Girls Love Bad Boys

By Pizgacz

7.8M 258K 795K

Gdy dwoje największych wrogów w szkole postanawia udawać parę. Tak, dramat murowany. ____________ © Pizgacz... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Epilog
Podziękowania
Epilog II

Rozdział 37

186K 5.4K 30.7K
By Pizgacz

Zaparkowałam pod domem i zgasiłam silnik. Spojrzałam na kierownicę i westchnęłam pod nosem. Przetarłam dłońmi moją twarz, a następnie wyciągnęłam kluczyki ze stacyjki i wysiadłam z samochodu. Zarzuciłam kaptur bluzy na głowę, kierując się w stronę domu. Przeszłam przez chodnik, a następnie weszłam do środka. Ściągnęłam buty i weszłam w głąb domu.

-Vic, gdzie ty byłaś? Wyszłaś i nic nie powiedziałaś. - moja mama stanęła naprzeciwko mnie, ale ją wyminęłam. - Victoria!

-Daj mi spokój! - powiedziałam głośniej i wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, a później usiadłam na łóżku.

Znów to zjebaliśmy. Po mistrzowsku.

Nate jest cholernie skomplikowany i bipolarny. W jednej chwili jest normalny, czyli sarkastyczny, ale kochany, a w drugiej zachowuje się jak chuj. Staram się to zrozumieć. Staram się zrozumieć jego, ale nie uda mi się to, jeśli nie będzie ze mną rozmawiał.

Ściągnęłam kołdrę z łóżka i opatuliłam się nią, patrząc na moją komodę, na której znajdowało się dużo zdjęć w ramkach.

Było mi przykro i nie obchodzi mnie, jak żałośnie to brzmi.

Wyciągnęłam rękę, aby złapać cukierka, który leżał na szafce nocnej, ale przypadkiem strąciłam kubek z herbatą. Potoczył się po szafce i spadł na moje łóżko, zalewając prześcieradło.

-No chyba sobie ze mnie, kurwa, żartujecie. - warknęłam pod nosem i wstałam. Rzuciłam kołdrę na fotel, a później ściągnęłam mokry materiał z materaca.

Powycierałam szafkę mokrymi chusteczkami, a następnie wyrzuciłam je do śmietnika. Wrzuciłam prześcieradło do kosza na pranie i wyciągnęłam nowe z szafy.

-Kto wymyślił to gówno!? - warczałam pod nosem, próbując rozłożyć jakoś to prześcieradło z gumką. - To jest przecież za małe.

-Pomóc ci? - podskoczyłam w miejscu i odwróciłam się w stronę drzwi, w których stała moja babcia. Spojrzałam w jej siwe oczy i potrząsnęłam głową.

-Poradzę sobie. - mruknęłam, ale starsza kobieta tylko zamknęła za sobą drzwi i podeszła bliżej mnie. Zabrała materiał z moich rąk i zwinnie założyła go na materac.

Do kurwy, jak!?

-Dziękuję. - powiedziałam, kładąc na łóżku kołdrę i poduszki.

-Victora, wiem, że nie byłam nigdy dobrą babcią. - powiedziała, siadając na łóżku. - Nigdy nie byłam też dobrą matką. - przełknęłam ślinę. - Ale musisz wiedzieć, że jesteś moją wnuczką i bardzo cię kocham. Chociaż tego nie okazuję. - niepewnie usiadłam obok niej. - Bardzo mi ją przypominasz. - odwróciła głowę w moją stronę i posłała mi lekki uśmiech. Co do chuja pana się tu wyrabia?

-Kogo? - zapytałam.

-Melanie.

Spuściłam wzrok na swoje kolana. Nie odzywałam się, bo temat siostry mojej mamy był ciężki.

-Te same oczy, wyraz twarzy, charakter. Podejście do życia, które jest na swój sposób wyjątkowe.

-Dlaczego odeszła? - zapytałam, nawiązując z nią kontakt wzrokowy.

-Ponieważ wyszła kupić papierosy.

-I nie wróciła.

-Ale papierosy zapewne kupiła. - uśmiechnęła się, zaczesując kosmyk moich włosów za ucho. - Ten chłopak jest szczęściarzem. - zagryzłam wnętrze policzka. - A teraz idź spać, skoro masz już założone to prześcieradło. - wstała i podeszła do drzwi.

-Babciu?

