SERUM

By CXVSQN

243K 16.5K 2.5K

TRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać... More

Zwiastun!
Postacie
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
2/ Zwiastun
POSTACIE2
2/1
2/2
2/3
2/4
2/5
2/6
2/7
2/8
2/9
2/10
2/11
2/12
2/13
2/14
2/15
2/16
2/17
2/18
2/19
2/20
2/21
2/22
2/23
2/24
2/25
2/26
2/27
2/28
2/29
2/30
2/31
2/32
2/33
2/34
2/35
2/36
2/37
2/38
2/39
2/40
2/41
Uwaga!
2B/1
2B/2
2B/3
2B/4
2B/5
2B/6
2B/7
2B/8
INFO2
2B/9
2B/10
2B/11
2B/13
2B/14
2B/15
2B/16
2B/17
2B/18
2B/19
2B/20
2B/21
2B/22
2B/23
2B/24
2B/25
2B/26
2B/27
2B/28
Zwiastun cz.3
3/1
3/2
3/3
3/4
3/5
3/6
3/7
3/8
3/9
3/10
3/11
3/12
3/13
3/14
3/15
3/16
3/17
3/18
3/19
3/20
3/21
3/22
3/23
3/24
3/25
3/26

2B/12

712 63 4
By CXVSQN


Budzę się, choć wydaje mi się, że śpię  dalej. Nie czuje bowiem nic. Mój wzrok jest całkowicie przyzwyczajony do mroku. Dalej leżę na stosie ciał, w ciasnej windzie. Zaczynam szybko oddychać. Nikt nie przeżył? Siedzę na ich zwłokach? Odwracam się i widzę bladą twarz Alexa. Chłopak leży tuż za mną. Opierałam się o niego. Biorę głęboki wdech. Jest zimno. Jak w trupiarni. Zaczynam nim szarpać. Nagle winda wydaje z siebie piskliwy jęk i delikatnie opada niżej. Przerażona zastygam w bezruchu.


-A n i   d r g n i j.- mówi cicho i przeciągle Alex, który właśnie teraz otworzył oczy. Chce go przytulić, ale boję się, że jakikolwiek ruch może spowodować katastrofę. Winda nie zjechała na ostatnie możliwe piętr, tak jak miałam nadzieje, że zrobiła. Ona o coś zahaczyła. Dopiero teraz widzę, że jesteśmy gdzieś między dwoma ciemnymi piętrami. Otwarte drzwi urządzenia umożliwiają mi taką ocenę. Gdy Adler strzelił w liny, nasza pułapka spadła. Drzwi zablokowały się w pozycji ostatnich chwil życia obiektu. 


-Jest wyjście.- mówię, a z moich ust wydobywa się dymek pary. Jest  naprawdę zimno. Dlatego miałam wrażenie, że leże na trupach. 


-Fantastycznie, a jak planujesz się do niego dostać?- pyta Alex, delikatnie odwracając głowę w moją stronę. Jego oczy kipią poirytowaniem. Winda zaczyna znów złowrogo skrzypieć.


-Gdzie my jesteśmy?- pytam powoli pochłaniana lękiem. 


-Półpiętro.- odpowiada Adler, gdzieś za mną. Boję się odwrócić, choć chwilę temu byłam na tyle śmiała, by szarpać Alexem.- Winda prowadzi pięć pięter w dół. Sugeruje się nie ruszać. 


-Musimy stąd jakoś wyjść!- syczy Gregor. Jego niestety nie widzę w ogóle.


-Kto jest najbliższy wyjścia?


-Chyba ja...- mówi drżąco Lenvie. Delikatnie przekręcam głowę w jej stronę. Dziewczyna wcześniej została prawie wypchnięta, teraz może jako pierwsza uciec. Choć, jeżeli winda niekontrolowanie spadnie, Len podzieli los Arthura. Dwie połowy.


-Lenvie, spróbuj delikatnie wysunąć się z windy. Niech pierwsza osoba obok ciebie zajmie twoje miejsce. Musimy rozłożyć ciężar. Proszę, zrób to bardzo powoli.- Dziewczyna nie odpowiada Adlerowi. Słyszę za to, jak winda zaczyna dyskutować sycząc cicho. Chwilę nie dzieje się nic, tak jakby czarnowłosa zastanawiała się, czy na pewno chce to zrobić. Nikt jej nie pospiesza i chyba to powoduje, że Lenvie się decyduje.


