając mu kufel piwa.

Szatyn obudził się z rozterek i spojrzał na mężczyznę, chowając od razu telefon do kieszeni. Złapał w dłoń rączkę od naczynia, aby wziąć porządnego łyka. Dawno nie czuł w swoich ustach alkoholu i było to przyjemne, aby się odprężyć po dniu w pracy wśród Olivii i swojego szefa.

Wpadł do Horana tylko na chwilę, aby dowiedzieć się, jak wyszły zaręczyny, ale teraz mógł zostać na chwilę dłużej, jeśli jego projekt się nie odbędzie.

- Na pewno za mało - odpowiedział, kiedy przełknął i spojrzał na przyjaciela, który usiadł po drugiej stronie wyspy w jego mieszkaniu. - Opowiadałem ci o moim partnerze do projektu? - spytał, bo bardzo często mylił swoje myśli dotyczące Olivii i Nialla, ale zawsze starał się oboje informować na bieżąco.

- Tak, Harry, jeśli pamiętam. - Przytaknął, zabierając swoje piwo do dłoni i przysunął orzeszki, na co Tomlinson uśmiechnął się lekko.

- Cóż, odwołał nasze spotkania w tym tygodniu. - Westchnął.

Niall podniósł brew, patrząc na przyjaciela i wrzucił do swojej buzi kilka orzeszków.

- No i co z tego? - spytał, nie rozumiejąc, bo szatyn nie zdążył mu jeszcze opowiedzieć o sprawie sprzed dwóch nocy.

Kiedy tylko przyszedł do mieszkania blondyna, od razu zaczęli rozmawiać na temat oświadczyn, więc nawet wypadła mu ta sprawa z głowy. Pewnie, gdyby nie sama wiadomość od Stylesa, nie wspomniałby o tym. Niall też wyglądał na kogoś, kto chciał się wygadać na temat tak ważnej sprawy jak oświadczyny, więc od razu zasypał go wiadomości takimi jak "powiedziała pieprzone tak już po sekundzie" lub "seks jako narzeczeństwo jest o wiele lepszy". Więc... Louis za bardzo nie miał co robić, jak śmiać się z przyjaciela i przytakiwać, ciesząc się jego szczęściem.

- Bo tak jakby naskoczyłem na niego kilka nocy temu? - spytał, podnosząc jedno ramię wyżej i wziął kolejnego łyka, aby nie zaschło mu w ustach.

Niall przez chwilę chyba przyswajał słowa, bo nie odezwał się ani słowem lub czekał, aż Louis to zrobi, ale nie zamierzał.

- Nocy? Byłeś u niego w nocy? - spytał, przyglądając mu się, na co niebieskooki prychnął, poprawiając swoje zbyt długie włosy nad oczami.

- Nie spałem z nim. Usłyszałem huk w mieszkaniu, więc chciałem sprawdzić, co się stało, bo to już drugi raz, ale nie chciał ze mną rozmawiać. Wyrzucił mnie, jak tylko zauważyłem, że płacze. O ile można uznać to za wyrzucenie, bo na dobrą sprawę stałem ciągle na korytarzu - powiedział na jednym wdechu, sam nie wiedząc, czym się denerwował, ale każda informacja, rozmowa jaka dotyczyła jego partnera, w jakiś sposób działała na niego właśnie w taki sposób.

- Nakryłeś go płaczącego? - dopytał Niall, chyba nie spodziewając się takiego obrotu sprawy.

Louis przytaknął głową i zaczął bawić się listkami mięty na wyspie. Niall zawsze uwielbiał rośliny, więc gdzieniegdzie znajdowały się doniczki z przyprawami czy kwiatami. Całe mieszkanie nawet było zielono-białe, więc Louis wiedział, czym było to spowodowane. W każdym pomieszczeniu znajdowała się również jakaś pamiątka z domu rodzinnego Irlandczyka, co budowało domowy nastrój. Może to też zasługa jego narzeczonej, która przebywała tutaj prawie codziennie. Bardzo możliwe.

- Wiesz, że mężczyźni nie są zbyt wylewni. Może nie chce okazywać emocji? Jesteście tylko współpracownikami, to tym bardziej niezręczne, bo jesteście skazani na widzenie się - mówił Niall, patrząc spokojnie na przyjaciela.

