Saga Nici 1: Pojednani. |boys...

By LincolnWilliamss

28.8K 2.9K 1.6K

On, duże dziecko Dostał od życia huśtawkę Nastrojów Lubił się bujać W nim Chociaż wolał W obłokach Łatwiej mu... More

1. Jak trzcinową rurką zmienić losy wielu
2. Jak zmusić chochlika do wysiłku
3. Jak wkurzać większych od siebie
4. Jak traktować o nagości
5. Jak razem spać
7. Jak pomagać
8. Jak pić
9. Jak się godzić
10. Jak podróżować
11. Jak nie spłonąć
12. Jak nie dotykać chochlika
13. Jak się gubić
14. Jak się odnajdywać
15. Jak robić ludzi w konia
16. Jak uwierzyć
17. Jak zostać razem za wszelką cenę
18. Jak się nie kochać
19. Jak kłamać
20. Jak nie utopić przeznaczenia
21. Jak się rozstawać
22. Jak zatoczyć koło
Fanarty od czytelnika❣️

6. Jak razem żyć

1K 125 65
By LincolnWilliamss

      – Hej Gorg, trzymaj, spakowałem wam trochę rzeczy na drogę.  Już mieli odchodzić spod domu Canagana, gdy ten rzucił w stronę kumpla brązowy, skórzany plecak. Szatyn złapał go w locie i zajrzał do środka. Zielonym ślepiom ukazały się dodatkowe ubrania – koszula i spodnie – oraz suchy prowiant.

      – Rany, nie jestem pewny, czy mogę to przyjąć. I tak wystarczająco dużo dla nas zrobiłeś.
      – Daj spokój, wam bardziej się przydadzą. Odwdzięczysz mi się kiedyś, jak będzie okazja.  Posłał przyjacielowi oczko. Ten jeszcze raz zajrzał do plecaka, po czym – kręcąc głową – z uśmiechem przewiesił go sobie przez ramię.
      – Dzięki, stary – Wyciągnął rękę.
      – Uważaj na siebie.  Canagan podał swoją i wymienili twardy, męski uścisk.
      – I na niego – dodał, przenosząc wzrok na poprawiającego czyściutką już kamizelkę Pixiego.
      – ZWŁASZCZA na niego, chciałeś rzec.  Gorg puścił smuklejszą od swojej dłoń ze znaczącym spojrzeniem, za co dostał kuksańca w ramię od podeszłego doń topika.
      – Słyszałem.

      Canagan zaśmiał się i zwrócił do niziołka:
      – I prawidłowo, nie daj mu się. Wiesz, on tylko tak dużo warczy, ale wcale nie jest z niego aż taki Wielki Zły Wilk, za jakiego uchodzi.
      – Doprawdy?  Chochlik uniósł brew.
      – A jakże. Znam kilka historii z jego dzieciństwa, i jakbyście mieli więcej czasu...
      – Ale, co za szkoda, nie mamy  wciął się Gorg, kładąc dłonie na ramionach zaciekawionego Pilipixa. – Idziemy, Pix.
      – Czemu? Chętnie posłucham  odparł ten wesoło.
      – Idzieeemyyyy...  powtórzył, ciągnąc go za sobą w drogę.

      Leśny duszek pomachał jeszcze śmiejącemu się szaremu wilkowi, po czym się oddalili, a ten wrócił do siebie.

     – Nie lubię wilkołaków, ale ten jest całkiem spoko. Dużo bardziej spoko od ciebie, w każdym razie... – odezwał się Pix po chwili, na co szatyn jedynie przewrócił oczami.
      – Ale imię wciąż ma jak nazwa karabinu  dodał, czym już wilka trochę rozbawił.

      – Nieładnie tak mówić o kimś, kto był dla ciebie tak miły.
      – No co? Mówię tylko jak jest. Twoje za to kojarzy mi się z granatem. Zresztą nie tylko imię...  ostatnie mruknął pod nosem, ale Gorg i tak to usłyszał, co o dziwo tylko bardziej go rozbawiło.
      – Podobno lubisz granaty  zauważył wesoło.
      – Oj ja nie o takiiiim...  jęknął diablik, a wilkor się zaśmiał.

