Without trust

By AlfaBetaOmega2000

7 2 0

Allie i Kai spotykają się po pięciu latach. Żadne z nich nie pamięta pierwszego spotkania na statku podczas n... More

PROLOG

7 2 0
By AlfaBetaOmega2000

Pięć lat wcześniej...

Dźwięk dzwonu wyrwał dziewczynę z głębokiego snu. Usiadła gwałtownie na hamaku, uderzając głową o belkę konstrukcyjną statku. Wymamrotała przekleństwo, którego nauczyła się od starszych członków załogi, pomasowała czoło, po czym pospiesznie wyplatała się z materiału hamaka i zeskoczyła na deski. Dzwon nie przestawał bić gorączkowo. Kiedy mózg dziewczyny całkowicie wybudził się ze snu, usłyszała również pokrzykiwania z górnego pokładu i tupot przynajmniej dziesięciu par ciężkich butów na deskach powyżej. Instynktownie złapała pas ze sztyletem oraz kamizelkę i szybko wbiegła po schodach.

Uchyliła ostrożnie klapę nad sobą. Zdążyła jedynie dostrzec kilkanaście zniszczonych buciorów zebranych przy dziobie, gdy ktoś w biegu nadepnął na klapę, uderzając dziewczynę w głowę. Odczekawszy chwilę, ponownie ją podniosła, tym razem otwierając na oścież, tak że gruchnęła o pokład. Odkryty poziom statku zalewał księżycowy blask, dzięki któremu, wypełzłszy z kajuty, dziewczyna doskonale widziała całą załogę skotłowaną na dziobie. Zakładając kamizelkę i zapinając pas, podbiegła do reszty. Czyżby natrafili na jakiś zbłąkany statek kupiecki? Na tę myśl serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania.

– Załogo! Gotować się do pościgu! – krzyknął kapitan, stając pewnie na relingu na dziobie, aby jego głos niósł się dalej. Dziewczyna jednak doskonale by go słyszała i bez tego. Noc była jasna, a morze spokojne. Jedynie lekki wietrzyk targał jasnymi kosmykami, które wymknęły się z jej warkoczy oraz ostry głos ojca rozdzierał powietrze, gdy wydawał rozkazy.

Dziewczyna, korzystając z okazji, że załoga rozbiegła się, by zająć miejsce przy wiosłach, podbiegła do ojca, który zeskoczył już na pokład.

– Co się dzieje? – zapytała wciąż zachrypniętym od snu głosem. Odchrząknęła.

Ojciec nawet na nią nie spojrzał. Wzrok miał utkwiony w odległym punkcie na horyzoncie. Oczy błyszczały mu podekscytowaniem w świetle gwiazd. Nie był człowiekiem starym, ale morskie powietrze i działanie słońca dodały mu przynajmniej dziesięć lat. Spod gęstej blond brody, której księżyc nadał srebrzystą barwę, przebił się szeroki uśmiech. Kiwnął głową w stronę horyzontu przed nim. Dziewczyna podążyła za jego wzrokiem, jednak jej niski wzrost nie pozwolił jej dostrzec nic poza powiewającą słabo, niemal niewidoczną z tej odległości banderą zawieszoną na szczycie najwyższego masztu.

Ojciec zerknąwszy na córkę katem oka, zobaczył, jak dziewczynka staje na palcach, by dostrzec coś ponad figurą dziobową. Bez słowa chwycił ją pod pachy, uniósł i posadził na relingu przodem do morza.

Miała rację. Szykowali się do napaści na kolejny statek. Poczuła, jak kolacja kotłuje się w jej żołądku i nie była to wina kołysania statku.

– To kolejny handlowiec, prawda? – spytała przez ściśnięte gardło. Bardzo starała się nie dopuścić strachu do swojego głosu. Ojciec nie lubił, gdy ona lub któraś z jego czterech pozostałych córek okazywała przerażenie.

– O nie, moje dziecko! – Po głosie dziewczyna poznała, że uśmiech ojca się poszerza. Jego ręka spoczywała lekko na jej ramieniu, jakby nic sobie nie robił z tego, że jego najmłodsze dziecko jest o krok od wypadnięcia za burtę. Gdyby teraz bardziej się pochyliła, nawet nie zdążyłby jej złapać. Ze smutkiem pomyślała, że nawet by nie próbował. – Tym razem trafił nam się prawdziwy biały kruk. Toż to sam statek królewski!

