DRUGS, SUCKS & SAUSAGES

By berrylewis27

15.7K 1.7K 672

Pomiędzy młodością a powagą, nigdy nie powinien stać znak równości. Tę zasadę wyznają uczniowie licealnej kl... More

1. PONIEDZIAŁEK
2. WTOREK
3. ŚRODA
4. CZWARTEK
5. PIĄTEK
6. SOBOTA
7. NIEDZIELA
8. PONIEDZIAŁEK
9. WTOREK
10. ŚRODA
12. PIĄTEK
13. SOBOTA
14. NIEDZIELA
15. PONIEDZIAŁEK
16. WTOREK
17. ŚRODA
18. CZWARTEK
19. PIĄTEK
20. SOBOTA
21. NIEDZIELA
22. PONIEDZIAŁEK
23. WTOREK
24. ŚRODA
25. CZWARTEK
26. PIĄTEK
27. SOBOTA
28. NIEDZIELA
MAJ
KWIECIEŃ
LIPIEC
POSŁOWIE

11. CZWARTEK

515 63 44
By berrylewis27

   Jadąc do szkoły, próbowałem wmówić sobie, że nic się nie stało. On wcale nie przejmował się moim stanem. Byłem dla niego dzieciakiem, ot co, nic więcej. Dzieciakiem, który spalił się ze wstydu na jego widok, gdy minęliśmy się na korytarzu. Nie pomogła obecność moich kumpli. Zalałem się okropną czerwienią na twarzy. Z takim rumieńcem, w gównianym mundurku, rzeczywiście wyglądałem niepoważnie.

Na wf-ie nie działo się lepiej. Graliśmy wyjątkowo z dziewczynami w siatkówkę. Gdy serwowałem, na sali zapanował popłoch. Piłka poleciała kilka metrów od Abby, przez co zaczęła piszczeć:

— Nie atakuj mnie, Leight! Jestem po twojej stronie!

Wykonałem najbardziej zirytowany przewrót oczami w życiu, a zaraz po nim, rozległ się gwizdek.

— Abelard! Trzydzieści pajacyków poza boiskiem! — wrzasnął trener.

— Co?! Trenerze! — krzyknąłem. On gwizdnął ponownie.

— Abelard, pajacyki!

Zakląłem donośnie i zszedłem z boiska. Garan zareagował na moje zejście od razu. Zaczął wykłócać się z trenerem, że zdecydował niesprawiedliwe o moim losie. W rezultacie, dołączył do mnie. Klnąc, wspólnie zrobiliśmy z siebie debili, wykonując to najmniej wdzięczne ćwiczenie świata.

***

Luźna atmosfera na okienku wcale nie poprawiła mu humoru. Na dworze rozszalał się deszcz, dlatego nie poszliśmy do Podniebienia, a zostaliśmy w szkole. Zajęliśmy się gruntowną powtórką z matmy. Ari zyskał na tym najwięcej, zgarniając pieniądze za policzone zadania. Oświecił połowę klasy w jej niewiedzy. Mnie jednak nie pomógł. Działo się tak dużo, nie potrafiłem skupić się na jego słowach. Sprawa jeszcze mocniej się skomplikowała, gdy zerknąłem na telefon. Otrzymałem dwie wiadomości, jedną od mamy, drugą zaś od człowieka, dzięki któremu nie mogłem normalnie żyć.

— Garan. Idę ogarnąć te godziny do odpracowania — powiedziałem cicho do niego.

Ari siedział nieco dalej, tłumacząc coś dziewczynom, dlatego nie zwracał na nas uwagi. Garan skinął głową i pomachał. Odmachałem mu z ciężkim uczuciem na sercu. Czułem się źle, a czy mogło być jeszcze gorzej?

Sho napisał, abym przyszedł do pokoju nauczycielskiego w trakcie okienka. Czując, że drżały mi ręce, udałem się w wyznaczone miejsce. Zapukałem do drzwi i zaczekałem. Po kilku sekundach, otworzył mi nauczyciel od biologii, zupełnie, jak w zeszłym tygodniu.

