Błękit jaśminu (Aquaman: Król...

By Solipsit

1.2K 77 47

Po koronacji na władcę Siedmiu Mórz i Oceanów, Arthur Curry (Aquaman) wbrew oczekiwaniom części Rady Królewsk... More

Nim ułyszysz szum fal...
Woda // Ziemia

1. Bez złudzeń

482 41 37
By Solipsit

24.03.2019r.

Witam wszystkich! :)

Na sam początek chciałabym gorąco podziękować Linkemon, dzięki której znalazłam w sobie motywację, aby na poważniej "wziąć na warsztat" całą tę opowieść. :) Koniec końców pomyślałam, że skoro cała fabuła od dłuższego czasu nie daje mi spokoju, to nigdy nie zaszkodzi spróbować ją spisać.

Myślę, że całość będzie liczyć sobie koło 10-12 rozdziałów. Od strony "romantycznej" Błękit Jaśminu z założenia nie miał być slow burnem, ale nie martwcie się - za łatwo też nie będzie! Potrzymam Was trochę w niepewności. Spokojna głowa! <3 

A ile czasu spędzimy wspólnie ze wszystkimi bohaterami? Zobaczymy. :) Mam jednak nadzieję, że podobnie jak mnie, "Błękit Jaśminu" zostawi Was z miłym poczuciem na sercu... W swoim czasie, rzecz jasna. ;)

Nie przedłużając - zapraszam do czytania / komentowania / gwiazdkowania! Polski fandom DC na (polskim) Watt ma się dość słabo, także mam nadzieję rozruszać go nieco tą opowieścią! :D

PS. - W chwilach pomiędzy publikacją kolejnych rozdziałów zapraszam do mojego głównego projektu - "Zmienne tętno" tworzone w oparciu o fandom Detroit: Become Human.

Do następnego!

Olafur Arnalds – I Could Have Stopped It

Tamtej nocy na powierzchni rozpętał się sztorm.

Choć upadły władca Atlantydy znajdował się na samym dnie oceanu, całym sobą odczuwał wzburzenie, rozgrywające się setki metrów sześciennych słonych wód nad jego celą. Słyszał echo wysokich, długich fal i urywany ryk morza, białego od piany. Huk niszczycielskiej siły żywiołu, gotowej rozerwać i zmiażdżyć, po czym porwać ze sobą na dno wszystko, co tylko stanęłoby mu na drodze.

Nie tylko mętne wody nie umiały odnaleźć spokoju. Duszą wyklętego Atlanty również miotało burzliwe dziesięć w skali Beauforta.

Miesiąc. Minął miesiąc, od kiedy trwał w zamknięciu. Dokładnie trzydzieści dni, które spędził pod kluczem w więzieniu dla zbrodniarzy, stanowiących największe zagrożenie dla podwodnego świata po tej stronie globu.

Spędził ponad siedemset godzin w celi. Klaustrofobicznej i pełnej mętnej, błotnistej wody o temperaturze bliskiej zeru, wystawiającej jego odporność na coraz większą próbę. Już pierwszego dnia spostrzegł, jak łatwo muł przylgnął do każdej powierzchni jego ciała. Mimo wszelkich prób zapanowania nad toczącą go zgnilizną, w ciągu zaledwie kilku dni cały przesiąkł brudem i smrodem głębiny.

Czterdzieści trzy tysiące minut, z których każda zdawała się trwać wieczność.

Ponad dwa i pół miliona sekund, pełnych samotności i goryczy, toczącej jego umysł niczym trąd. Zastanawiania się „co by było, gdyby". Życia utraconymi, niewykorzystanymi szansami. Graniczącą z furią bezradnością, napełniającą jego żyły kolejnymi kroplami, na wzór trucizny ścinającej krew.

Trucizny, zaćmiewającej umysł i powołującej do życia wszystkie jego demony.

A to był dopiero początek. Przeklęty początek, a on już zdążył się poddać.

Ojciec miał rację. Stało się dokładnie tak, jak przez lata wypominał mu to przy każdej możliwej okazji. Gdy on, jako syn i jego następca, nie okazywał się najlepszy ze wszystkich w pałacu lub jakkolwiek zawiódł jego zaufanie.

