Girls Love Bad Boys

By Pizgacz

7.8M 259K 796K

Gdy dwoje największych wrogów w szkole postanawia udawać parę. Tak, dramat murowany. ____________ © Pizgacz... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Epilog
Podziękowania
Epilog II

Rozdział 38

189K 5.2K 14.8K
By Pizgacz

Stałam dalej w tym samym miejscu i obserwowałam moją matkę, która głośno oddychała, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy.

-Co ty powiedziałaś? - zapytałam, a mój głos był dziwnie zachrypnięty.

-Vic...

-Co ty powiedziałaś?! - powtórzyłam pytanie głośniej.

-Gdy byłam w ciąży-ja. Ja urodziłam bliźniaki. - szepnęła, spuszczając głowę.

Patrzyłam na nią z szeroko otwartymi oczami i myślałam, że to wszystko mi się śni. To tylko pieprzony sen.

-Ja-miałam wtedy bardzo ciężki okres. - zaczęła. - Popadłam w depresję i wiedziałam, że nie dam sobie rady. Nie miałam żadnej rodziny. W sumie miałam wtedy jeszcze zły kontakt z Erickiem... Moja przyjaciółka, Carrie, którą poznałam na studiach miała czterdzieści lat i zaoferowała mi pomoc. Chciałam, aby moim dzieciom żyło się dobrze, ale nie dałabym rady z dwójką. Oddałam jej Theo, a oni wyjechali do Bostonu. Od tamtego czasu co roku, Carrie wysyłała mi jego zdjęcia, więc dlatego od razu wiedziałam, że to on. - pod koniec zaczęła już płakać.

-Nie. - szepnęłam, zamykając oczy i łapiąc się za włosy. - To pieprzony sen. To się nie dzieje naprawdę.

-Vi... - załkała.

-Naprawdę?! Może jeszcze powiedz, że nas sobie wylosowałaś! - parsknęłam gorzkim śmiechem. - O, ten jest jakiś dziwny, więc go oddam, a tamtą sobie zostawię, tak!? - krzyknęłam. - Całe życie mnie okłamywałaś! Oddałaś własne dziecko! Co z ciebie za matka?! - wiedziałam, że te słowa ją raniły, ale nie obchodziło mnie to.

Teraz już wiedziałam skąd go kojarzyłam. On jest tak cholernie podobny do Alexandra.

Przecież to ja mogłam być na jego miejscu. On mógł zostać, a ja nigdy nie mieć prawdziwego domu i rodziny. To również moja wina. Moja, że Theo nie miał matki ani ojca.

-Victoria, proszę. - chciała podejść i złapać mnie za rękę, ale szybko odsunęłam się. Jej policzki były całe we łzach i tuszu do rzęs.

-Jak ja mam ci teraz wierzyć? Skąd mogę, kurwa, mieć pewność, że jesteś moją matką, skoro całe życie mnie okłamywałaś?! I jeszcze nie chciałaś, abym się z nim zadawała, bo co?! Bo wtedy przypominałby ci o tym, co zrobiłaś?! Nawet nie masz tyle odwagi, aby się do tego przyznać!

-Przepraszam, Vi. - spojrzałam na nią ostatni raz i odwróciłam się. Muszę stąd wyjść. - Victoria! VICORIA! - znów złapała mnie za bark, ale wyrwałam się, przez co upadła. Usiadła na podłodze cała zalana łzami.

Zaciągnęłam nosem i zabrałam kurtkę z haczyka, a następnie wybiegłam z domu. Przebiegłam przez ulicę i w ostatniej chwili odskoczyłam przed jadącym samochodem, który zaczął trąbić.

Zacisnęłam oczy, stając na chodniku. Mam brata, który na dodatek jest moim bliźniakiem. Moi rodzice całe życie mnie okłamywali, bo ojciec pewnie też o tym wiedział, a w dodatku mam wrażenie, że to wszystko przeze mnie. To ja z nimi zostałam, a Theo całe życie miał pod górę. Kucnęłam i ukryłam twarz w dłoniach. Przez te emocje nie czułam zimna, które panowało.

Dlaczego to wszystko przytrafia się mnie? Dlaczego nie mogę skończyć w spokoju szkoły bez żadnych informacji, które zaczynają niszczyć mi życie? Osoby, które znaczą dla mnie wszystko, przez siedemnaście lat ukrywały, że mam brata i do tego bliźniaka.