— Dzień dobry, jest może Springsteen? — zapytałem. On pokiwał głową i roześmiał się niespodziewanie.

— Jest, jest. Zabawia nas tu nieźle. Ale już, poczekaj, zawołam go — odrzekł i wszedł z powrotem do pomieszczenia.

Nie zamknął drzwi, dlatego ujrzałem wnętrze pokoju nauczycielskiego — kilka stołów, dużo krzeseł i jasne światło z góry. Zagryzłem wargi z nerwów. Nie mogłem stać jak słup, dlatego przeszedłem się trochę, myśląc, jak mocno zarumienię się na widok Sho. Inaczej nie mogłem się zachować. Nie po tym, co siedziało mi w głowie i co wydarzyło się w trakcie naszej rozmowy.

— Hej. Świetnie, że jesteś — usłyszałem jego głos. A więc to już. Teraz.

Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na niego, on na mnie. Co zaskoczyło nas obu, to fakt, że zareagowaliśmy podobnie. Sho zagryzł policzki od środka i schował dłonie w kieszenie, a ja zgarbiłem się. Zamilkliśmy, choć dobrze wiedzieliśmy, że wypadało coś powiedzieć. Zastanawiałem się, czy właśnie tak powinniśmy się zachowywać.

— Moja kara. Godziny do odpracowania. Dyrektor coś postanowił? — doznałem nagłego olśnienia. Sho otrząsnął się natychmiast.

— Co? Tak... Tak, rozmawiałem z nim jakąś godzinę temu.

— I jak?

— No... Dał mi dowolność w wyborze, bo uznał, że nie robisz żadnych kłopotów i...

— Co mam robić? — zapytałem pośpiesznie, bo to, jak nie mógł zebrać myśli, stało się przerażające. Poprawił okulary na nosie i spojrzał przez okno, byle nie złapać kontaktu wzrokowego.

— W sobotę, ludzie z uniwersytetu organizują w szkole zjazd, potrzeba kogoś w kuchni do mycia. W niedzielę zaś, wolontariat składa wizytę w domu spokojnej starości. Dziewczyny będą potrzebować kogoś do noszenia pudeł, więc im też pomożesz — odpowiedział spokojnym tonem.

Możliwe, że opanował wzburzone emocje. Skinąłem na te informacje, czując jednocześnie niepokój. Wizja weekendu poza domem uświadomiła mi, że nie znajdę czasu na naukę z matmy. Miałem przerąbane, musiałem przyznać sam przed sobą.

— Może być.

— No ja nie wiem — rzekł nagle.

Posłałem mu pytające spojrzenie, on znów uciekł wzrokiem, sprytna gnida. W ciągu jednego tygodnia, wszelkie demony mojego umysłu zostały zbudzone. Korzystając więc z ich aktywności, postanowiłem zadziałać jeszcze bardziej.

— Niewiedza jest najlepszym argumentem, co? — wtrąciłem jadowicie.

On, słysząc to, spojrzał mi w oczy. Czekałem na ten moment. Zrobiłem krok w jego stronę. Sho nie ruszył się nawet na centymetr. Nie odpowiedział, więc ośmieliłem się kontynuować:

— Czuję się głupio w tej sytuacji. Ale, do cholery, przecież nic się nie stało? Nic, mam rację?

— Masz rację. Nie stało się nic złego.

— Złego? Trudno mi określić, czy stało się coś złego, skoro nie umiem uznać tego za coś dobrego?

— Znów mnie pytasz.

— A ty znów nie umiesz udzielić mi odpowiedzi.

— Zatem fatalny ze mnie nauczyciel.

Wywinąłem oczami, na co Sho zadrżał ze złością. Poważnie. Zdenerwował się, o czym świadczył nerwowy błysk w oczach. Skoro jednak rzuciłem mu wyzwanie, nie zamierzałem odpuszczać:

— To jest właśnie najgorsze.

