Don't Step Back

Door Natalii91

5.8K 209 21

Druga część Don't Ever Look Back ! Meer

PROLOG
1
2
3
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20

4

291 10 0
Door Natalii91

Heloł :) Wyjątkowo szybko udało mi się dodać rozdział. Miałam więcej luzu w tym tygodniu więc miałam czas by pisać. A pisało mi się dobrze, bo miałam wyjątkowo dobry humor przy pisaniu go :) I troszkę namieszałam między Laurą, a Jamsem. Nie planowałam tego, samo wyszło 😬 A słów jest na ponad siedem tysięcy także trochę się rozpisałam. Cały rozdział pisałam przy G-Eazy - All Facts, no słucham jej na okrągło ;) Miłego czytania, weekendu, a ja lecę do pracy! 😭

Cristiano Ronaldo.

Wcisnął dłonie do kieszeni bluzy patrząc jak blondynka szybkim krokiem się od niego oddala. Zacisnął usta i pokręcił zrezygnowany głową. Wypuścił ociężale powietrze z ust i uniósł głowę na ciemne niebo próbując to wszystko jakoś zrozumieć. Znów zerknął na miejsce, gdzie stała przed chwilą Laura mówiąc do niego te kilka słów. Wiedział, że wciąż go kochała. Nie czuł się z tym wszystkim dobrze. Rok czasu nie mieli kontaktu i jakoś to wszystko szło ku dobremu. Dopóki nie zadzwoniła i nie poprosiła go o pomoc. On nie potrafił jej odmówić, a ona zapewne nie miała co zrobić.

- O Boże. - westchnął do siebie i zrezygnowany wrócił do domu.

W holu czekała na niego żona, która opierała się o ścianę tuż obok drzwi. Zatrzymał się spoglądając na nią i na jej poważną minę. Skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała prosto w jego oczy.

- Co ty wyprawiasz Cris? - spytała poważnym tonem i z zaciętą miną.

Oparł się o drzwi, które zamknął i nerwowo odkaszlnął. Podrapał się po szyi i w końcu spojrzał na swoją Ivę.

- Nic. - odpowiedział krótko, wzruszając ramionami.

- Cris. - powiedziała ostrzegawczo jego imię. - Widziałam. - wskazała ręką na podwórko. - Jak stałeś z Laurą.

Przymknął na chwilę oczy i czuł się coraz bardziej zirytowany. Iva doskonale znała historię Polki i to co z nią przeżył. Wszystko jej powiedział, aby nie było żadnych niedomówień. Chciał naprawdę stworzyć dobre małżeństwo. I doskonale wiedziała, że nie była mu obojętna. Iva była mądrą kobietą i niesamowicie wyrozumiałą.

- Tylko rozmawialiśmy. - odezwał się cicho i znów na nią spojrzał. - Zwykła wymiana zdań.

- Co ona tu robiła? - zapytała podejrzliwie.

- Wracała z miasta, gdzie była z kolegą. - wyjaśnił cierpliwie. Nienawidził się tłumaczyć. - Jesteś zazdrosna? - prychnął złośliwie.

- Nie bądź złośliwy. - syknęła, mrużąc swoje oczy. - Po co ją przytuliłeś?

Wzdrygnął się. Nie ze strachu, ale ze złości, bo czuł się jak na pieprzonym przesłuchaniu.

- Zwykły odruch! - podniósł głos, odchodząc od drzwi. - Przeprosiłem ją i sobie poszła! - gestykulował rękoma, a Iva stała niewzruszona patrząc na to jak piłkarz zaczyna się irytować.

- Ile razy będziesz ją przepraszać? - nie dała się sprowokować, była nadzwyczaj opanowaną kobietą. - Już chyba to robiłeś prawda? Następnym razem będziesz ją przepraszał w łóżku? - uniosła zaczepnie jedną brew, a Cristiano wbił w nią wrogie spojrzenie.

- Nie przesadzaj. - wycelował w nią palcem. - Laura nie jest taką kobietą.

- Nie? - prychnęła. - Jakoś jak miałeś tą Giulię kompletnie jej to nie przeszkadzało. - odparła chłodnym tonem głosu. - Więc co za różnica czy masz żonę?

Cristiano roześmiał się nerwowo okręcając się w okół własnej osi. Denerwowała go ta bezsensowna rozmowa.

- To była nasza wspólna decyzja. - uśmiechnął się sztucznie. - Więc Iva, proszę cię wrzuć na luz. Denerwujesz mnie. - pokręcił głową i poszedł do kuchni, aby się napić.

Napił się soku i oparł się rękoma o blat kuchenny. Zwiesił głowę i głośno odetchnął. Nigdy nie robiła mu takich wyrzutów. Nie chce tego wszystkiego zepsuć. Nie teraz, gdy tak mu się poukładało.

- Cris. - usłyszał jej głos i prostując się odwrócił się w jej stronę. - Zrozum mnie trochę. - powiedziała delikatnie i podeszła do niego. - Była dla ciebie kimś istotnym więc...trochę się czuję nieswojo. - wzruszyła bezradnie ramionami.

Cristiano poczuł delikatne wyrzuty sumienia. Patrzył na jej delikatną buźkę. Wyglądała bardzo młodo. Miała zaledwie dwadzieścia sześć lat, ale wyjątkowo dojrzała i poukładana. Chyba kogoś takiego właśnie potrzebował.

- Ok, rozumiem. - wyciągnął rękę, aby przyciągnąć ją do siebie. Objął jej ciało i położył brodę na jej głowę. - Wszystko jest dobrze, przepraszam. - musnął ustami jej włosy, wdychając jednocześnie ich zapach. - Jeszcze jeden mecz reprezentacji i wracamy do Turynu tak? - uniósł jej głowę dłońmi, aby na nią spojrzeć.

- Jasne. - uśmiechnęła się i musnęła jego usta znów się przytulając.

Cicho westchnął i znów oparł brodę o jej głowę. Spojrzał przed siebie i w wejściu do kuchni zobaczył śmiejącą się zadziornie Laurę. Zacisnął oczy i wypuścił drżące powietrze z ust, przyciskając mocniej Ivę do swojego ciała.

Laura.

Rozebrałam się pospiesznie i poszłam za Jamsem do kuchni. Był taki przygnębiony, że wprawiło mnie to w niemały strach. Bo cholera nie wiedziałam co się wydarzyło. Oparł się o zlew, a ja stanęłam w wejściu do kuchni. Patrzył w punkt przed siebie, a ja gorączkowo myślałam co powiedzieć. Po chwili przeniósł na mnie wzrok, że aż zrobiło mi się dziwnie. Uśmiechnęłam się niemrawo próbując zrobić dobrą minę do złej gry.

- Więc powiesz mi co się stało? - spytałam z chrypką w głosie i nerwowo odkaszlnęłam, przyciskając zwiniętą pięść do ust.

- Wiedziałem, że ta rozmowa będzie ciężka, ale nie sądziłem, że aż tak. - odpowiedział obojętnym tonem głosu.

- Nie dogadaliście się? - spytałam zdziwiona, a James przecząco pokręcił głową. - Nie rozumiem tu czegoś. - prychnęłam wkurzona. - Przyjeżdża z Hiszpanii, opowiada mi o tym, że tęskni za tobą, a tu się okazuję, że jednak coś poszło nie tak.

- Nie wiem. - westchnął przybity. - Zaczęliśmy gadać, wypiliśmy trochę, nagle zaczęliśmy robić sobie wyrzuty, zbyt wiele słów wypowiedzieliśmy i poszło. - zaakcentował ostatnie słowo robiąc dziwny gest ręką.

- Wiesz co? - westchnęłam zirytowana i oparłam się ramieniem o framugę drzwi. - Denerwuje mnie już ta kobieta. - James cicho się roześmiał.