Był nędznikiem. Słabeuszem. Godną pożałowania kreaturą, którą prędzej czy później miała dopaść kara i zapomnienie.

To samospełniające się proroctwo, ciągnące się przez całe życie księcia, źródło rozlicznych obaw i lęków... W końcu mogło się ziścić. Z całą siłą.

Bez względu na próby przezwyciężenia tego, co okazało się nieuniknione.

Od paru godzin leżał w bezruchu na posłaniu, nie mogąc zmrużyć oka. Bezskutecznie usiłował przekroczyć granicę jawy i snu, by choć na chwilę móc wyrwać się ze szponów okrutnej rzeczywistości.

Pokuty, którą sam na siebie sprowadził.

Nie poruszył się, gdy ciężkie drzwi jego celi nagle uchyliły się. Mężczyzna nie otworzył zmęczonych oczu, słysząc ciężkie kroki przybysza odbijające się echem od ścian jego więzienia, przekonany, że stanowiło to jedynie wytwór jego wyobraźni. Od kiedy znalazł się pod kluczem, wszystko wydawało mu się snem.

Ten widać miał być inny od reszty.

Wizja nie chciała go opuścić, toteż w końcu powoli otworzył oczy. Ku jego zaskoczeniu, w progu majaczyła wysoka, postawna sylwetka odziana w charakterystyczny, złoty strój. W dłoni dzierżyła lśniący trójząb.

– Orm – rozległ się dudniący głos Arthura, zwanego przez ludzi Aquamanem, niedawno koronowanego Wszechwładcy Siedmiu Mórz i Oceanów. – Przepraszam za to nocne najście, ale... – Przybysz wyraźnie chciał coś jeszcze dodać, lecz głos uwiązł mu w gardle, gdy dokładniej przyjrzał się cieniowi, kulącemu się na posłaniu w kącie klaustrofobicznej celi.

Więzień, będący jego przyrodnim bratem, przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy.

Niemożliwe, co potrafi zrobić z człowiekiem samotność i brak wiary w lepsze jutro, pomyślał Arthur i ciężko westchnął.

Książę w niczym nie przypominał dawnego siebie. Był całkowitym przeciwieństwem arystokraty, którego trzy miesiące wcześniej poznał jako władcę Atlantydy. Po młodym mężczyźnie, cechującym się równie wybuchowym, co walecznym charakterem, graniczącej z narcyzmem pewnością siebie oraz żarem w oczach nie pozostał ślad.

Zniknął bezpowrotnie lub zapadł w głęboki stan uśpienia.

Jego niegdyś ogoloną na gładko twarz o szlachetnych rysach spowiła gęsta szczecina jasnego, pozieleniałego od brudu zarostu, a cera przybrała niezdrowy, trupioblady odcień. Błękitne, obecnie przekrwione oczy, okolone ciemnymi półokręgami, spoglądały na niego z bladej jak śmierć twarzy. Wyczekująco, z przyćmionym przez zmęczenie zaciekawieniem.

– Po co przyszedłeś? – zapytał go więzień zachrypniętym głosem, powoli podnosząc się do siadu i wbił w niego zimne spojrzenie jasnoniebieskich oczu. – Jest środek nocy – dodał, choć w gruncie rzeczy nie był tego pewien.

W miejscu, w którym się znajdował, zawsze dochodziło niewiele światła z powierzchni.

– Musiałem zobaczyć, jak się trzymasz. Nie mogę przestać myśleć o twoim procesie, bracie.

Orm w milczeniu zniósł ciężar tego słowa. Brat. Nawet nie zamierzał kłócić się ze słowami Arthura. Podczas trwania rozprawy tyle razy, ile zaprzeczał ich pokrewieństwu, tyle razy starszy mężczyzna jak na złość upierał się przy swoim.

I choć nie miał odwagi przyznać tego przed samym sobą, to jedno pojedyncze słowo zawsze poruszało w nim strunę, o której istnieniu przez lata nie miał pojęcia.

Książę otworzył usta, lecz słowa, które z nich padły, wybrzmiały zupełnie obcym mu głosem.

