Zaszeptując Wicher

By IanJohansen

3.7K 189 36

Catie ma 17 lat i równie dużo pomysłów na sekundę. Jest pełna emocji. Raz płacze, raz się śmieje, ale najczę... More

Wściekłość rodzi głupie pomysły!
Wszyscy faceci chcą tylko jednego!
Nierozważna czy po prostu głupia?
Rzeczywistość jest inna niż wyobrażenia
Obudz w sobie bestię

Wszystko lubi się komplikować

560 27 7
By IanJohansen

Jest wściekły. 

- CO TO, KURWA, JEST?! - warczy - Tniesz się???

Zagryzam wargi aby się nie rozbeczeć jak dziecko. Próbuję zakryć rany ręką. Jack bezceremonialnie wykręca mi nadgarstek. 

- Tniesz się! - stwierdza - i to w dodatku od dłuższego czasu! - warczy - Odsłoń obie ręce!

- Co? - szepczę. 

- Pokaż ręce!

Kręcę głową.
Nie chcę aby na to patrzył.
Nie chcę aby widział.

Próbuję się wyszarpać. Wciąż trzyma mnie za koszulę. Uderzam go zwiniętą pięścią w tors, ale nawet go to nie wzrusza. Jest piekielnie silny. Jakby chciałby mi coś zrobić, mój opór zdałby się na nic. Zaczynam go bić na oślep, a on to wytrzymuje, zupełnie niewzruszony. W końcu słabnę i wtedy on z pewną dozą siły łapie mnie za brodę i unosi moją twarz. 

- Ktoś o tym wie? - pyta ostro

Chcę mu powiedzieć, żeby się odwalił, że jestem prawie dorosła i wszystko kontroluję. I wtedy zaczynam spazmatycznie płakać. Chcę się schować, ale on przyciąga mnie do siebie i obejmuje ramionami. 

- Już dobrze - mówi cicho, prosto do mojego ucha. 

Przytula mnie w niedźwiedzim uścisku. Robię wszystko by się wyszarpać, ale trzyma mnie tak mocno, jakby panował nad wszystkim. Łzy płyną nieprzerwanie, a jego koszula staje się coraz bardziej mokra. Lekko kołysze mnie na boki. W końcu poddaję się jego sile i rozluźniam się w jego objęciach. Pachnie...sama nie wiem czym. Delikatna woń potu, żel pod prysznic, ściółka leśna, coś wędzonego w drewnie... Czy jest myśliwym? 

- Przepraszam, że się wkurzyłem - mówi szeptem 

Przełykam łzy. Tak mi dobrze. Nikt nie przytulał mnie od...lat. Uświadamiam to sobie z bólem. Maureen była jedyną osobą, która mnie dotykała odkąd mama odeszła. Łzy znów zaczynają płynąć. Była najbliższą mi osobą. Jak to się stało, że ten nieznajomy mężczyzna, o którym nie wiem nic zbliżył się do mnie tak bardzo? Że dałam mu się dotknąć? Widocznie bardzo potrzebowałam przytulenia. 

Powoli mnie puszcza. Już jestem spokojna. Czerwone od płaczu oczy kieruję w dół, wstydząc się tej niespodziewanej bliskości, która zaszła między nami. Jack sięga po nożyczki, którymi chwilę temu ciął gaziki. 

- Nie chcę cię zmuszać do rozbierania - mówi - więc zrobię to w ten sposób. 

I tak nie lubię tej bluzki. Mężczyzna sprawnie odcina rękawy. Ogląda najpierw moją lewą, a potem prawą rękę. 

- Nie chciałaś, żeby ktoś o tym wiedział - mruczy oglądając blizny - Robisz to regularnie. Codziennie, albo prawie codziennie. 

Prostuje się. 

- Gdzieś jeszcze? - pyta

Kręcę głową. 

- Uda, brzuch? - dopytuje

Znów zaprzeczam. 

- Jak gdzieś znajdę, to się wkurzę. Lepiej sama powiedz - mruczy.

Zastanawiam się nad jego słowami. Zamierza mnie rozbierać?    