-Tak? - zapytała, odwracając się.

-Jeśli mogłabyś cofnąć czas i wiedziała co się stanie, pozwoliłabyś jej wyjść i kupić te papierosy? - chwilę się zastanawiała, zanim odpowiedziała.

-Tak. - kiwnęła głową, wychodząc z pokoju i zostawiając mnie samą.

Poczułam się trochę lepiej. Wiedziałam od zawsze, że ona po prostu taka jest. Zimna. Teraz patrzę na to trochę inaczej. Ona wcale nie jest nieczuła. Jest po prostu zraniona. Zraniona życiem, ponieważ zbyt wiele osób ją opuściło. Dziadek, który zmarł na raka, córka, która pewnego dnia wyszła z domu po paczkę papierosów i zostawiła tylko list, w którym napisała, aby jej nie szukać, moja matka, która miała już dość i po prostu się wyprowadziła, czy jej własna siostra, która przedawkowała. Żyła teraz sama, a przecież nikt nie zasługuje na to, aby być samotnym.

To głupie, że najbardziej ranią nas osoby, na których nam zależy.

***

-Dzień dobry. - powiedziałam, wchodząc następnego dnia do kuchni. Wszyscy siedzieli przy stole i jedli śniadanie. Babcia Bella odwróciła się w moją stronę i posłała mi prawie niewidoczny uśmiech, więc odpowiedziałam jej tym samym. Jest postęp.

Zajęłam swoje miejsce obok Stephanie i zaczęłam nakładać sobie jajecznicę na talerz.

-Nie za dużo? Możesz przytyć. - zaszczebiotała niebieskooka obok mnie. Już chciałam odpowiedzieć, ale wyprzedził mnie ktoś inny.

-Przynajmniej nie będzie deską z czterema patykami zamiast kończyn i kilogramem makijażu na twarzy. - spojrzałam na babcię, która patrzyła na Stephanie lodowatym spojrzeniem. Dziewczyna spuściła głowę, a ja patrzyłam na siwowłosą z szerokim uśmiechem.

Babcia, dajesz radę.

Zjedliśmy śniadanie i chyba pierwszy raz od tych kilku dni było naprawdę fajnie. Stephanie, ciotka Louise i wujek się zamknęli, co było niezmiernie satysfakcjonujące.

Tak naprawdę cały dzień spędziłam z Mią i Chrisem w domu chłopaka. Oczywiście wiedzieli, że coś jest ze mną nie tak, więc powiedziałam im o co chodzi. Adams się wkurwił i powiedział, że mamy się pogodzić, bo on chce baby Shey'a, przez co wyplułam wodę, którą piłam. Naprawdę czasami jego pomysły są zjebane.

Nate się nie odzywał. Nie pisałam, ani nie dzwoniłam i on tego nie zrobił. Nie wiem, może znów unosimy się dumą, ale nie zamierzam pierwsza wyciągnąć ręki na zgodę. Wczoraj to zrobiłam i nie skończyło się to za dobrze.

Ojcu powiedziałam, że mój chłopak musiał pilnie wyjechać do rodziny, co oczywiście działało na jego niekorzyść, ale niestety musiałam coś wymyślić. Kolacja została przełożona na najbliższy piątek i dziękuję za to wszystkim, którzy nade mną czuwają, ponieważ wtedy nie będzie już Stephanie, ani ciotki.

W sumie nie wiem, czy cokolwiek z tego będzie skoro jest tak, jak jest.

Gdy wróciłam do domu było już po dwudziestej drugiej. Przyznam szczerze, że się zasiedziałam, ale tylko dlatego, że Chris włączył Zakochanego Kundla, a ja kocham tę bajkę najbardziej na świecie.

Weszłam do środka i ściągnęłam buty. Paliło się tylko jedno światło w kuchni, co było dziwne, bo o tej porze wszyscy już siedzieli w swoich pokojach.

Weszłam do pomieszczenia i spojrzałam na moją babcię, która siedziała przy stole i oglądała zdjęcia w albumie. Popijała herbatę z kubka.

-Hej, dlaczego nie śpisz? - zapytałam, siadając na drugim krześle przy stole.

-Jakoś zebrało mi się na wspomnienia. - uśmiechnęła się, wyciągając jedno zdjęcie. - Zawsze zabieram ze sobą ten album. To twoja mama, gdy była w twoim wieku. - spojrzałam na fotografię, która przedstawiała piękną blondynkę na plaży.

