DRUGS, SUCKS & SAUSAGES

Da berrylewis27

15.5K 1.7K 670

Pomiędzy młodością a powagą, nigdy nie powinien stać znak równości. Tę zasadę wyznają uczniowie licealnej kl... Altro

1. PONIEDZIAŁEK
2. WTOREK
3. ŚRODA
4. CZWARTEK
5. PIĄTEK
6. SOBOTA
7. NIEDZIELA
8. PONIEDZIAŁEK
9. WTOREK
10. ŚRODA
11. CZWARTEK
12. PIĄTEK
13. SOBOTA
14. NIEDZIELA
15. PONIEDZIAŁEK
17. ŚRODA
18. CZWARTEK
19. PIĄTEK
20. SOBOTA
21. NIEDZIELA
22. PONIEDZIAŁEK
23. WTOREK
24. ŚRODA
25. CZWARTEK
26. PIĄTEK
27. SOBOTA
28. NIEDZIELA
MAJ
KWIECIEŃ
LIPIEC
POSŁOWIE

16. WTOREK

458 55 21
Da berrylewis27

Euforyczny stan skończył się, gdy rano uświadomiłem sobie, że nie umiałem niczego na sprawdzian. Nie miałem czasu chociaż trochę się pouczyć. Rozum zgubiłem przez doktora historii. Do szkoły dotarłem więc z poczuciem całkowitej kapitulacji. Oblałem sprawdzian, jeszcze zanim go napisałem. Moi kumple próbowali ostatkami sił nauczyć się czegoś, płacząc lub śmiejąc się rozpaczliwie. Stanąłem Ari i Garanem, obserwując ich walkę. Dołączył do nas Lanak.

— Mocno się zesramy z nerwów?

— Ty najmocniej — odrzekł mu Garan, za co oberwał z łokcia. Posłałem Lanakowi wymowne spojrzenie, a ten zabrał ręce z krzywym uśmiechem.

— No tak, ludzi pana Abelarda nie rusza się — przypomniał sobie łaskawie. Dobrze wiedziałem, że odreagowuje w ten sposób stres. Cicho wzdychając, spojrzałem na godzinę, Garan też.

— Za piętnaście minut rusza sprzedaż.

— Nic mi nie mów. Oddam pustą kartkę i na pocieszenie kupię sobie bilet — mruknął, śmiejąc się z rezygnacją.

Mnie także zachciało się śmiać nad własnym losem. Spojrzałem na Ari. Był spokojny, chociaż po oczach poznałem, że w takich chwilach, liczył się dla niego jedynie ojciec. Posłaliśmy sobie pocieszający uśmiech.

— Powtórzyłeś coś?

— Jedynie to, że jestem matematycznym debilem.

— Leight, proszę cię.

— Tylko że... to prawda.

— Zobaczymy — uciął krótko, bo na korytarzu pojawiła się matematyczna kobieta-terminator.

***

Muzyka w mojej głowie nie przestała brzmieć nawet wtedy, gdy dostałem kartkę z zadaniami. Przed lekcją Lanak nuci piosenkę d'Advocats, którą dziewczyny zaczęły śpiewać, jak żałobną pieśń. W chwili, gdy już wszelkie głosy umilkły, wystukałem rytm długopisem. Reszta skrobała po kartach w gorączkowym namyśle, a mnie, oprócz pustki, w głowie rozbrzmiewały kolejne utwory d'Advocats. Sho spodobałby się ich teksty. Miały mądre słowa, bardzo pokojowe, chociaż agresywnie wyśpiewane. Od rozmyślań nad zespołem, przeszedłem do Sho.

On mnie lubił. Przestałem mieć wszelkie złudzenia. Gdyby było inaczej, nie patrzyłby mi w oczy tak często, nie szukał kontaktu, nie trzymałby mojej dłoni. Przyjaźń dawała wiele radości, ale nie budziła w nas dzikusów. Kiedy byliśmy razem, zachowywaliśmy się jak pozbawieni rozumu. Na bogów.

Nie należałem do jego świata. Nie znałem się na jego dziedzinie, daleko mi było do łamacza serc. To on wyglądał wspaniale, oczy miał piękne, ciało wysportowane. Grzeszył wiedzą, inteligencją i ironią. Cud-chłopak i taki przeciętniak, jak ja? Brzmiało to bardziej, niż nieprawdopodobnie. Jego zachowanie wskazywało jednak na coś innego.

— Oszaleję — wyszeptałem i schowałem twarz w dłoniach.

— Leight — rozległ się nagle donośny szept. — Masz chusteczki?