Znów kręcę głową. Faktycznie tylko tu się tnę. Jakby Ricky je odkrył, miałabym jesień średniowiecza w domu. Wątpię aby wtedy metody z kursów, na które chodzi, cokolwiek mu pomogły. 

- Masz więcej tego nie robić - mówi Jack. - Zrozumiałaś? 

Łapie mnie za brodę i nakierowuje swoje spojrzenie prosto w moje oczy. 

- Rozumiesz, co mówię? Potakuję. Moje spojrzenie ucieka gdzieś w bok.   

Jack odsuwa się i opiera o stół. Wygląda jakby intensywnie myślał. 

- Przepraszam - szepczę

Mężczyzna prostuje się. 

- To ja powinienem cię przeprosić. Powinienem się domyślić - ciężko wzdycha - Która dziewczyna może chcieć bólu? - urywa - Cięcie się nie jest rozwiązaniem - mówi - przynosi tylko chwilową ulgę, ale nie rozwiązuje problemu. Nie chcę abyś to robiła, rozumiesz? Masz z tym skończyć. - mówi ostro

Moje oczy wpatrują się w podłogę. On nic nie wie, nic nie rozumie. Lekko kręcę głową. 

- Co: nie? - irytuje się on 

- Nic o mnie nie wiesz! - wypalam - Nie wiesz dlaczego... - urywam. 

- To mi powiedz - mówi on spokojnie

Znów czuję, że narasta we mnie wściekłość. 

- Idę do domu - oznajmiam przez zaciśnięte gardło

On prycha. 

- Myślisz, że cię teraz puszczę? Że stąd po prostu wyjdziesz?! - mówi z irytacją. 

Patrzę na niego bez ruchu. 

- Tak, bo taka była umowa. Jednorazowa akcja, pamiętasz? Ja nie znam ciebie, ty nie znasz mnie. Ja dostałam, co chciałam, a ty... dałeś mi nauczkę.  - mówię spokojnie

- Już robi się  ciemno - warczy on. 

- Jestem dużą dziewczynką - mówię, wysuwając brodę. - Potrafię dojechać do domu. 

Widzę jak jego szczęki drgają pod skórą. Jednak nic nie mówi. Po chwili odrywa się od stołu. 

- Świetnie! - prycha - Odprowadzę cię na przystanek i wsadzę do autobusu.  

Marszczę brwi. Chcę zaprotestować, ale myślę sobie, że może to będzie dobre zakończenie dla nas obydwojga. Naturalny koniec tej jednorazowej historii. Dziwię się sama sobie, że jestem taka spokojna, jakby odłączona od emocji. Są w tle, ale mnie nie zalewają. Czuję przejmujący smutek. 

Myję twarz i patrzę w lustrze na siebie. Jestem jakaś...obca. Sięgam po sweter, zakładam plecak, poprawiam włosy. Zabieram odcięte rękawy bluzki. Nie chcę aby został po mnie jakiś ślad. Wpycham je głęboko do plecaka. Jack w tym czasie wodzi za mną oczami. Nic nie mówi. 

Kiedy jestem gotowa, zakłada bluzę i kurtkę. Wychodzimy z domu w budzący się wieczór. Idziemy w milczeniu na przystanek, uważając by przypadkiem się nie dotknąć. Do autobusu zostało nam pięć minut. Zastanawiam się czy powinnam coś powiedzieć. Jack jest jakiś posępny. Jest na mnie zły? 

Kiedy autobus pojawia się na końcu ulicy, podnoszę oczy na jego twarz. 

- Cieszę się, że ostatecznie trafiłam na ciebie... że nic złego się nie stało. 

Nic nie odpowiada. Mięśnie szczęk zaciskają się pod jego skórą. Patrzy mi w oczy. Autobus zatrzymuje się. Zrywam pełne napięcia połączenie między nami. Wsiadam. 

- Żegnaj - mówię

A on milczy. Drzwi zamykają się. Naprawdę nic nie powie? Autobus rusza. Siadam na końcu i widzę go jak wciąż stoi nieruchomo, w tym samym miejscu i patrzy na odjeżdżający pojazd.  Obserwuję go aż autobus skręca i tracę go z oczu.    


***

Tego wieczoru pierwszy raz od dawna piszę list. 