- Czemu powiedziałaś jej o tym, że chcieliśmy się ze sobą przespać? - zapytał i momentalnie spoważniał rzucając mi nieprzyjemne spojrzenie. To mała suka. Wygadała się.

- Żeby zrozumiała, że między nami nic nie ma! - uniosłam się i czułam jak dłonie zaczynają mi się pocić. - Że nic nie będzie i nie ma o co się martwić!

- Zgłupiałaś? - James się skrzywił i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - Takich rzeczy się nie mówi Laura! - nagle podniósł głos, a ja zaczęłam się coraz bardziej stresować. - To było między nami! Jesteśmy przyjaciółmi do kurwy nędzy i czasami wypada, abyś trzymała ten pieprzony język w ustach!

Zagryzłam boleśnie dolną wargę i zatrzęsłam się z tych nerwów, bo nienawidziłam się z nim kłócić. Zwłaszcza, gdy coś jest z mojej winy. Dałam ciała. Jak jasna cholera. Potarłam palcami usta rzucając mu ukradkowe spojrzenia, próbując coś sensownego wymyślić. Przymknęłam oczy czując niespodziewanie łzy. Czułam się winna tego co spotkało Jamesa i dodatkowo spotkanie z Cristiano odbijało się echem w mojej głowie. Bardzo dużo mnie to kosztowało, ale się nie rozpłakałam.

- James... - wychrypiałam przez ściśnięte gardło. - Nie sądziłam, że tak to odbierze. Przepraszam. - dodałam cicho.

- Daruj sobie te przeprosiny. - westchnął patrząc w podłogę. Zabolało w środku, gdy tak mówił. - Za dużo czasami klapiesz tą buzią nie zważając na konsekwencję. Pomyśl czasami Laura, to nie boli. - spojrzał na mnie zirytowanym wzrokiem.

Poczułam się jakby mnie ktoś opluł.

- James chyba się zapominasz. - odparłam chłodno i zacisnęłam pięści. - Skoro jesteś na mnie wściekły to po co tu przychodziłeś?

- A, żeby cię właśnie opieprzyć. - wycedził przez zęby i wycelował we mnie palcem. - Za to co zrobiłaś.

- Mówiłeś, że chcesz ze mną zostać, a teraz mnie opieprzasz? - prychnęłam wściekła. - Weź, bo jesteś tak samo potłuczony jak Samantha. Gadacie jedno, a robicie w ogóle co innego. Idź już James do domu. - powiedziałam, gdy wychodziłam z kuchni idąc do sypialni.

Nie doszłam nawet do sypialni, bo James pociągnął mnie za rękę i popchnął na ścianę. Był tak nieziemsko wściekły, że aż mnie to...podnieciło?

- Nawet nie wiesz jak mnie teraz wkurzasz. - syknął chwytając mnie dłonią za moją szczękę. - Nabroiłaś, a i tak obracasz kota ogonem. Byle by cudowna Laura nie czuła się winna. - zaśmiał się i puścił moją szczękę, ale zagrodził mi wyjście.

- James, naćpałeś się czegoś? - walnęłam go w klatkę piersiową i próbowałam go odepchnąć. - Idź się uspokój do domu, a jutro pogadamy.

- Nie! - krzyknął jednocześnie się śmiejąc. - Jestem taki na ciebie wkurwiony, że zepsułaś mi szansę na naprawienie sytuacji z Samanthą! - walnął dłonią w ścianę, który narobił nie małego hałasu.

- Kurwa. - zaklnęłam wkurzona. - Wyjdź już James! Bo oboje będziemy tego żałować! Idź już!

Ta sytuacja była już tak chora, że przerosło mnie to totalnie. James znów się roześmiał kręcąc głową i chwycił mnie dłońmi za policzki.

- Udowodnię ci, że mogło by być coś między nami. - szepnął do moich ust, a ja zmarszczyłam brwi. - Chociażby zwykły seks.

- Co? - wybełkotałam delikatnie wystraszona. Nie bałam się, ale byłam mega zaskoczona obrotem spraw. Jakby ktoś podmienił Jamesa. - Co ty wygadujesz? James, proszę cię idź już. - szarpnęłam się próbując go odepchnąć, ale nic to nie dało. - Żadnych seksów, James nie chce.

- Oczywiście, że chcesz. - puścił moje policzki i przycisnął mnie do siebie. Ciężko dyszałam i patrzyłam prosto w jego rozbawione oczy. - Za bardzo to lubisz, żeby odmówić. - zaszydził i puścił mi oczko.

Szarpnęłam się mocniej, gdy to usłyszałam. Miałam ochotę rozszarpać mu twarz za to co powiedział.

- James, ostatni raz mówię, abyś stąd wyszedł. - mówiłam opanowanym głosem. - Nie wiem co w ciebie wstąpiło. Podejrzewam, że tak zareagowałeś na sytuację z Samanthą, ale proszę cię puść mnie.

- Nieee skądże. - odparł ironicznie. - Kompletnie mi na niej nie zależało, nie. Wydaje ci się. - mówił sarkastycznie czym jeszcze bardziej mnie wkurzał.

- Ok, idź. - znów próbowałam. - Jutro porozmawiamy jak ochłoniesz.

Spojrzał na mnie z góry i zmierzył moje usta. Zaczęłam szybciej oddychać i całkiem już zamarłam w bezruchu. Czułam się dziwnie, tak blisko niego, miliony uczuć i myśli przeplatało mi się przez głowę. A podbrzusze niepokojąco się odzywało. Byłam popieprzona.

- Czuje jak drżysz. - szepnął znów wprost do moich ust. - Udowodnię ci, że bez skrupułów się teraz ze mną prześpisz. - skierował te zdanie do mojego ucha.

- James, stój. - odparłam spanikowana. - Jesteś w jakimś amoku, nie możesz. Idź do domu, błagam.

- Udowodnię, że Samantha miała rację. Skoro tak bardzo nam to wpierała, to proszę bardzo. - wzruszył ramionami tak beztrosko i wesoło.

- Jam...

Nie dokończyłam, bo agresywnie wpił się w moje wargi. Momentalnie wybuchło we mnie ciśnienie, bo czułam jak gorąca fala mnie zalewa. Przycisnął mnie mocno do ściany zrywając jednocześnie moją bluzkę, abym została w samym biustonoszu. Nie będę kłamać, że chciałam przerwać. Tak bardzo się w to wkręciłam, że chciałam więcej i więcej. Ugryzł mnie boleśnie w wargę na co cicho pisnęłam z bólu. Odpiął guzik od moich spodni i sprawnie je zsunął, odrywając się od moich ust. Byłam zamroczona jak pod wpływem alkoholu.

- James... - szepnęłam zdyszana próbując cokolwiek zrobić. Jakieś resztki rozumu się odezwały.

- Zamknij się, proszę. - warknął i znów mnie pocałował, ale jednocześnie pozbywając się mojej dolnej bielizny.

Zsunął dłoń między moje uda przez co głośno jęknęłam mu w usta. Boże, to było chore i nie na miejscu.

- I ty niby nie chciałaś co? - powiedział przestając mnie całować, ale nie przestał ruszać swoją dłonią. Uczepiłam się jego ramion czując jak nogi robią mi się miękkie. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Mój przyjaciel, mój blondyn. - Jesteś taka zepsuta Laura.