-Śliczna.

-Jak zawsze. - schowała z powrotem zdjęcie.

-To jest ładne. - wskazałam na jedno. Przedstawiało moją babcię i dziadka na jakiejś łące. Mieli mniej więcej ze trzydzieści lat.

-To nasza rocznica. - spojrzała na mnie. - Wiesz co to znaczy być naprawdę szczęśliwym?

-Pójść do McDonalda i dostać darmowe frytki? - zapytałam, na co tylko się uśmiechnęła.

-Nie. Będziesz naprawdę szczęśliwa, gdy będąc siedemdziesięcioletnią staruszką usiądziesz na ganku, obok miłości swojego życia i będziesz patrzeć na bawiące się wnuki. Wtedy śmiało stwierdzisz, że wygrałaś życie. - zastanowiłam się nad sensem jej słów i śmiało mogłam twierdzić, że miała absolutną rację. - A teraz zmykaj na górę.

-Nie mogę już z tobą tu posiedzieć i pooglądać? - zapytałam.

-On na ciebie czeka.

Spojrzałam na wazon przede mną i cicho westchnęłam. Kiwnęłam głową, a następnie wstałam. Przeszłam przez salon i odwróciłam się w tej samej chwili, w której wyciągnęła zdjęcie mojego dziadka. Spojrzała na nie, a później pocałowała.

-Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęsknię. - szepnęła.

Weszłam cicho po schodach, a następnie do swojego pokoju. Nate siedział na łóżku ze zwieszoną głową, obracając w dłoniach swój telefon.

Kiedy usłyszał, że weszłam uniósł wzrok i zblokował ze mną spojrzenie. Nie zamierzałam odzywać się pierwsza. Jeśli tu przyszedł, to niech mówi. Ja posłucham.

-Przepraszam. - powiedział po dłuższej chwili.

-I co w związku z tym? - zapytałam. - Może i ja też każe ci nie wpierdalać się w moje życie i stąd wyjść? Bo to w końcu moje życie. - prychnęłam, czując buzującą złość.

-Victoria...

-Nie Victoriuj mi tu teraz. - powiedziałam chłodno. - Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze, czy...

-Chłopak z NH dobierał się do dziewczyny jednego chłopaka z naszej drużyny. - przerwał mi. - Musieliśmy to z nimi wyjaśnić.

-Aha, więc to był powód do bicia? - podeszłam bliżej. - To był powód, dzięki któremu będziesz mieć jeszcze więcej kłopotów.

-Jesteśmy braćmi. - powiedział, wstając. - A jeśli chodziłoby o ciebie? Zabiłbym ich, a chłopaki by mi w tym pomogli. Tak działa drużyna.

-Dlaczego wczoraj tak się zachowałeś? Martwiłam się, a ty...

-Wiem. Jestem gnojem, ale-Ja po prostu... Nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś się o mnie martwi. - westchnął. - To dla mnie nowe.

Chwilę tak staliśmy, aż w końcu do niego podeszłam i zmusiałam do spojrzenia mi w oczy.

-Nigdy więcej czegoś takiego nie rób. Martwiłam się. Cholernie.

-Przepraszam.

-Czy możesz to powtórzyć? Chyba nie dosłyszałam. - zironizowałam.

-Nie. - odpowiedział.

Złapał mnie w tali i przewrócił nas na łóżko. On leżał na plecach, a ja na nim. Po chwili jednak zdecydowałam, że usiąde na nim okrakiem.

-Spraliście chociaż tych sukinsynów? - zapytałam, przez co się uśmiechnął.

-Prędko nie przyjdą do naszej szkoły. - odpowiedział bardzo z siebie zadowolony. - Mam coś dla ciebie.

-Co? - nie zrozumiałam, ale po chwili z kieszeni bluzy wyjął parę przeciwsłonecznych okularów.

-Twoje obiecane Ray Bany. - uśmiechnął się.

-Chcesz mnie przekupić? - uniosłam jedną brew. - Nie chcę, żebyś mi coś kupował.

-Nie są kupione. Mam w domu dużo par, więc. - podał mi przedmiot. Nałożyłam je i na niego spojrzałam.

-Jak wyglądam? - wydęłam usta, robiąc pozę jakiejś pseudo-modelki, co spotęgowało jego rozbawienie.

