Ostatni raz zerknęłam na „swój" pokój dyskretnie zamykając drzwi...
Szczerze mówiąc nie wiedziałam co się dzieje, lecz to była jedyna słuszna decyzja. Nachodziły mnie myśli, że w sumie mogłabym z tym poczekać jeszcze rok i byłabym pełnoletnia, ale to jednak by był kolejny straszny rok w tym ośrodku. Zaczynam nowe życie, nie mam tylko pojęcia gdzie i z kim, pewnie to tylko kwestia czasu..
Po chwili szybkiego marszu dotarłam na dworzec, od kilku miesięcy oszczędzałam, więc powinno mi wystarczyć chociaż na jakiś bilet. Początkowo myślałam o NY, ale bilet do LA był tańszy...Miasto Aniołów..może być ciekawie...
Podeszłam do okienka z biletami, dostrzegła mnie bezczelna i najwyraźniej już znudzona życiem kasjerka i kupiłam bilet, pociąg miał być za pół godziny. Wyciągnęłam walkmana i słuchawki.
-Przepraszam? Która godzina? - spytałam jakiegoś faceta siedzącego naprzeciwko mnie.
-12, zaraz stacja w Los Angeles.
Po kilkunastu minutach wysiadłam z pociągu, miałam przy sobie tylko nie wielką torbę z ciuchami, czystą bielizną, walkmanem, słuchawkami, kosmetyczką i portfelem.
Poczułam morską bryzę i anielskie powietrze...
Byłam w nowym mieście i w sumie nawet nie wiedziałam co ze sobą zrobić, i tak było to lepszym wyjściem niż ten ośrodek dla sierot?! Raczej znęcania się nad dzieciakami.
Postanowiłam najpierw pójść na plażę, którą o dziwo szybko dostrzegłam. Poczułam na sobie ostre promienie słoneczne..hmm może to dla tego, że miałam na sobie czarne rurki, bluzkę Aerosmith w tym samym kolorze i glany. Zdjęłam je rozkoszując się przyjemnym piaskiem. Ponownie wyciągnęłam walkmana i zaczęłam słuchać najnowszej płyty AC/DC.
Siedziałam tak może z pół godziny, w końcu postanowiłam wstać i się ogarnąć. Rozejrzałam się po okolicy...szłam tam gdzie mnie nogi poniosły.