Girls Love Bad Boys

By Pizgacz

7.8M 258K 795K

Gdy dwoje największych wrogów w szkole postanawia udawać parę. Tak, dramat murowany. ____________ © Pizgacz... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Epilog
Podziękowania
Epilog II

Rozdział 21

156K 5.3K 10.2K
By Pizgacz

Staliśmy tak kilka sekund, a chłopak dalej się nie poruszył. Czułam jak moje mięśnie się rozluźniają i już tak nie drżą, więc powoli odsunęłam się od blondyna i uniosłam powieki, patrząc mu w oczy.

-Tym gadaniem zabierałeś mi powietrze. - szepnęłam, odsuwając się na znaczną odległość.

Nienawidziłam tego całym sercem. Tego przyśpieszonego oddechu, drżenia nóg, zimnych potów i myśli, że znów jestem w tej pieprzonej komórce. Gdy go pocałowałam poczułam, że nie jestem tu sama. Okej, jest mi strasznie głupio i teraz prawdopodobnie nie spojrzę mu w oczy, ale całe szczęście, że się uspokoiłam.

-Okej. - powiedział i znów przysunął się do szybki w drzwiach.

Westchnęłam i przetarłam dłońmi twarz, spoglądając na moje stopy, ale i tak nich nie widziałam. Okej, lubię ciemność, ale gdy jestem sama w swoim pokoju i leżę pod kołdrą, słuchając piosenek Eda.

-Dobra, poszedł, więc możemy wychodzić. - powiedział, zabierając torbę z ziemi i powoli otwierając drzwi.

Wychylił głowę na korytarz, a następnie wyszedł, więc również to zrobiłam. Odetchnęłam głośno, czując przypływ świeżego powietrza.

Chłopak podszedł do okna, rozglądając się, czy aby na pewno jesteśmy tu sami.

-Okej, chodź. - mruknął, otwierając je i wyrzucając torbę na dwór. - Nie pójdziemy do zachodniego skrzydła, więc wyjdziemy oknem. - stwierdził, stając na parapecie, a już po chwili go nie było.

Jęknęłam pod nosem, również stając na dużym parapecie i patrząc w dół. Parter i aż dwa metry od ziemi. Dwa.

Znając mnie i moją łajzowatość to się wyjebię albo umrę. Tak, umrę. Skoczę, upadając na kolana, kość udowa przebije mi skórę, a karetka nie przyjedzie na czas, więc się wykrwawię, a moja śmierć będzie niezwykle bolesna i długa.

Zdecydowanie za dużo horrorów.

Błagam nie wywróć się. Błagam nie wywróć się. - powtarzałam w głowę, jak mantrę, gdy przeskoczyłam przez okno.

Śmieszne, to moja codzienna modlitwa na sporcie.

Westchnęłam z ulgą, stając na trawie. Jest dobrze.

-Chodź. - zadecydował blondyn, naciągając kaptur swojej siwej bluzy na głowę i odwracając się.

Podążyłam za nim, cały czas oglądając się za siebie i upewniając się, czy ochroniarz nas przypadkiem nie śledzi.

Boże, mam jakąś manię.

Znów przeskoczyliśmy przez ogrodzenie, ale tym razem bez mojego spadania, więc było dobrze. Przez tę aktywność fizyczną boli mnie całe ciało i mogę się założyć, że jutro zakwasy mnie zabiją.

Wsiedliśmy do samochodu, a Shey go odpalił, po czym nie włączył świateł tylko cicho wyjechał spod szkoły.

-Nigdy więcej takiego czegoś. - warknęłam, poprawiając włosy i pocierając dłońmi o uda, aby wytworzyć ciepło.

-No nie mów, że ci się nie podobało? - zapytał ze śmiechem, więc zjechałam go wzrokiem.

-Nie bardzo. - odpowiedziałam, pomijając fakt, że gdy zobaczył nas ten strażnik to prawie dostałam zawału.

Reszta drogi minęła w ciszy, a ja nie mogłam się nawet skupić na muzyce w tle, bo cały czas w głowie miałam to zdarzenie. Jest mi wstyd i nie wiem, czy on dalej też się nad tym zastanawia. Cóż, pewnie nie, bo wie, że miałam pewnego rodzaju atak i działałam w afekcie, z czego się cieszę.

Dojechaliśmy pod mój dom, a w samochodzie nadal panowała cisza. Chwyciłam za klamkę i już miałam otworzyć drzwi, ale zatrzymałam się i spojrzałam na chłopaka. Muszę wyjaśnić tę sprawę, bo to mi nie da spokoju.