-Zwolnij!- nakazuje Alex. Moje serce bije jak szalone. Wystarczy jeden zły ruch, a wszyscy zginiemy. Dopiero teraz zaczynam dostrzegać detale. W suficie jest dziura, którą Rich stworzył strzelając i ratując nas przy tym. W dziurze znajduje się wielki, martwy łeb.


-O jezu...- mówię przerażona i cofam się delikatnie od zwisającego ciała, martwego już, wilka. Dźwig przesuwa się drastycznie w stronę,  w którą się udałam. Wszyscy wstrzymują oddech. Wpadam w czyjeś ramiona. Lenvie zatrzymuje się i zamiera w bezruchu. Drżę.


-Ciiiii.- mówi trzymający mnie Cole. Chłopak mocno ściska mnie w swoich ramionach, ograniczając jakąkolwiek drogę ucieczki. Wtulam się w jego tors i milczę. Nie mogę się tak zachowywać. Zabije nas moją nieodpowiedzialnością. Nikt nie komentuje mojego zachowania, mimo, że było tego warte. Kilka par oddechów zostaje wypuszczonych z ulgą i tworzy ogrom pary, które unosi się w powietrzu, gdy puszka jednak nie spada.


-Jestem.- mówi nagle Len, ku mojej uciesze.


-Dobrze. Powiedz, co widzisz.- nakazuje krótko Adler. Nie widzę w mroku zbyt wiele, ale wiem, że przełknął ślinę.


-Winda zahaczyła o jakiś pręt, coś odskoczyło od ścian szybu, jakby wygięło się? Coś tu wystaje, tak jakby opieracie się wszyscy na tym. 


-Umiesz stwierdzić jak?


-Wydaje mi się, że nie spadniecie. Ta rura blokuje windę, jesteście na niej oparci. Ewentualnie uderzycie o ścianę boczną i zablokujecie się na amen, ale nie spadniecie. 


-Co widzisz za sobą?


-Eeem...- zaczyna przeciągle Lenvie.- Ciemny korytarz. Nic więcej.


-Masz w plecaku lampkę?


-Mam, przy karabinie.


-Użyj jej.- czekamy chwilę. Słyszymy charakterystyczny dźwięk rozsuwanego zamka. Len szuka czegoś w swoim bagażu. Trwa to może 20 sekund? A ja, zamknięta w tej pułapce, czuje, jakby trwało kwadrans.


-Mogę wiedzieć, dlaczego nosisz karabin w plecaku, a nie przy sobie?- pyta Adler zmieniając temat i ton.


-Przy sobie mam mniejszą broń. Karabin mi przeszkadzał.


-Jest skuteczniejszy. Nie powinnaś tak robić. Wszyscy powinniście zacząć myśleć w bardziej nieograniczony sposób...- wzdycha ciężko nasz generał.


-Mam go.- przerywa Len i  nagle w dolnym wyjściu z windy dostrzegam światło. Białe, rażące. Przypomina mi światło ratownika, który wreszcie  odnajduje ofiary, jakiejś klęski.


-Co widzisz?- pyta ponownie Adler.


-Korytarz, kilka par drzwi, wszędzie mnóstwo pajęczyn i prochu? Na końcu widzę, jakby główny korytarz. Ten tylko do niego dostaje.


-Uważasz, że jest bezpiecznie?


-Nic tu nie ma, oprócz karaluchów.- wyobrażam sobie, jak moja przyjaciółka wzdryga się na widok robactwa.


-Po kolei. Ostrożnie.- mówi Adler i wskazuje ręką wyjście. Winda syczy, piszczy, charczy, przesuwa się nawet w stronę wyjścia, tak, że znajdujemy się pod kątem. Kolejno na zewnątrz wyskakują inne osoby. Wreszcie zostajemy tylko ja, Cole, Greg i Adler.


-Teraz wy.- nakazuje generał.- Alex wam pomoże. Ostrożnie.- Uśmiecham się nieznacznie i powoli kieruje do światła. Wyskakuje, a raczej zostaje przechwycona przez ręce Alexa. Pomaga mi, ostrożnie podaje mnie Nickolasowi. Chłopak uśmiecha się serdecznie i bez większych teatrów stawia mnie na zakurzonej, po kostki, płycie.Odsuwam się na bok i zaczynam obserwować windę. Jest w pozycji skośnej. Oparta swoimi krawędziami o ściany szybu. Jej podłoga jest nieco nad podłogą tunelu. Ze środka emanuje ciemność. 