-Jak gwiazda.

-O mój Boże! - pisnęłam cicho. - Czy ty właśnie zacytowałeś Christophera z Randki z Gwiazdą?

-Co? Psh, nie. - zaczął się bronić, ale ja wiedziałam swoje.

-Tak i nawet nie zaprzeczaj! Oglądałeś to!

-Siostra mnie zmusiła i zamknij się. - burknął.

-Yhym. - zaśmiałam się, całując jego nos, kiedy coś wpadło mi do głowy. - Zdjemij bluzę i koszulkę.

-Co? - zapytał zdziwiony. Położyłam "moje" okulary na szafce nocnej.

-To co słyszałeś. - jego oczy zabłyszczały. Posłusznie zdjął z siebie te części garderoby. Spojrzałam na jego idealnie wyrzeźbione ciało i nabrałam więcej powietrza. Znów się położył i popatrzył na mnie wymownie. - Skoro ty lubisz robić ze mnie choinki i pokazywać, że jestem twoja, więc też to zrobię.

-Naprawdę? - uniósł jedną brew.

-Tak. - nachyliłam się i pocałowałam kawałek jego szyi. - Tylko się nie podnieć za bardzo.

-Ciężko będzie. - stwierdził, przez co się zaśmiałam i zassałam skórę na jego szyi. Umieścił swoje ręce na moich biodrach i lekko je ścisnął.

Gdy skończyłam swoje dzieło, dmuchnęłam na nie zimnym powietrzem.

Cóż, oficjalnie mogę stwierdzić, iż dzisiaj zamieniłam się w jakiś pieprzony odkurzacz, bo zrobiłam mu chyba ze dwadzieścia malinek. Kilka na szyi, wiele na torsie i dwie obok szczęki, które były najbardziej widoczne. Wszystko robiłam z prawej strony.

Uśmiechnęłam się widząc duże, czerwone ślady na jego skórze.

-Jesteś teraz szczęśliwa? - zapytał.

-Tak. - uśmiechnęłam się. - Uwielbiam robić ci malinki.

-Też to lubię. - wyciągnęłam telefon z kieszeni i włączyłam aparat, a następnie zrobiłam zdjęcie. Było widać na nim jego tors, na którym leżała moja dłoń, kawałek szyi i szczęki. Szybko ustawiłam je jako tapetę. Cóż, żegnaj Shawnie. - Idziemy spać? - zapytał, a ja kiwnęłam głową.

-Ale muszę się iść umyć i przebrać. - stwierdziłam, schodząc z niego. Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi pokoju na klucz. Lepiej dmuchać na zimne. - Ej.

-No? - odwrócił głowę w moją stronę, ponieważ cały czas leżał na łóżku.

-Jak udało ci się przekonać moją babcię, aby cię wpuściła?

-Powiedziałem, że chcę cię przeprosić - odpowiedział. - Wypiłem z nią nawet herbatę.

-Co zrobiłeś!? - zapytałam, nie wierząc moim uszom. Babcia Bella i Shey piją razem herbatkę?

-No, zaproponowała, więc się zgodziłem.

-O czym gadaliście?

-A to już nasza tajemnica. - uśmiechnął się. - Idź się myć.

Weszłam do łazienki. Zmyłam makijaż i umyłam się, a następnie przebrałam. Związałam włosy w wysokiego kucyka, myjąc w międzyczasie zęby i wyszłam z pomieszczenia.

-Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam, ale przerwałam, gdy go zobaczyłam. Leżał na łóżku i najzwyczajniej w świecie spał. Podeszłam do niego bliżej, a następnie kucnęłam obok.

Z wielkim trudem ściągnęłam jego spodnie i skarpetki, a później położyłam się obok i nakryłam nas kołdrą. Przybliżyłam się do bruneta, bo to był mój darmowy grzejnik. Pocałowałam jego szczękę i przymknęłam oczy.

***

-Kochanie! - zawył Chris w poniedziałkowy poranek, obejmując mnie ramieniem. - Wiesz kto może mieć matmę?

-Ja mam. - odpowiedziałam, pijąc sok malinowy. Zmarszczył brwi i odsunął się ode mnie.

-Ty masz? Przecież ty jej nigdy nie odrabiasz.

-Cóż, postawniłam być lepszym uczniem.