Zacisnęłam oczy i głośno jęknęłam wbijając mu paznokcie w ramiona. Ugryzł mnie w szyję tak boleśnie, że krzyknęłam. Robił mi chyba malinkę. Nie wiem, byłam jak na pieprzonym haju. Słyszałam jak pozbywa się swoich ciuchów i po chwili oderwał swoją dłoń ode mnie. Podrzucił mnie sobie do góry, trzymając mnie za pośladki i przycisnął z powrotem do ściany. Spojrzeliśmy na siebie zamroczonymi spojrzeniami. Miałam rozchylone usta, które były niemiłosiernie pogryzione. Kiwnęłam tylko głową, a James bez ostrzeżenia po chwili był we mnie. Znów krzyknęłam przyciskając się do jego ciała. Nie oszczędzał mnie, nie był delikatny. Kompletne przeciwieństwo Jamesa, którego znałam. I najgorsze, że cholernie mi się to podobało. Po wszystkim opuścił mnie na ziemię, a ja od razu zsunęłam się po ścianie na podłogę. W mieszkaniu panowała totalna ciemność. Dyszałam jak parowóz i czułam jak się jeszcze trzęsę. James usiadł naprzeciwko mnie również próbując dojść do siebie, a w międzyczasie ubierał się w swoje rzeczy. Ja delikatnie mówiąc nie mogłam się pozbierać. Siedzieliśmy więc w totalnej ciszy i ciemności. Emocje zaczynały opadać, cała euforia zaczynała się ulatniać. Dopadła rzeczywistość. I to co zrobiliśmy. Czułam się mega dziwnie. I niespokojnie.

- Chyba będę się zbierał. - cichy szept Jamesa wybudził mnie z mojego letargu. Podniósł się i zaczął zakładać buty w korytarzu. Patrzyłam na jego sylwetkę w ciemności. - Laura... - zaczął, ale przerwał w połowie i wyszedł szybko z mieszkania.

Wróciłam spojrzeniem przed siebie. Nie byłam jeszcze w stanie się ubrać, ani wstać. Wciąż nie mogło to do mnie dotrzeć. Obleciał mnie teraz okropny strach. Strach przed tym jakie będą tego jednorazowego wybryku konsekwencje. Dotknęłam pulsującego miejsca na szyi, gdzie mnie ugryzł. Prychnęłam pod nosem i oparłam głowę o nagie kolana. Mówią, że to mężczyźni myślą penisami.

Nie prawda. Nie tylko oni myślą nie tym co trzeba. Ja też.

Rano obudził mnie budzik w telefonie i nieprzytomnym wzrokiem wyłączyłam go. Było po szóstej rano, a zasnęłam może coś około trzeciej. Po tym co się wczoraj stało nie mogłam dojść do siebie. To się po prostu nie mogło stać. Pieprzenie. Stało się i już tego nie cofnę. Było mi źle i czułam się beznadziejnie. Wstałam chwiejnie z łóżka i poszłam do łazienki, aby móc się ubrać i odświeżyć. Spojrzałam w lustrze na swoją szyję na, której widniał brzydki i dość duży ślad po Jamesie. Syknęłam, gdy próbowałam to jakoś fluidem zatuszować, ale niestety do końca nie udało mi się go zakryć. Ogarnęłam się do pracy i wyszłam z domu. Szłam do niej z walącym sercem, bo bałam się konfrontacji z Jamesem. Ależ to schrzaniliśmy. Przywitałam się na dole z personelem i ruszyłam prosto na górę. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Zamarłam, bo chłopaki już byli i oboje na mnie spojrzeli. Utkwiłam spojrzenie w blondynie, który twardo na mnie patrzył jak i na mój ślad na szyi. Zacisnął usta i potarł dłonią swoją brodę.

- Cześć. - powiedziałam po chwili i ruszyłam do swojego biurka.

- Hej. - odparli jednocześnie.

Usiadłam przy biurku i drżącymi rękoma zdjęłam z siebie płaszczyk i otworzyłam laptopa.

- Laura, tutaj masz papi... - Oscar podszedł do mnie i uniosłam wzrok, gdy przerwał. - Co ci się stało? - zmarszczył brwi i patrzył prosto na moją szyję.

Nerwowo zasłoniłam to miejsce włosami i oblizałam usta przybierając na twarz pogodny uśmiech.

- Mały wypadek. - odparłam ściskając dłonie pod biurkiem. Czułam, że James się patrzy.

- Boże, ktoś ci coś zrobił? - usłyszałam ciche parsknięcie Jamesa i zmroziłam go wzrokiem. - Mówiłem, że cię odprowadzę. - jęknął przerażony.

- Nie, nie. - zaprzeczyłam pospiesznie. - Dotarłam do domu cała i zdrowa. - uspokoiłam go z uśmiechem na ustach. - No, daj te papiery. - poprosiłam grzecznie, wyciągając dłonie, aby je od niego wziąć.

- Baranie to zwykła malinka. - usłyszałam kpiący ton Jamesa. Zamarłam i spojrzałam na niego wściekła. - Kogoś nieźle poniosło co Laura? - mrugnął do mnie okiem. Naprawdę ktoś podmienił mi Jamesa.

- Och, wybacz. - Oscar się zmieszał i wyprostował się. - Nie przeszkadzam już. - odparł i wrócił spięty do swojego miejsca.

Wstałam gwałtownie z miejsca idąc prosto do Jamesa. Podeszłam do niego i oparłam ręce na biurku. Spojrzał na mnie.

- Chodź na chwilę gnojku. - wycedziłam przez zęby i prędko wyszłam na korytarz nie czekając na jego odpowiedź.

Zaczęłam dreptać w tą i z powrotem. Usłyszałam zamykające się drzwi i odwróciłam się do Jamesa.

- Popierdoliło cię? - syknęłam podchodząc do niego szybkim krokiem. - Co ty wyprawiasz? Co się z tobą dzieje?

- Nic. - wzruszył ramionami. Nie był już taki rozbawiony. - Wszystko ok. Między nami też prawda?

Zacisnęłam usta i odsunęłam się od niego kawałek. Moja głowa zaczynała mi delikatnie pulsować. Rewelacyjny dzień się zapowiada.

- To co wczoraj było... - przerwałam szukając sensownych słów.

- Nie żałujesz. - dokończył za mnie. - Ja też nie. Nie zamierzam tego roztrząsać, po prostu było mi to potrzebne.

- Potrzebne? - prychnęłam nie dowierzając. - Nie mogłeś sobie znaleźć innej? Tylko mnie? Przyjaźnimy się przecież! - złapałam się dłońmi za głowę.

- No właśnie. - zaśmiał się. - Przyjaźnimy. A z Samanthą to wszystko już skończone. - dodał i wszedł do środka zostawiając mnie samą.

Zaśmiałam się do siebie, bo najzwyczajniej w świecie zabrakło mi słów. Policzyłam do pięciu i weszłam z powrotem do środka. Oscar rzucił mi szybkie spojrzenie, ale zaraz wrócił wzrokiem do laptopa. Świetnie. James zaczął zbierać swoje papiery i bez słowa wyszedł. Przeklnęłam do siebie pod nosem i przez chwilę siedziałam przy biurku próbując się jakoś ogarnąć. Byłam totalnie rozpieprzona emocjonalnie, robiłam dziwne rzeczy i nie mogłam niczego poskładać w głowie. Byłam zmęczona. Chyba muszę wyjechać.

- Oscar masz jakieś tabletki na ból głowy? - spytałam opierając dłoń o pulsujące czoło.

Odwrócił się do mnie i spojrzał zmartwionym wzrokiem. Cholera był taki miły.

- Mam. - kiwnął głową i sięgnął do swojej kurtki. - Proszę. - podszedł do mnie z tabletkami i nalał mi jeszcze szklankę wody. - Źle się czujesz? - spytał przysiadając się na biurku.

- Nie najlepiej. - przyznałam uśmiechając się do niego. - Dziękuję. - uniosłam szklankę z wodą, którą wyzerowałam do końca.

- Powtórzymy jeszcze nasz wczorajszy wieczór? - zapytał przekrzywiając zabawnie głowę przez co znów się uśmiechnęłam.

