NIGHT HUNTER

By VertSkamander

94.4K 4.9K 1.2K

Gdy dwudziesto-jedno letni Harry Potter zostaje szefem biura Aurorów wszyscy pukają się w głowę, lecz gdy jeg... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Epilog

Rozdział 5

3.6K 190 26
By VertSkamander

Draco Malfoy był wściekły co okazywał jak za dawnych lat. Tym razem jednak nie chciał wyładowywać tej złości na jedynej osobie, która się o niego martwiła i którą on jednocześnie musiał chronić. Nie miał jednak siły na samotne patrole Hogwartu. W głowie nadal kręciło mu się niemiłosiernie, ręka pulsowała od bólu, a nogi uginały się pod jego własnym ciężarem. Przystanął by choć trochę się opanować. Wziął kilka głębokich wdechów, co też nie było najlepszym pomysłem, gdyż momentalnie poczuł oszałamiający ból w klatce piersiowej.    Czyżby miał połamane żebra czego Granger nie sprawdziła? W duchu przeklął swój stan. Musiał jak najszybciej dojść do siebie, gdyż łowca w takim stanie był bezużyteczny. Jak miał ją chronić skoro ledwo stał na nogach? Był zdecydowanie wściekły, jeszcze bardziej niż kilka chwil temu.    Z hukiem otworzył ciężkie drzwi i wparował do dormitorium, które dzielił z kobietą.

Po jego niespodziewanym wyjściu Hermiona usiadła na kanapie, która i w tym pokoju mieściła się na antresoli i postanowiła uspokoić się czytając jedną ze swoich lekkich lektur, które niedawno zabrała z biblioteki. Słysząc jego głośne wejście wzdrygnęła się, lecz nie miała odwagi by ruszyć się z miejsca. Nie chciała wchodzić mu w drogę, więc odłożyła jedynie książkę na stolik i nasłuchiwała dalszego rozwoju wydarzeń. Słyszała jak Malfoy miota się po pokoju. Coś z głośnym trzaskiem wylądowało, lecz nie mogła wiedzieć co i gdzie. Niepewnie wstała i lekko wychyliła się zza balustrady by móc obserwować mężczyznę. Auror wściekle rzucił ciężkimi butami, które odbiły się od jego kufra. Zerwał z siebie ciemną szatę, a następnie wziął się za ściąganie koszuli bojowej. Ochraniacze również wylądowały obok butów, a różdżkę z impetem cisnął w ścianę. Ubrany jedynie w ciemne, bojowe spodnie przemierzał pokój od drzwi do okna i ciągnął sprawną ręką za blond kosmyki. Obserwująca go kobieta bała się jego oblicza. Wściekłość wręcz go rozsadzała. Czuła, że jeżeli teraz wejdzie mu w drogę, zniszczy ją. To na niej odbije się cała jego furia. Cicho odsunęła się od balustrady, jednak nie na tyle cicho by jej nie usłyszał. Draco Malfoy uświadomił sobie, że nie jest sam w pomieszczeniu, a to przeraziło ją jeszcze bardziej. Czekała na jego wybuch w swoją stronę, lecz nic takiego nie nadchodziło.

– Zejdziesz tu czy śpisz na podłodze? – rzucił pytanie jakby w przestrzeń, ona jednak dobrze wiedziała, że jest zaadresowane do niej. Próbowała zidentyfikować jego emocje względem swojej osoby, jednak nie było to proste, gdyż głos miał pozbawiony jakiejkolwiek emocji. Niepewnie zeszła po drewnianych schodach obserwując jego poczynania. On jednak stał w bezruchu naprzeciwko, jakby czekał na nią – Wszystko okej? – zapytał spoglądając w jej oczy. Tym pytaniem zbił ją z tropu, momentalnie wytrącił ją z równowagi. Przed chwilą szalejący huragan, a teraz jakby nigdy nic z opanowaniem pyta czy wszystko okej? No chyba nie jest okej, skoro miota się jak szatan demolując niemal wszystko co napotka na swojej drodze. Nie powiedziała na głos nic z tego, co myślała, gdyż bała się, że jego wybuch powróci. W tym momencie Draco Malfoy był bardziej niestabilny niż budynek do rozbiórki, a ona nie chciała dopuścić do jego zawalenia.

