You're my number one || Larry...

By OnlyLarryLove69

8.2K 416 2.4K

Prawdę mówiąc, Louis w ogóle nie lubił matematyki. Będąc na drugim roku studiów, wciąż nie wiedział, dlaczego... More

You're My Number One - One Shot

8.2K 416 2.4K
By OnlyLarryLove69

!WRESZCIE ZREALIZOWAŁAM TEN PROJEKT, Z DEDYKACJĄ DLA @sappetka, KTÓRA WYMYŚLIŁA CAŁY ZARYS. MIŁEGO CZYTANIA! NIE ZAPOMNIJCIE ZOSTAWIĆ KOMENTARZA!

Ilość słów: 11 787 słów


Louis po nieprzespanej nocy wreszcie zwlókł się z łóżka. Jeszcze dobrze nie doszedł do siebie po hucznym sylwestrze, a teraz z wielkim bólem głowy i zmęczeniem musiał wstać i iść w chłodzie poranka na uniwerek, by znów zmarnować kolejny studencki dzień w swoim życiu. Cudownie.

Na dworze znów padał śnieg, Louisowi już nawet nie chciało się wystawić nogi spod kołdry, gdy myślał, że temperatura ponownie jest na minusie.

Z kuchni dobiegał odgłos gotującej się wody i szatyn wiedział, że jeśli nie wyjdzie z pokoju za kilka sekund, Zayn wparuje do niego i obleje go wrzątkiem, żeby wreszcie ruszył dupę i wziął się w garść. Poranki były najtrudniejsze.

Drugi rok studiów matematycznych wyjątkowo dawał Louisowi w kość. Co z tego, że był ambitny, skoro lenistwo miało nad nim większą kontrolę? Właśnie z tego powodu zawalił jeden egzamin na pierwszym roku - nie chciało mu się, tyle. Przy okazji chciał też zrobić na złość profesorowi Grimshawowi. Wyjątkowo wkurwiający gość...

Może i się tym udupił, ale i tak potem odwdzięczył się z nawiązką, zdając wszystko na maksa.

Tak naprawdę to był dziwnym człowiekiem. Umiał i rozumiał matematykę, jak swój ojczysty język i dlatego wybrał te studia, a teraz narzekał praktycznie cały czas i użalał się nad sobą, jak bardzo źle mu idzie i jak bardzo chciałby zrezygnować, choć nic innego nie potrafi.

Gdy czasem rozmawiał z Zaynem, ten ucinał temat, bo nie mógł już słuchać swojego współlokatora, a Louis wtedy znów narzekał na to, że nawet nie ma przyjaciół. A miał i to sporo, ba, każdy na uczelni znał tego Louisa Tomlinsona - zabawnego i sarkastycznego, który czasem lubił poutrudniać komuś życie i posprzeczać się o byle głupotę.

- Louis, herbata stygnie! - usłyszał głos Zayna zza ściany, na co jęknął. Opuścił swój pokój, jak zwykle wyglądając jak duch i od razu potruchtał do kuchni. Wziął w dłoń kubek z parującym napojem i oparł się tyłem o parapet. Rzucił okiem na swojego jakże przystojnego współlokatora, który jedząc kanapki, sprawdzał coś w telefonie.

Siorbnął głośno z kubka, dając znać, że jest z Mulatem w tym samym pomieszczeniu, jednakże uwaga jaką chciał uzyskać, nie została mu ofiarowana.

Zayn zawsze był bardzo spokojnym gościem. Uczęszczał do innego uniwersytetu i był artystą, i cóż był dziwny, ale wiedział, co to sarkazm, więc Louis go lubił. Był także dobrym słuchaczem, jeśli faktycznie Louis nie narzekał mu nad uchem, a zwierzał z osobistych spraw.

Gdy Louis siorbnał jeszcze raz, Zayn zirytował się, mówiąc, żeby przestał to robić.

- To wkurwiające, muszę się skupić - odezwał się, warcząc, a Louis stłumił chichot. Zayn wyglądał naprawde gorąco, gdy się złościł. Ale Zayn również miał chłopaka i o tym Louisowi nie wolno było zapominać.

- Na czym na jedzeniu? No jasne, nie udław się - odpowiedział szatyn, znów głośno biorąc łyk.

- Ugh, nienawidzę cię - syknął Mulat, z impetem wstając z krzesła.

Czasem przeszkadzała mu dziecinność Louisa. Odłożył talerz do zlewu i wyszedł z ich małej kuchni.

Zayn praktycznie był gotowy do wyjścia i Louis wiedział, że to tylko kwestia czasu, gdy usłyszy trzask drzwi.

- Ja ciebie też, kochanie! Miłego dnia! - zaćwierkał słodko.

Zayn wyszedł, a niebieskooki westchnął głęboko, patrząc przez okno. Ugh, będzie musiał tłuc się autobusami w taką pogodę, tylko po to by znów użerać się z tym głupim Grimshawem. No cóż, mówi się trudno, i tak niedługo złoży papiery o wypis. Rodzice chyba go zabiją jak się dowiedzą, że rzucił studia, ale lepiej teraz niż kiedy nie będzie już odwrotu, prawda?

Gdy Louis zjadł już swoje śniadanie i zrobił poranną toaletę, poszedł się ubrać. Standardowo: para czarnych jeansów i jakaś bluza powinny być wystarczające. Aby było mu ciepło, przed wyjściem nałożył na siebie ciepłą kurtkę z kożuchem.

Westchnął ciężko - niestety musiał już iść - aż serce mu się krajało, kiedy zostawiał ciepły dom, łóżko tak daleko od siebie. Pocieszała go świadomość, że za kilka godzin znów się zobaczą.

Po prawie półgodzinnej podróży autobusem, wreszcie dotarł na uczelnię. Przepychał się przez tłum studentów, którzy kierowali się do wejścia. Szczerze mówiąc, bardzo podobała mu się ta uczelnia. Była całkiem sporych rozmiarów budynkiem, miała kilka pięter i naprawdę wiele sal wykładowych. Louis doskonale pamiętał jak pierwszego dnia tutaj, zgubił się i dopiero udało mu się dotrzeć na trzeci wykład.

Chłopak spotkał tu także naprawdę miłych i ciekawych ludzi, jak na przykład swoich przyjaciół: Nialla Horana i Liama Payne'a (chłopka jego współlokatora). Louis potrafił otwarcie przyznać, że to właśnie z ich powodu, wciąż był na tym kierunku. Nie chciał ich opuszczać, bardzo ich lubił.

Czasem jednak warto było się nad całą sytuacją zastanowić. Czy Louis faktycznie chciał uzależnić swój dalszy los od przyjaciół? Czy jego największym pragnieniem było oddanie swojego całego życia rozwiązywaniu problemów matematycznych czy rysowaniu ostrosłupów? Czy przypisane było mu zostanie nauczycielem matematyki, w jakiejś szkole, w której wszyscy będą go nienawidzić, ponieważ nikt nie lubił matematyki, nawet on sam? Tego naprawdę chciał?

- Siemka, chłopcy, jak tam po sylwestrze? - zagadał od razu, gdy zobaczył swoich przyjaciół. Zapytał ich o to specjalnie, ponieważ zauważył ich nieszczęśliwych, opierających się o ścianę.

- Co my tutaj w ogóle robimy - zajęczał Niall, potrząsając Tomlinsonem. - Błagam, wracajmy do domu, tak bardzo nie chcę tutaj być, nooo.

- Och, widzę, że jesteś pełen energii do dalszego zdobywania wiedzy - zaśmiał się szatyn pod nosem.

- Och, Louis jak zwykle ten wzorowy uczeń - prychnął Liam, podając mu puszkę energetyka.

- Och, Liam jak zwykle w niesamowicie dobrym nastroju - przedrzeźnił go, widząc jego dziwny wyraz twarzy i zarumienione policzki. - Czyżby przerwa z Zaynem się udała? - poruszył znacząco brwiami.

- Och, to Zayn nie uchylił ci rąbka tajemnicy? - spytał, dobrze wiedząc, że jego chłopak zatrzymuje ich życie prywatne dla siebie. - A nie czekaj, zapomniałem, że Zayn nie dzieli się z tobą takimi informacjami i ja też nie powinienem tego robić - wystawił mu język.

Niall i Louis spojrzeli na siebie, wymieniając uśmiechy.

- Ktoś tu chyba został wpieprzony za wszystkie czasy - Niall mrugnął do Louisa, dając mu kuksańca w bok. Louis zaśmiał się przytakując, natomiast Liam z oburzeniem powiedział, że ma ich dość.

- Jesteście najgorsi - zmarszczył brwi i odszedł od nich.

Przekroczył próg sali, a reszta poszła za nim, śmiejąc się dźwięcznie.

Ku ich zdziwieniu, profesora Grimshawa nie było w środku, a reszta studentów siedziała jak na szpilkach. Dziewczyny dość głośno rozmawiały na temat, który mocno zainteresował trójkę przyjaciół.

- Naprawdę nie mogę się doczekać! Może wreszcie będzie to ktoś miły i przystojny? - zastanowiła się na głos Eleanor, koleżanka Louisa.

- O tak! Podobno profesor Styles, jest mega gorący, nie mogę się doczekać, kiedy w końcu przyjdzie - powiedziała Briana, splatając swoje ręce w geście modlitwy i głośno westchnęła.

- Dacie wiarę, że Grimshit naprawdę połamał się na sylwestrze? Wreszcie będziemy mieć od niego spokój na okrągłe dwa miesiące! - odezwała się kolejna, chyba Danielle, o ile Louis dobrze pamiętał.

Studenci zajęli miejsca za nimi, a Niall od razu zapytał, nachylając się:

- O czym tak głośno plotkujecie, kochane?

- Właśnie. - przyłączył się Louis. - Też chcę wiedzieć.

Liam także był ciekaw ,o co chodzi, więc i on nadstawił swoje ucho, aby usłyszeć, co wywołało tak wielkie poruszenie wśród reszty.

- Dobra, słuchajcie - Eleanor odwróciła się do nich. Widać, że była bardzo podekscytowana. - Nasz ulubiony Grimshit złamał nogę podczas Sylwestra i niestety nie jest w stanie wykładać, a więc na najbliższy czas znaleziono dla nas zastępstwo.

- To nowy profesor. - wtrąciła się Danielle. - Jest dość młody i z tego co słyszałyśmy, mega gorący. - westchnęła. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć.

- A więc chwila... - przerwał im Louis.

- Braina, ślinisz się - Niall zaśmiał się pod nosem. Louis przyłożył mu zeszytem w twarz, a Liam zaśmiał się, przez co upuścił ołówek na podłogę. - Za co to?! - zakwilił Niall, łapiąc się za swój nos.

Louis spojrzał na niego ze złością i oznajmił:

- Za przerywanie mi, ty niewychowany Irlandczyku.

Dziewczyny zachichotały, a Eleanor z czułością oglądnęła twarz blondyna, dając mu znać, że na szczęście Louis nie złamał mu nosa.

- Wracając - podjął wątek Louis. - Chcecie mi powiedzieć, że tego nowego typa zobaczymy właśnie za chwilę?

- Nawet teraz - szepnął podekscytowany Liam, sprawiając, że wszyscy gwałtownie odwrócili się w stronę drzwi. - O MÓJ BOŻE- z jego ust wyrwał się cichy pisk.

Cała grupa wzięła ze świstem oddech, a świat jakby zatrzymał się, gdy przyglądali się idącemu do biurka wysokiemu, szczupłemu mężczyźnie, który poruszał swoimi długimi nogami z niebywałą gracją.

- Czy ja źle widzę? - zająknęła się Briana, nie mogąc oderwać wzroku od tak pięknego profesora.