- Może kiedyś. - odparłam wymijająco i otworzyłam laptopa. - Na pewno. - dodałam po chwili, aby nie poczuł się źle.

- Ok. - postukał palcami w blat biurka i poszedł do swojego.

Odprowadziłam go wzrokiem i westchnęłam. Fajny gość, ale mam dość facetów. Za dużo mi ostatnio mieszają w głowie. Ja wzięłam się w końcu do pracy, gdy ból głowy zaczął mijać. James wciąż zajmował się pacjentami, a ja ogarniałam dalej swoje papiery. Minęło kilka godzin i wyprostowałam się na krześle. Oscar również był pochłonięty pracą, bo co chwilę dzwonił, albo latał w tą i z powrotem. Rozejrzałam się po biurku, gdzie istniał jeden wielki bajzel i usłyszałam, gdzieś pod teczkami mój telefon. Dokopałam się do niego i odebrałam widząc nieznajomy numer.

- Laura Klimek, słucham?

- Dzień dobry! - usłyszałam energiczny męski głos. - Jestem z gazety...

- Do widzenia! - podniosłam automatycznie głos.

- Niech mnie pani wysłucha. - dziennikarz poprosił błagalnym tonem. - Chcę tylko zadać kilka pytań.

- Ale po co? - uniosłam się i wstałam od biurka zwracając tym uwagę Oscara.

- Jak pani opisze to, że Cristiano panią zostawił prawie przed ołtarzem, a ożenił się z inną? Minęło trochę czasu, a pani nic nie skomentowała. Nie chce mu pani utrzeć nosa w prasie?

- Oczywiście, że nie. - powiedziałam zdenerwowana. - Proszę mnie zostawić w spokoju.

- Nawet po tym jak opowiedział o pani w innej gazecie? - dalej naciskał, a ja coraz bardziej zaczęłam się irytować. Zwłaszcza, gdy wspomniał o tym.

- Nie powiedział nic co by mnie uraziło. - odparłam oschle i patrzyłam przez okno.

- No żartuje pani. - obruszył się. - Powiedział, że to nie było nic istotnego!

- Proszę pana! - podniosłam głos. - Proszę nie szukać sensacji! To było dawno!

- A zapytany o zaręczyny z panią zaczął się śmiać, że to była niewinna zabawa! - nie dawał za wygraną. Przymknęłam oczy, gdy przypomniałam sobie jak to czytałam, a nawet widziałam wywiad. Nie wspomnę jak podle się wtedy czułam. - Jak można tak robić? - spytał łagodniej.

Dziwny był ten dziennikarz. I nie wiem dlaczego, ale kojarzyłam ten głos.

- Po co pan to robi?

- Po to, żeby mu pokazać jak kłamał i robił z siebie Bóg wie jakiego amanta. - odpowiedział niemal od razu. - Skrzywdził panią.

Wypuściłam drżące powietrze z ust i szybko pociągnęłam nosem, bo zaczęło mi się robić cholernie przykro.

- Luis...to ty prawda? - spytałam i otarłam wolną ręką kącik oczu.

Odpowiedziała mi cisza w słuchawce i wtedy przekonałam się, że to był on.

- Poznałaś mnie. - odezwał się w końcu, a ja przymknęłam oczy czując coraz większy ciężar.

- Nie od razu. - przyznałam. - Luis wiesz, że nic nie powiem. Dziękuję, że się zainteresowałeś, ale nie mam zamiaru tykać gówna.

- Wiesz jak mnie to wkurwiło? - warknął do słuchawki. - Jak można tak robić Laura?

- Luis ty też nie lepiej mnie potraktowałeś. - odpowiedziałam i uniosłam brwi. Usiadłam z powrotem na biurko, a Oscar znów, gdzieś wyszedł. - Pamiętasz?

- To było dawno i wiem, że przegiąłem.

- Tak samo było z Cristiano. Dawno. Więc nie ruszajmy tego. - oparłam się o oparcie fotela i zaczęłam się na nim bujać. - Oboje mnie skrzywdziliście więc...

- Ok. - przerwał mi wzdychając. - Skoro tego chcesz. Ale wiedz, że jesteś zbyt dobra dla ludzi.

- Nie wydaje mi się. - zaprzeczyłam wciąż bujając się na fotelu.

- Myślisz, że udałoby nam się spotkać na jakąś kawę? - spytał niepewnym tonem głosu.

Przestałam się bujać i potarłam swoje oczy. Nie, nie. Żadnych facetów.

- Muszę kończyć Luis. Na razie. - odpowiedziałam tylko i od razu się rozłączyłam.

Odłożyłam z impetem telefon na biurko i wydałam z siebie głośny jęk niezadowolenia. Nie minęła minuta, a mój telefon znów zawibrował. Na szczęście tylko sms. Odczytałam wiadomość od Carlosa.

" Cześć. Jutro mecz na siedemnastą, dasz radę? "

Chociaż jedna w miarę przyjemna wiadomość.

" Hej, pewnie, że dam. Chociaż jedna dobra wiadomość dzisiaj ;) "

Chwyciłam swój niezastąpiony plecaczek i postanowiłam pójść zapalić. Mózg od dzisiejszego poranka mi paruje i muszę się trochę zresetować. I poważnie pomyśleć nad zjazdem do Polski. Zeszłam na dół i poszłam na tyły przychodni, gdzie mogłam w spokoju sobie zapalić. Stanęłam przy ścianie i odpaliłam papierosa.

- Tu jesteś. - uniosłam wystraszona głowę, gdy usłyszałam Jamesa. Pieprzony duch. - Oscar mi powiedział, że widział jak tu szłaś.

- Chwilowa przerwa. - mruknęłam, unosząc do góry papierosa. - A ty?

- Również chwilowa przerwa. - odpowiedział i podszedł bliżej. - Masz fajkę?

- Mam. - przewróciłam oczami i podałam mu paczkę. - Nie możesz kupić swoich? - spytałam patrząc jak odpala.

- Nie marudź. - zaciągnął się i spojrzał przed siebie. - Wiesz, że nie palę.

- Ta, właśnie widzę. - prychnęłam i zaczęłam palić dalej.

- Wpadnę do ciebie wieczorem co? - spytał, a ja od razu na niego spojrzałam.

Od razu w głowie pojawiła mi się scena z wczoraj.

- Może nie dzisiaj. - odpowiedziałam spięta i od gasiłam papierosa wrzucając go do kosza.

- Oj, przestań. - zaśmiał się, wypuszczając pełno dymu z ust. - Dzisiaj mi się nie chce. - mrugnął do mnie okiem.

- Kiedy zrobiłeś się taki bezczelny? - warknęłam unosząc brwi. - Poza tym to był nasz jedyny raz zrozumiano? - wbiłam mu palec w klatkę piersiową.

- A tego to ci obiecać nie mogę. - wyszczerzył się w ten swój blondynowaty sposób. - Było fajnie.

- James, przestań. - zirytowałam się, krzyżując ręce na piersiach. - Nie komplikuj tego bardziej! - tupnęłam nogą.

- Laura, to ty przestań. - jęknął znudzony. - Seks między dwojgiem dorosłych ludzi nie jest przestępstwem. - przewrócił oczami. - Zwłaszcza jak oboje tego bardzo chcieli. - dodał z uśmieszkiem.

- To był tylko seks. - zaznaczyłam dobitnie. - Tylko i wyłącznie.

- Otóż to. - pokiwał z uznaniem głową. - Dalej cię lubię i dalej jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - poruszał brwiami całkiem rozbawiony.

- Jesteś idiotą. - westchnęłam i znów na niego spojrzałam. - Poza tym nie czuję się z tym najlepiej. - przyznałam szczerze. - To jest sprzeczne z tym co czuję.

