Saga Nici 1: Pojednani. |boys...

By LincolnWilliamss

29.4K 2.9K 1.6K

On, duże dziecko Dostał od życia huśtawkę Nastrojów Lubił się bujać W nim Chociaż wolał W obłokach Łatwiej mu... More

1. Jak trzcinową rurką zmienić losy wielu
2. Jak zmusić chochlika do wysiłku
4. Jak traktować o nagości
5. Jak razem spać
6. Jak razem żyć
7. Jak pomagać
8. Jak pić
9. Jak się godzić
10. Jak podróżować
11. Jak nie spłonąć
12. Jak nie dotykać chochlika
13. Jak się gubić
14. Jak się odnajdywać
15. Jak robić ludzi w konia
16. Jak uwierzyć
17. Jak zostać razem za wszelką cenę
18. Jak się nie kochać
19. Jak kłamać
20. Jak nie utopić przeznaczenia
21. Jak się rozstawać
22. Jak zatoczyć koło
Fanarty❣️

3. Jak wkurzać większych od siebie

1.4K 126 158
By LincolnWilliamss

      – O o, to jest dobre. W jaką część ciała idzie alkohol? Wóda!  Chochlik opowiedział już chyba ze trzytysięczny suchar, odkąd wyruszyli jakieś dwie godziny temu i jak zwykle sam zaczął się z niego głośno chichrać, bo na idącego z miną wyrażającą chęć śmierci (swojej albo jego, cokolwiek) Gorga nie miał co w tej kwestii liczyć.
      W żaden sposób go to jednak nie zrażało.
      – Jarzysz? W. Uda. Wóda! Dobre, nie? O, a wiesz co mówi strateg, gdy przykłada ucho do zegarka?
      – Merlinie ratuj... 
      – Nie. Mówi: taktyka! Iiiiiihihihihihi...  Leciał powoli zaraz nad ziemią, zginając się w pół ze śmiechu. 

      – O, a ten znasz? 
      – DOSYĆ!  przerwał mu wilk, tracąc resztki cierpliwości, a mały dowcipniś aż złożył skrzydła, opadając na stopy. 
      – Jak usłyszę z twoich ust choćby jeszcze jeden dowcip, to cię... 
      – No co mi zrobisz?  Szeroki uśmiech odsłonił figlarną przerwę między zębami, podczas gdy kolorowe wiry w zmrużonych od tego szczerzenia oczach mieniły się setkami iskier rozbawienia.

      Gorg zawarczał, błyskawicznie się do irytka zbliżając i wyciągając chcące zacisnąć się na niebieskim gardle ręce, lecz Pilipix za szybko odkrył zalety osobliwego połączenia między nimi i nawet nie drgnął, wciąż uśmiechnięty i pewny, że wściekły wilkołak nic mu nie może zrobić.
      Wściekły wilkołak – ku swojemu bólowi – także zdawał sobie z tego sprawę, i tylko zacisnął i rozluźnił kilka razy dłonie nad szczerbatkiem, nawet go nie dotykając. Ryknął głośno i od niego odszedł, łapiąc za leżący w pobliżu kamień i zaczynając okładać nim w zamian przewrócony pień. Walił i walił, rozpryskując wszędzie korę, aż przeciął spróchniałą kłodę na pół. Dopiero wtedy odreagował i odrzucił kamień, dysząc głośno.

      Pilipix przysunął się doń powoli na skrzydłach, podpierając dłonie na policzkach.
      – Cy dzidzia jus się wysalała i moziemy iść dalej? 
      – Przeginasz pałę, krasnalu. I nie, nie możemy iść dalej, ponieważ ktoś pozbawił mnie dzisiaj obiadu i teraz jestem głodny. – Wciąż zły szatyn skierował się do pobliskiego jeziorka, wiedząc, że upolowanie czegoś z tym cudakiem na ogonie to dopiero dobry żart, i że łatwiej będzie złowić jakąś rybę.

      Niewzruszony szalonooki podleciał do gałęzi jednego z otaczających ich drzew i zerwał z niej fioletowy owoc z różowymi kropkami, wgryzając się w niego.
      – Ojej, jak mi psyklo. 