-Chwila!- krzyczy nagle Vee i podbiega do dźwigu. Kuca i spogląda tam, gdzie chwile wcześniej patrzyła Len- pod spód.


-Cholera, pospieszcie się.- mówi dziewczyna, a winda znów wydaje dziwny pisk.- Ten pręt, który wystaje... on się ugina!- tym hasłem rudowłosa budzi panikę. Wszyscy wstrzymujemy oddech, gdy elewator coraz głośniej piszczy. Wydaje się, że winda znów obsuwa się w inną stronę. Opada niżej? Teraz może się wydawać nam choć co. Błyskawicznie z jej środka wyskakuje Gregor, a na samym końcu Adler. Mężczyzna odwraca się pospiesznie i ociera swoje czoło z potu. Staje obok Grega i razem przyglądają się pułapce, która dalej wisi tam, gdzie wisiała. Nagle w korytarzu rozbrzmiewają ich śmiechy. Mężczyźni przybijają sobie piątkę i obejmują się radośnie. Uciekli. Winda dalej wisi niewzruszona. Już nie piszczy, raczej dziwnie jęczy.


-NIKT NIE DA RADY NAS ŁATWO ZABIĆ!- krzyczy Adler w stronę pustego dźwigu. Nagle ten zaczyna syczeć, tak jakby tarł o ściany. Piszczą metalowe jego fragmenty.  Winda w jedenej sekundzie leci w dół. Z gigantycznym hukiem uderza o finałowe piętro. Po okolicy roznosi się hałas, porównywalny z walącym się budynkiem.


-Cholera.- mówi cicho Adler i drapie się po czarno-siwej czuprynie. Z góry zaczynają dobiegać ryki bestii.  Wzrok każdego z nas samoczynnie wędruje na sufit.


-Nikt nie da rady nas łatwo zabić, co?- pyta wściekle Gregor i chwyta swój plecak. 