— To, że jestem fatalny?

— To, że jesteś nauczycielem.

— Fatalnym nauczycielem na zastępstwie — uściślił.

Przełknąłem cicho ślinę, gdy podszedł bliżej. Skoro sprzeciwiłem się Danielowi, z Sho też nie miałem problemu. W końcu, w wielkiej fali wątpliwości, jeszcze jedna niepewna nie robiła różnicy.

— No właśnie, tu jest nasz największy problem — wyszeptałem.

Sho usłyszał wyraźnie moje słowa. Jego jasne, cholernie bystre oczy, drgnęły. Uniósł kąciki ust, jakby wypuścił na świat niewypowiedziane myśli. Lepszej reakcji nie mogłem oczekiwać. Cofnąłem się niespodziewanie i poprawiłem plecak na ramieniu.

— Mam jeszcze przerwę. Czy mogę wracać do kolegów? — zapytałem.

— Idź sobie gdzie chcesz, tylko bądź na lekcji — odpowiedział oschle i skrzyżował ręce na piersi.

Skinąłem głową, po czym udałem w kierunku schodów. Chciałem myśleć, że w tym starciu odchodziłem jako zwycięzca. Potrzebowałem, aby doszło do spięcia między nami. Próbowałem wmówić sobie, że wcale go nie lubiłem, że nie rozmawiało nam się, jak z nikim innym. Że nasza wczorajsza rozmowa nie wyglądała, jak mizdrzenie się przed sobą. Tak zamierzałem sądzić. A Sho, gnida o zabójczych oczach, lubił przeszkadzać mi w takim myśleniu.

— Wiesz, że weekend będę cię pilnować, żebyś odpracował wszystkie godziny? — zawołał. Zaśmiałem się na tą wieść.

— Już nie mogę się doczekać!

— Ja też! Wierz mi, ja też...

***

Moje nieszczególnie miłe zachowanie, miało dalszy ciąg w trakcie lekcji, a właściwe poza nią, bo nie pojawiłem się na historii. Wcale nie uciekłem. Zdecydowałem, że będzie lepiej, jeśli pójdę do pielęgniarki. Pięć minut poczekałem przed gabinetem, w środku ratowano kogoś z niefortunnie wybitym palcem. Nawet w spokoju nie mogłem posłuchać jego bolesnych jęków, gdy dostałem wiadomość.

S: Ślepy jestem. Nie widzę Cię w sali.

L: Poprzewracało mi się w głowie i poszedłem do pielęgniarki.

S: Weź od niej kartkę.

L: Nie daje.

S: Może mam do niej zadzwonić, żeby mieć pewność, że tam jesteś?

Zdenerwował mnie tak mocno, że niemal rzuciłem telefonem w dzieciaka wychodzącego z gabinetu, który nacierpiał się dostatecznie. Powstrzymałem się w ostatniej chwili.

L: Trochę zaufania do pracowników szkoły.

S: Uczniów chyba też.

L: Właśnie.

S: No właśnie!

— Abelard! Przyszedłeś popisać sobie tutaj, czy coś ci jest? — zawołała pielęgniarka, oddelegowując poszkodowanego z palcem. Posłałem jej wymowne spojrzenie.

— Boli mnie głowa.

— A mnie mózg, kiedy ktoś znów próbuje się wymigać na ten tekst z lekcji.

— A czy każdy został dwa razy pobity i żyje w ciągłym stresie? — rzekłem oschle.

Kobieta wzruszyła ramionami i przywołała gestem. Sprawdziłem jeszcze telefon, bo w Sho obudziło się coś, czego nawet się nie spodziewałem.

S: Nagłe zmiany nastrojów nie pomagają w tej sytuacji. Nie masz zamiaru powiedzieć mi, dlaczego?

L: To jest zbyt poufne.

S: Poważnie?

— Abelard! — pogoniła mnie. — Dziewucha poczeka!