– U mnie tak – odpowiedziała spokojnie, ważąc słowa. Nie rozumiała dlaczego tak na niego reaguje. Niegdyś nie obchodziło ją czy go zdenerwuje, wkurzy czy doprowadzi do furii. Nie zważała na to, że wykrzyczy jej w twarz najgorsze oblegi, rzuci zaklęciem czy przyszpili do ściany powodując ból fizyczny. Dzisiaj jednak się go bała. Niemal czuła respekt, co budziło niezrozumienie nawet w niej samej. Uciekała przed jego uważnym spojrzeniem jakby sam wzrok mężczyzny miał ją zabić.

– Możesz zbadać moje żebra? Biorąc głęboki wdech czuję okropny ból w klatce piersiowej. Musisz mnie lepiej poskładać – wyjaśnił wskazując na swoją rękę i klatkę piersiową. Hermiona niepewnie zerknęła na rękę, potem na jego pierś. Musiała przyznać, że był dobrze zbudowany. Nie był przerośniętym mięśniakiem, lecz miał dobrze zarysowane, widoczne mięśnie. Widać, że ćwiczył fizycznie i miał dobrą kondycję, co było nieuniknione w jego fachu.

– Połóż się – odpowiedziała krótko, spokojnie wskazując na łóżko.

– W taki sposób chcesz mnie leczyć? – zapytał ironicznie kierując w jej stronę dwuznaczne spojrzenie. Patrząc na fakt, że był jedynie w połowie ubrany, a ona właśnie kazała mu położyć się na łóżku, rzeczywiście zauważyła dwuznaczność tej sytuacji. Malfoy perfidnie to wykorzystał. Od zawsze lubił sprawiać, że czuła się głupio. Posłusznie podszedł do łóżka i położył się na nim. Głowę oparł o wezgłowie, podparł ją dodatkowo zdrową ręką i przeniósł na nią stalowy wzrok. Hermiona wzięła głęboki wdech próbując uspokoić drżenie rąk. „Spokojnie, jesteś magomedykiem, uzdrowicielem. Masz go wyleczyć" kierowała uspokajające myśli do samej siebie. – Co jest Granger? Cykasz się? – spoglądał na nią łobuzersko się uśmiechając. Jawnie próbował wyprowadzić ją z równowagi. Bawił się, gdy ona coraz bardziej się stresowała.

– Masz tupet Malfoy – pokręciła przecząco głową widząc, jakie emocje próbuje w niej wzbudzić.

– A ty cykora – odpyskował rozbawiony. Spoglądał na jej minę z satysfakcją. Sam nie rozumiał dlaczego wstyd kobiety tak bardzo go satysfakcjonował.

– Lepiej się już zamknij jeśli chcesz bym cię wyleczyła – była gryfonka zaczęła się już irytować pod wpływem jego zachowania. On zaczął się dobrze bawić kosztem jej emocji.

– Nie masz wyboru Granger, taka twoja praca. Musisz leczyć chorych nawet jeśli są dupkami wobec ciebie – jego ton był bezczelny, lecz oczy spoglądały w jej stronę przepraszająco. Hermiona zrezygnowała z kolejnej pyskówki. Podeszła do swojego kufra, z którego wyciągnęła mniejszą walizkę i położyła ją na łóżku obok blondyna. Wyjęła z niej rękawiczki, które założyła i westchnęła.