Dziewczyna gwałtownie odwróciła głowę do ojca z twarzą wykrzywioną przerażeniem, którego nie dała rady powstrzymać.

– Statek królewski?! Przecież tam się roi od żołnierzy! – Nawet mając jedenaście lat, wiedziała, jakie szanse ma piętnastoosobowa załoga piracka przeciw przynajmniej setce wyszkolonych ludzi z królewskiej armii.

Ojciec wreszcie oderwał wzrok od słabo oświetlonego statku, który z każdą chwilą stawał się coraz większy. Spojrzał na nią z uniesioną brwią, ale jasne oczy nie błyszczały już tylko podekscytowaniem – dzieliło się ono miejscem z irytacją.

– Mówiłem to tysiąc razy, ale powtórzę jeszcze raz skoro ta wiadomość nie chce wsiąknąć do tego twojego małego móżdżku. – Chwycił w palce brodę córki, zmuszając ją, by spojrzała mu prosto w oczy. Ktoś stojący z pięć metrów dalej, uznałby to za ciepły, ojcowski gest. Jednak ktoś, kto odważyłby się zbliżyć, dostrzegłby, jak kciuk kapitana wbija się w brodę dziecka. – Nie podnosząc sobie poprzeczki, dalej tkwilibyśmy na tym przeklęty lądzie. Gdyby nie coraz to większe i bogatsze okręty zdychalibyśmy z głodu. Dlatego właśnie zaraz przejmiemy tamten statek. Dotarło to wreszcie do ciebie?

Dziewczyna miała ochotę powiedzieć, że nie, nie rozumie, czemu za moment dojdzie do rzezi, dlaczego ona musi brać w tym udział. Ale zdążyła się już nauczyć, że nie należy pyskować ojcu, jeśli chce się jeść i spać na wygodnym posłaniu, więc jedynie przełknęła ciężko i pokiwała pospiesznie głową.

Ojciec odepchnął jej twarz od swojej i odszedł. Dziewczyna zachwiała się na relingu. Z bijącym dziko sercem odzyskała równowagę i natychmiast zeskoczyła na pokład. Ojciec był już w połowie jego długości, obojętny na to, czy jego córka spadła do morza, czynie. Idąc, wciąż wydawał krzykiem rozkazy, na co członkowie załogi, którzy akurat nie chwycili wioseł, uwijali się jak w ukropie.

Wbrew jej woli łzy stanęły jej w oczach. Miała ochotę pozwolić im wylać się na policzki. Miała ochotę uciec o swojej kajuty i zwinąć się w kłębek w ciemnym kącie, gdzie nikt by jej nie znalazł i nie mógł zmusić do przejścia po desce na pokład tamtego statku.

Jednak zamiast tego zamrugała szybko, odganiając łzy, i ruszyła w stronę stojącej przy bakburcie starszej siostrze.

– Pamiętasz plan, prawda? – spytała tamta. Młodsza pokiwała głową. – Tak myślałam. – Starsza popatrzyła na młodszą z góry. Zawahała się przez moment, po czym zapytała: – Co powiedział ci ojciec?

Dziewczynka wysiliła się na nonszalanckie wzruszenie ramion.

– To co zawsze.

Starsza skinęła głową ze zrozumieniem, jakby się tego spodziewała. Następnie westchnęła, pociągnęła delikatnie za jeden z krótkich warkoczy siostrzyczki i powiedziała:

– Chodź, zaraz się zacznie. Masz swój sztylet?

– Zawsze. – Młodsza położyła dłoń na rękojeści przy pasie.

– Świetnie. Widziałaś może resztę dziewczyn? Wybiegłyśmy wszystkie razem, ale chyba zgubiłam je w tłumie...

Ale dziewczynka już jej nie słuchała. Całą jej uwagę pochłonął ogromny, oświetlony złotym światłem latarni statek królewski. Nawet nie zauważyła, kiedy tak bardzo się zbliżyli. Dostrzegła biegających we wszystkie strony żołnierzy w czerwonych kurtkach. Hafty na nich wykonane złotą nicią mieniły się jak ogień w palenisku. Ich krzyki zmieszały się z pokrzykiwaniami pirackiej załogi. Dziewczyna nareszcie znalazła się na tyle blisko, że mogła zobaczyć skrzyżowany piorun i miecz na obcej banderze.

