DRUGS, SUCKS & SAUSAGES

By berrylewis27

15.5K 1.7K 670

Pomiędzy młodością a powagą, nigdy nie powinien stać znak równości. Tę zasadę wyznają uczniowie licealnej kl... More

1. PONIEDZIAŁEK
2. WTOREK
3. ŚRODA
4. CZWARTEK
5. PIĄTEK
6. SOBOTA
7. NIEDZIELA
8. PONIEDZIAŁEK
9. WTOREK
10. ŚRODA
11. CZWARTEK
12. PIĄTEK
13. SOBOTA
14. NIEDZIELA
15. PONIEDZIAŁEK
16. WTOREK
17. ŚRODA
18. CZWARTEK
19. PIĄTEK
20. SOBOTA
21. NIEDZIELA
22. PONIEDZIAŁEK
23. WTOREK
25. CZWARTEK
26. PIĄTEK
27. SOBOTA
28. NIEDZIELA
MAJ
KWIECIEŃ
LIPIEC
POSŁOWIE

24. ŚRODA

377 49 8
By berrylewis27

Po raz pierwszy od dłuższego czasu, nie miałem najmniejszego problemu, aby skupić się na lekcji. Sho poszedł spać, więc nie pisaliśmy ze sobą, nauczyciel mówił sensownie, a żaden z moich przyjaciół nie pytał, dlatego uciekłem w poniedziałek. Wszystko zdawało się być takie, jak być powinno. Nawet wieść o tym, że przybiłem pokojową piątkę z Redrensem dotarła do moich kolegów. Zacząłem zastanawiać się, kto był tak paskudną plotkarą. Miałem swoje podejrzenia, którymi podzieliłem się z Ari i Garanem, gdy wychodziliśmy ze szkoły. Wzruszyli jedynie ramionami, po czym spojrzeli po sobie. Natychmiast zrozumiałem, że coś się stało.

— Wiecie, nie przeszkadza mi to. Tylko jest trochę upierdliwe i... Sam nie wiem — powiedziałem pierwszą lepszą bzdurę.

Opuściliśmy teren szkoły, więc skręciłem w lewo, w stronę przystanku. Chłopacy udali się jednak w prawo. Zdziwiłem się na ich zachowanie.

— Ej, ale autobus...

— Nie pieprz, tylko chodź! — zawołał Garan, stanowczy jak nigdy. Serce zabiło mi szybciej na myśl, że rzeczywiście coś mogło się stać. I dlaczego Ari milczał? Mogłem się tego dowiedzieć, idąc za nimi.

Przez dłuższy czas szliśmy w ciszy, spoglądając na ulicę, przejeżdżające samochody i siedzibę Papirusów. Potem Ari skręcił w lewo, idąc trasą autobusu. Wtedy poczułem, że zawibrował mi telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i zobaczyłem, że napisał Sho. Nie spał już, przyszedł do niego lekarz. Dostał jakieś leki, które pomogły na ból, ale trochę otępiały, dlatego mógł być nieco ospały i...

— Leight — rzekł nagle Garan. Schowałem telefon do kieszeni, patrząc na nich pytająco.

— Powiecie mi w końcu, po co ta szopka? I dlaczego macie takie miny? Ej...

Garan szturchnął Ari, ten poczerwieniał. Obaj wlepili oczy w chodnik. Zrobiło mi się słabo na ich kombinacje.

— Chłopaki, prosto z mostu. Znamy się tyle lat i...

— No właśnie się znamy i problem jest taki, że chyba nie do końca — zaczął Garan. Ari zacisnął nagle pięści i stanął w miejscu.

— Tak nie można! Może tylko nam się wydaje, a...

— Przecież sam mówiłeś, że...

— Garan, ale nie tu... Nie teraz! Może on...

— Jak nie teraz, to nigdy! — Garan uparł się, wsadził ręce do kieszeni i spojrzał mi w oczy. Ari nie mógł. Zasłonił dłońmi twarz, wstrzymując oddech.

