Kruczy Łowca: Ostatnie Polowa...

By Sheenuretto

89 1 0

Na świecie żyje wiele potworów, mutantów, wampirów, wilkołaków i różnych im podobnych bestii. Nie łączy ich w... More

[1.] Rozszarpane Skrzydła

55 1 0
By Sheenuretto

'' Słyszałeś kiedyś o krukach mogących zatrzymać bicie ludzkiego serca jednym spojrzeniem? Niegdyś były to bajeczki opowiadane dzieciom, by nie wychodziły nigdzie w późną noc, dzisiaj natomiast.. jeden z nich lata pośród nas, szukając kolejnych poszlak i winowajcy '' 

~ Ostatni zapis z dziennika Maug'a Silnorękiego, dzień przed tajemniczym zniknięciem.

Tak mnie teraz właśnie nazywają- ''Krukiem'' czy też ''Kruczym Łowcą'' niosącym za sobą jedynie śmierć, krew i niekończące się katusze. Jednakże niewiele z nich wie kim, albo raczej czym naprawdę jestem. Nikt z nich nie wie.. dlaczego takim się stałem.

Kiedy byłem dzieckiem, mieszkałem w małej chacie nieopodal głównego rynku zamkowego. Moi rówieśnicy nazywali mnie ''odmieńcem'', ''mutantem'' przez to jak wyglądałem i kim byłem. Bieliste niczym śnieg włosy, rozciągająca się na całą twarz blizna oparzeniowa, jedno widocznie ślepe oko oraz tajemnicza i zamknięta, w chłopcu którym byłem natura. Starałem się tym nie przejmować, w końcu nic im do tego jaki jestem i co robię. Bez względu na to jak nie oceniali mnie ludzie w koło- mój ojczym zawsze kochał mnie najmocniej jak tylko potrafił. Był wysokim, świetnie zbudowanym i pełnym ciętego humoru mężczyzną. Choć był już w swoim wieku to nigdy nie pozwolił sobie zapuścić brody, moja matka zawsze mówiła, że wygląda w niej jak rosomak. Posiadał błękitne niczym czysty ocean oczy, długie czarne włosy i na swej twarzy nosił podobną bliznę do mojej. To zawsze dodawało mi pewnego rodzaju otuchy. W końcu mogłem uświadomić sobie, że nie jestem tym ''jedynym''. Moja matka choć opiekuńcza przy ojcu- pod jego nieobecność ukazywała swą prawdziwą naturę. Między innymi z tego można się dowiedzieć skąd wzięła się moja blizna oparzeniowa. Pewnego dnia kiedy byłem na nią zły za porwanie i spalenie wszystkich moich książek, postanowiłem się na niej odegrać i zrobić to samo z jej suknią. Wtedy to pobiegła do kuchni, wzięła garnek gorącej wody.. i wylała mi ją na twarz. Ojciec nigdy nie dowiedział się skąd tak naprawdę mam to oparzenie. Sama pracowała jako zielarka, jej leki sprzedawane były w całym zamkowym mieście. Choć charakter miała jaki miała- nigdy nie można było jej odmówić pracowitości i skuteczności w wyrabianiu lekarstw. Zawsze jednakże miała problem do jednego, ważnego aspektu w moim życiu- nienawidziła pracy mego ojczyma. Był jednym z najwspanialszych i najsilniejszych łowców w całej krainie. Ludzie opowiadali między sobą legendy i różne historie o nim. Niekiedy były one kompletnym stekiem bzdur, ale na szczęście nie przejmował się tym tak samo jak ja. Choć zawsze odrzucała mnie praca polegająca na zabijaniu, a następnie patroszeniu różnych monstr, mutantów czy wilkołaków to jednak.. zmieniło się to pewnego dnia. Dnia, w którym uświadomiłem sobie jedną, ważną rzecz- świat jest pełny potworów i choć mordują, a następnie pożerają wszystko, co tylko żyje, to jednak to prześmiewczo ''potworny'' osąd spada jedynie na ludzi.