Louisowi samemu ślinka dosłownie pociekła, kiedy z wrażenia zapomniał zamknąć swoje usta.

Profesor Styles był kędzierzawym brunetem, jego żuchwa była mocno zarysowana a jego symetryczna twarz, kiedy stanął przodem do studentów, wywarła wrażenie chyba na wszystkich lubiących perfekcję świrów.

Ten jakże przystojny grecki bóg poprosił o ciszę swoim jakże niskim, ochrypłym i donośnym głosem, po czym przedstawił się mówiąc, że nazywa się Harry Styles i jest tutaj na zastępstwo za pana Grimshawa; i Jezu, nawet nazwisko tego okropnego człowieka brzmiało w jego ustach tak dobrze, że Louisa aż ścięło z nóg. Znaczy... tak czy siak siedział, ale był pewny, że gdyby stał, pewnie upadłaby na podłogę. Przed Harrym mógłby upadać na kolana bez przerwy, jeśli wiecie, co Louis miał na myśli...

- Może nie marnujmy czasu, przejdźmy od razu do wykładu - powiedział profesor Styles, przeczesując swoje włosy, poprawił swoją marynarkę i podszedł do tablicy, od razu rozpoczynając swój monolog.

W tym czarnym garniturze był taki gorący, o Boże. Wyglądał na dość poważnego gościa, jednak jego twarz była taka delikatna, wydawał się być niegroźny. A jego uśmiech? Jego biały, perlisty idealny uśmiech powalał wszystkich na ziemię, nawet jeśli był tylko półuśmiechem czy zwyczajnym uniesieniem kącików ust.

- Czy ona ma pieprzone dołeczki? - szepnął Louisowi do ucha Niall. Szatyn zszokowany, z bijącym sercem z podniecenia, kiwnął głową, potwierdzając, że on też je widzi i nie jest to żaden sen.

- Boże, Louis, to twój typ! - zauważył Liam cicho, nie mogąc jednak ukryć podekscytowania.

Niall i Liam zaczęli namawiać Louisa do obczajenia Stylesa po lekcjach. On popatrzył na nich jak na idiotów, chcąc ich ochrzanić, jednak nie zdążył, kiedy niespodziewanie pogawędkę trójki przyjaciół przerwał sam podmiot ich podekscytowanych rozmów.

- Panowie, może moglibyście tak ciszej? - zwrócił się do nich, marszcząc brwi, przez co Louisa przeszedł dreszcz.

Jak miał skupić się na wykładach, kiedy uczył ich ktoś taki?

Harry nie prędko wrócił do omawiania przykładów liczb zespolonych, jego wzrok za to spoczął na tym Louisa.

A Louis jak ten idiota siedział ze wstrzymanym oddechem i wpatrywał się w zielone tęczówki, zapominając języka w gębie.

Ostatecznie chciał coś powiedzieć, ale w konsekwencji wymsknął mu się dziwny pomruk którego nawet on sam nie zrozumiał.

- Co proszę, nie dosłyszałem? - Harry nadstawił ucho.

W sali było cicho jak cholera. Wszyscy studenci skierowali swoje spojrzenia w stronę trójki przyjaciół, a chłopcy widząc zawieszenie swojego przyjaciela powiedzieli razem:

- Przepraszamy, panie profesorze.

- Może pan kontynuować, koledze chodziło o to, że źle się czuje. - dodał Niall szybko, krzywo się uśmiechając.

Louis kiwnął głową, zagryzając wargę. Jego policzki były czerwone. Wyglądał, jakby dostał nagłej gorączki. W jednej chwili tak bardzo się zdenerwował, że stres całkowicie opanował jego ciało.

- Co ty robisz bałwanie? - szepnął do Nialla Liam, marszcząc brwi.

- Chyba musi wyjść do toalety - dokończył Irlandczyk głośno, szczerząc się niepewnie.

Harry podrapał się po brodzie, uważnie skanując ich wzrokiem. Faktycznie jeden ze studentów nie wyglądał najlepiej.

- No dobrze, to może wyjdźcie z nim. Niech chłopak złapie trochę powietrza. - zaproponował, po czym wrócił do kontynuowania wykładu.

Trójka studentów, rzuciła się biegiem do drzwi, a kiedy drewniana powłoka zatrzasnęła się za nimi, stanęli na środku korytarza.

- Jezu, stary co z tobą?! - Liam poklepał Louisa po policzku, żeby się otrząsnął. - Odjęło ci całkowicie mowę. - zauważył.

Louis siedział pod ścianą, opierając się o nią plecami.

- Louis się zakochał, Louis się zakochał - zanucił za to Niall, tańcząc jak jakaś baletnica. Niższy student ocknął się i złapał go za kołnierzyk koszuli, gdy ten się do niego nachylił. Poprosił go bardzo delikatnie, żeby się zamknął zanim reszta uczelni go usłyszy. - Dobra, dobra. My tam wiemy swoje - burknął pod nosem.

Louis odchylił głowę do tyłu, zamykając oczy.

Kompletnie nie wiedział, co się stało. To tak jakby nagle jego ciało i umysł odmówiły posłuszeństwa. Ten nowy profesorek był nadzwyczaj czarujący i przystojny i jeszcze mówił w jego stronę, zauważył go i wie że istnieje!

Louis chciał go bliżej poznać. Nie widział na jego palcu obrączki, to dobry znak. Pytanie brzmiało: Czy profesorowi Stylesowi podobali się młodzi studenci?

Cóż; na pewno młodym studentom podobał się profesor Styles.

Liam i Niall stali nad Louisem, bacznie go obserwując.

- Liam on totalnie zgłupiał - zauważył Niall. - Patrz jak się zachowuje, jest czerwony jak burak i sam się do siebie szczerzy jak głupi do sera!

Liam skinął głową.

- Jezu dajcie mi spokój - Tomlinson wreszcie zareagował. - Czy widzieliście przystojniejszego faceta na ziemi? - zapytał, wzdychając.

- Ja widziałem - odezwał się Liam. - jest nim Zayn.

Niall zachichotał pod nosem.

- Ja oglądam się tylko za laskami, ale zgodzę się, ten typek jest pociągający w cholerę. - skomentował Irlandczyk.

Chłopcy usiedli koło swojego przyjaciela, wzdychając razem z nim.

- Myślicie, że może być niehetero? - zapytał Louis.

- Boże, przecież nie da się tego tak określić po wyglądzie - skarcił go Liam. - Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie w najbliższych dniach. Przecież ma nas uczyć przez jakieś dwa miesiące.

Louis westchnął. Dwa miesiące to zdecydowanie za krótko. A więc Louis będzie musiał codziennie przychodzić na wykłady, by móc popatrzeć na niego choćby przez godzinę.

- Przynajmniej nie rzucisz teraz studiów - zauważył Niall szturchając Louisa łokciem.

Ten zgodził się. A więc jego plany także poszły się jebać. Ciekawe. Miał nadzieję, że Harry będzie tego warty.

Kiedy pierwsza godzina wykładu dobiegła końca, niektórzy studenci wyszli z sali i poszli po kawę, inni musieli dotrzeć do innych sal. Liam, Louis i Niall w dalszym ciągu siedzieli na korytarzu. W pewnym momencie z sali wyszedł sam profesor Styles. Spojrzał na nich z góry, a oni szybko podnieśli się na równe nogi.

- To my pójdziemy po kawę, tylko nam nie zemdlej - zawiadomił Louisa Niall i pociągnął Liama za rękaw. Brunet kiwnął głową, zaraz potem obaj szybko poszli przed siebie w głąb korytarza.

Zostawili Louisa samego, stojącego na miękkich nogach przed samym Harrym Stylesem, który uważnie przyglądał mu się swoimi zielonymi oczami.

- Hm, dobrze się pan czuje? - zapytał Louisa. - Może pójdzie pan do domu, jakoś niewyraźnie pan wygląda -zasugerował.

Louis był przy nim topniejącą kostką lodu.

- A-Ależ nie, skąd! Już mi lepiej. - Ja-ja tylko, czasem tak mam.

- Ach, tak? - uniósł brew. - No dobrze. Więc mam nadzieję, że widzimy się po przerwie? Całusy same się nie zrobią, huh?

- Co? - zapytał, patrząc na niego. Czy on coś źle usłyszał?

Harry spojrzał na niego dziwnie.

- Całki. Gdy pana i pana kolegów nie było, przeszliśmy do całek. Całki same się nie obliczą. - powiedział ponownie.

Louis trochę ożywił się.

- Ach całki! Tak, oczywiście. Oczywiście, że całki. - zaśmiał się nerwowo.

Harry zmarszczył brwi. O nie, czy on właśnie zrobił z siebie idiotę?

- Proszę na siebie uważać. - klepnął go po ramieniu. Jezu, jaka jego dłoń była duża.

Harry uśmiechnął się do niego lekko. Louis myślał że zaraz padnie.

- Tak-tak, dobrze, panie profesorze, dziękuję - odpowiedział. Harry uśmiechnął się do niego jeszcze szerzej, po czym wszedł z powrotem do sali wykładowej.

Mózg Louisa działał na najwyższych obrotach; ten urokliwy mężczyzna wyszedł specjalnie na korytarz, żeby zapytać go czy wszystko z nim w porządku. SPECJALNIE wyszedł z sali, Louis to wiedział, bo Harry nie poszedł nigdzie indziej, nie zrobił tego przy okazji, kierując się po kawę czy coś innego.

O. Boże.

***

Gdy Louis wrócił do domu, od razu dorwał Zayna i zaczął opowiadać mu o nowym profesorze. Opisując Stylesa, użył stanowczo za dużo przymiotników typu "wspaniały" czy "przepiękny". Zayn widział jego błyszczące spojrzenie. Niesamowicie się tym ekscytował, prawie nie mógł złapać oddechu.

- Rozumiesz, Zayn? On jest wspaniały. Idealny. Liam powie ci to samo. Po prostu odjęło mi mowę! W życiu nie widziałem kogoś tak cudownego i gorącego. - Oparł głowę na piąstkach, gdy usiadł przy stole.

Zayn zaśmiał się pod nosem, widząc w jakim stanie był jego współlokator. Wiedział, że było to typowe zachowanie, gdy Louis miał zamiar się o kogoś postarać. Albo przelecieć. Jedno z dwóch.

- Muszę go bliżej poznać. Ciekawe jaki jest w łóżku - cmoknął z westchnieniem.

Zayn pokręcił głową z dezaprobatą. Właśnie o tym mówił.

- Skąd wiesz, że jest gejem? Albo chociaż biseksualny? - zapytał.

- Nie wiem, ale nie miał żadnej obrączki, więc na pewno nie jest zajęty. To się liczy w tej chwili. Muszę zbadać teren. - oznajmił, Zayn jęknął.

- Naprawdę chcesz się przespać ze swoim profesorem? Upadłeś na głowę.

Louis wyprostował się. Nie sądził, że przyjaciel skrytykuje jego plan, po tym jak z dokładnymi szczegółami opisał, jak Harry wyglądał.

- Co? Nie wesprzesz mnie w tym? Stary, jakbyś go zobaczył, szczęka by ci opadła. Gwarantuję.

- Przepraszam, ale jestem już zajęty. Nie sądzę że porzuciłbym Liama dla jakiegoś starego profesorka tylko po to, żeby się z nim przespać.

Louis prychnął w odpowiedzi. Czy mówił już, że Zayn czasem był zbyt poważny i taki... sztywny? Kompletnie nie wiedział, jak się bawić!