Otrząsnąłem się, rozpoznając głos Ari. Spojrzało na nas kilka osób, w tym nauczycielka. Widząc, że nie kombinowaliśmy niczego spektakularnego, przyglądała się, jak szukałem paczki chusteczek i podałem ją Ari. Posłał mi uśmiech, wziął jedną i po cichu wysmarkał się. Oddał mi paczkę z dyskretnym podziękowaniem. Wymieniliśmy spojrzenie, po czym spojrzałem w kartkę pustą, całkiem jak moja głowa. Uznałem, że z podobną frajdą, co patrzenie na speedzie, mogłem schować chusteczki. Wtedy zmroziło mnie.

W środku tkwiła karteczka — dyskretnie wciśnięta, zgięta na pół, zapisana do granic możliwości. Rozpoznałem pismo Ari. Wyciągnąłem ją niepostrzeżenie, wsadziłem paczkę do plecaka i czując, że wygrałem życie, zacząłem dyskretnie spisywać odpowiedzi wyliczone przez mojego anioła stróża.

***

Ari oddał kartkę jako pierwszy. Puknął mnie w głowę na pożegnanie, pomachał Garanowi i wyszedł z sali. Matematyczka musiała wiedzieć, że jest potrzeby gdzie indziej, bo nawet nie odprowadziła go wzrokiem. A może tego nie dostrzegłem? Zajęty przepisywaniem rozwiązań, spędziłem ostatnie dwadzieścia minut lekcji w całkowitym skupieniu. Wiedziałem, że to, co zdążyłem przepisać, było co najmniej na zaliczenie sprawdzianu.

Tylko frajerzy zdobywają pełnię szczęścia, tak śpiewali d'Advocats. Może byłem jednym z tych, którzy zamiast szczęścia, dostali od losu właściwych ludzi? Innego wyjaśnienia nie było, Ari nie ratował mnie bez powodu.

Oddając sprawdzian do rąk matematyczki, przełknąłem głośno ślinę. Nie powinienem ściągać. Zrozumiałem to, gdy kartka znalazła się w dłoniach nauczycielki. Oszustwo było oszustwem, a cwaniactwo ostatnią deską ratunku. A ja, jako rozbitek wciąż tkwiący samotnie na wyspie, znów otrzymałem niespodziewaną pomoc. Wykopałem się w coś, co wcale nie okazało się grobem. Był nim olbrzymi dług wdzięczności wobec Ari, którego nigdy nie spłacę.

***

Niespodziewanie otrzymaliśmy wiadomość, że kółko chemiczne zostało odwołane z powodu naukowego wyjazdu nauczyciela. Miałem więc wolne popołudnie, dlatego poczekałem za Berthelem i Garanem. Musieliśmy omówić kilka spraw, najlepiej na osobności. Rozmowę zacząłem daleko poza murami naszej szkoły.

— Z tego, co wiem, tego lamusa trochę pokiereszowali, zrzucili ze schodów i opluli. Przeżył, nie poszedł do szpitala — wyjaśnił Berthel. Zapalił papierosa, a końcówkę oddał mi. Zaciągnąłem się, kiwając głową.

— Żadnych nazwisk?

— Ani jednego — zapewnił mnie. Garan uśmiechnął się szeroko.

— Fajerwerki pod kamienicą były genialne! Było bombowo! — zachwycił się. Berthel zgodził się z nim.

— Tylko się nikomu nie wygadaj, bo będziemy mieli przesrane przez taki entuzjazm — uprzedził go.

— Będę ostatnim, który puści parę z ust! — obiecał Garan.

— Liczę na to. Inaczej wysadzę wam chatę — odparł Berthel bez owijania w bawełnę.

Po jego słowach nabrałem pewności, że kogoś takiego, jak on, nie mogło zabraknąć na moich urodzinach. Dokładnie za dwa miesiące miałem skończyć osiemnaście lat. Olśniło mnie, gdy spojrzałem na datę. Zrodziło to kolejne wątpliwości, a wszystkie kręciły się wokół historyka, który odezwał się wieczorem.

***

Daniel miał podobne przemyślenia, co ja. Przyszedł do salonu, postawił na stole czteropak piwa i skinął, abym wziął sobie jedno. Matka oburzyła na taki stan rzeczy.

— Przecież Leight...

— Myślisz, że nigdy nie pił piwa, mamo? Błagam. Leight jest dorosły. Jak nie on, niech ktoś inny weźmie te piwa. Ja nie mogę już na nie patrzeć — odparł, usiadł na kanapie i sięgnął po pilota.

Włączył telewizor, szukając czegoś do oglądania. Matka prychnęła na jego słowa. Korzystając z jej milczenia, wziąłem puszkę i otworzyłem z takim uczuciem, jakbym kogoś zabił. Po chwili, przyszła do nas Papaya, wyraźnie wciągnięta w rozmowę z kimś na telefonie. Mama, zerkając na nią, znów prychnęła.