— To nie dziewucha! — odparłem pośpiesznie. — To wychowawca! Nie wierzy mi, że jestem u pani.

— Jak to nie wierzy? — oburzyła się pielęgniarka. — Ten leszcz z uniwerku jest podejrzany.

— Wiem. Dlatego mam z nim problem.

Kobieta zmarszczyła czoło, przez co wyglądała na jeszcze straszą, niż była.

— Tak? No to chodź. Zbadam ci głowę, a potem pogadamy.

— Głowę, co? — zaśmiałem się gorzko pod nosem. — Tu tylko jej obcięcie coś da.

— Nie przesadzaj — wtrąciła i objęła mnie wątłym ramieniem, gdy wszedłem do środka gabinetu. Mogła sobie tego oszczędzić, ale wybaczyłem jej. Była zrzędliwą, ale złotą kobietą, a szkoła zeszłaby na psy bez niej. A Sho, ten leszcz z uniwersytetu, mógł paść na kolana przed nią za swoją niewiarę.

***

L: Byłem u pielęgniarki, dostałem leki na ból głowy. Kazała mi zostać do końca lekcji.

S: Na następnej też?

L: Jestem teraz na lekcji.

S: Świetnie.

L: No to mogę skupić się na zajęciach?

S: A dasz radę?

L: A dlaczego nie?

S: Bo nie wiem, czy dasz radę z tą głową?

L: A co z nią nie tak?

S: A to ja narzekałem na jej ból?

L: Nie?

S: No właśnie?

L: A z bólem nie mogę?

S: Nie wiem?

L: Ja też?

S: Czy Ciebie to bawi?

L: A skąd mam to wiedzieć?

S: Bo Ciebie o to pytam?

L: Teraz?

S: No a kiedy?

L: Nie wiem?

S: A ja mam wiedzieć?

L: Nie. To jest jakiś absurd.

S: Skończyłeś z pytaniem?

L: To ty zacząłeś.

S: Fakt. I co z tego?

L: Znów zaczynasz.

S: Chyba mogę.

L: Wcale temu nie przeczę.

— Leight. — Garan szturchnął mnie w ramię, bo baba od języka obcego rozgadała się po klasie. Była straszliwie uczulona na brak uwagi ze strony uczniów. Gdyby złapała mnie z telefonem, wcisnęłaby mi go między oczy, a potem ewentualnie wpisałaby uwagę. Garan uratował mnie, ale tylko doraźnie. Do drzwi nagle zapukał ktoś, przed kim ratunek nie istniał. Zabrakło mi tchu, gdy zobaczyłem Sho.

— Przepraszam, pani profesor. Czy mogę na chwilę porwać mojego ucznia? Kwestia jego kary — wyjaśnił uprzejmie.

Baba od obcego mruknęła coś pod nosem, a cała klasa spojrzała na mnie. Zagryzłem wargi i wstałem. Nikt nie złapał mnie od tyłu, nie powiedział — nie idź, Sho cię pogryzie. Stchórzyli. Albo to ja stchórzyłem? Podniosłem się z miejsca i powłóczystym krokiem udałem się do wyjścia. Na nikogo nie patrzyłem, nie miałem odwagi. Wcisnąłem ręce w kieszenie i wyszedłem za Sho. Zamknął drzwi, klasy, a z cichym trzaskiem, coś także zamknęło się we mnie.

— Nie chcę opuszczać lekcji. Przecież wszystko wiem o karze.

— Nie znasz godziny.

— To mi powiesz?

— Może.

Słysząc to, posłałem mu zimne spojrzenie. Czas tej dziwnej gry dobiegł końca. Nie miałem na nią ani ochoty, ani siły.

— Po co to wszystko? Dlaczego nie mogłeś napisać o godzinie, tylko... No właśnie. Nie rozumiem, co się dzieje — powiedziałem cicho.