Droga Maureen! 

Poznałam dziś chłopaka. Nazywa się Jack. Przemilczę jak to się stało, ale znalazłam się w jego ramionach. Pachniał lasem. Był tak silny i twardy, że kiedy mnie objął, ustabilizował cały mój świat. Mogłam zapaść się w jego ramionach, a on po prostu mnie trzymał...i trzymał...i trzymał... Mogłam się rozlecieć, bo byłby w stanie utrzymać mnie w całości. 

Przerywam na chwilę. 

Miał tak niezwykle niebieskie oczy, że nigdy wcześniej nie widziałam takiej barwy. Lekki zarost, subtelny uśmiech, rozciągający delikatnie jego usta. Kiedy jego twarz znalazła się blisko mojej CHCIAŁAM żeby mnie pocałował. 

Nie wiem czemu uważa, że ma prawo wtrącać się w moje życie. Mówić mi, co mam robić. Myślę, że będzie czasem powracał w snach. Nic o nim nie wiem. I dobrze, że tak zostanie. Tam, gdzie nie ma wiedzy, może wkroczyć wyobraźnia. 

Droga Maureen, jak bardzo mi ciebie brakuje... 

Zaciskam oczy z całych sił, aby opanować łzy zbierające się pod powiekami. 

Twoja Casie - dopisuję.  

Wyrywam kartkę, składam ją na pół i przystawiam sobie krzesło aby wrzucić list do pudełka na najwyższej półce w szafie. Przez ostatnie dwa lata napisałam wiele takich listów. Które nigdy nie dotrą do adresata. 

Siadam na łóżku i wzdycham.  Na szczęście Ricky umówił się dzisiaj z Kozą. Nigdy nie myślałam, że dożyję chwili kiedy cieszyć mnie będzie jej obecność w naszym domu. Kiedy ojciec skupi się na Becky, nie będzie miał możliwości, żeby zastanawiać się, co się ze mną dzieje. 

W środku nocy słyszę odgłosy z sypialni. Starają się być cicho, ale Becky naprawdę wydaje odgłosy przypominające meczenie kozy podczas orgazmu. Włączam muzykę z YouTube, aby ją zagłuszyć. Postanawiam sprawdzić pocztę. 

Czy Jack coś napisał? 

W zalewie nowych odpowiedzi na moje ogłoszenie, nie znajduję maila od niego. Czego się spodziewałam? Że napisze coś w stylu: "fajnie było cię dziś stłuc, dzięki za miły wieczór?". 

Patrzę na te kilkadziesiąt nowych maili i myślę sobie, że jego działanie odniosło skutek. Brzydzę się siebie i każdego z tych gości osobno. Pewnie część z nich ma żony, dzieci, dobrą pracę... Dziś poczułam jak to jest stracić kontrolę nad sytuacją. Ciesze się, że stało się to tylko tak, a nie w inny sposób. 

Wzdycham. 

Zastanawiam się co właściwie czuję. Czemu chcę aby coś do mnie napisał? Złoszczę się. Czemu nic nie powiedział kiedy autobus ruszał? Chciałabym wiedzieć co myśli, czy jest na mnie zły? a jeśli tak - to za co? 

Może chodzi o to, że poczułam się z nim blisko? Że dotknęłam jego ciała, a on dotknął mnie. Przytulił, ograniczył? Może to za tym tęsknię? 

Kładąc się spać, robię sobie wałek z kołdry i wtulam się w nią, wyobrażając sobie, że to Jack. Klusek wskakuje na łóżko i kładzie się koło mnie, mrucząc cicho.  
Nie odezwę się do niego za żadne skarby świata. 
Tylko głupie cindy odzywają się, żebrząc o uwagę. A ja nie potrzebuję nikogo. Jestem samowystarczalna. W końcu mam kota!

- To tylko jednorazowa historia! - mruczę do ucha Kluska - A ty jesteś idiotką, Casie! 

Wyłączam światło. 

W nieskończoność wyobrażam sobie jak jego usta zbliżają się do moich. Jego zapach, jego dotyk. 

Ręka nieświadomie wpełza pod bieliznę. 
To żałosne! - mówię sobie, ale nic nie mogę na to poradzić. 