— To też jest dorosłość? Ślęczenie w amoku nad telefonem?

— Mamo! Dowiaduję się, co z tatą Ari! — odparła pośpiesznie. Słysząc to, zakrztusiłem się piwem. Posłałem jej pytające spojrzenie.

— Piszesz z Ari? — zdziwiłem się. Papaya wywinęła oczami.

— Tak samo, jak ty czytasz teatralnie dramaty — odcięła się. Zesztywniałem na jej słowa.

— To była jednorazowa sprawa! Widziałaś, jaką te babcie miały radochę! — wytłumaczyłem się pośpiesznie, czując zaciekawiony wzrok Daniela. Mama nie musiała spoglądać na mnie, bo jeszcze tego samego dnia, Papaya opowiedziała jej, co zrobiłem w domu seniora.

— Czytasz dramaty przed babciami? — zapytał mój brat. Zarumieniłem się naraz.

— W niedzielę, gdy pomagałem wolontariatowi ze szkoły. Temu pacyfistycznemu oddziałowi wariatek — odpowiedziałem z naciskiem.

Papaya zrozumiała, że jeszcze słowo, a mogłem ją uciszyć na resztę życia. Pisnęła jedynie i wróciła do telefonu, ja do mojego piwa. Brakowało jeszcze, aby wygadała się, że czytałem z Sho, prawie siedziałem mu na kolanach i dotykałem tak, jak na romans Dravii i Luciena przystało. Gdyby Daniel o tym wiedział, kpiłby ze mnie do końca życia.

Zerknąłem na Papayę jeszcze raz. Nieźle wkręciła się w rozmowę z Ari. Nie sądziłem, że mógłby rozmawiać na ten temat z moją siostrą. A ona, uśmiechając co jakiś czas, poważnie zaczęła przyciągać moją uwagę. Wymieniliśmy ze sobą kilka razy spojrzenia. Papaya pokazała mi język i uciekła do mamy. Na jakiś czas odpuściłem.

Gdy jedliśmy kolację, usłyszałem nagle, że dzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni, dziwiąc się, kto zatruwał mi wieczór.

— Cholera — wydusiłem z siebie i poderwałem się z miejsca. — Garan i jego problemy sercowe. Zaraz wracam! — oznajmiłem rodzinie, uciekając jak najszybciej do pokoju. Odebrałem dopiero wtedy, gdy zamknąłem drzwi.

— Cześć...

Hej. Przeszkadzam?

— Nie... Siedziałem i tak właściwie nic nie robiłem i... Nie, nie przeszkadzasz — odparłem, czując łomot serca. Liczyłem, że nie padnę z wrażenia.

Super, bo jest taka sprawa, co powinna poczekać do jutra, ale nie mogłem się powstrzymać — powiedział Sho, a w jego głosie pojawiła się nuta rozbawienia.

Oszalałem, myśląc o milionach rzeczy, które mógł mieć na myśli. Niecierpliwie czekałem na wyjaśnienie.

Domyślam się, że może ci to wcale nie odpowiadać, ale... Wiesz, uznałem, że to ważna sprawa. Ale nie udało mi się więcej tego załatwić, chociaż robiłem wszystko, co mogłem i...

— Sho, powiesz mi, czy mam zejść na zawał? — przerwałem mu. Poczułem, jak zadrżały mi dłonie. Sho zaśmiał się ponownie do telefonu.

Poczekaj, wyślę ci zdjęcie. Tylko nie gniewaj się na mnie.

— Nie wiem. Sho...

No, chwila. Sekundę. O, już — powiedział.

Dostałem po chwili powiadomienie. Zagryzłem wargi, czekając, aż zdjęcie załaduje się w pełnej rozdzielczości. Po chwili było gotowe. Ujrzałem na ekranie fragment jego dłoni. Te piękne, nieziemskie palce trzymały coś — dwa prostokątne kartoniki, w mocnej, intensywnej barwie, z prostą, białą czcionką. Tworzyły napis, który odczytałem w pierwszej kolejności.

d'Advocats. Stara Hala. Piątek.

— O kurwa — powiedziałem. Sho, czekając na moją reakcję, westchnął z ulgą.

Przepraszam. Widziałem, że jest to dla was ważne i... Nie gniewasz się?

Czy się gniewałem? Bogowie, ja chyba go kochałem! Musiałem ugryźć się porządnie w język, aby nie wypowiedzieć tego. Na takie wyznania było jeszcze za wcześnie.

— Nie. Ja... Jestem w szoku — wydusiłem z siebie. Sho znów westchnął, a od samego dźwięku, rozpłynąłem się.

To dobrze. Chociaż sam nie wiem.

— Sho... Skąd masz te bilety?

Eee... To trochę skomplikowana historia.