Szybko wstałam, głęboko oddychając. Założyłam kurtkę, narzucając kaptur na głowę i zaczęłam iść przed siebie, w międzyczasie wyciągając telefon z kieszeni, który cały czas dzwonił. Oczywiście była to moja matka. Zablokowałam jej numer i znów go schowałam.

Włożyłam ręce do kieszeni kurtki i weszłam do parku, który był niedaleko mojego domu. Przeszłam przez niego, a później weszłam na plac zabaw. W okolicy paliły się latarnie, z czego się cieszyłam, bo wszystko widziałam. Usiadłam na huśtawce i zwiesiłam głowę w dół.

Życie jest popieprzone.

Wyciągnęłam iPhone'a i wybrałam numer Mii, ponieważ muszę z kimś teraz porozmawiać. Nie chcę być sama.

-Halo? - odebrała, a później zaczęła się śmiać.

-Cześć, Mia? - zapytałam.

-Victor, nie ma nas! - w tle usłyszałam krzyk Luke'a, a następnie pisk Mii i jej śmiech.

-Nie łaskocz mnie, idioto! - krzyknęła. - Co jest, mała?

-Nic. - odpowiedziałam, starając się opanować głos, aby nie domyśliła się, że jest ze mną chujowo. - Chciałam pogadać, ale nie chcę wam przeszkadzać.

-Ale nie wygłupiaj się tylko mów co się dzieje.

-Nic. - wymusiłam śmiech, a po moim policzku spłynęła łza, którą wytarłam wierzchem dłoni. - Jest okej. Nie przeszkadzam, tylko grzecznie mi tam.

-Panuję nad sytuacją, Clark. - powiedział Luke, a ja rozłączyłam się.

Następnie wybrałam numer Chrisa, ale włączyła się poczta. Oczywiście, jest na randce z Isakiem.

Spojrzałam na swoją tapetę, która przedstawiała Nate'a.

-Potrzebuję cię. - szepnęłam, a później zablokowałam urządzenie.

Nie mam zamiaru do niego dzwonić i psuć mu wyjazdu, ponieważ mam problemy. Nie chcę, aby znów się przejmował, bo robi to zdecydowanie zbyt często. Telefon znów zaczął dzwonić, ale tym razem był to ojciec. Zacisnęłam zęby, a następnie odebrałam.

-Victoria. - powiedział mój ojciec bardzo zdenerwowany. - Gdzie jesteś?

-Wiedziałeś? Wiedziałeś o tym wszystkim? - zapytałam, powstrzymując płacz.

-Vic, proszę cię. Wróć do domu. Porozmawiajmy.

-Całe życie kłamaliście. - odkaszlnęłam. - Skoro wy zachowaliście się jak dzieci, ja też mogę. - warknęłam, a później rozłączyłam się i wyłączyłam telefon.

Tak, zachowuję się jak gówniara, ale nie chcę z nimi teraz rozmawiać. To za dużo. Za dużo informacji, jak na jeden wieczór. Ja po prostu wymiękam. To nie dla mnie.

Nie wiem, ile czasu spędziłam na tym placu zabaw, ale było już jasno, gdy stwierdziłam, że pora wracać. Moje kości były jak z kamienia, a do tego było mi bardzo zimno. Zaciągnęłam nosem i skierowałam się w stronę wyjścia z parku. Moje buty szurały o chodnik, ponieważ nie chciało mi się podnosić nóg. Świadomość, że muszę tam wrócić i z nimi porozmawiać mnie dobijała.

Odetchnęłam głośno, patrząc na siwy, piętrowy budynek z ładnym ogródkiem obok. Siedemnaście zakłamanych lat w tym domu. O ironio.

Weszłam do środka bez problemu, bo drzwi nie były zamknięte. Powoli zdjęłam buty, a następnie kurtkę. Po chwili usłyszałam już kroki obok siebie.

-Victoria. Gdzie ty byłaś? Martwiliśmy się. - odwróciłam głowę w stronę mojej matki, która stała obok szafy i patrzyła na mnie zbolałym wzrokiem.

I chciałam jej teraz nienawidzić, ale nie mogłam. Przecież to moja matka.

-Dlaczego? - zapytałam zachrypniętym głosem. - Dlaczego nigdy nie powiedzieliście prawdy?

-Kochanie, chciałam tysiące razy. - szepnęła, podchodząc bliżej mnie. - Ale wiedziałam, że będziesz się tym zadręczać.