Oraz na tyle blisko, by dosięgły ją kule z pistoletów żołnierzy.

Gdy zauważyła Czerwone Kurty opierające broń o sterburtę i celujące z ich bakburtę, przy której stała razem z siostrą, ryknęła:

– Padnij!

Zaalarmowała tym wszystkich, jednocześnie sama kładąc się na startych deskach pokładu i przyciskając do nich policzek.

Usłyszała huk strzału. Zadzwoniło jej w uszach. Koło niej nagle padło ciało człowieka, który nie zdążył uchylić się przed kulą. Jego szkliste oczy patrzyły teraz wprost w wystraszone oczy dziewczynki, a spomiędzy nich wyzierała dziura po kuli. Wrzasnęła i odczołgała się pod samą burtę, podkulając nogi pod siebie, byle być dalej od trupa, pod którym zdążyła już wykwitnąć plama krwi. Dziewczynką nagle szarpnęło. Siostra odciągnęła ją na środek bakburty, jednocześnie pilnując, żeby młodsza nie wychyliła głowy poza reling.

– Wyciągnij sztylet! – Starsza siostra próbowała przekrzyczeć huk wystrzałów. Dziewczynka mogła usłyszeć ją tylko dzięki temu, że znajdowała się od niej nie dalej niż pół metra.

Powiedziawszy to, podniosła się z kucek, wspięła na reling i przeskoczyła na drugi statek. Młodsza z dziewczyn, nie mogąc się powstrzymać, wychyliła nos zza burty, aby sprawdzić, czy siostra wylądowała we właściwym miejscu. Wylądowała. I właśnie rozchlastała jakiemuś nadbiegającemu żołnierzowi gardło.

Dołączyło do niej jeszcze kilkunastu piratów, wprowadzając totalny chaos na pokładzie Czerwonych Kurt. Dziewczynka schowała się ponownie, schodząc z drogi biegnący kamratom i kulom żołnierzy. Ściskając mocno sztylet, zaczekała, aż masakra zajmie większą część statku, po czym, wziąwszy głęboki oddech i odmówiwszy szybką modlitwę do Miłosiernej Matki, przeskoczyła nad szeroką na dwa metry przepaścią.

Kiedy wyprostowała się po wylądowaniu, od razu omal nie wpadła na przewracającego się królewskiego żołnierza. W porę się uchyliła i, rozejrzawszy się dookoła, zauważyła po lewej drzwi prowadzące na dolne pokłady. Pobiegła w ich stronę. Szarpnęła za klamkę, ale okazały się zamknięte. Zaklęła i, gdy upewniła się, że nikt się nią nie interesuje, wetknęła czubek sztyletu w szparę między drzwiami a framugą, podważyła mechanizm zamka i droga na dolne pokłady stanęła otworem.

Gdzieś w głowie zaświtała jej myśl, dlaczego nie napotkała na schodach w dół żadnych strażników, ale gdy tylko o tym pomyślała, zgłębi klatki schodowej dobiegł ją krzyk.

– Przedostali się!

– Wy trzej, za mną!

Dziewczynka stłumiła panikę rodzącą się w jej brzuchu. Uspokój się, nakazała sobie, chwytając pierwsze lepsze drzwi w zasięgu jej ręki. Zatrzasnęła je za sobą chwilę przed tym, jak żołnierze przebiegli korytarzem. Dziewczynka oparła się plecami o drzwi i już chciała odetchnąć z ulgą, kiedy kolejny krzyk rozdarł powietrze.

– Wynoś się stąd!

Głos należał do kobiety siedzącej na łóżku w przeciwnym kącie kajuty. Sądząc po jej okrągłych kształtach i zwykłej wełnianej koszuli nocnej, nie należała do szlachty – bardziej do służby. Na to też wskazywał wystrój pokoju – gołe ściany, brak kosztownych mebli, niewielkie okienko naprzeciw drzwi.

Jedynie pulchna kobieta obejmująca, jak dopiero po chwili dostrzegła dziewczynka, dwójkę kilkuletnich dzieci.

– Wyjdę stąd – powiedziała powoli dziewczynka, stawiając krok w ich stronę – zaraz po tym, jak powiesz mi, gdzie macie zapasy.

– Nic ci nie powiem. – Kobieta splunęła na podłogę pod stopy dziewczynki.