– Przecież wiesz doskonale, jak się miewam. Byłeś tu, gdy szykowano moją celę i zamknięto mnie w tym więzieniu – odparł oschle, lecz ciszej niż zamierzał, z braku siły i zamachał ręką, gestem dłoni wskazując na niedużą przestrzeń. – Po co przyszedłeś? – Orm ponowił swoje pytanie, tym razem śmielszym, władczym tonem, przypominającym mu czasy jego świetności.

Nawet nie próbował ukryć złości, przemieszanego z żalem, którą odczuwał na widok mężczyzny uparcie nazywającego go swoim „bratem".

Arthur był w końcu tym, który wszystko mu odebrał.

– Dużo myślałem o twoim wyroku – powtórzył swoje słowa Aquaman i zaczął kroczyć od po niemałej przestrzeni, uważając na niski sufit. – Uważam go za zbyt surowy.

– Jako władca nie masz prawa kwestionować jednoznacznej decyzji Rady Królewskiej – odparł mu chłodno więzień.

– Orm, może powiem to bez ogródek – wszedł mu w słowo Arthur i przybliżył się do posłania upadłego króla. Utrzymał jednak pewien dystans, wychodzący naprzeciw jego słowom. Złote, na wpół ludzkie oczy wpatrywały się w więźnia z determinacją, lśniąc w mroku. – Nie obchodzi mnie to, co zaszło między nami. Oboje wyszliśmy cało z naszych walk, więc nie ma o czym mówić. Szczególnie, że przez lata rządziłeś tymi głębinami lepiej, niż wielu przed tobą przez całe swoje życie. Atlantyda za twoich rządów stała się silnym królestwem na miarę naszych czasów.

– Prawie wywołałem wojnę z Powierzchnią – wszedł mu w słowo jasnowłosy. Trawił go gniew, przemieszany z goryczą. – Wojnę, w której zginęłyby miliony moich poddanych. To nie jest coś, co zasługuje na przebaczenie.

Ledwo to wypowiedział, a już miał ochotę odgryźć sobie język. Dlaczego wypowiedział te słowa na głos?! Dlaczego nie zapierał się, usiłując wmówić mu swój brak win?! Miał po temu najlepszą możliwą okazję i wierutnie ją zaprzepaścił! Przez swoją impulsywność raz jeszcze uczynił się największym z głupców!

Tym gorzej, że przecież chciał dobrze. Dla wszystkich.

Dla swoich poddanych, aby już nigdy nie musieli żyć w strachu przed bezmyślnością i okrucieństwem ludu Powierzchni.

Dla Atlantydy, która po tysiącleciach wreszcie mogłaby powstać z dna oceanu i raz jeszcze wkroczyłaby w czasy swojej świetności, podbijając cały glob.

Dla Mery, aby wyniesiona na piedestał, jako pani nowego porządku świata, może kiedyś pozbyła się tej skrytej niechęci i rezerwy, którą z jakiegoś powodu darzyła go od dnia, w którym się poznali. Bez względu na jego starania i zapewnienia, że była dla niego najważniejsza.

I dla siebie, by mógł poczuć się godzien dźwigania odpowiedzialności, która ciążyła nad nim od najmłodszych lat... Aby raz na zawsze odciął się od głęboko zakorzenionego lęku, że był tylko spadkobiercą, niegodnym swojego dziedzictwa.

Z drugiej strony, od rozmowy z matką, trawiło go poczucie winy. Tym trudniejsze do wyparcia, bo powiązane ze wszystkim, w co wierzył przez długie, długie lata.

– Skoro zacząłeś o przebaczeniu, bracie... Niedawno rozmawiałem z matką. O twoim dzieciństwie u boku Orvaxa, twego ojca.

Olafur Arnalds – Going Under

Słysząc to, oczy upadłego władcy najpierw rozszerzyły się, słysząc o królowej Atlannie, po czym groźnie zalśniły i zwęziły się w wąskie szpary.

Nie wymawiaj tego imienia!, zdawały się grzmieć.

Arthur kontynuował, nie bacząc na słane ku niemu gromy. Chciał dokończyć to, po co tu przyszedł. Wiedział, że nigdy dozna spokoju ducha, jeśli teraz postanowiłby się wycofać.

