pakt samobójców ✔

By retardacja

426K 36.5K 8.6K

Dwoje ludzi. Jeden układ. Trzynaście tygodni. Skylar Morgan doskonale wiedziała z jakiego powodu znalazła się... More

ważne!
pakt samobójców | luke hemmings
jeden
dwa
trzy
cztery
dodatek świąteczny
sześć
siedem
osiem
dziewięć
dziesięć
jedenaście
dwanaście
trzynaście
czternaście
piętnaście
szesnaście
siedemnaście
osiemnaście
dziewiętnaście
epilog
kilka słów na do widzenia

pięć

21K 1.7K 386
By retardacja

Pukanie w okno przerwało moje nicnierobienie. Ociężale zwlekłam się z łóżka, aby sprawdzić kto zaszczycił mnie swoją obecnością, jednak tej osoby się nie spodziewałam. 

- Luke? – zamrugałam kilkukrotnie, chcąc się upewnić, że nie przywidziało mi się, zanim otworzyłam okno. 

- Spodziewałaś się kogoś innego? – jego głos był jakiś inny, pozbawiony tej iskierki radości, która nieustannie mu towarzyszyła.

- Tak właściwie nie spodziewałam się nikogo. – powiedziałam cicho, uważnie lustrując go wzrokiem.

Na głowę miał zarzucony czarny kaptur swojej bluzy, ubrany był standardowo w ciemne spodnie i znoszone trampki. Jednak było w nim coś innego. Unikał mojego spojrzenia, patrząc na swoje buty. Przysiadł na skraju łóżka, a ja już w ogóle nie mogłam dostrzec jego twarzy. 

- Lukey, wszystko w porządku? – zapytałam, niepewnie podchodząc do niego.

Byłam skołowana. Skąd on w ogóle wiedział jak dostać się do mojego pokoju? Toksyczność atmosfery udało się wyczuć na kilometr. Hemmings milczał gdy przysiadłam się do niego. Czułam się naprawdę niezręcznie. Aby zabić czas zaczęłam bawić się palcami. Jego wizyta to była dla mnie niemałą niespodzianką i stanowiła zagadkę. Nie uprzedził nawet, że się tu wybiera i nie za bardzo byłam pewna jego intencji.

- Wiesz... - odezwał się wreszcie – Dużo ostatnio myślałem. I przyszło mi coś do głowy.

Nie minęła sekunda, a ciało Luke'a znalazło się na moim. Z gardła wyrwał mi się okrzyk zaskoczenia, a serce nienaturalnie przyśpieszyło. Szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w twarz blondyna, szukając na niej oznak jakiś emocji, ale niczego takiego tam nie było. Dłoń Hemmingsa zaczęła błądzić po moim ciele, sprawiając, że chciałam zacząć krzyczeć i to niekoniecznie z przyjemności. Bałam się jego dotyku. 

Nagle pochylił się, a gorący oddech uderzył w moje ucho, gdy zaczął szeptać.

- Skoro tak bardzo chcesz umrzeć, to chyba nie obrazisz się, jeśli to zrobię.

Do oczu napłynęły mi łzy, gdy poczułam metal przy swojej skórze.

- Luke... - powiedziałam praktycznie niesłyszalnie.

- Do zobaczenia po drugiej stronie. – zaśmiał się, zanim nóż wbił się w moją klatkę piersiową. Nie wiem nawet czy zdążyłam krzyknąć, nim wszystko stało się czarne.

I'm bringing sexy back them motherfuckers don't know how to act.

Gwałtownie  poderwałam się do pozycji siedzącej, dysząc jak po przebiegnięciu ćwierćmaratonu. Kilka sekund zajęło mi w ogóle dojście do siebie i uświadomienie sobie, że piosenka Justina Timberlake'a, będąca moim dzwonkiem nadal gra. Nie patrząc na wyświetlacz, odebrałam go.

- Dzień dobry, partnerko. – wesoły głos dotarł do moich uszu. 

- Jezu, Luke – powiedziałam na wydechu, z powrotem opadając na poduszkę. 

- Mam nadzieję, że dobrze się spało i przyśniłem ci się ja, ale najwyższa pora wstawać. 

Gdybyś tylko wiedział... 

Spojrzałam na zegarek i zamarłam. 

- Lucas, nie ma nawet 5. – jęknęłam, gapiąc się na świecące liczby.

- Podziękujesz mi później. Wyjrzyj przez okno i podziwiaj jaki mamy cudowny wschód słońca.