– Ja jednak nalegam – odparła przez zaciśnięte zęby. Nie dawała za wygraną, choć całą sobą chciała stąd zwiać. Zamiast tego uniosła wyżej sztylet.

Kobieta prychnęła, choć przycisnęła dzieci mocniej do swoich boków.

– Ile ty masz lat, dziecko, że dali ci broń? Dziewięć? Dziesięć?

Dziewczynka już miała odszczeknąć, jak ją uczono, kiedy zdała sobie sprawę, że kobieta gra na czas. W chwili, gdy to sobie uświadomiła, drzwi otworzyły się, z hukiem uderzając o ścianę. Do środka wpadło dwóch żołnierzy w czerwonych mundurach. Dziewczynka zareagowała błyskawicznie. Korzystając z zaskoczenia, jakie malowało się na ich twarzach, widząc kilkunastoletnią dziewczynkę zamiast nieokrzesanych piratów, kopnęła pierwszego z nich z całej siły w kostkę. Usłyszawszy chrzęst, rzuciła się w stronę otwartych drzwi. Niestety drugi z żołnierzy zdążył już otrząsnąć się z szoku i chwycił ją za kołnierz koszuli. Dziewczynka, niewiele myśląc, zamachnęła się do tyłu sztyletem i na oślep wbiła go w ciało mężczyzny. Żołnierz wrzasnął i poluzował uchwyt, co młoda dziewczyna od razu wykorzystała, biorąc nogi za pas.

Rzuciła się w dół schodów. Miała świadomość, że na górze na pewno roiło się od strażników, którzy, gdy tylko ją zobaczą, pobiegną za nią. Droga w dół wydawała się bardziej odpowiednia.

Większość żołnierzy pobiegła na górę, chcąc zobaczyć, co się dzieje, jak zdała sobie sprawę. Jednak nie byli na tyle zaspani czy głupi, żeby nie zostawić kilku pilnujących cennego ładunku. Słysząc jej pośpieszne kroki na drewnianych schodach, rzucili się w ich górę. Dziewczyna wykorzystała poprzedni trik i na sekundę, kiedy przebiegali obok niej, chowała się za drzwiami, tym razem nie zawracając sobie głowy tym, kto tam przebywał. Gdy tylko odgłos pościgu się oddalił, kontynuowała bieg w dół.

Na niższym pokładzie znajdował się tylko jeden długi jak sam statek korytarz. To tutaj musieli trzymać wszystkie zapasy. Dziewczynka myślała, że serce nie może bić jej szybciej niż do tej pory, ale zmieniła zdanie, gdy próbowało wyskoczyć jej z piersi, gdy zaglądała do pierwszego pomieszczenia.

Nie paliła się tu żadna lampa, więc rozważała pozostawienie otwartych drzwi, przez które mogłoby wlewać się światło z korytarza. Ale zdawała sobie sprawę, że byłoby to wskazanie drogi pogoni. Zamknęła więc cicho drzwi. Jakoś sobie poradzi. Jako jedna z nielicznych dobrze widziała w całkowitych ciemnościach. A w tym pomieszczeniu nie było jeszcze najgorzej. Naprzeciw drzwi znajdował się niewielki bulaj, przez które wpadał blask księżyca.

Prosto na postać na łóżku owiniętą kocami.

Pierwsze, co przyszło jej na myśl, to „Kto w ogóle chciałby spać w spiżarni?". A zaraz potem: „Kto w ogóle mógłby spać w trakcie ataku piratów?".

Rozejrzała się po pokoju. Koło drzwi stało rozklekotane krzesło. Cóż, lepsze to niż nic. Przysunęła je do siebie i zablokowała nim drzwi. Marna pomoc, ale przynajmniej opóźni nieco żołnierzy, gdy się o nie potkną.

Podeszła do łóżka. Leżał na niej licho wyglądający chłopiec. Po szyję okryty był grubymi kocami, choć noc była ciepła, a jego czoło perliło się od potu. Ale nawet pod tą grubą warstwą widziała, że chłopak składał się jedynie ze skóry i kości. Przez zapadnięte policzki trudno było stwierdzić, ile ma lat, ale dziewczynka oszacowała, że musiał być albo w jej wieku, albo niewiele starszy.