– Połóż się płasko – powiedziała najbardziej pewnym tonem na jaki było ją w tym momencie stać. Malfoy niespiesznie zsunął się w dół łóżka by jego głowa w końcu na nie opadła. Nie spuszczał z niej wzroku widząc, że jego zachowanie coraz bardziej ją irytuje, chociaż stara się tego po sobie nie pokazywać. On sam miał coraz lepszą zabawę z jej postawy. Gdy chłopak leżał równo spojrzała w jego oczy, jakby chciała przekazać mu niemą przestrogę - Jeśli nie chcesz, bym zrobiła ci krzywdę, nie ruszaj się i odpowiadaj jedynie na zadane pytania – powiedziała poważnie, lecz nie wykonała żadnego ruchu, jakby czekała na potwierdzenie z jego strony, że zastosuje się do jej zalecenia. Nie było jednak żadnej reakcji, więc pozwoliła sobie uznać, że to jest właśnie zgoda, której oczekiwała. Położyła jedną dłoń poniżej ostatniego żebra, na niej położyła drugą i powoli zaczęła przesuwać je wyżej kawałek po kawałku badając każde żebro z osobna. Nie spuszczała wzroku z twarzy mężczyzny obserwując, w którym momencie skrzywi się bardziej. Przeniosła ręce na drugą stronę jego ciała i powtórzyła te same czynności. – Masz złamane trzy żebra – zawyrokowała cicho. Przeszła do badania złamanej ręki by ocenić czy jej stan się poprawia. Ściągnęła opatrunek, a jej oczom ukazał się bardzo rozległy siniak i opuchlizna.

– Możesz wyleczyć to magicznie? Nie mam czasu na długą rekonwalescencję – jego wzrok spoczął na niesprawnej ręce, a wiadomość o złamanych żebrach tylko go dobiła.

– A jak się czujesz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie – Wiesz, wcześniej nie użyłam magii, bo byłeś nieprzytomny i już same zaklęcia ściągające klątwę wykończyły twój organizm. – dodała kilka słów wyjaśnienia.

– Jakby przejechał po mnie express Hogwart, a Zabini wlał mi do gardła litr whisky – odparł z ironią, na co usłyszał tylko jej ciężkie westchnienie. Nie chciał jednak zirytować jej tak, że nie udzieli mu pomocy, więc dodał – Nie jest najgorzej. Myślę, że nie umrę jak poskładasz mi kilka kości.

Hermiona obserwowała go nieufnie jednak sięgnęła po różdżkę.

– Dzisiaj naprawię Ci żebra, a jutro rękę by mimo wszystko nie przeciążać organizmu magią – zawyrokowała i jak powiedziała tak zrobiła. Wypowiedziała cicho formułę zaklęcia i dźwięk wracających na swoje miejsce kości rozniósł się w panującej do tej pory ciszy. Malfoy syknął z bólu, który temu towarzyszył i aż zaparło mu dech na kilka sekund. Po chwili jednak wciągnął powietrze ze świstem i z ulgą uznał, że nie czuje już bólu w piersi.

*

Zbudził się wczesnym rankiem. Zerknął w stronę drugiego łóżka, na którym nadal spała brązowowłosa, młoda kobieta. Pozwolił sobie tak na kilka minut obserwacji jej spokojnego, pogrążonego w śnie ciała. W końcu jednak ostrożnie wstał i podszedł do szafy, którą miał wątpliwą przyjemność z nią dzielić. Hermiona zajęła większość półek przez co nie mógł odnaleźć się we własnych rzeczach. Pod ręką miał szatę aurora więc zdecydował nałożyć ją. Różdżkę ukrył w wewnętrznej kieszeni i cicho opuścił komnatę nie budząc dziewczyny. Podszedł do drzwi, które należały do jego przełożonego i delikatnie, choć stanowczo w nie zapukał. Usłyszał zaproszenie więc otworzył drzwi i wszedł do środka. Skrzywił się na widok rudego aurora. Nadal nie rozumiał jak ta łamaga zdała egzaminy. Widział w tym dużą zasługę Pottera.

– Malfoy, jak się czujesz? – ciemnowłosy czarodziej w okularach na nosie zlustrował go wzrokiem od góry do dołu, jakby sam chciał ocenić jego stan.

– Całkiem dobrze. Granger mnie już trochę poskładała – odpowiedział podchodząc do mężczyzn. Ulokował się na jednym z foteli obok kominka i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Widział, że na dźwięk nazwiska byłej ukochanej Wesley się zjeżył. Nie rozumiał jednak do końca jego postawy. Przecież to on ją zranił i zostawił. Czyżby teraz zaczął żałować swojego beznadziejnego zachowania? Nie miał czasu jednak dłużej analizować postawy ryżego, gdyż głos ponownie zabrał szef biura aurorów.