- Właśnie chyba nie będziemy skazani, bo na razie piszemy przez pocztę. - Zagryzł lekko wargę.

- Louis, nie bierz tego do siebie, ale nie znasz Harry'ego. Zgadzam się, że powinieneś tam iść, jeśli sytuacja wydawała ci się niepokojąca, ale myślę, że ten chłopak potrzebuje czasu, aby ochłonąć i sam zrozumie, że nic się nie stało. Był rozemocjonowany, kiedy go nakryłeś, popatrz na to z jego punktu widzenia. Niektórzy ludzie boją się swoich słabości.

Szatyn podniósł na przyjaciela spojrzenie, ale ten uśmiechnął się lekko i wrócił do swojego piwa, co było jednoznaczne z tym, że temat został zamknięty.

Może właśnie o to chodziło - Harry musiał po prostu przełknąć to, co stało się kilka dni temu i sam odezwie się do Tomlinsona, kiedy będzie gotowy na niego spojrzeć.

Przytaknął i zaczął normalny temat - zrzędzenie na Olivię, która oblała go dzisiaj kawą, dzięki czemu wrócili do normalności, a szatyn zapomniał na chwilę o swoim dziwnym sąsiedzie.

***

Kilka dni później, kiedy we wtorek miało dojść do spotkania w mieszkaniu Louisa, denerwował się. Nie widział i nie słyszał Harry'ego (czasami siedział cicho w sypialni w środku nocy, aby sprawdzić, czy sąsiad w ogóle tam był) przez ostatni tydzień, więc po prostu nie wiedział, czego miał się spodziewać. Znowu czuł to nieprzyjemne ciepło na karku, a dłonie lekko mu drżały, kiedy zbliżała się osiemnasta. Wiedział, że to absurdalne, ale nie miał pojęcia, jak zachowa się Styles. Miał nadzieję, że zapomniał o incydencie w nocy, więc będą mogli normalnie współpracować, bo przez ostatnie dni wymieniali tylko maile i szatyn myślał, że za chwilę oszaleje, jeśli będzie musiał przeprowadzać poważną rozmowę przez internet - naprawdę tego nienawidził, ale przecież nie mógł naciskać na bruneta. Postanowił dać mu trochę czasu, aby wszystko wróciło do normy w swoim tempie.

Spojrzał na zegarek, która pokazywała osiemnastą i wziął głęboki wdech, kiedy zabrzmiało pukanie do drzwi. Wstał z kanapy, poprawiając odruchowo swoje włosy. Podszedł do drzwi, a następnie otworzył je, zauważając od razu stojącego bruneta w czarnej bluzie i dżinsach, z teczką w ręku. Z jakiegoś powodu, patrząc na twarz swojego sąsiada, pozbył się napięcia (a przynajmniej jego części) z ramion i wpuścił go do środka.

- Cieszę się, że w końcu się spotkaliśmy. Jak mówiłem wiadomości przez internet, to nie jest najlepszy pomysł dla naszej dwójki - odezwał się pierwszy, idąc do kuchni, aby jak zawsze przygotować dla siebie sok, a dla Stylesa wodę.

- Miałem kilka spraw na głowie, ale powinienem być już wolny w tym miesiącu - odpowiedział, wchodząc do salonu.

Spraw, czy miałeś dość mnie? - przemknęło Louisowi przez myśl, ale nie odezwał się, a przytaknął i podał szklanki na stolik przy kanapie.

Spojrzał na bruneta, siadając obok i uśmiechnął się delikatnie. Harry wyglądał o wiele lepiej, kiedy jego skóra nie była taka ostra jak na poprzednich spotkaniach. Wydawał się przyjaźniejszy oraz spokojniejszy; szatyn mógłby go zaakceptować w takiej formie. Może naprawdę potrzebował kilku dni, aby odpocząć od sytuacji z Tomlinsonem? Całkiem możliwe.

- Ja chciałem przeprosić - odezwał się, kiedy obaj wyciągali swoje laptopy.

- Nie chcę o tym rozmawiać - odpowiedział od razu Harry, rozumiejąc, o czym była mowa.

- Harry, wiem, że przesadziłem... - Próbował powiedzieć, ale wzrok bruneta zatrzymał go.