- Jesteś typem marzyciela? – zapytałam, odrobinę uszczypliwie

- Staram się wyciągać to, co najlepsze z chwil, które nam zostały.

- I koniecznie musisz to robić o piątej rano? – po drugiej stronie usłyszałam przyjemny dla mojego ucha śmiech. 

- Nie bądź wredna, Sky. Właściwie miło by było gdybyś do mnie dołączyła. 

- Może nie dzisiaj, muszę się jeszcze wyspać do pracy. 

- Nuuuuda. O której kończysz? 

- O szóstej. – akurat wyrwało mi się przeciągłe ziewnięcie, więc brzmiało to bardziej jak dziwne mruknięcie.

- W takim razie przyjadę po ciebie o szóstej i jedziemy spełniać moje drugie życzenie. – rozłączył się i mogłam przysiąc, że w tym momencie na jego twarzy pojawił się jeden z tych głupkowatych uśmiechów, które sprawiają, że nie sposób tego nie odwzajemnić.

Dopiero teraz zauważyłam, że moja piżama dosłownie kleiła się do mojego ciała. Dojście do siebie po tym koszmarze zajęło mi więcej czasu niż zwykle. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam Luke'a wbijającego we mnie nóż. Hemmings ze snu niczym nie przypominał tego prawdziwego, czego najlepszy dowód miałam przed chwilą, ale mimo to ta wizja mnie przeraziła. 

Czyli minął już tydzień... Od tego czasu zdążyłam w złości rozbić kilka talerzy, wymienić z Lukiem setki esemesów i zostawać w pracy po godzinach zdecydowanie więcej niż zazwyczaj. Spędzanie czasu z Ashtonem było dla mnie o wiele lepszą perspektywą, gdy do wyboru ma się jeszcze kolejną awanturę z moim bratem.

Aż trudno uwierzyć, że studia mogą wyciągnąć z człowieka to, co najgorsze. Sean był kretynem od zawsze, ale kiedyś dało się go kontrolować i był dla mnie przez długi czas autorytetem i ochroną przed złem tego świata. Szkoda, że przestał nią być w najgorszym momencie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Oczywiście już nie udało mi się zasnąć. Z nudów poćwiczyłam nawet z Jillian, bo wyjście z pokoju chciałam jak najbardziej opóźnić. Opuściłam moją jaskinię dopiero po dziewiątej, wiedząc że bez kawy przeżycie tego dnia będzie graniczyło z cudem. 

Wystukiwałam palcami o stół rytm znanej tylko mi melodii, gdy do kuchni wszedł Sean, drapiąc się po tyłku. Przemilczałam jego pojawienie się i wzięłam spory łyk napoju, jednocześnie uważnie lustrując jego działania. Na półprzytomnie sięgnął do lodówki, z której wyciągnął karton mleka, aby chwilę później zalać nim płatki. Bez słowa dosiadł się do mnie i spokojnie zaczął konsumpcję swojego śniadania. 

W ostatnim tygodniu dokładaliśmy wszelkich starać, aby się unikać. No, może jak robiłam to odrobinę mocniej. Powróciłam do wchodzenia do domu przez okno w pokoju i korzystałam z kuchni tylko, gdy miałam pewność, że Sean siedzi w swoim syfie, który pieszczotliwie nazywa pokojem albo kręci się po mieście. Mimo wszystko zdarzyło nam się kilka konfrontacji, których nie mogłam zaliczyć do najprzyjemniejszych. Padło za wiele słów, których żałuję i  które bolały. Po jego wczorajszym wyjściu nie myślałam, że uda mu się wstać tak wcześnie. 

- Od jak dawna jesteś blondynką? – zapytał, przeżuwając swoje płatki.

Odruchowo chwyciłam pomiędzy dwa palce pukiel swoich włosów i wygięłam go do góry, przyglądając mu się. 

- Pofarbowałam się krótko po twoim wyjeździe. – z całych sił chciałam, aby ton mojego głosu nie wyrażał żadnych emocji, ale wyszło mi to raczej marnie.

- Ładnie. – skomentował, wracając do swojego śniadania.

Nie należało to do konwersacji najwyższych lotów, ale to był pierwszy normalny dialog między nami od niepamiętnych czasów. Było mi z tym dziwnie, ale jednocześnie czułam jakby z mojej klatki piersiowej zdjęto ogromny ciężar. Być może to tylko moja złudna nadzieja, ale może to będzie pierwszy krok do naprawienia naszych relacji?

- Wieczorem jest maraton z „Jak poznałem waszą matkę". – oznajmił, grzebiąc łyżką w mleku. – Może pooglądamy?