-I co chciałaś zrobić? Do końca życia to ukrywać? Gdybyś go nie zobaczyła, dalej żyłabym w niewiedzy.

-Wiem. Zawaliłam i nigdy nie będę prosiła o wybaczenie, ani ciebie, ani Theo.

-Powiesz mu? - zapytałam, a ona chwilę się zastanawiała.

-Muszę.

-Ta, musisz. - mruknęłam. - Idę się położyć.

-Oczywiście. Kocham cię, Vi. - kiwnęłam niemrawo głową. Chciała do mnie podejść, ale wyminęłam ją i wspięłam się po schodach, a później weszłam do swojego pokoju.

Rzuciłam się na łóżko i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Włączyłam go i czekałam, aż przyjdą wszystkie powiadomienia. Kliknęłam w ikonkę Instagrama, ponieważ ktoś oznaczył mnie na zdjęciu.

Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zobaczyłam fotografię z koncertu Arctic Monkeys zrobione w tę niedzielę. Mia stała z przodu i robiła zdjęcie, Luke stał obok niej i całował ją w policzek, Chris i Isak trzymali w dłoniach butelki z piwem i robili jakieś głupie miny, a Laura, Scott, Matt i Brayan szeroko się uśmiechali. Z kolei ja i Nate staliśmy z tyłu i w ogóle nie ogarnialiśmy, że dziewczyna robi nam zdjęcie, ponieważ za bardzo byliśmy zajęci całowaniem.

Położyłam głowę na poduszce i przymknęłam oczy. To wszystko musi się jakoś ułożyć. Prawda?

Nawet dobrze się jeszcze nie ułożyłam, a mój telefon zaczął dzwonić. Uniosłam go i spojrzałam na wyświetlacz, a później zaklęłam pod nosem, widząc zdjęcie Nate'a.

-Cześć. - powiedziałam. Odkaszlnęłam, aby mój głos brzmiał bardziej naturalnie.

-Hej. - uśmiechnęłam się, słysząc jego zaspany głos. - W końcu udało mi się znaleźć chwilę. To popieprzone, że muszę tu być.

-Wytrzymasz. - zapewniłam go, przekręcając się na plecy i kładąc ramię na oczach.

-Nie mam tu co robić. - marudził, niczym pięcioletnie dziecko. - Cały czas tylko jakieś głupie bankiety.

-Co mam ci poradzić? - zapytałam ze śmiechem.

-Wyślij mi swoje zdjęcie. - powiedział poważnie przez co zmarszczyłam brwi.

-Oh poważnie? Wiesz, raczej rozbieranych ci nie wyślę. - zaśmiałam się, podejrzewając o co mu chodzi.

-Pieprzyć rozbierane, wyślij mi, jak się uśmiechasz. - odpowiedział, a ja zacisnęłam powieki i starałam się opanować ten uśmiech psychopaty.

-Jeszcze cztery dni. - powiedziałam.

-Cztery.

-Wstawaj szmato z tego łóżka! - drzwi mojego pokoju zostały otworzone z głośnym hukiem, a w progu stanęła Mia wraz z Chrisem.

-Błagam, zabierz mnie do tego Chicago. - jęknęłam, przekręcając się na brzuch.

-Jeszcze cztery dni. - zaśmiał się. - Pozdrów Roberts.

-Shey. Shey! - niestety już się rozłączył. - Ty suko. - mruknęłam zła, że zostawił mnie samą z tymi pomyleńcami.

Po chwili poczułam, jak dwa ciała kładą się na mnie i przygniatają mnie do materaca.

-Idziemy do KFC. - powiedziała Mia do mojego ucha.

-Zjemy sobie po dużym kubełku kurczaków i pogadamy. - powiedział Chris, a ja z całą siłą zrzuciłam ich z mojego ciała, przez co upadli na łóżko po obu stronach mnie.

-Musicie iść do szkoły. - burknęłam.

-Szkoła nie jest teraz najważniejsza. - odpowiedziała dziewczyna.

-Zadzwoniła do nas twoja mama. - Chris spojrzał na mnie dziwnie, przez co przewróciłam oczami i również położyłam się na plecach, jak pozostała dwójka.

-Czyli już wiecie, że mam brata. - zaśmiałam się.