Widziała w swoim krótkim życiu mnóstwo chorych. Na statku ona wraz z dwoma najmłodszymi siostrami musiały zajmować się wszelkimi złamaniami, ranami ciętymi czy gorączkami z racji swojej płci, jak to określał ich ojciec. Nikt nie płynął statkiem za darmo, nawet córki kapitana. A że dziewczynka była najmłodsza do niczego się nadawała.

Zresztą gorączkę nie trudno było zdiagnozować. A ten chłopak musiał się naprawdę męczyć.

Upewniwszy się, że śpi, zaczęła przeszukiwać pomieszczenie. Ludzie ojca z pewnością uporali się już z Czerwonymi Kurtami. Jedyne, co jej pozostało, to udowodnić ojcu, że coś udało się jej zrobić. Podczas ostatniego abordażu na statek kupiecki dwa miesiące temu dała się złapać, kiedy przeszukiwała pokłady. Potem za karę nie dość, że zaliczyła baty, to ojciec jeszcze zamknął ją w kajucie na tydzień. Teraz znalazła pokłady zapasów na kilka tygodni.

Z ogromną wiklinową misą w ręce zbierała po trochu z każdego wora, aby pokazać ojcu, co znalazła, gdy usłyszała kroki na schodach. I krzyki. Wojskowe rozkazy. Upuściła wszystko gdzie stała i w ostatniej chwili wślizgnęła się pod łóżko. Drzwi prawie wypadły z zawiasów, a przytrzymujące je krzesło poleciało na drugi koniec pomieszczenia i walnęło w worki z ziarnem. Złote światło latarni z korytarza wlało się do pokoju, a wraz z nim do środka wbiegły ciężkie buciory.

Dziewczynka zakryła dłonią usta, żeby oddechem nie poruszyć kurzu zalegającego na podłodze i nie nachuchać na wypolerowane wojskowe buty żołnierza, który podszedł do łóżka.

– Wasza Wysokość – odezwał się ten bliżej. – Wszystko w porządku?

– Co się dzieje? – odpowiedział mu młodszy, słaby głos nad jej głową. Chorego chłopaka musiał obudzić grzmot drzwi o ścianę.

– Zaatakowano statek, panie – wyjaśnił spokojnie żołnierz, który wciąż stał w drzwiach. Brzmiał dużo starzej od nich obydwu.

– Wiem, pamiętam. – Dziewczynka mogła się założyć, że chłopak nad nią właśnie przecierał zaspane oczy. – Znowu będziecie mnie przenosić?

– To dla waszego bezpieczeństwa, panie.

Odpowiedział mu jedynie atak kaszlu. Aż zatrzęsło się łóżko.

Ze szczytu schodów dobiegł szczęk mieczy.

– Chodź! – Wszyscy czworo usłyszeli wołającego Siletha. Dziewczyna upewniła się tylko, co do ich wygranej.

Czerwone Kurty znajdujące się w pokoju na ten dźwięk wybiegły na korytarz, nieświadomie zamykając za sobą drzwi.

Dziewczynka wypuściła wstrzymywane dotąd powietrze i wyczołgała się spod łóżka. Otrzepawszy spodnie z kurzu, podniosła wzrok. Niemal od razu napotkała jasne, przytomne spojrzenie chłopca, wciąż leżącego na wznak na łóżku.

– Kim jesteś? – zapytał słabo. Ciemne od potu kosmyki wpadały muna oczy, ale widocznie nie miał nawet siły ich odgarnąć.

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo zza drzwi dobiegł ją głos ojca. Z niewiadomych przyczyn jej myśli szalały. To był książę. Na tym statku przewożono członka rodziny królewskiej. Jej ojciec z pewnością to wykorzysta. Sprzeda chłopaka jak pozostałych ocalałych członków załogi tego statku. Albo zażąda okupu. Za księcia zdobyłby tyle złota, ile by tylko zapragnął. Ojciec od zawsze uczył jej wartości rzeczy. Ile może stracić, ile zyskać, aby wyjść korzystnie z każdej sytuacji.

Ale uczył jej też, że w pierwszej kolejności trzeba dbać o własne interesy. A wiedziała, że wszelkie zasługi znalezienia księcia ojciec przypisze sobie. Ją pominie. Ona nie dostanie nawet ułamka tego, co ojciec otrzyma od króla za syna.