Był to dzień wielkiej uczty, zabaw oraz corocznych pokazów uzbrojeń wojska i łowców. Choć zazwyczaj omijałem to wydarzenie szerokim łukiem, dzisiaj postanowiłem się temu bliżej przyjrzeć. Może dlatego iż sam ojciec mnie do tego namawiał. Masa ludu, euforycznie spoglądających na przejeżdżające obok konie, powozy i skaczących z radości dzieci, które tylko krzyczały: ''Fa-jer-wer-ki!''. Przyjemnościom nie było końca. W czasie, kiedy łowcy ukazywali ludziom w koło swe kusze, srebrne bełty i linki z sierści wilkołaka pozostała gawiedź zasiadywała na ogromnie długich stołach i spożywali najsmaczniejsze potrawy pochodzące od kuchni z różnych krain. Oczywiście mój ojczym nie mógł sobie wtedy odmówić paru, dobrych trunków. Był już wieczór więc wraz z nim udałem się do naszego domostwa. Niestety był to czas, kiedy miałem zjeść swoją kolację i ułożyć się do snu. Po spożyciu, zaszedłem po schodach na górę do swojego pokoju i usiadłem na łóżku. Tamtego dnia nie mogłem zmrużyć oczu, dlatego postanowiłem zawołać mojego ojczyma, który zawsze i chętnie czytał mi bajki na dobranoc. Tym razem była to niezwykła historia o ''Kruczym wojowniku''. Bardzo przypadła mi do gustu choć w jej połowie udało mi się już zasnąć. Potrafiłem jedynie ujrzeć rozmazaną sylwetkę ojca, wychodzącego z mojego pokoju i zamykającego za sobą drzwi. Jego powieść choć wspaniała.. była ostatnią, jaką przyszło mi usłyszeć w moim życiu. Nie mam pojęcia, kiedy i dlaczego, ale usłyszałem jakoby dziwny szept i zgrzyt pochodzący.. z dachu. Choć początkowo starałem się to ominąć myślami i ponownie zasnąłem- przyszło mi usłyszeć kolejny dźwięk. Tym razem nie był swym poprzednikiem, ale jego następcą. Dźwięk gdyby ktoś zrzucił na podłogę stos talerzy. Natychmiastowo i nerwowo wyrwałem się z łoża i spojrzałem przed siebie. To co ujrzałem na zawsze pozostało w mej pamięci. Zwykle zamknięte okno stało się otwartym, a na jego parapecie ktoś siedział, nieruchomo, spoglądając się na mnie tymi potwornymi, czerwonymi oczyma. Byłem sparaliżowany do momentu, aż owa sylwetka nie zaczęła poruszać się w moją stronę. Rzuciłem w nią znajdującą się obok mnie książką i pobiegłem na dół do kuchni. Oparłem się o ścianę przy schodach i wziąłem parę krótszych wdechów jednakże po odwróceniu swej głowy w stronę wyjścia- ujrzałem kolejny przerażający widok. Widok, który zmroził mi krew w żyłach, widok, który zatrzymał bicie mego serca. Przed mymi oczami stanęło 5 postaci. Jakoby podobne do tej, którą ujrzałem w mym pokoju, a jedna nich spoglądała dziwnie w dół. Podążyłem za tym śladem i niestety zrozumiałem, co tak przykuło jej uwagę. Spoglądał na nic innego.. jak ciało mojej matki, pozbawione ręki i głowy. Wydobyłem z siebie jeden, głośny krzyk. Był krótszy niż przewidziałem, albowiem jedna z postaci natychmiastowo znalazła się przede mną, łapiąc mnie swoimi zimnymi dłońmi i przyciskając me usta, abym nie wydobył z siebie nic więcej. Pośród mroku ujrzałem blask kieł, które podążały w stronę mej szyi. Zamknąłem więc oczy, wiedząc iż jest to mój koniec. Nagle po mojej prawej usłyszałem dźwięk.. przeładowanej kuszy. Strzał. Potwór, który mnie przytrzymywał wydobył z siebie jedynie syknięcie, łapiąc się za ramię, w które trafił srebrny bełt. Bełt należący do nikogo innego- jak mojego ojca. Natychmiastowo do nas podbiegł wyrywając mnie z jego objęć i pchając w stronę otwartych drzwi. Wywróciłem się, lecz po chwili szybko wstałem na nogi. Biegnąć spojrzałem się na moment za mój bark. To był moment, w którym zrozumiałem.. jak okropny jest nasz świat. Mój ojciec został pochwycony przed jednego z nich, a na jego szyi- już spoczywał ślad po ukąszeniu. Nie wiedziałem dlaczego, ale moje nogi nie mogły się zatrzymać, po prostu biegłem dalej, szybko, do momentu aż nie zemdlałem, upadając na zmokniętą od deszczu glebę.