Poczułem, że zawirowało mi w głowie. Coś w pękło, rozpadło się na pół, nie mogło utworzyć ponownie całości. Zagryzłem wargi, czekając na ruch Garana. On, patrząc tak uważnie na mnie, postanowił przełamać barierę milczenia.

— Wiesz, Leight... Znamy się tyle lat, my szczególnie. Potem doszedł Ari, i dzięki bogom, bo byś zgłupiał ze mną, ale... Jeśli mamy ciągnąć to dalej, mamy być ze sobą szczerzy, okej? — zaczął.

Przebiegły mnie po całym ciele dreszcze. Bo jeśli oni wiedzieli, byłem skończony. Poczułem, że zapiekły mnie oczy.

— Dobra. Coś zrobiłem, tak?

— Tak — odrzekł pozornie spokojnym głosem. — I dobrze wiesz, co. Czy nie?

— Nie... Nie wiem... Ja...

— Dobra. — Garan skrzyżował ręce na piersi, patrząc mi w oczy. — Żeby było jasne. Ja i Ari jesteśmy twoimi kumplami, tak? Na dobre i złe, bez względu na wszystko?

— Tak. Na dobre i złe.

— Ari? — Garan skinął na niego. Ten także wstrzymał łzy w oczach. Na ich widok zadrżało mi serce.

— Bez względu na wszystko — wyszeptał, patrząc na mnie. Wtedy zrozumiałem, że oni mieli rzeczywiste pojęcie, co robiłem ze swoim życiem.

— No... Kumplujemy się, bez względu na to, kim jesteśmy. Bez względu na geniusz matematyczny Ari, moje zerowe powodzenie u dziewczyn...

— Żeś jebnął — westchnął nagle Ari, a Garan poczerwieniał na policzkach.

— To ty to powiedz!

— Może ja? — zaproponowałem wtedy. — Może ja, Leight Abelard, głupi kłamca?

— O te kłamstwa chodzi — odparł Ari i otarł oczy. — Chodzi o sprawy, które możesz ukrywać, albo sprawiasz wrażenie, że tak jest.

— To dwie różne sprawy — wtrącił Garan. Ari wywinął oczami.

— No tak, ale wychodzi na to samo!

— No nie! Bo może...

— Chłopaki — ukróciłem sprawę. — Po prostu zadajcie mi pytanie, a ja, jeśli będę w stanie, udzielę wam na nie odpowiedzi..

Ari wymienił spojrzenie z Garanem. Zdecydowali, że to Ari pyta. Może to i lepiej, bo jak dla mnie, ten człowiek mógł oznajmiać koniec świata. Wziął kolejny głęboki oddech, ułożył sobie słowa w głowie i zaczął mówić:

— Od razu mówię, że nam to nie przeszkadza. Bo... Bo tak. I tyle. Ale... Do rzeczy. No... Myślimy z Garanem, że... Eee... Że ty wcale nie spotkasz się z jakąś dziewczyną, tylko z kimś innym.

— Z kimś innym, czyli z chłopakiem? — zapytałem, rumieniąc się, ale nie z zakłopotania, a z ulgi. Ari pokiwał głową. Uśmiechnąłem się nagle.

— Dobrze myślicie. Cholernie dobrze — odparłem.

Ta rozmowa nigdy nie miałaby miejsca, gdyby nie moje postanowienie, aby zatrzymać kolejną falę kłamstw, gdy nadszedł tydzień na prawdę absolutną. Gdyby nie nasze wzajemnie zaufanie i poczucie, że mogliśmy czuć się w pełni sobą. Nikt nie musiał udawać.

Uświadomiłem to sobie, dlatego znów zebrało mi się płacz. Przy nich nie musiałem się wstydzić. Wymieniłem spojrzenie z Ari, na co wyciągnął ręce w moją stronę. Pozwolił, abym rozkleił się w jego uścisku. Abym nie czuł, że zostałem sam w obliczu takiej prawdy.

— No, stary... Trzeba było mówić od razu — powiedział, czując taką samą ulgę, co ja. Pokręciłem głową.