Sho poprawił nerwowo okulary na nosie. Odeszliśmy nieco od klasy, aby mieć pewność, że żaden intruz nie wtargnie w środek rozmowy. Długo analizował moje słowa, we mnie zaś gotowało się od emocji. Nie potrafiłem uspokoić się przy tym cudowny parszywcu.

— To dzieje się trochę tak, jakbym nie chciał. To znaczy... Nie chcę, żeby działo się źle — uściśliłem, zanim odpowiedział. Sho spojrzał na mnie uważnie. Zrozumiał, że próbowałem się przełamać.

— Chyba za bardzo się wkręciłem — powiedział nagle.

Widział, że mnie zdumiał. On też zdziwił się, że to wyznał. Ale stało się. Sho zasłonił sobie usta w namyśle, a ja odkryłem kopalnię w kieszeniach, wkładając w nie tak głęboko dłonie. Przełamywanie bariery milczenia nie należało do najprzyjemniejszych.

— To nie jest złe — wyszeptałem. Oporne, ciężkie myśli zmuszały mnie, abym starannie wybrał słowa. — Po tym wczorajszym, jestem cholernie zmieszany, bo wygląda tak nieporadnie i... Raczej nikt nie powinien być świadkiem takiej rozmowy... Bo... kiedy stąd znikniesz, stracę fajnego kumpla, Sho. Większość moich znajomych to zupełnie sieroty, nie ogarniają wielu spraw, a ty... jesteś, jaki jesteś. I... nie chcę, abyś odchodził — wyznałem mu prawdę. Okrojoną, ale szczerą. Nie chciałem skompromitować się w jego oczach jeszcze bardziej.

— I to dlatego najeżyłeś się dzisiaj? — spytał łagodnym głosem. Przyznałem mu rację, kiwając energicznie głową. — No dobra — stwierdził. Chcąc czy nie, uśmiechnęliśmy się do siebie delikatnie.

— Także... kumple?

— Okaże się — odparł.

Uniósł rękę, abym przybił piątkę na zgodę. Grzecznie go posłuchałem, a gdy nasze dłonie dotknęły się, zostały przy sobie nieco dłużej, niż powinny. Poczułem cholerną ulgę, gdy tak się stało. Sho najwyraźniej też, bo pozwolił sobie na szerszy uśmiech.

— No dobra. — Cicho odchrząknął. — Zmykaj na lekcję.

— Dobrze — zgodziłem się. — W sobotę o której?

— O dziesiątej. Nie zapomnij.

— Nie zapomnę — wyszeptałem i pomachałem mu, kierując się do sali.

Odmachał mi, a gdy odchodziłem, odwróciłem się przez ramię. Znów spojrzeliśmy sobie w oczy. W jednej chwili przestałem się gniewać i udawać, że nie chciałem niczego. Działo się wprost przeciwnie. A Sho, wcześniej pogubiony, teraz zdawał się wiele rozumieć.

— Drzwi...

— Czuję — bąknąłem, gdy gapiąc się na niego, prawie zahaczyłem się o klamkę. Zakląłem, a on zachichotał. Parszywiec, ale jakże wspaniały, w końcu zaczął grać w otwarte karty.

Continue Reading

You'll Also Like

1M 34.2K 73
#2 𝓒𝓪𝓶𝓹 𝓢𝓮𝓻𝓲𝓮𝓼 ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogło...
7.7K 652 15
Emery Blossom od najmłodszych lat pasjonuje się muzyką. Już jako dziecko rozpoczęła naukę gry na flecie poprzecznym i marzy, by dostać się studia jaz...
279K 18.2K 90
Ona oddała mu serce, ale on wciąż nie potrafił wyrzucić ze swojego innej dziewczyny. Kiedy Stella zaczyna wierzyć, że jej związek z Gabrielem poko...
6.8K 363 27
Historia o dziewczynie, która dostała propozycje o dołączeniu do pewnego projektu. Zgadzając sie nie wiedziała jeszcze, że jej życie zmieni się przez...