      – Daruj sobie i rusz się, skrzacie, zanim samo cię do mnie ściągnie. 
      – Nie jestem skrzatem ani krasnalem, tylko chochlikiem, ignorancie  poprawił go skrzydlaty, ale posłusznie ruszył za nim. – A w ogóle to nazywam się Pilipix.
      – Jasne jasne, Pixie, ale czy możesz już się zamknąć? Ryby mi płoszysz  odpowiedział pochylający się już nad jeziorem wilk. 
      – Ej, tylko nie Pixie! Pixy, jeśli już. Jestem chochlikiem, nie wróżką! 
      – A co za różnica?
      – Niewielka, ale znacząca! Cóż, zgaduję, że takie głupie kundle jak ty nie widzą żadnej...
      – Skoro już jesteśmy przy nazewnictwie, to zamiast kundla wolałbym Gorga.

      Chochlik zastanowił się przez chwilę. 

      – Ugh, czy wy wszyscy musicie mieć imiona jak nazwy broni? Tego się nawet przerobić fajnie nie da!
      – Lepsza broń niż niedorozwinięta lalka, Pixie. Ale co tam imiona, wy nawet wyglądacie jak małe, kolorowe dzieci.  
      – Pff, jestem starszy od ciebie, szczeniaku. 
      – Ta, tylko co z tego, skoro wilcze dziecko wygląda bardziej męsko od dorosłego chochlika. 
      – Przynajmniej nie wyglądamy jak owłosione małpy!  uniósł głos akurat wtedy, kiedy Gorg sięgał po rybę, i ta mu się wymknęła.

      – Argh, czy nie możesz iść krzyczeć gdzie indziej?! 
      – Jakbyś zapomniał to owszem, nie mogę! 
      – To może się na coś przydasz i pójdziesz sprawdzić, na ile metrów możemy się od siebie oddalić nim bransoleta zacznie świecić, hmm? Zajmij się czymś pożytecznym, albo przynajmniej cichym, i daj mi łowić w spokoju. 
      – Pff, wilki i te ich łowienie. Jakby w lesie było mało owoców...  wymruczał elfik pod nosem, lecz posłusznie się odwrócił i zaczął powoli odchodzić, licząc kroki. Przeszedł za wielką skałę tuż za jeziorkiem, zostawiając skupionego wilkołaka w spokoju, i zobaczył za nią coś, przez co szybko zapomniał o liczeniu.

      Z ziemi wystawała zakopana w niej mała główka o całkowicie łysej czaszce. Była szara i lekko pofalowana na środku, a gdyby nie otwarte, chrapiące usta, Pilipix wziąłby ją za kamień.

      Parsknął cichym śmiechem, zastanawiając się, co to za dziwne stworzenie, nieposiadające oczu czy nosa (o ile ten guzek na środku nim nie był), a tylko wielkie usta, zostało zakopane w ziemi.
      Każdy o ludzkich odruchach pewnie postanowiłby je obudzić i pomóc się wydostać, ale nie Pilipix. Pilipix był chochlikiem. A każdy szanujący się chochlik najpierw myślał o żartach, dopiero potem o jakichkolwiek konsekwencjach czy innych bzdetach.
      Choć on również postanowił stworka obudzić.
      Tylko po swojemu, żeby móc się wpierw z niego pośmiać, a dopiero później ewentualnie mu pomóc. 

      Nasamprzód z knującym coś uśmieszkiem spojrzał za siebie, gdzie wielka skała oddzielała go od oczu i tak skupionego na czym innym wilkołaka. Potem na gałąź nad sobą, na której uwite było gniazdo. Podleciał tam i dostrzegł w jego środku trzy jaja; całkowicie zimne, surowe i nieinkubowane.

      Idealnie. Łysa, błyszcząca dyńka w roli patelni, to jest to.

      Wziął jedno jajko i... upuścił z dużej wysokości wprost na chrapiącą głowę. Gdy tylko się rozbiło, rozlewając po niej białko, zaczął straszliwie chichotać, łapiąc się za brzuch i z zamkniętymi oczami schodząc powoli na ziemię.
      Fałda pośrodku "kamienia" się poruszyła. Stwór uniósł powiekę, po której spływało białko, i odsłonił pojedyncze, wielkie oko. Pierwszym co zobaczył była właśnie lejąca mu się przed nim maziowata substancja, a potem, kiedy jego małych uszu dobiegł chichot, uniósł gałkę oczną i spostrzegł chichrającego się Pilipixa.
      Szara głowa poczerwieniała ze złości i dziwoląg zaczął wygrzebywać się z ziemi. A z każdą odgrzebaną częścią ciała, jak tak wyrastał przed chochlikiem – wielki i tłusty, rzucając na niego cień, który spowodował, że dowcipniś otworzył oczy – sprawiał, że chichot coraz bardziej cichł.