-Tak i to ostro popieprzone, a ty musisz nam wyjaśnić o co chodzi. - dopowiedziała blondynka. - Więc się rusz, bo idziemy.

-Nigdzie nie idę. - mruknęłam niechętnie.

-Mia, czy ona właśnie się nie zgodziła? - zapytał Chris, powoli się podnosząc.

-Tak, Chris. Chyba właśnie to zrobiła. - odpowiedziała, również siadając.

-Co wy... - zaczęłam, ale przestałam, gdy oboje się na mnie rzucili i zaczęli mnie łaskotać. Krzyknęłam, a następnie zaczęłam się śmiać. Próbowałam jakoś ściągnąć łapy Chrisa z mojego brzucha, ale nie udawało mi się. Mia wyżywała się na moich stopach, a nienawidziłam tego, bo właśnie tam mam największe łaskotki. Zaczęłam się rzucać i gryźć, ale nic to nie dało.

-Okej! - wysapałam pomiędzy napadami śmiechu. Cała zziajana spojrzałam na dwoje sadystów przede mną.

-I można było tak od razu. - uśmiechnął się brunet, całując mnie w nos.

***

-Dlaczego, kurwa, w tym domu nigdy nie ma lodów? - zapytałam rozdrażniona, wchodząc po schodach czwartkowego wieczoru. - Kalafiory i marchewki są zawsze, a słodkiego to kupić nikt nie może. - warknęłam, wchodząc do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i zapaliłam światło.

-Marchewki są zdrowe. - podskoczyłam w miejscu i odwróciłam się w stronę chłopaka, który stał obok komody. Opierał się plecami o ścianę z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Miał na sobie białą koszulkę, czarną skórzaną kurtkę i tego samego koloru spodnie. Jego włosy były jak zwykle roztrzepane, a uśmieszek na ustach zaskakująco irytujący.

-Co-Ale że... Jak, skoro ty. Co? - zapytałam zdezorientowana, nie rozumiejąc co się tak właściwe stało.

-Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - zapytał, powstrzymując uśmiech.

-Miałeś wrócić jutro w nocy.

-A jestem dziś wieczorem. - wzruszył nonszalancko ramionami.

-I wchodzisz do mojego pokoju, jak złodziej?

-Kobieto, staram się być romantyczny! - oburzył się, przywracając oczami. - Liczyłem na jakiegoś buziaka, czy coś.

Po chwili na moje usta wkradł się szeroki uśmiech. Podeszłam do niego, a następnie złapałam za jego kark i przyciągnęłam bliżej siebie. Pocałowałam go, a brunet położył swoje dłonie na mojej tali.

Przygryzłam jego dolną wargę, lekko się uśmiechając.

-Dlaczego wróciliście wcześniej? - zapytałam, bawiąc się jego włosami.

-Były jakieś problemy w firmie, czy coś. - wzruszył ramionami.

-Było bez ciebie nudno. Nie miał kto mi matmy odrabiać.

-Tylko do tego ci jestem potrzebny? - uniósł brew.

-Mniej więcej.

-Ale skoro jestem. - zaczął, wymijając mnie i podchodząc do drzwi. Przekręcił klucz w zamku i posłał mi to swoje spojrzenie. - Kazałaś mi zamykać drzwi, jeśli mam zamiar robić coś niestosownego, pamiętasz? - na jego słowa coś ścisnęło się w dole mojego brzucha, bo nie mogę tego nie pamiętać.

-Moi rodzice są na dole. - powiedziałam, kiedy powoli zaczął kierować się w moją stronę.

-To lepiej powstrzymaj jęki. - dopowiedział, a później złapał za suwak mojej bluzy. Powoli zjechał nim w dół, a później jego oczom ukazał się biały stanik z kokardką pomiędzy miseczkami, ponieważ nie miałam pod spodem żadnej bluzki.

Odpiął całkowicie bluzę i zrzucił ją z moich ramion, a materiał upadł na podłogę. Przycisnął swoje usta do moich, podczas gdy ja siłowałam się z jego kurtką. W końcu udało mi się ją ściągnąć i również wylądowała na podłodze.

-Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem. - sapnął i ściągnął swoją koszulkę przez głowę. Znów mogłam oglądać jego wyrzeźbione ciało, na którym są wyblakłe już ślady po moich malinkach.