-Nie wierz w to. - obok nas pojawiła się Mia, opierając się plecami o szafkę i spoglądając na mnie z chytrym uśmiechem. - Nate za nią zrobił to ma.

-Spierdalaj, szmato. - burknęłam, ale niestety musiałam przyznać jej rację.

Tak, wykorzystuję go, jeśli chodzi o matmę, ale ja to robię w dwie godziny, a on w piętnaście minut! Poza tym, zawsze mu się jakoś odwdzięczam. Najczęściej jest to przymilanie się do niego, całowanie, robienie malinek i mówienie, że jest najlepszym chłopakiem na ziemi. Oczywiście nie tylko to, no ale.

-Daj mi matmę. - powiedział chłopak, a ja westchnęłam.

-Potrzymaj. - podałam mu książkę, na której leżał telefon i sok. Odwróciłam się w stronę szafki, w poszukiwaniu odpowiedniego zeszytu.

-Whoa! - zawył Chris, przez co odwróciłam się w jego stronę. Oglądał coś na moim telefonie, a sekundę później podeszła do niego Roberts i również spojrzała na wyświetlacz. Wytrzeszczyła oczy i zagwizdała pod nosem. - Ty bezbożnico! - powiedział chłopak z lubieżnym uśmiechem.

-Ciekawe co jeszcze robi tymi ustami. - zaśmiała się dziewczyna w stronę bruneta, który poruszył dwuznacznie brwiami.

Warknęłam pod nosem i wyrwałam chłopakowi moje rzeczy z rąk, a następnie rzuciłam w niego zeszytem z matmy. Ledwo go złapał, śmiejąc się pod nosem.

-Nie to, że coś, ale Liamowi to chyba nigdy takich malin nie zrobiłaś. - zarechotał.

-A ty skąd to wiesz, hm? - odparłam, chowając iPhone'a do kieszeni spodni.

-Szósty zmysł. - cmoknął ustami w powietrzu. - Okej, spadam przepisać to gówno. - pobiegł w stronę schodów, a chwilę później już go nie było.

-Zmieniłaś się. - odwróciłam się ze zmarszczonymi brwiami w stronę Mii, która patrzyła na mnie z dziwnym uśmiechem.

-Co?

-Nigdy nie byłaś taka przy Liamie, ani nikim innym. Jednak Nate wie co robić. - zaśmiała się.

-Spadaj. - mruknęłam, ale i tak lekko się uśmiechnęłam. - Co robisz po szkole?

-Idę z Theo do mnie robić projekt na informatykę. - westchnęła.

-Z tym nowym od kawy? - zdziwiłam się.

-Tak. Ogólnie to on jest w drugiej klasie, ale informatykę ma z nami, bo przerobił już cały program. Wiesz, geniusz i te sprawy.

-To nie będziesz miała za ciężko. - powiedziałam.

-Chodzą ploty, że wywalili go ze szkoły w New Jersey, bo zhakował poczty czterech nauczycieli i miał gotowe sprawdziany na cały rok. - zaśmiałam się pod nosem. Ludzie serio w to wierzą?

-No cóż. - wzruszyłam ramionami i właśnie wtedy zadzwonił dzwonek. - Co masz teraz?

-Francuski.

-Okej. Spotkamy się później. - kiwnęła głową i wyminęła mnie. Włożyłam pusty karton po soku do szafki. Później to wyrzucę.

Albo nie.

Skierowałam się w stronę swojej klasy, ale gdy szłam, ktoś wyszedł zza rogu i na mnie wpadł. Uniosłam głowę, widząc chłopaka z beanią na głowie, ubranego całego na czarno.

-Znów na mnie wpadasz. - powiedział, patrząc na mnie z góry.

-A ty znów zaczynasz. - przewróciłam oczami.

-Theo. - wyciągnął rękę w moją stronę.

-Jezu, bipolarność jest u ciebie wrodzona czy nabyta? - zapytałam, ale uścisnęłam jego dłoń. - Victoria.

-Tak naprawdę przywitałem się z tobą tylko dlatego, żebyś powiedziała mi, gdzie jest sala czterdzieści osiem, bo jestem zbyt leniwy, aby wrócić się do swojej szafki i wyciągnąć plan szkoły. - włożył ręce do kieszeni bluzy.

-Ale jesteś zabawny. - prychnęłam.

-Tak naprawdę nie jestem zabawny. Jestem bezczelny i chamski, ale większość osób myśli, że żartuję. - wzruszył ramionami.