      W trakcie ich małych przepychanek oraz gierek słownych las zdążył się całkiem przerzedzić i wkrótce go opuścili, wychodząc na trawiaste niziny, których końca nie było widać.

      Przystanęli z wrażenia tuż za ostatnimi drzewami.

      – Z powietrza to wyglądało na mniejsze...  skomentował rozciągające się przed ich oczami wielkie połacie terenu chochlik, po czym skierował wzrok do góry i w bok, na wilkołaka, mrużąc oczy przez oślepiający blask słońca. – Idziemy?
      Szatyn westchnął głośno, ze spojrzeniem wciąż utkwionym w odległym horyzoncie...

      – Idziemy.
      Po czym, dziarskim krokiem, ruszyli, a Pilipix wziął głęboki wdech i ku przerażeniu Gorga, zaczął śpiewać w rytm marszu:
      – Sto siedem wiader wody na ścianie, sto siedem wiader na ścianie! Gdy jedno zdejmiesz to ci zostanie, sto sześć wiader wody na ścianie! Sto sześć wiader wody na ścianie, sto sześć wiader...

~~*~~

      – Dfadzieścia pięś fiader fody na ścianie... Dfadzieścia pięś fiader na ścianieee... Gdy jedno zdejmies to ci zostannmmmłł...  Pixie coraz bardziej opadał z energii, ledwie wydyszając kolejne zwrotki, aż ostatni wyraz zamienił się w przeciągły jęk wykończenia i nie miał siły śpiewać dalej.
      – Jestem zmęęczoonyyy...  jęknął zamiast tego.
      – Kiedy zrobimy poostóóój... Noogiii mnie booląąą...  marudził, wręcz wlokąc się za Gorgiem, który musiał słuchać jego wycia przez ostatnie godziny, nijak nie mogąc go zamknąć, i teraz był już na skraju wytrzymałości, bo cierpliwość skończyła mu się dawno temu.

      – Najpierw sypie złymi żartami, potem gwiżdże i nuci, następnie śpiewa, a raczej wyje jak do księżyca o jakimś pierdolonym stosie wiader, a teraz jeszcze marudzi!  zaczął mamrocząc wściekle pod nosem, ale skończył krzykiem.
      Utknął w podróży z najbardziej wkurwiającą istotą na świecie!

      – Wyruszyliśmy nie więcej niż dwie godziny temu, daleka droga przed nami, a ty i tak masz wolne tempo, nie będę się zatrzymywał co pięć minut, bo panienkę bolą nóżki!
      – A czyja to niby wina? Gdyby nie ty, mógłbym przerzucić się na skrzydła! Zresztą, łatwo ci mówić, gdy jednym krokiem pokonujesz odległość, na którą ja potrzebuję co najmniej pięciu.
      – Gdybyś się tak nie darł i nie tracił energii na durne przyśpiewki, to byś teraz nie złapał zadyszki! – poważnie zdenerwował się wilk, któremu Pilipix ciągle wypominał to nieszczęsne skrzydło, i przyspieszył, zmuszając tym samym do tego nienadążającego za nim chochlika.
      – No weeeź, zwolnij trochęęę... Jak nam wiedźma ucieknie to najwyżej na nią poczekamy, nooo... Łaa!  Z granatowego gardła wyrwał się okrzyk zaskoczenia, kiedy Gorg złapał za brązową kamizelkę i posadził sobie jej nosiciela na ramionach, nie zwalniając kroku.

      – Odpowiada panu?  zapytał tonem przesiąkniętym niechęcią.
      – Mhm  przytaknął z uśmiechem mały maruda, usadawiając się wygodnie.
      – To dobrze, bo ja nie zamierzam przebywać z tobą dłużej niż... Co robisz?
      – Macam.  Diablik ciągał go za gęste włosy i dotykał puszystych, brązowych uszysk.