- On nie jest wcale stary! Jest chyba przed trzydziestką. - upierał się. - Zresztą, dobra. Ta rozmowa nie ma sensu. Bądź tylko dobrym przyjacielem i udawaj, że zależy Ci bym relacjonował ci moje postępy. Będzie mi niezmiernie miło, Zaynie Maliku. - skinął głową, zalotnie mrugając rzęsami.

Mulat westchnął. Można było mu zarzucić wszystko, ale na pewno nie to, że był złym kumplem.

***

Dwa tygodnie później Louis był już na tyle oswojony z widokiem profesora Stylesa, że nie ślinił się i nie gapił na niego podczas wykładów, w taki sposób, że ten to zauważał. (Nie oceniajcie go, on wcale nie robił tego na tyle intensywnie, by łatwo dać się złapać, po prostu Harry miał szósty zmysł i zawsze wiedział, kiedy Louis patrzył akurat w jego kierunku).

Louis każdego dnia wstawał z podwójną energią, wiedząc, że przyjdzie na uczelnie i zostanie nagrodzony widokiem nieziemskiego Boga w garniturze, który przemówi do niego swoim głębokim, męskim głosem i zabierze go do nieba. Och, tak Louis odzyskał wszystkie chęci do życia, promieniał.

Niall i Liam nie mogli uwierzyć jak bardzo młody wykładowca mu się spodobał. Jednak obaj zdawali sobie sprawę, że albo wszystko pójdzie po myśli Louisa, albo zaliczy największą wtopę w swoim życiu. Lekko się tym niepokoili. W końcu za seks z profesorem można zostać wydalonym z uczelni. I cóż, to działało w obie strony, a Louis... Louis był ryzykantem, czasem nie zdawał sobie sprawy z zagrożeń, jakie niosły jego zachowania. Ale jego przyjaciela właśnie od tego byli, zawsze podejmowali wszelkie starania, by przemówić Louisowi do rozsądku, zanim będzie za późno.

- Stary, my wiemy, że z Liamem trochę cię podpuściliśmy, ale nie rób głupot - powiedział Niall, gdy cała czwórka przyjaciół spotkała się popołudniu na małe piwo. Spędzali ten czas w zaciszu mieszkania Louis i Zayna, oglądając jakiś mecz.

Louis siedział rozmarzony na kanapie między Niallem a obściskującymi się Liamem i Zaynem, którzy usilnie próbowali wytłumaczyć mu, że jedno złe posunięcie może doprowadzić ich kolegę do wyrzucenia ze studiów. Louis jednak nie bardzo przejmował się poradami przyjaciół. Podjął już decyzję - zamierzał dokładniej zbadać teren i przespać się z przystojnym profesorem.

- Ale on też wydaje się mną zainteresowany! - upierał się, argumentując to nielicznymi przypadkami, kiedy Styles patrzył na niego, czy posyłał małe uśmiechy. - Przecież on specjalnie spytał, jak się czuję!

Zayn przyłożył sobie z otwartej dłoni w twarz. Tak, minęło kilka dni, a Louis wciąż pamiętał to wydarzenie. Co gorsza, bazował na nim zawsze, gdy studenci próbowali wybić mu pomysł romansu z profesorem.

- Stary, widocznie nie chciał być jedynym, który będzie musiał robić ci RKO jak zemdlejesz, więc to o niczym nie świadczy - zauważył Zayn. Reszta zaśmiała się, przybijając sobie piątki.

Louis naburmuszył się.

- Ale z was wspierający przyjaciele - wywrócił oczami.

- Nie prześpisz się z nim. Nauczyciele na naszej uczelni się raczej szanują - stwierdził Niall, chichocząc pod nosem. Louis warknął na niego, a reszta znów się zaśmiała. Czasem lubili drażnić Louisa, było to ich wspólną rozrywką.

- Nie mogę z wami, wychodzę - oznajmił Tomlinson, wstając z kanapy.

- Będziesz spać na ulicy? - zapytał Zayn, unosząc brew. - Przecież ty tu mieszkasz.

Louis usiadł z powrotem.

- No tak...

- Ty już całkowicie straciłeś dla niego rozum - krzyknął Niall. - Jeszcze trochę i z głowy wyleci ci tabliczka mnożenia!

Louis westchnął, rozwalając się na kanapie.

- Ale on jest tak cudowny... - zabełkotał.

- Mam dziwne przeczucia - powiedział Zayn. - Widziałem cię w tym stanie kilka razy, zawsze gdy obierałeś sobie kogoś za cel. Teraz wyczuwam tu jeszcze coś innego.

- Czy ty się w nim zauroczyłeś? - podjął wątek Liam, wiedząc, co miał na myśli jego chłopak.

Louis pokręcił głową.

- Podoba mi się, ale nie w ten sposób, panowie. Bez przesady. Jest przystojny i bardzo... Cóż, ma to coś, ale nie wydaje mi się, żebym chciał, by był kimś więcej - odparł pewnie.

Przyjaciele spojrzeli na siebie wymownie. Pierwszy odezwał się Niall:

- Okej, kto zakłada się, że Louis znów skusi się na chińszczyznę? - Liam i Zayn ochoczo od razu się zgłosili, wyciągając portfele.

- Co, o co wam chodzi? - zapytał Louis. - Jakie, kurwa, zakłady.

Niall włożył do pustej miski po chipsach pare funtów, to samo zrobili Liam i Zayn.

- Zawsze, gdy ktoś cię zrani, topisz smutki w makaronie - wyjaśnił Zayn. - I to nie jest zmyślone, to fakt.

Louis spojrzał do miski.

- I naprawdę moje uczucia warte jakieś 20 funtów? Ile już na mnie zarobiliście, w takim razie?

- Dokładnie 376 funtów - odpowiedział szybko Niall, Louis zmierzył go wzrokiem. - Nie patrz tak na mnie, zarządzam finansami. Gdybyś brał udział w zakładach stracilbyś całą kasę.

- Jasne, też mi coś. - prychnął Louis. - A jeśli przegrywacie zakłady to co? Czy moje urodzinowe prezenty pochodzą z tych pieniędzy?

- Ależ skąd! - zaprzeczył Liam.

- Nie przegraliśmy ani jednego - dopowiedział Zayn, klepiąc go po kolanie.

Wszyscy przybili sobie żółwiki, a Louis oburzył się.

- Nienawidze was. - powiedział. - Zarabicie na moim nieszczęściu. Przyjaciele - splunął.

W każdym razie, profesor Styles podczas pierwszego dnia w pracy wywarł na studentach bardzo dobre wrażenie. Harry starał się jak mógł, uszedł za poważnego i szanującego się człowieka z poczuciem humoru i życzliwym uśmiechem. Jednak po kilku lekcjach wszyscy potrafili wyczuć to jak się stresował. Często robił pomyłki, czasem się przejęzyczał, kiedy coś tłumaczył, a jeszcze niekiedy robił błędy logiczne i dopiero uczniowie musieli mu to uświadamiać. Co najzabawniejsze Louis pięknie to wykorzystywał. Jako jedna z pewniejszych siebie osób, lubiących droczenie się i żartowanie z wykładowcami, ciągle poprawiał Harry'ego i komentował jego pomyłki na forum sali. Harry brał do siebie jego rady, czy poprawy, ale Louis łatwo mógł zauważyć, że starszego drażniło jego zachowanie.

Przez to w jaki sposób reagował na jego zaczepki, Louis uważał, że wykładowca będzie bardzo łatwym celem. To dawało mu jeszcze większe pole do popisu.

Tak jak tego dnia, kiedy przeszli do geometrii.

- Dobrze, moi drodzy dzisiaj zajmiemy się geometrią - zaanonsował, gdy wszedł do sali.

Od razu przeleciał wzrokiem po siedzeniach, szukając tej jednej, jasnej czupryny. Oczywiście Louis był na zajęciach i siedział tam gdzie zawsze, a obok niego dwójka jego przyjaciół. Harry westchnął. Żywił do Louisa sprzeczne uczucia; z jednej strony był bardzo zły, że ciągle mu przeszkadza i docina; a z drugiej, lubił to. Mimo że Louis zachowywał się jak bachor, podobał mu się. Tomlinson był niesamowicie pociągający i miał taką ładną urodę.

Lekcja trwała. Harry na początku przypomniał studentom teorię; opowiedział trochę o wszystkich specyfikach, wzorach jakie można zastosować do obliczeń i podał numery zadań, jakie mają dzisiaj zrobić.

Potem zajął się rozpakowaniem swoich rzeczy na biurku, słyszał jednak, że ktoś notorycznie szeptał, co nieco mu przeszkadzało. Oczywiście wiedział do kogo należą te szepty, dlatego zapytał lekko poirytowany:

- Panie Tomlinson, widzę, że jest pan dzisiaj wyjątkowo gadatliwy, może chce nam pan przypomnieć kilka informacji o trójkątach, o których mówiłem wcześniej? - Wiedział, że tak mądrzy ludzie, jak studenci matematyki, zapominają o tak prostych rzeczach, skupiając się na tych trudniejszych, wyciągniętych z kosmosu. Był pewien, że tym razem zagnie Louisa, ale szybko okazało się, że mógł o tym tylko pomarzyć.

Louis wyprostował się i spojrzał prosto w jego oczy, kompletnie nie przejmując się, że wszyscy znów skupili na nim swoją uwagę. Uśmiechnął się lekko i zaśmiał.

- Zależy jakie pan preferuje - odparł przewrotnie. Harry zmarszczył brwi. - Może te rozwarte?

Niall stłumił swój śmiech rękoma, wiedząc, że Louis znów zaczynał swoją grę.

- A może porozmawiamy o prostych?

- Skupiłbym się na czymś większym - puścił mu oczko. Harry wstrzymał oddech. - Nie kręcą mnie trójkąty - wyjaśnił figlarnie, patrząc się na niego. - Co pan powie o pięciokątach?

Liam szturchnął go, żeby się opanował, ten jednak ciągnął dalej.

- Im nas więcej tym weselej.

- Dobrze, wystarczy. Zobaczymy, jak poradzi sobie pan na sesji - przerwał tę dziecinadę Harry. - Proszę zostać na chwilę na przerwie, chcę z panem porozmawiać. - dodał.

- Nie istnieją figury z dwoma kątami, nie chce pan zatrzymać jeszcze kogoś? - droczył się nadal.

- Cóż do tanga trzeba dwojga-

- Od kiedy taniec jest związany z matematyką? - zdziwił się Louis.

- Od kiedy musisz liczyć kroki, żeby się nie pomylić i nie stanąć partnerowi na stopę. - odparł, marszcząc brwi.

Chyba tym razem Louis nieco przegiął.

Jednak Harry cieszył się, tą śmieszną ripostą, bo tym razem się udało. Louis zamilkł, a jego przyjaciele otworzyli ze zwiedzaniem usta, co nie uszło jego uwadze. Jeśli Louis chce się bawić, Styles chętnie dołączy do jego gry.

Przez kolejne minuty wykładu Louis siedział cicho jak mysz kościelna. Niall i Liam zajmowali miejsca obok i co jakiś czas rzucali mu pokrzepiajace spojrzenia. No dobrze, Liam rzucał mu raczej karcące - jego wzrok mówił, że Louis niepotrzebnie bawi się w takie gierki na oczach innych studentów.

Gdy wybiła dwunasta, studenci wyszli na lunch. Liam zły na swojego przyjaciela opuścił salę bez słowa, natomiast Niall jako wspierający przyjaciel, poklepał Louis po ramieniu i życzył mu powodzenia.

Louis siedział na swoim miejscu, czekając na krok Harry'ego, który trzymając ręce splecione za plecami podszedł do niego i zapytał:

- Teraz nic pan nie powie? Języka w gębie zabrakło?