Złapałam za jego kark i przyciągnęłam bliżej siebie. Złapał za mój tyłek, a następnie go ścisnął i podsadził moje ciało do góry. Oplotłam go w pasie nogami, kiedy szedł w stronę mojego łóżka, ponieważ chciałam być jeszcze bliżej niego. Rzucił mnie na łóżko, a ja oparłam się na łokciach i obserwowałam, jak odpina pasek swoich spodni, cały czas na mnie patrząc. Ściągnął i tą część garderoby, wcześniej jednak ściągając buty.

Klęknął pomiędzy moimi nogami, a następnie złapał za moje dresy i zaczął je ściągać. Gdy już się z tym uporał, nachylił się nade mną, kładąc swoje ręce po obu stronach mojej głowy.

-To już nie będzie nam potrzebne. - szepnął mi na ucho, dotykając mojego stanika. Śmiało mogę stwierdzić, że jeśli poprosiłby tym głosem mnie o cokolwiek, zgodziłabym się na wszystko.

-Też tak sądzę. - zgodziłam się, co przyjął z uśmiechem. Uniosłam ciało, aby mógł rozpiąć mój biustonosz. Oczywiście męczył się z tym kilka sekund, ale w końcu mu się udało.

-Wytwór szatana. - warknął, a następnie rzucił go gdzieś w kąt. Pocałował mnie w usta. Zjechał z pocałunkami na moją szyję i dekolt.

Błagam, aby rodzice nie usłyszeli tego, o co chcę go prosić i co będę z nim robić.

Lekko ugryzł mnie w mój lewy sutek, przez co nabrałam więcej powietrza. Bawił się kilka chwil, aż w końcu zjechał ustami po moim brzuchu, zostawiając tam mokre pocałunki.

Złapał za moje granatowe majtki i pociągnął je w dół.

Całe szczęście, że dziś się ogoliłam.

Zsunął ze mnie bieliznę, która po chwili znalazła się obok innych części garderoby.

Bez zbędnego przeciągania zaczął ssać moją łechtaczkę, a ja, gdy poczułam jego język, jęknęłam cicho i opadłam na poduszki. Po chwili wsunął się we mnie jego wskazujący palec, a następnie środkowy. Nie wytrzymałam i chwyciłam jego włosy, a później za nie pociągnęłam. Uniosłam w górę biodra, ale szybko pchnął je w dół. Mój oddech nienaturalnie przyśpieszył. Zaczęłam pojękiwać pod nosem, ponieważ przyjemność, którą mi sprawiał, była za duża.

Opanuj się dziewczyno! Na dole siedzą twoi rodzice i oglądają telewizję! Zachowaj trochę zdrowego rozsądku.

Właśnie wtedy chłopak poruszył swoimi palcami, a ja myślałam, że zaraz eksploduję.

Pieprzyć zdrowy rozsądek.

Znajome uczucie zaczęło rosnąć w moim podbrzuszu, a ja po prostu to uwielbiałam. Uwielbiałam, że tylko on jest w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu. Stanu, w którym myślę tylko o nim.

Znów przejechał językiem po mojej łechtaczce, co sprawiło, że doszłam z jak najcichszym jękiem na jaki było mnie w tym momencie stać.

Puściłam jego włosy, które cały czas trzymałam i spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek. Czułam się tak cholernie dobrze i to wszystko jego zasługa.

Podniósł się i oblizał swoje wargi, a następnie posłał mi zadowolony uśmieszek. Pochylił się nade mną, składając na mojej szyi mokry pocałunek. Zauważyłam duże wybrzuszenie w jego bokserkach, przez co zmarszczyłam brwi.

Chcę mu się odwdzięczyć. Chcę mu się odwdzięczyć za to, że sprawia, że czuję się najwspanialej na świecie.

Już miał wstać, ale zatrzymałam go i popchnęłam, przez co upadł na plecy. Usiadłam na jego udach okrakiem, patrząc prosto w jego zdziwione oczy.

-Czy ty chcesz mi zrobić loda? - zapytał zdziwiony, przez co zagrzyłam wargę i pokręciłam głową. Nachyliłam się nad nim, a nasze nosy prawie się ze sobą zetknęły.

-Na to mamy czas, słońce. - mruknęłam, dotykając dłonią jego szczęki, a później klatki piersiowej i gumki od bokserek. Warknął pod nosem, wiercąc się. Zaczęłam je ściągać.

