UNEASY ~ P.JM ✔️[3]

By xscalyx

11K 1.1K 207

"To twoje dziecko, panie prezesie", oznajmia mu piękna kobieta. Gdyby mało mu było problemów, nagle do jego d... More

~OGŁOSZENIA I WYLEWANIE MIŁOŚCI~
1. WSTĘP
2. OJCOSTWO
3. PRZEPROWADZKA
4. CHŁÓD
5. SPACER
6. WIZYTACJE
7. RELACJE
8. UCZUCIA
9. KONSEKWENCJE
10. PRACA
11. SPŁUKANY
12. ZAZDROŚNIK
13. GRA
14. PRZEMYŚLENIA
15. ZDEMASKOWANIE
16. MAŁŻEŃSTWO
17. KOCHANKA
18. PRZESTROGA
20. MALEŃSTWO
21. ROZSTANIE
22. OSAMOTNIENIE
23. FURIAT
24. PRAGNIENIE
25. POGODZENIE
26. WSPANIAŁOŚCI
27. ZAKOŃCZENIE

19. ROZWIĄZANIE

314 39 4
By xscalyx

Jimin wyskoczył ze swojego samochodu, jadąc prosto z salonu, gdzie odebrał swój garnitur. Jutro miał dla niego nadejść wielki dzień. Nie czuł się zdenerwowany, a raczej ciekawy czekającej go przyszłości.

Gdyby kiedyś ktoś powiedział mu, że będzie z radością oczekiwał momentu własnego ślubu, Park chyba zaśmiałby się mu w twarz. Jimin do niedawna uznawał małżeństwo za kwestię dosyć przereklamowaną. Wielu jego znajomych ostatecznie decydowało się na rozwód. Sam nie miał zamiaru wpędzić się w związek, dopóki nie będzie chciał się ożenić z własnej, nieprzymuszonej woli.

Z Sani nigdy nie będzie mu się nudzić. Najzwyczajniej w świecie lubił spędzać z nią czas, nawet na odpoczywaniu razem na kanapie przed telewizorem.

Kobieta, w podzięce za rozmasowywanie jej bolących łydek i stóp, zajmowała się jego obciążonym kręgosłupem. Nie wierzył, że to kiedykolwiek przyzna, ale dotyk uśmierzający cierpienie i zręczne zabiegi Kang sprawiały mu większą przyjemność, niż kiedykolwiek doznał w ramionach jakiejkolwiek kobiety.

Z jedną mała poprawką: noce spędzone z Sani wciąż powracały w jego snach. Czuł niemal fizyczny ból, kiedy mógł spać obok niej, jednak nic poza tym. Wyjątkowo sprzyjające były te wieczory, kiedy znużona wysiłkiem całego dnia, pozwalała ukołysać się w jego uścisku.

Rozumiał tę ostrożność Kang wobec niego. Potraktował ją wyjątkowo podle kilkanaście miesięcy temu i nie miał prawa niczego od niej egzekwować, jeśli chodziło o ich wzajemną bliskość. Miał tylko nadzieję, że własnym postępowaniem uda mu się przekonać Sani, iż zaszły w nim zmiany.

Sam poranek upłynął im w wyjątkowo spokojnej atmosferze. Chociaż już za kilka godzin mieli stać się najważniejszymi osobami na sali, kiedy będą składać sobie przysięgi, każdy trzymał nerwy na wodzy. Oczywiście, jego matka krzątała się tego dnia o wiele bardziej, a Mari trajkotała podekscytowana.

Zwrócił swoje spojrzenie na Sani, która w ciszy jadła swoje śniadanie. Martwił się, że natłok wrażeń i emocji nie będą działać zbyt dobrze na jej i maluszka organizm. Miał zamiar trwać przy jej boku, aż nie położą się spać. Kang może i nie okazywała po sobie stresu, uśmiechnęła się tylko blado w odpowiedzi, gdy zapytał ją o samopoczucie. 

Jasne, musiała przeżywać ten wyjątkowy dzień, jakim było wyjście za mąż. Taka uroczystość — notabene jedna z ważniejszych w życiu każdej kobiety — nie mogła obejść się bez echa. Jego zadaniem było opiekować się o swoją narzeczoną, by jak najmniej się denerwowała.

Wszystko było świetnie przygotowane. Nic nie mogło ich zaskoczyć.

Jednak jak wiadomo, w świecie Parka żadne wydarzenie nie może upłynąć bez jakiegokolwiek zgrzytu.