— Mówiąc, że jest skomplikowana, komplikujesz ją jeszcze bardziej.

Jakie to filozoficzne.

— Ktoś mnie natchnął, aby zacząć myśleć. A teraz, powiedz mi, skąd i dlaczego masz te bilety?

Okej. Mój kumpel pracuje w radiu, czasami dostaje bilety do rozdania w konkursach. Wczoraj się z nim widziałem, a pamiętając o tobie... o was... zapytałem, czy nie miałby może dwóch wlotek. I miał. Dał mi. Zastanawiałem się, czy powiedzieć ci jutro, czy jeszcze dzisiaj.

— Sho — przerwałem mu.

Poczułem łzy w oczach. Nie mogłem nad nimi zapanować, dlatego odetchnąłem ciężko. On zrozumiał, co się działo.

Przepraszam, że tylko dwa, ale więcej nie mogłem załatwić...

— Jesteś głupi — powiedziałem nagle. — Masz tytuł doktora, a tak naprawdę, jesteś głupi.

Z miłą chęcią dowiem się, dlaczego.

— Bo... masz je. Trzymasz je w dłoni i przejmujesz się, że masz tylko dwa. Ja nie mam żadnego, moi kumple też. Tylko grupa szczęśliwców kupiła bilet. Jeden kurewski bilet, a ty przepraszasz mnie, że masz dwa? Sho, kurwa mać. Masz w dłoni dwa najbardziej pożądane kawałki papieru w tym mieście, a ty jesteś tak głupi, że mnie za to przepraszasz? I co ja mam zrobić? Powiedzieć: Sho, spoko, szkoda jednak, że nie załatwiłeś dla całej klasy? Sho... Jestem w szoku. I nie wiem, co mam ci powiedzieć, bo nigdy nie czułem się tak, jak w tym momencie....

A jak się czujesz?

— Cudownie — odparłem bez wahania.

Uśmiechnąłem się przez łzy. Sho usłyszał, jak mocno wzruszyłem się. On też uśmiechnął się, zaskoczony tym, co powiedziałem.

Nie płacz. Jest mi dziwnie z myślą, że płaczesz.

— Ale to jest dobry płacz. Taki... na dobry sen.

I mam uwierzyć, że po nim zaśniesz?

— Nie wiem. Ostatnio nie mogę spać przez wiele spraw związanych z tobą.

Ja też.

Zamilkłem, podciągając nosem. On to powiedział. Nie przesłyszałem się. Rozpłakałem się wtedy na dobre.

Ej. Nie płacz. Mi też chce się teraz płakać.

— Ty nie masz powodu do płaczu. Ja akurat mam!

Skąd wiesz? Nie powiedziałem ci jeszcze tylu rzeczy.

— Z chęcią dowiem się o nich.

To świetnie — stwierdził szeptem. — To cudownie.

To było coś więcej, niż świetne i cudowne. To było niemożliwe. Ale... on to powiedział. Milczeliśmy przez chwilę, mierząc się z wagą słów, które padły. Niejeden osiłek miałby z nimi problem, a ja? Chuchro z introwertycznym usposobieniem, które ostatnio zmieniło się w dzikusa.. A on? Chciałem tyle wiedzieć.

— Sho...

Jutro przyniosę ci te bilety. Trochę mi dziwnie z myślą, że...

— Poszlibyśmy tam razem?

Nie wiem. Obawiam się tego, tak szczerze.

Przemyślałem jego słowa. Wciąż był moim wychowawcą na zastępstwie. Pojawienie się z nim na koncercie, mogło zrodzić wiele plotek, szczególnie, że w Starej Hali pojawi się zapewne połowa szkoły.

— Rozumiem. Ja... Wiem, co z nimi zrobię.

Co?

— Mam wielki dług u Ari. Sądzę, że mogę odwdzięczyć się w ten sposób.

Sho zaśmiał się po cichu. Odpowiedziałem mu w podobny sposób.

No to sprawa załatwiona. Ulżyło mi.

— Mi też. Hm... Skoro koncert jest w piątek, a my jesteśmy umówieni...

Kino?

— Kino. Cudownie.

— Podwójnie cudownie. Przestałeś płakać?

— Tak. To...

Odpoczniesz?

— Postaram się. I... Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję.

Sho zaśmiał się, a potem, zupełnie bez zapowiedzi, także się rozpłakał.

Continua a leggere

Ti piacerà anche

67.6K 3.4K 9
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
745K 25.7K 73
ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogłoszenie w internecie, dosta...
69.9K 1.9K 24
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...
42.8K 1.6K 28
Nina popełnia błąd, który w znacznym stopniu komplikuje jej życie. Ma jednak szansę wszystko odkręcić. By to zrobić musi tylko dogadać się z młodym w...