- Dzisiaj już się umówiłam. – Uśmiechnęłam się przepraszająco – Ale możemy to nadrobić w jakiś inny dzień. 

- Spoko. – Puścił mi oczko. - Spotykasz się z Emily? 

Mój żołądek wywinął fikołka po tym pytaniu. Przed oczami stanęła mi fotografia wykonana podczas zeszłotygodniowej libacji. Nie potrafiłam wyrzucić jej z głowy. Mimo wszystkich spięć martwiłam się o to, co u niej i czy nadal jest w takim samym bagnie, w które wpadła. 

- Ona uciekła, nie pamiętasz? – mruknęłam, spoglądając na zegarek na ręce. – Muszę już iść. 

Wstałam od stołu i wziąwszy torbę, wyszłam z domu, rzucając Seanowi krótkie „do zobaczenia". 

Klimatyzacja w samochodzie była wybawieniem przed sauną panującą na zewnątrz. Z głośników popłynęły takty płyty Arctic Monkeys, które towarzyszyły mi przez całą drogę do pracy. Z sentymentem spojrzałam na sklep. Przychodzenie tutaj nigdy nie kojarzyło mi się z przykrym obowiązkiem. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego miejsca do zarabiania. Jako, że był to biznes rodzinny, tak właściwie mogłam się poczuć jak jej członek. Oczywiście, pan Irwin momentami bywał surowy, ale to tylko i wyłącznie dla naszego dobra i nigdy nie miałam mu tego za złe. 

Jako, że to ja miałam dzisiaj otwierać sklep, wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że w środku ktoś już jest. Dzwoneczek jak zawsze zadzwonił, oznajmiając moje przyjście i oczy wszystkich obecnych zwróciły się w moją stronę. 

- Skylar, czekaliśmy na ciebie. – pani Irwin posłała mi promienny uśmiech i machnęła ręką, abym podeszła bliżej. 

To nie była zwykła kobieta, to był anioł. Jej nie dało się nie lubić. Potrafiła i chciała pomóc w każdej możliwej sytuacji. Zaczynając na problemach z algebrą, a na odebraniu z komisariatu kończąc. Często, gdy przychodziłam do pracy chora, ona potrafiła przygotować mi gorącą zupę. Wiele bym dała za taką rodzicielkę. 

- Co się dzieje? – zapytałam, odrobinę zdezorientowana, ale posłusznie wykonałam polecenie. 

- Mamy ci coś ważnego do powiedzenia. - oznajmił Ashton i objął mnie ramieniem. – Przenosimy sklep do centrum.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, a chwile później na mojej twarzy pojawił się uśmiech tak szeroki, że aż zaczął mnie boleć. Mimo kryzysu na rynku płytowym, obroty stale wzrastały, zakres towaru się zwiększał, ale miejsca w magiczny sposób nie przybywało. Jednak nigdy nie słyszałam o przenosinach. Szczerze powiedziawszy miałam ochotę skakać z radości i chyba tylko trzymający mnie Ash w miarę powstrzymywał moje zapędy. Rzeczywistość zaatakowała mnie chwilę później, uderzając we mnie z zaskakującą siłą.

- To kiedy przeprowadzka? – zapytałam, chcąc brzmieć jak najbardziej luźno i wesoło jak to tylko możliwe, ale moje ciało napięło się. Oby tylko Irwin tego nie poczuł. 

- Za dokładnie dziewięć tygodni otwieramy. – odezwał się ojciec Ashtona. – Przez ten czas będziemy potrzebować trochę więcej twojej pomocy niż zwykle. Możemy na ciebie liczyć?

Dziewięć tygodni. Jeszcze tutaj będę. Jeszcze będę żyć i doczekam otwarcia sklepu. W duchu ucieszyłam się z tego, że dostałam możliwość bycia częścią tych wielkich zmian. Odcisnę po sobie jakiś ślad, może mało znaczący, ale to zawsze coś.

- Pewnie, że tak – odpowiedziałam, zdecydowanie kiwając głową. 

Dzień minął mi niesamowicie szybko. Miałam pewność, że spowodowane to było moim dobrym humorem. Cały czas podśpiewywałam piosenki grające akurat w sklepie i obdarzałam klientów promiennym uśmiechem, który najczęściej odwzajemniali. Nim się spostrzegłam nadeszła szósta, a naprzeciwko drzwi stanęło znajome, czarne BMW. 

- Kogo moje oczy widzą. – zacmokał Ashton, patrząc jak blondyn przechodzi przez próg. 

