◦ Someone loves me ◦ [taekook...

By -kingfisher-

5K 824 813

❞ Gdzie Jungkook zawsze wyśmiewa głupi przesąd, o wielkiej miłości w przecinającym niebo samolocie, a zimne s... More

• ‧ ✈ ‧ •
• prologue •
• one: someone will be happy •
• three: someone has fears •
• four: someone will be angry •
• five: someone will get a chance •
• six: someone understood something •
• seven: someone is in trouble •
• eight: someone will tell the truth •
• nine: someone has tried very hard •

• two: someone is afraid •

385 67 82
By -kingfisher-

• ‧ ✈ ‧ •

— Ktoś mnie kocha!

Jungkook poderwał wzrok. Miękki głos Jimina wypełnił parne powietrze, które dokuczliwie macało ich opaloną skórę. Pot wydostawał się przez pory i skraplał na odkrytych ramionach, nagrzanych karkach i brudnych czołach. Wszystko się do nich lepiło, każde źdźbło skoszonej trawy, każde ziarenko piasku, przyprawiające o niemiłosierne swędzenie. Mieli ochotę wskoczyć do wody i trochę w niej poszaleć, ale Yoongi kategorycznie im zabronił. W końcu wypili już po piwie, kiedy tylko Jeon do nich doszedł, a ich hyungowie, choć czasem niesforni, nigdy nie pozwoliliby na to, by młodszym przyjaciołom cokolwiek się stało.

Spotkali się pod żelaznym, tak jak zawsze. Czym był żelazny? Żelaznym mostem. Rozciągał się nad niewielką rzeczką. Przejeżdżały po nim wyłącznie pociągi, dowożące pasażerów na pobliskie lotnisko, znajdujące się kilkaset metrów od polany, na której byli.

— Ktoś mnie lubi!

Krzyk Hobiego zazgrzytał mu w głowie, na tyle mocno, by zmrużył powieki. Jezu, jak on nienawidził, gdy to robili.

Jungkook przechylił butelkę i wlał do ust niedobre, zagrzane piwo, zaraz ocierając zwilżone nim wargi. Słońce powolutku uciekało przed jego spojrzeniem, chcąc skryć się za widnokręgiem. Cykady grały w wysokiej trawie, nie dając o sobie zapomnieć, a co jakiś czas pod ich nogami prześlizgnęła się jakaś jaszczurka. Jungkook kochał ten stan; to nic nie robienie, błogość nieśpiesznie płynących myśli, spokój nie zmętniony myślą o tym, że po powrocie do domu, zastanie w nim ojca.

— Kiedy wy dorośniecie? — zapytał cicho, kładąc się na ziemi.

Głowę oparł na plecaku i zawiesił spojrzenie na tym cholernym samolocie. Przecinał czyste jak łza niebo, pozostawiając na nim białą smugę, która leniwie się rozmazywała, by finalnie po prostu zniknąć z ciemniejącego tła.

Robili to, od kiedy tylko ich poznał. Jimin ich tym zaraził. Kiedy dostrzegali na niebie samolot, wykrzykiwali te słowa, wierząc, że ktoś w ów samolocie rzeczywiście ich pokocha. Albo polubi. A robili to tak zawzięcie, jakby zależało od tego ich życie.

— Przestań psuć im zabawę, Jungkook. — Seokjin rzucił w niego kapslem. — Lepiej powiedz, czemu tak szybko wcześniej czmychnąłeś, a przyszedłeś z tak dobrym humorem.

— Ojciec wyjechał.

Chłopcy zamilkli i skupili na nim wzrok. Oczekiwali jakichś dalszych słów, czegokolwiek, ale Jeon jedynie przymknął powieki, a kąciki jego ust delikatnie się uniosły.

— Gdzie? — Hoseok nie wytrzymał.

— Srał to pies! — krzyknął Yoongi. — Lepiej powiedz na ile!

— Miesiąc. — Kookie uśmiechnął się szerzej. — Dostał jakiś kontrakt i poleciał do Europy. Miesiąc normalnego życia, rozumiecie? Może w końcu uda mi się to wszystko ogarnąć.

— Co dokładnie? — drążył Jin.