- Tak wiem, że wciąż czujesz coś do Cristiano. - odpowiedział i wyrzucił papierosa. Spięłam się i byłam gotowa zaprzeczać. - Ale ma żonę i nie widać, aby miał się z nią rozstać. To już zamknięty rozdział.

- I to jest powód, abyśmy się bzykali? - warknęłam wytrącona z równowagi.

- Czemu nie? - wzruszył beztrosko ramionami. - Wrzuć na luz. - potargał moje włosy i wesoło się uśmiechnął.

Nie wiem skąd u niego tak radykalna zmiana. Ale może ma rację. Może powinnam wrzucić na luz. Walić to wszystko.

- Ok, to wpadnij wieczorem. - powiedziałam na koniec zaczynając się pomału oddalać. - I tak musimy pogadać. - mówiłam idąc tyłem.

- Ale wiązać się nie będziemy. - ostrzegł mnie i wymierzył we mnie palcem.

- Zgłupiałeś. - popukałam się palcem w czoło i poszłam z powrotem do pracy.

Wieczorem ogarniałam swoje mieszkanie i w międzyczasie przygotowywałam kolację. W tle leciała sobie muzyka, a ja z dumą stwierdziłam, że idealnie wysprzątałam mieszkanko. Po dziewiętnastej James zapukał do drzwi, które otworzyłam i wpuściłam go do środka.

- Kiedy dasz mi z powrotem klucze? - burknął zrzucając niedbale swoje buty.

- Już raczej ci nie potrzebne. - stwierdziłam, idąc do kuchni.

- Nie bój się, przecież nie wejdę i cię nie zaatakuję. - szepnął mi do ucha kładąc ręce na moich biodrach.

- James! - wrzasnęłam zirytowana i odsunęłam się na bezpieczną odległość. Bardzo go to bawiło.

- Już, już. - śmiał się, unosząc swoje dłonie do góry. - O czym chciałaś gadać? - zmienił temat i zaczął mi pomagać nakładać kolację.

- Tak ogólnie. - wzruszyłam ramionami, zanosząc jedzenie do salonu. - Dawno nie gadaliśmy. - westchnęłam siadając. James usiadł na swoim fotelu i zaczęliśmy jeść.

- Coś cię trapi? - spytał troskliwie i na chwilę zniknął głupkowaty James.

Uniosłam na niego wzrok przełykając kolację. Chwilę się zastanowiłam i znów zaczęłam nabierać jedzenie.

- Muszę ci trochę poopowiadać, bo zwariuje sama ze sobą. - powiedziałam cicho, a James zamienił się w słuch.

Opowiedziałam mu o tym jak spotykałam na swojej drodze Cristiano i jak przebiegały te krótkie spotkania. Nie ominęłam również wczorajszego spotkania z nim, ani o tym, że zadzwonił do mnie Luis. Opowiedziałam mu o tym, że jestem tym zmęczona i, że miałam zamiar wyjechać.

- Więc stąd moje pytanie czy dasz radę na kilka dni zostać sam z Oscarem?

James odłożył cicho talerz na stolik i potarł palcem swoją wargę. Od razu odwróciłam wzrok w bok. Zaczęłam bawić się palcami i po chwili znów spojrzałam na blondyna.

- Pewnie, że dam. - odpowiedział i również na mnie spojrzał. - Może rzeczywiście dobrze ci to zrobi. - uśmiechnął się i poprawił się na fotelu wygodniej się rozsiadając.

- Dziękuję. - odwzajemniłam uśmiech i położyłam się na kanapie. - Jeszcze cię uprzedzę wcześniej ok?

- Jasne. - pokiwał głową i ziewnął.

- Och, jutro mam mecz. - zerwałam się z powrotem na tyłek. - Zapomniałam.

- Mecz? - zmarszczył brwi. - Jaki mecz?

- Nie mówiłam ci? - spytałam zdziwiona na co wymownie uniósł brwi i przecząco pokręcił głową. - Carlos mnie poprosił o pomoc, abym go zastępowała na kilku meczach w miesiącu.

- Naprawdę? - zdziwił się poważnie i wstał przeciągając się. - I się zgodziłaś? Wiesz, że możesz tam spotkać Cristiano. - zauważył i spojrzał na mnie poważnie.

- Tak, wiem. - przewróciłam zirytowana oczami patrząc na niego z dołu. - Mam to w dupie. - burknęłam kryjąc twarz w dłoniach.

James cicho westchnął i po chwili odchylił moje ręce. Kucał przede mną i delikatnie się uśmiechnął.

- Wszystko będzie dobrze. - powiedział czule, a mnie aż ścisnęło w żołądku. Naprawdę potrzebowałam tych banalnych słów. - Zobaczysz. - pogłaskał mnie po poliku i wstał. - Będę się zbierał. - zmarszczyłam brwi i wstałam z kanapy, aby pójść za nim.

- James. - zagadałam, gdy stanął przy swoich butach i spojrzał pytająco. - Nie chcesz zostać ze mną? - zapytałam nieśmiało.

Spojrzał na mnie poważnie i podszedł ściskając mnie za nos.

- Naaah, nienasycona kobieta. - zaśmiał się i wyminął mnie udając się z powrotem do salonu.

- Spadaj. - burknęłam łapiąc swój nos.

Późno w nocy położyliśmy się w końcu z zamiarem pójścia spać. James spał w salonie, a ja u siebie, ale sen jakoś nie chciał przyjść. Patrzyłam w sufit i w głowie miałam gonitwę myśli. Przycisnęłam dłonie do twarzy próbując się uspokoić. Odchyliłam z impetem kołdrę i oczywiście pod wpływem chwili podreptałam do Jamesa. Również nie spał tylko grał w swoje gierki na telefonie.

- Nie mogę spać. - powiedziałam, gdy podeszłam i go wystraszyłam.

- Jasna cholera. Laura. - warknął łapiąc się za klatkę piersiową. - Drugi raz mnie tak wystraszyłaś. - usiadł i zaczął dalej grać. - Siadaj. - zrobił mi miejsce obok siebie.

Wślizgnęłam się obok niego i przytuliłam się do jego nagiego ciała. No prawie, bo miał bokserki. James zerknął na mnie z ukosa, gdy grał, a ja wpatrywałam się w jego telefon. Zaczęłam delikatnie palcami sunąć po jego nagim brzuchu i wyczułam jak się spinał.

- Laura. - powiedział po chwili. - Co robisz?

- Nic takiego. - odparłam nie odrywając wzroku od telefonu.

Wzdychając odłożył telefon i obrócił się na bok, aby mnie widzieć.

- Masz ochotę rozumiem. - powiedział na co zacisnęłam wstydliwie usta.

- Wiedziałam, że to tak będzie wyglądać. - jęknęłam zrezygnowana. - Psujemy tym przyjaźń.

- Nie zepsujemy. - odparł pewnie. - Po prostu...sam nie wiem.

- Byłeś wczoraj zbyt kuźwa dobry. - mruknęłam przymykając oczy. - I chciałabym jeszcze. - dodałam ciszej.

James chwycił mnie za brodę i przyjrzał się uważnie mojej twarzy. Przejechał kciukiem po mojej wardze na co zadrżałam. Uśmiechnął się.

- Jeżeli tego chcesz i ma ci pomóc... - szepnął, a ja zmarszczyłam brwi chcąc coś powiedzieć, ale przerwał mi. - Wrzuć na luz Laura.

I tak też zrobiłam.