- Jeśli wiesz, to nie ma sensu o tym mówić, bo ja nie chcę. Zacznijmy pracę, abym nie musiał przebywać tutaj więcej, niż powinienem i po prostu zapomnijmy o tym, co widziałeś. To wszystko - mówił, odwracając wzrok od starszego.

Louis zagryzł lekko wargę i złapał laptopa mocniej w dłonie, nie wiedząc, co mógł jeszcze powiedzieć, ale wiedział, że grzebanie jeszcze bardziej, tylko pogorszy ich sytuację, a przecież już nie była za ciekawa. Dlatego przełknął ślinę, włączając projekt piętra i zaczął temat podłóg, chcąc pokazać, ze szanuje zdanie swojego sąsiada. Przynajmniej miał nadzieję, że brunet odbierze to właśnie w taki sposób.

Wszystko wróciło na swoje tory. Spotykali się dwa razy w tygodniu, powoli tworząc projekt, który wyglądał już dość dobrze i naprawdę podobał się Louisowi, chociaż nie raz przy obecności Harry'ego miał ochotę przekląć go za jego pomysły, jednak hamował się i po prostu za pomocą prób i błędów dochodzili do sytuacji, że pomysł podobał się im obu.

Styles był bardzo profesjonalny i skupiony na pracy. Louis zastanawiał się, jakim cudem myśli o tylu sprawach na raz, aby rozwiązać niektóre problemy, z jakimi szatyn miał niekiedy problemy przez kilka dni. Podziwiał w jakiś sposób jego upór wobec perfekcji, bo szatyn na pewno działał trochę w inny sposób, ale nie komentował tego. Było widać, że obaj lubili swoją pracę i na szczęście brali to tak samo poważnie, więc na pewno nie musieli wytykać sobie lenistwa.

Jednak, kiedy szatyn przerywał na chwilę pracę, aby jego oczy odpoczęły od ekranu laptopa, zatrzymywał swoje oczy na sylwetce sąsiada i przyglądał się jego skupionej twarzy, zielonym oczom, w które dalej miał problem patrzeć, bo wyglądały tak, jakby mogły przebić jego ciało, dusze, serce i każdy zakątek duszy, jaki bał się nawet Tomlinson. Było to tylko kilka sekund, aby nie zostać przyłapanym, ale jednak wystarczająco, aby w nocy, kiedy zostawał sam, porównywał te obrazy do siebie - gromadził je tylko dla siebie, aby zauważyć jakąś zmianę; coś, co powie mu, że Harry powoli się do niego przekonywał, ale niestety nic takiego nie znalazł, co lekko podcinało mu skrzydła, aby naprawić ich relacje.

Na szczęście wciągu tych wszystkich nocy nie dobiegł go żaden dźwięk z mieszkania obok, który wydawał się niepokojący. Próbował nawet w jakiś sposób zapomnieć o tym, co stało się wcześniej, aby patrzeć na Styles jak na współpracownika, ale przeczucie mówiło mu, że mógłby spojrzeć na niego w taki sposób tylko wtedy, kiedy ten odpowiedziałby mu na kilka pytań. Sam nie wiedział, co nim kierowało, aby stawiać takie ultimatum, ale jednak nie próbował wyrzucić sobie tego z głowy.

Z rozmyślań obudziła go kropla wody, kapiąca na jego brodę, kiedy leżał na swoim łóżku. Odruchowo przetarł ją ze swojej twarzy, ale po chwili zorientował się, że przecież z sufitu nie powinna kapać żadna woda. Wstał jak oparzony z łóżka i zaświecił światło, które odsłoniło wielką plamę nad jego łóżkiem.

Przeklął pod nosem i złapał szybko za płaszcz, a następnie wybiegł z mieszkania, aby woda nie przedarła się do następnych pomieszczeń. Chyba nie mogło być gorzej.

Okazało się, że jego sąsiad zasnął przed telewizorem, przez co nie zauważył, że rura w jego kranie pękła i przez kilka godzin wylewała litry wody na całą powierzchnie kuchni, która znajdowała się nad sypialnią Tomlinson. To wszystko spowodowało, że cała podłoga nadawała się do wymiany i dodatkowo będzie trzeba wymienić rurę oraz osuszyć sufit w mieszkaniu szatyna.