Sala wypełniona w jednej czwartej grupką najbliższych osób z napięciem oczekiwała nadejścia przyszłej panny młodej. Miała ona bowiem dotrzeć punktualnie na uroczystość, gdyż pani Park uparła się koniecznie, że Jimin nie może widzieć swojej żony wcześniej, jak przed ołtarzem. Głupi przesąd, jednak matka bruneta była nieprzejednana, gdy już coś sobie zaplanowała.

Tak więc, czekał na swoją narzeczoną, by po raz pierwszy ujrzeć ją w sukni ślubnej. Nie było mowy, by jechali do urzędu razem. Chyba, że chciał wysłuchiwać narzekań matki do końca życia, jakoby nigdy nie liczył się z jej zdaniem.

Obejrzał się na wciąż zamknięte drzwi. Zerknął z rosnącym niepokojem na swojego świadka. Seokjin tylko mrugnął do pana młodego.

— Nie martw się, może zatrzymały ją nagłe korki — wyperswadował Parkowi.

Sani nigdy się nie spóźniała. Miał naprawdę złe przeczucia. Odczekał jeszcze dwadzieścia minut, sam nie wiedząc, kogo uspokajać najpierw: czy zdziwionych takim obrotem sytuacji rodziców, czy urzędnika, który co chwila dopytywał o powód nieobecności narzeczonej.

— Przepraszam pana najmocniej. — zwrócił się do mężczyzny z łysinką, znosząc jego karcące spojrzenie zza okularów. — Wiem, że pan nie ma czasu, by zwlekać z udzieleniem ślubu. Zapłacę panu podwójną, nie, potrójną stawkę, jeśli poczeka pan, aż dowiem się, gdzie podziała się Kang Sani.

Po tych słowach wybiegł z sali, nie oglądając się na nikogo. Kim w przypływie trzeźwości, pobiegł za nim. Polecił mu, by jechali razem.

Jimin oduczył się obgryzania paznokci dobre dwadzieścia lat temu, ale w takim momencie był bardzo blisko, by wrócić do tego brzydkiego nawyku.

Oddychał niespokojnie, a przez jego głowę przelatywało tysiąc myśli — jedna bardziej fatalistyczna od drugiej.

Wreszcie doszedł do jedynego, według niego najbardziej sensownego wniosku.

Uderzył pięściami o tapicerkę samochodu Kima.

— Co się stało? — zapytał z niepokojem Seokjin, chociaż sam już coraz mniej rozumiał z tej pokręconej sytuacji.

— Ona uciekła ode mnie, hyung — stwierdził bez ogródek. — Zrozumiała, na co się pisze i kto ma stać się jej mężem. Spanikowała. — Parsknął bez radości, a z potwornym uczuciem zawodu. — I wiesz co jest najgorsze? Ja zrobiłbym chyba to samo na jej miejscu. Spieprzałbym jak najszybciej, bo jestem żadnym kandydatem na męża.

— Uspokój się, Jimin. Sani to kobieta honoru i kompletnie nie w jej stylu są takie odejścia bez słowa wyjaśnienia. — Starał mu się racjonalnie przetłumaczyć Kim.

Jednak o rozsądku próżno było mówić w tamtej chwili, kiedy walczył między furią a rozpaczą.

— Naciskałem na nią za bardzo, jeśli chodzi o ten ślub. Nie mogłem pozwolić, by odeszła z dzieckiem. Ja się naprawdę nastawiłem na wspólne życie, hyung! — wykrzyknął, z dławiącą w gardle pogardą do samego siebie i swoich odważnych hipotez na przyszłość.

— Tłumaczę ci przecież, że Sani nigdy nie wykręciłaby ci takiego numeru! Spróbuj się opanować, Park i powiedz, gdzie mam jechać najpierw. gdzie ona może być?

— Nie wiem, pewnie daleko stąd. Nie widzieliśmy się kilka godzin, mogła w tym czasie daleko wyjechać... — zawodził.

Seokjin rąbnął dłonią o kierownicę.

— Skup się, a nie narzekaj jak mała dziewczynka! — Przyjaciel postawił go do pionu.

Dla wszelkiego spokoju pojechali najpierw do rodzinnego domu Jimina, by w razie czego mieć pewność, że nie było jej właśnie tam.

Przeszukiwali kolejne pomieszczenia, jednak nigdzie nie było śladu kobiety.

— Mówiłem ci? Zwiała, oto cała zagadka! — krzyknął podminowany i zrezygnowany Jimin, który nagle utracił chęci do życia.

Sani byłaby już drugą osobą, na której tak bardzo by się zawiódł. Po tym wszystkim, co razem przeżyli, ona zdecydowała się wystawić go do wiatru. Porzucić i zbiec sprzed ołtarza. Tak bardzo przykra musiała być dla niej wizja wspólnego życia z bankrutem i nieudacznikiem, że wolała czmychnąć bez słowa.