— Nie, nie mogłem... Nie... Ja... Przepraszam... Ale tak bardzo się bałem, że gdy to wyjdzie... Że... Wy mnie... Że...

— Leight. — Garan powiedział łagodnie moje imię. — To i tak by wyszło, prędzej czy później. No chyba, że zamierzałeś okłamywać nas do samego końca. I to... W ogóle, jakie to? Twoja orientacja. Lubisz kolesi, nie? No i co z tego? Więcej lasek dla nas. No kurde!

— Serio? — zakpiłem, uśmiechając się przez łzy. — Patrzysz na mnie przez pryzmat tego, o ile więcej lasek ci się nawinie?

— No a nie? — Garan zdziwił się, a my parsknęliśmy śmiechem. Potem Ari złapał się za swoją prawie łysą głowę.

— Taki numer, kurde. Leight, do cholery. Naprawdę jesteś głupi, bo tyle lat niczego nie mówiłeś. Tak dużo się działo, a ty... nic. Mam nadzieję, że teraz jest ci głupio — wtrącił. Zaśmiałem się, przypominając sobie, jak cudownym uczuciem była ulga.

— Żeby nie było. Nie lecę na was. Wcale mi się nie podobacie. To tak nie działa — wyjaśniłem. Ari odchrząknął, a Garan trącił mnie w ramię.

— To dobrze. Bo... Teraz, gdy już wiemy, że wolisz facetów... To chcemy poznać tego, co niejako cię sprzedał.

Co? Nie. Tego było za dużo, nie mogłem im powiedzieć, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Nerwowo pokręciłem głową na tamte słowa.

— Chłopaki, jeszcze nie teraz, dobra? Sam ledwo co ogarniam, że może nas coś łączyć, a co dopiero wy. Bo... to może być szokujące. Serio! Oswójcie się najpierw z myślą, że oddaję wam wszystkie dziewczyny.

— Leight, no! — jęknął Garan. — Czyli znów będziemy musieli brać cię na bok i kopać po kostkach?

— Garan! — fuknął Ari. — Sam nam powie, gdy będzie chciał!

— Chcę! — zapewniłem ich. — Tylko... Muszę z nim pogadać, bo... stoimy na tym, że wiemy, jak mocno nam na sobie zależy. Nie spodziewałem się, że sytuacja skończy się w ten sposób, no ale stało się. Kurde. Jeśli ogarnę, co z tego wyjdzie, to wam powiem. Dobra? Obiecuję. Dajcie mi tylko trochę czasu.

— Przecież cię nie zmusimy, żebyś mówił — dodał z uśmieszkiem Ari. Garan westchnął z rezygnacją.

— No nie zmusimy. Ale możemy o niego pytać!

— Możecie — odparłem, gdy ponownie ruszyliśmy przed siebie ulicą. Idąc z moimi przyjaciółmi, nigdy wcześniej nie było mi tak lekko na sercu. Im też, bo bariera milczenia została przekroczona raz na zawsze.

— Hmm... A my go znamy? — zapytał Garan w pewnym momencie. Wzruszyłem ramionami.

— Tak — odpowiedziałem.

— Ktoś wie o was? — sprecyzował.

— Eee... Jego kumpela — odrzekłem, wciąż czując się głupio, że dałem się zwieść Elierze, a potem uciekłem przed nią w szpitalu.

— No dziko. On jej powiedział?

— Tak. I...

— Co jeszcze? — zaciekawił się Ari. Spojrzałem w niebo, wykrzywiając wargi w drwiący uśmiech.

— On ma same problemy z babami. Im więcej o nich słyszę, tym większe są jego kłopoty. O coś pokłócił się z matką, ta jego kumpela to sprytna żmija. W dodatku... Na bogów, oficjalnie ma dziewczynę.

Ari zatrzymał się nagle z Garanem, posyłając mi zdumione spojrzenia.

— Co?! Leight, czyli on... zdradził ją z tobą? Ja pieprzę! — wykrzyknął Garan. Uspokoiłem go pośpiesznie wymownym spojrzeniem.