Dlatego, gdy ciężkie kroki się zbliżały, dziewczynka chwyciła za jedną nogę łóżka i pociągnęła w swoją stronę. To samo zrobiła z drugą, aż między meblem a ściana powstała wyrwa. Chłopak przez cały czas się jej przypatrywał. Co jakiś czas dziewczyna to zerkała przez ramię na drzwi, to rzucała okiem na księcia, aby upewnić się, że ten nic nie kombinuje.

Zrzuciła z niego kilka warstw koców – dopiero wtedy zaprotestował.

– Hej! Co ty robisz...

– Wybacz, książątko – rzuciła, po czym popchnęła go prosto w szparę za łóżkiem.

Stęknął głośno przy zderzeniu z podłogą, ale zamilkł w momencie, gdy drzwi ponownie zostały wyważone i do środka wpadł Sileth, a zanim jej ojciec.

– Znalazłaś coś? – zapytał ten drugi. Nawet w nikłym świetle rzucanym przez latarenkę trzymaną przez Siletha dostrzegła, że koszula kapitana przesiąkła krwią. Nie jego. Czerwonych Kurt. W sumie w tych kolorach niewiele się od nich różnił wyglądem.

– Jedzenie – wykrztusiła bez uprzedniego złapania powietrza. Nabrała go teraz i powiedziała pewniej. – Tylko jedzenie. I trochę ubrań.

– Kapitanie? – odezwał się niskim, zachrypniętym od krzyków głosem Sileth. – Co robi łóżko w spiżarni?

– A skąd mam wiedzieć, durniu? – odwarknął tamten. – Możesz się go zapytasz, co?

Sileth jedynie wzruszył ramionami.

– Po prostu wydało mi się to dziwne.

Ojciec odetchnął głęboko, po czym podniósł jakąś koszulę, którą dziewczynka musiała wcześniej wyrzucić z kufra, i wytarł nią miecz. Biały materiał zabarwił się na czerwono.

– Po prostu – ciągnął kapitan – to zejdź mi z oczu, Silethcie. Bo nie ręczę za siebie.

– Tak jest, kapitanie! – Mężczyzna kpiąco zasalutował i wyszedł z pokoju. Ojciec wzniósł oczy ku niebu.

– Ojcze? – zapytała dziewczyna.

Ojciec jedynie uniósł brew.

– Przejmiemy ten statek?

– Nie. Za mało nas, żeby okiełznać tak wielką bestię. Zresztą to okręt pasażerski. Nie nada się do niczego innego niż do przewożenia bogatych tyłków.

Obrócił się na pięcie i wyszedł śladem Siletha.

Dziewczynka po raz nie wiadomo który tej nocy odetchnęła z ulgą. Pozostał tylko problem, co zrobić z księciem. Jeśli udałoby się jej jakoś przemycić go na ich statek, mogłaby się do niego zakradać i go dokarmiać. Gdy dobiją do brzegu, mogłaby go przeszmuglować do portu i puścić wolno. Skoro nie przywłaszczają sobie tego okrętu, to oznaczało, że ojciec zostawił kilku żołnierzy króla przy życiu. Mogliby się zająć swoim księciem. Jeśli któryś w ogóle wiedziałby, że przeżył. Mogłaby o to zadbać. Podczas przenoszenia zapasów jest spory zamęt. Mogłaby się do któregoś zakraść i mu powiedzieć. Ale to było działanie wbrew rozkazom jej ojca. Bała się jego gniewu, ale ukrywając księcia, już mu się sprzeciwiła. Miała ochotę to powtórzyć. Tylko jeśli ten coś by zauważył...

– Chodźże, Allegro! – rozkazał ojciec ze schodów.

A ona poszła.

Continue Reading

You'll Also Like

46.1K 3K 17
Till yesterday she was marring her brother's friend but suddenly ended up marring his college owner and a cold hearted person
82.6K 2.4K 19
Warning: 18+ ABO worldကို အခြေခံရေးသားထားပါသည်။ စိတ်ကူးယဉ် ficလေးမို့ အပြင်လောကနှင့် များစွာ ကွာခြားနိုင်ပါသည်။
216K 10.3K 55
My name is Alex Cruz, I'm a omega, so I'm just a punching bag to my pack. But Emma, Queen of werewolves Sam, queen of dragons Winter, queen of vampi...
28.6K 1.9K 79
Just read the book to know. This book is inspired by the book Enigmatic queen by @SuccessSmile. I have made a lot of changes in the story as then I...