— Chcę zrobić wszystko, by namówić mamę do rozwodu i ucieczki.

Tuż nad ich głowami przeleciała gigantyczna maszyna, szykująca się do lądowania. Wiatr poruszył wysoką trawą i ich włosami, wzbijając w powietrze kurz nad brzegiem rzeki.

— Jungkook, to nie przejdzie.

Jeon otworzył powieki i łypnął na Jimina. Park skubał trawę, kryjąc profil za materiałem kaptura.

— Bo? — warknął, dostrzegając, że reszta też miała dziwnie posępne miny.

— Nie wiesz, jak jest? — Chim na niego popatrzył. — Twój ojciec to nie byle kto. Ma udziały w największym koncernie farmaceutycznym w kraju. Rządzi tym miasteczkiem. Myślisz, że tak po prostu mu się wyślizgniecie? Nie wypuści was. Dobrze wie, że w jakiś sposób mu zagrażacie, dlatego będzie trzymał na was łapska do samego końca. Takie narażanie się jest nieodpowiedzialne.

— Aha, więc według ciebie mam tkwić w tym szambie do końca życia? Pozwalać się katować i patrzeć, jak to samo robi mojej matce?

— Nie kłóćcie się, proszę was — zaskomlał Hoseok.

— Nie, po prostu musimy poszukać innego sposobu. Takiego, który nie będzie was tylko bardziej narażać.

— Jimin ma rację — wtrącił cicho Jin, wlepiający wzrok w pustą butelkę po piwie.

— Gówno prawda. — Yoongi pchnął najstarszego. — Dobrze robi. Niech ucieka jak najdalej. My mu pomożemy.

— Hyung, ty zostawiłeś mózg w żłobku, czy jak? — Jimin popatrzył na Mina.

A ten wpadł w szał. Po chwili zaczęli się szarpać, czemu próbował zapobiec Hobi.

— Myślałem, że mam w was wsparcie. — Jungkook nie szczędził sobie pretensji w głosie, kiedy patrzył w oczy Seokjina.

— Bo masz. Pełne i dobrze o tym wiesz — odparł Kim, przechylając butelkę. — Chodzi o to, byś nie działał pochopnie. Jimin ma rację. Gdyby twój ojciec dowiedział się, co chcesz zrobić, zatłukłby cię gołymi rękoma. Jeżeli będziecie próbować rozwodu, nie dość, że do tego nie dopuści, to będzie się na was mścił. A ucieczka nie wchodzi w grę. On znajdzie was nawet na końcu świata.

— To co ja mam robić, hyung? — Jeon cudem uniknął rykoszetu, gdy Jimin cisnął w Yoongiego pustą puszką. — Jak mam cokolwiek zmienić?

— Nie wiem, Kookie... — Najstarszy westchnął ciężko. — Nie odpuścimy. Będziemy szukać sposobu. Być może ten sam do nas w końcu przyjdzie.


• ‧ ✈ ‧ •


— Spakowałeś wszystko?

Namjoon stanął na środku pokoju i popatrzył na Taehyunga. Kim zajrzał jeszcze pod łóżko i zrobił znaczącą minę, wznosząc kciuk. Złapał swoją walizkę i razem ruszyli po schodach w dół. Przed budynkiem czekał już bus, który miał zabrać ich na lotnisko.

Miesiąc temu wrzucono ich do jednego mieszkania, jako zupełnie obcych sobie chłopaków. Co prawda znali się z widzenia; ich drogi w liceum często się ze sobą przecinały, ale jakikolwiek, pierwszy kontakt, mieli dopiero w momencie, gdy udali się na egzamin z języka angielskiego, który decydował o tym, czy nadawali się na tę wymianę z amerykańską szkołą.

Nadawali. Obaj zdali na sto procent i kwalifikowali się również pod wszelkimi innymi względami. Podróż samolotem minęła im w niezręcznej ciszy, tak samo jak wycieczka z ich opiekunem. Pierwsza wspólna noc także nie kipiała rozmowami i wzajemną sympatią, zwłaszcza, że Taehyung dawał Namjoonowi bardzo otwarcie do zrozumienia, że nie czuje się w jego towarzystwie zbyt komfortowo. Do końca nie powiedział mu dlaczego, jednak po kilku dniach rzeczywiście złapali wspólny rytm, a teraz mógł już śmiało powiedzieć, że Joonie mógłby być jego przyjacielem.