– Jestem pewien, że gdybym był wychowywany przez kogoś takiego, jak on, prędzej czy później też przyjąłbym podobną wizję świata. Pełną nienawiści i nie znającą litości. Nie zamierzam umniejszać twoich win, jeśli tego się obawiasz. Poczyniłeś wiele zła, Orm. Widzę jednak, że sam już jesteś tego świadomy.

Atlanta odpowiedział mu milczeniem.

– Chodzi mi o to, że... Bez względu na wszystko, jesteś moim bratem, człowiekiem o wielu możliwościach i szerokich horyzontach. Efekty twojej władzy dodatkowo utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Matka ma jednak rację mówiąc, że pogubiłeś się. Ale w głębi duszy nie jesteś zły. Postawiony przed prawdą, potrafiłeś okazać skruchę i byłeś gotów ponieść karę, jaka by ona nie była... Twoje zachowanie podczas trwania rozprawy zadziwiło wielu. Nie broniłeś się przed sprawiedliwością i nie usiłowałeś przeinaczyć swoich zbrodni... Zamiast tego z pokorą przyjąłeś swój wyrok.

– Każdy na moim miejscu postąpiłby podobnie.

Bujne, brązowe włosy Aquamana zafalowały, gdy pokręcił przecząco głową i uniosły się wokół jego głowy na wzór skrzydeł. Jego okoloną brodą twarz rozjaśnił półuśmiech.

– Tylko ten, kto kieruje się honorem i ma odwagę, by przyznać się do błędu, zachowałby się tak, jak ty. I musiałby mieć w sobie cholernie dużo odwagi, biorąc pod uwagę zarzuty, jakie ci postawiono.

Słysząc to, Orm spuścił wzrok na dłonie, niespokojnie oparte na kolanach. Nie spodziewał się podobnych słów ze strony przyrodniego brata. Miał mętlik w głowie. Coraz bardziej czuł się zagubiony, nie wiedząc, dokąd finalnie miała prowadzić cała ta rozmowa.

Wtedy Arthur przemówił, jakby czytając mu w myślach.

– I to właśnie dlatego nie pozwolę ci zgnić w więzieniu. Wolałbym, abyś zamiast tego wsparł mnie i pomógł mi naprawieniu tego całego... Cóż, bajzlu, który wywołałeś. Bez urazy.

Gdyby to było możliwe głęboko pod wodą, księciu zaschłoby w gardle w reakcji na te słowa. Wszystkie.

– Nie sądzę, żeby Rada przystała na twoją propozycję – powiedział cicho, szczerze niedowierzając temu, co usłyszał, ze wzrokiem dalej wbitym w dłonie. Te coraz mocniej zaciskały się na szarym materiale spodni. – Nie, to wszystko nie ma najmniejszego sensu – wyszeptał do siebie. – Muszę śnić... Tylko dlaczego nie mogę się obudzić?

– Mylisz się, Orm. To nie jest sen. I być może jeszcze bardziej zaskoczę cię mówiąc, że nim przybyłem do ciebie, byłem na naradzie. Część członków Rady Królewskiej jest zdania, że choć zasługujesz na karę, obecny wyrok jest zbyt dotkliwy. Nie wszyscy uważają cię za zdrajcę Atlantydy. Nie w pełni tego słowa znaczeniu. Jeśli tylko się zgodzisz, rozpocznę rozmowy z księżniczką Królestwa Rybaków. Vulko jest gotów nawet jutro wyruszyć z poselstwem. Może jeszcze nie wszystko stracone.

Słysząc to, Atlanta z trudem powstrzymał gardło od załkania z niemożliwej do opisania ulgi, a zaraz potem kąciki ust przed wygięciem się w kpiącym uśmiechu.

Nawet Vulko, ten stary głupiec, dał się przekonać na to wariactwo?!, przemknęło mu przez głowę. Zaraz jednak jego podłe myśli wyparł żal.

Orm miał mieszane uczucia wobec swojego byłego doradcy. Z jednej strony, po ostatecznym starciu z Aquamanem, zakopali topór wojenny. Mentor odpowiedział mu dokładnie tym samym. Celą z ładnym widokiem.