Zbliżałam się do stadionu dokańczając palić papierosa. Czułam się nieźle i byłam wypoczęta. I tak przespałam się wczoraj po raz drugi z Jamsem. Było nieziemsko dobrze i cholernie mi to pomagało. Oboje czuliśmy ulgę. Chociaż dalej nie wyjaśnił mi tego co powiedział. Domyślałam się, że chodzi mu o Cristiano, ale nigdy nie chciałam go traktować jak narzędzia do tego, aby zapomnieć. Jest zbyt ważny. Wyrzuciłam papierosa i skierowałam się do wejścia. Pokazałam plakietkę, którą dał mi Carlos i aż się uśmiechnęłam, gdy znów przemierzałam te korytarze.

- Laura? - podszedł do mnie jeden z pracowników ochrony. - Znowu tutaj? - uśmiechnął się szczerze.

- A no. - pokiwałam głową śmiejąc się. - Ale na kilka meczy.

- Super. Może znowu będzie wesoło. - zaśmialiśmy się oboje i pożegnaliśmy się.

Ruszyłam dalej z uśmiechem na ustach i zamarłam, gdy zobaczyłam Cristiano w stroju treningowym reprezentacji, a obok niego jego żonę. Jasny chuj by strzelił Carlosa. Odetchnęłam cicho i ruszyłam pewnie przed siebie. Cristiano mnie zauważył i równie miał zdziwioną minę jak ja.

- Cześć. - postanowiłam pierwsza się przywitać i prędko ich minęłam.

- Cześć. - usłyszałam jego odpowiedź.

- Laura? - stanęłam jak wryta, gdy dobiegł mnie kobiecy głos. Odwróciłam się i z uśmiechem namalowanym na ustach spojrzałam na kobietę, którą kocha teraz Cristiano.

- Słucham? - odezwałam się i podeszłam bliżej. Cristiano nie odrywał ode mnie wzroku stojąc za żoną.

- Dobrze poznałam. - uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę. - Jestem Iva.

- Miło mi. - uścisnęłam jej dłoń i przelotnie spojrzałam na Cristiano. Chyba czuł się niezręcznie.

- Znowu pracujesz na stadionie? - zagadała, a ja uniosłam zaskoczona brwi patrząc perfidnie na Cristiano. - Wybacz, ale Cris wiele o tobie opowiadał.

- Och. - pokiwałam głową nie odrywając od niego oczu. - Miło. Zastępuję tylko kolegę. - odpowiedziałam jej na pytanie.

- Rozumiem. - zerknęła na Crisa, który stał za nią. - Wiedziałeś? - spytała go, a ja zrobiłam zszokowaną minę.

- Tak. - odparł zdawkowo patrząc z góry na swoją żonę.

- Nie wspominałeś. - powiedziała sztucznie miłym głosem.

Laska jest zazdrosna. I kompletnie jej się nie udaje tego zatuszować. Ledwo powstrzymałam parsknięcie śmiechem. Pierwszy raz jestem powodem czyjejś zazdrości.

- Iva. - popukałam ją w ramię i odwróciła się z powrotem w moją stronę. - Nie musisz być zazdrosna. - mrugnęłam do niej okiem, a na jej twarzy zmalowało się zmieszanie. - Nic mnie z twoim mężem już nie łączy.

Odwróciłam się prędko i z walącym sercem poszłam dalej. Położyłam dłoń na klatce piersiowej, bo mimo pozorów jakie stwarzałam wiele mnie kosztowało to spotkanie. Weszłam w pierwszy zakręt i oparłam się o ścianę, aby uspokoić oddech. Nie chcę, żeby reszta zobaczyła mnie po tak długim czasie roztrzęsioną. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam dalej. Weszłam do dawnej szatni, gdzie zastałam prawie nie zmienioną załogę z, którą pracowałam. Były może z dwie nowe twarze. Spojrzeli na mnie i po chwilowej konsternacji zaczęli do mnie podchodzić.

- Laura! - krzyknęli. - Jak fajnie cię widzieć. Zmieniłaś się! Carlos mówił, że czasami go będziesz zastępować. - mówili jeden przez drugiego.

- Tak, tak to wszystko prawda. - mówiłam przez śmiech, gdy stałam w kółeczku, które w okół mnie stworzyli. - Poprosił mnie o pomoc, a ja lubiłam z wami pracować więc zgodziłam się od razu.

Wymieniliśmy się jeszcze kilkoma uwagami i przedstawiłam się z nowymi. Zaczęłam się przebierać w rzeczy, które miałam przygotowane. Związałam wysoko włosy i chwyciłam teczkę z papierami. Sprawdziłam czy wszystko się zgadza i czy na pewno niczego nie ominęłam.

- Tak w ogóle co dzisiaj za mecz? - spytałam, gdy byliśmy w drodze na stadion.

- Nie wiesz? - roześmiał się jeden z pracowników. - Eliminacje już. Nasi grają. - odparł bojowo.

Pokiwałam tylko głową, bo łudziłam się, że jednak Portugalia dzisiaj nie gra. Weszliśmy na murawę, gdzie roiło się od kibiców. Uśmiechnęłam się na ten widok i na to jakie przyjemnie uczucie mnie ogarnęło. Nie zdawałam sobie sprawy jak za tym tęskniłam. Rozstawiliśmy się i czekaliśmy już tylko na rozpoczęcie meczu. Stanęłam trochę dalej od załogi, aby obserwować z bliska spotkanie. Zobaczyłam, że reprezentacje wychodzą z tulnelów i ustawiają się do hymnów. Wspomnienia wracały jak boomerang. Serducho waliło mi jak szalone i klatka piersiowa unosiła się szybciej niż powinna. Wciąż na niego patrzyłam. Po skończonych hymnach zaczęli zajmować swoje pozycje. Cristiano zerknął na czas, a potem na linie boczną, gdzie stałam ja. Ruszył truchtem w moją stronę, a ja automatycznie się cofnęłam. Podbiegł i chwycił pobliską butelkę z napojem. Tak jak kiedyś. Zerknęliśmy na siebie i kiwnęłam mu głową życząc mu powodzenia. Uśmiechnął się i truchtem wrócił z powrotem na miejsce. Wypuściłam drżące powietrze z ust i zaczęłam obserwować mecz. Z dwa razy wezwali nas na murawę, ale oczywiście wysłałam innych pracowników. Wszystko poszło sprawnie i bez problemów, a Portugalia prowadziła przez pierwszą połowę jedną bramką. W przerwie poszłam do gabinetu Carlosa, gdzie chciałam na bieżąco uzupełniać to o co mnie prosił. Wyszłam z powrotem zamykając wcześniej drzwi na klucz.

- Wybacz za moją żonę. - obok mnie pojawił się Cristiano. Odgarnęłam kitkę do tyłu i spojrzałam na zegarek.

- Nic się nie stało. - machnęłam ręką i schowałam dłonie do kieszeni spodni. - Gratuluję pierwszej połowy.

- Nie dzięki. - zaśmiał się, a ja odwróciłam głowę w bok. Mówiłam już, że dużo mnie to kosztuje? - Lepiej nie zapeszać. - dopowiedział, gdy ja obserwowałam kompletnie co innego.

Wzdrygnęłam się jak poparzona, gdy dotknął mojej szyi. Od razu spojrzałam na niego i przełknęłam ślinę.

- Ktoś cię nieźle ugryzł. - mruknął jeżdżąc kciukiem po fioletowym już śladzie. Dosłownie cała drżałam. - Poniosło go chyba. - uśmiechnął się smętnie nie odrywając palców od mojej szyi.

- Cristiano. - wyszeptałam przez ściśnięte gardło i dotknęłam jego nadgarstka, aby wziął ode mnie swoją rękę. - Zaraz ktoś to zobaczy i będzie nie przyjemnie. - odsunęłam się stykając się plecami o drzwi.

- Kto cię tak ugryzł? - spytał przenosząc na mnie wzrok. Znów przełknęłam ślinę, bo nawet teraz myślałam o tym jak cholernie dobrze wygląda.

- Po co mnie o to pytasz? - spytałam i znów nerwowo spojrzałam na zegarek.