-Musimy wbiec do labiryntu! JAZDA! RUCHY!- krzyczy Adler tak, żeby wszyscy słyszeli. Wysuwa się znów na przód grupy i rusza biegiem w nieznanym mi kierunku. Zresztą, jaki tu kierunek jest mi znany? Korytarze krzyczą. Coś na nas biegnie, coś się wali, ktoś krzyczy, ktoś sapie. Wszystko znów staje się tak do siebie podobne, a równocześnie tak obce. Zauważyłam, że bestie są głupie- nie szukały nas niżej. Słyszą dość dobrze, ale czemu nie zaatakowały, gdy byliśmy w windzie. Uwięzieni tak niedaleko w tak głośnej pułapce?  Za to ich szybkość i siła, jest niezwykła. Już nie patrzę za siebie. Biegnę równo z Sue i Mai. Obydwie są niezwykle zdyszane, ale biegną. Gdzieś za mną kątem oka widzę Holdena i Len. Dziewczyna sapie ciężko i trzyma się za lekko wystający brzuch. Podziemie nas rozleniwiło. Nickolas pomaga Ines, której rany dalej nie pozwalają swobodnie biec. Korytarze są tak do siebie podobne, tak kręte, że naprawdę nie jestem pewna, czy po prostu nie biegamy tam i z powrotem. Czy to już ten labirynt? Adler wbiega do pierwszego pomieszczenia. Jest tu bardzo ciemno. Przede mną maluje się ogromna szyba, niezwykle brudna, więc nie potrafię określić, co się za nią znajduje. Generał wbiega w łuk na nasze prawo. Znów kolejne pomieszczenie. To prowadzi schodami w dół. Mijamy różne drzwi oznakowane znakami niebezpieczeństwa, zakazu. Wszystko to jest ignorowane mimo to, że bezsprzecznie jest, bo nie ma tu już prądu. Zasilanie tej części bazy, zdaje się być wyłączne. Dochodzi do mnie, że mogliśmy ominąć labirynt i udać się bezpiecznym przejściem prosto do bazy, ale już na to za późno. Mamy kogoś na ogonie i bezpieczny tunel nie pozwoliłby nam tego kogoś zgubić. Nagle wpadamy do pomieszczenia, z wbudowanymi boksami. Wszędzie leżą szkielety ogromnych stworzeń. Wyglądają jak końskie, choć wiem, że koni tu wcale nie było, nigdy. Wszystkie są puste, co do jednego, choć ich wielkie otwory są pozamykane na cztery spusty. Towarzyszy nam tylko dźwięk sapania, tupania, szurania i ocieranych broni. W dali do naszych uszu dochodzą coraz bliższe piski. Jak to jest, że wiedzą gdzie biec, a nie były w stanie usłyszeć jęków windy, zanim ta runęła? Generał bez zastanowienia prowadzi nas do powiększającego się kolistego otworu, na nasze lewo. Tunel w który wbiegamy, jak się okazuje, rozszerza się i staje coraz wyższy. Na jego końcu dostrzegam światła, ale nie takie, jak wcześniej. Te światła są granatowe, ciemne, a jednak świecą. Czym są zasilane, skoro prądu tu brak? Czy dolne kondygnacje bazy nie powinny być inaczej zabezpieczone? Kto wymyślał priorytety w tej bazie? Blask zaczyna powoli rozbrzmiewać w ogromnym przejściu, którym biegniemy przerażeni. Widzę przed sobą pierwszą ścianę labiryntu- ogromnego na kilkanaście metrów, czarnego kamienia. Zauważam Gregora i jego ogromną ranę na plecach. Wygląda coraz gorzej, im jaśniej robi się w tunelu. Przerażona stwierdzam, że dość pokaźnie krwawi i wymaga uwagi Maishy. Bestie są podobne do mutów, ale to nie muty. Muty wydają mi się bardziej... znane, słabsze. Dysząc dobiegamy do rozwidlenia. Tutaj zaczyna się nasza przeszkoda. Kamienne ściany są obrośnięte gęsto różnego rodzaju roślinnością. Nie możliwe by była to naturalna forma życia. To coś zmutowanego. Coś co potrafiło wytrzymać bez słońca i wody ponad dziesięć lat. Widzę ile kurzu, prochu i niepielęgnowanych, dziwnie wyglądających roślin będzie dla nas przeszkodą. Bestie są tuż za nami, a jednak na tyle daleko, że wiem iż uda nam się uciec, schować. Byleby się nie rozdzielać.  Nikt nie skręca ani w prawo, ani w lewo, choć odnogi labiryntu na to pozwalają. Biegniemy prosto. Za Adlerem. Jednak tylko do pewnego momentu.  Gdy kolejno Richard, Colton, Rose, Nick, Alex i Suesane przedzierają się przez pierwszą granice, ta zamyka się polem siłowym i odrzuca próbującego w nią wbiec Holdena. Chłopak całkowicie oszołomiony wzlatuje w powietrze i wraz z siłą odrzutu wpada na Gregora. Obaj wywracają się i błyskawicznie próbują podnieść. Gregor robi to bez większego problemu, lecz Holden  kiwa się niekontrolowanie. Odwracam się nerwowo i patrzę, to na pusty jeszcze tunel, to na nowy, niewidoczny problem.. Nie wbiegły do strefy światła, ale wiem, że są już w tunelu. Podbiegam do niewidzialnej bariery, która niestety zaczyna oddzielać mnie i  Coltona. Patrzę w czekoladowe oczy chłopaka i zaczynam panikować. Nie mogę nawet go dotknąć. Nie mogę nawet uderzyć w to, co uniemożliwia mi ucieczkę. Przerażona patrzę, jak czarnowłosy próbuje wbiec w pole, lecz zostaje odrzucony i schwytany przez Adlera. Słyszę za sobą krzyk Lenvie, ale jest tak stłumiony, że nie zwracam na niego większej uwagi. Do granicy przejścia podbiega sam Richard. Jest poważny, nieco niepewny. Mężczyzna zaczyna żywo gestykulować, coś próbuje mi przekazać, ale ja widzę tylko Coltona i Nickolasa. Ten drugi stara się pomóc Coltonowi tak, jak Gregor Holdenowi. Po moim policzku spływa słona łza. Mieliśmy się nie rozdzielać. Ogarnia mnie przerażenie, strach przed zagubieniem- panika. Jak my teraz się wydostaniemy stąd? Adler patrzy prosto w moje oczy. Patrzy tak, jak znajomo. Te oczy są takie znajome. Ktoś chwyta mnie za ramię i zaczyna mną szarpać. Gdy się odwracam uświadamiam sobie, że to Kaya. Dziewczyna coś do mnie krzyczy. Wskazuje na biegnące na nas bestie. Zaczyna mnie ciągnąć. Oglądam się za siebie i dochodzę do wniosku, że biegniemy w złą stronę, bo nikt nie biegnie za nami, a wręcz przeciwnie: Maisha, Vee, Ines, Chris i Jeff postanawiają wybrać całkowicie przeciwny kierunek. Patrzę na oddalającą się sylwetkę siostry i dochodzę do wniosku, że nawet się nie zorientowała, że nie biegnę z nimi. Ja wręcz przeciwnie. Kaya znów szarpie mnie za ramię. W tej chwili mnie i moją siostrę oddzielają potężne ciała obcych kreatur. Ogary najpierw wpadają na pole siłowe, które przed chwilą uniemożliwiło mi dalszą ucieczkę. Niestety to jest dla nich za słabe i tylko delikatnie odtrąca kilka pierwszych, które zdekoncentrowane, kierują się na mnie, Kayę, Holdena, Len, Freda i Grega. Druga ich połowa atakuje  resztę wyżej wymienionych. Modle się ze ściśniętym sercem, by Maisha dobiegła do wejścia i się schowała. Biegnę płacząc tuż obok Kayi, która ze swoim typowym, wściekłym wyrazem twarzy,  idzie ze mną łeb w łeb. Niestety te bestie są o wiele szybsze i tak, jak nie da się na dwóch nogach uciekać przed mutem, tak i tutaj nie możemy biec w nieskończoność, a korytarz jest jednak stosunkowo długi. Nim się obejrzę dziewczyna chwyta mnie za nadgarstek i zaciąga do wnęki na nasze lewo. Wpadamy do niej, a pole siłowe uniemożliwia stworzeniom dalszy pościg. Jedno po drugim wpadają na barierę i próbują się przez nią przedrzeć, bezskutecznie. Nie pomyślałam o tym. W ten sposób zajęte nami potwory nie gonią Holdena, Len, Grega i Freda, którzy pobiegli dalej. Dałyśmy im czas. Patrzę zdyszana na twarz czerwonej, jak pomidor Kayi. Dziewczyna zaczyna rozglądać się po niedużej przestrzeni, do której wpadłyśmy. To już nie podłużny korytarz, tylko jakiś  kwadratowy pokój? Segment. Pierwsza pułapka. Zaczynam doszukiwać się nieprawidłowości na podłodze, dźwigni, zaworów. Wchodzę tym samym w laserową linię światła, która pojawia się dopiero po fakcie. Spotykam się spojrzeniem z Kayą, która przełyka ślinę, zakłada ręce na piersi i rzuca:



