Jezioro | Tom Riddle

By tombak_

77 12 14

One-shot z uniwersum Harry'ego Pottera, skupione wokół jednej potencjalnej sytuacji z życia Toma Riddle'a w H... More

~

77 12 14
By tombak_


                ― Chodź, wcale nie jest tak zimno.

Ostrożnie wychynąłem zza łuku otwierającego się na szkolne błonia, by zauważyć, że mój nowy przyjaciel stoi już pośrodku kamiennego kręgu przy wyjściu ze szkoły i uśmiecha się łagodnie. Zawsze zdawało mi się, że był nieco bardziej blady od innych, zwłaszcza przy swoich ciemnych włosach i równie ciemnych oczach, ale teraz wyglądał dzięki temu jeszcze bardziej, bo ja wiem... ładnie? Dostojnie? Nieco jak w tej mugolskiej bajce o królewnie, której skóra była biała jak śnieg, a włosy czarne jak kruk. On wyglądał podobnie, kiedy stał taki niepozorny, po kostki w śniegu, i w oczekiwaniu na mnie poprawiał szalik.

― Faktycznie, nie tak zimno ― uznałem, zeskakując z kilku stopni, by też postawić buty w grubej warstwie białego puchu. Było wcześnie, zimowe słońce ledwo zaczęło wstawać, a pierwsze z jego różowych promieni kryły ściśle półprzezroczyste chmury podobne do mgiełki. Kiedy tylko dołączyłem do przyjaciela, ruszyliśmy w dół białego zbocza; przed nami rozpościerał się widok na chatę gajowego, las i ogromne jezioro, błyszczące srebrno w słońcu poranka, za nami zaś, gdy się odwróciłem, szczyty wież i ciemne dachy zamku pokrywały grube śnieżne czapy. Wyglądał jak w kuli ze śniegiem, jednej z tych, które oglądałem nie tak dawno podczas mojej pierwszej wizyty w Hogsmeade. Było przepięknie. Nawet jeśli chłodno, to pięknie Otuliłem się trochę ciaśniej szkolną szatą, nie miałem na sobie płaszcza, bo mieliśmy wyjść tylko na krótką chwilę.

Zerknąłem z ukosa na przyjaciela, ale nie śmiałem od razu do niego zagadywać. Był naprawdę piękny. Chociaż na mnie nie patrzył, widziałem jaką przyjemność sprawia mu to małe wyjście, w zupełnej tajemnicy przed wszystkimi, kiedy cała szkoła pogrążona była jeszcze we śnie. Była sobota, nikt inny nie myślałby nawet o wstawaniu wcześniej, niż na śniadanie. Na pewno nikt, kto nie był tak ciekawy świata, jak ja ― jak my dwaj! Mój przyjaciel zdawał się więc czerpać radość z każdej sekundy, każdy kolejny krok w śniegu stawiał z prawdziwym rozmiłowaniem, wpatrywał się w czubki ośnieżonych choinek jakby szukał tam czegoś pięknego. Kiedy wiodłem wzrokiem za jego spojrzeniem, znajdowałem to samo, co i on musiał widzieć: migotanie kryształków śniegu, maleńkie sopelki o fantazyjnych kształtach zwieszone z koron drzew, ptaki w gniazdach, grzejące się jeden przy drugim. Im dalej w dół błoni szliśmy, tym bardziej natarczywa stawała się jednak moja ciekawość.

― Czy mogę już wiedzieć, dokąd idziemy? ― spytałem ostrożnie. Kiedy tylko na mnie spojrzał, uśmiechnąłem się z nadzieją. ― Co takiego chciałeś mi pokazać? Mówiłeś, że to coś niezwykłego!

― Och, tak. Zupełnie niezwykłego. Coś, czego nikt inny nie mógłby ci pokazać.

Niemal poczułem, jak zaciekawienie tylko wzrasta. Mój przyjaciel miał tę niesamowitą cechę: potrafił obudzić we mnie tak barwne fantazje i marzenia, jakich nie wyczarowałby nikt inny, a przy tym rzadko kiedy tak naprawdę mówił o nich wprost. Nie myślałem nad tym wiele, ale była to pewnie kwestia tych właśnie niedopowiedzeń. Zostawiał za kurtyną tajemnicy to co najważniejsze, by uczynić to jeszcze słodszym. Chyba dlatego tak szybko go polubiłem. Był czarujący. I jak mało kto pozostawał dla mnie naprawdę uprzejmy, nie wymagając niczego w zamian.