– Zabini zaraz do nas dołączy. W nocy wrócił z oddziałem. Jest cały, więc zda raport i ustalimy dalszy plan działania – słowa Pottera lekko go uspokoiły. Co jak co, ale Zabini był mu niemal jak brat. Nie darowałby sobie, gdyby coś poważnego mu się stało. Draco kiwnął tylko głową na znak, że przyjął jego słowa i nadal siedział bezruchu wpatrując się w migający w kominku ogień. Cichy dźwięk zamykanych drzwi wyrwał go z gonitwy myśli. Odwrócił się w stronę przybyłego i z ulgą uznał, że Blaise rzeczywiście wygląda dobrze. Przyjaciel zajął miejsce obok niego, naprzeciwko usiadł Potter ze swoim, pożal się boże, pomocnikiem.

– Okej Zabini. Co się dalej wydarzyło? Ilu mamy rannych, ilu zabitych? Jak wyglądają siły wroga? – Malfoy nie czekał na pytanie ze strony dwójki pozostałych aurorów. Sam zadbał o to by jego człowiek zdał mu obszerny raport.

– Licząc Ciebie rannych mamy czterech ludzi. Dwójka już leży w skrzydle szpitalnym, jeden został w nocy poskładany przez Hermionę i teraz odpoczywa. U nich podobnie czterech rannych, lecz sześciu zabitych. Po naszej stronie martwych nie ma. Dołohow zwiał co nie jest pocieszające, ale już wysłaliśmy za nim namiar. Podobno skrył się w wiosce niedaleko pola walki, więc prędko go znajdziemy. Za to podczas naszej bitwy, w Londynie, w apartamencie Amelii Bones, przeprowadzono istną demolkę. Ktoś ewidentnie jej szukał. Zakładamy, że ma być kolejną ofiarą naszego zabójcy mugolek.

– Teraz bierze się już nawet za osoby o nieznanym statusie krwi... - mruknął Malfoy, który nie był zadowolony tym faktem – Coraz więcej ludzi do ochrony, coraz mniej aurorów, a szeregi łowców się nie powiększają – dodał wstając. Zaczął krążyć po pomieszczeniu, jakby poruszanie się miało pomóc mu w znalezieniu rozwiązania.

– Zrób dyscyplinarny nabór. Zrekrutuj dziesięciu nowych kadetów – zarządził Potter – w obliczu ostatnich wydarzeń oraz tych nadchodzących nie mamy wyboru. Twoja jednostka musi powiększyć szeregi. Ilu was teraz jest?

– Dwudziestu – machinalnie odparł Malfoy – nie uważasz, że jeśli zrobimy teraz nabór przyniesie to nam złe skutki? Po pierwsze, wzbudzimy panikę. Po co nam tylu ludzi? Po drugie, stracimy na elitarności? – postawił przed wybrańcem pytania, na które sam szukał odpowiedzi. Nie podobał mu się pomysł dodatkowej rekrutacji.

– Kiedy ze szkolenia schodzi obecna jednostka i ilu przewidujesz, że zda egzaminy? – widać, że słowa łowcy wzbudziły w Potterze zastanowienie.

– Za cztery tygodnie. Jak dobrze pójdzie to sześciu, może ośmiu ludzi sobie poradzi. Potter, może zamiast rozpoczynać szkolenia zupełnie nowej grupy pojadę nadzorować obecną i osobiście dopilnuję by przez ten ostatni czas pracowali jak najciężej. Być może wśród nich pozyskamy potrzebnych nam kadetów?

– Tak Malfoy. To lepszy pomysł. Dopilnuj by większość grupy zdała egzaminy, lecz nie dawaj im forów – Potter zgodził się z blondwłosym mężczyzną, który przyjął tę zgodę z ulgą.

– A co z mugolkami i tymi o nieznanym statusie krwi? Jak widać szmalcownicy nie próżnują...  - w rozmowę włączył się do tej pory cichy Zabini. Obaj aurorzy przenieśli na niego wzrok. Na to pytanie nie mieli odpowiedzi.