-Znam to. - parsknęłam. - Idziesz na pierwsze piętro, po prawej stronie od schodów. Jest naprzeciwko łazienki chłopaków, a to takie białe, duże drzwi. Ogarniasz?

-Nie, ale powiem, że tak, aby nie wyjść na kretyna.

-Ja już idę na lekcję. - westchnęłam. - Faceci to jednak są tępi.

-Zagorzała feministka. - prychnął, wspinając się po schodach.

Przewróciłam oczami i skierowałam się do odpowiedniej sali. Okej, może ten chłopak nie jest, aż taki zły, jak myślałam. W końcu nie ocenia się książki po okładce, ale i tak przeważnie czyta się to, co jest ładne na zewnątrz.

Reszta lekcji minęła bardzo wolno, przez co byłam sfrustrowana. Jedynym pocieszeniem było to, że babka od biologii opieprzyła Chrisa, ponieważ przepychał się z Brayanem i przewrócił szkielet człowieka na statywie, który stał w rogu sali. Wszystkie kości rozsypały się po podłodze, a biedny musiał to zbierać.

Wyszłam ze szkoły i odetchnęłam głośno, powstrzymując się od krzyknięcia z radości.

W szkole nauczyli mnie budowy pantofelka i obliczania algorytmów, a nie nauczyli jak poradzić sobie w życiu.

Odszukałam wzrokiem swój samochód i podążyłam w tamtą stronę. Gdy znalazłam się obok niego, ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się w tamtą stronę i uniosłam wzrok na chłopaka.

-Możemy porozmawiać? - zaczął, ale ja tylko wyrwałam się z jego uścisku i odsunęłam.

-Czego chcesz? - westchnęłam. - Śpieszę się.

-Tęsknię za tobą. - Liam spojrzał na mnie przepraszająco i przysunął się bliżej. - Bardzo. Skarbie, wiesz, że cię kocham. - patrzyłam na jego pewną siebie twarz i zaczęłam się śmiać.

-Oh, poważnie? - parsknęłam. - Mercedes już się tobą znudziła, czy coś?

-Vi, wiem, że to zepsułem, ale daj mi to naprawić. Zacznijmy wszystko od nowa. Tak, jak dwa lata temu.

Spojrzałam w jego oczy, które kiedyś były dla mnie najpiękniejsze na świecie, a następnie na usta, które uwielbiałam całować. W pewnym momencie stanęłam bliżej niego, co przyjął z wielkim uśmiechem na twarzy.

-Pierdol się. - powiedziałam szczerze i odsunęłam się, a następnie wsiadłam do auta. Odpaliłam silnik i wyjechałam z parkingu, mijając zdziwionego chłopaka.

On naprawdę jest tak pusty? Myśli, że jak przeprosi to mu wybaczę, że mnie zdradził, wiele razy zwyzywał i zostawił? Jestem dziewczyną, która siebie szanuje i ma jakikolwiek honor. Powinien myśleć o tym ponad trzy miesiące temu, kiedy wskoczył jej do łóżka. Jestem teraz z Nate'em i to z nim chcę być.

Podjechałam pod dom i zmarszczyłam brwi, widząc czarnego Bentleya, który stał pod moim domem. Zaparkowałam samochód i wysiadłam z niego. Zarzuciłam plecak na ramię, podchodząc do Nate'a, który właśnie wyszedł z samochodu.

-Co tu robisz? - zapytałam. Miał na sobie czarne spodnie, tego samego koloru bluzę z białym numerem "14". Podszedł bliżej mnie i złapał za moje policzki, a następnie przycisnął swoje usta do moich. Pisnęłam pod nosem na coś tak gwałtownego, ale oddałam pieszczotę.

-Nie mogę już odwiedzić mojej dziewczyny? - zapytał
Tak cholernie uwielbiam, gdy mówi, że jestem jego.

-Myślałam, że przyjdziesz wieczorem. - odpowiedziałam, opierając się tyłem o jego samochód.

-No właśnie muszę ci coś powiedzieć. - zaczął. - Moim rodzicom coś się poprzestawiało i muszę jechać z nimi razem na bankiet w Chicago. - westchnął. - Mamy tam zostać do piątku.

-Dlaczego nie chcesz tam jechać? - zapytałam, kiedy splótł nasze palce.