      – Przestań.
      – No co, taka okazja może się już nigdy nie powtórzyć.  Przesunął dłonie w dół, przejeżdżając po pokrywającym policzki, kłującym zaroście.
      Zawsze chciał to zrobić.

      Wilk powstrzymał uśmiech, gdy został połaskotany we wrażliwe miejsce przy uchu.
      – Uspokój się, bo cię zrzucę i skończy się karocowanie.  Podniósł i opuścił ramiona, podrzucając chochlikiem, który cofnął dłonie, żeby się złapać.
      – No dobrze już dobrze, przestaję. Nie kłuje cię ta broda, włochaczu? W lato musi być wam gorąco.
      – A tobie czasem nie za zimno, gołowąsie?  odpowiedział przytykiem na przytyk, przesuwając dłonią po jednej z trzymanych niczym paski plecaka, gładziutkich nóżek.

      – Moja skóra nie traci tak łatwo ciepła, nie potrzebuję owłosienia. A na pewno nie tyle co ty, futrzaku.
      – Jak coś się nie podoba, to możesz zejść.
      – A czy ja coś takiego powiedziałem? Wręcz przeciwnie, całkiem miłą mam podusię.  Podparł policzek o miękką głowę, zamykając oczy.
      – Nie za wygodnie ci?
      – Wiesz, zawsze mógłbyś trochę mniej kołysaA!  krzyknął, kiedy wilkor podskoczył, uderzając go w brodę.
      – Naprawdę cię zrzucę  ostrzegł ten, lecz mimo to niósł topika dalej, pokonując kolejne metry.

      Maszerowali dłuższy czas w ciszy, a właściwie Gorg maszerował, z bagażem w postaci Pilipixa, ale nie męczył się wcale bardziej niż wtedy, gdy szedł bez niego.
      – Już wcześniej zwróciłem na to uwagę, ale jesteś zadziwiająco lekki. Prawie że cię nie czuję.
      – To dlatego, że mam pneumatyczne kości. W środku są puste, a w zasadzie wypełnione powietrzem. Dzięki temu mogę latać.
      – Jesteś najdziwniejszym stworzeniem jakie w życiu spotkałem.  Gorg pokręcił głową, a Pilipix się zaśmiał.
      – Mógłbym powiedzieć to samo o tobie.

      Znowu przeszli kawałek w milczeniu, aż wilk postawił nagle uszy, do których dotarł dziwny dźwięk.
      – Słyszałeś to?
      Chochlik uniósł głowę.
      – Co takiego?
      Szatyn nie odpowiedział, tylko stanął i się wsłuchiwał.
      – Nic nie słyszę, musiało ci się...
      – Szz!  uciszył topika, dalej się wsłuchując.

      – To wołanie. Ktoś wzywa pomocy.  Sięgnął za siebie i odstawił balast na ziemię, kierując się w stronę stłumionego, odległego głosu.
      – Hej, a co się stało z "niezatrzymywaniem się"?  zawołał zostawiony balast, ale wilkołak już się oddalił i nie słuchał. Diablik westchnął i – ponaglany przez bransoletę – podreptał za nim, wołając, aby poczekał.

Continue Reading

You'll Also Like

Viking Tribute By Jany Vernis

Historical Fiction

7.6M 291K 56
At sixteen, Sunngifu is more of a spoiled child than a dignified thane's daughter. She is destined to a life of wealth and power. Until her father fa...
65.8K 3.4K 93
What if it wasn't Japan that teleported to another world, but the superpower country on Earth, America's Cold War rival that in our OTL is collapsed...
72.8K 2.4K 38
They say that what's meant to be, will be. That if something is meant to happen, there will be a way for it to happen. So what if Kaylee Fletcher d...
71.4K 1.6K 78
A student from the Paldea region took an interest in traveling to other regions to learn new things.