- Chcę tylko wiedzieć czy nie robi ci krzywdy.

- Nie bez mojego pozwolenia. - odparłam hardo i uniosłam wyżej głowę. Cristiano uniósł jedną brew i pokiwał głową.

- Jest dla ciebie dobry? - znów zapytał.

- Bardzo. - odpowiedziałam pewnie i wyminęłam go.

- To James racja? - uśmiechnął się zakładając ręce na biodra.

Znów zmierzyłam go całego co na pewno nie umknęło jego uwadze.

- Muszę iść. - odezwałam się z chrypką w gardle i odkaszlnęłam. - Ty zresztą też.

Odwróciłam się i prawie biegiem ruszyłam z powrotem na murawę. Za dużo mnie to wszystko kosztuje. Moje serce tego nie wytrzyma, jak Boga kocham.

Druga połowa się rozpoczęła, która była o wiele bardziej zacięta. Mocno zaciskałam kciuki, aby tylko udało im się wygrać. Portugalia poleciała z kontrą i zrobiło się zamieszanie pod bramką przeciwnej drużyny i po chwili Cristiano strzelił drugiego gola. Trybuny zawrzały, a ja nie umiałam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Ledwo co nie podskoczyłam w miejscu, ale w porę się opamiętałam. Cała drużyna skoczyła na Cristiano i na stadionie atmosfera sięgnęła zenitu. Było cudownie. Drużyna przeciwna zaczęła grać agresywniej więc zrobiło się niebezpiecznie. Dlatego w pewnym momencie głównym celem stał się Cristiano, którego zaatakował jeden z piłkarzy wjeżdżając mu perfidnie w nogi. Sędzia odgwizdał faul, bo to był ewidentnie atak na nogi, a nie na piłkę. Spięłam się, gdy Cristiano nie wstawał, a piłkarze zaczęli krzyczeć w naszą stronę. Od razu wzięłam swoją torbę i bez namysłu zerwałam się do biegu. Nawet się nie obejrzałam za siebie tylko biegłam prosto do niego. Padłam na kolana tuż obok niego i spojrzałam na prawe kolano, które trzymał.

- Cris, poczekaj. Weź ręce. - poprosiłam go delikatnie, dotykając jego ramienia.

Spojrzał na mnie z prawdziwym bólem na twarzy i zatrzymał na mnie dłużej swoje spojrzenie. Odchylił ręce od kolana i nie wyglądało zbyt dobrze. Zdążyło mu to spuchnąć i domyślałam się tylko, że ból był nie mały. Ogarnęłam mu to kolano i po chwili dobiegł do mnie kolega z zespołu.

- Dasz radę iść czy wziąć nosze? - spytałam wciąż klękając. Trzymałam delikatnie dłoń na jego nodze i patrzyłam prosto w tą skrzywioną w bólu twarz.

- Chyba dam radę. - sapnął i otarł czoło od potu.

- Pomóż mi. - zwróciłam się do kolegi i razem zaczęliśmy go podnosić. - No, dawaj Cristiano. - objął mnie ramieniem, a ja mocno go trzymałam. Spojrzałam na niego. - Postawmy kilka kroków.

- Kurwa! - zaklnął, gdy tylko ruszył kolanem.

- Ok, ok. - uspokoiłam go wciąż mocno trzymając piłkarza. - Dawać nosze! - wydarłam się. - Wytrzymaj jeszcze chwilę. - skierowałam na niego wzrok. Ścisnęłam dłoń na jego koszulce czując już nie mały ciężar.

- Czerwoną powinien dostać! - wydarł się Cristiano przez co sama się wystraszyłam. - Przestawił mi kolano! - zaczął gestykulować do sędziego, a ja zachwiałam się, gdy tak gwałtownie zaczął się ruszać. - To jest kurwa atak na nogi!

- Cris, Cristiano. - próbowałam przerwać mu atak złości. - Hej! - potrząsnęłam nim w miarę możliwości. - Uspokój się, bo jeszcze tobie karę wlepi. Chcesz tego? - spojrzał na mnie i chciał coś jeszcze dodać, ale znów spojrzał mi w oczy i odpuścił. Posłałam mu pocieszający uśmiech i niemrawo go odwzajemnił.

Chłopaki mnie wyręczyli i usadowili Cristiano na noszach. Zakrył dłonią twarz, a drugą położył sobie na brzuchu. Był wściekły i wycieńczony.

- Do góry. - odparł jeden z załogi, gdy mieli go podnosić.

- Upewnijcie się, że nie spadnie! - krzyknęłam zanim zaczęli podnosić. - Nawet kurwa nie sprawdziliście! - krzyknęłam znów i opuściłam bezradnie ręce. - Sprawdzić. - zaznaczyłam i stanęłam bliżej nich.

Cristiano zdjął rękę z twarzy i ukradkiem na mnie spojrzał. Puścił mi oczko i wzruszyłam niewinnie ramionami. Jak tylko się upewniłam, że dobrze go zabezpieczyli ruszyli z nim z murawy. Poszłam od razu za nimi i widziałam jak Quaresma zbija piątkę z Cristiano. Portugalczyk na mnie spojrzał i wystawił rękę do żółwika. Przystanęłam zdziwiona, ale odbiłam żółwika.

- Dobra robota. - mrugnął do mnie i się uśmiechnęliśmy do siebie.

Wróciłam na swoje miejsce i chwyciłam butelkę z piciem. Opróżniłam ją do połowy i zaczerpnęłam powietrza. Ukucnęłam na chwilę i wbiłam spojrzenie w trawnik. Zmęczyła mnie ta sytuacja, a szczerze się przyznaję, że w chwili, gdy upadł czułam się jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Wystraszyłam się i to naprawdę poważnie. Chociaż nie powinnam tak emocjonalnie do tego podchodzić. Mecz skończył się wygraną dla Portugalii więc wszyscy wróciliśmy do środka. Podziękowałam załodze za mecz i przeprosiłam za swoje nerwowe zachowanie przy noszach.

- Jeszcze raz wybaczcie. - odetchnęłam zerkając na nich niepewnie.

- Nic się nie stało. - zaprzeczyli. - W końcu dzisiaj byłaś naszą szefową. - przewróciłam oczami i pożegnałam się.

Poszłam jeszcze do gabinetu Carlosa, aby przygotować mu wszystko. Chciałam dać z siebie sto procent skoro poprosił mnie o pomoc. Skupiłam się na komputerze, tabelkach i jeszcze papierach leżących na biurku. W życiu bym nie spodziewała się, że to tyle roboty jest. Usłyszałam pukanie do drzwi, a potem delikatnie je ktoś otworzył.

- Mogę? - głowa Cristiano wsunęła się do pomieszczenia, a ja zrezygnowana oparłam się o oparcie fotela.

- Śmiało. - odpowiedziałam i po chwili kulejąc niemiłosiernie wszedł do środka.

Od razu się zerwałam, aby mu pomóc.

- Spoko, dam radę. - roześmiał się, gdy go objęłam.

- Nie wątpię. - warknęłam nie zważając na jego dam radę. - Ale radzę ci nie nadwyrężać tego kolana.

Nic już nie odpowiedział tylko pozwolił sobie pomóc, a ja go posadziłam na małej kanapie stojącej przy ścianie. Skrzywił się delikatnie i usiadłam obok niego. Spojrzeliśmy na siebie i czekałam na to co powie.

- Chciałem podziękować. - uśmiechnął się. - Za to na murawie.

- Nie ma o czym mówić. - pokręciłam głową i oparłam się o oparcie kanapy. - Po prostu się wystraszyłam. - wzruszyłam ramionami.

- Jasne, rozumiem. - westchnął i rozejrzał się po gabinecie. - Boli mnie to kolano. - syknął nagle i chwycił się za nogę.