— Nie nazwałbym tego zdradą, bo my nic takiego nie zrobiliśmy. Nawet się z nim nie całowałem, za rękę tylko trzymałem. I trochę się przytulałem. Nic więcej, naprawdę!

— No weź — odezwał się Ari. — Nic a nic? To nawet ja... Nic nie robiłem z Papayą! Nie patrz tak na mnie! — zmienił nagle ton, gdy stał się ofiarą mojego spojrzenia. — Raz ją tylko trzymałem za rękę, gdy... No... Teraz to nie ma znaczenia. Leight! — bąknął, obdarowany solidnym szturchnięciem w ramię. Mruknąłem coś pod nosem, a Ari rozmasował obolałe miejsce.

— Żebyście nie mieli żadnych wątpliwości. Papaya nic nie może wiedzieć, jasne? Już wystarczająco zmęczyła mnie pytaniami, czy mam dziewczynę, ale teraz, gdy wy wiecie, że ja... Sami rozumiecie. W dodatku... Chcę im powiedzieć, gdy przyjdzie na to czas — poprosiłem ich. Moi przyjaciele zgodzili się na taki warunek. Innego wyjścia nie mieli.

— Jasne! — powiedział Garan, a Ari jedynie ciężko westchnął. — A teraz... Opowiedz nam trochę o nim. Chociaż kilka słów. W końcu, gdy zacząłeś mówić prawdę, idzie ci całkiem dobrze — dodał jeszcze. Prychnąłem na jego słowa, ale dałem się przekonać.

— No dobra — powiedziałem.

Przez resztę drogi do domu, zastanawiałem się, jak opowiedzieć im o Sho, tak, aby nie wpadli, że sprawcą całego zamieszania okazał się nasz wychowawca na zastępstwie.

***

W szpitalu pojawiłem się z ciepłymi pączkami z czekoladą. Napisałem do Sho, czy miałby ochotę na coś innego, niż szpitalne jedzenie. Wybór padł na słodkie. Przeniosłem mu pączki w torebce, położyłem na szafce i posłałem szeroki uśmiech.

— Mam dzisiaj wielki dzień — powiedziałem. Sho przetarł oczy i usiadł, posyłając mi zainteresowane spojrzenie.

— Zdałeś matmę? — zapytał.

— To było wczoraj — odparłem spokojnie.

— No tak. Dzisiaj mamy środę. Przepraszam. Hmm... — Przetarł oczy ponownie. Wyglądał jak nieporadny, młody kot. Zdziwiłem sam siebie, że potrafiłem tak o kimś myśleć.

— To przez ten lek? — spytałem.

— Masz wielki dzień?

— Nie. Jesteś mało rozgarnięty.

— Chyba. Tak. Chyba — powtórzył się, po czym położył się ponownie. Spojrzałem na niego, uśmiechając się szeroko.

— Nie będę cię długo męczyć. Po prostu chciałem ci powiedzieć, że Ari i Garan dowiedzieli się, że lubię trochę mocniej mężczyzn, niż kobiety — wyznałem, nieśpiesznie znajdując palcami jego dłoń.

Sho bez większych ceregieli chwycił mnie za rękę. Działając w tak śmiały sposób, przekraczanie granicy przyszło mi jeszcze łatwiej. Postanowiłem położyć się obok niego. Wstrzymałem oddech, gdy spojrzał na mnie. Nie protestował, dlatego rozłożyłem się wygodnie na szpitalnym łóżku.

— Powiedziałeś im? — spytał.

— Tak.

— I jak?

— Podejrzewali coś wcześniej. Ale... będzie dobrze.

— To wspaniale — odparł szeptem. Przysunąłem się wtedy i cmoknąłem go w czoło. Sho westchnął.

— Zdrzemnij się trochę — odpowiedziałem. Pokręcił głową.

— Przecież dopiero co przyszedłeś.

— To nic. To naprawdę nic.