Od razu podszedł do niego i przybyli sobie piątkę. Oto dowód jak alkohol może zacieśnić więzi międzyludzkie. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i poszłam na zaplecze zabrać swoje rzeczy. 

- Na dziś skończyłam. – oznajmiłam, poprawiając torbę na ramieniu. 

Luke i Ash toczyli właśnie dyskusję na temat wyższości jednej gitary nad drugą. Irwin zawsze był zakręcony na punkcie instrumentów. Sam potrafił grać na pewno na dwóch lub trzech, ale odliczania wciąż trwało. Chłopak szybko się uczył i, co najważniejsze, lubił to. Tego zapału zawsze mu zazdrościłam. No i jeszcze radości, która od niego biła. Czasami miałam wrażenie, że potrafi wyciągnąć pozytywy z najgorszych chwil. Dla mnie było to nie do pojęcia.

- Miło było się spotkać na trzeźwo. – zaśmiał się Luke. – Trzeba to kiedyś powtórzyć. 

- W razie czego wiesz gdzie mnie znaleźć. 

Podeszłam do Ashtona i cmoknęłam go w policzek na pożegnanie. 

- Tylko grzecznie mi tam, dzieciaki. – krzyknął, gdy zamykały się za nami drzwi. 

Jak zawsze ciężkie, gorące powietrze buchnęło mi w twarz. Nieświadomie zmarszczyłam nos i przymknęłam oczy. Wyglądałam zapewne jak kret wychodzący ze swojej nory. To nie było zbyt urocze.

- Gotowa, partnerko? – zapytał, otwierając przede mną drzwi. 

Pokiwałam głową, wsiadając do auta i zapięłam pas. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie chcę przecież umrzeć czy coś.

- To czego dzisiaj słuchamy? – spytałam, zwracając się w stronę Luke'a i jednocześnie poprawiając się na siedzeniu. 

Hemmings, nie odrywając wzroku od drogi,  włączył odtwarzacz. Z głośników poleciała znajoma melodia. 

- Chyba coraz bardziej cię lubię. – rzuciłam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. 

Luke nie odezwał się, tylko wyciągnął paczkę papierosów i włożywszy sobie jednego do ust, poczęstował mnie. Jako, że darowanym fajkom się nie odmawia, przyjęłam go z radością. Chwilę później oboje zatruwaliśmy swoje organizmy z oknami otwartymi na oścież i piosenką The 1975 grającą na cały regulator. Blondynowi palenie nadal nie sprawiało radości i krzywił się niemiłosiernie, co bardzo mnie rozśmieszało. 

Przymknęłam oczy, pozwalając, żeby wiatr plątał moje włosy. Nie trwało to jednak długo, bo duchota dostająca się do auta nie umilała nam podróży tak bardzo jak klimatyzacja.

- Wiesz... - zaczęłam – Jednak śniłeś mi się dzisiaj.

Cwany uśmieszek pojawił się na jego twarzy i na moment zawiesił na mnie spojrzenie, lekko przygryzając kolczyk w ustach. Okej, to chyba było seksowne. Nawet bardzo. 

- To dlatego masz taki dobry humor? 

- O tak, zazwyczaj jestem w wyśmienitym humorze, gdy śni mi się, że ktoś chce mnie zabić. 

Brwi chłopaka powędrowały ku górze.

- Masz dziwne fantazje, Sky. – skwitował.

Twarz powoli zaczęła mnie boleć od tego całodniowego uśmiechania się, ale nie mogłam się tego pozbyć za nic w świecie. Tak samo było gdy podjechaliśmy pod park rozrywki. Nie miałam pojęcia co Luke planował konkretnie tu robić, ale sama perspektywa bycia w tym miejscu, obudziła we mnie wewnętrzne dziecko, które miało ochotę skakać i ciągać za rękawy rodziców, nieustannie pytając czy pójdziemy na karuzelę. 

Wszędzie świeciły się kolorowe światełka, a w powietrzu krążył zapach popcornu i waty cukrowej. 

- No, no Hemmings – zacmokałam – nie wiem co tu robimy, ale podoba mi się. 

- Co jadłaś na obiad? 

- Sałatkę z kurczakiem. – odparłam zaskoczona jego pytaniem.

- To dobrze, bo idziemy na Kolejkę Samobójców. 

Obdarzyłam go gorzkim uśmiechem, czując ironię tej nazwy i naszej obecnej sytuacji. Rollercoaster, który wybrał Luke był chyba najstraszniejszą atrakcją obiektu. Miał niezliczoną liczbę zakrętów i górek. Faktycznie, tylko samobójcy mogliby się zdecydować na jazdę nim. Jeśli się nie porzygam to uznam to za osobisty sukces. Ale, hej, przecież dwa tygodnie temu skoczyłam na bungee. Nic nie jest mi już straszne. 