— To niemożliwe, Jimin. Poszukajmy jej jeszcze na piętrze — zaproponował, po czym oboje pobiegli w górę schodów.

Nigdzie nie było jej śladu. Sani od niego odeszła.

Ból mężczyzny porównywalny był do zadania mu ciosu nożem prosto w brzuch.

— Mówię ci, że to na nic — warknął Park. — Ona teraz jest pewnie daleko...

— Cicho! Słyszysz? — Seokjin przyłożył palec wskazujący do ust. Wytężył słuch.

Dziwny hałas dobiegał z sypialni Kang i bruneta.

Starszy z nich uchylił drzwi, skąd słyszał podobne do stękania czy pojękiwania dźwięki.

Mężczyźni zamarli w progu, patrząc na kobietę, leżącą na podłodze, opartą o łóżko, w kałuży liliowej sukienki. Na materiale widać było mokre plamy.

Kim szybciej powiązał fakty, niż zamroczony szokiem przyjaciel.

Sani rodziła.

Podniosła na nich umęczone spojrzenie, w których na chwilę błysnęła ulga. Błagała, modliła się, by ktokolwiek z gości weselnych przybył do posiadłości, jednak przedłużające się minuty tylko bardziej niwelowały tę szansę.

Jimin niczym w amoku patrzył na jej lśniącą od potu szyję, poprzyklejane do czoła kosmyki i bezradność w jej czekoladowych oczach.

— Dzwoń po karetkę. Natychmiast, rusz się! — Ponaglił go hyung, zachowując zimną krew. Zdawał sobie sprawę, że brak szybkiej reakcji może tylko utrudnić i tak już cierpiącej kobiecie. — Sani, muszę znieść cię na dół. Wytrzymasz, gdy wezmę cię na ręce?

Spróbowali, jednak głośny okrzyk brunetki był odpowiedzią na jego pytanie.

— Przepraszam — wyjąkała z trudem, zaciskając zęby, kiedy kolejne skurcze stawały się coraz silniejsze. — Naprawdę nie chcę niczego utrudniać, ale cholernie mnie boli.

Jimin w tym czasie zebrał się w sobie i zaczął instruować operatora odnoście adresu. W pierwszej chwili, kiedy dotarło do niego, co tak właściwie się stało, ugięły się pod nim kolana. Jednak, otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, jego umysł pracował na wysokich obrotach, by ulżyć Sani w cierpieniu.

Wciąż pozostał w kontakcie z dyspozytorem, który udzielał im odpowiednich instrukcji. Pytał o to, jak częste były skurcze kobiety i polecał, by oddychała głęboko i mimo wszystko nie popadała w panikę. Jimin już miał ochotę zrobić awanturę, bo jak, do cholery, rodząca kobieta mogła zachować spokój?!

Głaskał ją po włosach i obsypywał pocałunkami zroszone potem czoło. Zaciskał zęby, kiedy Sani wydawała z siebie okrzyki bólu. Powtarzał jej, by była silna i wytrwała, że pomoc już do nich jedzie. Seokjin w tym czasie zadzwonił do jednego z gości weselnych, by powiadomić urzędnika i resztę gości o nieplanowanym wydarzeniu, przez które ślub nie będzie mógł się odbyć.

Pech chciał, że pod wpływem impulsu wybrał numer akurat do Mari.

— Dzwonię z twojego domu. Jestem tu razem z Jiminem i Sani — powiedział, od razu przechodząc do konkretów.

— Och, to całe szczęście, że jest z wami! — odparła z ulgą. — Dlaczego nie wracacie z powrotem na salę? Wszyscy czekają.

— Sani zaczęła rodzić. Czekamy na przyjazd karetki, która ma być na miejscu za kilka minut. Powiedz reszcie gości, że ślubu nie będzie. A już na pewno nie dziś. — Chociaż sam był w pełni zmobilizowany i skupiony na zadaniu, zaśmiał się do słuchawki. — Maluszek wybrał sobie naprawdę idealny moment, by chcieć wydostać się na świat.

Znając Mari, odliczał sekundy do pełnego niepohamowanych emocji wybuchu kobiety. Zamiast tego usłyszał po drugiej stronie pełen opanowania ton:

— Zajmę się tym. Zróbcie, co tylko możecie, by ani Sani, ani małemu nic się nie stało. Rozłączam się — rzuciła pospiesznie, pozostawiając Seokjina z dziwną konstatacją.

Park Mari była najbardziej głośną, chaotyczną i zwariowaną kobietą na tym świecie. Jednak w obliczu takiej sytuacji, zdobyła się na pełną powagę, tak bardzo do niej niepodobną.