Nie marudziłem już więcej, nie chcąc przypadkiem sprawić mu zawodu albo go zagniewać. Wiedziałem, że potrafił ławo wpadać w gniew, chociaż nie wobec mnie. Dla mnie zdecydowanie zawsze był dobry. Szedłem więc krok w krok za nim, w którymś momencie robiąc sobie z tego nawet zabawę: wskakiwałem w jego ślady pozostawione na śniegu, tak że wyglądało, jakby tą dróżką szła tylko jedna osoba, a nie dwie. Zaśmiałem się, kiedy zauważyłem wreszcie, jak się z tego powodu uśmiecha. Odezwał się jednak dopiero, kiedy doszliśmy do ściany lasu; przez chwilę przestraszyłem się, że wejdziemy między drzewa, słyszałem przecież o tym lesie tyle potwornych legend od starszych uczniów... ale nie, oczywiście, że to nie tam mnie prowadził. Wystarczyło posłuchać, jak łagodnie do mnie przemawiał, nawet jeśli to, co powiedział, z miejsca mnie zaskoczyło.

― Wiesz... ― rzekł ostrożnie, nie patrząc mi w oczy. ― Wiesz, wydaje mi się, że mimo wszystko tak naprawdę lubisz mnie mniej, niż obiecujesz.

Pomimo fizycznego chłodu panującego na zewnątrz, nagle zrobiło mi się zimno też na sercu.

― Ale... jak to? Dlaczego tak myślisz? To nieprawda!

― Sam nie wiem... ― Nadal nie udało mi się złapać jego wzroku, kiedy wzruszył ramionami. ― Masz mnóstwo ciekawszych znajomych, prawda? W swoim domu, w Hufflepuffie. Podobno jest tam ciepło i przytulnie. Na pewno nikt nie jest tam tak okropny, jak my, Ślizgoni...

Zrobiło mi się potwornie przykro. Chwyciłem go nieśmiało za rękaw.

― Przecież wcale tak nie jest! Hej, podział na domy nic nie znaczy, ja... ― zająknąłem się. ― Inni z mojego domu chyba wcale nie lubią mnie tak bardzo... Co z tego, że też są Puchonami. To nic nie zmienia, jesteś najwspanialszym Ślizgonem, jakiego znam, pewnie najlepszym w historii szkoły!

Zatrzymaliśmy się. Wreszcie spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się ufnie.

― Naprawdę tak myślisz?

― Oczywiście, że tak!

― A więc... powiedz to.

Zaśmiałem się z poważnego tonu, jaki przy tym przyjął, bo zabrzmiał zupełnie jak taki nudny, sztywny dorosły albo jakiś profesor, ale na pewno to było tylko tak dla żartów. Pokiwałem szybko głową.

― Lubię cię!

― Bardzo?

― Bardzo, bardzo! Najbardziej z całej szkoły. Jesteś moim najlepszym przyjacielem.

Położył chłodną dłoń na moim ramieniu i znowu się uśmiechnął, wyraźnie uspokojony. Skinął łagodnie swoją piękna głową.

― Cieszę się.

I ruszyliśmy dalej, co było dla mnie najlepszym znakiem, że faktycznie się nie gniewał. Jak on w ogóle mógł tak pomyśleć ― że go nie lubię? Przecież był taki wyjątkowy! Dobrze wyglądał i pilnie się uczył, nawet nauczyciele go lubili, ale nie był wcale nudnym kujonem. Był najbardziej charyzmatycznym chłopcem, jakiego poznałem, potrafił pięknie mówić. Czasami zastanawiałem się, skąd w ogóle bierze słowa, jakby długo się nad nimi zastanawiał. I jakby dokładnie wiedział, co chcę usłyszeć.

Żeby na pewno nie było mu przykro, przez resztę drogi opowiadałem mu żywo o tym, że chociaż poznaliśmy się zaledwie kilka dni temu, to ja czułem, jakbyśmy znali się całe życie, że przy nim chcę być jeszcze lepszym czarodziejem i osiągać tak świetne wyniki, jak on i że w ogóle to jestem przekonany, że nawet jak skończymy szkołę, to będziemy przyjaciółmi do końca świata i jeszcze dłużej. Chyba poprawiało mu to humor. Był małomówny, ale znowu łagodnie się uśmiechał, mróz w dodatku zdążył mu już zabarwić na czerwono policzki i nos, więc wyglądał tylko jeszcze bardziej jak taki baśniowy królewicz.

― To dla mnie prawie taki... zaszczyt, że się ze mną przyjaźnisz ― kończyłem cichutko swoją ożywioną mowę. Niemal w tej samej chwili znowu się zatrzymaliśmy, ale tym razem, jak się zdawało, był to cel naszej wędrówki. Poczułem, jak szybciej bije mi serce.