-Boję się małych i ciemnych pomieszczeń. To jest coś na kształt klaustrofobii, ale tylko, gdy jest ciemno. Dostaję wtedy pewnego rodzaju ataku, w którym nie mogę oddychać. - powiedziałam, patrząc przez przednią szybę i odruchowo zagryzając dolną wargę.

-Okej. - odpowiedział, więc na niego spojrzałam. - Ale nie rób tak więcej, bo myślałem, że zejdę na zawał. - mruknął już luźniej.

-Cieszyłabym się. - powiedziałam z ironicznym uśmiechem. - A i jeszcze jedno. Gdybyś mógł nikomu o tym nie mówić...

Nienawidziłam, gdy ludzie wiedzieli o moich problemach. Nie lubiłam, gdy się litowali albo naśmiewali. Wiedziałam, że większość i tak tego nie zrozumie, więc gdy ktoś pytał o co chodzi, kręciłam tylko głową, mówiąc, że po prostu źle się czuję, ale nic mi nie jest. Taki mój mechanizm obronny.

-Clark, Clark. Uwierz, strasznie bym chciał, ale wiem, że i ty masz na mnie kilka haków, więc lepiej zostanę cicho. - oparł głowę o zagłówek i przekręcił ją w moją stronę. - Twojej reputacji już i tak bardziej zniszczyć się nie da.

-I vice versa. - sarknęłam, otwierając i wychodząc z auta.

-Do jutra, Clark. - spojrzałam na niego i jego bezczelny uśmiech, nim zamknęłam drzwi.

-Spierdalaj. - odpowiedziałam, a w prezencie dostałam jego śmiech.

Ugh, nienawidzę.

Zatrzasnęłam drzwi i poszłam w stronę domu. Mimo tego, że strasznie mnie irytuje czułam, że jestem nawet z tego zadowolona. Przecież dzięki niemu Liamowi się dostanie.

Super, a teraz kuchnia.

***

-No cześć. - obok mnie pojawiła się Mia, a zaraz za nią Chris, który wyglądał, jakby ktoś zastrzelił jego chomika - Gordona.

-A temu co? - zapytałam na wstępie, popijając sok z małej butelki.

-Ten jego cudowny chłopak wrócił do swojej byłej. - westchnęła, wzruszając ramionami i otwierając swoją szafkę.

-To on nie był gejem? - zapytałam zdezorientowana, patrząc na chłopaka.

-Bi. - wytłumaczył.

Chwilę tak staliśmy na korytarzu, póki nie zauważyłam Liama, który szedł przez korytarz. Zagryzłam wargę, kątem oka patrząc, jak podchodzi do szafki, która była kilka metrów od nas.

Otworzył ją, a następnie słyszałam tylko pisk jakiejś dziewczyny i głośny odgłos wylewanego mleka na podłogę. Każdy, kto znajdował się na korytarzu, odwrócił głowę w stronę zielonookiego i spojrzał na niego z szokiem. Wszystko w przeciągu dwóch metrów od chłopaka było białe i waliło niemiłosiernie. Sam Liam stał cały zalany białą cieczą i nie wiedział co się dzieje.

Nastąpiła chwilowa cisza, a później cały korytarz wypełnił się śmiechem i rozmowami uczniów. Sama próbowałam powstrzymać parsknięcie, ale średnio mi się to udawało. Mia i Chris za to nie szczędzili sobie kpin.

-Dość! - Liam wydarł się, trzaskając szafką, przez co każdy zamilkł. - Kto to, kurwa, zrobił!?

-A co to za słownictwo panie Wood? - z tłumu wyłoniła się pani Duncan z grymasem na twarzy. - Ooo, chciał sobie pan urządzić kąpiel?

-Ja...

-Do dyrektora. Ale już. - przerwała mu w pół słowa i podeszła do tłumu, który momentalnie zaczął się rozchodzić. Liam warknął coś pod nosem i poszedł za kobietą.

-Okej, to był wygryw. - stwierdziła ze śmiechem Mia.

-Tak, ale Duncan to już chyba była dawno nie dymana. Chodzi z takim wyrazem twarzy, jakby jej nikt nie zaspokajał. - stwierdził Chris.

-Dziwisz się? - parsknęłam, a w mojej głowie błysnęła dziwna myśl.

Okej, chyba każdy wyobraził sobie kiedyś swoją nauczycielkę jak robiła coś... nieprzyzwoitego, a szczególnie wtedy, gdy siedzisz w ławce, a ona pochyla się nad kolegą obok, wypinając dupe w twoją stronę. Ugh, ohyda.