Nic już jednak nie miało być takie, jak kiedyś. Szczególnie po tym, jak Vulko zeznawał przeciw niemu podczas rozprawy... Nawet jeśli miał rację, mówiąc o jego przewinieniach.

Stanięcie w twarzą w twarz z prawdą zabolało księcia bardziej, niż się tego spodziewał.

– Co więc proponujesz? – spytał Orm, pełen sceptycyzmu. Podczas ostatnich tygodni zdążył już pożegnać się z nadzieją na poprawę swojego losu.

Nie chciał nastawiać się na nic, nie mając absolutnej pewności, że plan nowego władcy miał jakiekolwiek szanse, by się ziścić.

Z drugiej strony, Orm Marius zbyt rozpaczliwie pragnął wierzyć, że w życiu czekało go coś więcej, niż długie lata spędzone w czterech ścianach dusznej celi. Dziesięciolecia pełne stagnacji ciała i upadku ducha, której nie umniejszyłyby nawet najbardziej kosztowne zdobienia i meble, sprowadzone przez matkę podczas jej nieczęstych wizyt.

Wiedział, że byłoby stać go na więcej. Dużo więcej, niż oferowały cztery kąty celi.

Musiał to powiedzieć starszemu bratu. Wykrzyczeć, póki mógł. Nie wiedział, na jak długo zamierzał pozostać z nim w celi. Orm nie wiedział, ile czasu mogłoby minąć, nim znowu miałby okazję widzieć się z Arthurem.

I czy wtedy byłby jeszcze w pełni władz umysłowych. Dotkliwa samotność otaczała jego umysł coraz gęściejszą mgłą.

Głos jednak uwiązł mu w gardle. Nawet będąc na samym dnie, całkiem wykolejony i godny pożałowania, nie potrafił błagać o poprawę swojego losu. Był na to jednocześnie zbyt dumny i głupi zarazem. Być może dlatego, że wychowany w realiach podwodnego świata nie znał znaczenia, kryjącego się za słowem przebaczenie. Twarde prawo Atlantydy nie zawierało w sobie pojęcia drugiej szansy. Dla każdego, bez wyjątku, nie zważając na motywy, kryjące się za działaniem winowajcy.

Arthur zdawał się jednak rozumieć, z czym zmagał się cień mężczyzny, który miał przed sobą, toteż po chwili namysłu postanowił podzielić się z księciem swoją propozycją. W jego mniemaniu, nie do odrzucenia.

Wychowany wśród Ludu Powierzchni, wierzył, słusznie lub nie, że każdy zasługiwał na możliwość odkupienia swoich win.

Orm w milczeniu wysłuchał planu Aquamana, tkwiąc w bezruchu na posłaniu.

Człowieka, którego miał wszelkie prawo nienawidzić całym sobą, aż do końca swych dni.

Przeklętego mieszańca, który przed laty kolejno odebrał mu matkę (co na szczęście – należało już do przeszłości), kobietę jego życia, tron oraz jakąkolwiek przyszłość.

Nawet mając to wszystko z tyłu głowy, postanowił przystać na postawione mu surowe warunki ugody. Wszystko wydawało się dużo lepsze od wegetacji, na którą był dotychczas skazany.

Ulga Arthura wobec brak odmowy była wręcz namacalna. Szczerze obawiał się, że książę będzie się zapierał w imię swoich ideałów.

– Jeśli jednak sądzisz – dodał szybko Orm, chcąc ostudzić entuzjazm rysujący się na twarzy brata. – Że sprawisz, bym pokochał Powierzchnię, to od razu cię uprzedzę: nie łudź się. Tamtejszy lud może kiedyś być naszym sojusznikiem, lecz nigdy nie stanie się przyjacielem.

– Nie planowałem tego – odparł mu Arthur i przytaknął, lekko pochylając ku niemu głowę.

Nigdy jednak nie zaszkodzi spróbować, dopowiedział sobie Aquaman w myślach.

Kto mógł wiedzieć, co przyniesie los? 

Continue Reading

You'll Also Like

16K 3.2K 34
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...
71.1K 2.2K 132
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
241K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
10.6K 604 34
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...