- Będzie musiał pan opuścić mieszkanie na jedną noc i dzień. Jutro wieczorem wszystko powinno być w porządku, ale żeby firma ubezpieczeniowa nie miała powodów, aby nie wypłacić odszkodowania, musimy spełnić wszystkie warunki - odezwał się do niego właściciel, który przyjechał do budynku po jakichś dwudziestu minutach od zadzwonienia do niego. To i tak niezły wynik jak na to, że zbliżała się druga w nocy i każda normalna osoba spała już w swojej sypialni.

- Mam o drugiej w nocy tłuc się przez miasto? - spytał, patrząc na niewysokiego, starszego mężczyznę.

Ten poprawił swój szalik pod jego spojrzeniem i przytaknął krótko.

- Przykro mi, ale albo to, albo będzie pan musiał robić to na własną rękę z drugim właścicielem - odpowiedział, rozglądając się po zniszczonej podłodze.

Louis miał ochotę jęknąć i tupnąć nogą, ale przecież nie zachowywał się tak od jakiś dziesięciu lat, więc zrezygnował z tego, przecierając tylko dłońmi zmęczoną twarz.

- W porządku. Wezmę tylko rzeczy - odpowiedział, wzdychając i wyszedł z mieszkania nad jego, nie żegnając się z właścicielem budynku.

Zszedł po schodach do swojego mieszkania i kiedy tylko do niego wszedł, złapał za telefon, aby zadzwonić do Olivii. Wolałby mieszkać u Nialla, ale ten wyjechał z Lolą do rodziny, aby powiadomić wszystkich o oświadczynach. Przeklął pod nosem, kiedy dziewczyna nie dobierała i próbował dodzwonić się na domowy, pakując do plecaka rzeczy na jutro do pracy i kilka kosmetyków.

Szlag by to - pomyślał, kiedy znowu odezwała się sekretarka.

Po chwili jednak jego telefon zaświecił się, pokazując na nim nazwa Olivii, na co westchnął z ulgą i odebrał jak najszybciej.

- Dlaczego dzwonisz do mnie o drugiej w nocy? - spytała dziewczyna mocno zaspanym głosem.

- Zalało mi mieszkanie i muszę się wynieść na jedną noc. Mogę przyjechać? - spytał od razu, wychodząc z mieszkania i zamykając je na klucz, bo wiedział, że właściciel miał ze sobą wszystkie klucze, a jeśli nie on, to dozorca.

Przez chwilę w telefonie panowała cisza, na co Louis zmarszczył brwi.

- Halo? - spytał.

- Ach, widzisz... Jestem poza mieszkaniem - odpowiedziała po chwili.

Louis stanął na środku klatki schodowej i przyłożył mocniej telefon do ucha, jakby to miało spowodować, że usłyszy coś więcej.

- Czy ty z kimś jesteś? - spytał, uśmiechając się do siebie, bo doskonale wiedział, że jego przyjaciółka nie miała z kim sypiać w ostatnim czasie, a to mogło oznaczać tylko jedno. - Przespałaś się ze swoim partnerem?

- Zamknij się - powiedziała ostro, na co zaśmiał się do głośnika. - Nie powinno cię to interesować, Tomlinson. Idź do hotelu, czy coś.

- Nie, opowiedz mi lepiej, jak ten twój podrywacz się sprawił - odpowiedział, kręcąc sam do siebie głową.

- Może ci to opowiedzieć, kiedy w końcu wyjdziesz z bloku? Większość ludzi śpi o tej porze - odezwał się jakiś głos za nim, na co obrócił się przestraszony, o mało nie wypuszczając z dłoni urządzenia.

- Louis? - spytała Olivia, pewnie słysząc jakieś głosy, ale szatyn rozłączył się natychmiast, kiedy tylko zauważył Harry'ego w szlafroku, stojącego w drzwiach do swojego mieszkania.

- Ja... Przepraszam, nie chciałem cię obudzić - mówił, chowając telefon do kiszeni i poprawił swoje włosy, które na pewno były rozwalone, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu poczuł się głupio, stojąc tak przed swoim sąsiadem.