Louis patrzył przed siebie, bojąc się na niego spojrzeć. Chyba faktycznie tym razem przesadził.

- Bardzo prosiłbym, żeby ograniczył pan swoje żarty na forum. Mógłby zachować, je pan na inną okazję... - odchrząknął, przez co Louis się rozluźnił. Harry droczył się z nim. Droczył się, więc wszystko było na dobrej drodze. - Myślę, że może mieć pan z tego powodu problemy, nie sądzi pan?

- Być może. Ale czasem się opłaca - odpowiedział, znów zyskując pewność siebie. Czas na trochę flirtu.

Harry stał nad nim, uśmiechając się kpiąco, Louis spojrzał na niego przez sekundę i już nie mógł oderwać wzroku od jego oczu.

Styles widząc to, zniżył się, sprawiając, że jego twarz była na tej samej linii co Louisa.

Och, Liam i Niall, którzy obserwowali wszystko z twarzami przyciśniętymi do szybydrzwi, byli pewni, że profesor zaraz go pocałuje - naprawdę tak to wyglądało!

- Otóż, nie w moim wypadku, panie Tomlinson - powiedział pewnie i znów podniósł się do pionu.

Niall zajęczał rozczarowany. Nie wiedział, o czym rozmawiali, ale chciał zobaczyć tę dwójkę w akcji.

- Cicho gnojku, bo zobaczą, że ich podglądamy - zasyczał Liam, uderzając Niall łokciem w żebro, na co ten zawył z bólu.

- Nie musiałeś robić tego tak mocno - zaskomlał.

- Cicho, cicho już. - skarcił go.

Liam wciąż obserwował dwójkę osób w sali. Widział, że Louis się z czegoś śmieje.

- Dobrze oszczędzę sobie to, chociaż kiedy dojdziemy do stosunków liczb...

- Kurwa, co on wyprawia, czy ten knypek nie może się zamknąć chociaż raz? Widać, że profesor zaraz straci do niego cierpliwość.

- Przesuń się też chcę zobaczyć - Niall popchnął go w bok.

Harry także się z czegoś miał.

- Nie wygląda, jakby chciał go zabić - zauważył.

Liam westchnął, kręcąc głowa.

Harry splótł ręce na klatce piersiowej. Wyglądał niezwykle ponętnie. Materiał jego garnituru nieco napinał się na jego umięśnionych ramionach. Niektóre kosmyki włosów opadały mu na czoło. A te usta... Usta mieniły się w świetle. Chwila, zaraz, czy to błyszczyk? Louis chciał go pocałować.

- Nie zawaham się wpędzić pana w kłopoty. Rektor może w każdej chwili dowiedzieć się, jakie rzeczy pan do mnie mówi.

Louis uniósł lekko brew.

- Nieładnie. - zacmokał. Harry usiadł na krawędzi sąsiedniej ławki. - Ja nikomu bym nie powiedział, co Pan by do mnie mówił.

- Dziwi mnie, że używa pan trybu przypuszczającego. Chyba umie pan liczyć.

- Jasne - zgodził się. - Ale tutaj nie ma czego, bo wszystko jest jasne. Chciałbym to udowodnić, jakby Pan pozwolił. - zatrzepotał rzęsami.

Przez chwilę patrzyli na siebie. Harry miał nieodgadniony wyraz twarzy. Zbierał się, by coś powiedzieć, ale w tej chwili do sali wpadła dwójka studentów, którzy upadli na podłogę.

- Ja pierdole. Idioci - warknął Louis pod nosem, widząc oczywiście nikogo innego jak samego Liama i Nialla.

Harry wstał i odszedł od szatyna, wracając do swojego biurka. Oparł się na rękach i powiedział:

- Widzę, że spieszno panom do liczenia. Myślę, że możecie rozwiązać kolejne zadania przy tablicy.

Liam podniósł się z podłogi, Niall zrobił to samo otrzepując koszulkę z kurzu. Jaka to podłoga była brudna!

- Oczywiście, przecież kochamy matematykę - powiedział pewnie, a Liam uderzył go z łokcia po raz kolejny. - Auć! Za co to!

- Przepraszamy, panie profesorze, oparliśmy się o drzwi i cóż wpadliśmy tu całkiem przypadkowo - starał wytłumaczyć się Liam, przybierając poważny wyraz twarzy.

- Oczywiście panowie. - powiedział Styles bez przekonania - Siadajcie na miejsca. Myślę, że Panu Tomlinsonowi bardzo się bez panów nudziło.

W tym samym momencie do sali wykładowej weszła reszta studentów, śmiejąc się i żartując. Niektórzy kończyli jeszcze lunch.

Niall i Liam usiedli obok Louisa.

- Dzięki - burknął zły szatyn.

Chłopcy spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Dwójka przyjaciół wiedziała, że mają przesrane.

***

Oczywiście po zajęciach Louis zrobił przyjaciołom wielką awanturę,za to że przeszkodzili mu w rozmowie ze Stylesem. Studenci przepraszali Louisa przez resztę dnia, a nawet do końca tygodnia i obiecali, że nie będą więcej podglądać jego i profesora.

Do piątku Louis miał mało okazji by poflirtować z Harrym, głównie dlatego, że ten go zlewał i przestał reagować na zaczepki czy inne dyskusje, w jakie Louis próbował się z nim wdać.

- Wszystko mi popsuliście, serio - Tomlinson powtarzał z rozczarowaniem - On mnie olewa, właśnie przez was. Jedyne o co się bał to, że ktoś się o nas dowie.

- Ale my wcale o niczym nie wiemy - bronił się Niall.

- Nic a nic - potwierdził Liam. - Ale nie martw się, masz jeszcze cały miesiąc żeby go poderwać.

- Może i tak... - zgodził się, chociaż nie chciał starać się o kogoś tak długo. Szczególnie, kiedy stracił szansę na swój debiut.

***

Ostatni styczniowy wieczór zapowiadał się naprawdę nudno. Liam przyszedł do Zayna i Louisa oglądnąć jakiś film. Niall nie mógł uczestniczyć w spotkaniu, ponieważ przygotowywał się do zaliczenia egzaminu, który miał się odbyć w poniedziałek. W sumie, wszyscy prócz Zayna także powinni siedzieć w książkach, nikt przecież nie wiedział, co profesor Styles umieści na kartce egzaminacyjnej.

Zayn i Liam obściskiwali się na kanapie zaraz obok szatyna, a ten miał dość bycia samotnym. Też chciałby się teraz całować i przytulać. Najlepiej z Harrym.

- Ugh, czy musicie to robić tutaj? - zapytał Louis zirytowany. Odkąd wszystko zepsuło się między nim a Harrym, chodził zły jak osa.

- Wiemy, że nie zaliczyłeś, ale musisz się w końcu z tym pogodzić, bracie - odparł Liam. Zayn trzepnął go w ramię, aby nie był taki niemiły. - No co? Ale przynajmniej wygraliśmy zakład - pochwalił się.

Zayn pokręcił głową.

- Louis się nie poddał, Myśli, że to nie koniec - oznajmił. - Poza tym nie jadł chińszczyzny, jeszcze coś się może zmienić.

- Serio? - zdziwił się Liam. - Ciekawe. - prychnął.

- Hej! - oburzył się niebieskooki. - Jestem tutaj i wszystko słyszę.

- I dobrze. - Liam zszedł z kolan swojego chłopaka, siadając obok przyjaciela. - Pogódź się z tym, że Styles nie jest głupi. Nie prześpi się z jakimś studentem, ryzykując utratę pracy. To nie jest liceum, a on jest poważnym człowiekiem. Przegrałeś i tyle.

Liam popukał się po czole, próbując uświadomić Louisowi, że już całkiem zwariował.

- Wiesz co, Lima, wkurwiasz mnie. - warknął, nie chcąc przyznać mu racji. Wstał z kanapy, strzepując resztę okruszków popcornu z koszulki. - Idę do Triangle's, tam będzie dużo zabawniej niż z wami. - fuknął.

Zanim wyszedł z mieszkania rzucił: "Tylko nie pieprzcie się na kanapie!".

Na dworze było dość chłodno, a Louis przemierzał ulice w samej bluzie. Jeśli się rozchoruje przynajmniej nie będzie musiał przychodzić na uczelnie, by przeżywać to jak Harry go ignorował.

W zasadzie, dlaczego Louis tak naprawdę się przejmował? Dlaczego to, że Harry go zlewał, tak go ruszało? Nie miał wobec profesorka poważnych planów, chciał się z nim po prostu zabawić, bo był naprawdę gorącym facetem... A może jednak, czuł coś więcej do tego czarusia?

Rzeczywiście, Tomlinson przyłapywał sie na tym, że częściej o nim myślał i to już nie w kontekście czysto seksualnym. Czasem wyobrażał sobie, czy Harry jest czuły i troskliwy, a może wręcz odwrotnie? Był ciekaw jak mógłby przytulać czy całować. Ciekawiło go, jak Harry wygląda po przebudzeniu albo jak się zachowuje, gdy ktoś przygotowywał obiad, którego nie lubił.

Szatyn szedł samotnie chodnikiem, trzymając ręce w kieszeniach. Było tyle rzeczy, które chciałby wiedzieć o Harrym; po prostu jakim jest człowiekiem poza uczelnią; jaki jest, kiedy nie pracuje? Co robi w wolnym czasie? Czy lubi piłkę nożną? Ma dużo przyjaciół? Jest szczęśliwy?

Co by było gdyby Louis nie był jego studentem? Jakby go traktował? Chciał leżeć z Harrym na łóżku, przytulając się i całując każdy skrawek jego ciała. Mogli by słuchać jakiejś muzyki, czy oglądać mało interesujący film, nieważne. Louis pragnął robić dużo nieciekawych rzeczy z Harrym i żyć szczęśliwie. Czy nie to należało mu się od życia?

Chłopak westchnął. Co by było gdyby Liam i Niall niczego nie zepsuli?

Nim się zorientował stał już przed wejściem do klubu.

Tak naprawdę nie miał ochoty tam wchodzić. Zbrzydło mu ciągłe imprezowanie i picie, w kółko to samo. Męczył się takim życiem prawie tak jak nauką na studiach, ale w tej chwili nie miał nic lepszego do roboty. Trochę nie lubił przebywać w towarzystwie Liama i Zayna bez Nialla, bo czuł się okropnie, kiedy ci dobrze się ze sobą bawili, a on był sam jak palec.

No nic... czas się trochę zabawić i utopić w alkoholu beznadziejność, która nie dawała mu spokoju.

Triangle's był całkiem miłym klubem dla gejów. Było tu dużo neonów w różnych kolorach, które świeciły w ciemności, tworząc magiczny nastrój. Gdy Louis wszedł do środka jego uszy od razu zaatakowała głośna, lecz klimatyczna muzyka. Zazwyczaj puszczali tutaj fajne kawałki, nie było w tym krzty szaleństwa i niechlujstwa, klub został założony po to, by pijani goście poznawali innych pijanych gości i nie zgubili siebie w tłumie. Nie wiem czy rozumiecie... Po prostu Triangle's był jedynym z całkiem przyzwoitych miejsc dla gejów, gdzie tacy ludzie jak Louis łamali prawo w ciasnej łazience, robiąc niemoralne rzeczy z innymi gorącymi facetami...

Louis zajął miejsce przy barze, wdrapał się na wysoki stołek i zamówił tequile.

- Ciężki dzień? - spytał barman o imieniu Josh. Miał kolorowe włosy i piercing na twarzy, a mimo to wcale nie przypominał nastolatka, robiącego na złość swoim rodzicom.

- Trochę. Matematyka daje mi w kość, plus chciałem dać Zaynowi i Liamowi trochę prywatności, zanim wzięliby się przy mnie na kanapie. - zaśmiał się.