-Bo będzie w chuj nudno. - przewrócił oczami. - I nie będzie tam ciebie.

-Aww. - uśmiechnęłam się szeroko. - Ale się ostatnio słodki zrobiłeś. Jak nie ty.

-Uważaj, bo już ci matmy nie zrobię. - odpowiedział poważnie, ale i tak wiedziałam, że kłamie.

-Yhym. - zaśmiałam się. - Kiedy jedziesz?

-Za dziesięć minut muszę być na lotnisku. - powiedział, a ja kiwnęłam głową i przysunęłam się bliżej. Objęłam go w pasie i uniosłam głowę, aby spojrzeć mu oczy.

-Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam, przełykając ślinę. Spojrzał na mnie podejżliwie, ale już się nie odezwał. - Moi rodzice zapraszają cię na kolację w tę sobotę.

Uważnie przyglądałam się jego twarzy i mogę śmiało stwierdzić, że przez chwilę przestał oddychać.

-O ja pierdolę. - sapnął. - Przecież twój ojciec mnie nienawidzi. On mnie tam zadźga widelcem.

-Nie przesadzaj. - przewróciłam oczami. - Będzie dobrze, okej?

-Nie przeżyję tego. - uciszyłam go pocałunkiem, bo już nie mogłam tego słuchać. Odsunęłam się po chwili, a brunet westchnął. - Musisz już iść.

-Muszę.

-To idź. - po długiej chwili odsunęłam się od niego i stanęłam na chodniku, kiedy on otwierał drzwi samochodu.

-Uważaj na siebie, Clark. - powiedział, posyłając mi ten swój popisowy uśmieszek.

-Ty też, Shey. - wsiadł do środka, uprzednio mrugając do mnie okiem. Odjechał.

Przeszłam przez chodnik i dobrze nie weszłam do domu, a moja matka wyszła z budynku.

-O, jesteś już. - uśmiechnęła się, nakładając swoje bordowe szpilki. W końcu jest wesoła. Pewnie dlatego, że nasza rodzina wczoraj pojechała. - Jedziesz ze mną do Mii? Razem z Amandą muszę pojechać na zakupy, a mam ją zabrać spod domu.

-W sumie robi dziś projekt z Theo, ale poprzeszkadzam im. - wzruszyłam ramionami i rzuciłam plecak w głąb domu. Wyszłyśmy z budynku, a mama zamknęła drzwi.

Wsiadłam do czerwonego BMW, które należało do mojej matki i odjechałyśmy spod domu.

Całą drogę wypytywała mnie co tam w szkole i naprawdę ucieszyłam się, gdy zaparkowałyśmy obok posiadłości rodziców Mii. Ciocia Amanda już stała obok bramy. Wysiadłam z auta i od razu zostałam zaatakowana przez kobietę, która jak najszyciej chciała dostać się do samochodu, aby zacząć plotkować z moją mamą.

-Nie no, okej. - powiedziałam, kiedy całkowicie mnie zignorowały. Przeszłam przez furtkę i weszłam do domu. Ściągnęłam buty, a następnie skierowałam w stronę pokoju Mii. Znałam ten dom na pamięć, ponieważ dużo razy tu nocowałam. Bez pukania weszłam do pomieszczenia w kolorze pudrowego niebieskiego.

-Skończyliście? - zapytałam, widząc Mię leżącą na łóżku i czytającą jakiś magazyn. Chłopak przeglądał jej zdjęcia na laptopie.

-A masz coś do żarcia? - zapytał brunet, odwracając się w moją stronę. - Zagorzała feministko.

-Co to za problem zamówić pizzę? - parsknęłam.

I tak oto przez następne cztery godziny siedzieliśmy na łóżku i wpieprzaliśmy dwie duże Pepperoni. Było naprawdę fajnie, a Theo nie okazał się wcale taki zły, jak na początku myślałam. Był raczej typem człowieka zdołowanego życiem, który był bardzo chamski, ale gdy już trochę się go poznało, mile zaskakiwał.

Okazało się prawdą to, co o nim mówili. Naprawdę włamał się na pocztę kilku nauczycieli, a oni przez pół roku tego nie wiedzili. Sam mówił, że wyznaje ważną zasadę w życiu "Rób tak, aby się nie narobić, ale zarobić". Genialne.

Było mi też go szkoda, ponieważ nie znał swojego ojca, a matka zmarła przy porodzie. Wychowywała go babcia i pierwsze piętnaście lat swojego życia spędził w Bostonie.