- Nie obudziłeś mnie, ale pewnie innych ludzi w boku tak, więc jeśli nie chcesz mieć ich na głowie, lepiej zostaw plotki ze swoją przyjaciółką na później. - Jego ton nie był zbyt miły, ale na pewno nie oskarżycielski, na co Louis poczuł się trochę lepiej, ale i tak dalej był zdziwiony tym spotkaniem.

- Tak, pewnie masz rację. - Przytaknął, ale dopiero po chwili zrozumiał sens słów sąsiada. - Skąd wiesz, że to moja przyjaciółka, a nie siostra? - Podniósł brew.

Chyba pierwszy raz zauważył, że przez chwilę Harry wyglądał na zdziwionego, ale szybko wyprostował swoją sylwetkę, poprawiając swój szlafrok, wracając do siebie.

- Tak wywnioskowałem. Twój dom rodzinny jest daleko od Londynu, więc dziwne by było, gdybyś wychodził w środku nocy, aby zadzwonić o nocleg do siostry - odpowiedział prostu. - Słyszałem, że zalało ci mieszkanie.

- Tak i szukam miejsca do spania - odpowiedział, nie chcąc myśleć o tym, jak dobrą dedukcję miał Styles, bo mogłoby być to niepokojące.

- Więc lepiej się pospiesz, bo za chwilę zacznie się burza. - Obejrzał się przez ramię do swojego mieszkania, ale ciemność nie pozwalała na to, aby szatyn zobaczył prawdopodobnie okna, na jakie patrzył.

Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy, kiedy Harry spojrzał na jego plecak, a następnie na twarz, przez co poczuł się lekko osaczony, a ciepło weszło na jego szyję.

- Naprawdę nie masz, gdzie się podziać? - spytał po chyba minucie, na co Tomlinson wypuścił wstrzymywane powietrze w buzi.

- Prawdopodobnie będę musiał wynająć hotel na tę noc, jeśli nic innego się nie znajdzie - odpowiedział szczerze, przeczesując swoje włosy, co weszło mu już w nawyk, kiedy był zdenerwowany (najczęściej oczywiście przy Stylesie).

Harry wyglądał, jakby wahał się nad tym, co ma zrobić. Przygryzł swój policzek, co było widoczne przy jego ostrej szczęce i złapał pewniej drzwi w dłoni, więc Louis pogodził się z tym, że jego sąsiad zamknie mu drzwi przed nosem, ale po pięciu sekundach Styles otworzył szerzej drzwi, pokazując, aby starszy wszedł do środka.

- Jesteś pewny? - spytał, podnosząc brwi do góry.

- Chcesz, żebym je zamknął? - spytał, a jego ton nie był zbyt miły, więc niebieskooki jak najszybciej wszedł do mieszkania, czując lekkie napięcie w swoich mięśniach. - Za chwilę zaświecę światło. - Poinformował go brunet i zniknął nagle za jego plecami, kiedy tylko zamknął mieszkanie.

Louis stał na środku holu (szarego, jeśli dobrze wywnioskował, bo wszędzie panowała ciemność, nie licząc światła z okna od lamp ulicznych) i próbował się rozglądać oraz nasłuchiwać, aby zlokalizować swojego sąsiada, ale ten nagle pojawił się przed nim, wchodząc prawdopodobnie z kuchni i zaświecił światło w beżowym salonie.

- Dzięki - powiedział Louis z dziwną chrypą, więc odkaszlnął i wszedł głębiej mieszkania, zauważając czarną, skórzaną kanapę, półkę z książkami wypełnioną po brzegi oraz telewizorem na ścianie. Nie było tutaj żadnego stolika, fotela, kwiatów... Jeśli miałby być szczery, mieszkanie wyglądało, jakby ktoś dopiero się wprowadził, a przecież Harry mieszkał tutaj od dłuższego czasu.

- Możesz spać na kanapie. Nie mam dodatkowego pokoju - odezwał się pierwszy raz Styles, kładąc na kanapie koce oraz poduszki. Louis obserwował go czujnie, jakby mogłoby mu coś umknąć. - Łazienka jest na prawo; kiedy wstaniesz, możesz z niej skorzystać. Wstanę wcześniej i zrobię śniadanie, więc poczekaj na mnie, kiedy wejdziesz do kuchni. Mogę przygotować na razie wodę dla ciebie. - Spojrzał na niego prostując się znad mebla, jakby chciał się upewnić, czy Tomlinson wszystko zrozumiał.