Staliśmy nad brzegiem jeziora. U stóp ciągle mieliśmy śnieg, na brzegu wystawały pojedyncze skałki, a część wody pokrywała gruba warstwa lodu. Horyzont wyglądał teraz wyjątkowo pięknie: słońce wyłaniało się zza chmur, barwiąc je łagodnym różem w taki sposób, że zaczynały przypominać watę cukrową, promienie odbijały się w niezamarzniętej części ciemnego jeziora. Las po drugiej stronie skrywała poranna mgła, zamek wyglądał stąd jak zabawka ustawiona na wysokim wzgórzu. Wszystko było takie jasne, spokojne i nadal uśpione, i tylko my dwaj łamaliśmy tę wszechobecną zasadę. Poczułem przez chwilę, jakbyśmy pozostali dwaj jedni na całym świecie. Jakby naprawdę nie było tu już nikogo. Oczarowany przeniosłem wzrok na mojego przyjaciela, zdając sobie sprawę, że patrzy na mnie z łagodnym uśmiechem.

― Pięknie, prawda?

― Tak. ― Oddałem uśmiech. ― To większa magia, niż ta z podręczników...

Znowu chyba go rozbawiłem. Zerknął w stronę jeziora, potem na mnie, i nim się obejrzałem, postąpił jeszcze kilka kroków, do samej krawędzi lodu ― a ja za nim! Teraz nie tylko byliśmy sami na świecie, teraz byliśmy też jego skraju.

― A więc ufasz mi? ― padło ciche pytanie. Mój biedny, dobry przyjaciel, jak mógł ciągle w to wątpić!

― Jasne, że ci ufam!

― To chodź.

Wziął mnie delikatnie za rękę, syknął, zdziwiony chyba, że była tak skostniała z zimna, a potem ostrożnie postawił pierwszy krok na lodowej pokrywie. Ruszyłem za nim. Bo czy mogło być w tej chwili cokolwiek bardziej porywającego? Serce łomotało mi w piersi jak oszalałe, tak że bałem się, czy i on go przypadkiem nie słyszy. Krok za krokiem, przeszliśmy tak daleko, aż lód zaczął trzeszczeć nam pod butami. Tu dopiero mój przyjaciel puścił moją rękę. Kucnął, ja zrobiłem to samo.

― Bardzo lubię lód ― rzekł, dobywając różdżki. ― Przypomina szkło. Jest najlepszym dowodem na to, że nawet tak twarda struktura może runąć w drzazgi, jeśli odpowiednio się ja złamie. Nawet wielki lodowy blok pęknie, jeśli będzie się wiedziało, gdzie uderzyć.

W ślad za tym, jak zataczał różdżką koło, w lodzie między nami powstało okrągłe pęknięcie nie większe od talerza. Patrzyłem na to jak zahipnotyzowany: lodowa płyta oderwała się od reszty i powoli, z gracją opadła, aż nie było widać jej w ogóle. Woda jeziora widoczna w przeręblu zdawała się mieć atramentowo czarną barwę.

― Ostrożnie ― szepnął przyjaciel. Schował różdżkę i wyciągnął rękę. Bezwiednie podałem mu dłoń, a potem tylko patrzyłem z rozchylonymi ze zdumienia ustami, jak powolutku kieruje ją w stronę wyrwy w lodzie. Poczułem, jak moje własne palce, już i tak sine i zesztywniałe z zimna, zanurzają się w wodzie. Chociaż nie. Tak naprawdę to...

― Co czujesz?

― Nic.

Nie skłamałem. Woda musiała być lodowata, ale nie robiło to prawie żadnej różnicy mojej dłoni. Mój przyjaciel z niekłamaną fascynacją obserwował, jak nawet po puszczeniu ręki sam przesuwam palcami przez wodę. Była jak mgła. Chciałem ja poczuć, ale nie mogłem. Zaśmiałem się cicho. Bardzo dziwne uczucie.

― Spróbuj dalej.

Posłusznie zanurzyłem rękę aż do łokcia. Musiałem przy tym klęknąć na śliskim lodzie, zamoczyć rękaw szaty, ale było to konieczne. Westchnąłem ze zdumienia. Dopiero teraz czułem chłód, kłujący, przenikający do kości... jak dziwnie było to czuć! A jak dziwnie było nie widzieć swojej dłoni, ginącej w czarnej toni, choć ciągle znajdowała się tak samo daleko, jak zawsze. Postarałem się chyba poruszyć palcami, nie wiem. Nie czułem ich już zupełnie.

