Trzy kobiety dumnie kroczyły po ulicach zmasakrowanego misteczka. Każda trzymała w drobnych dłoniach ogromne pistolety i strzelby, pasy miały przepasane granatami i amunicją. Z domów i bloków poza cegłami i pozostałościami mebli, teraz martwych ludzi, nie zostało prawie nic.
Wiatr rozwiewał ich włosy, ale one były jakby nie wzruszone, a całokształt ich wyglądu nadawał się do jakiegoś filmu akcji.
Nagle dziewczyna po prawej stronie "trójkąta bermudzkiego" podniosła rękę i przydusiła jakąś słuchawkę w uchu.
-Wszystko poszło zgodnie z planem.
-Cieszę się, przekażcie Edith, że jak wrócicie oczekuję jej u siebie.
-Oczywiście.
-Ethan zaraz was odbierze.
-----Następnego dnia, Tower-----
W wiadomościach, aż huczało o nowej grupie przestępczej. Nazwali je FOX, podobno każda z nich była ruda, ale czy ktoś mógł to potwierdzić?
Przystojny i wysoki reporter zadawał pytania ospałemu, nieco grubszemu policjantowi, który w kółko powtarzał "śledztwo w toku, nie mogę udostępniać żadnych informacji", wielbiciele kryminałów dobrze wiedzą, że ta fraza jest jedną z podstawowych "odzywek". Można powiedzieć, że policjanci uczą się jej na pierwszych zajęciach, albo kursach tak samo jak mechanicy po otwarciu maski i powodzeniu "uuu, kiepsko"*.
Na innych stacjach widać było dziesiątki mikrofonów, otoczonych gąbeczkami w kolorze i z logiem danej stacji, postawionych pod sam nos ministra do spraw bezpieczeństwa, generała i kilku innych ważnych ludzi.
Ludzie na całym świecie mówili tylko o tych kobietach i bynajmniej nie były one piosenkarkami, czy modelkami. Gdy jesteś popularny zawsze znajdą się osoby, które będą popierać Ciebie i Twoje czyny, ale znajdą się też tacy, dla których będziesz nikim, albo mniej niż nikim.
Tak samo było i w tym przypadku. Trzy kobiety, bo tyle było o nich wiadomo, zniszczyły doszczętnie niepozorne miasteczko, które było jedną ze stolic handlu żywym towarem.
Jedni mówili, że robią dla świata więcej niż policja, drudzy, że to samowolka, która powinna zostać ukarana.
Ale one nie robiły tego dla innych, one robiły to dla niego, a on? On robił to dla siebie.
Dla rozgłosu ludzie zrobią dużo, on był w stanie zrobić wszystko.
Avengers patrzyli na to z mieszanymi uczuciami, ale Stark nadal był pod wrażeniem ślubu, w końcu jego ship był legalnie i jawnie w związku, był tym przejęty do tego stopnia, że stworzył im fanpage i kupił koszulki z nadrukiem dla każdego z drużyny. Nat i Sam cieszyli się jak każdy, ale Stark, miał napady fangirl'u.
-Będę mógł zostać chrzestnym waszych dzieci?- wpatrywał się już od dłuższego czasu na parę roku.
-Po pierwsze nie mamy dzieci, a po drugie jesteś niewierzący. - próbował zgasić jego zapał Stev.
-Nie wiadomo czy jeszcze w ogóle będziecie mieć dzieci, bo jakby nie patrzeć, naboje nie lubią zimna, a ty byłeś kostką lodu przez siedemdziesiąt lat, może one już na stałe zamarzły. Albo już są za stare, bo wiesz tyle lat ich nie używałeś, że poszły do jądra samotnej starości i...
-Stop! Nie chcę słuchać o pociskach i innych tarczach, to obrzydliwe- Clint wyraźnie był zniesmaczony, co nie uległo uwadze Pana Ego.
-A co jest obrzydliwe w naturze? Clint sam to masz, tylko Kapitan ma pistolet, a ty łuk.
-Chłopcy, bo ta rozmowa schodzi na tor lekcji o pszczółkach i kwiatkach, a my chyba nie jesteśmy gotowe na słuchanie o waszej altylerii.
-Ależ Natsho możemy też porozmawiać o podpaskach i tamponach, jeśli chcesz.
-Tony czy ty jesteś gotowy prowadzić WDŻ w szkołach? Jest coś, o czym nie wiemy?
-Dowiedziała byś się pierwsza- mówiąc to puścił w jej kierunku oczko.
-Peper, a Tony mnie podrywa! - Natasha zaczęła wołać tonem małej dziewczynki.
-Zdrajczyni! Peper, to nie prawda. Wierzysz mi skarbie?