Sho przybliżył się jeszcze bardziej, nosem trącając mój. Wstrzymałem oddech, on też. Ułamek sekundy dzielił nas, abyśmy pocałowali się po raz pierwszy. Coś jednak musiało nam przeszkodzić. Usłyszeliśmy, że ktoś pociągnął za klamkę przy drzwiach. Zerwałem się natychmiast z miejsca i niemal zanurkowałem pod łóżko, pozornie zawiązując sznurowadła. Sho odchrząknął jedynie i usiadł. Do środka weszła pielęgniarka, przynosząc ze sobą leki dla pacjenta.

Kobieta spędziła z nami kilka chwil, rozmawiając głównie z Sho. Poskarżył się na senność, a ona odparł, że będzie tak jeszcze przez dzień. Gdy odeszła, zabrała ze sobą resztki mojej pewności siebie, Wraz z jej wyjściem, poczułem tak silne zakłopotanie, jak na początku znajomości z Sho.

On pozwolił sobie na głośne westchnięcie i skinął, abym wrócił. Posłuchałem go bez protestu. On wsparł się na zdrowej ręce, trącił mnie nogą i uśmiechnął szeroko.

— Musimy chyba wyjechać, żeby mieć spokój, co nie?

— Chyba — bąknąłem pod nosem.

Sho odgarnął włosy z czoła, rozejrzał się po sali. Sprawiał wrażenie, jakby za czymś czekał. Może za moim ruchem? Wziąłem się w garść. Przypomniałem sobie, że też mam coś do powiedzenia, dlatego przysunąłem się bliżej. Rumieniąc się jak w piekle, za moją inicjatywą, nasze usta spotkały się po raz pierwszy.

Sho musnął mnie wargami. Był niezwykle delikatny, że nawet nie zakładałem, że może tak postąpić. Postarałem się odpłacić czymś podobnym. Nigdy wcześniej nie miałem okazji całować się z kimś, szczególnie z mężczyzną. Owszem, widziałem nieraz, jak ludzie robili to, opatrzony byłem aż za bardzo. Ale że ja? Teraz? Pomimo okoliczności, zachowałem spokój. Sho też taki był. Spokojny, pełen czułości. Trochę gładził mnie po policzku, ja zaś bawiłem się jego włosami. Czułem ciepły oddech na twarzy, inni, niż jaki do tej pory znałem. W ciszy szpitalnej sali, podjęliśmy decyzję, że to właśnie siebie pragniemy. Zrobiliśmy wszystko, aby zapamiętać ten pocałunek, jako najlepszą chwilę, jaką do tej pory spędziliśmy.

***

Sho spał jak dziecko, gdy wychodziłem z sali. Zbliżał się wieczór, goście powinni już dawno temu opuścić szpital. Nikt nie zaglądał do doktora historii, dlatego beztrosko zasiedziałem się u niego. Nie żałowałem ani sekundy. Wreszcie, całkiem bez słów, mogłem wyrazić, co czułem. Z wrażenia przygryzłem wargi. Wciąż czułem smak Sho. Spodziewałem się, że całowanie będzie miłe, ale nie, że aż tak uzależniające. Musiałem uzbroić się w cierpliwość do następnego razu.

— To teraz tylko powiedzieć rodzicom i będzie spokój — pomyślałem na głos.

W takiej sytuacji, słowa przychodziły mi łatwiej, niż czyny. Jednocześnie, wracając do domu, ostatecznie zrozumiałem, że nie miałem już nic do stracenia, co najwyżej, kolejne kłamstwa, a tym samym, całe dotychczasowe życie.

Continue Reading

You'll Also Like

81K 3K 30
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
7.6K 402 26
Co może się wydarzyć podczas wakacji u taty? ,,Wakacje w Włoszech miały być cudne i spokojne taaa napewno będą spokojne gdy na karku siedzi mi dwóch...
7.3K 330 53
nwm co napisać wgl nie umiem tworzyć oposów ale serio czytajcie bo warto kurwa
17.1K 688 67
Czternastoletnia Hailie Monet straciła dwie najukochańsze osoby w swoim życiu. Dziewczyna musiała zamieszkać z braćmi, ale niespodziewane wydarzenie...