-Krzywdzisz mnie. - jęknął, a ja tylko zaśmiałam się pod nosem. Podniósł się, abym mogła je wreszcie zdjąć, co uczyniłam. W moje oczy od razu rzucił się jego duży penis, i okej, jednak jest na co popatrzeć.

Złapałam go dłonią i zaczęłam automatycznie pocierać w górę i w dół.

To nie tak, że jestem niedoświadczona i nie wiem, co mam robić, bo jednak miałam chłopaka przez te dwa lata i robiliśmy różne rzeczy. Żadna nie jest porównywalna do tego, co robi ze mną Nate.

Zahaczyłam kciukiem o jego główkę i z przyjemnością patrzyłam, jak chłopak zaczyna coraz ciężej oddychać. Złapał za moje udo i ścisnął je, a drugą rękę podłożył pod głowę.

Po chwili doszedł do końca z bardzo gorącym jękiem. Nachyliłam się nad nim i cmoknęłam jego usta.

-Dziękuję. - szepnęłam, patrząc w jego oczy.

-Ja też. - odpowiedział, znów mnie całując.

Wstałam z niego i wytarłam swoją dłoń w chusteczkę, która leżała na szafce nocnej. Brunet również wyciągnął jedną z pudełka i oczyścił się. Dalej ciężko było mi chodzić, a niektóre rzeczy widziałam potrójnie.

Nałożyłam swoją bieliznę, a chłopak bokserki. Podszedł do mnie z tym swoim cwaniackim uśmiechem i złapał za moje biodra, kiedy chciałam nałożyć spodnie.

-Twoje oznaczenia znikają. - powiedział, a później wskazał na swój tors i szyję. - Nie będę miał nic przeciwko, gdy zrobisz jeszcze kilka.

-Czy możemy porozmawiać o tym później, bo chcę... - nie dokończyłam, bo ktoś zaczął pukać w drzwi.

-Victoria, możemy pogadać? - otworzyłam szeroko oczy, słysząc moją mamę. Spojrzałam na chłopaka, a on na mnie, nie wiedząc co zrobić.

-Pod łóżko. Już. - szepnęłam, aby tylko on mnie usłyszał. - Już mamo! - krzyknęłam, zbierając jego ciuchy i wciskając mu je w ręce. - Jestem goła, więc chwila! - dopowiedziałam, kiedy czarnooki właził pod łóżko. - Jeszcze to. - szepnęłam, rzucając w niego jego kurtką. Narzuciłam na siebie swój biały szlafrok i zawiązałam go, a później cała zmachana otworzyłam drzwi, opierając się o nie ręką.

-Hej. - sapnęłam z uśmiechem. Nasze kontakty trochę się poprawiły, ale nie jest tak, jak wcześniej.

-Wszystko okej? - zmarszczyła brwi, a ja poprawiłam swoje włosy.

-Tak. Prysznic brałam. - kiwnęła głową. - Czego chciałaś?

-Chciałam ci przypomnieć, że jutro jest kolacja. Będzie na niej również Theo i Carrie, więc jak chcesz, możesz nie przyprowadzać Nate'a.

-Okej. - westchnęłam, a po chwili otworzyłam szerzej oczy. - Skąd wiesz, że to on? Nie mówiłam wam tego.

-To instynkt macierzyński. - uśmiechnęła się. - I mój instynkt podpowiada, żeby lepiej Nate już się zbierał, aby ojciec go nie zauważył. - uśmiechnęła się, wypowiadając to zdanie trochę głośniej. W szoku na nią popatrzyłam, ale ona tylko wzruszyła ramionami. - Buty kochanie.

Odwróciłam się i spojrzałam na czarne Air Force, które leżały obok łóżka. Cholera jasna!

-Dobranoc. - uśmiechnęła się, wychodząc z pokoju. Zamknęłam drzwi i się o nie oparłam.

-Twoja mama mnie przeraża. - powiedział chłopak, a jego głos przytłumiony był przez pościel.

-Mnie też. Wyłaź stamtąd! - chłopak wygrzebał się spod łóżka razem ze swoimi ubraniami.

-O co chodzi z tym Theo, czy jak mu tam? - westchnął, zakładając swoje spodnie.

-Oh, tak. To mój brat. - powiedziałam, przez co przestał wykonywać daną czynność i na mnie spojrzał.

-Co?

-Długa historia. Okazało się, że mam brata bliźniaka i chodzi z nami do szkoły. - okej, to już mnie nawet nie dziwi.