Nie mógł pozwolić sobie na zbyt długie rozmyślania; krzyk cierpiącej kobiety rozdarł powietrze.

Słysząc syreny nadjeżdżającego pogotowia, wybiegł przed budynek, by dać znak kierowcy, że to właśnie tutaj potrzebna była ich fachowa pomoc.

To, że karetka zajęła się rodzącą kobietą, wcale nie pozwoliło odetchnąć obojgu mężczyznom.

Najcięższe momenty były jeszcze przed nimi.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*


Park opadł wreszcie na krzesełko, zmęczony ciągłą wędrówką po szpitalnym korytarzu.

Obiecywał wiele rzeczy, byleby tylko Sani i dziecko byli cali i zdrowi. Świat skurczył się do tego jednego pragnienia. Sam nie do końca wiedział, co się z nim działo, kiedy z napięciem oczekiwał na jakiekolwiek informacje zza drzwi sali.

Mijała już trzecia godzina, odkąd Sani została przetransportowana do szpitala. Był wdzięczny rodzicom, Seokjinowi i Mari, że czekali razem z nim, ratując go tym samym przed całkowitym pomieszaniem zmysłów.

Nagle na korytarzu pojawiła się para, której na pierwszy rzut oka nie rozpoznał z pewnej odległości. Może to przez to, że z emocji zamglił się mu wzrok?

— Jungkook? — zapytał z niedowierzaniem, zwracając resztę oczekujących na podążających w ich stronę mężczyznę i kobietę.

— To ja. Dzień dobry. — Uścisnął dłoń Parka mocno, chcąc pokrzepić go w ten sposób. — Kiedy Jeon zauważył wzrok wszystkich wlepionych w jego i Chu, którą wciąż trzymał za rękę, pociągnął narzeczoną lekko przed siebie. On miał na sobie garnitur, ona odziana była w pięknie połyskującą suknię, którą sama sobie uszyła. — Poznajcie, proszę, moją ukochaną, Yamadę Chu. — Skłonił się wpierw przed rodzicami Jimina, a jego narzeczona powtórzyła ten sam gest.

— Dobrze was tu widzieć — powiedział Seokjin. — Co masz w tych ogromnych pudełkach? — Wcale nie był łakomczuchem, ale aż wykręcało mu nozdrza od tych niebiańskich zapachów unoszących się z zawiniątka.

— Pomyślałem, że pewnie jesteście zbyt przejęci, by pomyśleć o jedzeniu, a nie chcecie przecież osłabnąć z sił. — Dał znać Chu, że sam musi wrócić do samochodu, by przynieść kolejne pudełka z gotowym, wciąż ciepłym posiłkiem.

Kiedy tylko dowiedzieli się, że ślub został odwołany z powodu porodu narzeczonej Jimina, nie wahali się ani chwili. Chu słusznie zaproponowała, by przy okazji kupić wszystkim coś do zjedzenia.

— Jungkook zaraz doniesie resztę, a was zaprowadzę do bufetu, byście nie musieć jeść na korytarzu — poinformowała ich Chu, a oni zgodnie przytaknęli i zeszli razem do kafejki.

Jimin był miło zaskoczony, że również Jungkook i jego narzeczona postanowili towarzyszyć mu w tym pełnym niepokoju oczekiwaniu.

On jednak był zbyt strapiony, by móc coś przełknąć. Podziękował za propozycję, jednak zdecydował się zostać i czuwać, gdyby miały nadejść jakieś wieści. Jeon wrócił po niego jeszcze raz, starając się mu przetłumaczyć, by wraz z resztą posilił się trochę po wielu godzinach bez jedzenia.

Musiał czekać, by upewnić się, że z jego Sani i ich chłopczykiem wszystko było w porządku.






Continue Reading

You'll Also Like

232K 5.7K 52
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ જ⁀➴ 𝐅𝐄𝐄𝐋𝐒 𝐋𝐈𝐊𝐄 .ᐟ ❛ & i need you sometimes, we'll be alright. ❜ IN WHICH; kate martin's crush on the basketball photographer is...
664K 33.1K 24
↳ ❝ [ ILLUSION ] ❞ ━ yandere hazbin hotel x fem! reader ━ yandere helluva boss x fem! reader ┕ 𝐈𝐧 𝐰𝐡𝐢𝐜𝐡, a powerful d...
565K 34.6K 99
Kira Kokoa was a completely normal girl... At least that's what she wants you to believe. A brilliant mind-reader that's been masquerading as quirkle...
89.9K 6.3K 71
A lost and found fanfic but it involves ICT. Yuvi ,Mahi and Rohit are brothers - the stars of cricket. A bond like theirs is hard to come across bec...