Ale Tae nie lubił chodzić tam, gdzie go nie chcieli. A Joon miał już swoich przyjaciół. I to oni byli powodem początkowego braku sympatii. Tae może nie był typem samotnika, ale na pewno był typem, który omijał kłopoty szerokim łukiem. Jego ojciec, policjant, wpajał mu to od urodzenia. A przecież Namjoon i piątka jego kolegów była uznawana za kolesi, którzy mieli dosłownie wypisane na czołach: KŁOPOTY.

— Nie mogę się doczekać min chłopaków po jutrze w szkole — powiedział Namjoon, wrzucając walizkę nad siedzenia. — Wmówiłem Jungkookowi, że wracam za tydzień.

— Jungkook to ten od krzesła w fontannie? — zapytał młodszy Kim, siadając przy oknie.

Joonie się zaśmiał. Jungkook był teoretycznie jedyną osobą, którą Taehyung zapamiętał. A praktycznie, w odmętach jego pamięci istniał także Jimin; uczęszczali wspólnie na kilka spotkań przed olimpiadą historyczną.

— Tak, to ten.

— Moonie, czemu się z nimi zadajesz? Nie wyglądasz na takiego buntownika.

Autobus ruszył. Namjoon zajął swoje miejsce i zaczął rozplątywać słuchawki, jak jego towarzysz.

— A ktokolwiek z naszej szóstki wygląda na buntownika? Tak szczerze, Tae.

Chłopak chwilę się zastanawiał. W końcu się wzdrygnął.

— Tak, ten trzecioklasista. Blondyn.

— Yoongi?

— Być może, nie zwykłem dowiadywać się jak mają na imię osoby, które mnie przerażają.

Namjoon ponownie parsknął.

— Yoongs tylko tak wygląda.

— Żartujesz? Wystarczy, że zapatrzy się na niebo i od razu mam wrażenie, że nieboskłon pęka!

— Tae...

— A zastępca przewodniczącego? To jest dopiero szemrany typ! Niby taki ułożony i elokwentny, a jak wyjdzie z budynku, to się jakiś pobudzony robi, a przeklina gorzej niż szewc!

Namjoon postanowił mu nie przeszkadzać, całkiem zabawnie się tego słuchało.

— Ten od olimpiady przypomina kujonka, co to się od książek nie odkleja, a jak raz zobaczyłem, co on wyprawia z workiem treningowym na zajęciach sportowych, to mi się żebra złożyły do środka. Albo ten, no wiesz, co tak krzyczy i się uśmiecha tak szeroko, że mam wrażenie, że mu zaraz szczęka wypadnie, jak mojej babci, kiedy się za głośno śmieje. Mam przez niego koszmary!

Kim przypomniał sobie, jak w nocy niejednokrotnie natknął się w łazience na szklankę, w której dryfowały sztuczne zęby jego babuni. Wzdrygnął się.

— No i ten cały Jungkook. Kto normalny rzuca krzesłem z dachu, no Joonie! — Wyrzucił w górę ramiona, by zaraz z powrotem je opuścić, nieco się odchylić i z dozą nieufności popatrzeć na sąsiada. — Ty też masz coś takiego za uszami?

Starszy się uśmiechnął. Tak dosyć podejrzanie, w mniemaniu Taehyunga.

— Im mniej wiesz — powiedział, wkładając do uszu słuchawki — tym lepiej śpisz, Tae.


• ‧ ✈ ‧ •


— Yoongi, puść go — nakazał Seokjin, przypinając sobie na piersi identyfikator wiceprzewodniczącego. — Nie zmuszaj mnie do użycia siły.

Min ściągnął troczki bluzy Parka, kiedy ten miał na głowie kaptur i trzymał go za te cholerne sznurki, nieustannie powtarzając, że ćwiczy z chłopakiem umiejętność przetrwania w ciemnościach.