-Menda! Stark już dzisiaj pił, jest pijany, nie wierz mu!
-Pypeć! Natasha jest zazdrosna o Ciebie i to jak Cię traktuję!
-Ej, a wy wiecie, że Peper nie ma? Wyszła pół godziny temu i wzięła Twoją kartę. - to mówiąc Clint wskazał palcem na Starka.
-Złotą, czy diamentową? - jego oczy były wielkości talerza, a przerażenie było czuć nawet w powietrzu.
-A masz inne? Bo brała jakąś szarawą.
-Tylko nie diamentowa! - i wybiegł niczym struś pędziwiatr.
-Jak z dziećmi... Ludzie mamy ważniejsze sprawy do roboty, trzeba znaleźć i unieszkodliwić FOX. - z wrażenia Sam, aż wstał z fotela, co było żadkością u Falcona.
-O jezuu, ale ja jestem agresywny- komiczny głos opuścił gardło Tony'ego, który krzyczał z innego pokoju. Próbował udawać groźnego, oburzonego i jednocześnie przedrzeźnić "kolegę z pracy".
Czasami cała drużyna wydawała się potrzebować przedszkolanki, ale gdy ktoś tyko o tym wspomniał filantrop jak z automatu mówił: "ma być seksowna, bo nie chcę znowu użerać się z Helgą- opiekunką!", lecz nigdy nie dowiedzieli się dlaczego.
-----godzina dwudziesta-----Gabinet "Szefa"-----
-Miałam przyjść, szefie.-szatynka ostrożnie przekroczyła próg gabinetu, poprawiając co chwilę swoje rozwiane włosy. To pomieszczenie, było jedynym, które sprawiło, że ona się bała. Tylko tutaj każde słowo przemyślała dwadzieścia razy. Tylko tutaj zastanawiała się nad ruchem dłoni, tak jakby była to partyjka szachów. Szachów, które decydują o jej życiu. Tylko tutaj jej zależało. Tylko tutaj wiedziała, że ma po co żyć i bała się to stracić.
-Oh, tak. Witaj Edith, jak minął lot? - mężczyzna zapytał się o to z taką lekkością, że w tym miejscu zdawało się to niemożliwe.
-Bardzo spokojnie. Po co mnie Pan wezwał?
-Gdzie ten pośpiech? Usiądź. - Z miłego głosu, przeszedł w rozkaz, niczym uderzenie pioruna o ziemię- Napijesz się czegoś? Kawa, herbata, coś mocniejszego? - Co za głupie pytanie, przecież on sam sprawił, że nie mogła się upić, a po co pić alkohol, który nie powoduje chwilowego zapomnienia? Dla smaku? Bez sensu, są lepsze sposoby na uradowanie kubków smakowych, albo zaspokojenie "zachcianki". Tak jak ochotę na czekoladę da się zaspokoić kawałkiem chili, tak alkohol można zastąpić, na kilka sposobów.
-Herbatę, jeśli to nie problem.
-Ethan, przynieś herbatę i kawę. Natychmiast. Mam dla Ciebie niespodziankę. Zamknij oczy.- Tak jak przed chwilą przeszedł z miłego tonu na rozkazujący, tak przy uderzeniu magicznego bata, ton jego głosu zmienił się ponownie.- Nie otwieraj. Jeszcze chwila... Już. Możesz otworzyć.
-O, dziękuję bardzo. - przed zielonooką stało pudło z czerwoną suknią i drogim łańcuszkiem. Tylko po co jej taki strój, w takim miejscu?
-Pójdź się przebierz.
-A moja herbata?
-No przecież nigdzie się nie wybierasz. Prawda? Tam masz toaletę, masz pięć minut.
A gdzie by miała pójść? Do grubych betonowych wrót, czy do jeszcze grubszego okna w jego gabinecie. Co prawda, widok był śliczny, ale ileż można patrzeć na las, do którego nie można wejść?
Sukienka zdawała się być stworzona dla szatynki.
Długa, ognista, a na boku miała rozcięcie prawie na całą nogę. Delikatny naszyjnik z rubinami spływał delikatnie po obojczykach i dekolcie, zakrzywiając się nieco na wystających obojczykach i ginąc pośród wyeksponowanego dekoltu. Brakowało jeszcze butów innych niż czarne glany i makijażu. Ale mówi się trudno i płynie się dalej.
-Wyglądasz ślicznie. Edith, czy jesteś głodna?-zadał pytanie tak delikatnie, jakby bał się, że jego skarb się stłucze, czy tym dla niego była? Jego garnitur idealnie leżał, a fryzura była nienaganna, co sprawiło, że co raz bardziej zaczynała mu ufać. Co tu dużo mówić, wiele osób patrzyło na wygląd, a Shadow nie była wyjątkiem.