-Teraz sobie żarty robisz, tak? To nie jest śmieszne.

-Nie ma być. Tak jest. Dowiedziałam się w poniedziałek i to w ogóle przypadkiem. Pokłóciłam się z mamą i wyszłam z domu.

-Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapiął swój pasek od spodni i podszedł bliżej mnie.

-Nie chciałam psuć ci wyjazdu. - wzruszyłam ramionami.

-Boże, ty kretynko. - mruknął, a następnie przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami. - Jeśli jeszcze raz się tak zachowasz, to ci coś zrobię. Zapamiętaj to sobie. - zaczął mnie straszyć przez co uśmiechnęłam się pod nosem. - Chcesz, żebym jutro przyszedł? Może być niezręcznie.

-Chcę. - odpowiedziałam od razu.

-Więc będę. - odsunął się ode mnie. - Muszę już iść.

-Poczekasz, aż się umyję? Proszę. - posłałam mu uśmiech, a on kiwnął głową. Cmoknęłam go w usta i poszłam do łazienki.

Umyłam się i przebrałam. Nie lubię myć zębów, bo to oznacza, że nie będę mogła już nic zjeść, więc zrobię to później.

Wyszłam z pomieszczenia i spojrzałam na chłopaka. Leżał brzuchem na moim łóżku z przymkniętymi oczami. Miał już założone buty i koszulkę.

Po cichu podeszłam do Shey'a i usiadłam na nim okrakiem. Ocknął się i uśmiechnął, widząc co robię.

-Naprawdę chciałbym powtórkę z rozrywki, ale muszę już iść. - wymamrotał tym sennym głosem.

-Nie możesz zostać? - zapytałam, nachylając się nad jego uchem.

-Uwierz, kochanie, chciałbym. - westchnął. - Ale muszę zostać dziś na wieczór z Charlie'em.

-Skoro musisz. - zeszłam z niego i usiadłam obok, kiedy wstał i nałożył kurtkę.

-O której mam jutro przyjść? - zapytał.

-O osiemnastej.

-Okej. - powiedział, a następnie zaczął się nad czymś zastanawiać. - Co robisz dwudziestego grudnia?

-Nie mam planów. - wzruszyłam ramionami. Szczerze to nawet nie wiem, co zjem jutro na kolację.

-Skoro nie masz, to chciałbym cię zaprosić na bal bożonarodzeniowy, który organizuje moja matka. No wiesz, jako moja osoba towarzysząca.

-Tak, bardzo chętnie. - uśmiechnął się i nachylił nade mną, skradając mi kilka pocałunków.

-Do zobaczenia, kochanie. - otworzył okno, a następnie przez nie przeszedł i wspiął się na drzewo obok.

-Tak, do zobaczenia. - szepnęłam cicho.

***

Ostatni raz spojrzałam w swoje odbicie. Poprawiłam trzęsącymi się dłońmi moje proste włosy. Czarne jeansy i tego samego koloru bluza to może nie najlepszy strój na taką okazję, ale trudno.

Starałam się jakoś opanować. Nie dość, że ojciec dowie się, że Nate jest moim chłopakiem, to jeszcze dziś Theo pozna prawdę. Unikałam go w szkole jak ognia, ale w końcu musi się dowiedzieć.

Podskoczyłam w miejscu, słysząc dzwonek do drzwi.

Zaczynamy.

***

Kocham i do następnego xx

Continue Reading

You'll Also Like

53.4K 3.7K 7
Elodie musiała stać się dorosłym, będąc sama dzieckiem. To na jej barkach spoczywał dom, młodszy brat i opieka nad matką. Marzenia o życiu w innym mi...
Heroine By Susan

Teen Fiction

495K 31.5K 36
Alexis Martin przenosi się do liceum sportowego, gdzie rządzi płeć przeciwna. Zaprzyjaźnia się z czwórką chłopców. Jak porozumieć się jednak z kimś...
1.7K 102 14
Akcja zaczyna się pod koniec odcinka pt. "Oblivio" (pl. Amnezjo), po pokazaniu bohaterom przez Alyę zdjęcia. Polecam przed czytaniem obejrzeć większo...
18.5M 561K 41
Co, jak dwoje nastolatków o buntowniczym i łamiącym wszelkie prawa zachowaniu - zamieszkają razem? Chciałabym ZAZNACZYĆ, że w tym opowiadaniu znajdu...