***

- Jesteś chora? - pyta Ricky przy śniadaniu. 

- Nie. - odpowiadam

- Jesteś zła, że...Becky została na noc? - znów pyta, zerkając w stronę łazienki, gdzie Becky od dłuższego czasu bierze prysznic. 

- Też nie - mruczę

- To czemu jesteś...taka spokojna? - Ricky marszczy brwi. 

Grzebię w talerzu z owsianką. 

- Jestem zmęczona - mówię 

Bo pół nocy nie spałam przez ból pleców i dzikie fantazje na temat Jacka - dodaję w myślach.

- I boli mnie głowa. 

Bez słowa podaje mi fiolkę z ibupromem. 

- Jak referat? - pyta

Marszczę brwi. 

- Referat? - pytam 

- No ten, co robiłaś wczoraj z koleżankami. 

- A. - mówię - Referat. Dobrze. 

Ricky patrzy na mnie podejrzliwie. 

- Brałaś coś? Jakieś narkotyki?

Odkładam powoli łyżkę. 

- Nie, tato - mówię, patrząc prosto na niego - Po prostu mam te dni. 

- Aaaaaa! - mruczy Ricky. - Już rozumiem. Chcesz zostać dziś w domu? Mogę zadzwonić do szkoły i...

Przez chwilę rozważam propozycję, ale stwierdzam, że pojadę do szkoły. Kręcę głową. Uśmiecham się lekko, aby go uspokoić. 

- Kawa i ibuprom będą wystarczające - rzucam 

Mam przynajmniej taką nadzieję. 


***

W szkole dziwi mnie jak bardzo jestem wyciszona. Nie ma we mnie wściekłości. Pracuje w wolnym tempie, ale i tak to lepsze niż to, co zazwyczaj robię na lekcjach - czyli nic. Zastanawiam się, co mi pomogło. Bicie kablem, wyryczenie się czy może przytulenie? 

W sumie to nie istotne, ważne, że czuję się lepiej. 

Po szkole wracam do domu. Martin wysadza mnie tam gdzie zwykle. Na podjeździe stoi jakiś nieznany mi samochód. Srebrna Honda Civic. Pewnie do ojca przyjechał jakiś kolega z klubu wędkarskiego. Wchodzę do kuchni. Pachnie kawą. 

- Casie? - woła Ricky

- Tak - krzyczę 

- Przyjdziesz na chwilę? 

Wchodzę do salonu. Ricky stoi i patrzy na mnie jakby coś się stało. 

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - mówi z mocą, w jego oczach lśnią łzy. 

Patrzę na osobę, która siedzi na kanapie i czuję jak cała krew odpływa mi z twarzy. Jack. Siedzi na mojej kanapie, trzymając niebieski kubek w dłoniach, uśmiecha się lekko i mówi: 

- Cześć, Casie. Miło cię widzieć. 

  


  



  

Continue Reading

You'll Also Like

1.5M 128K 62
RATHOD In a broken family, every person suffers from his insecurities and guilt. Successful in every field but a big failure when it comes to emotio...
Gentle touch By K

General Fiction

50.1K 1.1K 32
It had been mere months after her eighteen birthday, when she was pulled from the safe haven of her life and forced into the fantasy the women had cr...
338K 39.2K 74
✦ ᴄᴀɴ ʙᴇ ʀᴇᴀᴅ ᴀs ɢᴇɴᴇʀᴀʟ.ғɪᴄᴛɪᴏɴ ✦ - 𝖒𝖆𝖓𝖎𝖐 𝖝 𝖆𝖓𝖆𝖍𝖎𝖙𝖆 𝖝 𝖓𝖆𝖓𝖉𝖎𝖓𝖎 - --- ♡ --- "𝘔𝘺 𝘩𝘦𝘢𝘳𝘵 𝘴𝘵𝘰𝘱𝘱𝘦𝘥 𝘴𝘦𝘢𝘳𝘤𝘩𝘪𝘯𝘨 𝘧...
60.8K 3.5K 49
M/n, a victim of bullying who took his own life, got a chance to be reborn as Vasilyev Konstantin, a Russian political figure in the world of lookism...