-Okej, chodźcie na ten angielski. - mruknęłam, wyrzucając butelkę po soku do śmietnika obok.

Zadzwonił dzwonek, kiedy weszliśmy do klasy. Usiadłam na swoim miejscu, a lekcja się zaczęła. Minęło może dziesięć minut, a do pomieszczenia weszła nasza pani psycholog.

-Dzień dobry, przepraszam że przerywam. Victoria Clark? - zapytała, więc uniosłam rękę. - Teraz twoja kolej na spotkanie z doradcą. - pokiwałam głową, a następnie się spakowałam i wyszłam z pomieszczenia.

Jako trzecioklasiści mamy indywidualne zajęcia z psychologiem, który jest też doradcą zawodowym. Na on nam pomóc wybrać kierunek studiów, porozmawiać o swoich potrzebach i przyszłości i takich innych. Jestem druga w dzienniku, więc teraz moja kolej.

Przeszłam przez korytarz, a następnie zapukałam do odpowiednich drzwi i weszłam. Kurde, mogłam poczekać, aż ktoś odpowie "proszę".

Przy biurku siedziała młoda kobieta przed trzydziestką. Blada cera, czarne włosy i duże brązowe oczy. Uniosła wzrok i na mnie spojrzała, uśmiechając się.

-Victoria? - skinęłam głową. - Usiądź. - posłusznie usiadłam na krześle przed biurkiem. Położyłam plecak na podłodze i wygodnie się usadowiłam.

Przez pierwsze piętnaście minut zadawała mi jakieś pytania dotyczące tego, co chcę robić w życiu i jak to wygląda. Była nawet spoko kobietą z poczuciem humoru.

-Dobrze, a teraz najważniejsza sprawa. - powiedziała. - Odpowiedz mi na ważne pytanie. Kim jesteś?

Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co jej chodzi. Ugh, filozofia to nie moja dziedzina.

Kim jestem? Nie mam pojęcia.

-Podaj dwie cechy określające twój charakter. - wtrąciła się, widząc, że nie wiem jak odpowiedzieć.

-Sarkazm i ironia. - odpowiedziałam, chociaż wiem, że jest tego znacznie więcej.

-Dlaczego akurat to?

-Bo bez tego nie byłabym w stanie wytrzymać psychicznie w tym świecie. - mruknęłam, na co posłała mi zdziwione spojrzenie.

-A możesz wytłumacz mi dlaczego?

-Bo żyję w pokoleniu niezrozumianych. Jeśli nie byłabym ironiczna i nie śmiała się z tego chorego świata, to prawdopodobnie już skończyłabym ze sznurem na szyi. - z tymi słowami do pokoju weszła kobieta, która przyszła po mnie do klasy.

-Można następną osobę? - zapytała.

-Tak. - odpowiedziała i ostatni raz na mnie spojrzała. - Dziękuję za spotkanie.

-Tak, ja też. - mruknęłam, a następnie wyszłam z pomieszczenia i udałam się do klasy, gdzie zaraz mam zajęcia.

***

-I jak spotkanie z doradcą? - zapytała Mia, gdy usiadłam przy naszym stoliku w stołówce.

-Nawet okej. - stwierdziłam, otwierając butelkę soku jabłkowego. - Podobno wyniki mają być w następnym tygodniu.

Odwróciłam głowę w stronę stolika, gdzie siedział Shey. Jak zwykle oblegany był przez wiele osób. Dziewczyny, które na siłę pokazują cycki i faceci, którzy chcieli się im przypodobać, ale głównych pięć miejsc było zajętych przez szkolną elitę. Luke, Matt, Scott, Brooklyn i oczywiście Shey.

Nigdy tego nie rozumiałam. Tego udawania na siłę kogoś, kim nie jesteś. Ja mówię prawdę ludziom. Czy ich lubię, czy nie, oraz co o nich sądzę. Cóż, oczywiście, że z tego powodu większość mnie nie lubi, ale nie mam zamiaru przejmować się takimi osobami.

-A właśnie kochanie. - moje myśli zostały przerwane przez głos Chrisa, na którego spojrzałam. - Dlaczego ty nie jesz ze swoim chłopakiem? - zatrzepotał rzęsami, gryząc kanapkę.

Przy stoliku siedział jeszcze Brayan, więc nie mogłam mu powiedzieć tego, co bardzo chciałam. Miałam w zanadrzu sporo wulgaryzmów, które niestety musiałam zachować dla sobie. Jak na dziewczynę, to bardzo dużo przeklinam.

-Ponieważ wolę zjeść lunch z moimi przyjaciółmi. - odpowiedziałam, starając się brzmieć normalnie.