Josh uśmiechnął się, kiwając głową. Był naprawdę przystojny, wręcz uroczy, ale nie był w typie Louisa. Tomlinson wolał raczej ułożonych gości, bez tony metalu w twarzy.

Znów pomyślał o Harrym, który dla niego był idealny.

Gdy Josh odszedł, Louis przeklął pod nosem, smutno wieszając głowę. Nie do wiary, że się tym zadręczał. Czuł się jak jakaś nastolatka, która dostała kosza od starszego kolegi. Ale w sumie, Louis niczym się od takiej nie różnił. Czuł się beznadziejnie, wiedząc, że tak naprawde nie ma szans u Harry'ego.

Nawet nie przejmował się całym tym zakładem. Nie chodziło o to, że nie umiał przegrywać - po prostu miał nadzieję na to, że coś się jeszcze wydarzy pomiędzy nim i Harrym. Cokolwiek.

Minęła może godzina, odkąd Louis siedział na krześle, wzdychając i pijąc kolejnego drinka. Tak naprawdę było mu okropnie smutno, nawet Josh to widział, bo zagaił:

- Louis, bracie, coś ewidentnie z tobą nie tak - zacmokał.

- Masz rację, pójdę już - zszedł ze stołka, lekko się zataczając. Nie był aż tak pijany, po prostu lekko wstawiony. Z łatwością mógłby dotrzeć do mieszkania na piechotę, ale jakoś nie spieszyło mu się do wyjścia. Usiadł ponownie. - Czemu mnie wyganiasz?

Josh uniósł dłonie w geście obronnym.

- Nie wyganiam, jak bym śmiał? Chciałem zapytać, czy nie miałbyś ochoty poznać kogoś nowego? Chyba nie będzie tak siedzieć sam w nieskończoność, huh? - zauważył.

Louis poprawił swoją grzywkę, uważnie przypatrując się barmanowi i wzruszył ramionami. W sumie czemu nie, może to przez brak towarzystwa było mu tak naprawdę smutno.

- Nie wiem, nie wiem - zajęczał. - Czy widzisz tutaj kogoś ciekawego?

Josh rozglądnął się. Louis uśmiechnął się, bo chłopak wyglądał teraz jak jakiś chłopiec, który szukał rodziców na placu zabaw, bo bawili się w chowanego. Jo trzymał dłoń przy czole jakby bronił oczy przed światłem. Koniuszek języka wystawał mu z ust, co świadczyło o tym, że się skupia.

- Dobra myślę, że ten będzie dobry - uznał. - Chodź, przedstawię was.

Louis mruknął coś pod nosem, ale poszedł za nim. Już za chwilę znaleźli się przy stoliku bardzo oddalonym od centrum pomieszczenia.

- Nasz klub jest od integracji, więc pomyślałem, że miło byłoby gdybyście się poznali, pogadali. - zaczął Josh.

Louis podniósł głowę, by zobaczyć, z kim będzie skazany na spędzenie reszty wieczoru. Jego oczy spotkały się z zielonymi tęczówkami, które wpatrywały się w niego z niezwykłą intensywnością.

Co do cholery...

- Louis, poznaj Harry'ego. Harry to jest Louis. - pociągnął studenta do siebie i popchnął na krzesło, tak że ten prawie nie trafił i spadł na podłogę. Na szczęście w porę złapał za kant stolika.

- Przyniosę wam drinki, za chwilę wracam - zaćwierkał Josh, zostawiając ich samych.

Louis poprawił grzywkę, która wpadła mu do oczu. Szybko zorientował się, że Styles wpatrywał się w niego ze zmarszczonymi brwiami, upijając łyk jakiegoś żółto-czerwonego napoju.

- Co tutaj robisz? - zapytał.

- A pan?

Harry wzruszył ramionami. Dopiero teraz Louis zauważył, że miał na sobie czarną bluzę z białym napisem "Columbia", a obok niego leżał czerwony płaszcz. Profesor Louisa dziwnie wyglądał w nieformalnym stroju - tak miękko, młodo, jakby był równy Louisowi.

- Możesz mówić do mnie Harry - oznajmił, przekrzywiając lekko głowę. - I tak nie jesteśmy na uczelni.

- Dobrze - zgodził się. - A więc Harry, co tutaj robisz? Nie widziałem cię tutaj nigdy, a chodzę tutaj regularnie.

Starszy wzruszył ramionami.

- Nie miałem, co robić.

- I dlatego przyszedłeś do klubu dla gejów? Ciekawe.

- Wasze drinki. - Ponownie obok nich pojawił się Josh, stawiając na stole jakieś dziwnie wyglądające napoje ze słomkami. - Widzę, że już nawiązaliście jakiś kontakt, jak będziecie czegoś potrzebować, jestem za ladą. - zapewnił i zniknął wśród ludzi.

- Myślę, że to nie twój interes, jakie lokale wybieram - rzucił obojętnie.

- Jak groźnie - prychnął Louis.

Harry zmarszczył brwi i warknął jak naburmuszone dziecko, wstając od stołu. Lekko się zachwiał, co świadczyło o tym, że był tutaj dłużej niż tylko kilka minut. Jakim cudem Louis go nie zauważył?

- Nie muszę się z niczego tłumaczyć i także nie mam zamiaru spędzać czasu z jakimś dzieckiem. - Zaczął nakładać na siebie płaszcz, a Louis patrzył na niego jakby zobaczył ducha. W porę jednak zareagował - nim Harry uciekł, chwycił go za dłoń, desperacko przepraszając:

- Nie będę już taki, przepraszam. - Puścił jego dłoń, kiedy zorientował się, jak odważny ruch wykonał. Och, miał takie delikatne i ciepłe dłonie, takie miękkie... - Siadaj, masz rację. Porozmawiajmy jak dorośli ludzie w piątkowy wieczór. Po całym tygodniu jest co opowiadać, nie sądzisz? - Jego kąciki ust uniosły się do góry, tworząc krzywy uśmiech. Harry jedynie westchnął, ściągnął płaszcz i usiadł ponownie przy stoliku.

Louis chciał skakać z radości, że udało mu się go udobruchać, widocznie starszy nie był wcale tak asertywny.

- Więc jak ci minął tydzień? Poza naszymi lekcjami matematyki? - podjął wątek Louis, opierając głowę na piąstkach i jak dziecko wpatrzone w telewizor, skierował swój uważny wzrok w profesora. Uśmiechnął się szeroko, oczy mu błyszczały, a grzywka była w lekkim nieładzie, dodając mu dziecięcej otoczki.

Harry oparł się na łokciu i zaczął opowiadać, co robił poza uczelnią, przy okazji popijając swojego drinka, który w domniemaniu Louisa był trochę za mocny. Harry'emu widocznie to nie przeszkadzało, pił swojego bez ani jednego skrzywienia się, Louis o tym wiedział, bo ani na chwilę nie spuścił go z oka.

Z niezwykłą śmiałością czerpał garściami z tej chwili i skanował twarz Harry'ego, wyobrażając sobie jak gładka musi być jego idealna, bez ani jednej skazy, skóra na policzkach, na czole, na nosie czy wokół ust. Myślał o tych malinowych pełnych wargach, które ruszały się jakby w zwolnionym tempie. Słyszał głos, który się z nich wydobywał - powolny, głęboki, lekko ochrypły, strasznie pociągający i seksowny. Louisowi ciężko było utrzymać z Harrym kontakt wzrokowy, ale gdy już to robił tonął w jego zielonych tęczówkach. Ich kolor był tak czysty, przejrzysty, zachęcał Louisa by skupić się na nich najbardziej, szukając w nich czegoś co pozwoli mu obnażyć Stylesa dogłębniej, niż starszy chciałby mu zezwolić. Och, nawet kształt jego nosa był idealny, śmiesznie marszczył się, gdy Harry żartował i się uśmiechał.

Louis czasem odpowiadał, gdy Harry kończył mówić, później jednak zadawał więcej pytań, by Harry nie musiał przerywać. Louis mógłby go słuchać w nieskończoność, jego głos był taki wesoły, powabny, już lekko bełkotliwy, kompletnie różnił się od tego, którego Harry używał na uczelni. Tak jakby Louis miał do czynienia z dwoma innymi osobami. Ta oczywiście bardziej mu się podobała.

Harry był otwarty, nie wydawał się być czymś niedostępnym dla Louisa, tak jak na uniwersytecie. To była przyjemna odmiana.

Harry'emu widocznie podobało się, że Louis słucha go bardziej niż na wykładach, dlatego mówił i mówił. Mówił gdy Louis przekręcił głowę; mówił dalej, gdy Louis się uśmiechał; nie przestawał, gdy Louis mrugał. Mówił i mówił, a Louis nie chciał się odzywać, by tylko słuchać i słuchać, jak nigdy przedtem.

Starszy musiał chyba zauważyć, jak Louis roztapia się przed nim na krześle, sącząc drinka przez słomkę. Na pewno to widział, nawet przypadkowy gość, który siedział niedaleko to zauważyć. Po twarzy Harry'ego plątał się szelmowski uśmieszek, oczywiście wstawiony Tomlinson, nie widział niczego przez chmurę różowego pyłu, który tlił się wokół profesora, tworząc na jego głowie koronę z serduszek.

Rozmawiali dalej, nawet nie zauważyli, kiedy minęło im kolejne pół godziny. Harry zaproponował, że pójdzie napełnić szklanki, Louis zgodził się, choć wiedział, że powinien przystopować. Ale jak mógł odmówić tak charyzmatycznemu człowiekowi?

Gdy Harry odszedł, Louis ułożył głowę na dłoni i zamknął oczy, uśmiechając się leniwie i oczami wyobraźni, wyobraził sobie Harry'ego, który robi całkiem zwyczajne zakupy, całkiem zwyczajnie gotuje, całkiem zwyczajnie ogląda telewizję, popijając herbatę, jak to całkiem zwyczajnie Harry przed chwilą mu opowiadał.

To było całkiem zwyczajne, że młody student fantazjował o swoim nauczycielu.

Tak samo jak całkiem zwyczajne było, gdy Harry odłożył kolejną dawkę trunków na stół i powiedział, że zaraz wróci, bo musi iść skorzystać z toalety.

Każdy chodzi przecież do toalety, Louis to wiedział, ale nie wiedząc czemu, on też chciał tam iść. Harry nie powinien pomyśleć, że go śledzi, kiedy chodzenie do łazienki to najbardziej zwyczajna rzecz, prawda?

Lecz kiedy już się tam znalazł i dziwnym trafem znalazł się w kabinie razem z Harrym, całując się i ściągając spodnie, jego głowa mówiła mu, że to jednak coś nadzwyczajnego.

Louis jednak nie zastanawiał się nad niczym, gdy po chwili, członek jego profesora znajdował się w jego ustach.

To ludzie właśnie robią w klubach. Ten wieczór nie różnił się od żadnego innego.

Najbardziej zwyczajna rzecz.

***

Następnego dnia Louis miał bardzo dobry humor, co nie uszło uwadze Zayna i nocującego u niego Liama.

Studenci od razu zauważyli, że ich przyjaciel jest nadwyraz energiczny, chociaż oboje wiedzieli, że poprzedniego wieczoru szatyn nie szczędził sobie alkoholu.

- Wszystko w porządku, stary? Gwizdanie melodyjek i szeroki uśmiech to nieczęsto spotykany widok po nocy w klubie. - zauważył Liam, sypiąc sobie do miski płatków. Zalał je mlekiem i usiadł do stolika w kuchni, przy którym Zayn jadł już swoje kanapki.