— Zobacz, że się świetnie bawi. Prawda Jimin?

Chłopak się nie odezwał. Po prostu stał nadal nieruchomo, chyba samemu chcąc się dowiedzieć, do którego momentu będzie cierpliwy.

— Zobaczysz, kiedyś go wkurzysz i w końcu złoi ci dupę.

— Ten maluszek, proszę cię. Muchy by nie skrzywdził.

— Czy ty kiedykolwiek widziałeś Jimina podczas jakiejś walki? — zapytał Hoseok, kończąc na kolanie zadanie z matematyki.

Nie. Yoongi właściwie stosunkowo późno dowiedział się, że Jimin ćwiczy kickboxing i zna wiele chwytów (także tych nieczystych). A jeszcze później dowiedział się, że jest w tym naprawdę dobry. Kiedyś wychodząc ze szkoły podsłuchał, jak jakieś zaaferowane dziewczyny mówiły o tym, że dwóch trzecioklasistów poszło za Parkiem, chcąc skopać mu tyłek za pyskowanie podczas w-fu. Niewiele myśląc, Yoongi pognał w stronę domu Jimina, lecz gdy dotarł do miejsca, w którym te dwa chłystki chciały dokonać swojej zemsty, zastał ich leżących na chodniku. Park Jimin, wtedy świeżo upieczony pierwszaczek, położył dwóch dryblasów i poszedł dalej do domu.

Dlatego nie był bardzo zaskoczony, kiedy chwilę po kolejnym nazwaniu Jimina maluszkiem, chłopak w mgnieniu oka wykręcił mu rękę i lekko pchnął kolanem zgięcie w jego nodze, przez co Yoongi automatycznie opadł na klęczki.

— Uprzedzałem — bąknął Jin, zaraz po ciężkim westchnieniu.

— Puść mnie ty mały... — Yoongi zaczął się szarpać.

— Jaki? — syknął Jimin, wykręcając ramię trzecioklasisty jeszcze mocniej.

— Puść mnie!

— Jimin, możesz nie maltretować swojego kolegi?

Chłopcy podnieśli wzrok na mijającą ich kobietę, która przyciskała do piersi dziennik. Widocznie bardzo się gdzieś spieszyła, ale nie omieszkała posłać im promiennego uśmiechu. Park puścił Yoongiego i prychnął pod nosem, kiedy Lee Bomin zniknęła za rogiem korytarza.

— Wspaniale, Yoongi. — Hoseok nie szczędził sobie głośnego śmiechu. — Najpierw grozi ci policją, a teraz zobaczyła, jak jakiś maluszek sprowadził cię do parteru bez grama wysiłku.

— Park, kurwa, zemszczę się na tobie, zobaczysz — wycedził Min, podnosząc się z ziemi. — Pożałujesz!

— To do ciebie wróciła karma — odparł chłopak, poprawiając ściągnięty kaptur. — Gdybyś się ode mnie w końcu odwalił, to nie musiałbyś teraz uchodzić za skończonego kretyna.

— Co ty powiedziałeś?! — ryknął trzecioklasista, podciągając rękawy.

Jimin poruszył szczęką, co dla milczącego do tej pory Jungkooka było jasnym sygnałem, że to przestały być żarty. I nie dziwił mu się; Yoongi od jakichś dwóch tygodni naprawdę nie odpuszczał, ciągle mu dokuczał, a Parkowi miały prawo puścić nerwy. Zsunął się z parapetu i położył dłoń na piersi Jimina, lekko go odsuwając. Stadko dziewczyn po drugiej stronie korytarza obserwowało to z zafascynowaniem, chyba czekając na bójkę.

— Nie daj się sprowokować — wyszeptał patrząc w oczy Jimina.

Ten pod wpływem zatroskania u Jeona, od razu spuścił z siebie powietrze i napięcie, po czym obrócił się w bok i usiadł obok Hoseoka.

Natomiast Jungkook popatrzył na Yoongiego — ten nadal był wściekły.

— Zrobiłeś się jakiś nerwowy, od kiedy nie ma Namjoona. Wydaje mi się, czy tylko on był w stanie nad tobą jakoś zapanować?