-No super.- po tych słowach cały kwadrat przeszywa bolesny pisk. Zakrywam jak najszybciej uszy i dalej patrząc na Kaye stwierdzam, że chyba zaczyna krwawić, każdym możliwym otworem jej głowy...






Rozdziały przemiennie będą się pojawiać co środę/ czwartek oraz sobotę/niedzielę :3 to samo dotyczy MASEK <3 XD

Continue Reading

You'll Also Like

2.4M 185K 67
W internecie pojawia się nowa aplikacja do czatowania z przyjaciółmi, zwana FRIEND... FRIEND w pierwszym miesiącu zyskuje ponad milion pobrań... Nikt...
1.6M 5.2K 5
[Zostaje wydane w 3 tomach, pierwsze dwa już dostępne!] Kojarzycie ten moment, kiedy wasza bliźniaczka okazuje się zmiennokształtna, po czym znika, w...
92.4K 6.7K 36
"Zanim wybuchła wojna, świat magii był bezpieczną przystanią dla każdego, jednak gdy świat podzielił się, na złą stronę i dobrą, nic już nie było tak...
11.3K 786 18
Luke i Anakin- bracia którzy kłucą się o jedną Jedi. Ahsoka Tano- jedna z najpotężniejszych mistrzyń Jedi. Za wszelką cenę próbuje przyprowadzić Gene...