– Nadal musimy zapewnić ochronę tym wyżej postawionym. Nie damy rady jednak zapewnić ochrony każdej kobiecie mugolskiego pochodzenia. Macie jakieś pomysły? – Potter również zaczął krążyć po pomieszczeniu, krok w krok za Malfoy'em.

– Patrole? Może po prostu wyślijmy na ulice patrole. Nie jesteśmy w stanie chronić każdej z osobna, lecz jeśli nasi ludzie będą blisko wszystkich... Może dzięki temu uda nam się je ochronić – Malfoy przystanął, przez co na jego plecach wylądował Potter. Poprawił okrągłe okulary na nosie i zamyślił się na chwilę.

– Tak, patrole. Wypuścimy na ulice Londynu 60 par aurorów, którzy będą pilnować najbardziej newralgicznych miejsc. Malfoy, dobra robota – pochwalił blondyna i od razu ruszył do wyjścia machając w górze palcem wskazującym. Ronald, który do tej pory siedział na kanapie z niezbyt rozumnym wyrazem twarzy poderwał się i ruszył za przyjacielem. Łowcy również nie zamierzali tracić czasu. Zabini na polecenie szefa miał sprawdzić jak mają się poszkodowani w ostatniej walce, zaś on sam wrócił do swojej komnaty. Ponownie wziął swój kufer do którego zaczął pakować potrzebne rzeczy. Kobieta, która właśnie wyszła z łazienki spoglądała na niego przenikliwie, zaskoczonym wzrokiem.

– Znowu wyjeżdżasz? Przecież nawet Cię do końca nie poskładałam! – podniosła głos. Jako magomedyk nie mogła pozwolić by jej pacjent opuścił leczenie.

– Muszę. Taka praca – odpowiedział nie patrząc na nią. Czuł bijącą od niej złość.

– MALFOY! – wykrzyczała jego nazwisko stając wprost przed nim. Uniemożliwiła mu tym samym spakowanie stroju bojowego i małej skrzyneczki, w której nie miała pojęcia co przechowywał. – Nie pozwalam Ci! – mówiła podniesionym, wściekłym tonem jakby to miało zmienić jego decyzje – A jeśli będzie trzeba to Harry'emu też nie pozwolę Cię puścić! – dodała.

– Granger. Uspokój się. Twój krzyk nie robi na mnie wrażenia. Muszę pracować, po to tutaj jestem – westchnął ciężko i odsunął ją jednym ruchem na bok by mógł dostać się do kufra i włożyć do niego potrzebne rzeczy.

– Podobno przyjechałeś by uczyć w Hogwarcie, to jest twoją pracą! – była więcej niż wściekła. Czuła, że coś jest przed nią ukrywane i ten fakt jej się nie podobał. Draco, słysząc jej zaciętość, musiał się opanować, by nie wykrzyczeć jej kilku słów za dużo. Nie mógł przecież powiedzieć jej czym się zajmuje tak naprawdę. – Wiem, że coś ukrywacie! Ministerstwo nie powinno tak działać, nie powinni tuszować przed ludźmi tego, że są w niebezpieczeństwie! Myślisz, że jestem ślepa?! Głupia?! Widzę, widzę, że giną mugolki, że coraz więcej aurorów jest w Hogwarcie. Nie jestem tępa Malfoy! – wrzeszczała, wyrzucała z siebie całą furię jak pociski z armaty. Malfoy wiedział, że nie jest głupia i zapewne sama wie więcej niż pokazuje. Jednak nadal nie mógł zareagować. Nie mógł powiedzieć jej nic, co mogłoby zagrozić później jej bezpieczeństwu, dlatego nie odezwał się do niej ani słowem. Nie zaszczycił jej również żadnym spojrzeniem. Wziął do ręki swoją różdżkę i przyłożył ją do złamanej ręki, niewerbalnie rzucił zaklęcie, które uzdrowiło jego bark. Wziął kufer i obrócił się w około własnej osi znikając z oczu rozwścieczonej kobiecie. 

Continue Reading

You'll Also Like

19.1K 3.3K 21
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
22.8K 1.3K 39
"Przyjdzie taka chwila, gdy stwierdzisz, że wszystko się skończyło. To właśnie będzie początek" ...
137K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
73.5K 3.8K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...