- Bo będzie boleć. - jęknęłam ze współczuciem patrząc na kolano. - To zapewne uraz stawu kolanowego. Tak mi się wydaje.

- Kurwa. - przeklnął, kręcąc przy tym głową. - A głupi kutas jeszcze będzie pierdolił, że on w piłkę walił. Yhy, kolano z piłką chyba pomylił. - wyrzucił z siebie te kilka słów z taką złością, ale nie wiem dlaczego rozbawiło mnie to.

Zaczęłam się zanosić śmiechem. Przytknęłam dłoń do ust wciąż się śmiejąc, a Cristianio spojrzał na mnie rozbawiony.

- Co ja takiego powiedziałem? - dopytywał po kilka razy, gdy nie mogłam się wysłowić. - No co ty. - zaczął się śmiać razem ze mną.

Siedzieliśmy w małym gabinecie śmiejąc się razem. Tak jak kiedyś potrafiliśmy to robić. Poczułam się tak beztrosko i dobrze, gdy mieliśmy taką chwilę, gdy nie czuliśmy do siebie złości, żalu czy nienawiści. Tak jakby to co się wydarzyło nie miało miejsca. Jak zwykli kumple. Po kilku minutach przestaliśmy się śmiać wracając do rzeczywistości i chyba oboje poczuliśmy tą przyjemną atmosferę.

- Lepiej już idź, bo Iva cię będzie szukać. - westchnęłam i wstałam z kanapy. - Lepiej nie mieć kolejnej sceny zazdrości. - uśmiechnęłam się i schyliłam się, aby pomóc mu wstać.

- Tak, masz rację. - przytaknął tylko i powoli odprowadziłam go do drzwi. - Dojdziesz dalej sam? - spytałam powoli go puszczając.

- Luzik. - machnął ręką.

Znowu rozległo się pukanie do drzwi i prawie taranując drzwiami Cristiano do pokoju weszła Iva. Spojrzała na nas jakby dobrze wiedziała, że znajdzie tu piłkarza.

- Prawie byś mnie staranowała. - westchnął Cris.

- Chłopaki mi powiedzieli, że idziesz do lekarzy. - uniosła brew i ukradkiem na mnie spojrzała. - Więc od razu się domyśliłam, że do Laury. - uśmiechnęła się niezbyt przyjemnie.

- Chciałem podziękować. - wzruszył ramionami i zaczął powoli wychodzić z pokoju. - Dzięki Laura. - skierował się jeszcze w moją stronę, a ja bez słowa kiwnęłam głową.

- Tak, tak. - westchnęła Iva. - Wszyscy widzieli jak bohatersko biegłaś na murawę. I zadbałaś o niego.

- Iva... - Cris chwycił ją za dłoń.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnęłam się sztucznie i odsunęłam się od drzwi.

Iva puściła rękę Cristiano i zamknęła mu drzwi przed nosem. Odwróciła się w moją stronę i skrzyżowała ręce na piersi.

- Posłuchaj. - zaczęła, a ja oparłam się o biurko. - Wiem, że go bardzo kochałaś i, że mieliście burzliwy związek. - zacisnęłam szczękę, bo akurat ona gówno o tym wie. - Ale chciałabym, abyś nie wdawała się z nim w głębsze rozmowy czy też inne sytuacje. To jest teraz mój mąż.

- Nie wiem do czego zmierzasz, ale ja to wszystko wiem. - burknęłam zirytowana.

- Nie wątpię, ale nie masz przed sobą Giulli czy jak jej tam było, którą możesz wykurzyć. - pomrugałam oczami kompletnie zdziwiona. - Cristiano mnie naprawdę kocha.

- Wiem. - pokiwałam głową ledwo się powstrzymując przed wybuchem. - Sam mi to powiedział więc proszę cię uprzejmie nie zawracaj mi już dupy tymi swoimi problemikami. - zirytowałam się, ale już nie wytrzymałam. - I lepiej go pilnuj, bo też mu się odwidzi i cię pogoni. Więc radzę ci nie robić mu chorych scen zazdrości.

Chyba ją trochę zdenerwowałam, bo widziałam po jej minie, że nie spodobało jej się to co powiedziałam. Trudno. Sama mnie sprowokowała.

- Wierz mi, że każda by się obawiała. - powiedziała z kpiącym uśmieszkiem. - Wiedząc, że nie masz skrupułów, aby bzykać zajętych facetów.

- Wierz mi, że jakby nie chciał to by sam nie wziął. - szepnęłam jej do ucha, gdy do niej podeszłam. Ominęłam ją i otworzyłam jej drzwi, gdzie stał i czekał Cristiano. - Żegnam panią. - wskazałam jej ręką korytarz i bez słowa opuściła pokój.

Nie uraczyłam ich już żadnym spojrzeniem i zatrzasnęłam drzwi. Poszłam do biurka, aby dokończyć robotę i głośno westchnęłam opierając łokcie o blat.

- Ale mi suka ciśnienie podniosła. - powiedziałam do siebie i zaczęłam robić dalej.

Jak tylko skończyłam przebrałam się w swoje rzeczy i wyszłam ze stadionu. Było już ciemno, a na dworze panował lekki chłód. Odpaliłam sobie papierosa i przystanęłam wydmuchując dym. Pokręciłam głową czując zmęczenie i ruszyłam do domu. Przechodząc przez parking usłyszałam trąbnięcie samochodu.

- Podwieźć? - przez otwarte okno szczerzył się do mnie James. Uśmiechnęłam się i bez słowa wsiadłam do auta.

Spojrzeliśmy na siebie i zmarszczyłam brwi.

- Skąd wiedziałeś, że kończę? - spytałam, gdy zapinałam pas.

- Intuicja. - poruszył brwiami i ruszyliśmy do domu.

Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w koszulę do spania. James siedział przed telewizorem, a ja opadłam obok niego na kanapie.

- Ciężki dzień? - spytał zerkając na mnie.

- Nie pytaj. - pokręciłam głową zamykając oczy.

- Cristiano?

- Poniekąd. - odpowiedziałam.

Nie wiedząc czemu poczułam cisnące się do oczu łzy. Zacisnęłam je i próbowałam to jakoś powstrzymać. Nie wiem czy emocje mi opadły i teraz jakoś wszystko do mnie dotarło. James widząc co się dzieje obrócił mnie przodem do siebie.

- Co jest? - spytał patrząc na mnie uważnie.

- Nic James. - pokręciłam głową i zagryzłam wargę. - Chcę po prostu odpocząć.

James jedynie mnie przytulił i posadził mnie sobie na kolanach. Wtuliłam się w jego szyję i stopniowo zaczęłam się uspokajać. Odchyliłam się od niego delikatnie i musnęłam jego usta. Oddał to muśnięcie i oparł się czołem o moje wzdychając.

- James... - szepnęłam z zamkniętymi oczami.

- Znów chcesz to powtórzyć? - mruknął i przejechał dłonią po moim udzie.

Kiwnęłam tylko twierdząco głową i zdjęłam z siebie koszulę. 

                                                                            

Pozdrawiam. Nat 

Ga verder met lezen

Dit interesseert je vast

13.3K 399 33
here you will find a few of my ideas. Have fun :) -Angst + Character death (Chapter 1) -slownburn??? Idk/Mialotte (Chapter2) -family drama (Chapter 3...
16K 305 34
what if the rookie had a group chat
11.3K 957 21
YUH EX MAN BRUK YUH HEART ND YUH NUH SEE HIM FI YEARS! JUS LEAN PON ME SHOULDER, MI EASE YUH TEARS🥹. NEW TO THIS WRITING THING SO BARE WITH ME🙏🏽�...
31.7K 429 11
មើលអោយការទទួលខុសត្រូវ។ 🔞