-Ahh, rozumiem. Wiesz, teraz ty zasmakujesz tej kanapki, a gdy będziecie sami to Shey skosztuje czegoś innego... - zaczął, a następnie głośno jęknął, gdy uderzyłam swoją stopą w jego kolano.

-Daj jej już spokój. - do rozmowy wtrącił się Brayan.

-Dziękuję. - odpowiedziałam dosadnie.

-Ale prawdopodobnie masz rację. - szybko dopowiedział, po czym z szerokim uśmiechem spojrzał na Chrisa.

Boże, otaczają mnie idioci.

Następne trzy lekcje minęły w miarę spokojnie. Niestety, gdy sobie przypomniałam, że muszę jeszcze zostać na dwie godziny kółka z matmy, to miałam ochotę podciąć sobie żyły.

Te sto dwadzieścia minut było dla mnie istną katorgą. Gdy wyszłam już ze szkoły było po siedemnastej.

A mogłam się nauczyć na sprawdzian i teraz miałabym spokój.

Westchnęłam, wychodząc na zewnątrz. To była już ta pora roku, gdzie o tej godzinie się ściemnia. Niebo było koloru żółto-fioletowego, a od czasu do czasu powiewał nieprzyjemny wiatr. Opatuliłam się szczelniej moją skórzaną kurtką i zaczęłam iść chodnikiem w stronę przystanku. Niestety, dziś jechałam z Shey'em i zapomniałam o tym kółku, więc teraz muszę wracać autobusem. Mogłabym piechotą, ale jestem leniem, więc to odpada.

W końcu doszłam na przystanek i spojrzałam na rozkład jazdy. Cudownie, muszę czekać pół godziny, aby dojechać na moje osiedle. No trudno.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zaczęłam przeglądać Instagrama, Twittera i Snapchata. Życie w internecie.

-Clark, a ty na co czekasz? - prawie wypadł mi iPhone z ręki, gdy usłyszałam głos i podskoczyłam w miejscu. Uniosłam głowę, spoglądając na czarnego Bentleya naprzeciwko. Okno od strony pasażera było otwarte, a w środku siedział Shey, który nachylał się w moją stronę.

No idiota.

-A na co można czekać na przystanku, Shey? - zapytałam, patrząc na niego jak na debila i wracając do przeglądania portali społecznościowych.

-Właśnie nie wiem, bo ostatni autobus odjechał stąd jakieś dwadzieścia minut temu. - stwierdził ze śmiechem, a ja zmarszczyłam brwi i wstałam, znów patrząc na rozpiskę. Miał rację. Patrzyłam na soboty i niedziele, niż na dni powszednie. Kto potrafi zrobić z siebie taką idiotkę? Tylko Clark!

Odwróciłam zdenerwowana wzrok i warknęłam pod nosem. Siedziałam tu piętnaście minut na nic. Zabrałam z ławki plecak i zarzuciłam go na ramię, a następnie pomaszerowałam chodnikiem w stronę domu.

-Clark, wsiadaj. Mam dzisiaj dobry humor, więc cię podwiozę. - no nie. Gorzej być nie może. Naprawdę zrobiłam dziś coś złego, że ludzie się na mnie mszczą? Chłopak jechał cały czas obok mnie jakieś dziesięć na godzinę.

Niestety teraz chcę iść w spokoju do domu i przede wszystkim sama.

-Nie dzięki. Jeśli masz dobry humor, to nie psuj go mnie. - nie odwracałam głowy w jego stronę, ale i tak wiedziałam, że mnie obserwuje.

-Naprawdę? Będziesz iść teraz dwadzieścia minut piechotą w deszcz? - parsknął, ale chciałam to zignorować, chociaż i tak czułam już pierwsze krople na swojej skórze.

-Tak, postanowiłam przerzucić się na zdrowy tryb życia. - odpowiedziałam, ale i tak sama w to nie wierzyłam.

-Poważnie? Mogłaś wymyślić trochę lepsze kłamstwo. - zatrzymałam się w miejscu, więc i chłopak zatrzymał samochód.

-Czego ty chcesz? - zapytałam, czując jak mokną mi włosy. Zaraz rozpętała się prawdziwa burza. I mam na myśli nie tylko deszcz i pioruny.

Shey wyszedł z auta i odwrócił się w moją stronę, opierając się ręką o dach.

-Czy zawsze muszę czegoś chcieć? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

-Tak! - warknęłam dosadnie. - Zawsze czegoś chcesz! Właśnie w tym problem, Shey. Nie potrafimy normalnie rozmawiać, bo zawsze czegoś od siebie chcemy! - krzyknęłam już prawie niczego nie widząc, bo deszcz zaczął lać jak z cebra.