Sam z siebie wsunąłem rękę jeszcze dalej. Gdy ją cofnąłem, mokra szata przykleiła mi się nieprzyjemnie do skóry, zapalając na jedną, krótką chwilę uczucie niepokoju w sercu, ale gdy podniosłem wzrok i spotkałem ciekawski, czuły wzrok mego przyjaciela, niepokój minął. Był tutaj. Nie pozwoliłby, żeby stało mi się coś złego. Zerknąłem raz jeszcze w stronę horyzontu, ale słońce schowało się za chmurami. Usłyszałem własny śmiech.

― Fascynujące, prawda?

― Tak... Tak, racja...

― Zaczekaj, odsuń się na chwilę.

Posłuchałem, a wtedy on skierował ponownie różdżkę w lód, szepnął syczące zaklęcie, którego nie znałem, a gruba bryła z hukiem pękła, dzieląc się na mniejsze odłamki, jak stłuczone lustro. Tak dobrze znał się na czarach! W szczerym zdumieniu klęknąłem nad krawędzią, tam gdzie obaj mogliśmy jeszcze stać. Pochyliłem się, odgarnąłem kilka niepotrzebnych brył, zmuszając je do odpłynięcia, i utkwiłem wzrok w otwierającej się przede mną głębokiej toni. Woda nie odbijała mojej twarzy. Musiałem pochylić się naprawdę nisko, a nadal tego nie robiła. Łagodna fala musnęła zimnem mój nos

I nie wiedziałem, skąd przyszła taka ochota, ale wiedziałem, że muszę to zrobić. Że to pragnienie silniejsze niż wszystkie inne, jakie znałem. Wiedziałem, że urosnę w oczach mojego wspaniałego przyjaciela, że będzie ze mnie dumny, że popiszę się przed nim. Może wtedy uwierzy, że go lubię. Uwielbiam. Że zrobiłbym dla niego wszystko. Obejrzałem się jeszcze raz w jego stronę, spotkałem spojrzenie czarnych oczu i nie miałem więcej wątpliwości.

Zsunąłem do wody najpierw jedną nogę, potem drugą, a wreszcie na raz wskoczyłem do niej cały. Moje szaty w jednej chwili nabrały ciężaru kamieni. Nie zanurzyłem jeszcze twarzy, pozwoliłem by moje ciało dryfowało, ale lodowate zimno i tak ścisnęło mi płuca. Nie mogłem oddychać, ale musiałem się uśmiechnąć. Stał tam. Stał na krawędzi jeziora, patrzył na mnie z góry i poznawałem, że był podekscytowany. Udało mi się, zrobiłem na nim wrażenie! Chciałem zamachać rękami, tak jak podczas nauki pływania, ale ramiona miałem nagle ciężkie i sztywne.

― Tom! ― zawołałem, żeby jeszcze dodatkowo zwrócić na siebie jego uwagę. Patrz, miałem ochotę krzyczeć. Patrz, to dla ciebie. Ty pokazałeś mi to miejsce, a ja dla ciebie zrobiłem coś tak cudownie ryzykownego, tak ekscytującego, żebyś ty nie musiał! Patrz, jestem cały twój. Cały twój.

Ciężar namokniętych szat pociągnął mnie w dół na tyle, że musiałem już postarać się, aby podnieść głowę nad wodę. Lodowata woda wpłynęła mi do nosa, do ust, poczułem jak pali przełyk. Tom coś wyszeptał, ale nie mogłem go usłyszeć.

I zaraz już byłem pod lodem, pod grubą warstwą lodu. Jak to jest, że w chwili śmierci wszystko staje się takie jasne, tak idealnie oczywiste? Trudno powiedzieć. Nikt nigdy nie wrócił, aby się nad tym zastanawiać. Kiedy jednak biłem pięściami w lód tak gruby, że niemal nieprzepuszczający sinego światła ostatniego poranka w moim życiu, i kiedy zamiast rozpaczliwych nawoływań o pomoc z moich ust wylatywały tylko bąbelki powietrza, by zaraz znikać ― wtedy wreszcie pojąłem, że Tom Marvolo Riddle nigdy nie był moim przyjacielem.

Continue Reading

You'll Also Like

3.9M 159K 69
Highest rank: #1 in Teen-Fiction and sci-fi romance, #1 mindreader, #2 humor Aaron's special power might just be the coolest- or scariest- thing ever...
192M 4.6M 100
[COMPLETE][EDITING] Ace Hernandez, the Mafia King, known as the Devil. Sofia Diaz, known as an angel. The two are arranged to be married, forced by...
126K 5.2K 45
A fire incident at his(Kim Jae-soo) husband's home while he (Baek Ji-Hu )was away made Kim Jae-soo return to his third year of university (he was reb...
109K 2.5K 51
Alissa Iris De León the daughter of both the Spanish and Italian Mafia. A week after she was born she was sent away from her 2 brothers to live with...