— Milcz.

— Jak się przez ten tydzień wszyscy nie pozabijamy, to będzie naprawdę jedno z naszych największych osiągnięć.

Zadzwonił dzwonek. Rozeszli się w podłych humorach.

A te kurczowo się ich trzymały, sprawiając, że do końca zajęć lekcyjnych nie zamienili ze sobą słowa.

Jungkook już znał takie dni. Kiedyś się na nie skarżył, bo naprawdę nie lubił takiego milczenia, ale Namjoon zawsze mu powtarzał, że nie powinien się nim przejmować. Czasem tego potrzebowali. Niewielkiego wybuchu frustracji, pokrzyczenia na siebie i następstwa, w postaci cichych chwil. To było o wiele lepsze, niż trzymanie w sobie przez dłuższy czas dużych pokładów nerwów, bo większa awantura niosła za sobą większe konsekwencje.

Za bramą Hoseok i Jimin ruszyli w swoją stronę. Seokjin został na zebraniu samorządu, a Yoongi zniknął gdzieś już wcześniej, prawdopodobnie zrywając się z dwóch ostatnich lekcji. Dlatego Jungkook z wolna dreptał w stronę swojego domu i miał czas, by myśleć, ale myśleć w sumie też nie lubił, bo myślał o zbyt wielu rzeczach, czasem zwyczajnie go frapujących, a czasem takich, które psuły mu humor. I tego dnia padło na te drugie.

Wbrew temu, że miał wspaniałych przyjaciół, czuł się samotnie. Kiedyś myślał, że może powodem był ojciec i to, jak ich traktował. Ale brak ojcowskiej miłości z całych sił starała się nadrabiać mama i za to był jej bardzo wdzięczny. Więc to też nie było brakującym elementem.

Jungkook po prostu czasem chciał przebywać z kimś konkretnym. Z jedną osobą, niekoniecznie gadatliwą, ale też nie milczącą. Potrzebował kogoś, kto wiedział, kiedy mówić, a kiedy tylko oddychać, wybijać wolny rytm swoim sercem i istnieć. Obok. I w sercu Jungkooka. Chyba chciał się zakochać. Zawsze kusiło go odnalezienie swojej pierwszej miłości, ale jakoś niespecjalnie potrafił się za to zabrać.

Pytając swoich hyungów, jak znaleźć tę odpowiednią osobę, każdy powtarzał mu, by po prostu czekał. Na miłość musi przyjść pora, całkowicie nieokreślona, całkowicie przypadkowa. Szukanie jej na siłę było złe, często nietrafione, złudne, bądź puste, pozorne. Jeon starał się być cierpliwy, na tyle, na ile mógł, ale było to irytująco trudne. Lub nudne.

— Głupi Yoongi — bąknął, kopiąc kamyczek. — Niech Namjoon już wróci i coś z nim zrobi, bo jest cholernie nieznośny.

A może tak wyglądało to zakochanie? W końcu z każdym kolejnym dniem, gdy Min powtarzał, jak bardzo zauroczony był panią Bomin, robił się także coraz bardziej wkurzający. Wyżywał się za swoje niepowodzenia, a Jimin mu dokładał. Park też był ostatnio jakiś inny. Zamyślony. A na korytarzu niekiedy zdarzało mu się wpadać w dziwną panikę i nagle znikać, jakby się ukrywał. Ale przed kim?

— Wróciłem! — krzyknął, zrzucając ze stóp trampki.

Riven podbiegła do niego i zaczęła skakać, domagając się pieszczot. Jungkook słyszał szum wody, dochodzący z góry i cichą melodię. Jego mama uwielbiała, raz na jakiś czas, wziąć w spokoju długą, relaksującą kąpiel. Zabierała wtedy ze sobą starego boomboxa, którego niegdyś, pracując jako nauczycielka angielskiego, używała do ćwiczeń słuchowych. Stare, włoskie melodie uświadomiły mu więc, że nie warto jej przeszkadzać.