-Przyjechały. - powiedziałam, wstając z łóżka. Na dworze było już ciemno. Zaraz po mnie wstała pozostała dwójka.

-Boże, moje kości są popieprzone. - stwierdził chłopak, wyginając się. - Strzelają jak pojebane.

Zaśmiałam się pod nosem, a później razem wyszliśmy z pokoju blondynki. Przeszliśmy przez duży, biały salon. Weszliśmy do kuchni, w której stały już dwie kobiety tyłem do nas.

-Kupiłyście coś ciekawego? - zapytałam, więc odwróciły sie w naszą stronę. Uśmiechy zniknęły z ich twarzy, a ciocia Amanda upuściła butelkę z winem.

Szkło roztrzaskało się na milion drobnych kawałeczków, zalewając czerwoną cieczą całą podłogę. Kobiety nie reagowały, a wzrok każdej spoczął najpierw na mnie, a potem na Theo.

-Ale ze mnie niezdara. - zachichotała nerwowo ciocia, patrząc na podłogę.

-Czekaj, pomogę ci to ogarnąć. - stwierdziła Mia. - Jakby coś to, to jest Theo. - wskazała na chłopaka, więc Amanda musiała go jeszcze nie widzieć. Spojrzałam na moją matkę, która pusto patrzyła na blat kuchennej wyspy.

-Mamo? - zapytałam, na co podniosła na mnie swój wzrok. Była bardzo zdenerwowana, o czym świadczyły trzęsące się ręce. - Czy...

-Jedziemy. - zadecydowała, wstając z krzesła. - Amanda, później porozmawiamy.

-Tak, jedźcie. - matka Roberts kiwnęła głową. Kobieta złapała mnie za rękę i prawie wybiegłyśmy z domu.

-Cześć! - krzyknęłam zdziwiona do chłopaka i Mii.

-Co ci jest? - zapytałam, wsiadając do auta.

-Jestem zmęczona.

Cała droga minęła w ciszy. Od czasu do czasu spoglądałam na jej twarz. Była blada i zdenerwowana.

Wchodząc do domu nie ściągnęła nawet butów, tylko weszła prosto do kuchni i wypiła chyba pół butelki wody za jednym zamachem.

-Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? - zdenerwowałam się. Stanęłam naprzeciwko niej, a dzieliła nas jedynie wyspa kuchenna.

-Nie zadawaj się z tym chłopakiem. - powiedziała poważnie.

-Co? - parsknęłam śmiechem. - Bo co?

-Bo nie. - odpowiedziała naprawdę inteligentnie.

-Wiesz, czas kiedy wybierałaś mi przyjaciół się już chyba skończył.

-Victoria. Nie zadawaj się z Theo.

-Ale o co ci niby chodzi!? Widziałaś kogoś pierwszy raz i już ci nie pasuje? Nawet się z nim nie przywitałaś!

-Powiedziałam, że masz się z nim nie spotykać! - krzyknęła, przewracając ręką butelkę z wodą. Bezbarwna ciecz zaczęła zalewać podłogę, ale nie obchodziło mnie to teraz. Nienawidzę, gdy ktoś mówi mi z kim mam się zadawać, a z kim nie, w szczególności, gdy robi to moja matka.

-Dlaczego?! - odkrzyknęłam równie głośno.

-To twój brat!

***

Theośka moja kochana

Kocham i do następnego xx

Continue Reading

You'll Also Like

8.7M 87.5K 9
-Jak ty mnie wkurzasz - warknął odwracając się w moją stronę. - Więc czemu.... - Nie mogę Cię znieść - syknął, przerywając mi. - Więc... - Nienawidz...
730K 4K 7
Opowieść pełna słoneczników, tańca w deszczu i wylanych łez podczas zachodów słońca. Evangeline Pierce po zdradzie chłopaka, rozstaje się z nim. Jed...
35K 1.1K 47
( uwaga w książce mogą pojawić się błędy ortograficzne bo jestem dyslektykiem i czasem i się to zdarza ) A co gdyby Hailie pochodziła z patologiczne...
3.2M 36.7K 14
Książka zostanie wydana już niedługo w nieco zmienionej i bardziej dopracowanej wersji. Ona - podkochuje się od dawna w szkolnym badboy'u. On - nie b...