- Okay, rozumiem. - Pokiwał głową, ściągając buty oraz kurtkę, bo w holu nie był pewny, czy nie przewróciłby się w tych ciemnościach. - Wstaję o siódmej, nie będziesz musiał wstawać ze mną. Mogę zjeść na mieście.

- I tak nie będę już spał. O to nie musisz się martwić - odpowiedział mu, poprawiając swój szlafrok i ruszył do drzwi po ich lewej stronie. - Gdyby coś się działo, zapukaj.

I tymi słowami Louis został sam na środku salonu swojego sąsiada, na co westchnął sam do siebie i rozejrzał się dookoła. Wziął swoją pidżamę i przebrał się w nią ponownie w łazience, po czym sam przygotował sobie miejsce do spania (nie, żeby wymagał tego od Harry'ego, ale jednak nie czuł się w tym mieszkaniu zbyt komfortowo), nastawił budzik i położył się na poduszkach, patrząc w okno, które pokazywało tę samą okolicę co te w jego mieszkaniu.

Wsłuchał się w ciszę i przymknął oczy, pozwalając sobie na sen, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że za ścianą leżał jego zagadkowy sąsiad.

Obudził się, słysząc jakiś szmer w mieszkaniu. I tak tej nocy budził się kilka razy, bo z jakiegoś powodu był czujny na wszystko dookoła. Wiedział, że było to absurdalne, bo przecież Harry pewnie spał w swoim łóżku od kilku godzin, ale z jakiegoś powodu jego organizm nie chciał się odprężyć.

Otworzył oczy, przyzwyczajając się do światła i wstał do siadu, przez co koce spadły z jego ciała, od razu przyprawiając go o małe dreszcze, ale tak naprawdę w mieszkaniu było przyjemnie ciepło. Przetarł swoją twarz i wstał na nogi, układając poduszki i koce w zgrabną, złożoną kupkę, a następnie zniknął w łazience, aby odświeżyć się przed pracą. Jeśli Harry już wstał i przygotowywał się do pracy, to on zrobi to samo, aby mu nie przeszkadzać. Ubrał na siebie niebieski sweter oraz dżinsy, powstrzymując się od zaczesania jakoś swoich włosów, bo wiedział, że gdy tylko usiądzie pryz biurku, wszystko zostanie zniszczone. Dlatego po kilkunastu minutach wyszedł z pomieszczenia i wszedł do kuchni, z której pachniało kawą, aż poczuł, że potrzebował się jej napić natychmiastowo.

- Wow, jeszcze nigdy nie czułem takiego zapachu kawy - powiedział, zauważając swojego sąsiada (dzisiaj współlokatora) przy kuchence ubranego w elegancki sweter, odsłaniający lekko jego obojczyki oraz w czarne spodnie.

- Więc musiałeś pić naprawdę okropną kawę - dopowiedział, nie odrywając spojrzenia od zaparzacza i wyprostował się, aby wyciągnąć z górnej szafki dwie filiżanki.

Pomimo tego, że ton Harry'ego nie wskazywał na to, aby był miły, Louis uśmiechnął się i tak, po czym podszedł bliżej, rozglądając się po kolei po meblach szarej kuchni.

- Chyba lubisz szary. - Zauważył, patrząc znowu na Stylesa.

- Jeśli stwierdzasz to po tym, że nie chciałem zrobić remontu po ostatnim właścicielu, bo mam inne wydatki, to niestety się mylisz. Nienawidzę tego koloru, ale już się przyzwyczaiłem - powiedział, podając na stolik przy ścianie po lewej stronie filiżanki oraz cukier.

- Oczywiście - powiedział do siebie Louis i usiadł na jednym miejscu, nie spuszczając jednak wzroku z mężczyzny, kiedy ten przygotowywał kanapki.

Nawet nie przeszło mu przez myśl, aby zaproponować pomoc, bo kolejna zimna odpowiedź Stylesa nie działała na niego dobrze. Jeśli miałby być szczery, miał nadzieję, że po tej nocy coś zmieni się w ich oziębłej relacji, ale najwyraźniej Harry nie czuł tego w ten sam sposób, pozwalając, aby Louis czuł się jeszcze bardziej niekomfortowo niż wczoraj w nocy, kiedy niemo prosił go, aby zaproponował mu nocleg na kilka godzin.