      Naturalnie zagrzebujący się w ziemi do snu potwór o małej główce i wielgachnym cielsku okazał się być cyklopem.
      Bardzo rozgniewanym cyklopem. 

~~*~~

      Maksymalnie skupiony na zadaniu i czający się cicho nad wodą Gorg już miał złapać rybę, gdy spłoszył ją wrzask:
      – AAAAAAAAAAAAAAAAaaa...!
      Zacisnął pazury tuż nad szklaną powierzchnią, rezygnując, i obrócił się z westchnieniem w stronę dźwięku, nie mając wątpliwości, kto po raz kolejny tego dnia pozbawił go szansy na obiad.

      Zza skały wyfrunął właśnie Pilipix i złapał go za ramię, ciągnąc do lasu. 
      – Gorg wstawaj, trzeba wiać!
      Wilkołakowa łapa była jednak cięższa od bodaj całego lotnego ciałka i sama ledwie ruszyła się z miejsca. 

      – Coś znowu narozrabiał?  zapytał względnie spokojnie, niespiesznie podnosząc się z kucek, mimo że diablik wciąż ciągał go za rękaw. 
      – Później ci powiem, a teraz zarywajmy stąd zanim... Iik!  pisnął, chowając się za wilczymi plecami, kiedy zza skały wyszedł cyklop z rozbitym jajkiem na głowie.
      Gorg wzniósł oczy do nieba, widząc w co wpakował się jego mały "przyjaciel" – aktualnie obejmujący go w biodrach i wyglądający mu zza nogi na potwora – gdy tylko spuścił go na chwilę z oczu.

      – Ty tam... Wilku  rozległ się basowy, trochę ślamazarny i zdradzający powolne myślenie głos. – To coś, co ci się przylepiło do nogi...  Powoli wskazał na swoją umazaną jajkiem głowę. – Kopsnij mi to tu, to porachuję mu kości. 
      Mały łobuziak mocniej go objął, a wilkołak położył władczo dłoń na jego głowie, przyciskając do siebie. 
      – Przykro mi, ale TO COŚ jest moje.

      Jednooki zmarszczył czoło na nieznoszący sprzeciwu ton stojącego na pewnie rozstawionych nogach i z uniesioną głową mężczyzny, a Pilipix znów zaczął ciągać za czerwoną koszulę, nalegając cicho, aby lepiej szybko zwiewali i go nie prowokowali. Wilkor jednak nie miał w naturze tchórzenia i uciekania, zawsze stawiając czoła niebezpieczeństwu jak na osobnika alfa – przyszłego przywódcę stada – przystało, i teraz także stał niewzruszony i gotowy bronić ich obydwu, jeśli będzie trzeba.

      – Lepiej mnie wilku nie denerwuj i zejdź z drogi. Mały dostanie tylko to na co zasłużył, co ci zależy? 
      – Wiesz, jeszcze kilka godzin temu nawet bym ci pomógł, ale w tej chwili niestety tak się składa, że zależy, nawet bardzo, więc niestety będziesz musiał obejść się smakiem, bo nie pozwolę go tknąć.

      Bruzdy na szarym czole pogłębiły się, podczas gdy olbrzym usilnie nad czymś myślał. Wkrótce przemówił ponownie:
      – Skoro nie chcesz mi go oddać... to sam go sobie wezmę! – i rzucił się z rykiem na wilka, który jednym szybkim ruchem łapy odepchnął Pilipixa, by następnie wyciągnąć obie i powstrzymać szarżującego przeciwnika. Zaparł się na tylnych łapach, gdy tłuścioch naprał na niego, przesuwając do tyłu i wbijając w ziemię, po czym postanowił zmienić się jeszcze trochę, by zyskać na sile. Usłyszał niepokojący trzask szwów koszuli, kiedy zwiększał swój wzrost i masę, ale nie na tyle, by ta się na nim całkiem rozerwała. I mimo że cyklop wciąż był od niego sporo większy, to teraz dorównywał mu siłą i zdołał odepchnąć. Przeciwnik zachwiał się, zaraz acz atakując ponownie, i zaczęli walczyć.