Podczas błogiego i pełnego bólu snu- ciągle w mej głowie prześwitywały w kółko te same obrazy. Kiedy otwierałem powoli oczy, obudziłem się na kolanach jednego ze strażników. Zapytał się mnie, co robiłem sam tak późno w nocy, ale z mych ust.. nie mógł się wydobyć już żaden dźwięk. Nie wiedzieli, co tak właściwie mają ze mną zrobić. Uznali mnie za sierotę wystawionego na zmoknięcie przez złą macochę. Po jednakże paru dniach postanowili wydać mnie pewnej i niezwykłej grupce ludzi- grupy znanych łowców. Starali się być moją nową, przybraną rodziną. Była ich trójka. Dwóch chłopaków mniej więcej w moim wieku, może o rok starszych oraz jedna dziewczyna. Nie wiem czy to przez tamtejsze hormony, ale kiedy tylko na nią spoglądałem- czułem dziwne motylki w brzuchu. Była piękna, najpiękniejsza spośród wszystkich kobiet jakie widziałem. Krótkie blond włosy, przepiękne duże i piwne oczy, figura niczym Bogini Afrodyta. ''Zakochałem się?'' zadawałem sobie wtedy tylko to pytanie, ciągle w kółko. Spędzaliśmy razem w czwórkę czas na treningach. Dokładnie tak- chcieli, abym został nikim innym jak.. łowcą, jednym z nich. Choć czułem ogromny ból w sercu to przyjąłem ich propozycję. Mój ojczym i matka zostali zamordowany przez monstra jakoby podobne do wampirów. Miałem jeden cel w życiu, jeden cel, który miał nieść za sobą każdy, możliwy aspekt dramaturgi i goryczy- odnaleźć.. i zemścić się w najokrutniejszy, znany mi sposób. Byliśmy zgraną grupką, przede wszystkim bardzo dobrze znaną zamkowej ludności. Choć nasze zlecenia nie przynosiły za sobą ogromnych zysków byliśmy niezwykle szczęśliwi, że mamy siebie nawzajem. Do momentu jednak, kiedy otrzymaliśmy kolejne zlecenie.


'' On znowu poluje
odebrał mi dziecko i żonę
proszę- wypatroszcie to coś
NIECH ZAPŁACI ZA TO CO ZROBIŁ MOJEJ RODZINIE
''


Nie było to zwykłe zlecenie na czyhającego gdzieś w lesie wilkołaka czy wysysającego w nocy krew wampira. Była to bardzo niebezpieczna misja na jeszcze groźniejszy cel- zbuntowanego pół łowcę, pół mutanta. Wzięliśmy to tak poważnie do swych serc jak tylko mogliśmy. Przygotowaliśmy uzbrojenie- automatyczne kusze, bomby kwasowe, metalowe linki, sztylety, małe tarcze naramienne. Wszystko miało wyjść po naszej myśli. Byliśmy gotowy na każdą okoliczność, dlaczego więc.. piękne i kwieciste pole naszej walki zalane zostało morzem ich krwi? Dlaczego zamiast zabić mnie wraz z bliskimi, postanowił uczynić mnie monstrem równym jemu? Nie pamiętam tego dobrze, ale wiem jedno- wbił mi w serce ostrze służące do nakładania klątw i wypowiedział następujące słowa:


'' Zródź się ponownie opoko słabych i niewinnych, ukaż są prawdziwą naturę, a zemsta Twa niech krwawą się stanie ''


Zmrużyłem wtedy swe oczy, a kiedy ponownie je otworzyłem- znajdowałem się na zamkowym rynku. Rozejrzałem się w okół i zauważyłem, że bez względu na to na kogo i gdzie nie spojrzałem- każdy wydawał się bać, jakby ujrzeli przed sobą potwora. Nagle poczułem ból z tyłu głowy. Jakiś mężczyzna cisnął we mnie małym kamieniem. Kolejny- tym razem w klatkę piersiową. Było ich co raz więcej i więcej. Natychmiastowo zasłaniając twarz rękoma pobiegłem przed siebie. Moje nogi nie zatrzymały się aż do momentu póki nie uderzyłem w coś twardego i drewnianego. Ku memu zdziwieniu były to drzwi. Drzwi do mojego niegdyś cieple mnie witającego domu. Szybko wszedłem do środka i zamknąłem za sobą, albowiem na plecach mogłem już wyczuć oddech ludu. Zabarykadowałem je, by nie mogli wejść i w między czasie słyszałem jednogłośne krzyki- ''morderca! morderca!''. Nikogo przecież nie zabiłem, więc dlaczego? Nie miałem czasu, aby się nad tym zastanawiać, drzwi nie mogą wytrzymać przez wieczność. Chciałem już postawić krok przed siebie, kiedy serce nagle zatrzymało mi się w persi na widok tego, co było przede mną. ''Dlaczego ich ciała.. ciągle tutaj są?''. Powolnym krokiem podszedłem do nich, ciągle leżących na już przesiąkniętej krwią podłodze. Chwilę tak nad nimi stałem póki nie spostrzegłem czegoś dziwnego. Mój ojczym trzymał coś w prawej dłoni. Jeśli oczywiście można to było wtedy nazwać dłonią. Klękając, otworzyłem ją. Znajdował się w niej srebrny klucz. Przez chwilę w mej głowie znajdowała się pustka, lecz przypomniałem sobie. Na strychu ojczym zawsze trzymał dziwaczną i ogromną skrzynię do której zabraniał mi się zbliżać. Zawsze otwierał ją właśnie nim. Klęczałem tak chwilę gubiąc się w myślach i usłyszałem mocne uderzenie w drzwi. Drewno delikatnie pękło. Ponowny cios. Wiedziałem, że nie mam już czasu. Szybkim krokiem udałem się więc na górę w stronę strychu. Wszedłem tam po małej drabince. Strych sam w sobie też był niewielki, ledwie parę metrów. Nietrudno mi było znaleźć ową skrzynię, przykryta była grubą warstwą tkaniny podobnej do obrusu.Już miałem ją otworzyć, kiedy spojrzałem na moment przed siebie. Za kufrem stało prostokątne lustro. Choć normalny człowiek poczułby w tamtym momencie gniew czy kompletną gorycz- ja natomiast nie potrafiłem czuć niczego. Spojrzałem na swoją twarz w odbiciu i uśmiechnąłem się lekko pod nosem.


