-Obiecuję Cam, obiecuję.
Później opowiedziałam jej wszystko, od początku aż do najlepszych gofrów na świecie, po czym obie położyłyśmy się na łóżku i nawet nie wiem kiedy, zasnęłyśmy. Gdy się obudziłam, była już 7.45, więc błyskawicznie zerwałam się z łóżka. O równo 8.00 usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Krasnoludek gotowy? – melodyjny głos dotarł do moich uszu.
-Tak olbrzymie. Wiesz, że do ostatniej minuty wątpiłam, że przyjdziesz?
- Właśnie uraziłaś mój majestat, – posłał mi rozbawione spojrzenie, łapiąc za rękę i przyciągając do swojej klatki piersiowej – nawet nie przytuliłaś się na przywitanie. Masz takiego misia za darmo, a tego nie wykorzystujesz Rose. – skończył, a ja obdarowałam go szerokim i szczerym uśmiechem.
-Bawcie się dobrze! – zdążyliśmy jeszcze usłyszeć krzyk Camili, zanim ruszyliśmy w stronę wyjścia.
-Tooo- zaczęłam- co pan zaplanował?
-Niespodzianka.
-Wiesz, że nie lubię niespodzianek.
-Wiem, że uwielbiasz je z całego serca – zaczął się ze mną droczyć.
-Shawwnnn nooo.
-Roooosiee nooo.
-Ugh, jesteś okropny – skomentowałam, na co ten parsknął śmiechem, po czym złapał mnie za dłoń.
Tak mijały kolejne dni. Rano wstawałam, spotykałam się z Shawnem, szłam na zajęcia, a kiedy wracałam, we trójkę szliśmy na lunch. Później poświęcałam czas na naukę, a wieczory spędzałam wspólnie z siostrą, na niekończących się rozmowach. Każdego poranka budziłam się z uśmiechem i nadzieją, nadzieją, na lepsze jutro. Gdy minął pierwszy tydzień udałam się do szpitala, tak jak obiecałam. Aleksia wykonała podstawowe badania i powiedziała, że widzi maleńką poprawę. Spowodowało to, że tym bardziej chciałam kontynuować i się nie poddawać. Był sobotni wieczór, kiedy wraz z Shawnem siedzieliśmy u Matyldy, popijając nasze koktajle.
-Suzanne będzie miała zakończenie roku w tę środę- zaczął- Wraz z mamą planujemy to jakoś uczcić, więc moje pytanie brzmi: Rosalie Blues, czy miałabyś może ochotę przyjść na nasze skromne przyjęcie?
-Z ogromną przyjemnością Millordzie – zaśmiałam się, a ten odetchnął z ulgą. Wiedziałam, jak ważna dla niego była Suzanne, dlatego nie wybaczyłabym sobie, gdybym się nie zgodziła. –Od razu wpisz sobie w kalendarzu, że w poniedziałek idziemy na zakupy.
-Po co?
-Jak to po co? Przecież to jest jej ostatnia klasa, po wakacjach wkroczy w studenckie życie. Musimy sprawić, że dobrze zapamięta ten swój ostatni dzień – uśmiechnął się, co odwzajemniłam- Poza tym, wiesz, mawiają, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze – zaśmiałam się.
-Polubi cię nie dlatego, że sprawisz jej jakiś prezent. Polubi cię za to, jaka jesteś, najważniejsze jest wnętrze, nie okładka- Pomimo, że chciałam uwierzyć w słowa Shawna, bałam się. Bałam się, że mnie nie zaakceptują, a było to dla mnie cholernie ważne – Hej, krasnoludku, nie przejmuj się, widzę strach w twoich oczach. Znam moją siostrę na tyle dobrze, że nie masz się czego obawiać – posłał w moją stronę pokrzepiający uśmiech, co zapaliło iskierkę nadziei, że może nie będzie wcale tak źle, może nie będzie wcale tak źle.