      Chochlik patrzył na to z tyłu, ze w miarę bezpiecznej odległości, a i tak czuł niepokój w sercu, co było dla niego nowym doświadczeniem, bo chochliki nigdy nie niepokoiły się o kogoś innego niż one same. Zwalił to jednak na fakt, że jeśli Gorg dostanie manto, to on też to odczuje, a nie wiadomo co by się stało z jednym z "połączonych" bransoletami, gdyby ten drugi nie daj Merlinie zginął.
      Dlatego kiedy tylko odniósł wrażenie, że wilkołak zaczął przegrywać, rozejrzał się szybko i ignorując ból w piersi – narastający z każdym razem, gdy ten obrywał – podleciał do gałęzi drzew, zaczynając okładać cyklopa owocami z tych liściastych czy szyszkami z iglastych.
      Potwór zdezorientował się nieco, gdy dostał szyszką w głowę, a kolorowe plamy od rozpaćkanych owoców zaczęły pojawiać się na jego cielsku, co pozwoliło szatynowi na obranie przewagi. Jednak tym, co najbardziej pomogło w pokonaniu cyklopa, była szyszka, która trafiła w sam środek jego wielkiego oka. Stwór zaryczał z bólu, zamykając je i się zataczając, a Gorg popchnął go dodatkowo tak, że niezgrabajło potknęło się o kamienie leżące na brzegu pobliskiego jeziorka i łupnęło do wody, uderzając potylicą o kamień na przeciwnym brzegu i tracąc przytomność.

      Wilk odetchnął, znowu przybierając ludzką formę, a chochlik podleciał do jeziora, triumfując nad leżącym:
      – HA! I co, głupio ci teraz, tłuściochu?!  Wypiął mu język.
      Ale gdy tylko olbrzym poruszył się i jęknął coś przez sen, pisnął i migiem znalazł się z powrotem za Gorgiem.

      – Pff  prychnął ten. – Typowe. Jak ty przeżyłeś do tej pory bez chroniącego cię mnie?
      Pilipix odpowiedział również prychnięciem, odlatując trochę i krzyżując ręce.
      – Gdyby nie ty, już dawno byłbym sto metrów stąd, a ten tłuściol nawet by się nie zorientował, gdzie zniknąłem. I gdybyś mnie posłuchał i uciekł ze mną, a nie koniecznie musiał wykazać się odwagą tudzież głupotą, to wcale nie musiałbyś mnie chronić. 
      – No przepraszam, że nie uciekłem z podkulonym ogonem, ale ja w przeciwieństwie do pewnego chochlika zaczepno-obronnego, który najpierw zaczepia, a później trzeba go bronić, mam swój honor. I przede wszystkim to nie musiałbym cię chronić wtedy, gdybyś nie rozbijał większym od siebie jajek na głowach! Co to w ogóle był za pomysł?!  naskoczył na niego.

      – Oj no nie wiedziałem z kim mam do czynienia nooo... Zresztą to ten wielki ćwok nie ma za grosz poczucia humoru! To był tylko żart! Nie najgorszy zresztą... Widziałeś jak mu to jajko spływało po oku?  zaczął chichotać, co zaraz przerwał okrzyk zaskoczenia, gdy Gorg złapał go za nogę i ściągnął w dół tak, żeby popatrzył mu w oczy.
      – To nie są żarty, gnomie! Gdy coś się stanie tobie, ja też to odczuję, a ty jesteś tak mały i słabowity, że większa szyszka może cię zabić! Byłbym wdzięczny, gdybyś więcej nie narażał naszego wspólnego życia i nie prowokował takich akcji, na które zresztą nie mamy czasu! Ta wiedźma może zmieniać miejsce pobytu pstryknięciem palców, sam mówiłeś, że nie siedzi na bagnach cały czas, i wolałbym dotrzeć do niej, zanim postanowi znowu wybrać się na wycieczkę po grzyby na drugi koniec świata! Nie możemy co chwila przystawać, żeby odkręcać, coś zbroił! Obiecaj, że od teraz koniec z wygłupami!
      – No już dobra, dobra, też mi się nie uśmiecha być przywiązanym do takiego gbura dłużej niż to konieczne...  Przewrócił oczami, a mężczyzna szarpnął go za wciąż trzymaną nogę, ignorując lekki ból w sercu i powtarzając:
      – Obiecaj!
      – Obiecuję, obiecuję! Koniec wygłupów, przynajmniej tych niebezpiecznych... Czy teraz mógłbyś mnie puścić, bo nie wiem czy tego nie czujesz, ale to trochę boli.