-Właściwie nie jadłam nic od pięciu dni...
-Uznam to za tak.
-Szefie przyniosłem herbatę i kawę, co Pan prosił.
-Wow, jesteś szybki Ci powiem, ale rozwożenie pizzy szło Ci szybciej, prawda, Edith?
-Nie mi to oceniać. Co ja tam wiem.
-Już nie bądź taka skromna. Postaw je i wyjdź.
-Tak jest szefie.
-A więc, po co ta kolacja?
-Nie podoba Ci się?
-Nie powiedziałam tego, tylko się zastanawiam.
-Chciałem Ci powiedzieć, że już wiemy kto zabił twoją rodzinę.-Dosłownie mnie zatkało, zaczęłam się dusić stekiem, który niedawno przyniosła jakaś kobieta.- Chciałem to robić delikatnie, ale nie potrafię się przy Tobie zachować. - Czy on właśnie z nią flirtował? W takim momencie? Ludzie, co za brak wyczucia...
Shadow przełknęła mięsisty problem, odchrząknęła i jakby nigdy nic jadła dalej.
-Mogę wiedzieć kto?
-Pokażę Ci ich akta, ale proszę sprawdź je w pokoju, później.
-Naturalnie.
-Mam dla was nowe zadanie, trzeba kogoś zabić.
-Jak zawsze, czy ma wyglądać na wypadek? Jacyś świadkowie? Ma szef jakiś konkretny sposób?
-Myślę, że tutaj można zaszaleć, niech wiedzą, że ktoś ją zabił, bez śladów i zostawcie w pobliżu ciała origami lisa, żadnych świadków i dwa strzały w głowę, jeden w serce. Zawsze podziwiałem to, jak na myśl o zabójstwie nie drgnęły Ci nawet powieki, przyjmujesz to jak rozmowę o kolorach.
-Tak mnie wychowano, jeśli ktoś umrze, to nie żyje, nie ma co roztrząsać. Jedyne co zostało po tym kimś to zbiorowisko pierwiastków, nawet teraz jesteśmy tylko atomami. - mówiąc to poruszała rękoma z taką gracją, jakby malowała przyszłe cudo świata, jakby jej palce sunęły po jedwabiu. - Jeśli wolno mi spytać, powiedział szef "ją zabił" mamy zabić kobietę?
-A co, kodeks Ci nie pozwala?- jego prawa brew prawie dotknęła sufitu podnoszące się w tępie puszczania sprężyny.
-Ależ skąd taki pomysł, tylko takie zlecenia nie zdarzają się często.
-Co nie znaczy, że nie zdarzają się w ogóle.
-Ma szef rację.
-----Perspektywa Shadow-----
Gdy kolacja się skończyła wzięłam swoje ciuchy i teczki. Jedna grubsza teczka była z misją, a ta cieńsza była z danymi TYCH osób.
Powkładałam rzeczy do pralki i się ogarnęłam, dopiero wtedy na spokojnie przejrzałam akta sprawy, a gdy moja ręka sięgała do teczki, trzęsła się jak galareta.
Trudno, jak chcę to trzeba.
Widziałam tabelki, nazwiska i przyczepione spinaczem zdjęcia jakiejś grupy osób.
Pierwszymi nazwiskami na liście były: Rogers i Rogers.
Hmm, małżeństwo, czy bardziej rodzeństwo, a może kuzynostwo? Nie mam pojęcia, stanu cywilnego tam nie było, pokrewieństwa też z resztą zabrakło w tabeli.
Chociaż twarz tej dziewczyny wydawała się znajoma, nie mogłam sobie przypomnieć skąd ją znam, ale bardzo możliwe, że gdy te potwory mordowały mi rodziców, mogłam zobaczyć twarz.
Nie pamiętam nic.
Jak się tu znalazłam?
Dlaczego?
Gdzie się wychowałam?
Jak wyglądali rodzice?
Nic. Pustka.
Miałam zabrać się za czytanie dlaszej części listy, ale zasnęłam.
**********
Chyba najdłuższy rozdział, dlatego tak długo pisałam, ale dla was wszystko (no prawie, nie popadajmy w skrajności).
Nie wiem co mam wam napisać, ale wiem jak skończy się książka, chyba...
Jeśli w ogóle się skończy 😉
Może przecież być jak ostatnio, prawda?
*rodział nie miał na celu nikogo urazić, czy poniżyć.
Patrzcie co namalowałam, ale się cieszę, wyszło według mnie CUDOWNIE