Jungkook poszedł do swojego pokoju — on też korzystał. Z ciszy, ze spokoju, ze słodkiej świadomości, że nikt nie zrobi mu zaraz awantury, że poprzednie siniaki w spokoju się zagoją, a on sam będzie mógł swobodnie poruszać się po domu. Włączył komputer i miał zamiar spędzić wieczór na graniu w Leauge of Legends.

— Junggukie.

Odwrócił się. Mama stała w progu jego pokoju, owinięta szlafrokiem i przyglądała mu się z dziwnym, jakby muśniętym poczuciem winy spojrzeniem.

— Cześć, mamo — powiedział, uśmiechając się. Wstał z krzesła i podszedł ją przytulić, przy okazji otrzymując buziaka w czoło. — Wczesna ta kąpiel.

— Tak...

— Mamo? — Jego uśmiech się poszerzył. Odchylił nieco ciało, doglądając jej oblicza. — Czyżbyś gdzieś wychodziła?

Odwzajemniła wyraz twarzy i weszła głębiej, by usiąść na łóżku syna. Ten przysiadł obok i czekał, aż kobieta zbierze się do mówienia, co chyba przychodziło jej z niemałym trudem.

— Pogniewasz się na mnie, gdy zostaniesz dzisiaj sam?

— Ech? Skąd to głupie pytanie?

Zakręciła młynka palcami.

— Ojciec wyjechał, chciałabym spędzić z tobą jak najwięcej czasu w spokoju, ale jest taka okazja i nie chciałabym, żebyś się na mnie pogniewał...

— Mamo! Przestań, pogniewałbym się, gdybyś nie wyszła, ze względu na mnie!

Kobieta objęła go mocno i ucałowała w skroń.

Ich relacja była czymś, za co oboje byli sobie wdzięczni. Kochali się i byli dla siebie niesamowitym wsparciem, kiedy tylko ojciec rozpoczynał swój terror. Jungkook wiedział, że mógł przyjść do niej z każdym swoim problemem, a ona nigdy go nie oceniała. Zawsze pomagała, służyła dobrą radą i chroniła wszystkie jego tajemnice, z całkowitą wzajemnością. Byli dla siebie najważniejsi.

— Jesteś moim największym skarbem, wiesz? Bez ciebie bym sobie nie poradziła.

— Wiem — bąknął, prężąc się niczym kulturysta.

Potem się zaśmiali i przyszła błoga cisza.

— Nie przejmuj się mną i baw się dobrze. Tylko niech wolność tobą nie zawładnie i wróć do domu w jednym kawałku, dobra?

— Choćby świat się walił, synku. — Pogłaskała go po głowie.

Wstała i popatrzyła na zegarek, otwierając szerzej powieki.

— Muszę się szykować. Na dole czeka domowa pizza. Zrobiłam więcej, może zaprosisz do siebie chłopców? — Widząc minę i uciekający wzrok syna, przechyliła lekko głowę. — Coś nie tak?

— Yoongi-hyung znowu dzisiaj przesadził, Jimin utarł mu nosa i jakoś tak... Drętwo się zrobiło. Wiesz o co chodzi.

Uśmiechnęła się niepewnie, ale dostrzegł w jej oczach zrozumienie.

— Więcej dla ciebie — szepnęła i mrugnęła do niego okiem, zaraz znikając na korytarzu.

Jungkook zjadł kawałek pizzy i pożegnał się z mamą, upewniając się, by zabrała klucz. Potem zagrał kilka rundek w LOL'a, wziął prysznic i chwilę zastanawiał się, jak w idealny sposób wykorzystać fakt, że był w domu zupełnie sam.

Po dziesięciu minutach na biurku wylądowała rolka papieru, a na monitorze widniało okno przeglądarki w trybie incognito. Jin zawsze powtarzał, że czasem trzeba sobie ulżyć, bo inaczej w końcu wybuchną im jajka.


• ‧ ✈ ‧ •

Continue Reading

You'll Also Like

125K 3.9K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz
4.3K 472 28
Miał to być tylko urodzinowy wyjazd - niespodzianka na tydzień, a pobyt wydłuża się 3-krotnie ze względu na powikłania podczas jednego z wypadów na s...
41.4K 2.8K 65
Gdzie ona zostaje mu podarowana jako prezent
6.4K 1.1K 8
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...