      Gorg zwolnił uścisk i spojrzał na o tonę ciemniejszy odcień niebieskiego od reszty skóry ślad, który zostawił i który wkrótce zaczął blednąć. Westchnął.
      – No i widzisz, właśnie o tym mówię, właśnie o tym...  Przeniósł zrezygnowany wzrok na wypełnione szarym cielskiem niby wielkim, śmierdzącym kamieniem – od którego już zaczął rozpływać się bród – jezioro. – I na dodatek przez ciebie wciąż jestem głodny!

      Tym razem to Pilipix jęknął cierpiętniczo.
      – A nie możesz spróbować tego?  Zerwał fioletowo-różowy owoc z drzewa. – To całe polowanie jest strasznie nudne i czasochłonne, a czasu i tak już sporo straciliśmy, no a to mógłbyś chociaż jeść w drodze. 
      – Ciekawe przez kogo...  mruknął wilk posępnie w odpowiedzi, ale przyjął oferowaną mu przekąskę.

      Obejrzał dokładnie podejrzaną kulkę, po czym ostrożnie wgryzł się w miękką, soczystą powierzchnię... i zaraz wszystko wypluł.
      – Tfu! Co to jest, cukier w syropie?! Jak ty możesz to jeść?! 
      – No wiesz, cukier jest jedynym składnikiem odżywczym oprócz wody, jakiego chochliki tak naprawdę potrzebują, a jeden czy dwa takie owocki przynajmniej pokrywają już całe dzienne zapotrzebowanie i można dalej iść się bawić, a nie tracić czas na jedzenie – wyjaśnił chochlik jak największą oczywistość.
      – I mówisz mi o tym dopiero teraz?!
      – Nie sądziłem, że aż tak ci nie posmakuje, dla mnie jest przepyszne! Czekaj, w lesie są jeszcze inne owoce, narwę ci tych niedobrych, to może akurat wpasują się w twój spaczony gust – prychnął pogardliwie, obracając się do jakiegoś innego drzewa.

      Gorg przystał na to tylko dlatego, że był już bardzo głodny, nie miał siły na polowanie, a za to druzgocącą świadomość mijającego czasu. Ale idąc za Pilipixem – zrywającym z różnych drzew trochę mniej podejrzane i wyjechane w kosmos z kolorami owoce, do których on nie dosięgał – myślał wyłącznie o mięsie.  

.જ⁀🧚‍♂️✧˖°.❀。 °✩

Pixie to wredna mała menda nawet jeśli chodzi o rysowanie go i jestem pewien, że za wszystkie niedogodności związane z procesem kolorowania (w tym to, że różowy długopis brokatowy nie chciał działać, mimo że dopiero co go kupiłem) odpowiada właśnie on, i już żałuję, że pozwoliłem mu wyjść z mojej głowy (chyba będę przygniatał notatnik cegłami na noc, coby z niego nie wylazł), ale oto i on:

Say hi~💕

Continue Reading

You'll Also Like

4.3K 99 28
clarissa Fairchild-clary or issa abused by her mother and her father valtine she is scared of everything and everyone she sufferings with depression...
64.1K 1.7K 33
𝕴𝖓 𝖜𝖍𝖎𝖈𝖍 𝖙𝖍𝖊 𝖘𝖙𝖚𝖉𝖊𝖓𝖙𝖘 𝖔𝖋 𝖕𝖆𝖘𝖙 𝖜𝖆𝖙𝖈𝖍𝖊𝖘 𝖙𝖍𝖊 𝖋𝖆𝖙𝖊𝖘 𝖔𝖋 𝖙𝖍𝖊𝖗𝖊 𝖈𝖍𝖎𝖑𝖉𝖗𝖊𝖓𝖘. ...
51.3K 139 4
အသိအထန်စော်လေးရဲ့ အကြောင်းကို သူ့ခွင့်ပြုချက်နဲ့ရေးမယ့် ဇာတ်လမ်းလေး‌၊ ဘယ်လိုတွေထန်ခဲ့တယ်၊ ဘယ်လိုတွေခံခဲ့တယ်ဆိုတာကို သူပြောပြတဲ့အတိုင်းရေးမှာပါ။