Tak przynajmniej myślałam, dopóki nie usiadłam zapięta we wszystkie pasy bezpieczeństwa w wagoniku. Zaczęłam się wiercić i sprawdzać czy aby na pewno wszystko jest na swoim miejscu. 

- Spokojnie, partnerko. – usłyszałam tuż przy swoim uchu, a jego oddech połaskotał mnie w szyję.

Wzięłam dwa głębokie wdechy i panika zaczęła powoli mnie opuszczać. Chwilę później kolejka ruszyła z szarpnięciem. Powoli pięliśmy się coraz wyżej, a tory wydawały się mi zaraz kończyć. Z każdą chwilą coraz więcej adrenaliny zaczęło krążyć w moim krwioobiegu. Zerknęłam na Luke'a i stwierdziłam, że jego reakcja jest podobna. Niepewnie, obawiając się co zrobi, chwyciłam go za rękę. Przez moment nie zrobił nic, ale zaraz potem odwzajemnił uścisk i splótł nasze palce. Lekkie ciarki przeszły przez moje ramię. Wreszcie dojechaliśmy na skraj zjazdu, a żołądek podskoczył mi do gardła. 

- No to lecimy. – zaśmiał się, kiedy wagonik zaczął schylać się w dół. 

No to lecimy, zawtórowałam mu w myślach, a my z pełną prędkością ruszyliśmy w dół. 

- To było... - zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć, bo Luke wszedł mi w słowo.

- Zajebiste. – Jego oczy dosłownie lśniły z podekscytowania. 

Teraz to on zachowywał się jak szczęśliwe, wyrośnięte dziecko. Doszłam do wniosku, że Hemmingsowi brakowało w życiu adrenaliny, skoro dwa jego życzenia były nią aż nabuzowane. W porównaniu z tym moje można było porównać do nauki szydełkowania. No, dobra może ja też zafunduję nam trochę rozrywki. Nim doszliśmy do siebie po szaleńczej jeździe, zaczęło się powoli ściemniać. Spacerowaliśmy po parku rozrywki, zajadając się karmelowym popcornem. Czułam się w jego towarzystwie cholernie dobrze. 

Podczas jazdy rollercoasterem cały czas trzymałam go za rękę i dopiero gdy zatrzymaliśmy się, zdałam sobie sprawę, że uścisk był tak mocny, że aż zbielały mi kostki. Luke jednak nic nie powiedział.

Musiałam przyznać, że chcąc nie chcąc osoba blondyna coraz bardziej mnie intrygowała. Chciałam poznać powody, dla których chce się zabić. Chciałam poznać jego ulubione piosenki. Chciałam poznać te mroczne zakamarki jego duszy, które chowa przed światem. Po prostu chciałam się dowiedzieć o nim tak wiele, jak tylko można w tym czasie, który sobie zostawiliśmy.

Widzieliście to piękne lanie, które zafundowaliśmy Rosjanom? Teraz czas na Niemcy!

Wiem, że strasznie długo musieliście czekać i jest mi z tego powodu na serio głupio, ale w tym roku zaczęłam rozszerzenia i przytłoczył mnie nadmiar materiału. Jak zawsze dziękuję za wszystkie komentarze i votes. 

Jeśli szanujesz moją pracę lub sama piszesz fanfiction dobrze wiesz jak bardzo te kilka słów pod rozdziałem dodaje skrzydeł. 

Mam nadzieję, że na następny rozdział nie będziecie musieli tyle czekać. 

Do usłyszenia!

Continue Reading

You'll Also Like

94.2K 3.6K 31
- Bardzo pana przepraszam, panie... - Styles - wszedł mi w słowo. - Tak, wiem - przyznałam i mimowolnie uśmiechnęłam się. Czułam jak moje policzki ró...
7.5K 726 17
Truskawkowe dramione by J. Mistrzostwo Świata - jedyny cel. Jedno pragnienie - wygrana. Wygrana z każdym, kto stanie na drodze do sukcesu. A w między...
551K 35.4K 50
-Potrzebuję mapy, bo zgubiłem się w twoich oczach.
51K 6.4K 20
Każdy z nas ma sekrety, które czasem utrudniają nam kontakt z innymi. Sprawiają, że stajemy się skryci, bardziej niepewni lub nieufni. Harry posiadał...