Louis opierał się o parapet okna i sączył z szerokim uśmiechem kawę, głęboko wzdychając, jakby był nowonarodzony.

- Stało się coś niezwykłego? - podjął wątek Zayn, próbując wywnioskować coś z jego postawy. - Z kim się przespałeś?

Louis otworzył szeroko usta ze wzburzenia, formując je w literę "O".

- ZAYN - krzyknął. Przyjaciel wzruszył ramionami, uśmiechając się zwycięsko, że tak szybko go rozgryzł.

Liam przybił swojemu chłopakowi żółwika.

- Nie mydl nam oczu - powiedział. - Co się wczoraj stało? Poznałeś kogoś fajnego?

Louis ponownie się uśmiechnął, dosunął do stolika jeszcze jedno krzesło i usiadł na nim, przysuwając się do pary, w taki sposób, jakby miał wyjawić im plan na przejęcie świata i nikt spoza stolika nie mógł go absolutnie usłyszeć.

- Ja, pan Styles i łazienka - powiedział dobitnie, na co Liam i Zayn szeroko otworzyli usta.

- NIE GADAJ - krzyknął z niedowierzaniem Liam, zakrywając dłonią buzie.

Zayn zmarszczył brwi i pokręcił głową.

- To nie wróży nic dobrego - ostrzegł go, ale Louis to olał. Liam za to zaintrygował się całą sytuacją, prosząc o więcej szczegółów. Louis z uśmiechem opowiedział mu, co się wczoraj wydarzyło. Zayn jednak nie podzielał entuzjazmu przyjaciela. - Będziesz miał kłopoty, przecież byliście pijani.

- On wypił mniej ode mnie. Zapewniam cię. Doskonale wiedział, co robi.

- A ty? Serio ssanie kutasa swojemu profesorowi w łazience, jest czymś co zrobiłbyś na trzeźwo? - Louis nie odpowiedział, podnosząc kąciki ust. - Boże, Louis, trzepinij się w tę pusta pałę.. Jeśli rektor sie dowie wywalą ciebie i Harry'ego z uczelni.

- Nie sądzę, stary - odezwał się Louis. - O tym co zaszło, wiedzą tylko dwie osoby, ja Harry i wy...

- Ale to cztery- - wtrącił się Liam.

- ... A ponieważ wy nic nie powiecie, wciąż są tylko dwie - dokończył.

- Doliczymy jeszcze Nialla, któremu wszystko powiem - dogryzł złośliwie brunet. Louis jednak nie zwrócił już na niego uwagi, zabrał kanapkę Zaynowi i wepchnął ją sobie do ust.

Zayn zmrużył oczy, ale nic nie powiedział.

- Patrzcie, tylko jak sytuacja się rozwinie. Będziecie mi winni całą kasę, którą zarobiliście na moich zawodach miłosnych.

Liam burknął coś pod nosem, czując się na straconej pozycji. Zayn jednak powiedział: " Jeszcze zobaczymy".

***

 W poniedziałek Louis przyszedł na uczelnie w angielskim humorze, nie przejął się nawet egzaminem, który dzisiaj pisał. Harry jednak nie podzielał jego zapału, Louis szybko to wyczuł, choćby po sposobie, w jaki Harry podał mu kartkę. Nawet na niego nie spojrzał. Niall i Liam także wyczuli, że coś nie grało.

Tak czy siak Louis postarał się tym nie przejmować. Być może była to wina po prostu poniedziałku. Jednak z biegiem kolejnych dni okazało się, że Harry specjalnie olewał Louisa. Nie wchodził z nim w kompletnie żadną interakcję, nawet na korytarzach, kiedy Louis ładnie się uśmiechał i mówił mu kulturalnie "dzień dobry".

Harry skupiał się na lekcjach i ignorował wszystkie jego zaczepki czy podteksty, które natrętnie rzucał w jego stronę. Nie upominał go, kiedy rozmawiał z Niallem czy Liamem, po prostu traktował Louisa jak powietrze, tak jak ostatnio.

Szatyn nie rozumiał, dlaczego tak było. Może chodziło o to, że Harry nie chciał, by ktoś się dowiedział? Dbał o ich wspólny interes? Louis naprawdę chciał się tego dowiedzieć, ale w obecnej sytuacji, Harry na pewno nie życzył sobie żadnych pogawędek. Louis więc nie nalegał.

Półtora tygodnia później, w dniu kiedy Harry ujawnił wyniki poniedziałkowego testu, wydarzyło się coś dziwnego, bowiem Harry pierwszy raz od długiego czasu zareagował na zaczepkę Louisa. Była to bardzo krótka interakcja, ale bardzo intensywna.

Gdy z ust Harry'ego wyszło słowo "stosunek" podczas omawianej lekcji, Louis nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Wiadome było to, że zrobił to w celu zwrócenia na siebie uwagi, a nie dlatego, że naprawdę śmieszyło go to słowo, ale nawet Liam I Nialla zaczęło denerwować zachowanie przyjaciela.

łatwo można było zauważyć, że nawet sam Harry stracił już cierpliwość.

Pełne irytacji, zapytał:

- Widzę, że śmieszy Pana słowo stosunek, huh? Jak bardzo jest pan nie dojrzały?

Louis bezwstyd odpowiedział:

- Możemy sprawdzić, jak bardzo niedojrzały jestem.

- Myślę, że wyjaśnimy to sobie po wykładzie. Na razie proszę skupić się na obliczeniach. Jestem pewny, że nie tylko mi przeszkadza pan swoim zachowaniem, ale i innym studentom, proszę uszanować mój i ich czas. Nie możemy w nieskończoność robić tego tematu. - zakończył.

Louis nie przejął się tym za bardzo. Harry powiedział: "Wyjaśnimy to sobie po wykładzie" a więc Louis z utęsknieniem czekał aż zegar na ścianie wybije trzynastą. Nie mógł się doczekać aż wreszcie jakkolwiek porozmawiają. Był pewny, że nie rozmawiali tak długo, dlatego, że Harry szukał dogodnej okazji. Całe jego zachowanie, miało odeprzeć jakiekolwiek podejrzenia ze strony innych. Na pewno tym tokiem myślenia poszedł kędzierzawy mężczyzna.

***

Gdy wszyscy studenci opuścili już salę, a Liam i Niall życzyli Louisowi ostatnie "powodzenia", Louis z przesadzoną lekkością skierował się do biurka profesora Stylesa. Oparł się rękoma o krawędzie biurka i praktycznie nad nim zawisł, słodko się uśmiechając.

Harry jednak zignorował to, przytykając mu pod nos jakąś kartkę.

- Co to jest? - zapytał ze złością. Louis wziął papier do rąk i przyjrzał się mu.

- Mój egzamin. - odpowiedział.

- Wiem. Pytam, dlaczego jest pusty.

Louis parsknął pod nosem.

- Nic takiego. Nie mogłem się skupić, podczas pisania. Okropnie zawróciłeś mi w głowie - wyjaśnił zmysłowo. Podszedł do niego i musnął palcem jego szczękę. Harry odsunął go od siebie.

- Przestań - rozkazał. - Przestań grać w te swoje gierki.

- Co proszę? - Louis zmarszczył brwi, robiąc krok do tyłu.

- To co się ostatnio wydarzyło było błędem. To w ogóle nie powinno mieć miejsca - powiedział.

- Co? - Louis poczuł, jakby dostał właśnie w policzek. Nie tak sobie to wyobrażał, przecież miało być lepiej, wszystko miało iść w dobrym kierunku. - Chcesz mi powiedzieć, że dla ciebie to nic nie znaczyło? - fuknął z niedowierzaniem. - Obciągnąłem ci w łazience w klubie.

- Jesteśmy na uczelni, nie musisz mówić tego tak głośno. Sam dobrze wszystko pamiętam. - skarcił go. - To nie ma prawa bytu, przykro mi, że muszę ci to powiedzieć, ale nic z tego nie będzie. Nie powinniśmy bliżej się ze sobą spoufalać i mam nadzieję, że zachowasz dyskrecję.

- Dyskrecję? Naprawdę? Po tym wszystkim obchodzi cię tylko to, żeby nikt się nie dowiedział?

Louis zwątpił już w cały świat. Miał ochotę przywalić Harry'emu w twarz za to, że właśnie dał mu kosza. Może to nie był pierwszy raz, kiedy ktoś łamał mu serce, ale to było coś innego. Oczekiwał od Harry'ego choć trochę profesjonalizmu, a on się z nim tylko jednorazowo zabawił, w jakimś tanim klubie.

- Po prostu to był błąd. Uznajmy, że nic się nigdy nie wydarzyło i żyjmy dalej - powiedział bez cienia emocji na twarzy. A Louis serio nie wytrzymał. W jego oczach pojawiły się łzy złości, bezradności i rozczarowania. Poczuł się po prostu wykorzystany, zmieszany z błotem. Nie chciał znać Harry'ego. - Jeszcze jedno. W związku z tym, że doskonale wiem, że napisałbyś egzamin celująco, masz stawić się w ustalonym terminie, aby go poprawić. Zachowujmy się jak dorośli.

"Dorośli?" - Louis miał ochotę krzyczeć, miał ochotę zwyzywać Harry'ego od najgorszych ludzi na całej ziemi, ale nie zrobił tego. Jeśli Harry nie życzył sobie scen, on nie zamierzał ich robić.

- Świetnie - skwitował. - Super. - powtórzył.

Cisnął pustym arkuszem na biurko i wyszedł z sali, nawet się nie odwracając. Nie zamierzał więcej tu przychodzić.

***

Louis przez kolejny tydzień omijał wszelkie lekcje pana Stylesa, nie było go na żadnym z jego wykładów. Louis musiał sobie wszystko poukładać na spokojnie w głowie, jakoś się pozbierać. To było dość ciężkie. Cięższe niż zazwyczaj. Ale miska makaronu pomagała mu to jakoś przetrwać.

Nie powiedział o niczym przyjaciołom, nie chcąc wyjść na idiotę, nie chciał dać im tej satysfakcji, choć pewnie i tak domyślili się, co zaszło między nim a Stylesem. Mimo to o nic nie pytali, dali Louisowi żyć, tak jak akurat chciał.

Pod koniec tygodnia Louis musiał wybrać się na zakupy. Będąc częściej w domu, wyjadał Zaynowi całą lodówke, o co współlokator okropnie się złościł.

Choć pogoda była okropna, Louis ubrał na siebie katanę i trampki, zabrał parasol i przeszedł się do jednego z większych supermarketów. Zakupy robił ze znudzeniem, jego flegmatyczne ruchy przytłaczyły każdą osobę, która go widziała. Był tak wolny i wyprany z emocji. Ale nawet na spokojnych zakupach, los nie zamierzał go oszczędzić.

Gdy wybierał akurat chipsy na kolejny piątkowy wieczór, usłyszał dobrze znany mu głos. Szybko obrócił się i zorientował, że to Harry przemierza alejki sklepowe, zaaferowany rozmową z...

No właśnie, kto to?

Louis czym prędzej schował się za rogiem półek ze słynnymi preclami, Harry na szczęście go nie zauważył. Szatyn przypatrywał się mu z daleka. Szedł z jakąś kobietą w jego wieku, a w rękach trzymał jakąś dziewczynkę.

Louis próbował dociec w myślach, co właśnie zobaczył. Nie pamiętał, żeby Harry wspominał, że jest żonaty i ma córkę.

"Boże, idioto, nie powiedziałby ci przecież" - krzyczał na niego wewnętrzny głos.