''Ach.. więc to dlatego wszyscy na mnie spoglądają tym wzrokiem..''


Moja twarz była zniekształcona, jakoby ogromny młot uderzył mnie w sam jej środek, a z moich ust- wyciekała ludzka krew.


''Sądzą, że byłem w stanie zabić.. własnych kompanów''


Urywając kawałek materiału z mojej koszuli, wytarłem się z wiśniowej posoki. Wyjąłem klucz z kieszeni i wkładając go do małego, złotego zamka- otworzyłem skrzynię. Ku moim oczom ukazała się dziwna zbroja. Maska przypominająca kruczą głowę, mroczny napierśnik z wyrzeźbioną w nim podobizną ptaka, peleryna niosąca na sobie czarne pióra, metalowe nogawice obfite w podobną czerń, co buty i kapelusz. W nim natomiast znajdowała się notatka.


''Jeśli w Twym posiadaniu znalazł się klucz do tej skrzyni i otworzyłeś ją- prawdopodobnie znaczy to, że przyszło mi dokonać swego żywota. Ten ubiór należał niegdyś do Twojego dziadka, przedtem również do jego ojca. Przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Teraz przyszła pora, aby znalazła nowego właściciela- i jesteś nim Ty mój drogi synu. Załóż ją, załóż i poluj. Poluj tak długo póki nie zaspokoisz swych potrzeb. Póki nie będziesz wiedział, że jesteś spełniony. Niech teraz Ciebie prowadzi dusza tego uzbrojenia, niech pokaże Ci prawdziwą i mroczną naturę łowów. Kocham Cię William, pamiętaj o tym.''~Twój ojczym, John.


Coś mrocznego wołało mnie do niej, czułem to. Słyszałem dziwne szepty w mej głowie, jakoby przyciągały mnie co raz to bliżej i bliżej. Usłyszałem nagle dźwięk wyłamywanych drzwi. Lud szybko dostał się na samą górę i na strych jednakże mnie- już dawno tam nie było. Tak wiele żyć zostało przy mnie straconych, tak wiele bliskich opuściło mnie w najgorszych momentach. Odnajdę winowajców, odnajdę choćbym miał iść przez ścieżkę pełną trupów. Odnajdę zabójców mego ojca i łowcę, który postanowił zmienić mnie w potwora. Zapamiętajcie me imię tak długo jak żyjecie, imię monstra, które huraganem zemsty zmiecie z powierzchni ziemi wszystko i wszystkich- Kruczy Łowca. Miejcie się na baczności ludzie, mutanty jak i potwory. Łowy albowiem-

rozpoczęły się.

Continue Reading

You'll Also Like

103K 3.5K 16
علاقه حب ثلاثيه جون و جيون top تاي بوسي bottom
77.8K 6K 27
"𝚆𝚑𝚎𝚗 𝚠𝚒𝚕𝚕 𝚝𝚑𝚎𝚢 𝚜𝚝𝚘𝚙 𝚑𝚊𝚝𝚒𝚗𝚐 𝚖𝚎 ?" 𝟷𝟻 𝚢𝚎𝚊𝚛 𝚘𝚕𝚍 𝚅𝚒𝚜𝚑𝚗𝚞 𝚊𝚜𝚔𝚎𝚍 𝚌𝚛𝚢𝚒𝚗𝚐 𝚑𝚒𝚜 𝚑𝚎𝚊𝚛𝚝 𝚘𝚞𝚝. "𝚆𝚑𝚎...
33.3K 4.7K 70
A cute story with little twist and turns! *A Baker with a Billionaire* "Sivaangi, a talented baker, has built a life around her past heartaches, but...
853K 15K 25
its an village story mature story (18+) _________________________________________ Rashmi - ahhhmmmm ..ummm...sarkar Aditya - arrgg Jaan moan for me ...