Odgarnęłam włosy, które przykleiły się do mojej twarzy. Zobaczyłam, jak Shey trzaska drzwiami i podchodzi w moją stronę wyraźnie zły.

-Teraz też od ciebie czegoś chcę. Chcę, żeby choć raz przestała być tak uparta i przestała sprawiać, że mam ochotę popełnić samobójstwo! - krzyknął i całe szczęście, że byliśmy sami na tej uliczce, bo zapewne ludzie uznaliby nas za debili.

-Ja też od ciebie czegoś chcę. Chcę, abyś choć raz odpuścił i nie pokazywał, że jesteś bogiem i wszystko ci można! - odwarknęłam, znając sobie sprawę, że stoimy bardzo blisko siebie.

Jego czarne oczy cały czas mnie obserwowały. Włosy, które zawsze postawione były do góry teraz mokre opadły mu na czoło. Głośno oddychałam, czując, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok.

-Więc może choć raz zachowany się dorośle i w końcu przestaniemy? - dodałam, czując, że to wszystko już mnie męczy. Te ciągle kłótnie, próby wytrzymania ze sobą i udawania, że ten nasz cały plan ma sens.

My po prostu się nienawidzimy. Staramy się udawać, że wszystko jest okej, ale tak nie jest. Brniemy w to kłamstwo i oszukujemy naszych znajomych. Tylko po co? Aby pokazać mojemu byłemu co stracił? I tak mak go gdzieś, więc jest mi to niepotrzebne. Tak, jak wszystko.

-Masz rację. Chyba w końcu musimy przestać. - stwierdził chłodno i odsunął się na znaczną odległość. – Cześć, Clark. - z tymi słowami wsiadł z powrotem do samochodu i odjechał.

Dalej głośno oddychałam, starając się opanować. Czyli to już koniec, tak? Ponad trzy tygodnie starania się i udawania, a teraz koniec?

Powinnam się cieszyć, że już nie muszę go oglądać codziennie rano, kłócić się z nim w samochodzie o to, jakiej muzyki mamy słuchać, o to, że nie muszę już się z nim całować na korytarzu, i że nie będę musiała spędzać z nim przerw, aby każdy widział jak "flirtujemy" mimo że tak naprawdę tylko sobie dogryzaliśmy. Nie będzie już przychodził o pierwszej w nocy do mojego domu i chował się za blatem przed moją mamą. Nie będziemy się już całować na jakimś pieprzonym kamieniu jak w tandetnych komediach, których nienawidzę i nie będziemy robić głupich, aczkolwiek śmiesznych akcji Liamowi.

-A myślałam, że się pocałujecie. - usłyszałam obok siebie głos, więc spojrzałam na straszą kobietę, która stała obok z parasolką.

-Słucham? - zapytałam, nie rozumiejąc. Zaczynałam już trząść się z zimna, a deszcz nie ustawał. W tle było słychać już pierwsze grzmoty.

-Wiesz, w takich sytuacjach jest tak, że chłopak całuje dziewczynę. Ten deszcz i sceneria. Przynajmniej w filmach. - kobieta miała mniej więcej z sześćdziesiąt lat. Uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę, ale chyba to i tak nic nie dało.

-Cóż, moje życie to nie film romantyczny, a raczej jakaś głupia komedia przemieszana z horrorem i dramatem. - odpowiedziałam.

-Pamiętaj kochanie. Po każdej burzy wychodzi słońce. - powiedziała, a następnie odeszła.

Spojrzałam w niebo, ale nie zapowiadało się na to, aby burza szybko przeszła.

To po prostu koniec.

***

Kocham i do następnego xx

Continue Reading

You'll Also Like

14.8M 66.4K 6
~A kiedy przegramy ostatnią bitwę, błagam, ugaś ten wciąż tlący się żar w moim doszczętnie zwęglonym sercu~ Trzecia część trylogii "Hell". __________...
491K 17.4K 44
[Okładkę wykonała @Stokrotka_222_11] Minnie jako córka mężczyzny, siejącego postrach nad miastem. Nigdy nie miała łatwo. 17-latka nie była już małym...
2.7K 1K 24
Najpiękniej piszą o miłości ci, którzy nigdy jej nie poznali.
808K 52.3K 30
Postanowiła pisać pamiętnik. Opisywać swoje myśli, odczucia, emocje i zdarzenia. Pragnie śmierci. Czy w końcu to zrobi? A może nie sama?