Teraz to wszystko trzymało się kupy. Harry to naprawdę gej pod przykrywką. Kiedyś ożenił się i zrobił sobie dzieciaka, a teraz ukrywa prawdę. Gdyby jego żona dowiedziała się, kim jest, byłby skończony, a jemu pewnie było wygodnie w takim układzie, w jakim się znajduje. Pewnie na lewo i prawo zdradzał ją z innymi chłopakami pokroju Louisa. Definitywnie nie zasługiwała na takie traktowanie i Louis powinien być pierwszą osobą, która powiedziałaby jej o tajemnym życiu Harry'ego. Ale w sumie... Louis miał w głowie już inny plan.

Zamierzał pokazać Harry'emu, co tak naprawdę stracił, a czego Louis w ogóle nie potrzebował (oczywiście, nie potrzebował Harry'ego).

***

Louis bardzo szybko wcielił swój plan w życie. Postanowił wykorzystać do tego Nata, z którym kiedyś był w całkiem bliskich stosunkach. Nate zgodził się pomóc swojemu byłemu chłopakowi, by dopiec temu przemądrzałemu profesorkowi.

Odpowiadając z wyprzedzeniem na wszelkie pytania: Louis zamierzał pokazać Harry'emu, że nie warto było z nim zadzierać, bo może być naprawde nieprzyjemnym typkiem.

W poniedziałek Harry zastał jego i Nata całujących się namiętnie przy sali. Oczywiście zwrócił im uwagę, na co Louis bardziej wcielił się w swoją rolę.

- Dobrze skarbie - powiedział do Nata. - Leć na lekcje zanim nasz profesor zabroni mi się z tobą spotykać - zaświergotał.

Liam i Niall, którzy stali obok, popatrzyli po sobie pytająco. Nate ostatni raz wycisnął na ustach Louis namiętny, mokry pocałunek, po czym zniknął w korytarzu pełnym studentów, rzucając jakąś zadziorną uwagę o tyłku Louisa.

Szatyn rzucił okiem na twarz Stylesa, na której malowało się osłupienie.

Tomlinson uśmiechnął się zwycięsko, przeciskając się przed nim bez szacunku. Harry nic nie powiedział, a Louis nie zamierzał poprzestać tylko na tym.

Harry, gdy tylko zaczęła się lekcja, pożałował że w ogóle poznał niejakiego Louisa Tomlinsona. Tym razem zaczepki studenta miały charakter czysto prześmiewczy i szydzący. Sypał sarkazmem jak z rękawa, a Harry marszczył tylko brwi, szukając odpowiednich słów, by odeprzeć nadchodzące ataki.

- Stary, weź, uspokój się - szepnął do Louisa Liam. - Przesadzasz trochę - ostrzegł go.

Louis zbył go wzruszeniem ramion i nie zaprzestał rzucania ośmieszających Harry'ego docinek, przerwał mu dosłownie na każdym kroku.

- Jeśli coś się panu nie podoba, prosze po prostu wyjść - pękł w końcu Harry, zwracając się do niego szorstkim tonem. - Nie życzę sobie, żeby zachowywał się pan w taki sposób na moich zajęciach.

- Och, to niesamowite. - zacmokał w rewanżu. - Jakoś wcześniej panu to nie przeszkadzało. Zaczęło pana cokolwiek nagle obchodzić? - prychnął. - Może faktycznie powinienem iść - spojrzał na zegarek. - Jestem umówiony z chłopakiem, na pewno będziemy robić ciekawsze rzeczy niż tutaj. - syknął i wstał ze swojego krzesła.

Tego Styles się nie spodziewał, jego zaskoczenie wyrażała zmarszka, która pojawiła się na jego czole.

- Louis, co ty do diaska robisz? - oburzył się Niall, przytrzymując go za rękę. - Siadaj na dupie.

- Gówno nie obchodzi to. co do mnie mówisz, Ni. Idę, jeśli nikt mnie tutaj nie chce - powiedział głośniej i wyrwał dłoń z uścisku przyjaciela. Przecisnął się przez rząd krzeseł i opuścił salę.

- Co go ugryzło? - spytała Eleanor, która siedziała za Liamem.

Chłopcy tylko wzruszyli ramionami w geście bezsilności.

I tak wyglądały kolejne dwa tygodnie. Louis nie szczędził Harry'emu swoich niemiłych komentarzy na temat jego nauczania. Wszędzie chodził z Natem, by w razie czego, rzucić się na niego zachłannie całując, tuż przed oczami mijającego go Stylesa.

- Jesteś idealny - mówił głośno Louis, w sumie to nawet sapał z przesadzeniem, wsuwając ręce pod koszulkę chłopaka. Nic go nie obchodziło, musiał się z tym afiszować, by osiągnąć to co chciał. Harry'ego trafiał szlag.

- Drodzy panowie, uczelnia nie jest miejscem do takich schadzek, jeśli chcecie się państwo tak zachowywać, proszę robić to w zaciszu domu.

- Odezwał się specjalista - burknął Louis. - Co, aż takim jest pan homofobem? Nie mogę pocałować chłopaka? Z tego co wiem, uczelnia jest tolerancyjna wobec takich osób jak my. Jeśli panu coś nie pasuje, to chyba pan powinien udać się do domu.

- Nie tym tonem, młody człowieku.

- A jakim? - prychnął Louis. - Uważa pan, że po tym, co zaszło nie mogę być lekko zły? - pluł jadem. - Chodź Nat, posłuchajmy naszego "guru". - Zrobił cudzysłów w powietrzu i chwycił chłopaka za rękę, ciągnąc go w przeciwnym kierunku. Wsadził mu dłoń do tylnej kieszeni i wtulony zniknął z pola widzenia profesora i stojących pod salą studentów.

Przyjaciółki Louisa jak i sam Niall i Liam patrzyli zdezorientowani na Harry'ego, który był na straconej pozycji i naprawdę nie wiedział, co powiedzieć.

- Wchodzimy do sali, moi drodzy. - westchnął. - Zajmiemy się dzisiaj kombinatoryką.

***

Pomimo tego, że Louis nie miał ochoty zamieniać ani odrobiny swojego nastawienia do Harry'ego, przyjaciele przemówili mu do rozsądku i to właśnie dlatego Louis z niechęcią szedł właśnie na uczelnię. Był środek tygodnia, a on musiał poprawić w końcu swój egzamin, który wcześniej specjalnie zepsuł, a o którym zapomniał, będąc całkowicie zaoferowany Natem.

Przekroczył próg uczelni. Było już dosyć późno, nie odbywały się tutaj żadne zajęcia. Niezbyt szybkim krokiem Louis skierował się do jednej z sal na pierwszym piętrze. Nigdy nie odbywały się tam poprawy, ale może Harry o tym nie wiedział. Ze wszystkich sal musiał wybrać oczywiście tą na końcu korytarza w najbardziej odległym skrzydle uczelni, co za burak. Pewnie specjalnie to zrobił, tylko po to by Louis zmęczył się chodzeniem. Jak można być tak okropnym człowiekiem.

Stanął przed drzwiami do sali i wszedł do niej. W środku było zupełnie ciemno, rolety były pozasuwane. Cóż najwidoczniej jakiś profesor zrobił wykład z użyciem projektora i nie przywrócił pomieszczenia do pierwotnego stanu. Było to jednak trochę dziwne, profesor Styles już dawno powinien tutaj czekać, a zgaszone światła uświadomiły Louisa o jego nieobecności.

Zamknął za sobą drzwi i zrobił kilka kroków na przód. To była jedyna sala, gdzie włącznik do światła znajdował się na przeciwnej od drzwi ścianie. Louis nie wiedział, kto zrobił tak głupią instalację, ale była ona kompletnie bez sensu.

Przeklął głośno i błądząc w ciemności, chciał przejść na drugą stronę sali. Usłyszał za sobą dźwięk przekręcanego na klucz zamka, odwrócił się z bijącym sercem i prawie krzyknął, kiedy poczuł czyjeś dłonie na swoim ciele.

- Shhh - uciszył go głos, ciągnąc w jakimś kierunku. Trochę później plecy Louisa uderzyły w ścianę. - Nie mogłem wytrzymać, nie mogłem się powstrzymać.

- Co pan do cholery robi - zasyczał Louis, marszcząc brwi. Wiedział, że to Harry, ale powiedzmy sobie szczerze, nie tego się, kurwa, spodziewał przychodząc na poprawkę egzaminu.

- Z szacunkiem - skarcił go, przybliżając twarz do jego ucha, po czym wyszeptał: - nie mogłem znieść tego Nata, cóż za okropny dzieciak.

Louisa przeszedł dreszcz, chyba uzyskał to co chciał. Harry był okropnie zazdrosny i teraz widać tego skutek. Co będzie dalej?

Cokolwiek by to nie było, Louis w cholerę się cieszył, nie mógł powstrzymać uśmiechu zwycięstwa, który wkradł się na jego twarz. A więc jednak, nie był mu całkiem obojętny.

Ciało Louisa było dociśnięte do ściany, Harry złapał go za podbródek ciągnąc dalej:

- Widok ciebie i jego razem... Denerwowało mnie to bardziej, niż twoje niedojrzałe teksty o stosunku liczb.

- Ach, tak? Jak bardzo denerwujący byłem?

- Tak bardzo, że chciałem cię zatrzymywać po każdej lekcji na dłużej, by dawać ci reprymendę za twoje zachowanie.

- Ale nie robiłeś tego - Jego głos był tak przepełniony niepewnością i pożądaniem. Jego serce biło w zawrotnym tempie. Był zbyt podniecony, by powiedzieć coś więcej.

- Właśnie chcę to teraz naprawić i okropnie cię ukarać za przeszkadzanie. - wyjawił z aprobatą. Louis był pewny, że się uśmiechał.

Jego policzki paliły się żywym ogniem.

- Więc zrób to - powiedział, choć zabrzmiało to bardziej jak żałosna prośba.

Chciał więcej, chciał Harry'ego.

Louis nie musiał dwa razy powtarzać, Harry połączył ich usta razem w pełnym pasji i gorąca pocałunku. Louis absolutnie nie miał ochoty na grę wstępną, ale wiedział, że musiał czerpać garściami z tego, co teraz się działo, bo być może już nigdy nie zazna hojności Harry'ego w takim w wydaniu.

Całowali się przez chwilę, a raczej to starszy całował Louisa, błądząc po jego szyi, żuchwie i miejscem za uchem, doprowadzając go na skraj. Louis błagał, żeby się pośpieszył, bo robił się twardy.

Styles ostatni raz pocałował swojego studenta w już lekko podpuchnięte i czerwone usta, po czym zręcznie, bez ostrzeżenia, obrócił go do siebie tyłem, popychając jego ciało na biurko, znajdujące się niedaleko. Dobrał się do jego rozporka, znów na oślep składając niechlujna pocałunki gdzieś przy jego twarzy.

- Wpieprzę cię tak mocno, że następnym razem zastanowisz się, czy w ogóle chcesz się odzywać nieproszony... - wydyszał. Louis zgadzał się na wszystko. - Może to cię oduczy bezwstydnego afiszowania się z Natem przy ludziach - warknął do jego ucha.

Po chwili spodnie Louisa były już przy jego kostkach. Ręka starszego mężczyzny przeniosła się na jego krocze lekko je ściskając. Louis zakwilił, błagając o więcej.

Harry przejął całkowitą kontrolę, obrócił młodszego tyłem do siebie i sprawił, że jego policzek już za chwilę był przyciśnięty do drewnianej powierzchni nauczycielskiego biurka.

Louis ciężko przełknął ślinę. Szkoda że było ciemno, chciałby widzieć Harry'ego.

- Cóż za niegrzeczny chłopiec - mówił Styles, dmuchając mu gorącym powietrzem w kark i wywołując u niego gęsią skórkę. Louis czuł jego długość na swoim tyłku.