- Proszę, mam nadzieję, że nie jesteś na nic uczulony - powiedział Harry, kładąc przed szatynem talerzyk z kanapkami, a sam wziął dla siebie tylko kawę.

- Nie jesz śniadań? - spytał, biorąc w końcu łyk kawy i aż poczuł, jak każda jego komórka w organizmie odżywa po takiej nocy. Nie mógł narzekać na smak, bo naprawdę nigdy takiej nie pił.

- Zazwyczaj nie. Wystarcza mi kawa - odpowiedział, patrząc na niego, ponieważ usiadł plecami do okna, czyli naprzeciwko Tomlinsona.

- To trochę niezdrowe. Moja mama zawsze wmuszała we mnie śniadanie przed szkołą i jakoś zostało, że nie umiem wyjść bez niego z mieszkania. Wpływ rodziców na dzieci jest o wiele większy, niż można się spodziewać - zaśmiał się lekko, wgryzając się w pierwszą kanapkę, ale szybko pożałował słów, kiedy zobaczył twarz bruneta, chociaż szybko próbował to zatuszować, pijąc kawę. - Um, przepraszam. Nawet dobrze się nie znamy, nie powinienem mówić głupot.

- Cóż, zakładam, że twoja mama nie jest głupia, więc żadna rzecz, jaką robiła nie była głupotą. Przynajmniej tacy powinni być rodzice - odpowiedział, chyba pierwszy raz bez tej dziwnej nuty w głosie, która ostrzegała szatyna przed każdym kolejnym słowem.

- Moje relacje z matką nie są zbyt najlepsze, jeśli miałbym je określać, ale często rozmawiam. Każdy popełnia błędy, prawda? - spytał trochę sam siebie, patrząc znowu na sąsiada.

- Prawda, ale nie każdy umie je naprawić - odpowiedział, podtrzymując spojrzenie, po czym spojrzał na zegar wiszący nad nimi. - Nie chcę cię pospieszać, ale jeszcze trochę i będziesz spóźniony.

- Cóż, teraz wymówka o zalanym mieszkaniu brzmi sensownie. Ale wykorzystałem ją w tamtym tygodniu - zaśmiał się ciszo, zbierając po sobie naczynia, a jeśli kątem oka widział, jak usta bruneta wygięły się lekko do góry, to musiało mu się wydawać, bo sekundę później nie było po tym śladu.

***

Cóż, rozdział troszkę krótszy, ale mam nadzieje, że i tak uda wam się napisać kilka komentarzy ;) Dajcie znać, jak postrzegacie postać Harry'ego - macie już przeczucie, dlaczego jest taki oschły dla Louisa?

Miłego weekendu,

Worldisinlove! <3

Ps. Piosenka: Alec Benjamin - Paper Crown.

Continue Reading

You'll Also Like

5.5M 166K 32
They had it all. The cars, money, girls, the houses. But the one thing money can't buy them, they can't get. Happiness. Here's the prestigious Gold...
41.2K 1.2K 16
"𝖡𝗎𝗍 𝖺𝗌 𝗅𝗈𝗇𝗀 𝖺𝗌 𝖨 𝗋𝖾𝗆𝖾𝗆𝖻𝖾𝗋 𝗐𝗁𝖺𝗍 𝗂𝗍 𝗐𝖺𝗌 𝗅𝗂𝗄𝖾 𝗍𝗈 𝗅𝗈𝗏𝖾 𝗒𝗈𝗎, 𝖨'𝗅𝗅 𝖺𝗅𝗐𝖺𝗒𝗌 𝖿𝖾𝖾𝗅 𝗅𝗂𝗄𝖾 𝖨'𝗆 𝖺𝗅...
637K 18.1K 50
The both of you have been working together for three years. You admire your partner,Hisoka. A tragedy that he's blinded by your power Although,you'r...
113K 4.1K 21
This is the sequel to Madam Mayor and you have to read the first one to understand this story. This story picks up right where Madam Mayor ends from...