- Pośpiesz się - zażądał na wydechu. Chciał, żeby Harry ściągnął swoje spodnie i przeszedł do rzeczy.

Jego kutas był spragniony dotyku, domagał się jakiejkolwiek uwagi ze strony Harry'ego, który wciąż trzymając go za włosy i dociskając do stołu, drugą ręką błądził w głąb jego bokserek i zaciskał ją się na jednym z jego krągłych pośladków.

- Cudownie - komentował.

Louisowi było naprawdę gorąco.

Student zajęczał, szukając jakiegokolwiek tarcia na krawędzi biurka, ale było to niesatysfakcjonujące i nie zadowalało go. Wypchał więc biodra w kierunku Harry'ego starając się go jakoś ponaglić.

Harry widocznie zrozumiał, bo w szybkim tempie pozbył się jego bokserek i także on sam pozostał bez niczego od pasa w dół.

Bez ostrzeżenia zatopił się we wnętrzu Louisa, doprowadzając do tego, że młodszy ledwo zdusił pisk. Student próbował chwycić się czegokolwiek, ale przez niekontrolowany ruch dłonią, strącił coś z biurka, prawdopodobnie organizer na przybory do pisania, które z hukiem rozsypały się na podłodze.

- Ręce przy sobie - rozkazał władczo Harry. Nie poruszył się w nim, dając mu czas do przyzwyczajenia, ale nachylił się, by Louis usłyszał jak mówi: - Nie chcemy chyba, żeby ktoś nas usłyszał, prawda?

- Mhm - mruknął, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.

Boże, Harry był taki duży, tak dobrze go czuł, było niesamowicie, a to dopiero początek.

- Odpowiedz słowami - zażądał, pociągając go za kosmyki karmelowych włosów.

Jedyne czego Louis nie lubił to droczenia się, więc nie przeciągając zakwilił: " Tak, tak, nikt nie usłyszy, b-będę cicho, przysięgam".

- Tylko zrób coś - błagał z warkotem.

Harry uśmiechnął się w ciemności.

- Dobrze. - sapnął.

Ręka Harry'ego znalazła się nagle pod koszulką Louisa i spoczęła na jego talii. Druga ręka ulokowała się na jego prawym biodrze. Louis poczuł jak pierścionki Harry'ego wbijają się w jego rozgrzaną skórę, tworząc cudowny kontrast.

Harry wreszcie zechciał się poruszyć, sprawiając, że Louis wziął ze świstem powietrze. Harry robił to niezwykle wolno i ostrożnie, czego Louis w ogóle się nie spodziewał, ale było to naprawdę miłe i spokojne. Jednak wciąż niewystarczające.

- Wszystko w porządku? - Zapytał Harry, Louis zajęczał, dając mu znak, że jest wspaniale i żeby się nie krępował.

- Sz-szybciej, proszę, pro-oszę - zakwilił, więc Harry przyspieszył.

Louis zacisnął pięści na krawędziach biurka, starając się nie jęczeć aż tak głośno, jak faktycznie chciał. Wiedział, że nie mogą zostać przyłapani, a "poprawka" nie może trwać nie wiadomo jak długo, ale gdyby była taka możliwość, oddałby duszę diabłu, by robić to z Harrym w nieskończoność.

Harry poruszał biodrami coraz agresywniej i wbijał się w Louisa coraz głębiej i głębiej, sprawiając, że student nie mógł złapać oddechu. Starał się zapanować nad drżeniem swojego ciała, ale gdy poczuł palce Stylesa blisko przerodzenia, zwariował. Harry wyczuł, że młodszemu podobało się to, więc zataczał kółka kciukiem u podstawy jego kutasa, złośliwie się z nim bawiąc.

Profesor chciał dać mu porządną nauczkę, więc gdy tylko przyspieszał, zaraz zwalniał, nie dając Louisowi dojść na szczyt.

Student nie dawał już sobie rady, był wykończony zabawą Harry'ego, błagał go, by ten pozwolił mu dojść.

- To kara za twoje zachowanie - powtarzał Harry, niemal natychmiast zaprzestając swoich ruchów.

- Proszę, nie wytrzymam j-już - z jego gardła uleciał umęczony jęk. - Będę już g-grzeczny, o-obiecuję. Znajome ciepło kumulowało się w jego brzuchu, dając znać, że czas dać sobie już spokój.

- D-dobrze, trzymam cię za słowo, kochany - Harry wreszcie się nad nim zlitował. Sapiąc i dysząc dokończył to co zaczął. Wystarczyło tylko kilka mocnych pchnięć, by oboje doszli z głośnym, ale stłumionym jękiem.

Oboje pozostali na dość długą chwilę w bezruchu, napawając się swoim orgazmem i tą cudowną, wyjętą spod prawa chwilą.

Louis łapał spazmatyczne oddechy i mruknął niezadowolony, kiedy Harry się z niego wysunął, pozostawiając po sobie pustkę.

Leżał jeszcze chwilę na drewnianym meblu, zanim nie usłyszał, jak Styles się ubiera. Sam także postanowił zrobić to samo, choć na pewno wolniej i bardziej niezdarnie. Tak, znów jakaś rzecz spotkała się z podłogą.

- Boże, proszę, uważaj. - zajęczał Harry. - Ubrałaś się? - upewnił się.

Louis zapinał właśnie guzik spodni.

- Dobrze. Chodź do mnie - poprosił, otwierając ramiona. Louis zrobił niepewny krok w przód, bo nie do końca wiedział, gdzie Harry stoi. Na szczęście trafił wprost na jego tors. Ręce zacisnęły się wokół jego rozgrzanego ciała, a usta profesora znów znalazły się na jego. - Zaświecę światło. Chcę cię zobaczyć - oznajmił i wyplątał się z ramion młodszego.

Wreszcie w sali rozbłysły lampy. Louis skrzywił się na jasne światło, które go zaatakowało. Oparł się o biurko, kładąc rękę na czymś lepkim.

- O jezu - burknął, odskakująC od mebla. Harry zaśmiał się gardłowo.

- Trzymaj - podał mu chusteczki. - Musimy doprowadzić salĘ do porządku, zanim wyjdziemy.

***

- Więc co teraz? - zapytał Louis. Siedział na przeciwko Harry'ego, świdrując go wzrokiem.

Właśnie Harry, jego profesor, wpieprzył go na biurku po ciemku w sali na uniwersytecie. To było chore.

- A co ma być? - uniósł brew.

- Czy... mamy o tym zapomnieć tak jak poprzednim razem? - spytał niepewnie.

Kurwa, Louis tak bardzo nie chciał udawać ze nic się nie wydarzyło.

Harry rozsiadł się wygodniej na krześle za biurkiem i uśmiechnął się.

- Myślę, że nie musimy o niczym zapomninać. - oznajmił. Chyba naprawdę widział tę tlącą się nadzieję w oczach Louisa, który niemal popłakał się ze szczęścia, kiedy usłyszał co Styles powiedział. - Przepraszam, że tak się zachowałem wcześniej, to musiało cię okropnie zranić, skoro na każdym kroku starałeś pokazać mi, co straciłem. - westchnął. - Zrozumiałem. I jeszcze raz bardzo przepraszam, po prostu... Odkąd cię zobaczyłem, nie mogłem przestać o tobie myśleć, dlatego starałem się nie wchodzić z tobą w jakiekolwiek interakcję, by później nie żałować. Cóż, jestem gościem, którego trzyma się humor, gdybym wszedł z tobą w grę słowną na oczach studentów, mogłoby się to nie skończyć dobrze. Hamowałem się jak mogłem.

Louis piszczał w środku jak mała dziewczynka, starał się jednak niczego nie zdradzać swoją mimiką.

- Hm, no dobrze. Zastanowię się, czy przyjąć przeprosiny. - Skrzyżował ręce na piersi, cwaniacko się uśmiechając. - Ale co z twoją żoną i dzieckiem? Chyba... nie zostawisz ich dla mnie? - Musiał w końcu poruszyć tę kwestię. Jeśli je zostawi, będzie najgorszy na świecie, ale uczyni Louisa zarówno najszczęśliwszym chłopakiem w całej galaktyce.

- Co, proszę? - Harry zdziwił się. - Nie mam żony ani dziecka. Na litość boską.

Oczy Louisa były wielkie jak spodki. Zmarszczył brwi.

- Jak to? Byłem pewny, że kiedy powiedziałeś mi, że to co się wydarzyło w klubie, to błąd i mamy o tym zapomnieć... byłem pewny, że chodziło właśnie o nich. Że wzięły cię wyrzuty sumienia. Ta brunetka z córką. Widziałem was w sklepie w sobotę dwa tygodnie temu - wyjaśnił.

Harry zastanowił się przez chwilę, po czym parsknął, rozumiejąc o jakiej sytuacji rozmawiają.

- Ależ nie. To moja siostra Gemma i siostrzenica. Tymczasowo u nich mieszkam, bo mam bliżej do pracy i czasem z nimi wychodzę.

- Naprawdę?

Harry kiwnął głową.

- To wiele zmienia. - przyznał Louis. - Ale co z nami?

- Cóż, obaj umiemy matematykę, więc obaj umiemy rozwiązywać problemy - uśmiechnął się. Louis to odwzajemnił. - Jeśli chcesz, możemy dać temu szansę?

- Naprawdę? Nie uważa pan, że jestem zbyt dziecinny lub denerwujący?

- Wiem, że robiłeś to tylko po to, żeby zwrócić moją uwagę, to świadczy tylko o tym, że masz dziwne poczucie humoru.

- Przedziwne, przyznaję. - potwierdził.

Zaśmiali się dźwięcznie. Atmosfera w pomieszczeniu była przesiąknięta seksem ale i ulgą.

Harry spojrzał na zegarek, po czym westchnął.

- Chyba musimy się zbierać. - Wstał ze swojego miejsca. - Skoro rozwiązaliśmy już wszystkie sprawy...

Obaj wstali ze swoich miejsc i skierowali się do drzwi.

- Czy możemy spotkać się tam, gdzie ostatnio? Czy może wolisz jakąś kawiarnie? - zaproponował Harry.

- Myśle, że klub będzie w porządku. Chyba nie będziemy ryzykować, że ktoś nas zobaczy razem?

- W sumie masz rację, chociaż po tym co się przed chwilą stało, nic mnie już nie obchodzi. Jesteś u mnie na pierwszym miejscu. - skwitował, otwierając drzwi. - To co, sobota?

- Idealnie. - Louis uśmiechnął się od ucha do ucha. Harry przepuścił go w drzwiach, poprawiając szybko swoje włosy.

- No to jestesmy umówieni.

Obaj uśmiechnęli się.

Louis pożegnał się z Harrym i już miał odejść, kiedy nagle sobie o czymś przypomniał.

- Chwila, a co z moją poprawką? - zapytał.

Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym puszczając mu oczko powiedział:

- Zaliczona śpiewająco.

KONIEC 

Continue Reading

You'll Also Like

5.2K 274 11
Zostań Zostań ze mną już na zawsze Bo wtedy ja Bede mógł zostać Z tobą rozdziały są bardzo krótkie rozpoczęte:06.08.18 zakończone:12.08.18 ©Ne...
10.9K 445 39
- Ja też mam uczucia wiesz?? - powiedziałam wkurzona i smutna jednocześnie. Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie jak wryty. postanowił...
4.3K 388 6
gdzie Harry lubi kupować kwiaty a Louis pracuje w kwiaciarni Wymyśliłam sama, niekopiowane.
7.3K 655 40
My youth, my youth is yours Tripping on skies, sipping waterfalls My youth, my youth is yours Run away now and forevermore My youth, my youth is you...